bordello peerelo

Post on 20-Jun-2015

586 Views

Category:

Documents

2 Downloads

Preview:

Click to see full reader

TRANSCRIPT

1

Jan Prowincjusz

bordello peerelo

Szanowni Pa�stwo

By� mo�e niektórzy czytelnicy rozpoznaj� w�ród bohaterów postaci autentycznie

niegdy� zamieszkuj�ce peerel. By� mo�e znajd� si� w�ród tych czytelników osoby,

które zechc� si� upomnie� o dobre imi� owych bohaterów. Autor, �wiadom swych

praw twórcy, uczynił wiele, by nikogo niesłusznie nie urazi�...

Jest prawd�, �e autor nie potrafi dowie��, �e np. w peerel funkcjonował w

opisywanym �rodowisku tak wła�nie, jak to przedstawiono na na kartach powie�ci,

dom publiczny. A jednak osoby przy tej okazji opisane – postaci literackie –

uczestniczyły w czym� bez porównania bardziej haniebnym – realnie współtworzyły

peerel w jego najwła�ciwszym wymiarze. Prawa honorowe, a przed mechanicznym

odebraniem ich kuplerom wahał bym si�, im zatem – takie jest moje najgł�bsze

przekonanie - nie przysługuj�. Przynajmniej do chwili jakiego� satysfakcjonuj�cego

rozliczenia si� z epoki...

autor

Poniewa� powie�� przed dwa lata, mimo niekiedy entuzjastycznych recenzji, nie

znalazła sobie papierowego wydawcy, st�d zdecydowałem si� zawiesi� na

www.sws.org.pl

To samo zaproponuj� Redakcji internetowych Kontratekstów.

Bardzo prosz� ewentualnych czytelników o zamieszczanie swych uwag.

Tekst nie był poddany obróbce redakcyjnej.

autor

Copyright by Krzysztof Markuszewski

2

Nie miałem łatwego dzieci�stwa - o nie! I nie zawsze sprzyjało mi szcz��cie...

Własnym rozumem, pracowito�ci�, nie raz ryzykuj�c dorobek całego �ycia,

doszedłem do czego�...

Syn magazyniera GS-u z miasteczka na w Kieleckiem nie miał lekko. Sko�czyłem

technikum rolne, bo innego u nas nie było. Na studia w sze��dziesi�tym pi�tym

poszedłem w Wy�szej Szkole Gospodarwstwa Wiejskiego w Warszawie. Chciałem

zdawa� do Warszawy, na filozofi�, ale nauczyciele mi odradzili.

- Gdzie ty b�dziesz si� pchał - pytali. Twój ojciec zahaczył o AK, ciesz si�, �e

technikum sko�czyłe�.

Ja im na to, �e w AK był od pa�dziernika czterdziestego czwartego do wyzwolenia

przez Armi� Czerwon� - tak powiedziałem - przez Armi� Czerwon� - �eby nie

zapomnieli, jaki mam pozytywny stosunek do naszej polskiej rzeczywisto�ci - a w

ogóle, to tata miał wtedy szesna�cie lat. Dzi� mog� powiedzie� prawd� - tata w

rzeczywisto�ci miał siedemna�cie lat, ale tak sobie my�lałem, �e nikt nie b�dzie

sprawdzał. Bo tata za AK wcale nie siedział, raz go tylko wzi�li na UB, dali

wpierdol, nawet ci��ki, ale przecie� nic takiego, tydzie� pole�ał w po�cieli i potem

nikt si� go nie czepiał. To było lato, czas �niw i tata nie musiał u stryjka pracowa� na

polu. Bo w wojn� dziadków zabili Niemcy. Oboje. Partyzanci zastrzelili, czy nawet

tylko ranili dwóch Niemców. To było na skraju lasu obok wsi. Cała młodzie� z

bydłem i �winiami wyniosła si� ze wsi, zostali tylko gospodarze i starcy. Aha -

zostały jeszcze kury, bo jak to gna�. Kaczki i g�si to przegonisz, ale kur nie - s� zbyt

głupie. No i Niemcy w dwa dni potem przyjechali w kilku ci��arówkach. Najpierw

chcieli rozstrzela� tylko m��czyzn, ale odkryli u Józefiaków �ydów, których oni

ukrywali, wi�c rozstrzelali te� kobiety i nawet kilkoro niemowl�t, których nie brano,

bo przecie� co one komu zawiniły? Dlaczego �ydzi od Józefiaków nie uciekli razem

z młodzie�� – nikt nie wie...

No - Niemcy, to nie ruskie wojsko - dzi� mog� to powiedzie�. Trzech niemieckich

�ołnierzy, podobno takich prostych szeregowców, dorwało si� do jednej takiej matki

dziecka i j� gwałciło, czy chciało zgwałci�? No - cholera z tym - w ka�dym razie

3

dopadł ich oficer i od razu dał po mordzie. Ale �e to był Niemiec - to kazał im, a

mo�e tylko jednemu z nich, zaraz zastrzeli� t� kobiet�. Tamten sfuszerował, strzelił

jej za stodoł� w pier� i ona jako� prze�yła. Bo innych zegnali na skraj wsi, wp�dzili

do dołu wykopanego pod budynek mleczarni, który mieli stawia� i tam rozstrzelali.

Wcale ich nie zasypali, ale nikt si� nie uratował, bo ka�d� parti� rozstrzelanych

oficer, czy podoficer, dobijał z pistoletu. O Niemcach mówi�, �e tacy s� solidni,

akuratni, a prosz� - o tej kobiecinie zapomnieli.

A Niemcy tym si� ró�nili od ruskich, �e ruski oficer mo�e nawet rozstrzelałby

swoich �ołnierzy, tak od razu, pistoletem z r�ki, ale potem sam by zgwałcił i jeszcze

wódki by za��dał. Ruskie - to prawda, jak im si� nie sprzeciwia�, to gwałconych bab

nie mordowali... Chamstwo bo chamstwo - wszy po nich łaziły jak T-34, ale do

ludno�ci zachowanie mieli inne. Ruskie to jednak nie Niemcy. Cho� ja oczywi�cie

wiem - ruskie za komunizmu wi�cej ludzi pomordowali, ni� Hitler. Przecie�

przeczytałem "Archipelag GUŁAG" - nie cały, bo za gruby, ale przeczytałem.

Potem jeszcze ci Niemcy spalili wie�. Po rozstrzelaniu szli z kanistrami wzdłu�

ulicy i podpalali chałupy, bo od frontu s� chałupy. I chałupy wszystkie si� sfajczyły,

ale nie wszystkie stodoły i obory. Tamta postrzelona le�ała za stodoł� i nawet do niej

nie zajrzeli. Jeszcze kilka osób ze wsi pochowało si� tu i tam i przetrwali. I jeszcze

jedna rodzina �ydowska te� wtedy przetrwała. Chyba pi�� osób. Dopiero w pół roku

potem ich wyko�czyli. Nie mieli si� gdzie schowa�. Ci �ydzi to grozili, �e jak ich

Niemcy złapi�, to powiedz� gdzie si� ukrywali. �e niby - znów za kar� Niemcy

przyjad� i wymorduj� tych, którzy uciekli przed rozstrzałem. We wsi nie brakowało

chojraków, którzy byli w BCh, czy w NSZ-cie, którzy bez gadania mogli ich

kropn��, ale nic takiego. Kto� ich tam w zagajniku - ho, ho - teraz to jest wysoki las -

musiał dokarmia�. Ale jak Niemcy robili obław� na partyzantów, to partyzantów nie

znale�li, za to tych �ydków stukn�li.

A partyzantów nie mogli znale��, bo to byli zwykli chłopi na co dzie� krz�taj�cy

si� w gospodarstwie. Na akcj�, to szło si� najmniej ze dwadzie�cia kilometrów dalej.

4

U nas akcje robili ludzie z innych powiatów. Bo było wiadomo, �e Niemcy mog�

m�ci� si� za te akcje.

No i po tym spaleniu wsi gospodark� przej�ł stryjek. Jak inni, najpierw mieszkał w

s�siedniej wsi, tam trzymał zwierz�ta, a potem po kawałku przenosił si� na swoje.

Najpierw do ziemianki, potem do obórki, gdzie mieszkał razem z bydl�tami...

A tata przeniósł si� do miasteczka. Tam było mnóstwo domów do

zagospodarowania - po�ydowskich. Cenniejsze rzeczy zrabowali Niemcy, ale ró�ne

takie bambetle, jak garnki, miotły i co tam jeszcze, to mo�na było znale�� nie

rozgrabione. I tata taki dom znalazł - na podmurówce, bez piwnicy, ale z solidn�

jam�, nawet z zapasem �ywno�ci - pewnie gospodarze chcieli si� w tej jamie

schowa�, ale potem co� im nie wyszło i poooszli - do Beł�ca.

Moja ciocia - siostra taty, te� przeniosła si� ze swoim chłopem do miasta. Zaj�li

s�siedni dom. On - znaczy si� - wujek - nie chciał, ale ciocia zagroziła, �e za niego

nie wyjdzie i przestanie mu dawa�. Wujek na to, �e w wojn�, to chłopów brak, a nie

bab i znajdzie sobie inn�, lecz ciocia na jakiej� zabawie ta�czyła z innym. Wujek

wyzwał go na walk�, zdaje si� - tak mówi�, �e przegrał, w ka�dym razie od zawsze

dla mnie szczerbaty był, lecz cioci to nie przeszkadzało i si� pogodzili. No i przeszli

do tego miasteczka.

W czterdziestym czwartym był strach. Tata przygruchał sobie kuzynk� cioci, a co

on miał - szesna�cie lat i �eni� si� chciał. Ciocia z wujkiem ju� byli po �lubie. A

przecie� - burdel był taki, �e nie było wiadomo, czy te domy, co oni zaj�li i zaj�li

inni ludzie ze wsi, co poszli do miasta na po�ydowskie, to s� ich, czy nie. Niemcy

wydawali tylko tymczasowe meldunki. No i ju� było dobrze wiadomo, �e Niemcy

bior� w dup� i nowa władza nastanie. Ludziom a� tak bardzo na tych niemieckich

meldunkach nie zale�ało.

Tylko nie było wiadomo, czy nowa władza zaakceptuje nowych gospodarzy, czy

nie. Na zdrowy rozum, to powinna, bo przecie� dawni wylecieli kominem ze

wszystkimi spadkobiercami. Jak tam który pojechał przed wojn� do Stanów, czy do

Palestyny, to przecie� i tak by nie wrócił. No ale ludzie gadali, �e po wojnie pa�stwo

5

b�dzie biedne i b�dzie kazało płaci� za przyznanie własno�ci. A ka�dy chciał by� na

swoim. Pami�tali jednak, �e przed wojn�, jak kto� był na wojnie o niepodległo��, tak

ludzie mówili - o niepodległo�� - to zostawał osadnikiem wojskowym i gospodark�

dostawał od pa�stwa, albo przynajmniej licencj� na kiosk z papierosami.

Wujek nie mógł i�� do lasu, bo ciocia ju� zaci��yła, no to tat� posłali. Nie od razu,

bo był cały bal z wyborem partyzantów. Oni swój pomy�lunek mieli i wiedzieli, �e

id� ruskie i trzeba i�� do takiego wojska, które ich lubi. Znaczy si� - tata chciał do

AL, a raczej stryjek i stryjna tak chcieli. A nikt nie miał kontaktu. W ko�cu -

kuzynka stryjny, znaczy si� - moja mama, zaci��yła z tat� i ja miałem si� narodzi�.

Mama miała siedemna�cie lat - par� miesi�cy starsza jest od taty - ale wstydziła si�

przyzna�. Podobno stryjna swoje wiedziała, ale nic nie mówiła, �eby tylko tata

poszedł wreszcie do tych partyzantów i �eby wywalczył dla całej rodziny prawo do

normalnego zasiedlenia tych domów.

No i jak ju� ruskie stali za Wisł�, tata poszedł, z braku czego lepszego, do AK. Bo

wtedy to gadali, �e ci z AL, na których i tak nie było kontaktu, to za byle co potrafi�

swoich rozstrzela�. I �e rz�dz� si� tam same ruskie. Dzi� dobrze wiem, �e to była

całkowita nieprawda, �e rz�dzili ruskie - rozstrzeliwali nasi i za byle podejrzenie, �e

jest si� wtyk� NSZ lub AK. Potem si� nasłuchałem, co oni porz�dnych chłopaków

narozwalali. Całkiem si� nie znali na swojej robocie. A potem do UB, na urz�dy,

trzeba było bra� całkiem surowych ludzi. Swoich brakowało. A jakby tamci z

grobów powstali - to przecie� byłoby mo�e nawet w sam raz?

Po wojnie tata został magazynierem w GS-ie. Najpierw był tylko pomocnikiem, bo

szkół nie miał, ale wieczorowo uko�czył podstawówk� w rok. Zaraz po promocji

wzi�li go na UB i tam dali wycisk.

Ale opłaciło si� - bo zaraz potem, tak bez wyroku, przyszli w �rodku nocy do

magazyniera i stukn�li go w ogrodzie. Przebrani byli za tych z lasu, ale ka�dy

wiedział, �e to Mostowski z UB robił porz�dki przed referendum. Bo magazynier -

stary działacz spółdzielczy - tak o nim mówili - był w PSL. Wtedy nawet na

przesłuchanie nie brali, bo nie mieliby takich tłumów kim przesłucha�. W

6

normalnych czasach przed rozwałk� wy�piewałby co i jak, ale jak trzeba było działa�

na grand�, to od razu, w ogrodzie...

No i ojciec - ledwie osiemna�cie lat - awansował na magazyniera. Trzymał si� tej

posady, �e hej. Potem nawet matur� zrobił. Cho� - wstyd o tym wspomina�, ojciec i

dzi� nie pisze ortograficznie.

Tylko do partii nie chciał si� wpisa�. Ja mu przedkładałem, �e tak b�dzie lepiej, a

on swoje - �e wie swoje... Ja byłem za głupi, �eby to wszystko rozumie�, ale potem

zrozumiałem. Ojciec z tego UB wyszedł mo�e i obity, ale i namaszczony. Do

ko�cioła chodził, ale ja swoje wiem. W ko�cu poszedł do ZSL-u... Co my

przewalanek z tym ojcem potem nie narobili�my! Ale to potem...

Ja sobie rosłem w ka�dym razie po pa�sku. Rodzice posłali mnie do technikum

rolnego, bo mówili, �e na liceum jestem za głupi. A ja si� dobrze uczyłem i wcale nie

byłem za głupi. Zreszt� - od dziecka byłem rozgarni�ty - nie mieli kogo ze mn�

zostawia� w domu, bo mama wtedy pracowała, a stryjna jak raz była w szpitalu, to

co� załatwili i rok wcze�niej wysłali mnie do szkoły. Dla mnie to nie było takie

dobre, bo długo byłem najsłabszy w klasie - inni mnie leli. Oni kombinowali, �e jako

technik rolny, przejm� posad� po ojcu, a mo�e nawet awansuj�?

Ojciec co jaki� czas dokładnie odpytywał mnie z tego, co dzieje si� w szkole. Ja

tego nawet nie dostrzegałem, ale on sterował moimi znajomo�ciami. Nawet - a w

tamtych czasach rodzice zwykle udawali, �e chłopcy dziewczynami nie powinni si�

zajmowa� - mało tego - �e taka kwestia w ogóle nie istnieje - zach�cał mnie, abym

si� umawiał z tak� Zosi�. Ona była - raczej jest, bo zdaje si� - �yje - córk�

kierownika skupu i ksi�gowej w GS-ie. No wi�c ja niejasno - jak na swoje

czterna�cie czy pi�tna�cie lat my�lałem, �e ojcu chodziło o układy w pracy, czy jak?

Tak - miałem wtedy czterna�cie lat... Ale to były całkiem inne buty...

Wcale nie miałem do niej �miało�ci. Była z równoległej klasy, ale w takim razie

była o rok starsza. Taka czarnulka. Młodzie� wtedy wolniej dorastała. Ale ona była

wy�sza ni� ja, ju� w pełni wyro�ni�ta, cho� piersi to nadal miała ze dwa razy

mniejsze, ni� w rok, a mo�e dwa lata pó�niej.

