zmysł statyczny. - ptpk · 2017. 8. 31. · aparat zostanie raptownie zatrzymany, wów czas, jak...
Post on 22-Jan-2021
1 Views
Preview:
TRANSCRIPT
J\/°. 51. Warszawa, d. 20 grudnia 1895 r. Tom X V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA11.W Warszawie: rocznie rs. 8, kwartalnie rs. 'i
l przesyłką pocztową: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5
Prenumerować można w Redakcyi .Wszechświata* i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią Panowie: D eike K ., Dickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K ., Kw ietniewski W l., Kram sztyk S., Morozewicz J., Na- tanson J „ Sztolcman J., Trzciński W . i W róblew ski W .
^.dres Redakcyi: Kralsowskie-Przedraieście, 3STr 86.
Zmysł statyczny.
P oglądam i swemi E . M ach, fizyk i fiz jo log niemiecki, wyprzedził o dziesiątki la t wiedzę współczesną. Z naczna ilość teoryj, wypowiedzianych przez niego już dawno, d o piero dzisiaj znajdu je należyte uznanie i po tw ierdzenie. Do tak ich należy pogląd o is t nieniu oddzielnego zmysłu, przy pomocy którego odczuwany bywa ruch, zmysłu, zwanego dzisiaj statycznym . Pog ląd ten wypow iedział M ach już w roku 1872. Dziś dopiero fizyolodzy zajęli się na seryo pytaniem , potw ierdzając słuszność ta k dawno ju ż istniejące j i ta k m ało uwzględnionej teoryi. Z a poznając czytelników z obecnym stanem pytan ia rozpoczniem y na tu ra ln ie od badań M acha, k tó re pytanie to praw ie w zupełności rozwiązały. B adan ia te obok swej treści posiadają także w ażną w artość co do formy: pokazują one jak iem i drogam i szedł badacz spraw dzając pierwsze przypadkow e spostrzeżenie, in te rp re tu jąc każdy nowy fak t dośw iadczalny—uczą one ja k badać należy.
I.
Zapewne każdy zrobił spostrzeżenie, k tóre dało pierwszy bodziec do badań; każdy j a dąc koleją m usiał zauważyć, źe jesteśm y zawsze w stanie ocenić kierunek, w jak im zaczyna się poruszać wagon, nie myląc się i wówczas, gdy szczelnie zam knięte okna nie pozw alają na ocenę ruchu względnego. O dczuwamy nietylko jednak przyśpieszenie prostolinijne w agonu lecz i każdy zak rę t, każdy łuk , ja k i pociąg opisuje. Po pewnym dopiero czasie, gdy ruch pociągu s ta je się równomierny, wrażenie ruchu ustaje. P o nawia się ono jed n ak w chwili, gdy pociąg zaczyna w strzym ywać bieg. Spostrzeżenie to uczy, że oceniamy nie ruch lecz przyśpieszenie, a więc wszelką zmianę ruchu. N asu wa się jednak pytanie, w jak i sposób pow staje w rażenie przyśpieszenia. Sam fakt, że odczuwamy przyśpieszenie, nie mówi nic o tem , w jak i sposób wrażenie powstaje. J e żeli jed n ak tylko długie badanie m ogło doprowadzić do zupełnego zrozum ienia z ja wiska, to rozumowanie ogólne mogło w yjaśnić najogólniejsze w arunki, przy k tórych mogło powstać czucie ruchu. W szelkie czucie powstaje tylko wtedy gdy podnieta w j a kiejkolwiek formie działa na nerw. W jakiej
802 WSZECHSWIAT N r 51.
form ie d z ia ła podnieta przy odczuw aniu przyśpieszenia? N a pytanie odpow iada czysto m echaniczne rozum ow anie.
R uch człow ieka je s t zjawiskiem m echa- nicznem. D zia łan ie podniety na nerw podlega także prawom dzia łan ia m echanicznego. N ależy więc zbadać, w ja k i sposób ruch b ie rny, a więc ruch , przy k tórym żaden mięsień nie ulega zm ianie, działa jak o podnieta.
Ju ż za czasów N ew tona znane było p ra wo, źe zm iana szybkości ruchu jednego c iała możliwą je s t tylko wówczas, gdy jednocześnie ciało inne zm ienia także swą szybkość. Z a sada ta , znana pod nazwą zasady działan ia i przeciw działania, w yraża się przy pomocy form uły m a tem aty czn e j:
m c p 4 - m ' t p ' = 0 ,
gdyż przez m i m oznaczam y m asy d z ia ła jących ciał, przez cp i rp ' ich przyśpieszenia.
Z zasady tej wypływa ważny wniosek, że siły m iędzycząsteczkowe nie m ogą w płynąć n a zm ianę ruchu.
Zanim przejdziem y do zastosow ania praw a tego do in teresującego nas z jaw iska, ro zpatrzm y je jeszcze na przyk ładzie m echanicznym. Jeże li położymy m asę m pod d z ia łaniem przyśpieszenia g na spoczywającym stole, wówczas przyśpieszenie to zostaje zniszczonem. D ziałan ie i przeciw działanie znoszą się w zajem nie. Jeże li s tó ł opuszcza się z szybkością jed n o sta jn ą , stosunek pozostaje bez zm iany, jeżeli je d n a k stó ł porusza się z przyśpieszeniem g' wówczas ciśnienie m asy na stó ł zm ienia się. S ta je się ono równem 0 , gdy g i g' są rów ne i posiad a ją ten sam kierunek.
Z astosujm y rozw iniętą zasadę do ciała ludzkiego: S k ład a się ono z oddzielnychczłonków, połączonych ściśle ze sobą i p rzed staw iających m echanicznie g rupę m as oddziaływ ających na siebie. M asy te m uszą podlegać praw u d zia łan ia i przeciw działania. P raw o to w ykazuje też , źe wzajem ne dz ia ła nie m as nie zm ienia się, gdy zn a jd u ją się one w spokoju lub po rusza ją ruchem je d n o stajnym . Z chw ilą jednak , gdy pew na część c ia ła o trzym uje przyśpieszenie większe a n iżeli inna, zm ienia się jednocześnie stosunek wzajemnego oddziaływ ania i tkank i u lega ją napięciu lub ciśnieniu. Z m iana ta k a wy- j
starcza jednak , aby pobudzić nerw, znajdu- j
jący się w tkance i powodować czucie. P rz y k ład objaśni i tu ta j stosunek ten najlepiej. G dy stoimy na sta łe j podstaw ie, wówczas podstaw a ta dźwiga ciężar całego ciała, nogi dźw igają ciężar korpusu i t. d. Z chwilą, gdy podstaw a zaczyna się poruszać nadół, stosunek ten ulega zmianie. Ciśnienie ciała n a podstaw ę sta je się mniejszem, zmniejsza się ciśnienie korpusu na nogi, głowy na korpus i t. d.
Z asad a działania i przeciw działania pozw ala więc zrozumieć, w ja k i sposób ruch bierny c ia ła może być źródłem czucia, nie odpowiada jed n ak na pytanie, jak ie nerwy m uszą być pobudzone, aby czucie to pow stało . P y tan ie to należało zbadać doświadczalnie. Doświadczenie powinno było wykazać: 1) Czy rzeczywiście odczuwamy tylko przyśpieszenie a nie ruch. 2) Czy odczuwanie przyśpieszenia je s t funkcyą całego o rganizm u czy też jego części. 3) Powinno było zbadać dokładnie w arunki, w jak ich n as tę pu je czucie.
P rzy rząd , do doświadczeń służący, u rz ą dzony był do nadaw ania osobie badanej ru chu kołowego. S k ład a ł się on z ram y, 4 m długiej i 2 m wysokiej, obracającej się dokoła osi pionowej. W ram ie te j um ieszczona je s t inna, m niejsza, o b racająca się sam odzielnie i m ieszcząca w sobie krzesło, dające się pochylać około osi poziomej. R am a wew nętrzna daje się przesuw ać, osoba więc badan a , siedząc w krześle, może być obracana bądź to zna jdu jąc się w pobliżu osi głównej, bądź też będąc od niej oddaloną, może być zwrócona tw arzą w k ierunku osi lub teź w kierunku do niej prostopadłym ; może siedzieć w położeniu pionowem lub też mniej lub więcej poziomem, A by uniemożliwić oryentow anie się przez porów nanie położenia a p a ra tu poruszanego z otoczeniem, zamieniono cały a p a ra t w rodzaj pud ła papierowego, w którego w nętrzu siedział badany.
Przejdźm y obecnie do doświadczeń.Doświadczenie 1-sze. Badany, usiadłszy
w pozycyi pionowej w pudle, zosta je po ru szany naokoło osi. K ażdy ruch zostaje w tej chwili odczuty i oceniony względnie dokładnie co do kierunku i szybkości. J e żeli jednak ruch trw a czas pewien równom iernie, wówczas w rażenie ruchu ustaje. Z chwilą, gdy szybkość ruchu się zmniejsza,
N r 51. W SZBCHS WIAT. 803
pow staje uczucie ruchu w kierunku odw rotnym. Uczucie ruchu odw rotnego sta je się nadzwyczaj intensywnern, jeżeli a p a ra t zostanie m om entalnie w strzym any. Czas jego trw ania je s t zależny od szybkości, z jak ą a p a ra t się obracał. Doświadczenie to wykazuje, źe odczuwaną zostaje nie szybkość r u chu lecz je j zmiany, a więc przyśpieszenie.
Doświadczenie to nie zm ienia swego charak te ru , jeżeli zmienimy położenie badanego. Pow stające uczucie ruchu i jego przebieg je s t niezależny od tego, czy badany znajduje się w położeniu poziomem czy pionowem.
Doświadczenie 2-gie. Jeżeli w w arunkach tych samych co i w doświadczeniu pierwszem a p a ra t zostanie raptow nie zatrzym any, wówczas, ja k już zaznaczyliśmy, następuje uczucie ruchu w kierunku odwrotnym. Jeżeli po upływie l ' / 2— 2 sek. puścimy a p a ra t w tym samym kierunku co i poprzednio, uczucie ruchu przeciwnego niknie. Z czego wynika, że trw a ono dość długo i może być usunięte, jeżeli badany zostanie poruszanym biernie w k ierunku pierwotnym.