7

Był czerwiec, ale jeszcze nie było wakacji. Jednak w szkole nie było przez dwa dni

lekcji, bo przyjechał sanepid i kazał j� natychmiast deratyzowa�. Przyjechali ci od

deratyzacji i rodzicom nakazano, by uczniowie nawet nie zbli�ali si� do szkoły.

Mówiono - u�yj� jakich� takich technik trucia szczurów, które s� niebezpieczne dla

dorastaj�cej młodzie�y.

Trzech kolegów si� zmówiło, �e podejd� do szkoły od strony boiska, schowaj� si�

w krzakach i wszystko b�d� widzie�. Mnie nie doprosili, ale sk�d� wiedziałem - ju�

nie pami�tam... Gryzłem si�, �e mnie nie zignorowali. Wyobra�ałem sobie, �e takie

chowanie si� w krzakach b�dzie najlepsz� zabaw� w wojn�. Bo my ci�gle bawili�my

si� w wojn� i czasem było si� Polakiem, czasem Niemcem, a jak dziewczyny chciały

si� z nami bawi�, to czasem si� godzili�my, ale pod warunkiem, �e one b�d� ruskim

wojskiem. Bycie ruskim wojskiem było najmniej presti�owe, ale one nie maj�c

wyj�cia - godziły si�.

No a tu pod dom zaje�d�a ojciec tak� półtoratonow� ci��arówk� Lublin. Ledwo

wszedł do domu, wypił troch� zsiadłego mleka, tak na chybcika i woła do mnie, �e

mam si� zbiera�. �al mi było tych krzaków i tej zabawy w wojn� chemiczn�,

przecie� było ryzyko, �e nas te� zagazuje tak jak te szczury, ale nie było wyj�cia. W

tamtych czasach z rodzicami, zreszt� w ogóle ze starszymi, nie dyskutowało si�.

W kabinie - ku memu zdziwieniu, była Zo�ka. Miała te swoje czarne włosy upite w

dwie kitki po bokach, �ci�gni�te gumk�. Ubrana była w tak� bardziej domow�

sukienk� z kretonu zapinan� przez cała długo�� na guziki. Był upał. Sukienka była

troch� ciasna i gdy siedziała, to na odcinkach mi�dzy guzikami wszystko jej si�

rozchylało. Majtki miała białe, z cienkiego sztucznego jedwabiu. No ale nie

zwracałem na to uwagi.

Gdy przyszedł ojciec i za swoim fotelem upchn�ł wypchan�, spinan� dodatkowo

paskiem skórzan� teczk�, okazało si�, �e mamy jecha� do s�siedniego, powiatowego

miasta po wag� z naprawy. Zo�ka podniosła raban, �e w takim stroju to ona nie chce

jecha�. Ojciec usiadł za kierownic�, bo kierowca., pan Władek, był tak pijany, �e nie

mógł kierowa�. Ja miałem usi��� na tym samym fotelu, na którym siedziała Zo�ka.

8

Zgodził si�, �e Zo�ka z domu we�mie plastikowe spinki na warkoczyki, aby przykry�

te gumki - recepturki, ale nie zgodził si�, �eby si� przebierała. Co mu zale�ało -

Zo�ka to nie mama, przeprałaby si� w try miga...

Ojciec w ogóle był wesół, bo jak powiedział, z panem Władkiem wypił �wiartk� na

drog�, ale nie zorientował si�, �e pan Władek ju� był po dwóch winach. Prawo jazdy

miał, ale kierowca z niego był jeszcze niedo�wiadczony. Powiedział, �e gdyby mama

Zo�ki wiedziała, �e jad� bez pana Władzia, to mo�e by si� nie zgodziła na podró�?

Ruszył i jeszcze zajechał do GS-u. Z szoferki przez otwarte okno wykrzyczał do jej

mamy, �e sam prowadzi, ale �eby si� nie martwiła o Zosi�, bo b�dzie jechał wolno -

swojego syna te� wiezie.

Jechali�my �wirow� drog�, bo jeszcze wtedy nie było asfaltu i w upale

zostawiali�my za sob� tuman pyłu. Ja siedziałem od drzwi i co jaki� czas

wychylałem si� przez okienko, �eby popatrze�, jak chłopów z furmankami, albo

kogokolwiek na drodze, ten pył osypywał. Ludzie na to nie reagowali, traktowali jak

naturalny dopust bo�y, bo te� i co mo�na było zrobi�?

Zo�ka czasem, gdy np. mijali�my wozaka z aluminiowymi baniakami z mlekiem,

te� si� wychylała i swoimi, tymi jeszcze nie całkiem rozwini�tymi piersiami,

napierała mi wprost na twarz. Nie miała stanika - wtedy dziewczyny nosiły staniki

dopiero wówczas, gdy im ju� całkiem urosło, a i to nie w domu. W du�ych miastach

było inaczej, ale małych i na wsiach - wła�nie tak.

Ojciec si� nie wychylał, bo prowadził, ale wida� było, �e te� ma ochot�.

W mie�cie ojciec zajechał na rynek i wysadzi nas pod cukierni� Wolframa.

Wszyscy wiedzieli, �e pan Wolfram jest �ydem, ale tego si� gło�no nie mówiło,

jakby to było wstydliwe. Wolfram miał jakiego� kuzyna na stanowisku w

Warszawie, wi�c nie gn�bili go domiarami. To te� wszyscy wiedzieli. Ale Wolfram z

ojcem musiał �y� w zgodzie, bo czasem od taty odbierał przydziały �mietany, m�ki,

a najcz��ciej jajek. Jajka i tak kupował u chłopów, ale musiał mie� faktury i ojciec

jako� mu je dostarczał. Na m�k� z młyna w naszym GS-ie narzekał, �e nie jest tak

9

dobra, jak trzeba, ale tata mu tłumaczył, �e w tych czasach bra� trzeba to, co jest i

wida� było, �e pogl�d Wolframa było taki sam.

Pó�niej ojciec mi wyja�nił, �e w magazynach gnie�dził si� wołek zbo�owy i to nie

było takie złe. Bo jak tego wołka było wystarczaj�co du�o, to wtedy zbo�e szło nie

do młyna, ale do gorzelni. No i wtedy ojciec przywoził do domu cał� beczk�

spirytusu. To nie był dziewi��dziesi�ciopi�cioprocentowy spirytus - miał mo�e

niecałe dziewi��dziesi�t, ale mama zawsze mówiła, �e taki jest zdrowszy i szybciej

leczy z przezi�bienia. Beczki na wszelki wypadek trzymali�my u stryjka na wsi, �eby

nie nakryli i tata zawsze narzekał, �e wujek podbiera wi�cej, ni� si� umówili. To

były takie stulitrowe beczki d�bowe i obaj nie byli w stanie tego wypi�, tylko �e

wujek czasem sprzedawał. Ale i tak, gdy kiedy� wtaczałem z wujkiem i kuzynem

Wojtkiem - synem stryja - t� beczk�, to w schowku w stodole pod słom� było ich co

najmniej sze��. W drugim ko�cu stały beczki z rop� do silnika nap�dzaj�cego za

pomoc� pasa transmisyjnego krajbzeg�. Jak si� czasem ojciec ze stryjem napili, na

przykład na �wi�ta, to si� �mieli, �e jak b�dzie po�ar w stodole, to cała wie�, nawet

plebania, pójdzie z hajcem... A mama i stryjna wtedy załamywały r�ce, albo

krzyczały na nich - w zale�no�ci od nastroju...

Tak wi�c ojciec usadził nas z Zo�k� na rynku na werandzie przed cukierni�

Wolframa i tylko zaznaczył, �eby nam nie dał wi�cej, ni� po dwie kulki lodów,

uprzednio upewniwszy si�, �e s� �wie�e. Były lody truskawkowe i �mietankowe. My

chcieli�my, rzecz jasna, truskawkowe, ale Wolfram dał nam �mietankowe z wyra�nie

wyczuwalnym smakiem wanilii. Chyba jednak wcale nie był pewien tych swoich

truskawkowych...

Na rynku, dzie� nie był targowy, prawie nikogo nie było. Tylko w przeciwległej

pierzei stała kolejka, bo rzucili wła�nie mydło, a jako� akurat mydła nie było. Pan

Wolfram skomentował to: - Głupi ludzie - mydło trzeba kupowa� na zapas, nawet jak

par� lat pole�y, to si� tak bardzo nie psuje, tylko mniej pachnie. Ja tu tak filuj�, bo

maj� �yletki przywie�� do "Ruchu", a �yletk� zawsze jest lepiej si� goli�, jak

brzytw�.

10

Gdy w podstawówce obok rynku zrobiła si� chyba druga przerwa, maluchy

wybiegły na plac. Pewnie na co dzie� nie było im wolno, ale wtedy była taka pi�kna

pogoda i ju� koniec roku - stopnie mieli pewnie wystawione... Gdyby to było

liceum, to byłoby nam głupio, bo my co - technikum i wcale nie w powiecie. Ale na

tych z podstawówki mogli�my patrze� z góry...

Potem jaki� samochód podjechał pod kiosk i pan Wolfram, mimo poka�nego

brzucha, dosłownie sprintem rzucił si� do przodu. Ci z kolejki natychmiast to

zauwa�yli - sam samochód pod kioskiem ich nie wzruszał, bo mógł dowie�� byle co,

ale sprint pana Wolframa - człowieka powa�nego, na dodatek �yda, a �ydzi -

wiadomo - zawsze wiedz�, co w trawie piszczy, to była alarmuj�ca informacja. Z

kolejki najpierw jedna osoba - bez wahania, a po niej jeszcze kilka, wyra�nie

miotanych rozterk�, pobiegło do kiosku. Pan Wolfram dopiero dokonawszy zakupu

krzykn�ł, tak przez cały rynek: - �yletki! - i wtedy jeszcze kilka osób pobiegło do

kiosku.

Wolfram po drodze, wyra�nie zadowolony, wszedł jeszcze do spozywczego i po

chwili przyniósł nam po oran�adzie. Na chwil�, z tymi czterema oran�adami wszedł

do �rodka swojego zakładu, po chwili wyniósł dwie na tacy, przetarł je �ciereczk� i

postawił przed nami.

- Uwa�ajcie, bo stolik si� rusza – o�wiadczył, ci�gle jeszcze z zadowolon� min� i

dodał: - Szklanek wam nie podam, �eby kontrola, jak si� napatoczy, nie mówiła, �e

handluje pa�stwow� oran�ad�...

Ka�dy wiedział, o co chodzi - formalnie prywatnemu nie wolno było sprzedawa�

nic, co było wyprodukowane przez pa�stwowe. To, �e nam tak dogadzał, było

oczywiste - z naszymi rodzicami i ich odpowiednikami w powiatowym GS-ie musiał

�y� dobrze. Oboje z Zo�k� to rozumieli�my.

Gdy odszedł, po chwili milczenia, schylaj�c si� do głowy Zo�ki, konspiracyjnie

nieomal wyszeptałem: - T� czwart� oran�ad� - ty wiesz, dla kogo wzi�ł?

- Jasne, �e wiem, taka dziewczyna ze wsi, która u niego pracuje. Wiem dobrze -

pracuje legalnie - rodzice o tym mówili. Dziwili si�, �e urz�d pracy dał zgod�...

11

- Ja te� słyszałem od rodziców... Mówili tak mi�dzy sob�, nie wiedzieli, �e ja

słysz�...

- No co... - spojrzała na mnie z zaciekawieniem, ale i z pow�tpiewaniem...

- On j� posuwa...

Zo�ka spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała i chyba rzeczywi�cie w pierwszej

chwili nie zrozumiała...

- No wiesz - nie wiedziałem jak to powiedzie� nie u�ywaj�c wulgarnych słów - robi

z ni� to, co m�� i �ona robi� w łó�ku...

Ona na to popatrzyła na mnie, jak na jakiego� �wi�tokradc�, potem na chwilk�

przyj�ła min� oboj�tno�ci, by wreszcie jednak przesta� udawa� i spyta�: - Przecie�

on ma �on�!

- No wła�nie - odpowiedziałem sam nie wiedz�c, jak to rozumie�.

Dopiero po chwili skontaktowałem, �e przecie� Wolframowa jest stara, gruba i

brzydka, a ta ekspedientka młoda, z g�stymi blond włosami i jeszcze, cho� tego sobie

nie powiedziałem w my�li, ale pomy�lałem tak obrazem - cycata. Tego wszystkiego

jednak Zo�ce nie mówiłem, bo si� kr�powałem.

Min�ło jeszcze kilka chwil, zanim na rynek zajechał ojciec z wag� na platformie

ci��arówki. Te� wzi�ł loda, dwie kulki i zezwolił panu Wolframowi nało�y� nam do

wafelków po jeszcze jednej kulce. Wtedy panował pogl�d, �e od lodów mo�na si�

przezi�bi� i trzeba z nimi bardziej uwa�a�, ni� doro�li np. z wódk�. Chciał zapłaci�

za oran�ady, ale Wolfram nie wyraził zgody i nawet zawin�ł w papier babk�

dro�d�ow�. Czasem w tych babkach od Wolframa były �liwki, czasem inne owoce, a

czasem nic nie było , tylko troch� rodzynek.

Wracali�my inna drog�, poln�.

- Po pierwsze, to ludziom nie b�dziemy kurzy� w nosy, a po drugie, to wyk�piemy

si� w rzece.

Rzeczywi�cie - do przebycia mieli�my rzek�. Na głównej drodze był drewniany

most, odbudowany po wojnie byle jak i je�li trzeba było z powiatu lub do powiatu

12

jecha� z wi�kszym ci��arem, to kierowcy ci��arówek czasem woleli jecha� t� w

innych sytuacjach nie ucz�szczan� drog� le�n�.

Tym razem nie chodziło o ci��ar, tylko o to, �e nie mieli�my kostiumów

k�pielowych. Ja ju� miałem w domu takie spodenki gimnastyczne, które uchodziły

za k�pielowe. Dziewczyny w mie�cie zwykle te� miały od chwili, gdy im piersi

rosły. Cz�sto dziewczynie ju� co� zaczynało wystawa�, a jeszcze rodzice nic im nie

kupowali. One si� w domu wykłócały i z czasem osi�gały to, co chciały. Jednak do

tego momentu k�pały si� w samych majtkach i udawały, �e nic si� nie dzieje.

Chłopcy te� udawali, �e nic nie widz�. No ale, gdy zaczynały im rosn�� włosy nie

tylko na głowie, to musowo wszystkie miały kostiumy, zwykle bawełniane,

jednocz��ciowe.

Oczywi�cie - Zo�ka miała kostium ju� nawet dwa lata temu. Ale dwa lata temu

wprawdzie włosy rosły jej pod pachami, ale piersi prawie nie miała, wi�c raz opalała

si� w kostiumie, innym razem bez i nikomu to nie robiło ró�nicy. Rok pó�niej

widziałem j� tylko w kostiumie. No a teraz, to ju� miała porz�dne, cho� ci�gle

jeszcze za małe, to nie wypadało, �eby z nimi biegała. Nie wypadało, to nie

wypadało, ale wyczuwało si�, �e ona uwa�a si� ju� za kobiet� i si� wstydzi.

Miałem na ten temat swoje obserwacje. Kobiety, które miały niemowl�ta, bez

�enady karmiły je piersi� przy obcych. Gdy były dorosłe, a wokół byli tylko

wyra�nie młodsi, latem te� cz�sto wchodziły do wody w staniku, który zdejmowały

myj�c si� mydłem i jedne zakładały go z powrotem jeszcze w wodzie, a inne

wychodziły na brzeg, wy�ymały, cho� mogły wy�yma� stoj�c po kolana w wodzie,

strzepywały i dopiero wtedy zakładały. Tak wi�c dorosłe osoby nas - dorastaj�cych

chłopaków - specjalnie si� nie wstydziły. Za to nasze rówie�nice - gdy ju� miały te

swoje kostiumy, to bardzo. Zo�ka dwa lata temu pod tym, wzgl�dem była

ewenementem.

Pami�tam, kiedy� byłem nad rzek� z Wojtkiem, moim kuzynem. To było rok

wcze�niej. Akurat byłem na wsi. Poszli�my wzdłó� pól w takie miejsce, gdzie nikogo

nie powinno by� i tylko s�siadka pieliła brukiew. Rozebrali�my si� na golasa, a

13

jeszcze ani jemu, ani mi nic tam nie rosło. K�piemy si�, a tu na brzegu siedz� dwie

rok młodsze dziewczyny: siostra Wojtka - Ania i jej kole�anka Renata. Nie

chcieli�my ich wzi�� i szpiegowały nas. Ja jako� wstydziłem si� pokazywa� goły, ale

co było robi�, skoro one nie chciały odej��. Schowali�my przyrodzenie w dłonie, na

brzegu zało�yli�my majtki i troch� dali�my im popali�. Ale nie za mocno je zbili�my,

bo si� nie obraziły. Wiec one te� si� rozebrały - Anka do majtek, bo wiedziałem, �e

kostiumów, jak to na wsi, w ogóle nie maj�. Gdy chciały i�� si� k�pa�, a my

pocz�tkowo ostentacyjnie powiedzieli�my, �e na razie mamy do��, Wojtek zabronił

Ance k�pa� si� w majtkach, bo miała na sobie nowe, całkiem białe i w rzece mogły

z�ółkn��. Zagroził, �e powie o wszystkim matce i wida� było, �e to jest argument.

Ale Anka była zakłopotana i w ko�cu powiedziała, �e zdejmie majtki, je�li i Renata

zdejmie. A było wida�, �e Renata jest ju� rozwini�ta, �e ho, ho - zreszt� dlatego -

dodatkowo - wstydzili�my si� przed ni� biega� nago. A Renata była w majtkach i w

podkoszulku. Ten podkoszulek był porozci�gany i w rzeczywisto�ci nie był taki

szczelny, ale liczyło si�, �e jest. W mie�cie, jakby dziewczyna k�pała si� w

podkoszulku, to wszyscy by si� z niej �mieli, ale na wsi to mogło uchodzi�.

Na to Renata Ance zacz�ła tłumaczy�, �e jej ju� nic nie brakuje, a ona jeszcze

nawet nie ma swego okresu. Ja wtedy, a zreszt� i w rok pó�niej wcale nie

wiedziałem, co to jest okres. Wiedziałem oczywi�cie, jak si� robi dzieci i nawet co�

słyszałem, �e kobietom krew leci, ale co i jak, to nie wiedziałem.

Na to Anka odpowiedziała, �e chodz� do jednej klasy, maj� tyle samo lat, wi�c

je�li ona mo�e si� całkiem rozebra�, to Renata te� mo�e.

Pocz�tkowo nam z Wojtkiem nie bardzo na tym zale�ało, ale sprawa nas

wci�gn�ła. W jednej chwili obie stały si� dla nas obiektem obserwacji o podło�u

erotycznym.

W pewnym momencie Anka zem�ciła si� na Wojtku i zaproponowała, �e wszyscy,

to znaczy my równie�, rozbierzemy si� na golasa. I na zgod� od razu zdj�ła te swoje

białe majtki. To jednak było co�, bo miała mi�dzy nogami kilka króciutkich,

wij�cych si� po skórze włosów.

14

Oczywi�cie - Wojtek był jej bratem, a Renata dziewczyn�, wi�c od razu

zrozumiałem, �e to jest gest nade wszystko w moj� stron�. No ale mogłem uchodzi�,

jako kuzyn, za takiego, którego nie trzeba si� wstydzi�.

A jednak - Renata odmówiła. Powiedziała, �e je�li si� rozbierze, to my z pewno�ci�

rozgadamy... My wprawdzie zarzekali�my si�, ze nie, ale ona nie wierzyła. A mo�e -

uznała, �e jest w tym stopniu zaawansowania, �e jest kim� ponad nami i nie warto si�

z nami pospolitowa�? Ale tak naprawd�, to si� wstydziła. Tak my�l�. Wstydziła si�

tak�e Anka. No ale z ni� było ju� po ptakach - była na golasa, wi�c tak została.

Potem, po k�pieli, gdy le�eli�my obok siebie na trawie, przywarła do mnie, niby si�

odwracaj�c, pocierała si�. To było niewinne, cho� wówczas mnie sparali�owało.

Sparali�owało, cho� to była wiejska dziewucha - córka prostego chłopa i na

dodatek młodsza - wtedy takie rzeczy dla mnie si� liczyły. Dzi� - tak sobie my�l�, �e

ona chciała w ten sposób sprawi�, bym jako� zaakceptował t� jej goło��, albo co?

Przez cz��� dorosłego �ycia �yłem z seksu, ale przecie� nie wszystko rozumiem...

W sumie jednak to wszystko nie zrobiło na mnie wi�kszego wra�enia, dopiero

potem u�wiadomiłem sobie, �e to mi si� �ni po nocach - jakie� rozbudowane,

nierzeczywiste... A tak�e - miałem do�wiadczenie, �e dziewczyny, nie koniecznie w

jakim� wieku, ale w pewnym momencie rozwoju fizycznego, nie s� skłonne do

bezwstydu.

Tak wi�c do pomysłu ojca miałem sceptyczny stosunek. Tym bardziej, �e jak

s�dziłem, ojciec w ogóle nie zastanawiał si� nad zło�ono�ci� sprawy. Było gor�co -

nie chciało mu si� do czwartej siedzie� w kanciapie magazynu tym bardziej, �e ju� z

rana opił z panem Władkiem jaki� interes. Poniewa� w domu, jeszcze rano, ładował

do teczki jakie� butelki, z pewno�ci� ze spirytusem rozrobionym z sokiem, to by�

mo�e i z tymi od naprawy wagi co� sobie dziabn�ł. Co go obchodziły

skomplikowane stosunki mi�dzy młodymi lud�mi?

Rzek� od lasu oddzielał mo�e dwudziestometrowy pas ł�ki zalewowej. Ojciec

skr�cił, odjechał wzdłu� rzeki ze sto metrów i zatrzymał si� za krzakami, zza których

samochód nie był zbyt widoczny. Nie chodziło o to, by nikt nie widział ci��arówki,

15

lecz by nikt jej nie rozpoznał, a przynajmniej nie mógł odczyta� numerów

rejestracyjnych. Takie rzeczy same przez si� były rozumiane. Je�li kto� podejdzie, to

znaczy, �e chce pogada� i nie wypada, aby doniósł. A je�li b�dzie chciał donie��, to z

daleka nic pewnego nie zobaczy. Ojciec zawsze był ostro�ny, a z domu wiedziałem,

�e rodzice Zo�ki te� byli ostro�ni.

My z ojcem od razu wbiegli�my do wody. Po chwili ojciec odszedł do ci��arówki i

wrócił z nowym, luksusowym mydłem w papierowym opakowaniu. Wida�,

zaopatrzył si� w magazynie w to samo, po które ludzie tłoczyli si� na rynku. Gdy

wróciłem, znad wody, ojciec ju� wybrał miejsce tak ze dwadzie�cia metrów od

ci��arówki, �eby si� nie zapaliła i rozpalał ognisko. Kazał nam i�� po chrust. Dwa

razy obrócili�my z pełnymi nar�czami. Po drodze, z głupia frant spytałem: - nie

k�piesz si�? Ona mi na to, �e nie ma kostiumu. Ja, �e mo�na bez kostiumu, nikomu

przecie� nie powiem.

- Kiedy si� wstydz�...

Na to ju� nic nie powiedziałem, tylko powiedziałem: - głupia jeste�...

Ale wcale nie uwa�ałem, �e jest głupia, tylko nie miałem pomysłu, aby powiedzie�

co� innego.

Wrócili�my do ogniska. Ledwo si� tliło, poniewa� ojciec wcale nie chciał du�o

podkłada� do ognia. Z teczki wyj�ł gazet� - "Trybun� Ludu", na któr� wszyscy

narzekali, bo na zawijanej w ni� �ywno�ci zostawiała czarne odbicie liter i słyszało

si�, �e to jest bardzo niezdrowy ołów. Ale co było robi� - du�o lepszego "Słowa

Ludu" ojciec nie mógł zaprenumerowa� w spółdzielni, a taki głupi, �eby samemu

płaci� za gazety, to nie był.

Tak wi�c wi�ksz� cz��� gazety - dwukolumnow� - rozło�ył na trawie, a mniejsz� -

jednokolumnow�, starannie zło�ył i schował do teczki na pó�niej. Bez zb�dnego

gadania na sfotografowanej twarzy towarzysza Wiesława poło�ył butelk� piwa

j�drzejowskiego. Wszyscy wiedzieli, �e nie ma gorszego piwa, ni� j�drzejowskie, to

te� natychmiast popatrzył pod sło�ce, czy w �rodku nie pływa mucha. Zdaje si� - nie

16

pływała, a je�li, to musiała by� taka mała, �e ojciec nie zwrócił na ni� uwagi. Po

chwili wyj�ł te� napocz�t� flaszk� z nalewk� i poci�gn�ł spory łyk.

Popatrzył na nas i powiedział: - do wody, dzieciaki, do wody, tu woda płytka, to si�

nie potopicie... Jak wrócicie, to dam wam na spółk� oran�ad�, ale tylko jedn�, bo

druga niech czeka, a� co� zjemy...

Ja na to, �e Zo�ka nie chce, bo nie ma stanika i si� wstydzi.

Zo�ka nic nie powiedziała, ale widziałem, �e zrobiła si� czerwona.

- Te� mi fanaberie - zdejmuj dziewczyno t� sukienczyn� i do wody, ale ju�. Jak si�

wstydzisz, to ja si� odwróc�, ale potem mamie powiem, �e fochy stroisz i jest z tob�

zawracanie głowy.

Tu ojciec poci�gn�ł łyk piwa i zmartwił si�: - Jak ciepłe piwo, to od razu jest

kwa�ne. Ale trudno...

W tym czasie Zo�ka rozpi�ła wprawdzie jeden guzik, ale zamarła tak, jakby znowu

zrezygnowała. Ojciec spojrzał na ni� i dodał - mydło b�d� dzi� dawał twojej mamie,

to nie zapomn� poskar�y�...

Zo�ka zatem - jak zauwa�yłem - dr��cymi palcami, powoli rozpi�ła sukienk� i

wstaj�c zdj�ła j�. Piersi miała wi�ksze, ni� s�dziłem, a przede wszystkim długiem,

sztywne i pomarszczone sutki. To było co� nowego - takie rzeczy cz�ste były u

karmi�cych matek, ale nie w jej wieku. Zreszt� - w samochodzie mimochodem

widziałem, gdy si� schyliła, jej piersi i były inne. We mnie te� si� co� ruszyło, co pod

majtkami, wcale nie k�pielowymi, byłoby wida�, wi�c natychmiast ruszyłem do

wody. Ojciec w tym czasie znów poci�gn�ł łyk nalewki i poło�ył si� na trawie.

W wodzie bawili�my si� w berka i dwukrotnie - doganiaj�c j�, chwyciłem za te

piersi - były w �rodku twarde, podobnie jak sutki. W gatkach miałem namiot, jak

wszyscy diabli, ale tym bardziej udawali�my, �e nic nie widzimy. Czuło si�, �e i to

moje obłapianie jej za piersi i mój namiot, to ma by� nasza wspólna tajemnica.

Gdy wrócili�my, na gazecie le�ały trzy zaostrzone scyzorykiem patyki i kilka

grubych plastrów kiełbasy �ywieckiej. To była kiełbasa o szeroko�ci co najmniej

17

osiem centymetrów, pomy�lana jako obło�enie dla chleba. Obok były pajdy chleba i

słoik z musztard�.

- �eby ,cholera, w powiatowym mie�cie, w magazynie, nie było normalnej kiełbasy.

Rozumiem - w sklepie, dla ludzi, ale w magazynie? Ta w ogóle tłuszczu nie ma -

niech sobie j� w Warszawie jedz�, albo w województwie. Nam trzeba porz�dnej, ze

słonin� i cienkiej. W domu mam porz�dn� kiełbas�, wiejsk�, od brata, ale czy to

człowiek pomy�lał?

Ojciec narzekał, ale wiedziałem, �e nie jest szczery. Przed wojn� mi�so jadł od

wielkiego dzwonu. Nawet teraz koledzy jedli mi�so w niedziel� i mo�e jeszcze raz w

tygodniu. Do chleba te� tylko od �wi�ta mieli salceson, kaszank�, a chleb, je�li

smarowali, to margaryn� mleczn�, od ci��y skuteczn�, chyba �e rodzice mieli krow�.

Były jednak domy, gdzie krowa w miasteczku była, ale całe mleko sprzedawano, a

rodzina normalnie - jadła z margaryn�, albo i bez.

Tym czasem u nas w domu, ale i u Zo�ki, nikt si� czym� takim nie przejmował. Na

koniec i na pocz�tek roku ka�demu nauczycielowi dawali�my po pół laski

szynkowej, albo je�li była du�a, to jedn� trzeci� laski. Wychowawczyni nawet

wi�cej... Masła było ile kto chciał, bo nasza spółdzielnia mleczarska brała z innych

spółdzielni masło, dodawała swoje i soliła dla wojska. Potem wystarczyło wsypa�

wi�cej soli, ni� wymagała receptura, a tego nikt nie sprawdzał i nadwy�k� mo�na

było obdzieli� wszystkich tych, których warto było obdziela�. No i nawet, je�li

kanapk� smarowałem grubo na palec, to mama nic nie mówiła, tylko si� �miała, �e

taki jestem �arty i chyba du�y urosn�...

Wsadzili�my płaty kiełbasy do ogniska i cho� były pot��ne, to szybko si� nagrzały.

Potem po jeszcze jednym, a ojciec jeszcze jeden. My przedtem nie wypili�my swojej

oran�ady, bo wło�yli�my j� do rzeki, aby zrobiła si� chłodna i teraz dopiero j�

pili�my. Drug� wło�ył do rzeki ojciec, gdy biegali�my w wodzie.

Zjedli�my prawie cał� musztard�, wi�c tata podszedł do rzeki, wyrzucił reszt�,

opłukał musztardówk� i po powrocie nalał sobie nalewki. Była g�sta - znałem jej

18

słodkocierpki smak, bo czasem na spróbowanie brałem na koniec j�zyka. Zo�ka

jednak przygl�dała mu si� uwa�nie i dlatego spytał j�:

- Co - chciałaby� spróbowa�?

Ona jednak nic nie odpowiedziała, bo chciała, ale wstydziła si� przyzna�. Wi�c

ojciec wypił swoje, otarł brzeg szklanki o traw� i nalał jej tak tylko troch�. Jedn�

r�k� zatkn�ła nos, jakby chciała si� rzuci� do gł�bokiej wody, a drug� podniosła

musztardówk� z rubinowym płynem.

- Nawet si� nie zakrztusiła - he, he, za�miał si� ojciec.]

Potem kazał jej pami�ta�, by�my podczas k�pieli skorzystali z odpiecz�towanego

mydła. Zaznaczył przy tym, �e ja na pewno nie b�d� chciał, albo nie b�d� pami�tał, a

on, jak si� obudzi, to sprawdzi, czy jeste�my umyci.

Potem wstał i odszedł w cie� pod krzaki, obok ci��arówki, z której wyci�gn�ł

jaki� stary granatowy fartuch. Roz�cielił go sobie i poło�ył si� drzema�. Przy tych

czynno�ciach z kieszeni fartucha wypadł chemiczny ołówek. Rodzice zawsze mi

wkładali w głow�, abym uwa�ał na chemiczne ołówki, bo gdy grafit dostanie si� do

oka, to oko wypłynie. Zo�ce te� to mówili, jak to urz�dnicy w GS-ie, wi�c gdy to

zobaczyli�my, to spojrzeli�my na siebie porozumiewawczo.

Pobiegli�my do wody. Celowo tak uderzałem stopami, a wła�ciwie - jak pami�tam

- pi�tami w wod�, by jak najszerzej si� rozpryskiwała. Jedynie w jednej trzeciej

szeroko�ci si�gała nam ona do pasa, a raczej mi, bo byłem wówczas troch� ni�szy od

niej. Nurkowali�my chc�c wypatrzy� jakie� ryby. W pewnym momencie płyn�c z

przeciwległych kierunków pod wod� wypłyn�li�my twarz w twarz. W jej oddechu

wyczułem wi�niówk�.