Doświadczenie 3-cie. Badany siada z głową opuszczoną, poczem a p a ra t puszczony zosta je w ruch, ta k ja k w doświadczeniu pierwszem. Z chwilą, gdy a p a ra t zostanie nagle zatrzym any, badany podnosi głowę do norm alnej wysokości. W edług doświadczenia drugiego powinien on odebrać wrażenie ru chu wstecznego. O trzym ane jednak w rażen ie je s t bardziej złożonem. J e s tto wrażenie ruchu w kierunku od ręk i praw ej przez g łowę ku lewej, a więc wrażenie ruchu około osi, leżącej w płaszczyźnie różnej od tej, w jak ie j leżała oś ruchu właściwego. W ynika więc stąd , że ruch głowy posiada ważny wpływ na kierunek odczutego ruchu. W pływ ten potw ierdza każde doświadczenie, w któ- rem głowa zm ieniała pierw otne położenie.
Doświadczenie 4-te. Zmieńmy położenie ram y wewnętrznej względem ram y głównej poruszając obiedwie jednocześnie w pewnym kierunku. W rażen ie otrzym ane rów na się wrażeniu ruchu po powierzchni stożkowej.
Zanim przejdziem y do wyprowadzenia wniosków, przytoczym y jeszcze dwa ch arak terystyczne doświadczenia.
Doświadczenie 5-te. JBadany kładzie się w łóżku, umieszczonem w ram ie, na p r a wym boku. A p a ra t zostaje puszczony w ruch;
z chwilą, gdy ruch sta je się równomierny, w rażenie ruchu usta je . Pow staje ono je d nak nanowo, z większą przytem intensywnością aniżeli poprzednio, gdy zmienia on po- zycyą przew racając się z jednego boku na drugi. P ow tarza się to za każdą zm ianą położenia.
Łatw o i tu ta j znaleźć analogią m echaniczną. Umieśćmy wraz z badanym krążek m etalowy, obsadzony na osi obracającej się bez tarcia . K rążek ten przestaje się poruszać z chwilą, gdy ruch ap a ra tu rotacyjnego staje się jednostajnym . Jeżeli jed n ak obrócimy krążek, zw racając go płaszczyzną górną na- dół, porusza się on nanowo.
Doświadczenie 6 te. B adany siada w aparacie pionowo. Po pewnym czasie wrażenie ruchu ustaje. Pow staje ono natychm iast, jeżeli głowa zmieni położenie w jak im kolwiek kierunku. K ierunek odczutego ruchu zm ienia się przytem zależnie od kierunku ruchu głowy, a mianowicie tak , źe subiektyw ne wrażenie ruchu zgadza się najzupełniej z teo ry ą m echaniczną ruchu kołowego, wykazaną przez Poinsota.
Z badajm y podane doświadczenia i wyprowadźmy wnioski, do jak ich one upow ażniają.
Przedew szystkiem wykazują o n e :1) Z e człowiek rzeczywiście odczuwa wszel
kie zmiany ruchu c ia ła—odczuwa on p rzy śpieszenie.
2) Z e kierunek odczutego ruchu zależy od kierunku przyśpieszenia. G dy przyśpieszenie je s t dodatnie, wówczas ruch odczuty zgadza się co do kierunku z ruchem faktycznym .
3) Ze ruchy głowy wpływają na zm ianę kierunku odczutego ruchu.
W szystkie przytoczone doświadczenia p o zw alają określić rodzaj i w arunki wrażenia, rozumowanie mechaniczne pozwala zrozumieć ogólną formę pow stania w rażenia,— nie określa ją one jed n ak dokładnie m iejsca, w których szukać należy odpowiednich kończyn nerwowych. Doświadczenia wykazują jed n ak , źe znaczenie naczelne ma tu głowa i źe najpraw dopodobniej tu ta j należy szukać nowego zmysłu. O gólnie biorąc, wrażenie może jednak powstać skutek :
1) W zględnego ruchu kości i w ynikającego stąd napięcia ścięgien.
2) Zm ian napięcia skóry, na k tó rą przedewszystkiem działa ruch bierny.
804 W SZECHS WIAT N r 51.
3) N apięcia pomiędzy m ięśniam i.4) Z m iany ciśnienia krw i na naczynia.5) R uchu oczu.6) W pływ u bezpośredniego ruchu na
mózg.7) Pobudzen ia 'specyalnego o rganu .K ażd a z tych możliwości m usiała być też
zbadana doświadczalnie. Zaprow adziłoby nas to zbyt daleko, gdybyśm y chcieli p rześledzić wszystkie w tym celu przeprow adzone doświadczenia. M yśl przew odnia i rezu lta ty główniejszych wystarczą, do w yprow adzenia wniosku.
Ju ż a p rio ri należy przypuszczać, że n a prężenie tkanek , bądź to łączących kości, bądź też mięśnie, nie może być źródłem w rażenia ruchu . P rzypuśćm y rzeczywiście, że dwie cząstki, A i B, w skutek przyśpieszenia udzielonego jed n e j z nich, s ta ra ją oddalić się od siebie, co pow oduje napięcie tk an ek i w rażenie E . P rzypuśćm y naw et, źe w rażenie to je s t równie zależne od tego , czy A i B odd a la ją się czy zbliżają. P osiadam y wówczas ty lko dwa rodzaje w rażeń; doświadczenie pokazało nam , źe każda now a fo rm a ru ch u powoduje zupełnie nowe w rażenie. D ziałan ie dwu części, połączonych ze sobą tak , ja k połączone są mięśnie, kości i t. d., nie może więc być powodem tej m nogości w rażeń, ja k ą zaobserwowano. Doświadczenie w ykazuje też, że tam , gdzie rzeczywiście m a miejsce ruch względny pojedyńczych m ięśni, tam niem a w rażenia ru ch u —wszelki ruch bierny, jak iem u poddane zosta je c ia ło , m usi działać przedewszystkiem na jego powierzchnię, moż- liwem więc je s t przypuszczenie, że sk ó ra pośredniczy przy odbieraniu w rażenia ruchu. U rządźm y je d n a k doświadczenie ta k , żeby zm ieniało się tylko ciśnienie na pow ierzchnię c ia ła , a przekonam y się, że nie towarzyszy m u w rażenie ruchu.
Toż sam o w ykazuje doświadczenie i w s to sunku do innych w yrażonych przypuszczeń. W szystkie one nie w ystarczają do ob jaśn ienia, ja k pow staje wrażenie ruchu. Z jaw iska w rażeń ruchu m ożna objaśnić jedynie zapo- m ocą hypotezy, przy jm ującej istnienie oddzielnego zm ysłu ruchu .
Rozum ow anie teore tyczne pozw ala także wnioskować, ja k ą budowę o rg an zm ysłu tego mieć powinien, aby módz objaśnić wszystkie fakty . P u n k tem wyjścia rozum ow ania tego
musi być fak t, że wrażenie ruchu może pow stać wtedy, gdy dwa ciała, A i B , zm ieniaj ą form ę w zajem nego w spółdziałania. N a leży tylko objaśnić, jakiem je s t to współdziałanie i ja k się ono zmienia.
N astępujące przypuszczenie objaśnia wszystkie zjaw iska najłatw iej: Przypuśćm y, źe ciało B posiada próżnię, w której znajduje się w formie płynnej lub sta łe j ciało A . Będzie ono pod wpływem przyśpieszenia, udzielanego przez ciążenie, działa ło na jednę ze ścian ciała A silniej, aniżeli na inne. D ziałanie to zm ienia się co do formy i kierunku, gdy ciało B w ruch zostanie wprowadzone. K ażdej nowej formie ruchu będzie odpow iadał nowy kierunek dzia łan ia c ia ła B na ściany ciała A. K ierunek ten będzie się nietylko wówczas zm ieniał, gdy ciało B otrzym a przyśpieszenie większe aniżeli A , lecz i wtenczas gdy przyśpieszenie c ia ła B będzie mniejsze od A. W zajem ne działanie pozostanie bez zmiany, jeżeli B i A poruszają się jednostajn ie .
Przypuśćm y obecnie, że wgłębienie A wysłane je s t zakończeniam i nerwów, a będziemy mieli przybliżone pojęcie o budowie zmysłu statycznego. Doświadczenia w ykazały, że zm ysł ten musi być umieszczony w głowie. A natom ia dowodzi, że budowę analogiczną do te j, ja k ą na zasadzie teoryi musi posiadać zm ysł statyczny, posiada lab iryn t. N ależy więc przyjąć, źe lab iryn t je s t organem zmysłu statycznego. O to w głównych zarysach ro zumowanie M acha.
J a k już zauważyliśmy, badacze tegocześni podjęli teoryą M acha, szukając potw ierdzen ia wniosków na drodze bezpośredniej. R ezu lta ty tych poszukiwań musimy obecnie rozpatrzyć.
I I .
N izeależnie od M acha, F lou rens zrobił następujące spostrzeżenie: B ad ając wpływ różnych części organu słuchu, usuw ał on po- kolei bębenek, kostki słuchowe i t. d. Prze- ciąwszy poziomy łuk lab iryn tu , zauważył, że zwierzę zaczęło nadzwyczaj silnie poruszać głow ą w kierunku poziomym z praw ej s trony na lewą i odwrotnie. R uchy te u s ta wały często, pow tarzały się jednak za każdym razem , gdy zwierzę probowało się po-
N r 51. WSZECHSWIAT 805
ruszyć. P o przecięciu łuku pionowego g ło wa poruszała się w kierunku pionowym, po przecięciu obudwu łuków pionowych zwierzę przew racało się. B adania P lourensa powtórzyli K aro l Czerniak, B row n-Sequard, Yul- pian. O bjaśniali oni zjawisko w taki sposób, że pow staje ono wskutek silnego pobudzania nerw u słuchowego. Teź sam e b adan ia pod j ą ł Groltz. W ypow iada on przytem przypuszczenie, źe lab iryn t musi służyć jako o rgan równowagi głowy i całego ciała. D odajmy tu ta j nazwisko B reuera , który jed n o cześnie z M achem b adał funkcye lab iryn tu , | a będziemy mieli całą listę badaczy, którzy doniedawna zajmowali się kwestyą sta tyczną lab iryn tu . B reuer, zarówno ja k i G oltz, j z a ją ł się pytaniem , badając je z anatom icz- j
nego stanow iska. Z a każdym razem , gdy ! lab iryn t został uszkodzony, obserwował b rak równowagi u zwierząt, s tąd nazwa zmysłu statycznego.
Je s tto zasługą K reid la , źe kw estyą zm ysłu statycznego pod ją ł nanowo z całym szeregiem doświadczeń, nietylko nad kręgowcami lecz i nad zwierzętam i niższemi i dowiódł słuszności poglądów M acha i B reuera.