- Dobra była ta wódka?

- Aha...

- Ja kiedy� te� spróbowałem, ale malutko...

- Aha - odpowiedziała i rzuciła si� na mnie z zaskoczenia. Przywaliła swoim

ci��arem i wepchn�ła pod wod�. Nie od si� wyrwałem i gdy wstałem, musiałem

wykaszle� si� i wykrztusi�. Starałem si� robi� to cicho, aby ojciec nie słyszał, bo

19

przecie� to co robili�my, tak mo�na to było sobie wyobrazi�, było prost� drog� do

utopienia si�, przed czym tak nas przestrzegano.

- Cho� - tam na brzegu jest butelka - spróbujemy...

Rzeczywi�cie - było w tej butelce troch� mniej ni� połowa zawarto�ci. Wzi�łem

musztardówk� po to, aby j� umy�, ale Zosia gestem dała mi zna�, �e nie, �e

b�dziemy próbowa� z butelki. W całkowitej ciszy łykn�li�my po jednym razie. Ona

wyj�ła kiełbas� z gazety i le��cym obok scyzorykiem ukroiła plaster. Przedtem

jednak zgoniła z tego scyzoryka muchy i wytarła go o traw�. Plasterek pokroiła na

sze�� cz��ci. Tym samym rozstrzygn�ła, po ile razy b�dziemy próbowa�. Musieli�my

bra� małe łyki, �eby ubytek płynu w butelce nie rzucał si� w oczy. Niczego nie

musieli�my ustala�. Wszystkie rytuały znali�my z obserwacji.

- Teraz nale�y si� papieros... - zauwa�yła.

Ja oczywi�cie wiedziałem, �e Zo�ka wcale nie pali. Nale�ała do grupy tych

dziewczynek, które nauczyciele uwa�ali za grzeczne. Oczywi�cie - podobnie jak mi,

jej było łatwiej ze wzgl�du na rodziców.

Mój ojciec nie palił i oboje to wiedzieli�my. O ka�dym w miasteczku potrafili�my

powiedzie�, czy pali, czy nie. Ale co� wiedziałem - ojciec cz�sto miał "Carmeny",

albo inne luksusowe papierosy w teczce na wypadek, �e trzeba b�dzie cz�stowa�

kogo�, kogo warto cz�stowa�. Takie paczki zazwyczaj były odpiecz�towane.

Rzeczywi�cie - papierosy w teczce były, ale nie było zapałek. Zo�ka wyj�ła

jednego i przypaliła od dogasaj�cego �aru w ognisku.

- Mo�e by� z tego po�ar - zauwa�yła - zasikaj!

Spojrzałem na ni� - było jasne, �e ci�gle mam ten namiot, cho� nie taki, jak jeszcze

przed paroma momentami. Ale trudno... szło mi niet�go, bo w tych okoliczno�ciach

nie mogłem precyzyjnie trafi�, a zreszt�, sikałem niedawno - nie zdejmuj�c majtek

podczas k�pieli, w wodzie. W ka�dym razie niczego nie zagasiłem.

Zo�ka uwa�nie si� przygl�dała, bałem si�, �e b�dzie si� �miała - oczywi�cie - ze

wzgl�du na ojca bezgło�nie, ale nie. Odsun�ła mnie. Zsun�ła majtki i wychylaj�c

tyłek nad ognisko chciała utrafi� w centrum przyprószonego popiołem �aru, lecz to

20

było niemo�liwe. Oczywi�cie, z tylko troch� zsuni�tymi majtkami nie mogła zrobi�

wielkiego rozkroku, wi�c zdj�ła je i dopiero w ten sposób zasikała dokumentnie

wszystko. W palcach trzymała papierosa. W przeciwie�stwie do mnie miała ju�

niewielk�, ale g�st�, całkiem czarn�, mo�e jeszcze bardziej, ni� jej włosy na głowie -

k�pk�.

Syk ogniska nie był gło�ny, ale mógł obudzi�. Dlatego szybko odbiegli�my w to

samo, oddalone miejsce w rzece na całkowitej płyci�nie. To była taka malutka

zatoczka i woda była tu do�� ciepła. To był wa�ne, bo w czerwcu woda w rzece

raczej jest jeszcze chłodna.

Poło�yli�my si� obok siebie w mule płycizny. Zo�ka w jednej r�ce miała majtki, a

w drugiej papierosa. Pewnie by je zało�yła, ale musiała possa� papierosa, aby nie

zgasł. Nie zaci�gała si�. Podała mi i ja te� possałem nie zaci�gaj�c si�. Poło�yłem si�

na boku, �eby dokładniej przyjrze� si� jej kroczu. Gdyby nie ta wi�niówka, to pewnie

nie byłbym taki bezczelny.

- Gapisz si�? - spytała...

- Aha...

Zo�ka od pasa w gór� była wynurzona, a poni�ej lekko zanurzona w troch� m�tnej,

jednak przejrzystej wodzie. Mimo to poprosiłem: - Wysu� si�.

Ona spojrzała na mnie, wzi�ła papierosa i odwróciła si� odwrotnie - twarz� ku

nurtowi. W ten sposób to, o co chodziło, miałem przed nosem. Dotkn�łem. W tym

czasie Zo�ka mi te� zsun�ła troch� spodenki. Aby mi ułatwi� badania, praw� nog�

uniosła w kolanie. Równocze�nie delikatnie, a zarazem nieporadnie - oczywi�cie - to

oceni� mogłem pó�niej - dotykała mnie. Wystrzeliłem prawie natychmiast. Prosto w

jej twarz. Nie spodziewała si� tego. Ja zreszt� te� - zreszt� o niczym nie my�lałem.

Starła nasienie z twarzy, ale niezbyt dokładnie.

- Spróbuj - podobno dla kobiet jest to smaczne i zdrowe...

Tak rzeczywi�cie gdzie� słyszałem, a zreszt� powiedziałem tylko po to, aby co�

powiedzie�. Oboje si� roze�mieli�my.

- A nikomu nie powiesz?

21

- Nie - potwierdziłem z gorliwo�ci�. Było jasne, �e to co robimy, musi by� nasza

tajemnic�.

Najpierw spróbowała troch�, potem jeszcze... Wreszcie przysun�ła dło� do mojej

twarzy: - Masz, te� spróbuj...

- Nie, to podobno tylko dla kobiet dobre. Tak słyszałem.

Spojrzała na mnie nieufnie, ale poniewa� miałem szczery wyraz twarzy, wszystko

dokładnie wylizała.

- Dobre? - spytałem

- No...

- Cho� do wody - ponurkujemy, a potem mo�e jeszcze raz...

Rzucili�my si� na �rodek nurtu. W jakim� szale�stwie siłowali�my si� tak, aby jak

najwi�cej si� dotyka�. Nie o to nam chodziło, kto przewa�y, lecz o to, by styka� si�

ciałami w najdziwniejszych pozach.

Przerwał to okrzyk ojca. Obudził si� i chciał ju� jecha�. W tym wszystkim

zapomnieli�my o papierosie, który nad sam� lini� wody został na słomce i o

majtkach. Te jednak popłyn�ły. I jej i moje. Papierosa cisn�li�my w �lad za nimi.

Ojciec chyba si� zorientował i miał dwa wyj�cia - albo zrobi� afer�, albo uda�, �e

niczego nie widzi. Wybrał ten drugi wariant i skrył si� w krzaki, pewnie zreszt� nie

bez powodu. Szybko dobiegli�my do ubra�. Ja na mokre ciało zało�yłem spodnie, a

Zo�ka swoj� sukienk�. Gdy si� schylała, mi�dzy guzikami wida� było co� czarnego.

W szoferce tym razem od okna usiadła Zo�ka. Ojciec upewnił si�, czy dobrze

zamkn�ła drzwiczki, bo czasem, jak kto� zrobił to nieumiej�tnie, otwierały si�. Nic

nie mówił. Zreszt� - wida� było, �e po przebudzeniu jest lekko oszołomiony... Podał

nam swój grzebie� - uczeszcie si� - szczególnie ty Zo�ka - mo�na wami ludzi

straszy�... Roze�mieli�my si�. Nam było czego� bardzo rado�nie...

***

22

Jeszcze w klasie maturalnej urz�d si� mn� zainteresował. Jakubowski był wówczas

porucznikiem, ale tego przecie� nie wiedziałem. Ja nawet nie wiedziałem, �e on

nazywa si� Jakubowski, bo przedstawił si� całkiem inaczej. Milicjant zgarn�ł mnie,

gdy przechodziłem ulic� nie na pasach. A to główna ulica w miasteczku, do�� długa,

za� pasy wymalowali tylko w jednym miejscu. Nikomu do niczego one nie były

potrzebne. Je�li przeje�d�ał pojazd mechaniczny, to raz na par� minut. Nikt nie

zwrócił uwagi. Ten milicjant - Waszak, wcale nie był zły. Powiedział tylko, �e

przeszedłem nie na pasach i musi mnie na chwil� zatrzyma�. Ja mu na to, �e przecie�

jestem grzeczny, starszym osobom si� kłaniam, ale nie powiedziałem, �e przecie� u

nas w ogóle nie ma pasów, bo to byłaby prowokacja - mógłby to poczyta� jako kpiny

z władzy ludowej, albo jak�� prowokacj�. Wreszcie - mógłby si� zezło�ci� i na

komendzie spra� mnie. Chłopaków cz�sto prali na komendzie, ale nie mnie. Jako�

tak si� wiedziało, kogo z miasteczka mogli spra�, gdy mieli ochot�, a kogo raczej

nie. To zale�ało od rodziców - je�li co� znaczyli, to ich synom nic specjalnego nie

groziło. W zasadzie...

A zreszt� - pozycja mego taty była silna - tak to widziałem - ale pod warunkiem, �e

znało si� swoje miejsce w szeregu. To nie była �adna elita. Tata wiele mógł, był w

ko�cu tym magazynierem, ale chwali� si� nie było czym. Jako magazynier mógł do

jednego mi�snego, albo spo�ywczego, rzuci� towar, a do innego nie. Mógł najpierw

kierowniczki sklepu poinformowa�, ale nie musiał. A jak one miały pó�niej

zawiadamia� swoich klientów?

Oczywi�cie - mogły przetrzyma� dla nich towar na zapleczu, lecz to nie było

bezpieczne - jakakolwiek niezapowiedziana kontrola o d razu je załatwiała. Cho�by i

byli z sanepidu, to i tak mogli tak przysra�, �e lepiej od razu było dawa� im w gar��

du�o wi�cej, ni� zwykle.

A kierowniczka sklepu nie jest przecie� �wi�ta - cudu nie uczyni - wi�cej na boku

zarobi�, ni� si� dawało - nie dawało si�. Niejedna, jak była głupia - tak mówił ojciec

- robiła manko i szła do mamra. Czasem, jak była kontrola, to komisja pomagała to

manko jako� zaklajstrowa�. Tak było mo�e nawet najcz��ciej. Wiadomo, �e w

23

sklepie przemysłowym GS-u tak zrobili. Kierowniczka była taka �arta, �e nawet

sobie will� postawiła na skraju miasta. Całe osiemdziesi�t metrów - z pi�trem!

Ludzie mówili, �e na to pi�tro, na stropy, to szyny kolejowe kładła - a sk�d mogła

mie�? - ze złodziejstwa!

Ale nawet to by przetrwała, bo potrafiła brakowa� towary deficytowe. My te�

mieli�my lodówk� saratow - radzieck�, gło�n� bo gło�n�, ale ka�dy wiedział, nawet

jak nie wchodził do kuchni, �e jest w domu lodówka. No wi�c ta lodówka

kosztowała siedem trzysta, a tata, przynajmniej oficjalnie, zarabiał tysi�c

dziewi��set. To i tak du�o zarabiał. A przecie� - radio - tysi�c osiemset. Tyle samo

odkurzacz. Pralka frania tysi�c trzysta. Telewizor - dwana�cie i pół. Sama antena do

telewizora, ta wi�ksza, �eby było j� wida� - dwie�cie złotych z czym�. Taka mniejsza

- za osiemdziesi�t, co ledwo wystawała nad komin, była gorsza. Od razu wszyscy

wiedzieli, �e u ludzi jest telewizor - pieni�dzy starczyło, ale ledwo, ledwo...

Inna sprawa, �e te mniejsze anteny były mo�e i lepsze? Obraz i tak był kiepski i

tak, a przynajmniej na wietrze małe anteny nie uginały si� i obraz nie skakał, nie

biegał...

No wi�c w przemysłowym tata sam przywalił, po godzinach zamkni�cia, młotkiem

w emali� tego saratowa, aby troch� jej obtłuc. Kierowniczka wy�miała go, �e z taka

rys� to wcale nie pójdzie do przeceny i przywaliła - tak powiedział ojciec - jak

kowal. A� obudowa, cho� z radzieckiej blachy, a oni zawsze dawali do wszystkiego,

nawet do konserw, grub� blach�, no wi�c ta blacha wgi�ła si�, �e hej. Rodzice

pó�niej kilka dni chodzili smutni, ale gdy za kilka dni pan Władek przywiózł swoj�

ci��arówk� lodówk�, to mama orzekła, �e nie jest tak tragicznie... No i tylko dwa sto

kosztowała! Co to była za lodówka - dopiero w 1981 roku, gdy deficytowe towary

sprzedawali na talony, z omini�ciem handlu, �eby niczego nie rzuca� do sklepów,

rodzice kupili sobie nast�pn�. I zamra�alnik sobie wtedy kupili. A star� dali na

werand� - mi�sa zawsze było wi�cej, ni� miejsca w lodówce.

Do ka�dego przecenionego towaru obowi�zkowo dodawali radzieck� płyt�

gramofonow�, longpleja. Nam si� dostał chór Aleksandrowa. Radzieckie były ta�sze

24

- po 55 złotych, gdy krajowe - po 80. Nie było wyboru - kierowniczka dawała

pierwsz� z brzegu. To była sprzeda� wi�zana. Zupełne głupstwo, bo nie wszyscy -

jak my - mieli gramofon. My mieli�my gramofon razem z radiem.

No wi�c ten milicjant powiedział mi, �e mog� sam i�� do komendy, ale od razu i

�ebym tylko nie skrewił, bo si� ze mn� policzy, albo mo�e sam mnie zaprowadzi�.

Sprawa była jasna - lepiej było nie robi� rabanu na całe miasteczko i unikn��

marszu pod konwojem. Zreszt�, skoro groził mi wyciskiem dopiero w wypadku,

gdybym si� nie stawił, to mogłem wnioskowa�, �e nic mi nie grozi. Cho� oczywi�cie

- z nimi nigdy nic nie wiadomo...

Na komendzie w okienku pokazałem legitymacj� szkoln� - dowodu jeszcze nie

odebrałem, czy mo�e nie nosiłem ze sob�, aby nie zgubi�? Tłusty kapral, którego

znałem z widzenia, opryskliwie skierował mnie na koniec korytarza i kazał czeka� na

porucznika. No i wypadło mi czeka�, siedz�c na krze�le, dobrze ponad godzin�.

Wyj�łem podr�cznik, chyba od matematyki i udawałem, �e si� ucz�. Ale gdzie tam -

nie byłem w stanie si� uczy� - raczej chciałem pokaza�, �e pilnie robi� to, co do mnie

nale�y. Nie wykluczałem, �e jednak naprawd� chodzi o to przechodzenie przez

jezdni� i w takim razie argument, �e jestem obci��ony nauk�, mógł by� istotny.

No i wreszcie wyszedł do mnie z pokoju w �rodku korytarza facet mo�e

trzydziestoletni... Zawołał po imieniu dodaj�c, zreszt� dobrodusznie:

- No cho� do mnie, ty piracie drogowy.

W pokoiku, w którym stały zł�czone ze sob� naprzeciw dwa wielkie, solidne, cho�

obskurne biurka z krzesłami, a pod �cianami dwie szare stalowe szafy i nic wi�cej,

nie było przytulnie. Facet wyszedł zostawiaj�c mnie samego. Byłem tu po raz

pierwszy. Od razu spojrzałem na kaloryfer. Wszyscy, którzy byli w �ledztwie

potwierdzali, �e milicjanci ch�tnie przykuwaj� kajdankami do ł�czki kaloryfera i

wówczas pałuj�, albo gro�� pałowaniem. Pałowali mocniej, lub słabiej, w zale�no�ci

od stopnia przewinienia.