B adan ia swoje rozpoczął K re id l nad głu- j choniememi. W ychodząc z założenia, że i
uszkodzenia lab iry n tu tow arzyszą bardzo i często głuchocie, poddał on badaniu wycbo- wańców in sty tu tu głuchoniem ych w W iedniu, j Doświadczenia nad głuchoniememi posiadały I między innem i i tę stronę dodatnią, źe wy- | kluczoną by ła możliwość w spółudziału nerwu słuchowego. D ane statystyczne wykazują, że 56 % głuchoniem ych, posiada jednocześnie uszkodzony labirynt. Doświadczenia K re id la w ykazały, że 50 % głuchoniem ych b a d a nych nie odczuwało wcale nietylko przyśpieszenia, lecz i wszelkich zjawisk, powstających przy odczuwaniu ruchu. T ak np. osoby norm alne jad ąc szybko po krzywej widzą p rzed mioty poziome pochyło. Z naczna liczba g łu choniemych uczucia tego nie posiadała. P o kazało się też, że te sam e osoby, nieodezu- w ając ruchu, pozbawione były jednocześnie uczucia równowagi—nie m ogły one stać na jednej nodze, chodzić z zam kniętem i oczyma po prostej i t. d. W szystkie te badania przem aw iały za tem , że lab iryn t posiada rzeczywiście funkcyą statyczną: je s t organem do odczuwania ruchu. A by jednak tw ierdze-
| nie to jeszcze nowemi poprzeć dowodami,1 K reid l przeprow adził cały szereg doświad
czeń nad rakam i.Dośw iadczenia te powinny były wykazać,
że mniemanie zoologów, upatru jących w oto- litach organów zwierzęcych niższych przyrząd do odbierania wrażeń akustycznych, je s t błędnem i dowieść, że oiolity służą jedynie
I do utrzym ywania równowagi. M yśl p rzewodnia doświadczenia by ła następująca: W iadom em je s t, że niektóre rak i gubią podczas zm ieniania skóry otolity i zastępują je przez inne. W tym celu posługują się drob- nemi kam yczkam i, lub wogóle tw ardem i k ryszta łam i, k tóre um ieszczają w woreczkach otolitowych. Gdyby więc udało się o trzym ać rak i w chwili, gdy te zmieniwszy skórę straciły otolity i zastęp u ją je przez inne, wówczas można byłoby umieścić je w wodzie, w której znajdują się cząsteczki żelaza i zm usić do zastąpienia otolitów poprzednich przez otolity metalowe. D ziałając następnie na m etal m agnesem , możnaby więc otrzym ać sztucznie ta k ą sam ę zmianę położenia otolitów względem ścianek woreczków otolitów, ja k i podczas ruchu pasywnego. Jeżeli więc otolity służą do odbierania wrażenia ruchu, wówczas działanie m agnesu powinno wywołać zupełnie te sam e objawy, co i pasywne poruszanie zwierząt.
Gdy po długim czasie udało się otrzym ać kolekcyą raków, których otolity sk ład a ją się z cząsteczek żelaza, przystąpiono do doświadczeń. R ak , umieszczony n a podstaw ie szklanej, po ruszał się zupełnie norm alnie i nie okazywał żadnych zmian patologicznych. Z chwilą, gdy przybliżono m agnes, pozycya ra k a natychm iast się zm ieniła. P ierw otnie znajdow ał się on w pozycyi norm alnej. Gdy zbliżono m agnes rak zm ieniał pozycyą nachylając się w tak i sposób, że płaszczyzna przecinająca zwierzę na dwie sym etryczne połowy, odchylała się od m agnesu. Jeżeli więc m agnes działał z praw ej strony zgóry, wówczas bok lewy nachylał się ku ziemi i odwrotnie. K ażdej zmianie położenia m agnesu odpow iadała zm iana pozycyi zwierzęcia. Z m iana ta trw a ła dopóty, dopóki dz ia ła ł magnes.
B adania te wykazują więc zupełną zgodność z zasadniczemi poglądam i, rozwiniętemi przez M acha, a obok K re id la , który poświę-
806 WSZECHŚWIAT N r 51.
cił się głównie wyjaśnieniu funkcyi nowego zm ysłu, kw estyą tą zajęli się także i inni b a dacze. ]| W iększość z nich po tw ierdza w zupełności rozw iniętą teoryą. N a stanow isku przeciwnem stoi Ew ald, lecz i on będzie zapewne wkrótce zmuszony uznać się za zwyciężonego.
D -r W . Heinrich.
Przygody Nansena,OPOAVIEDZIANE PRZEZ NIEGO SAMEGO *).
(Ciąg dalszy).
IV. Powrót do kraju.
Ocaleni nareszcie. D oznaliśm y tu przy jęcia ta k gościnnego i serdecznego, jak iego nie doznał niew ątpliw ie n ik t w tem podbie- gunowem otoczeniu, a jakkolw iek mieliśmy stanowczy zam iar udan ia się dalej, do Szpic- bergu , s tam tąd bowiem poprow adziłaby nas najk ró tsza d ro g a do domu, nie mogliśm y się oderw ać od tego gościnnego serca, a także wyrzec się w szystkich wygód, ja k ie nam tu ofiarowano i nanowo wziąć do ręk i kij pielgrzymi. P rzy jęliśm y tedy uprzejm e zap ro szenie poczekania n a o k rę t W indw ard , k tóry m iał przybyć niebawem i odpłynąć znów do E uropy .
Przyjęcie. N ie zapom nę nigdy, ja k ą ro z koszą była nam ciepła kąpiel, k tó rą nas uraczono niezwłocznie po przybyciu do u rządzonego z wszelkim kom fortem dom u J a c k sona. N iepodobna nam było obmyć się ca łkowicie z b rudu od jednego razu , a le mieliśmy już przedsm ak czystości; a potem przywdzialiśm y rozkosznie m iękką, czystą odzież w ełnianą, mogliśmy się ogolić, obciąć sobie włosy, dostaliśm y świetny obiad , kawę, cygara , wreszcie książki i najnow sze pism a (m ające ju ż wprawdzie dw a ła ta , ale d la nas świeże)—słowem byliśmy nagle, jak b y za
*) Nansen’s Story, as told by him self, The daily Chronicie, listopad, 1896 .
dotknięciem różdżki czarodziejskiej, przeniesieni do ogniska cywilizacyi. Troskliwość, względy, ja k ie nam okazywali wszyscy członkowie tej wyprawy, były w zruszające i wyw arły na nas obu n ieza ta rte wrażenie. Z d aw ałoby się, że jedynym ich celem było złagodzenie uprzejm em obejściem naszych sm utnych wspomnień sam otnie przebytej zimy.
B łędy w mapie Payera. Przekonaliśm y się teraz, że moje wspomniane wyżej przypuszczenia były słuszne. Znajdowaliśm y się obecnie n a południowem wybrzeżu Ziem i F ranciszka Józefa i przybyliśm y do p rzy lądka F lo ra na wyspie N orthbrook. Pom iary nasze i oznaczenie długości były pomimo wszystkiego zupełnie dokładne, a nasze chronom etry, ja k się okazało, oznaczały czas doskonale. Z drugiej strony na mapie P ay e ra były omyłki, k tóre mnie wprowadziły na fałszywą drogę,— omyłki których je sz cze sobie wytłumaczyć nie mogę, ale mam nadzieję, że je wyjaśnię, odbywszy naradę z samym P ayerem .
Szeroka cieśnina, k tó rą przebyliśm y na południe w ciągu wiosny, leży nieco na zachód od cieśniny A u stry a i je s t znacznie szersza, niż ta ostatn ia. Jackson przebył ją ju ż poprzednio i nazw ał „K anałem B ry tań- skim ”.
Form acya Ziemi Franciszka Józefa. P rzez zimę obozowaliśmy na zachód od cieśniny A u stry a , na wyspie, k tó rą nazw ałem wyspą F ry d ery k a Jacksona. Zanim wyruszyliśmy n a wyprawę, wyraziłem w odczycie, wygłoszonym w królewskiem Towarzystwie geogra- ficznem, m niem anie, źe Ziem ia F ranciszka Józefa je s t tylko g ru p ą wysp. M niem anie to zostało w zupełności potw ierdzone. Z iem ia F ran c iszk a Jó zefa nietylko je s t g rupą wysp ale w dodatku takich m ałych, ja k może
' n ik t nie przypuszczał. Mojem zdaniem ,! wyspy, tw orzące Ziem ię F ranciszka Józefa,
m ogą być uw ażane za przedłużenie Szpic- bergu wschodniego, a najw ażniejszem , n a jbardziej in teresującem zadaniem do rozw iązania jeszcze je s t zbadanie nieznanej dotąd
! zachodniej części Ziem i F ran c iszk a Jó zefa j i je j łączności ze Szpicbergiem . Z najdu ją | się tam praw dopodobnie liczne nowejjwyspy,I k tó re Jack so n i jego w ypraw a zdo ła ją nie- , w ątpliw ie odkryć i oznaczyć na m apie. J a k I daleko na północ'w yspy te się ciągną, niepo
N r 51. WSZECHŚWIAT. 807
dobna określić, ale wątpię, aby zachodziły bardzo daleko.
K ra j bazaltowy. N ie odważę się orzec stanowczo, czy Z iem ia P e te rm anna istnieje: nasza droga leża ła ta k daleko na wschód, źe prawdopodobnie nie mogliśmy jej widzieć; w tak im razie jed n ak musi to być wyspa niezbyt wielkich rozm iarów. C ała ta część; Ziem i F ranciszka Józefa , k tó rą przebyliśmy, sk ład a ła się z bazaltu i tw orzyła niegdyś ciągły ląd bazaltow y, który teraz wszakże pocięty je s t licznemi kanałam i i fiordami na drobne wysepki, całkowicie lub w znacznej części pokryte lodowcami; ciemne skały b a zaltowe zaś widnieją tylko gdzieniegdzie wzdłuż wybrzeża. L ąd nie wznosił się wyżej ja k na 2000 stóp nad poziom m orza, niekiedy lodowce tylko sięgały 3 000 st. W południowej stronie tego k ra ju znajduje się pod bazaltem głęboki pok ład gliny, wznoszący się na 500 do 600 st. nad poziom morza i należący do form acyi ju rsk ie j; w p o k ła dzie tym znaleźliśm y wraz z d-rem Koetli- tzem z wyprawy Jac k so n a liczne organizmy kopalne różnego rodzaju , przeważnie amonity i belem nity, k tóre nie dopuszczają żadnych wątpliwości co do swego wieku. O ile mogę na ten raz powiedzieć, znaczna część tej gliny należy do gatunku ta k zwanej gliny oks- fordzkiej. W tych pokładach gliny znajduje się również obficie lign it i drzewo kopalne. N apotkaliśm y także w niektórych m iejscach liczne rośliny kopalne, których wieku nie m iałem jeszcze czasu określić, ale k tóre n a leżą praw dopodobnie do formacyi starszej niż ju rsk a .