W tajemnicy jednak dodawano co� wi�cej. Otó� je�li ju� kogo� dorwali na

przest�pstwie i on si� przyznał, to pałowali go po to, by przyznał si� do popełnienia

25

jakiego� przest�pstwa zgłoszonego, którego jednak naszej milicji nie udało si�

wy�wietli�, znale�� winnych.

Ojciec mówił, �e trzeba rozumie� chłopaków, bo przecie� od poziomu

wykrywalno�ci zale�ały ich premie, awanse i odznaczenia resortowe, a czasem nawet

pa�stwowe. Np. sier�ant Królak, dawny komendant posterunku, odchodz�c na

emerytur�, dostał order odrodzenia Polski. Nale�ało mu si�, bo po odzyskaniu

niepodległo�ci, z nara�eniem �ycia walczył z bandami, czyli z Wasiakami i z

Kostrzewami. Wasiaków było czterech braci, z czego trzech prze�yło wojn�, a

Kostrzewów było te� czterech, ale tylko dwóch prze�yło. Jak jednego Wasiaka -

Stanisława - zamkn�li w na posterunku, to pozostali go odbili. Milicjanci podobno

zleli tego Stanisława i to było wida�. No wi�c Wasiak Walery z Kostrzewiakami, a

mo�e nawet ze starym Kostrzew�, w nocy włamali si� na posterunek. Byli

zamaskowani, ale milicjanci ich i tak rozpoznali, ale nie dali zna� po sobie.

No wi�c jak Kostrzewy z Wasiakiem zobaczyli, �e Stanisław dostał taki wycisk, �e

nie był w stanie sam i��, to tym trzem milicjantom tez dali wycisk. Królak

powiedział, �e taki jeden z powiatu bił, a nie oni, a Stanisław tak miał wszystkiego

do��, �e nie potwierdzał, ale i nie zaprzeczał. Królak dalej z kolei prosił ich, �eby

tylko nie zabierali broni, to oni co� wymy�l� i nie b�d� tego napadu zgłasza� dalej. A

poniewa� jeszcze z wojny, z AK i Wasiakowie i Kostrzewiacy mieli broni jak lodu,

wi�c im zostawili.

Jak tylko wyszli z posterunku, to poszli do lasu, czyli na melin� do bunkrów w

lesie, ale nie w tym lesie koło miasteczka, tylko dalej. Podobno trzeci Wasiak nie był

na posterunku, ale z erkaemem ubezpieczał akcj� od zewn�trz.

No wi�c Królak nast�pnego dnia z posiłkami KBW aresztował starych

Kostrzewów i siostr� Wasiaków, bo nikogo wi�cej nie zastali. Wzi�li jeszcze

s�siadk� Wasiaków. Po kolei ich przykuwali do kaloryfera i leli. Wasiakow�, to

ludzie najlepiej słyszeli, tak wyła. Podobno nawet ksi�dz proboszcz mówił ludziom,

�e tak bi� człowieka, to to jest obraza boska. Potem ich wywie�li i starego Kostrzew�

s�dzili za napad.

26

O Wasiaku Walerym mówiono, �e uciekł przez zielona granic� do Anglii. Ale

potem, po 1956 odnalazł si� w Zwi�zku Radzieckim. Okazało si�, dorwali go, nie

wiedzieli kto zacz, to go wywie�li do Rosji, do Kazachstanu, do miejscowo�ci

D�azkazgan. Pami�tam, bo to taka dziwna nazwa, łatwo wpadaj�ca w ucho - jakby

ameryka�ska. Ten Walery chciał wróci� tym bardziej, �e wyszedł na amnestii.

Niektórzy stamt�d wracali, ale mo�e Królak co� zadziałał - tak ludzie mówili - no i

go w ko�cu nie pu�cili. O�enił si� tam z jak�� Polsk�, ale nawet odwiedzi� go nie

było mo�na. Teraz gmina chce sprowadzi� trzy rodziny jego trojga dzieci, ale to

musiałaby prawica wygra� wybory, bo ani peesel, ani eselde, a one taraz rz�dz� w

gminie, nie b�d� takie głupie. Tamci przyjad�, pieni�dze gminne si� na nich wyda, a

oni b�d� pyszczy� na władz� ludow� i ludziom m�ci� w głowach.

No wi�c jako� przed pa�dziernikiem 1956 wyszedł stary Kostrzewa, ale to było

człowieka pół, bo pracował w kamieniołomach. Baby wypu�cili wcze�niej. Tego

Kostrzew� to czasami wida� było, jak idzie do ko�cioła. Rent� dostał, to go sta�,

�eby si� lenił. I nawet odszkodowanie. Z młodych to tylko ten trzeci Wasiak prze�ył,

no i jego siostra. Za ni� nikt nie chciał wyj��, cho� swoja urod� miała, bo ka�dy

kawaler si� bał, no to poszła do klasztoru i urz�dziła si�. Pracuje w zakonnym Domu

Pomocy Społecznej i czasami samochodem marki Warszawa, pó�niej Skod�, a na

koniec Polonezem przyje�d�ała czasem do miasteczka. Tak zadawała szyku, �e trzy

inne dziewczyny z miasteczka przez te lata zaci�gn�ła do klasztoru! A to warto było

im łama� �ycie?

A Królaka nie lubili. Nie za to, �e obiecał tamtym, �e jak im broni nie zabior�, to

zatuszuje spraw�. Przecie� ka�dy musi zrozumie�, �e za strat� broni milicjant mógł

mie� ci��kie problemy. Nie lubili go za to, �e najmocniej, z całego posterunku, przy

tym kaloryferze bił.

No wi�c gdy na zł�czce od kaloryfera, tak czekaj�c w samotno�ci, zobaczyłem

liczne, w�ynaj�ce si� w metal rysy, to było jasne, �e nie wzi�ły si� nie wiadomo

sk�d. Ja tam wielkiego przest�pstwa nie popełniłem, ale mo�e szukali jelenia do

jakiej� grubszej sprawy?

27

W ko�cu ten trzydziestoletni wrócił i usiadł naprzeciwko mnie. Szczupły, do��

wysoki, w zbyt krótkiej koszuli popelinowej, która wychodziła mu z wełnianych,

troch� pogniecionych spodni. Gór� garnituru te� miał jak�� jakby wymi�toszon�. Ale

ogolony był porz�dnie. Włosy za to miał pełne łupie�u, który zalegał na ubraniu i

chyba ten łupie� najbardziej robił złe wra�enie, bo go było wida� na tle ubrania.

Zacz�ł od tego, �e nieuwaga podczas przechodzenia przez jezdni� mo�e mie�

straszne konsekwencje, bo mo�na w ten sposób spowodowa� wypadek i na długie

lata znale�� si� w wi�zieniu. Ja grzecznie powiedziałem - przepraszam - i to mu

chyba wystarczyło.

Potem z kolei zacz�ł opowiada�, �e s� jeszcze gorsze zagro�enia i one to ju�

wprost zagra�aj� socjalistycznej ojczy�nie. Zaraz potem spytał:

- A ty jaki masz stosunek do socjalistycznej ojczyzny?

To było zdumiewaj�ce pytanie - zgłupiałem całkiem i odpowiedziałem: - mam jak

najbardziej dobry stosunek. Kocham moj� socjalistyczna ojczyzn�.

- No a �ycie, jak by trzeba było, to oddał by� za socjalistyczn� ojczyzn�?

A ja wła�nie jako� niedawno ogl�dałem film "Kanał". W tym filmie wszyscy

patrioci oddali swe �ycie za ojczyzn� i dobrze było - film był ładny - wi�c bez

wahania odpowiedziałem: - oddałbym bym. Po chwili dodałem: - gdyby ojczyzna

za��dała.

- A za bratni Zwi�zek Radziecki - te� by� oddał?

Zdurniały byłem całkowicie, bo przecie� nad tym w ogóle si� nie zastanawiałem.

Ale mój rozmówca miał gro�n� min�, wi�c czym pr�dzej, a nawet tym bardziej

gorliwie potwierdziłem.

- No - to uwa�aj - z zadowoleniem, ale i z niejak� gro�ba, energicznie pomachał mi

przed nosem paluchem. Paznokcie miał długie, co dowodziło, �e nie pracował

fizycznie, ale brudne, z charakterystyczn� �ałob�.

W tym momencie na chwil� wszedł Królak. Byłem zdziwiony, bo przecie� był ju�

na emeryturze, a ubrany był w mundur. Czasem wprawdzie si� go jeszcze widziało w

mundurze, z tym odznaczeniem na piersi, ale dzi� to nie był przypadek.

28

Przesłuchuj�cy w pierwszej chwili wyra�nie chciał mu da� zna�, �e jeszcze za

wcze�nie, ale natychmiast dał spokój i powiedział: - Przypatrz si� - pan towarzysz

Królak nie jednego złamał...

- Ja wiem - odpowiedziałem, a Królak tylko stał i patrzył. Jakby na co� czekał.

Z pewno�ci� ch�tnie by mnie przykuł do kaloryfera i skatował. Ale uratował

mnie porucznik. Po prostu - powiedział:

- Dzi�kuj� - i Królak zmył si� jak niepyszny.

- Widzisz, �e z nami nie ma �artów - powiedział ni w pi��, ni w dziesi��, bo ja o

tym i bez niego dobrze wiedziałem.

- A rodziców kochasz? - spytał du�o bardziej absurdalnie?

- Pewnie, �e kocham

- A tatu� jest magazynierem?

- No jest...

- A ty wiesz, �e jak zrobi� kontrol, to zawsze jest za co posadzi� magazyniera?

Ja to dobrze wiedziałem, bo przecie� ojciec sam zawsze to powtarzał, ale czasem

jeszcze dodawał, �ebym nikomu nie mówił, ale jego tak łatwo posadzi� to si� nie da.

Ale gadał tak tylko, gdy był na ba�ce i nawet wtedy jako� tak ostro�nie. Było jasne,

�e wspomina� o tym nie nale�y i dlatego tylko potwierdziłem. A zreszt� - czasem si�

słyszało, �e ludzie dziel� si� na tych, którzy siedzieli, siedz�, albo b�d� siedzie�.

Lecz ja wiedziałem, �e ta zasada wcale nie dotyczyła wszystkich ludzi. No bo cho�by

Królak?

- Twoi rodzice wszystko zawdzi�czaj� socjalizmowi. To socjalizm twojemu ojcu

pozwolił uzyska� wykształcenie, odpowiedzialn� prac�, szacunek w�ród ludzi. A ty

my�lisz, �e nic nie zawdzi�czasz socjalizmowi?

- Wszystko - prosz� pana - zawdzi�czam socjalizmowi - gorliwie potwierdziłem, bo

jednak si� bałem, a zreszt� to chyba była prawda. Nigdy nad tym si� nie

zastanawiałem. Rodzice raczej wskazywali mi na zagro�enia ł�cz�ce si� z

socjalizmem. Oni bardzo rzadko, ale krewni cz��ciej, słuchali Wolnej Europy i tego

za �adne skarby nikomu nie trzeba było mówi�. Ruskich trzeba si� ba�, bo to dzicz i

29

dla nich zamordowa� człowieka, to jakby pestk� słonecznika zje��. Czemu tak

mówili, do dzi� nie wiem, ale chyba widzieli jakiego� morduj�cego Rosjanina, który

nie przerwał ulubionego zaj�cia. No i tego te� nie nale�ało mówi�, ale - jak

rozumiałem - w pewnych okoliczno�ciach wolno było zasugerowa�. �ydom nie

wolno było ufa�, bo �ydzi zawsze chrze�cijan oszukiwali. Rodzice znali przed wojna

przyzwoitych �ydów - jakiego� szewca, potem młynarza, ale ju� sklepikarze to byli

sami oszu�ci. No ale przyzwoici �ydzi wygin�li podczas wojny, a zostali sami

okropni. Mo�e z wyj�tkiem pana Wolframa - z którym zreszt� tata robił interesy i o

którym mówił, �e u niego słowo to jest słowo. To wolno było mówi� gło�no, ale

tylko w�ród swoich. Kim byli swoi - nie tłumaczyli, ale porucznik na pewno nie był

swój. No i wreszcie - nie trzeba było nigdzie mówi�, �e si� wierzy w Pana Boga, ale

te� nigdy nie wolno było si� Go zaprze�. Mama bardzo dokładnie mnie uczyła, jak

odpowiada� na ró�ne warianty pytania o wiar� w Pana Boga. Zawsze trzeba było tak

odpowiada�, �eby odwróci� kota ogonem. Bo za przyznanie si� mo�na było mie�

kłopoty, ale za zaprzeczenie istnieniu Pana Boga wcze�niej czy pó�niej musiały

spa�� takie plagi na człowieka i jego bliskich, �e to ju� nie tylko, �e w �adnych

okoliczno�ciach si� nie opłaciło, ale wr�cz nie nadawało si� do jakiejkolwiek

kalkulacji.

Za co� takiego mo�na było trafi� do piekła.

No wi�c socjalizm kojarzył mi si� z zagro�eniami, ale �ycie w ogóle przypominało

pole minowe, po którym id�c, nale�ało omija� miny - jako� tam jednak widoczne -

zamaskowane, ale nie do ko�ca.

Oczywi�cie, podczas rozmowy nie było czasu, by zastanawia� si� nad tym, czy

istotnie wszystko zawdzi�czałem socjalizmowi. Starczyło go na tyle, by wpa�� na

pomysł, �e tak wła�nie trzeba o�wiadczy�.

- Czy chcesz w takim razie socjalizmowi słu�y� ze wszystkich sił? - rozmówca takim

pytaniem zaskoczył mnie - no bo w �wietle tego, co przed chwila o�wiadczyłem,

musiało to by� oczywiste.

- Tak, tak - nieomal natychmiast potwierdziłem...

30

- Wiesz, s� ludzie, którzy maj� szczególnie odpowiedzialna prac�. Im socjalizm

zawdzi�cza najwi�cej. Stanowi� oni prawdziw� elit� socjalistycznego społecze�stwa.

Słu�ymy narodowi i wspólnocie socjalistycznej.

Chwil� pomy�lał, zapalił papierosa marki Płaskie.

- Pewnie si� dziwisz, �e nie cz�stuj� ci�?

- Nie - sk�d�e - jestem przecie� uczniem - nie wolno mi...

- No ale ko�czysz szkoł�, jeste� ju� dorosły - mo�e pójdziesz na studia?

- Chc� i�� na studia - od razu odpowiedziałem - spontanicznie, równie gorliwie, co

uprzednio, ale tym razem bez �adnych w�tpliwo�ci szczerze. Nie miałem w tej

kwestii w�tpliwo�ci.

- A czy mo�na mie� do ciebie zaufanie. Czy mo�na ci uwierzy�, �e nikomu nic nie

powiesz, nawet swoim rodzicom?

- Nawet rodzicom? - spytałem nie całkiem szczerze - rzecz jasna miałem przed

rodzicami swoje tajemnice.

- Nawet... - powiedział jako� twardo. Skojarzył mi si� w tym momencie z Pawłem

Korczaginem - bohaterem powie�ci "Jak hartowała si� stal". To za� miało swoje

konsekwencje. Byłem chłopcem dociekliwym i podczas czytania wówczas, gdy

Korczagin aresztował jakiego� polskiego konspiratora z organizacji "Strzelec" w

miejscowo�ci Szepietowka, to ja sprawdziłem w atlasie szkolnym, gdzie jest ta

Szepietowka. No i było mi strasznie przykro. Uto�samiałem si�, rzecz jasna, z

Korczaginem. A tu nagle okazało si�, �e on mordował Polaków - moich - jakiego�

szewca. I nadal czytałem t� powie�� z wypiekami, ale te� i z zadr� w sercu -

opisywała bowiem �wiat nadal pi�kny, romantyczny, ale przecie� nie mój, mnie

osobi�cie, jako Polakowi - wrogi.

To podobie�stwo natychmiast przypomniało mi z jeszcze wi�ksza siła potrzeb�

czujno�ci - a przecie� byłem czujny...

- Dobrze - w takim razie po�wiadczysz mi to na pi�mie.

- Po�wiadczysz, �e ze wszystkich sił b�dziesz chciał si� wykaza� w budownictwie

socjalistycznym. �e rzeczywi�cie zasługujesz na to, by wej�� do elity społecze�stwa

31

polskiego. �e chcesz sta� si� członkiem tej elity i dla tego celu nie po�ałujesz

najwi�kszych wysiłków.

W tym momencie si�gn�ł do skórzanej teczki, wyci�gn�ł najpierw wytworne,

chi�skie pióro, obiekt moich marze�, ale udało si� kupi� tylko jedno i miał je mój

tata. Takie pióro wyró�niało si� tym spo�ród innych wiecznych piór, �e pisz�c nie

chrobotało - miało wspaniał� stalówk�.

Porucznik wyci�gn�ł te� zadrukowany blankiet. Najpierw sam wypełnił niktóre

rubryki. Patrz�c z drugiej strony, a wzrok miałem �wietny, dostrzegłem, �e z pami�ci

wypisuje moje dane, nawet dat� urodzenia. Palce, w których trzymał pióro,

stopniowo zabarwiały si� na niebiesko. Jego pióro te� niestety przeciekało. Wad�

pi�knych piór chi�skich było to, �e zalewały. Jedna dziewczynka dostała w paczce

od krewnych w Anglii pióro Parker, które było jeszcze pi�kniejsze, ale nie zalewało.

Kto� ukradł jej to pióro, a potem widzieli takie pióro u przewodnicz�cego

powiatowej rady narodowej. Sam nigdy tego nie widziałem, ale ta plotka była

uporczywa.

Do piór Parker najlepiej było stosowa� oryginalny atrament Parkera. Lecz ten

atrament kosztował 30 centów w sklepach PKO, dolarowych. A posiadanie dolarów

było zakazane. Rodzice kupili kiedy� najpierw dwa dolary, po 31 złotych, a potem

jeszcze dwie dwudziestodolarówki po 40 złotych. Podobno przepłacili, ale mama si�

cieszyła, bo uwa�ała, �e dolary s� pewniejsze ni� złoto. Mi to nie pasowało, bo

dolary były ameryka�skie, ale nie w�tpiłem w to, �e jednak cenne, skoro rodzice

przepłacili - tak mówili - ale nie �ałowali i wydali na to całe 800 złotych.

Pó�niej jednak porucznik odczytał wszystko to, co napisane było w

kwestionariuszu, a elementy wpisywane r�cznie, mnie osobi�cie dotycz�ce, kazał

potwierdza�, a nawet powtarza�. Sprawiało mu wyra�na satysfakcj�, �e - jak s�dził -

nie popełnił �adnej pomyłki. Tu si� mylił - wpisał mi rocznik o rok wcze�niejszy -

pewnie kierował si� rokiem urodzenia mojego rocznika. A ja przecie� poszedłem do

szkoły rok wcze�niej. Ja sobie pomy�lałem - od razu - �e skoro tu jest nieprawda, to

cały dokument mo�na b�dzie uzna� za niewa�ny i w takim razie nadal jeszcze mój

32

podpis nic nie znaczy. W spokoju, zastanowiwszy si�, b�d� mógł podj�� decyzj�. To

było wa�ne, bo byłem w takim stanie napi�cia, �e zwróciłem uwag� na niezgodno��

daty urodzenia, lecz sensu samego dokumentu nie rozumiałem. Cho� zarazem -

domy�lałem si�. Domy�lałem si�, �e zostawałem takim człowiekiem, przed którymi

rodzice kazali mi szczególnie uwa�a�. Ale nie uwa�ałem, �e to co� złego - raczej -

zgodnie z intencjami porucznika - miałem poczucie jakiego� du�ego - mo�e nawet

przełomowego awansu. Wierzyłem, �e dzi�ki temu, je�li nie wszystko, to b�d� mógł

szczególnie wiele. Ale to nie było pewne - dlatego warto było zachowa� ostro�no�� -

nie odkrywa� si� ze swoimi nadziejami przed porucznikiem.

Dzi� s�dz�, �e w tych dniach porucznik złowił jeszcze kogo� z mojego rocznika w

szkole i st�d si� wzi�ła ta jego machinalna pomyłka.

Porucznik wr�czył mi pióro i wskazał, w których miejscach mam podpisa�.

Podpisałem - palce natychmiast zabarwiły mi si� na niebiesko...

Wracaj�c z posterunku do domu pami�tałem, aby kupi� ziemniaki. Z piwnicy

wyszły te przywiezione ze wsi, od stryjka i zanim dowiezie si� nowe, trzeba było

kupowa�. Z pogarda min�łem jedyny pa�stwowy sklep warzywniczy w miasteczku.

W nim ziemniaki, przechowywane przez mojego ojca, były na wpół zgniłe i w ogóle

- najgorsze barachło nadaj�ce si� nawet nie dla �wi�, a tylko do gorzelni. Kupiłem

ziemniaki w prywatnej budce Niedzielaków - porz�dne - kopcowe. Przy okazji

poprosiłem i Niedzielakowa za dwa złote trzydzie�ci groszy dała mi z paczki

schowanej w stercie cebuli płatek owocowej, ameryka�skiej gumy Wriglers. Bardzo

rzadko pozwalałem sobie na tak� rozrzutno��. Rodzice solennie mi tego zakazali. No

ale nie miałem wyrzutów sumienia. Nie w tej sprawie. Postanowiłem bowiem, �e

rodzicom o spotkaniu z porucznikiem nie powiem. Na razie nie powiem... W takim

razie ta guma nie miała ju� �adnego znaczenia...

***

33

Chemia w ogóle mnie nie interesowała. Rodzice jednak chcieli, aby zdawał do

Wy�szej Szkoły Nauczycielskiej w Kielcach, bo to jednak blisko. A na chemi�, bo

jeden nasz krajan był dyrektorem administracyjnym, a mo�e tylko zast�pc� dyrektora

administracyjnego wydziału chemii.

Poniewa� tak czy siak egzamin musiałem zdawa�, wi�c wkuwałem t� chemi�. Ale

wobec kolegów nie robiłem tajemnicy z tego, �e nie jestem zadowolony. No i na

dziesi�� dni przed egzaminem na studia objawił si� porucznik. Wracałem z boiska,

gdzie mimo nauki pograłem w piłk�. Gra w piłk� była w szkole troch� taka jakby

nielegalna - gimnastyka, to owszem. Równie� siatkówka zdaniem nauczycieli WF

była dobra. A piłka no�na nie. Nawet po lekcjach zakazywano gry w ni� na

szkolnym boisku. My i tak grali�my, ale pedel cz�sto nas wyganiał. Rodzice te� to

popierali, bo uwa�ali, �e od piłki no�nej pepegi szybciej si� zdzieraj�, a przede

wszystkim robi� si� w płótnie dziury na wysoko�ci palców. Niektórzy, w tym ja,

mieli�my trampki. Trampki miały czuby z gumy osłaniaj�ce palce i co najwy�ej

mogły si� podrze�, ale to te� nie tak od razu.

Ale my sobie grali�my jak nigdy nic, bo byli�my ju� po maturze i pedel nic nam

nie mógł zrobi�. On to wiedział i dlatego tylko pobła�liwie spogl�dał na przebieg gry

�mi�c sporta, a mo�e mazura. Palił go w fifce, jak towarzysz Wiesław - a to

sugerowało, �e pedel popierał towarzysza Wiesława.

Nie wiem, jak to si� działo, ale towarzysz Wiesław u nas w kieleckiem przestawał

by� popularny. W szkole uczyłem si� francuskiego, wi�c wiedziałem, �e wytwornie

byłoby powiedzie�, �e towarzysz Wiesław zaczynał by� passe. No ale nikt tak,

oczywi�cie - nie mówił.

Gdy wracałem z tej piłki i nieopodal mego domu po�egnałem si� z ostatnim

koleg�, wyszedł na mnie porucznik. Od razu przeszedł do rzeczy. Spytał, czy nie

wolałbym pój�� na rolnictwo, do Warszawy? Pewnie, �e chciałem. Ale czy zdam

egzamin? On mi na to, �ebym spróbował i mo�e si� uda. Na chemi� w Kielcach

zawsze mogłem próbowa� po wakacjach - co rok zostawały wolne miejsca.

34

Co wi�cej, domy�lił si�, �e rodzice wcale nie popr� mojej eskapady do stolicy. Po

prostu - dał mi pieni�dze na wyjazd, nawet wi�cej, ni� było potrzeba i kazał jeszcze

tego samego dnia odebra� papiery z Kielc i od razu na poczcie w Kielcach wysła� do

Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

W male�kim pokoju w akademiku mieszkało nas czterech. Sam akademik nie był

du�y - raptem czterdzie�ci pokoi - dla samych chłopa... Na dole, przy wej�ciu,

siedzieli od�wierni, na ka�dym pi�trze sprz�taczki. Do tego dochodził otwarty cztery

godziny w ci�gu dnia bufet i stołówka, administracja, jaki� nawet kierowca �uka,

kierownik akademika i jego dwóch zast�pców - na moich oczach zmienili status na

dyrektora i zast�pców dyrektorów - w sumie czterdzie�ci pi�� osób.

Z akademikiem mi si� udało - dochody rodziców te oficjalne - absolutnie nie

upowa�niały mnie do przyznania mi akademika, no ale facet, który z ramienia

resortu na razie mnie przej�ł, kazał pisa� podanie, no to napisałem. To był pan Sta�.

Pan Sta� miał jakie pi��dziesi�t lat i gdy tylko przyjechałem do Warszawy na

egzamin - przyszedł do mnie do akademika, w którym wyznaczono noclegi

kandydatom na studia spoza Warszawy. Ju� w godzin� po moim przybyciu

wtran�olił si� do mojego pokoju, gdzie na czterech łó�kach zameldowano dziewi�ciu

go�ci. Jaki� kierownik tłumaczył nam, �e przecie� nast�pnego dnia zaczynaj� si�

egzaminy pisemne, trwa� b�d� dwa dni i w ich wyniku połowa i tak odpadnie, a

wówczas - statystycznie - słowo to z wielkim namaszczeniem celebrował - ka�dy

b�dzie miał swoje łó�ko, a w ka�dym razie co� koło tego...

No wi�c ja w tym kołchozie, jakim był przydzielony mi pokój, nie załapałem si� na

łó�ko, bo dwóch cwaniaków jad�cych tym samym poci�giem, co ja, z Buska -

Zdroju, zorientowało si� w tramwajach - kogo� spytali, no i dotarli pierwsi. Ja

miałem plan Warszawy - dostałem od mojego opiekuna za pokwitowaniem, bo to

była własno�� - jak po raz pierwszy usłyszałem - resortu - i jeszcze w domu

opracowałem marszrut�. Jednak co� pokr�ciłem... A oni nie... Gdy zaproponowałem,

35

�eby�my na przemian spali w tych łó�kach i na podłodze, to zachowali si� tak, jakby

w ostateczno�ci gotowi byli mi spu�ci� manto... No... - ładnie si� ta Warszawa

zaczynała. Krzesła - cztery - te� były zaj�te przez ludzi, albo ich baga�e, wi�c

usiadłem na parapecie, wyci�gn�łem notatki z chemii i dalej - wkuwa�, a

przynajmniej udawa�, �e wkuwam.

A� tu po godzinie włazi ten pan Stasio i spokojnie mówi, �e jest koleg� ojca z

partyzantki i miał od niego telefon. Popatrzył po pokoju, szybko zorientował si�, co

jest grane, pokr�cił głow� nade mn�, jakby si� litował i ni st�d ni zow�d wskazał na

jedno z łó�ek: - Kto to zajmuje?

A to łó�ko zajmował akurat jeden z tych z Buska. Pan Stasio miał wyraz twarzy,

jakby mógł wszystko i ten z Buska szybko to wychwycił. To te� gdy usłyszał, �e ja

jestem synem bohatera narodowego, który krew przelewał za ojczyzn�, to najpierw

przygasł, a potem powoli zacz�ł zbiera� te swoje rzeczy. Po chwili jednak cicho

zaoponował, �e przecie� jego ojciec te� był w partyzantce i nawet dwa razy był

ranny. Pan Sta� zainteresował si�, czy był ci��ko ranny i dostał gorliw� odpowied�

twierdz�c�. Pokiwał ze zrozumieniem głow�, jakby uznawał racje faceta i jego ojca,

ale nie...

- A w jakiej formacji był twój ojciec?

Tamten, chyba nawet przera�ony, zacz�ł co� mamrota� i wypadki potoczyły si�

szybko. Pan Sta� jedn� r�k�, jakby daj�c do zrozumienia, �e tak od razu to nie chce

da� w mord�, ale w ka�dej chwili mo�e, sykn�ł do niego...

- Ty reakcjonisto...

- Mój tata był w Batalionach Chłopskich...

- A sk�d jeste�?

- Z Buska Zdroju...

- No to, je�li nie kłamiesz, a to mo�na sprawdzi�, był najpierw w BCh, ale zaraz

potem w AK. O reakcyjnej akcji scaleniowej słyszałe�?

Tamten spocił si� i nic nie powiedział. Do dzi� nie wiem, czy pora�ony był logik�

faktów, czy tylko zgłupiał?

36

- Ciesz si�, �e mimo tego wszystkiego, co twój tata narozrabiał przeciw ojczy�nie,

ojczyzna ludowa, pa�stwo socjalistyczne, daje ci szans�, by� studiował. Ale odbierze

ci t� szans�, je�li b�dziesz uprawiał propagand� antysocjalistyczn�...

Wszyscy w pokoju z wra�enia opu�cili szcz�ki i postawili oczy w słup. Ja chyba

te�...

A pan Sta� kontynuował: - Ja ciebie czyni� osobi�cie odpowiedzialnym za to, by

�adna łachudra nie zaj�ła tego miejsca. To łó�ko nale�y na czas egzaminów do

twojego kolegi i ty jeste� za to odpowiedzialny. Jak co� zginie - na zbit� mord�...

zapami�taj...

Przed wyj�ciem poszli�my do łazienki nasika�, Ka�dy z trzech pisuarów był

zatkany i mocz si� z nich przelewał. W jednym kto� - jaki� idiota, a raczej kmiotek -

nasrał. Po załatwieniu swych czynno�ci poszedłem ku zlewozmywakom, ale

wszystkie - stoj�c w szeregu - były potłuczone. Z jednego kranu jednak leciała woda

i po podłodze �ciekała do kratki. Podeszwy moich butów, wykonane - jak twierdził

ojciec - z szajsu, czyli ze �wi�skiej wielowarstwowej skóry, jak zwykle, gdy

wszedłem w mokre, natychmiast przemokły.

Pan Sta� machn�ł r�k� i retorycznie spytał: - Ty jeste� baba, �eby si� ci�gle my�?

W tym co� było. U nas w domu to mama naciskała na ojca, aby w mieszkaniu

wydzieli� pomieszczenie na łazienk�, zrobi� bie��c� wod� na pomp� elektryczn�,

zlewozmywaki, klozet, a nawet wann�. Ojciec przystał na bie��c� wod�, motor

elektryczny z pomp� kupił na lewo od wojska i nawet �ołnierze cało�� zainstalowali.

Jednak na co� wi�cej ni� zlewozmywak w kuchni, pod którym równie� si� myli�my,

nie zgodził si�. Dopiero potem, gdy w sklepach nie było kompletnie ani wanien, ani

baterii, to si� zdecydował. Brak w sklepach był dla niego �wiadectwem, �e jednak

warto te wszystkie rzeczy instalowa�. Wann� emaliowan� obtłukł troch� w swoim

magazynie i potem, jako całkowicie uszkodzon�, wraz z doskonale całym

zlewozmywakiem kupił prywatnie sam od siebie, jako magazyniera, za dziesi��

procent. A bateri� do wanny i kafelki załatwił od robotnika budowlanego w

powiecie. Du�o ryzykował, bo z powiatu musiał sam przywie�� i wprawdzie wypisał

37

sobie papiery przewozowe, ale lipne, bo kafelków i armatury nie miał ani na stanie,

ani w zapotrzebowaniu. Za taki numer mógł swobodnie i�� na osiem lat do

wi�zienia... Władza ostro karała przewalanki, na które nie było porz�dnego pokrycia

w papierach...