Przebycie W indwarda. Tym czasem dni m ijały na przy lądku F lo ry niepostrzeżenie. Spędzaliśm y czas w części na niedalekich wycieczkach naukowych, w części na czytaniu, pisaniu i przygotowywaniu mapy drogi odbytej po Ziemi F ranciszka Józefa. N ieustannie też badaliśm y widnokrąg w oczekiwaniu W indw arda, okrętu, k tóry m iał przypłynąć z Europy; ale masy lodu pokryw ały powierzchnię m orza, żagle nie ukazywały się na horyzoncie, a w m iarę ja k czas upływ ał ogarn ia ła nas coraz większa niecierpliwość i coraz częściej daw ały się słyszeć niepokojące uwagi, że lody m ogą zatam ować drogę W indwardowi, skutkiem czego nie zdoła do nas dopłynąć w tym roku. G dy m inął m ie
siąc, Johansen i j a zaczęliśmy trochę ża ło wać, żeśmy się zatrzym ali tu ta j zam iast udać się wprost na Szpicberg, gdzie praw dopodobnie bylibyśmy już dawno znaleźli okrę t i płynęlibyśm y te raz do domu. M yślałem już o ponownem w yruszeniu w drogę, albowiem nie miałem ochoty narażać się na spędzenie jeszcze jednej zimy w strefach podbiegunowych. Byłem praw ie pewien, że F ra m powróci do k ra ju w roku bieżącym, a w tak im razie przyjaciele nasi zaniepokoją się w najwyższym stopniu o nasze losy,— stracą niewątpliwie nadzieję ujrzenia nas jeszcze kiedykolwiek.
N areszcie w sześć tygodni po naszem przybyciu, p. Jackson obudził mnie pewnej nocy, przynosząc wieść o przybyciu W indw arda. R adosne okrzyki, jak iem i przyjęto na pokładzie W indw arda wiadomość o naszem przy-
l byciu do przy lądka F lory , były dowodem t a kiego wielkiego i szczerego uradow ania, źe nie mogliśmy się wcale spodziewać gorętszego przyjęcia od naszych własnych ziomków. B ył to nowy dowód sympatyi, istniejącej między narodem angielskim i norweskim.
Zapasy, przywiezione dla wyprawy Ja c k sona, zostały szybko wyładowane z W indw arda i na saniach przewiezione z lodów na ląd. W niespełna tydzień wszystko było gotowe, dnia 7 sierpnia udaliśmy się na pokład i W indw ard podniósł kotwicę do drogi pow rotnej.
Powrót do kraju . N a pokładzie tego okrętu odbyliśmy tak ą k ró tk ą i przyjem ną podróż do k ra ju , ja k a do tąd może żadnej wyprawie podbiegunowej nie przypadła w udziale. D oznaliśmy ponownie gościnności angielskiej w całej pełni, i dni tych z pewnością ani J o hansen ani j a nie zapomnimy nigdy.
M ały W indw ard łatw o m ógł wpłynąć m iędzy spiętrzone lody, które pokryw ały morze na drodze z Ziemi F ranciszka Józefa do N owej Ziemi, a wówczas minęłyby tygodnie i miesiące zanim zdołalibyśm y się z pośród nich wycofać. A le wielce doświadczony w spraw ach żeglugi pomiędzy lodami kapitan Brown, dowodzący W indw ardem , um iał odnaleźć jedyną pewną drogę, k tó ra poprow adziła nas poprzez 220 mil lodowisk na o tw arte morze, na północ od Nowej Ziem i, a potem popłynąć prosto do Y ardo , dokąd
808 WSZECHŚWIAT. N r 51.
przybyliśm y dn ia 13 sierpnia, w sześć dni po opuszczeniu p rzy lądka F lo ry .
Powitanie królewskie. T ak tedy j a i jeden z członków m ojej wyprawy powróciliśmy do ojczystego k ra ju , gdzie nas p rzy jęto z otwar- tem i rękom a. Stanąw szy na ziemi norw eskiej zapytaliśm y przedew szystkiem , czy niem a jak ich wieści o F ram ie i naszych tow arzyszach. P rzez ca łą zimę i wiosnę obawialiśmy się bowiem, że F ra m powróci do domu p rzed nami. Z niem ałem tedy zadowoleniem dowiedzieliśmy się, źe żadnych wieści o F r a mie nie otrzym ano i przyjaciele nasi uniknęli darem nego niepokoju. Z ate leg rafow ałem niezwłocznie do kró la i rząd u norw eskiego, zaw iadam iając, źe gdym opuszczał F ram wszyscy mieli się jak n a jlep ie j i źe spodziewam się napewno, źe wkrótce powróci do ojczyzny i przywiezie resztę członków w ypraw y zdrowo i cało.
W ielką tedy by ła radość, gdy d. 31 sierpn ia otrzym ałem w H am m erfe ld te leg ram ze Skjarvo, m ałego poblizkiego p o rtu , donoszący, że F ra m w nocy p rzy p ły n ą ł i że wszyscy n a pokładzie są zdrowi.
Jak się wiodło Framowi. Przygody Sverdrupa.
Instruką je Sverdrupa. P rzed opuszczeniem F ra m a , dałem Sverdrupow i instrukcye, k tó re , między innem i, b rzm iały , ja k n astępu je : „Głównym celem w yprawy je s t p rzedostać się przez nieznane m orze Lodow ate od Nowej Syberyi, na północ od Z iem i F ra n ciszka Józefa, aż do oceanu A tlan tyckiego w pobliżu Szpicbergu lub G ren landy i. Główn ą część tego zadan ia uw ażam ju ż za dokonaną; resz ta dokona się stopniowo, w m iarę ja k ekspedycya posuwać się będzie n a z a chód. P rag n ąc , aby w ypraw a b y ła jeszcze obfitszą w doniosłe rezu lta ty , spróbuję p rz e dostać się dalej na północ, przy pomocy psów. Obowiązkiem p an a zatem będzie doprow adzić do ojczyzny najbezpieczniejszą d ro g ą ludzi, k tórych panu pow ierzam i nie wystawiać ich na n iepotrzebne niebezpieczeństwo, czy to ze względu na o k rę t, ła d u nek, czy też n a wyniki wyprawy.
N a w ypadek opuszczenia okrętu. „ Ile upłynie czasu, zanim F ra m w ydostanie się
n a o tw arte wody, nikt przewidzieć nie zdoła. M asz pan zapasów żywności na la t kilka; ale w razie, gdyby z jakichkolw iek niewiadomych przyczyn droga trw a ła zadługo, albo, gdyby załoga zaczęła zapadać na zdrowiu lub, gdybyś pan z innych jak ich powodów uw ażał opuszczenie s ta tku za najodpowiedniejsze— należy to bezwarunkowo uczynić. K iedy się to m a stać, oraz ja k ą obrać drogę, pan sam najlepiej osądzisz. Gdyby się to okazało koniecznem, uważam, że najlepiej będzie podążyć ku Ziemi F ran c iszk a Józefa i Szpic- bergowi. Jeże li po Jo h an sen a i moim powrocie do domu przedsięwzięte zostaną p o szukiwania wyprawy, skierowane będą n a jpierw w tam te strony. Skoro dostaniecie się na ląd, będziecie o ile m ożna najczęściej wznosili na wysokich przylądkach i wyniosłościach widoczne piram idy (kopce), a w każdym z nich zostawiać macie k ró tk ą notatkę0 tern, coście zrobili i dokąd udaliście się. D la odróżnienia tych kopców od innych, n a leży wznieść drugi m ały kopiec o 4 m od od dużego w kierunku północnym, wskazy-
j wanym przez ig łę magnesową. T ylokrotnie już omawialiśmy, ja k należy zaopatrzyć się
j n a wypadek opuszczenia F ra m a , źe obecnie uważam za zbyteczne rozwodzić się nad tem. W iem , że pan dopilnujesz, by potrzebna liczba kajaków dla całej załogi, sanie, ski1 inne niezbędne przedm ioty były w pogotowiu, tak , by o ile możności u łatw ić podróż n a lodowiskach. Inform acye, dotyczące zapasów żywności, uważam za bardzo cenne w takiej podróży, a ilość po trzebną d la każdego człowieka podaję gdzieindziej.
W nagłej potrzebie. „W iem także, że będziesz pan trzym ał wszystko w pogotowiu do
| opuszczenia F ra m a w przeciągu jak n a jk ró t- j szego czasu, na wypadek niespodziewanej
ka tastro fy , w postaci ognia lub ciśnienia lodów. Jeże li będzie to możliwe, uważam, że dobrze byłoby sk ładać zawsze—ja k to niedawno uczyniliśmy—na lodzie w bezpiecznem m iejscu zapasy żywności i t. d. W szystkie potrzebne przedm ioty, k tó re nie mogą pozostaw ać na lodzie, należy umieścić na pokładzie w taki sposób, by je z łatw ością w każdej chwili m ożna stam tąd zabrać. J a k pan wiesz, mam y te raz na składzie tylko a rty kuły żywności skoncentrow ane, do podróży sajkam i; ale ponieważ praw dopodobnem jest,
N r 51. WSZECHSWIAT. 809
że w ypraw a będzie zmuszona pozostać przez pewien czas w m iejscu, zanim wyruszy w drogę, p rze to zaoszczędzenie możliwie znacznej ilości mięsa, ryb i ja rzy n w konserwach, byłoby n ad er pożądanem . Gdyby n a s ta ły niespokojne czasy, radzę przygotować n a lodzie także zapas tych artykułów .
„Jeże li F ram , płynąc, posunie się zadale- ko na północ od Szpicbergu i wjedzie na p rąd pod wschodniem wybrzeżem G renlan- dyi, m ogą zajść rozm aite okoliczności, k tó rych teraz przewidzieć niepodobna; ale, gdybyście byli zm uszeni opuścić F ra m i skierować się na ląd , najlepiej będzie wznosić i tam wspomniane wyżej kopce, albowiem możliwe je s t, że poszukiw ania wyprawy przedsięw zięte zostaną również i w tam tych stronach . Czy w tym przypadku macie się skierować do Islandy i (k tó ra je s t najb liższym lądem i dokąd moglibyście pójść wiosną, dążąc nabrzeżem lodowem), czy też do kolo- nij duńskich, na zachód od p rzy lądka F a re - w ell—osądzisz pan sam lepiej, stosownie do danych okoliczności.