Gdy wychodzili�my, oczywi�cie wpisałem swoje wyj�cie w specjalnym zeszycie

wyj�� pilnowanym przez portiera. Zauwa�yłem, �e za ka�dym razem ten facet

ostrzegał: - Młody człowieku, uwa�aj, to jest ołówek chemiczny i je�li zaprószysz

nim oko, to ci wypłynie...

Ja jednak, jak trzeba, najpierw po�liniłem grafit, a potem ju� wykaligrafowałem

imi�, nazwisko i godzin� wyj�cia. Pan Sta� jeszcze obficiej napluł i w efekcie

zamiast czytelnego wpisu była intensywnie niebieska, mokra plama. Taka sama,

jak� naniósł w zeszycie wchodz�c. Cwaniak...

Przeszli�my mi�dzy blokami i po chwili w jakim� zaułku stan�li�my obok

bł�kitnej, �licznej i pi�knie utrzymanej Wołgi.

- Kto� spytał radio Erywa�, czy to prawda, �e ka�dy obywatel sowietskogo sojuza

mo�e mie� Wołg�? No i radio odpowiedziało: - w zasadzie prawda - ale na chuj mu

tyle wody....

Pan Sta� opowiedział ten dowcip i sam zacz�ł si� �mia�. Ja nawet w pierwszej

chwili nie załapałem, o co chodzi. Ale domy�lałem si�, �e nie jest to dobrze o

Zwi�zku Radzieckim i przera�ony pomy�lałem, �e jestem ofiara prowokacji...

No ale on poklepał mnie po ramieniu, powiedział:

- Jeste� jeszcze surowy, ale otrzaskasz si� - i troch� szarpi�c si� z zamkiem w

drzwiczkach otworzył je od strony kierowcy, potem odblokował drzwiczki dla mnie i

ruszyli�my.

Jechał po tej Warszawie jak mój ojciec po naszym miasteczku. Szybko i bez

hamowania na widok ludzi, którzy sami wiedzieli, �e musza ucieka�. Nawet

staruszki, ku�tykaj�c o laskach, dosłownie przebiegały ulice.

- Spierdalaj�, jak w powstanie pod ostrzałem... - pan Sta� nadal był zadowolony, czy

to ci�gle jeszcze po dowcipie, czy mo�e na widok ludzi, którzy tak biegali wcale nie

38

przera�eni, raczej bez jakiego� szczególnego wyrazu twarzy, za to z oczywista

rutyn�...

Z piskiem opon zaparkowali�my obok restauracji. Była szesnasta - ludzie

wychodzili z pracy i grupkami - niedawno była lipcowa wypłata za czerwiec -

usiłowali dosta� si� do restauracji. Lokal był pierwszej kategorii, wi�c z pewno�ci�

drogi. W drzwiach stał portier w br�zowym mundurze, twarz miał wskazuj�ca na

daleko posuni�t� degeneracj� wskutek nadmiernego picia alkoholu, niemniej z

werw� op�dzał si� przed klientami.

- Panowie - co wy mi b�dziecie w łap� dawa� - ja mam rezerw� i póki go�cie z

rezerwacji nie spó�ni� si� pół godziny, to nikogo nie puszcz�.

A jednak - pan Sta� jako� rozepchn�ł tłumek spragnionych - wcale nie brutalnie, a

nawet nie arogancko - wida� zreszt� było, �e łatwo jest w tym towarzystwie, je�li

człowiek nie umie si� zachowa�, dosta� par� razy w głow� - dotarł do

zmarnowanego portiera, co� mu tam powiedział, wło�ył mu w r�k� pi��dziesi�t

złotych, a to było du�o pieni�dzy i jako� od razu weszli�my.

Pan Sta� podszedł do szatniarza, bez w�tpienia bliskiego przyjaciela portiera,

mrugn�ł okiem i spytał:

- S� camele?

- Po dwadzie�cia pi��...

- Dla mnie? - zdziwił si� pan Sta�...

W tym momencie szatniarz co� załapał, bo jako� tak łokciem stukn�ł si� w czoło,

całkiem niczym Maciek Chełmicki, czyli Cybulski w filmie "Piopiół i diament" w

scenie, gdy czy�ci w hotelu gnata, a zapukała do niego barmanka, która przyszła,

�eby si� pieprzy�, no i od razu zszedł z cen�: - Dla szanownego pana za osiemna�cie

- no przecie� musi by� troch� dro�ej ni� za Carmeny...

Równocze�nie tłumek pod lokalem wcale nie akceptował taksy wyznaczonej na

pi��dziesi�t złotych za dwie osoby i usiłował zbi� j� do standardowej - dycha za

twarz.

39

- Tamten to jaki� badylarz, panie portier, albo rzemie�lnik, prywatna inicjatywa,

taka jego ma�, a my porz�dni ludzie, z pensji �yjemy jak i pan... - usiłowali go wzi��

z włosem, bo przecie� portier nie �ył z pensji i na ten temat wła�nie toczyła si�

rozmowa. Ale nie wiem, czym si� to sko�czyło, bo wkroczyli�my na sal�.

Pan Sta� krokiem do�wiadczonego bywalca skierował si� ku jednemu z

kilkunastu wolnych stolików. Jak wszystkie, był on przykryty białym obrusem, z

czym dotychczas spotykałem si� tylko podczas �wi�t b�d� imienin rodziców. Na co

dzie� stół przykrywano u mnie w domu wytworn� cerat�, która zreszt� w skutek

u�ywania szybko przestała by� wytworna, lecz przeciwnie - pokrywały j� plamy,

wytłoczenia w skutek kontaktu z gor�cymi garnkami, �lady po rozlanym atramencie i

innych brudach. Poniewa� jednak matka cz�sto przecierała t� cerat� szmatk�, to -

niezale�nie od tego, co na niej było wida� - uchodziła za czyst�. To te� fakt, �e w

sposób oczywisty nie byli�my pierwszymi konsumentami zasiadaj�cymi nad stołem

pokrytym tym obrusem, a poprzednik jadł mi�dzy innymi barszcz czerwony i chyba

jaki� sos - to si� bowiem dawało odczyta� z najnowszej historii obrusa - w ogóle mi

nie przeszkadzał. Memu towarzyszowi równie� to nie przeszkadzało. I tak wolno

było zakłada�, �e obrus został wymieniony rano i trudno było ��da�, by jeszcze tego

samego dnia marnowali kolejny...

Czułem si� skr�powany, bo w podró� ubrałem si� w wełniane wprawdzie spodnie,

ale cerowane w kroku, bo ju� si� wytarły, no i troch� krótkie - brakowało im do

wła�ciwej długo�ci nie wi�cej ni� ze trzy, no mo�e pi�� centymetrów, ale liczyłem,

�e po podró�y szybko si� przebior�. Wyszło inaczej.

- No - jak ci si� podoba - spytał pan Sta� z min� czarnoksi��nika wiod�c wysuni�t�

r�k� dookoła sali

- No... - odpowiedziałem, bo jednak na dnie ci�gle miałem obaw�, czy czasem to nie

mi wypadnie płaci� rachunek? Jednak pyta� o to nie wypadało - kr�powałem si�...

Pan Sta� tym czasem z namaszczeniem odpiecz�tował papierosy. Najpierw

owini�te były w szeleszcz�cy celofan, potem - w sztywnym opakowaniu zawierały w

�rodku prawdziwe sreberko, niczym czekolada z zakładów 22 lipca. Wtenczas

40

jeszcze wcale nie rozumiałem, dlaczego nauczycielka - ona i przed wojn� objadała

si� czekoladami - nazywała te czekolady - "od wedla". Rodzice sprzed wojny znali

tylko smak czekolady Java, bo �yd w sklepie chłopom sprzedawał tylko te Javy, i

jedynie jak si� trafił lepszy go��, to oferowali te dro�sze. Dla rodziców - jak i dla

mnie - firma nazywała si� 22 lipca i innych skojarze� nie mieli�my. Takie mo�e

tylko, �e wedle mamy te wyroby z 22 lipca były dobre, ale nie takie, jak czekolada

Java. Rzadko - mo�e ze trzy razy, w naszym sklepie były powojenne czekolady

Jawa, przez normalne w - po 11 złotych, wi�c taniej ni� inne i wszyscy twierdzili, �e

jest najlepsza, ale nie ta, co przed wojn�.

Oczywi�cie - nikt publicznie, czy w wi�kszym towarzystwie nie miałby odwagi

czego� takiego powiedzie�, ale gdy było mniej osób i zawsze dawałoby si� doj�� do

tego, kto doniósł, to ludzie byli odwa�niejsi, a ka�dy i tak wiedział, �e wyroby

przedwojenne były leopsze od powojennych.

No ale to były papierosy. Tak pakowane były tylko zupełnie luksusowe papierosy

polskie, których nikt z osób, które dotychczas znałem - nie palił. Sm�tnie stały w

Domu Kultury na półce i nawet z�ółkły ze staro�ci. Mo�e raz na rok kupował

Carmeny ojciec, aby od �wi�ta cz�stowa� swoich zwierzchników.

O Camelach słyszałem tylko kiedy�, gdy długo nie przywozili chleba i dwóch

nieco starszych jegomo�ciów s�dz�c, �e nikt ich nie podsłuchuje, wspominało jak��

wojn� z sowietami. Ja mimo matury wcale nie wiedziałem, �e była jaka� polska

wojna z sowietami, cho� nawet mój dziadek w niej uczestniczył. Ale o tym rodzice

powiedzieli mi dopiero po maturze - w najgł�bszej tajemnicy. To było tak, �e latem,

gdy Rosjanie zbli�ali si� w 1920 roku do Warszawy, to pomimo, �e wcze�niej poszli

z miasteczka i ochotnicy i był pobór, to jeszcze zgłosiło si� stu sze��dziesi�ciu

nowych ochotników - rannych podczas wojny �wiatowej, �ywicieli wielodzietnych

rodzin i innych. �ydów przyjmowali tylko w �rednim wieku, bo młodym nie ufali.

Młodzi mogli pój�� tylko do kopania okopów - tak podobno rabin radził staro�cie?

To ci młodzi oczywi�cie si� nie zgłosili i jeszcze przedrze�niali Polaków i kpili, �e

sowieci raz dwa dadz� naszym po dupie. No wi�c ochotnicy tych �ydów pobili.

41

Potem jeszcze - tak usłyszałem - starzy �ydzi dosolili młodym. Bo młodzi �ydzi to

była komuna i syjon - dzi� ju� chyba wiem o co chodziło, ale wtedy? Kiedy� na

jakim� weselu słyszałem dyskusj� o tym wydarzeniu. Zast�pca kierownika młyna

mówił, �e niesprawiedliwie pobito jakiego� tam �yda, �e tych �ydków, którzy sobie

�artowali z pa�stwa polskiego, to trzeba było zla�, mo�na było im nawet mocniej

przyło�y�, ale którego� tam wcale nie nale�ało rusza� i teraz temu młynarzowi głupio

- bo porz�dny był chłop z tego �yda... Ja to zapami�tałem, ale kompletnie nie

rozumiałem wówczas o co chodzi.

Moi rodzice byli ze wsi - w miasteczku przed wojna nie mieszkali. Dziadek ze

strony mamy, jak pomocnik kupca �ydowskiego chciał na targu nisk� cen� da� za

jałówk�, to go w mord� zdzielił batem - moja rodzina nie dawała si� oszukiwa�

�ydom.

No wi�c ci dwaj troch� starsi faceci pod sklepem, oczekuj�c na chleb, wspominali,

�e gdy byli na wojnie sowieckiej, to były takie ameryka�skie papierosy Camele, z

wielbł�dem, opiumowane, �e jak si� człowiek sztachn�ł, to mu si� od razu w głowie

kr�ciło i je�li był ranny, to nic, albo du�o mniej czuł. Jak który był ranny, to od razu

mu w g�b� wkładali papierosa i nawet je�li umierał, to nic nie czuł. I jak w ko�cu

przychodzili sanitariusze, �eby zrobi� zastrzyk z morfiny, a ranny palił Camela, to od

razu mówili, �e ma dobrych kolegów. Co jeszcze mówili, to �e doktor wojskowy im

tłumaczył, �e zdrowy m��czyzna, który nie choruje na płuca i jest dobrze od�ywiany,

mo�e �miało spali� dziesi�� papierosów na dzie�, ale nie wi�cej i dlatego przed

wojn� w wojsku dawano �ołnierzowi, jak chciał, przydział dziesi�ciu papierosów.

Ja jednak papierosów nie paliłem i ojciec nie raz, jak mnie lał, to dodawał, �e nie

tak mnie zleje, jak usłyszy, �e papierosy pal�... Od pana Stasia jednak wzi�łem,

zapaliłem, bo interesowało mnie to opium... Strasznie zacz�łem kaszle� i dałem

spokój.

Gdy tak kaszlałem, to przybiegł kelner, ale gdy zorientował si�, �e nie rzygam, to

chciał odej�� i dopiero pan Sta� go skrzyczał , wi�c przyj�ł zamówienie. Najpierw

42

"na szybko" kelner miał przynie�� dwie setki z lodówki i oran�ad�, a do tego menu -

tak powiedział, jak si� czyta - menu...

Jednak nie od razu zjawił si� kelner. Za to przyszedł portier, po imieniu zwrócił

si�: - Panie Stasiu - zwracam pa�skie szanowne pieni��ki i pi�knie dzi�kuj� - tu

dyskretnie podał mu banknot pi��dziesi�ciozłotowy.

- Prosz� mi uczyni� zaszczyt i wypi� ze mn� setk�...

Pan Sta� wyraził zgod� i ju� po chwili portier był z powrotem z trzema setkami w

angielkach i z piwem - pó�niej przeczytałem - bydgoskim eksportowym. I wódka i

piwo było zimne - szkło było zroszone. Ja jeszcze nie miałem wielkiego

do�wiadczenia w piciu... Skoro portier stał, to pan Sta� wstał i ja wstałem -

wypili�my do dna i pan Sta� rozlał butelk� do tych samych angielek, bo szklanek

jeszcze nam przecie� nie podano. Piana przelewała si� na obrus, który w zasadzie był

czysty, ale przecie� piwo, to �aden bród - piwo si� pije...

Portier odszedł i po chwili, stopniowo sala zacz�ła si� zapełnia� - z podsłuchanych

komentarzy wolno było wnosi�, �e jednak portier ostatecznie brał po pi�tna�cie od

pierwszych, a od kolejnych ju� tylko po dziesi�� złotych.

Nie zd��yli�my zamieni� słowa, gdy zjawił si� kelner z dwiema setkami i

oran�ad�, a tak�e dwiema porcjami �ledzia w oleju. Cebulka była nieco sczerniała,

ale na pocz�tku lipca nie miała prawa by� inna.

Pan Sta� najpierw dotkn�ł palcami wódki, potem butelk� oran�ady i o�wiadczył:

- Jakie� toto ciepłe panie...

Kelner si� nie spłoszył:

- Bo portier rozlał panom z prywatnego zapasu - on ma dost�p do lodówki, a

oran�ada to tylko jest taka... Ale udało mi si� wło�y� do lodówki dwie flaszki

�ytniej, wi�c za pół godziny ona dojdzie, a do tego czasu to ja mog� wam przynie��

cztery setki i b�dzie dobrze. Patrz pan - za to przyniosłem �ledziki - dzi� na kuchni

�ledzików nie robili - te s� wczorajsze, ale z chłodni panie - palce liza� - nikt poza

wami dzi� nie zje �ledzi... - prawie o�ci - panie - nie maj�...

43

- No, chyba �e tak, ale w takim razie donie� pan nie tylko te wódk�, ale jeszcze dwie

porcje masła. I �ytnia - gestem twarzy wskazał na wypite kieliszki - cos nie taka -

włó� pan do zamra�alnika Wyborow�.