Rynsztunek. „W raz ie opuszczenia F ra m a , winniście, oprócz potrzebnych zapasów żywności, zabrać ze sobą broń, am unicyą i odzież, wszystkie dzienniki naukowe i inne, no tatk i z obserwacyam i, wszystkie niezbyt ciężkie zbiory naukow e (z cięższych zaś m ałe p róbki), fotografie—pły ty oryginalne, a jeśli okażą się za ciężkie, w tak im razie kopie— areom etr, zapom ocą którego dokonywane są najczęściej obserwacye nad ciężarem w łaściwym wody m orskiej, nad to oczywiście w szystkie, m ające jakąkolw iek w artość dzienniki i notatki. Pozostaw iam dwa czy trzy dzienniki, k tó re polecam pańskiej specyalnej p ieczy i proszę oddać mojej żonie, w razie, gdybym nie powrócił, albo gdybyś pan wbrew oczekiwaniom powrócił przed nami.
„H ansen i B lessing, ja k pan wiesz, b iorą na siebie wszelkie spostrzeżenia naukowe i zbiory, p an zaś zajm ij się pom iaram i g łębi i dopilnuj, aby ich dokonywano ilekroć warun k i pozwolą . . . Poniew aż załoga, już nieliczna poprzednio, te raz zmniejszy się jeszcze o dwu ludzi, p rzeto na każdego z pozostałych przypadnie więcej pracy; ale wiem dobrze, że pan będziesz się obchodził możliwie m ałą liczbą ludzi, by mogli dopomagać w badaniach naukow ych.
„N a zakończenie życzę panu i tym , za których jesteś te raz odpowiedzialny, wszelkiego możliwego powodzenia; obyśmy się spotkali w Norwegii, bądź na pokładzie tego sta tku , bądź gdzieindziej” .
Posłuszny porucznik. S verdrup uw ażał sobie za święty obowiązek zastosować się do wszystkich moich poleceń i skorośmy wraz z Johansenem opuścili F ram , przez całe la to nietylko pracowano nad zabezpieczeniem okrętu , ale także czyniono przygotow ania do podróży saniam i po lodach. I nigdy może żadna wyprawa nie była lepiej od tej przygotowana do opuszczenia swego sta tk u , ja k kolwiek, zdaw ało się, według wszelkiego praw dopodobieństw a, że ostateczność ta nie nastąp i. L ekkie kajak i z p łó tna żaglowego, każdy na dwu ludzi, były ju ż w części gotowe, zanim opuściłem pokład, a sanie, ski, p rzyrząd do gotow ania, uprzęż dla psów i t. d. zostały oczyszczone i doprowadzone do porządku; nad to były też w pogotowiu zapasy żywności. Zanim opuściliśmy sta tek , odpychano przez pewien czas spiętrzone b ry ły lodowe, k tóre osiadły na bokach F ra m a podczas ciśnienia w styczniu r. 1895, a p raca ta trw ała jeszcze po naszem odejściu.
Pękanie lodów. W końcu m arca, gdy właśnie o sta tn ia z tych b ry ł została usunięta, lód zaczął pękać we wszystkich kierunkach dokoła ok rę tu i utw orzyła się szeroka rozpadlina w odległości kilku stóp od s te ru s ta tku. Ciśnienie więc w tej rozpadlinie było wielkie i lód p o trzask a ł zupełnie, ta k źe w iększa część F ra m a znajdow ała się w końcu lipca na o tw artej wodzie. S te r wszakże był silnie przym arznięty do wielkiej bryły lodowej. Próbow ano ją zdruzgotać przez wysadzenie w pow ietrze, ale narazie usiłowanie to było darem ne—w bryle u kaza ła się tylko niewielka szczelina. Sverdrup s ta ł na lodzie z jednym ze swoich towarzyszów, n a rad za jąc się coby jeszcze przedsięwziąć dla oswobodzenia s ta tk u , gdy nagle zauważyli, że zaczął się wolno poruszać i zanim się opam iętali, ok rę t z ogłuszającym łoskotem sp ły n ą ł ze swej lodowej przystani na wodę, a p ian a rozbryzgiw ała się na wszystkie s tro ny. Byłoto jak b y spuszczan:e okrętu na wodę, a załoga pow itała to oswobodzenie F ra m a radosnem i okrzykami. W tym roku wszakże swoboda jego nie trw a ła długo.
810 WSZECHSWIAT. N r 51.
Niebaw em zaw inął znów do bezpiecznego p o rtu — w sierpniu zam arzł ponownie śród lodów.
(D ok. nasi.).
W id zen ie bez oczu.
i i i .
Upodobanie niektórych zw ierząt bezokich w pewnych częściach widma, tudzież fak t, że I część ich nieprzyjem nie odczuwa p rzyrost ! św iatła , część znowu zaciem nienie, godne są j zastanow ienia, jak o będące praw dopodobnie w związku z naw yknieniam i życiowemi tych zw ierząt. W większości, jeżeli nie we wszystkich przypadkach, wrażliwość n a światło i cień nie je s t bynajm niej przypadkow ą i oboję tn ą w łasnością zakończeń nerwowych w skórze, lecz owszem celową, pożyteczną i przez | zw ierzęta na swój pożytek obracaną. W p raw dzie nie wszędzie znam y cel tej wrażliwości w szczegółach, ale w wielu razach daje się wyraźnie dostrzegać. T a k np. psam m obia, przechow yw ana w zbiorniku z w odą m orską, ju ż przy m iernem ośw ietleniu pokoju zakopuje się w pokryw ającym dno piasku: dzieje się to w następstw ie je j znacznej wrażliwości n a św iatło. A źe i na wolności m ieszka s ta le schowana w piasku, więc m usi istnieć przyczyna, d la której zwierzę skazane je s t na tak ie życie ustronne, a zm ysł świetlny służy mu do oryentow ania się, gdy p rz y p a d kiem opuści swą siedzibę bezpieczną. N a- odw rót m ałże cieniowraźliwe, np. Venus i C ardium , niezupełnie chow ają się w piasku, trzym ając gó rną część m uszli w raz z cewkami swobodnie w wodzie; o stryga zaś i wiele innych jeszcze małżów cieniowrażliwych z całą swobodą przebyw ają w wodzie, nie szu k a jąc wcale g ru n tu piaskowego. T e więc zw ierzęta całkiem się św ia tła nie bo ją. Do czegóż służy im cieniowrażliwość? K to k o lwiek bliżej obserwował m ałże, o k tórych
*) Der Lichtsinn augenloser Thiere, d-ra W ilibalda A. N aglą . Jena, 1896.
mowa, m usiał niechybnie dojść do p rzek o n ania, że nagle pow stający cień spraw ia na nich w rażenie zbliżającego się nieprzyjaciela lub wogóle jakiegoś niebezpieczeństwa. W istocie, delikatne, miękkie cewki są w wysokim stopniu narażone n a napady ze strony drapieżców i mogłyby poprostu być odźarte, gdyby nie zdolność wczesnego postrzegania niebezpieczeństwa. Sam dotyk nie w ystarcza, gdyż dotknąw szy paszczy rybiej lub
| kleszczy rak a , cewka praw ie napewno sk a zuje się na zagładę, a chęć cofania się ju ż się je j na nic nie przyda. O chronę skuteczniejszą przedstaw ia wrażliwość na w strząś- nienia czy to g run tu czy wody; rzeczywiście, nasze mięczaki szybko cofają swe części wrażliwe przy naj mniej szem wstrząśnieniu g run tu . Ochrony jed n ak najpewniej dostarczają zwierzęciu postrzeżenia świetlne, jak o skuteczne n a największej odległości, do czego nie m ało się przyczynia sta łe prawie przebywanie na dnie w ód,stw arzające d la małżów i innych zw ierząt cieniowrażliwych szczególne w arunki postrzegania napastn ika, bo ten, aby dosięgnąć ofiary, musi w większości wypadków znajdować się przez pewien czas między nią a źródłem św iatła. Psam m obia, żyjąc wiecznie w piasku, znacznie mniej n a ra ż a się na niebezpieczeństwa, stąd i zdolność je j oddziaływ ania na cień niezrównanie mniej rozw inięta. Rzućmy na n ią cień, gdy zna jduje się w naczyniu szklanem z wodą, a nie zobaczymy żadnej reakcyi lub najwyżej s ła by i nieokreślony ruch, k tóry świadczy, źe Spostrzegła wprawdzie zm ianę jasności, ale się je j nie u lękła: cień nie zdaje się je j zwiastować żadnego niebezpieczeństwa. P rz e ciwnie, C ardium , k tóre nigdy się nie zakopu je całkowicie w piasku, nie ma powodu do unikania św iatła, ale zato do obawy przed cieniem.
U derzającym w powyższych dośw iadczen iach je s t fak t przyzw yczajania się zwierząt do bodźców pow tarzanych. R zucam np. cień ołówka na wyciągnięte cewki C ardium ; cewki ściągają się z błyskawiczną szybkością. P o w tarzam próbę po kilku m inutach; te raz m ałż nie ściąga już cewek, lecz cokolwiek kurczy ich brzegi. Z a trzecim razem (znowu po kilku m inutach) próba pozostaje bez rezu lta tu . M ożna w tedy stopień zaciem nien ia stokroć zwiększyć, biorąc zam iast ołówka
N r 51. WSZECHSWIAT. 811
książkę lub duży kaw ał kartonu, a nie wywołamy już żadnego ruchu: cień p rzesta ł być bodźcem. D osadniej zjawisko to występuje u ostryg i i naszej skójki m alarskiej; tu wysta rcza już jednokro tne przelęknięcie się cienia, by wszelkie dalsze próby udarem nić, k tóre znowu się u d a ją dopiero po dłuższym — jedno lub kilkogodzinnym odpoczynku. „K ażdy, sądzę, zgodzi się—powiada N agel— że b rak reakcyi po jednej próbie u ostrygi, b rak je j u innych mięczaków po dwu lub trzech próbach nie może być uważany za objaw wyczerpania, lecz raczej za nader szybkie oswojenie się z bodźcem, innemi słowy: reakcya ruchowa, spowodowana przez cień, ulega z a hamowaniu wskutek następczego działania minionych już pobudzeń. Albowiem cień, ja k powiedziano, oznacza dla zwierzęcia grożące niebezpieczeństwo, przed k tórem szuka ono ochrony w ruchach oddziaływania; stosownie do natężenia podrażnienia czyli stopnia zaciemnienia, m ałż bądź wciąga tylko cewki, aby przeszkodzić przedostaniu się obcego ciała, bądź muszlę zam yka i ucieka. Skoro tedy jedno lub kilkakrotne działanie cienia nie pociąga za sobą ani rzeczywistego zam achu na całość zwierzęcia, ani nawet silniejszego podrażnienia mechanicznego, w rodzaju uderzenia lub fali wodnej, zrządzonych przez nadpływ ającego napastn ika, zwierzę nie ma właściwie powodu do wykonywania jakichkolw iek ruchów ”.
Ogólnie da się powiedzieć, źe z pośród zw ierząt bezokich te zwłaszcza odznaczają się swą cieniowrażliwością, k tó re opatrzone są m uszlą lub ru rą , w k tó rą wciągać się mogą na wypadek niebezpieczeństwa. Rzecz to ze stanow iska celowości zupełnie zrozum iała. N a cóż bowiem przydałaby się zwierzęciu zdolność postrzegania niebezpieczeństwa, gdyby zarazem nie posiadało środka do wyrw ania się z niego? Jaskraw e potwierdzenie tej regu ły widzimy w grom adzie ślimaków, gdzie okazy m uszlą opatrzone szybko oddziaływ ają na cień przez wciąganie się, gdy okazy nagie całkiem obojętnie się zachowują, lub lekko się kurczą zaledwie. Z robaków jedyną rodziną, silnie reagującą na cień, je s t ta w łaśnie, k tó ra obdarzona je s t zdolnością chowania się do rury; wreszcie w grom adzie małżów znajdujem y ga tunek obojętny na silniejsze zmiany św iatła , jednocześnie zaś
muszlę m ający tak m ałą, źe się zwierzę w niej zmieścić nie może. Z drugiej strony, o zwierzętach wrażliwych na św iatło da się powiedzieć ogólnie, że sąto przew ażnie mieszkańcy jaskiń , piasku i m ułu, żyjący tam pod osłoną ciemności i zazwyczaj opuszczający czasowo swe miejsca ochronne, ja k np. dżdżownica i lancetnik. Tym więc, ja k również bezokim wijom (stawonogi) zmysł świetlny służy do odnajdowania kryjówek, dobrowolnie czy niedobrowolnie opuszczonych.
Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na jedno pytanie: w jak i sposób pow stają oczy ze skóry zwyczajnie wrażliwej na światło, w jak i sposób widzenie bez oczu przekształca się w królestwie zwierzęcem stopniowo w widzenie zapomocą oczów? A le pierwej musimy sprostować błędne m niem anie, dotyczące znaczenia barw nika dla sprawy widzenia. Ja k wiadomo, dokładne badanie części skóry najbardziej czułych na światło (brzeg płaszczowy lub cewki małżów, skóra ślimaków, robaków, lancetnika) nie wykrywa w nich nic coby przypom inało oko; znajdujem y tylko jednę warstwę kom órek cylindrycznych, gdzie obok znanych powszechnie kom órek śluzowych leżą nieprawidłowo rozsiane zakończenia nerwowe, o naturze komórkowej nie zawsze widocznej i sta le—bezbarw ne. Otóż nie u lega wprawdzie wątpliwości, źe barwnik, w którym leżą wpochwione komórki wzrokowe, m a pewne znaczenie w akcie widzenia, wzm acniając prawdopodobnie postrzeganie rozdzielonych punktów świetlnych, gdyż we wszystkich wyżej rozwiniętych narządach wzrokowych, we wszystkich prawdziwych oczach, znajduje się on rzeczywiście w znacznej ilości. W szakże zakorzenione w anatomii porównawczej mniemanie o bezwarunkowej niezbędności barw nika dla percepcyi św iatła uważać należy za stanowczo błędne. Toż całkiem bezbarwne oczy bielców ludzkich i zwierzęcych doskonale spraw ują swą funkcyą, a z małżów wyżej przytoczonych najczulszym okazał się w łaśnie gatunek Psam m obia o cewce zgoła barw nika pozbawionej, źe pominę m ałże i inne bezokie zwierzę ta , posiadające gdzieniegdzie barw nik, a których okolice bezbarwne również odczuw ają św iatło. Pośród wymoczków mamy też gatunk i bezbarwne, doskonale rozróżniające św iatło i cień; hypoteza więc H ack la , jakoby
812 WSZEUHSWIAT N r 51.
ta k zwane plam y oczne pewnych p ierw otn iaków przedstaw iały pierw otne narządy wzrokowe, w ym aga uzupełnienia, źe są to nie j e dyne siedliska percepcyi św ietlnej, ba, ja k dowodzą badan ia E ngelm anna, u stępu ją n a wet pod tym względem innym częściom k o m órki, zupełnie przezroczystym . W reszcie o lancetn ika spierano się w ielokrotnie, k tó rą mianowicie z p lam ek barwnikowych na p rzed nim jego końcu należy uważać za oko czyli za podścielisko jego niezawodnej wrażliwości św ietlnej. A le dość obciąć głowę wraz z wszystkiem? plam am i barwnikowem i, aby się przekonać, że i bez nich zw ierzę doskonale reag u je na światło.
P ierw szy zaczątek oka ukazuje się w tak i sposób, że pewne okolice skóry, najbardziej na działanie św iatła wystawione, ja k np. brzeg płaszczowy resp. cewki u n ałżów, zew nątrz m uszli znajdu jące się części u ślim aków, głow a u robaków , s ta ją się wrażliwsze- mi od innych na św iatło, m ają też zakończenia nerwowe coraz bardziej skupione, a czasem zagłęb ien ia, gdzie nab łonek zmysłowy mniej podlega wpływom m echanicznym . W y obraźm y sobie te raz zagłębienie coraz w iększe, a na dnie jego liczne kom órki zmysłowe, k tórych w yrostki łączą się w dość pokaźny nerw; wówczas o trzym am y n a rz ą d w zrokowy, ja k się przedstaw ia u ślim aka P a te lla , sk ładający się wyłącznio z siatków ki i nerwu, bez a p a ra tu załam ującego św iatło . N arząd ta k i potrafi odczuwać ilościowe (a może i j a kościowe) różnice bodźców świetlnych, ale kształtów przedm iotów napew no nigdy: przyczyna leży w b rak u a p a ra tu dyoptrycznego. N a nieco wyższym szczeblu znajdujem y już tak i a p a ra t, na tu ra ln ie w form ie n ad er p ie rwotnej, nad to w dwu odm ianach, z k tórych pierw sza, ja k o postać uboczna i w yjątkow a, istn ie je w jednym tylko p rzypadku , m ianowicie u łodzika (N autilus), pozostałego dotychczas przedstaw iciela dawno w ygasłego rodzaju . Oko tego zwierzęcia ciekawe je s t d la swej p rosto ty . O czodół m a znaczną głębokość, brzegi zaś otw oru ta k są do siebie zbliżone, źe zostaje m iędzy niem i tylko wązka źrenica; cały więc n a rząd zmysłowy, będąc raczej dobrze osłoniętem m iejscem skóry , zbyt m ało posiada danych, by zająć stanow isko w spółrzędne z wyżej rozwiniętem I okiem kręgowców. D ru g a odm iana a p a ra tu j
dyoptrycznego, doskonalsza i sta le w historyi rozwoju reprezentow ana, przedstaw ia ciało soczewkowate, k tóre pow staje bądź przez zgęszczenie nabłonka bądź przez wydzielanie się z nabłonka substancyi galaretow atej, zbierającej św iatło w skutek swej formy k u listej. Z re sz tą percepcya obrazów wzrokowych, postrzeganie kształtów nie je s t b y n a jmniej koniecznem następstw em obecności a p a ra tu dyoptrycznego, zdającego się mieć, nawet na wyższych szczeblach zoologicznych, przeznaczenie inne, aniżeli tworzenie o b ra zów, mianowicie zbieranie na m ałej plamce możliwie wielkiej ilości promieni, a więc— ponieważ czułe na światło zakończenia n e rwowe leżą mniej więcej w ognisku a p a ra tu — zwiększenie natężenia bodźca świetlnego a zarazem i wrażliwości na światło. Pow tóre, pierwotne a p a ra ty załam ujące, właściwe oczom wielu bezkręgowców, zdają się być przeznaczone jeszcze do postrzegania kieru n k u prom ieni, a w szczególności do postrzegan ia przedm iotów poruszających się, jakkolw iek tworzone przez nie obrazy są tak niedokładne, że o poznaw aniu kształtów nie może być mowy. N ad doniosłością zaś rzeczonej zdolności dla wszystkich wogóle d ra pieżców, a zatem i dla drapieżców bezkręgowych, tudzież d la zw ierząt przez nie z a g ra żanych, zbyteczna się zastanaw iać.
Doszliśmy tedy do wniosku, że percepcya obrazów i, co zatem idzie, rozróżnianie kształtów zaczyna się w królestw ie zwierzę- cem stosunkowo późno. K iedy mianowicie i gdzie? N a to — przypuśćm y naw et, żeśmy zestawili ze sobą wszystkie rzeczywiście is tniejące typy narządu wzrokowego od n a jprostszych do najzaw ilszych—trudno odpowiedzieć; niepodobna wskazać pierwszego typu uzdolnionego do postrzegania obrazów i kształtów : tak powolne i nieznaczne są przejścia od jednego typu do drugiego. Co większa, nie znamy naw et w arunków uzdalniających narząd wzrokowy do postrzegania ruchu przedm iotów oraz kierunku, skąd pochodzi wrażenie wzrokowe. N ietylko bowiem „oczy” pijawki, niektórych małżów i larw owadzich w ydają się przew ażnie do sp ra wowania ostatniej funkcyi przystosowanem i, lecz oraz „oczy” prostsze, ja k np. łodzika i P a te lli, a naw et i wrażliwa na św iatło cewk a , oczywiście w formie zarodkowej. Pod
N r 51. WSZECHSWIAT 813
tym względem istn ieją między jednem i fo rmami narządu wzrokowego a drugiem i tylko różnice ilościowe. Doskonalenie postępuje krokam i niepostrzeżenie małemi, częstokroć tak małemi, że trudno pojąć, w ja k i sposób zapew niają one zwierzętom przew agę w w alce o by t, oraz ja k zm iana drobna, gdy raz pow stała, wogóle utrw alić się mogła.
P raw ie żaden dział embryologii nie nasuwa w tym stopniu wiary w powzięty zgóry p lan rozwoju, ja k właśnie dzieje pow staw an ia oka. Z aczynają się one od zwyczajnej wrażliwej na św iatło powierzchni skóry. U żywając najrozm aitszych dróg doskonalenia się i p róbując niejako każdej z nich, n a tu ra kroczy śm iało i stanowczo tą tylko, k tó ra najbardziej celowi odpowiada. Z drobnych zmian, którym pow stający narząd ulega, jedne pozostają, inne znikają. W szystkiem jed n ak rządzi, nadając kierunek, cel doskonalenia się, owa siła n ieprzeparta , k tó ra obecnie uznana została za wytwór przystosow ania się i doboru naturalnego.
Streścił d-r A . Grosglik. ,
Posiedzenie W ydzia łu matematyczno-przyrodniczego A kadem ii Umiejętności w Krakowie,
dnia 5 -października 1896.
Pod przewodnictwem dyrektora wydziału, profesora F . Kreutza, odbyło się dnia 5 października r. b. posiedzenie W ydziału matematyczno- przyrodniczego Akademii. Prof. Rostafiński przedstawił pracę p. Romana Gutwińskiego p. t.: „De nonnullis algis novis vel minus cognitis” . i Materyału do badania dostarczyły p. Gutwińskie- mu okolice dorzecza Skawy, oraz namuł z jeziora Świteź, ofiarowany mu przez prof. Dybowskiego. 71 przeważnie nowycb, lub przynajmniej niedokładnie dotychczas zbadanych wodorostów, które p. Gutwiński opisuje w swojej rozprawie, należy do rodzajów: Oedogonium, Pediastrum,Closterium, Docidium, Disphinctium, Xanthidium, Cosmarium, Arthrodesmus, Euastrum, Micraste- rias i Staurastrum. Uwzględniając własność desmidyów zmienności w granicach gatunku, p.
Gutwiński przedstawia całe szeregi rozmaitych form w zakresie danego gatunku i określa miejsce, jakie przypada w systematyce na gatunek nowoodkryty, zapomocą wykazania pokrewieństwa jego ze znanemi ju ż gatunkami, objaśniając wszystko trzema podwójnemi tablicami rycin.
Następnie p. Browicz referował pracę d-ra Nowaka: „Badania nad etyologią skrobiawicy”.Autor wykonał cały szereg doświadczeń na k u rach i królikach w celu wyjaśnienia kwestyi powstawania zwyrodnienia skrobiowatego, wstrzy • kując podskórnie hodowle bulionowe mikroorganizmów ropotwórczych: gronkowca złocistego,paciorkowca, prątka błękitnej ropy i filtraty tychże hodowli, dalej hodowle bulionowe Bact. coli (z przypadku zwyrodnienia amyloidowego organów wewnętrznych) dalej bulion (i filtrat jego) zakażony kałem z tegoż przypadku, wreszcie ropę sterylizowaną i świeżą, oraz olejki terpentynowy i krotonowy. U kur łatwiej było (w 19 na 32 przypadków) wywołać zmiany skro- biowate, niż u królików, mianowicie zapomocą hodowli gronkowca i prątka błękitnej ropy i ich filtratów, dalej bulionu zakażonego kałem, ropy wyjałowionej i świeżej i wreszcie zapomocą olejku terpentynowego. Ze swych doświadczeń d-r Nowak wnosi, że skrobiawica może mieć rozmaite przyczyny, zarówno pochodzenia zakaźnego jak i czysto chemicznego (olejek terpentynowy); ropienie prawdopodobnie niema rozstrzygającego znaczenia. Ponieważ kał, użyty w doświadczeniach, najłatwiej skrobiawicę sprowadzał, zatem zdaje się, że jeżeli u człowieka niemożna wykazać znanych przyczyn zwyrodnienia amyloidowego, to przyczyną są produkty gnicia, wywołane przez stan patologiczny przewodu pokarmowego lub jelita grubego. Aby zaś jakiś czynnik wywołał zmiany skrobiowate, potrzeba bliżej nieznanych warunków, pewnego usposobienia ustroju , prawdopodobnie nabytego.
Z kolei prof. Cybulski przedstawił pracę prof.[ Becka: „O trujących własnościach moczu”,w k tó - j rej autor najpierw stara się dojść, o ile twier- I dzenie Boucharda, że mocz rano wydalony,
wstrzyknięty podskórnie, wywołuje u królików drgawki, w przeciwieństwie do moczu wieczornego, jest słuszne i co zatem idzie, o ile toksyczna teorya snu jest prawdziwa. Prof. Beck obserwował występowanie drgawek po wstrzyknięciu moczu wieczornego i rannego, oraz pobudliwość kory mózgowej, mianowicie sfery psychomotorycznej. Doświadczenia nie potwierdziły wywodów Boucharda: pobudliwość nie była zależna od pory wydalenia moczu, który w obu przypadkach wywoływał najczęściej obniżenie pobudliwości, rzadko zaś podwyższenie, lub też pozostawał bez wpływu. Występowanie drgawek pod wpływem moczu porannego (w 81 ,8 ° /0 przypadków) było nawet rzadsze, niż pod wpływem moczu wieczornego (83 ,9 °/0 przypadków). Że drgawki nie są objawem mózgowym, dowodzi występowanie ich u królika, pozbawionego obu
814 WSZECHSWIAT. N r 51.
półkul mózgowych. Za przyczynę toksycznych własności moczu prof. Beck, uwzględniwszy odnośne badania i innych autorów, poczytuje sole potasowe, a to przez porównanie działania moczu z działaniem roztworu jego popiołu, przy- czem autor zestawił tablicę, ilustrującą, zależność siły trującej moczu od ilości tlenku potasu, oznaczonego zapomocą dokładnej analizy. Z tych doświadczeń wynika również, że dawka śm iertelna średnia je s t większa, niż to Bouchard podaje (t. j . 50 cm3); u autora zaledwie w 41 °/0 wynosiła ona 4 2 — 68 cm3 na 1 kg wagi ciała. Nadto ten sam mocz działa często rozm aicie na różne osobniki; różnice wynoszą 100 : 120 lub nawet 100 : 190. Mocz osoby dotkniętej tężcem urazowym, działał nadzwyczaj silnie trująco na króliki; u żab, pozbawionych półkul mózgowych, wywoływał obniżenie pobudliwości odruchowej, u psa zaś z przeciętym rdzeniem jej podwyższenie. Z powodu małej ilości tego moczu, nie można było wykonać analizy chemicznej.
N a ostatku przemawiał prof. Kadyi, przedstawiając pracę pozostawioną przez ś. p. Ludwika Teichmanna, a znalezioną pom iędzy papierami zmarłego w stanie prawie gotowym dó druku. Praca ta nosi tytuł: „Naczynia lim fatyczne w sprawach zapalnych błon surowiczych, tudzież płuc i w ątroby” . Jest ona niejako dalszym ciągiem rozprawy ś. p. autora, wydanej przez Akademią w r. 1892: „Naczynia limfatyczne w słoniowaci- zn ie” . W ykazał on tam, że zakrzepica i zniszczenie naczyń lim fatycznych w jej następstw ie, sprawia przerost tkanki łącznej; w tej więc pracy zajął się zbadaniem zachowania się naczyń limfatycznych podczas zapaleń innych narządów, więc najpierw błon surowiczych, mianowicie opłuenej, osierdzia i otrzewnej, a dalej wątroby i płuc w zapaleniach interstycyalnych połączonych z przerostem tkanki łącznej. Z badań swych Teichmann wyprowadza wniosek, że przerost tkanki łącznej zależy od zmian patologicznych naczyń limfatycznych i że te zmiany, nie zaś budowa skóry lub błon surowiczych, sprowadzają częste powstawanie bujania tkanki łącznej. Stąd wynika, że w organach, w których niema włoskowatych naczyń lim fatycznych, np. w ś le dzionie, nie powstają podobne nowotwory tkanki łącznej. Za przewodnika zatem w poszukiwaniach, gdzie można znaleźć naczynia lim fatyczne, a gdzie nie, może nam poniekąd służyć anatomia patologiczna.
Rozprawy pow yższe odesłano do kom itetu wydawniczego, uchwałą posiedzenia ściślejszego, na którem także prof. Birkenmajer składał sprawozdanie z dotychczasowej czynności Kom isyi w ydawnictwa dzieł Kopernika.
SEKCYA CHEMICZNA.
Posiedzenie 16-te w r. 1896 Sekcyi chemicznej odbyło się dnia 21 listopada w gmachu M uzeum przemysłu i rolnictwa.
Protokuł posiedzenia poprzedniego został odczytany i przyjęty.
P. Józef Pietruszyński odczytał rzecz o wyrobie prochu bezdymnego.
Przygotowanie prochów bezdymnych jest czynnością chemiczną w odróżnieniu od fabrykacyi prochu zwyczajnego, czarnego. Prochy bezdymne znane są od lat dwudziestu kilku, lecz w ostatnich czasach zostały znacznie ulepszone, z powodu wprowadzenia broni małego kalibru, głównie przez majora Rubina i prof. Heblera. Nowa ta gałęź przemysłu chemicznego rozwinęła się szybko i dziś posiadamy około 30 gatunków prochu bezdymnego. Guttman dzieli je na trzy klasy: 1 1 prochy czysto nitrodrzewnikowe, jak francuski B proch; 2) prochy z nitrodrzewnika i nitrogliceryny, jak ballistyt, filit, kordyt; 3) prochy z nitrodrzewnika i aromatycznych nitrowęglowo- dorów, lub tylko z nitropochodnych węglowodorów, jak induzyt, plastomenit, proch Hanffa. Trudności fabrykacyi polegają na nadaniu produktowi przymiotów, wymaganych od prochów bezdymnych wogóle: niewydzielania dymów, nie- pozostawiania stałych resztek, małej wrażliwości na zmiany tem peratury i wstrząśnienia, wielkiej początkowej prędkości pocisku i przymiotów spe- cyalnych, zależnych od przeznaczenia gatunku prochu bezdymnego, jak: dla broni myśliwskiej lub wojskowej, dla dział i t. d. Za główny surowy materyał służy drzewnik, bądź natronodrzew- nik, bądź sulfitodrzewnik, następnie nitrogliceryna, nitrobenzol, nitrotoluol i rozpuszczalniki: alkohol, eter i aceton, możliwie czyste i wolne od kwasu. Fabrykacya składa się: 1) z przygotowania masy prochowej, 2 ) z nadania jej odpowiedniej formy. Surowe m ateryały, zmieszane w odpowiednich stosunkach, mieszczą w m aszynie gniotącej i mieszającej, złożonej z dwu pół- cylindrów, zawierających wały ze skrzydłami. Z maszyny tej proch wychodzi jako ciastowata masa. Formę ziarn nadaje się prochom bądź przez wtłaczanie silnego strumienia pary do naczynia, zawierającego masę prochową w stanie ciasta, bądź przez wytłaczanie tego ciasta przez patrony (mundsztuki) w nici, sznury i t. d., bądź przez walcowanie na ogrzanych do 60° walcach metalowych na cienką warstewkę, krajaną następnie w małe blaszki, łuszczki. Ziarna, blaszk i, kostki, sznurki prochu bezdymnego posiadają żółtawą lub brunatnawą barwę, wymiary zaś i konsystencyą bardzo rozmaitą: wojskowe - w ymiary większe i konsystencyą twardą, masywną, myśliwskie — drobniejsze i luźniejszą. Wyż-
N r 51. WSZECHSWIAT. 815
szość procliu bezdymnego nad prochem czarnym polega na tem, że nie wydziela dymu, nie pozostawia po spaleniu osadu, że jest oporny na działanie w ilgoci, na podniesienie temperatury i na uderzenia, że nadaje pociskom większą, szybkość początkową. 1 g prochu bezdymnego wywiera takie działanie jak 2 — 3 g prochu zw yczajnego. Doświadczenia Armstronga dały liczby następujące :
balłistyt nadaje prędkość w 1 sek. 736 tu kordyt „ „ 8 5 2 —752 mproch zwyczajny „ „ 615 m
Ciśnienie pocisku, wyrażone w atmosferach, wynosiło 2 4 5 0 — 2 600 . Efekty strzelnicze dwu najnowszych prochów bezdymnych: trójnitrore- zorcynowego i mieszaniny nitrodrzewniku, nitro- krochmalu i nitropentaerytrytu są podobno daleko wyższe od podanych powyżej.
Następnie p. Stefan Stetkiewicz opisał i d emonstrował urządzenie i sposób użycia fotometru Mascarta. W fotometrze tym, jak wogóle we wszystkich fotometrach, pole obserwacyjne oświetla się z jednej strony badanem źródłem światła, a z drugiej jednostką światła porównawczą, lecz zmiana natężenia oświetlenia tego pola uskutecznia się nie przez przesuwanie jed nostki światła, ale przez zmniejszanie powierzchni otworów w dwu dyafragmach, przez które przechodzą wiązki promieni równoległych: światłamierzonego i jednostki światła porównawczej. Szukane natężenie światła równa się stosunkowi powierzchni otworów obudwu dyafragm.
Na tem posiedzenie zostało ukończone.
KRONIKA NAUKOWA.
— Temperatura rur Geisslera. P . R. W.Wood przeprowadził w instytucie fizycznym w Berlinie badania nad temperaturą rur Geisslera. Przekonał się, że jakiekolwiek zachodzą w rurze warunki pod względem istniejącego w niej jeszcze ciśnienia i natężenia przebiegają- j
cego ją prądu, w najgorętszym nawet punkcie rury temperatura pozostawała niższą od 100° C. Otrzymaliśmy więc dowód doświadczalny przyjmowanego powszechnie zresztą poglądu, że objawy świetlne w rurze Geisslera występują w niskiej temperaturze. Jestto więc w samej rzeczy tak pożądane „światło zimne”, które zaliczyć należy do objawów fosforescencyi; na n :eszczęście wszakże korzystać z niego do potrzeb ośw ietlenia praktycznego dotąd nie umiemy.
3 . K.
— Zastosowanie latawca do obserwacyj meteorologicznych. P. Rotch w obserwatoryum na Blue-Hill zastosował do dostrzeżeń meteorologicznych latawca, unoszącego ze sobą w górę samopiszące przyrządy obserwacyjne, a mianowicie barograf, hygrograf i termograf. Przyrządy te były wyrobione z glinu. W ysokość, do jakiej się latawiec wzbił, oznaczano z kąta, pod jakim latawiec był widziany i z długości rozsuniętego sznura, jakoteż wskazanego przez barograf ciśnienia atmosferycznego. W lecie 1895 przyrządy wzniosły się do wysokości 2 500 stóp ponad poziom morza. Dnia 20 lipca r. b. osięg- nięto wysokość 6 596 stóp; w niewielkiem nad ziemią wzniesieniu przy obserwacyi tej nastręczyła się chmura, w której wilgotność dochodziła 100 odsetek, gdy w wysokości 2 500 stóp powietrze znacznie było suchsze. Dnia 1 sierpnia wreszcie dotarł latawiec do wysokości 7 333 stóp, gdzie temperatura była o 20° niższa, aniżeli w obserwatoryum, w wyniesieniu 640 stóp nad poziom morza. W ilgotność w różnych wysokościach okazała znaczne różnice, od 30 do 80 odsetek.
T. R .
WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.
— Nowe światło wynalazku Edissona. Lampa i nowowynaleziona nie różni się zewnętrznym wy
glądem od zwykłej gruszki Crookesa. Rozpoczy- j na świecić, gdy zamkniemy obwód. Białe, czyste
światło, o którem sam wynalazca twierdzi, że równa się sile tylko 3 — 4 świec, ustępuje niewiele na punkcie jasności 1 6 -sto świecowej lampie żarowej. Gruszka Crookesa, mniej więcej 5;/ długa a mająca 2" w średnicy, je s t przygotowana w sposób następujący: Do wnętrza wprowadzono niewielką ilość kryształów nioznanej substan- cyi; w wysokiej temperaturze, panującej w gruszce, kryształy uległy stopieniu, ponieważ w tej chwili nadano lampce ruch rotacyjny; stopiona masa oblała jednostajną warstwą płynną wewnętrzną powierzchnię szklą, poczem przywarła do tejże— innemi słowy, gruszka otrzymała rodzaj wewnętrznego płaszcza. Co do materyału, jak i został użyty na ten cel, Edisson objaśnił ty lko tyle, że jestto materyał, znajdujący się w n aturze, tani i pospolity. Posiada on siłę fłuore- scencyi, przerastającą trzykrotnie takąż siłę wolframianu wapnia. Zużycie siły je s t nader małe.
(American Journal o f Photograph, sierp. 1896).
St. J .
816 WSZECHŚWIAT. N r 51.
— Największy aparat fotograficzny. W posiadaniu fotografa, M. A. W ernera, w Dublinie znajduje się największy aparat fotograficzny na świecie. S łuży on do robienia bezpośrednich zdjęć fotograficznych w ielkości naturalnej i ma wymiary 1 : 2 ,5 : 3 m. Aparat ten nie posiada ani kasetek, ani szyby matowej: „p łytkę” czułą, owiniętą w czarne sukno, wnosi się do kamery przez szczelne drzwiczki podwójne; następnie osadza się ją w ramie i wprost na niej nastawia obraz, zam iast na szybie matowej. Rozumie się, że przez ten cały czas objektyw je s t zasłonięty pokrywką ze szkła czerwonego, aby obraz, padający na płytę, nie naśw ietlił bromku srebra. Łatwo sobie wyobrazić, jakiem i drobiazgam i są odpowiednie do tej kamery m iseczki i rama do kopiowania!
(Lichtbildkunstler).
T .E .
Nekrologia.
Podobnie jak niedawno Tisserand, zmarł d. 7 listopada w pełnej sile wieku inny znakomity astronom Hugo Gylden, ur. w 1841 r. w Hel- singforsie, od r. 1871 dyrektor obserwatoryum w Sztokholmie. Znany je s t głównie z badań nad teoryą perturbacyj; starał się przedstawić ogólne cechy orbit planetarnych, wprowadzając w m iejsce elips Keplera inne linie krzywe, które nazwał liniami peryplegmatycznemi, a które cechują się tem, że mają ruchome apsydy czyli końce osi wielkich. Ostatni rocznik „Prac matematycznych” zawiera obszerne sprawozdanie z tomu I jego dzieła „Teorya orbit bezwzględnych ośmiu planet głównych”, którego autor, n iestety, w ykończyć nie zdołał. Spodziewać się jednak n a leży, że liczni jego uczniowie opracują część pozostałą ważnej tej pracy.
B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n yza tydzień od 9 do 15 grudn ia 1896 r.
(ze spostrzeżeń na stacyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie).
Dzi
eń
Barometr 700 mm — Ti mperatura w st. C .
Wilg
. śr
.
Kierunek wiatruSzybkość w m etrach
na sukundę
Sumaopadu
U w a g i
7 r . 1 p. 9 w. 7 r. 1 p. 9 w . Najw. Nain.
9 S. 49.9 50,0 51,5 °»4 2,2 2,2 4.0 0,4 87 W* W 3.SW 410 C. 53,3 53,3 53,3 0,1 2,0 1,2 2,7 0,0 86 SW2,SW3,SW’2 — = zrana; w nocy11 P 53,6 53,7 5,3,9 1,0 2,4 1,6 3 ,o 0,8 92 SW3.SW2.SW3 '/> = zrana; # drobny12 S. 04,4 53,4 50,4 0,8 1,2 1,3 2,2 o,7 96 SW2.S3.S3 o ,5 = caty dzień13 N. 47,3 46.7 45,8 0,4 1,0 o,5 1,6 0,4 9 *> SW3,SW3,0 ',5 ■SJ- drobny zrana i popoł.14 P. 40.7 37 , 6 35,7 — 0,6 0,2 o ,3 1,5 — 0,6 97 S<.S3,0 3,5 wieczorem15 W. 33,9 33,1 33,0 — 0,6 0,6 0,2 „ — 0,6 95 E 4,E5,N E I 2,7
brednia 46,9 0,9 93 9,8
T R E Ś ć . Zmysł statyczny, przez d-ra W. Heinricha. — Przygody Nansena, opowiedziane przez niego samego (ciąg dalszy). — W idzenie bez oczu; według d-ra Nagła streścił d-r A. Grosglik (dokończenie). — Korespondencya W szechświata. — Sekcya chemiczna. — Kronika naukowa. — W iado-
domości bieżące. — Nekrologia. — Buletyn meteorologiczny.
W ydaw ca A. Ślósarski. Redaktor Br. Znatowicz.
żV'3B0JieHo UcH3ypoio. B ap uiana, 5 ^.eKaCipa 189G r. W arszaw a. D ru k E m ila S kiw skieg o .
top related