- Pan wie, co dobre - z przymilnym u�miechem odpowiedział kelner, strzepn�ł w

klapy czarnego ubrania łupie�, bo zebrało si� go ju� troch� za du�o, odszedł do

gabloty pod �cian� i przyniósł �wie�e angielki na oran�ad� tak, �e nie musieli�my

u�ywa� tych po poprzedniej wódce i piwie.

- Widzisz - chłopie - z lud�mi trzeba dobrze, o swoje dba�, ale bez potrzeby nie

obra�a� i wtedy da si�, panie - tego - �y�...

- Rodzice tez mi mówili, �eby ludzi uwa�a� - z szacunkiem do nich, to samemu

szacunek si� zyska.

- Dobrze mówili ci rodzice - m�drzy - wida� - ludzie... No to jeszcze po jednym,

�eby od razu przej�� do rzeczy, bo potem to nie wiadomo, mo�e nam ze łba

wylecie�...

Nie byłem zwyczajny pi� alkohol, szczególnie w tym tempie, a na dodatek: było

ciepło i wódka była ciepła. No ale - na razie rozumiałem, co si� dookoła dzieje.

Głodny tak bardzo nie byłem, bo w podró� dostałem dwa jajka na twardo, ze trzy

kanapki i kompot rabarbarowy w butelce. Tata proponował, aby powierzy� mi

rodzinny termos - lecz mama bała si�, �e zniszcz�. A gdy pó�niej pomy�leli, �e w

akademiku mog� mi ukra��, to ju� w ogóle temat przestał by� aktualny. Zreszt� -

rodzice nie byli zadowoleni, �e zdecydowałem si� zdawa� na studia w Warszawie,

wi�c mo�e to miało wpływ, �e ostatecznie termos, kupiony kilka lat wcze�niej i

u�ywany przez ojca mo�e w trzech podró�ach słu�bowych, pozostał na swym

honorowym miejscu na szafie. Taki termos, chi�ski, w kwiatuszki, �wiadczył o

dobrobycie domu - nie był tani - ale i o zapobiegliwo�ci gospodarzy. Tak na półce w

sklepie to, jak Polska długa i szeroka, kupi� si� go nie dało. Termosy chi�skie

kupowało si� na talony przyznawane przez zwi�zki zawodowe...

Mimo �e nie byłem specjalnie głodny, to jednak, skoro le�ał przede mn� �led�, to

zacz�łem go je��...

44

- Na studiach nie wychylaj si�. Nie b�d� pierwszy do wszystkiego, bo na takich

wszyscy zwracaj� uwag�. A ty - zanim zdob�dziesz wpraw� w robocie, mo�esz

popełnia� bł�dy. To si� tylko tak wydaje - tu pan Sta� zawiesił głos i uniósł w gór�,

na wysoko�� oka, widelec z nabitym dzwonkiem ryby, z którego spadły obok talerza

skrawki tłustej od oleju cebuli - �e to �adna sprawa, tak sobie słucha� ludzi, potem

zapami�ta� i powtórzy�. A przecie� - nasza robota - pomy�l o tym - jest nie mniej

odpowiedzialna, ni� robota chirurga. Chirurg - panie - to jak si� pomyli - pacjent

idzie do bozi i �wi�ty bo�e nie pomo�e... Z nami tak samo - �le zrozumiesz czyje�

gadanie, pomy�lisz �e wróg, co� tam jeszcze upi�kszysz i dostaniesz jak�� premi�,

albo i nie dostaniesz, tylko pochwał� ustn�, a facet jest załatwiony na amen. Albo

inaczej - gadasz tak z człowiekiem i polubisz chłopa - gada wrogo, ryje na przykład

pod towarzyszem Wiesławem, albo nawet pod samym socjalizmem ryje, ale lubisz

ju� chłopa i udajesz, �e nie rozumiesz, no bo nawet nie my�l o tym, �eby co�

ukrywa�... I w efekcie b�dzie sobie chodził w glorii zaufania partii i społecze�stwa

po ulicach Warszawy nierozpoznany wróg. A co b�dzie, jak imperiali�ci zaatakuj�

Polsk�? Przyjad� towarzysze radzieccy broni� nas przed niemieckimi rewizjonistami,

przed Hupk�, przed Czaj�, przed tym Adenauerem, a u nas nastroje b�d� wrogie? Co

wtedy zrobi� towarzysze radzieccy? Nie wiesz? No to ja ci powiem - nam si� do

dupy dobior�...

Powiedziawszy to wszystko pan Sta� najpierw popatrzył na mnie, potem z

zadowoleniem potoczył wzrokiem po całej sali, jakby zgromadzonych w niej go�ci i

pracowników brał na �wiadków, a przecie� mówił to wszystko półgłosem. Nikt nie

mógł nas podsłucha� i przyzna� słuszno�ci wyłuszczonym przez niego racjom.

Znów wbił we mnie wzrok. Tym razem, zdało mi si�, pos�pny, jakby oczekiwał

jakiej� odpowiedzi. A przecie�, ja nie a� tak wiele zrozumiałem z tego, co on mówił.

Mimo to gorliwie podkre�liłem:

- Słucham pana uwa�nie, wszystkiego musz� si� uczy� od starszych...

Pan Sta� wyra�nie był zadowolony z odpowiedzi:

- Zdolny jeste� - b�d� z ciebie ludzie...

45

W tym czasie podszedł do nas kelner i przyj�ł zamówienie - dwa rosoły z

makaronem. Wolałem truskawkow� ze �mietan� i makaronem, ale pan Sta� wcale

mnie nie pytał o zdanie i dodał dwa rumsztyki wołowe z ry�em, marchewk� z

groszkiem i tarta marchew z chrzanem. Do tego kompot. Pan Sta� wcale nie był

oszcz�dny. Mo�na było zamówi� zestaw obiadowy: szczawiowa bez jajka, mielony z

ry�em i sałatka z kapusty kiszonej - wychodziło po dziewi�� - pi��dziesi�t, a tak, to

po dziewi�tna�cie... do tego kompot za złoty i trzydzie�ci groszy - nie w szklance, a

w takiej kokilce - wcale nie wiedziałem, jak ta kokilka si� nazywa. Nalane prosto z

kupnego słoika - wi�nie i wspaniale słodki, nie rozwodniony płyn ze słoja...

Wówczas, gdy kelner ustalał z nami trunki, a nie było co ustala�, bo w lodówce

le�ała dla nas Wyborowa, jego pomocnik - praktykant - błyskawicznie przyniósł

dania - wszystkie na raz. Rosół był gor�cy, ale drugie danie, bez dotykania palcem -

wida� było, �e wcale nie było gor�ce... Pan Sta� ze swojego i z mojego kieliszka

przelał do przyniesionej przez kelnera angielki po troch� wódki, tak �e było równo

rozlane na trzy i wypili�my razem z kelnerem...

Gdy ten kelner odszedł, pan Sta� wzrokiem wskazał na n niego i spytał:

- A ty wiesz, �e on te� �wiczy swego praktykanta - uczy go roboty?

W pierwszej chwili s�dziłem, �e chodzi o to, �e praktykant uczy si� roboty

kelnerskiej, lecz pan Sta� wyprowadził mnie z bł�du - oni to maj� lekk� robot - tu

podsłucha�, tam zanotowa�, potem zatelefonowa� na emo, aby ich spisali i je�li

pyszczyli na ojczyzn socjalistyczn�, to zawie�� do �łobka, po drodze złomota� i da�

cynk sanitariuszom, �eby te� od siebie spu�cili łomot... A je�li jaka� grubsza sprawa,

to słucha� i zrobi� fotografi�... To nie takie proste - lamp� błyskow� wszyscy

zobacz�... Ale to sam nie podejmuje decyzji - podchodzi do rezydenta - a dzi�

rezydentem jestem ja... - pan Sta� rozprostował si�, nabrał powietrza w płuca i wida�

było, �e naprawd� jest dumny z wagi poruczonych mu przez zwierzchników zada�...

Rumsztyk był twardy, nie z młodej wołowiny, ale ze starej, mlecznej krowy.

Znałem si� na tym, bo przecie� ojciec pracuj�c w zaopatrzeniu uczulał mnie na takie

sprawy, a i mama, jak to gospodyni domowa, w �yciu by czego� takiego nie zrobiła.

46

Na rynek młoda wołowina trafiała rzadko – ka�dy to rozumiał - młoda wołowina to

był towar eksportowy. U nas w miasteczku ka�dy wiedział, �e w wi�kszych miastach

mi�so kupuje si� spod lady, byle jakie, byleby było... U nas w miasteczku było

inaczej - starej wołowiny mogłe� kupi�, ile chcesz, bo ludzie mieli mało pieni�dzy i

oszcz�dzali... No ale młod� wołowin�, to trzeba było załatwia�, a ciel�cina, to i u nas

była od �wi�ta...

Ja miałem zdrowe z�by, a pan Sta� solidne protezy - wprawdzie mu si� troch�

ruszały i troch� przekrzywiały, ale przecie� to było normalne - wszystkim, którzy nie

stalowali sobie protez prywatnie, musiały si� one rusza�... Zreszt� te prywatne, je�li

zrobione były z materiałów czechosłowackich, a nie szwajcarskich, albo

ameryka�skich, te� mogły si� rusza�. Ale ameryka�skie protezy, wiem to dobrze, bo

mama słyszała od gosposi dentysty, w naszym powiecie zamówiły tylko trzy osoby -

�ona komendanta emo, sekretarz powiatowy partii i jeden taki, co ma siostr� w

Anglii, dostaje od niej paczki z ciuchami, sprzedaje w Warszawie na ciuchach i szcza

na socjalizm spod du�ego palca... Ten facet na lewo załatwił sobie szyby na szklarnie

i musiał nie�le komu� zapłaci�, bo jak mu zrobili kontrol, to okazało si�, �e na

wszystko ma rachunki – cwaniak... I wcale nie dało si� go zamkn��... A przecie�

cały powiat huczał, gdy robili mu kontrol... Trzy dni si� gadało, �e go zamkn� albo

za brak rachunków na materiały z budowy domu i szklarni, albo za ukrywan� bro�...

No bo przecie� wszyscy jak�� bro� gdzie� ukrywali. Mój tata ukrywał u wujka na

wsi - w jednej skrzynce była nasza bro�: szmajser z amunicj� i granaty i pistolet, ale

pistoletu nie widziałem, a w drugiej skrzynce bro� stryjka - erkazem diegtiarewa i

karabin mauser. Skrzynki były z dobrego, orzechowego drewna zszabrowanego z

po�ydowskiej drogerii. Szczelne, w �rodku wszystko zalane było smalcem, który co

par� lat trzeba było wymienia�. No ale takich rzeczy - głupi nie byłem - nie mówiło

si� nikomu... A ten facet od szklarni schował tak dobrze swoj� bro�, �e jej nie

znale�li... Nasza zakopana jest w takiej szopie jedn� �cian� przylegaj�cej do stodoły.

Obok szopy jest buda dla psa na ła�cuchu. Pies mo�e spa� w budzie, albo w słomie

stodoły, bo wyci�ty jest kawałek deski w stodole. Ła�cuch ma tak długi, �e nikt

47

nieznajomy do szopy nie wejdzie... Aha - w obu skrzynkach s� jeszcze granaty -

du�o ró�nych granatów. Tata mi tłumaczył, �e jak by kto� wlazł na podwórko i

trzeba było ucieka�, bo groziłoby du�o lat, albo i czapa, to trzeba najpierw rzuci�

jeden granat, odczeka�, potem drugi i nie czeka�, a ucieka� i dopiero z daleka rzuci�

trzeci, to nawet nie zauwa��, �e si� uciekło... Tylko przy tym trzeba my�le�, �eby

nikt swój nie był na podwórku, czy w ogóle w pobli�u, �eby swojego nie zabi�...

Generalnie - jak grozi, �e przy okazji dostanie kto� swój, to trzeba rzuca� granaty

zaczepne, te z trzonkiem, a je�li swoich nie ma, tylko kontrol, to obronne, w kształcie

cytryny... No i gdyby to tata uciekał, to trzeba od razu rzuca� si� w domu pod �cian�,

bo przy podłodze jest podmurówka, a na podwórku gdziekolwiek i tylko mam�

osłania�, bo na pewno zgłupieje...

W pewnej chwili pan Sta� przerwał jedzenie i moje rozmy�lania wokół protez,

zagranicznych ciuchów i granatów u wujka:

- A ty, kochaniutki, jeste� wierz�cy?

Oczywi�cie, na to pytanie byłem od dziecka przygotowywany, bo przecie� - nie

było dobrze by� wierz�cym, ale zaprzeczy� istnieniu Pana Boga, to przecie� grzech

�miertelny i nie wiadomo, jak to z tym b�dzie po �mierci - odpuszcz�, czy nie...

Mama mówiła, �e nigdy nie trzeba zaprzecza�, a ojciec, �e mama nie zna �ycia, �e

czasem mo�na, ale oboje zgodnie uwa�ali, �e najlepiej jest kombinowa� ni tak, ni

siak. No i ja uznałem, �e to ostatnie b�dzie najlepsze, a tu taka sprawa - ten pan Sta�

nie zostawił mi �adnej szansy, bo przecie� zadał pytanie wprost...

To te� zgłupiałem, otworzyłem g�b� pełni� z mozołem �utego mi�sa, które na

pewno było twardsze, ni� moja ersatz - �wi�ska podeszwa i nic nie powiedziałem...

- A - sam widzisz - wpadłe�... Ale nic nie szkodzi... Na razie mo�esz sobie po cichu

wierzy�. Jako współpracownik, to nawet dobrze. Najlepiej my lubimy takich, co

wierz�, ale nie ufaj� ksi��om... I zakonnicom nie ufaj�... A najbardziej, to �eby nie

ufa� temu episkopatowi... Bo ten episkopat to jest podst�pny wróg... Jak si� uprze, to

potrafi sprowadzi� niewiele mniej ludzi, ni� my, na �wi�to majowe, a ju� wi�cej, ni�

na lipcowe masówki... No wi�c na współpracownika si� nadajesz z t� rozdziawion�

48

katolick� g�b�... Ale jak b�dziesz przechodził do resortu, to jeszcze podczas studiów

mo�e nawet, jak si� b�dziesz starał i organa to doceni�... Wtedy ju� na studiach

b�dziesz miał regularn� pensj�, prawo do leczenia resortowego. No, ale wtedy bez

�adnych waha� musisz by� prawdziwym marksist�. Znaczy si� - w Boga nie mo�esz

wierzy�. I tu nie ma tak, �e mo�na kłama�, bo to zawsze wyjdzie i wtedy b�d� mieli

na ciebie takiego haka, �e hej...

Ja jednak ju� wtedy byłem chłopak bystry i szybko zmieniłem temat. Uchwyciłem

si� tego leczenia resortowego, bo to wszyscy o tym mówili, jakie ono jest dobre...

- A ja słyszałem, �e w szpitalach emeswu wszystkie lekarstwa s� dost�pne. Jak kto�

zachoruje, to karmi� go gar�ciami antybiotyku i zaraz jest zdrowy...

Pan Sta� u�miechn�ł si� z politowaniem:

- Ty w to nie wie�, �e tak gar�ciami. No mo�e ten polski, jak on si� nazywa, to tak

nie sk�pi�, ale te�... Najcz��ciej lecz� w�gierskim, bardzo dobrym, ale �eby

angielskim, albo ameryka�skim, to nie tak od razu... Ju� pr�dzej niemieckim, ale to

szajs gorszy od polskiego... Cho� z enerefu, a nie z enerde... Nie, nie - trzy razy

dziennie taka piel�gniareczka przychodzi, ka�e otworzy� g�b� i niczym hosti�

wkłada ci t� pastylk�, wod� destylowan�, tak� bez smaku, ka�e popi� i jeszcze raz

otworzy� g�b�, �eby sprawdzi�, czy� połkn�ł. I to dokładnie patrzy, j�zyk ka�e

podnie��, liter� aaaa powiedzie�... To oficerów te� tak sprawdzaj�. Ja my�l�,

zwalniaj� od pułkownika, a mo�e od majora w zwy� z tej kontroli. Ale mo�e ich te�

nie zwalniaj�. No bo jak mamy socjalizm, to powinno by� wszystko po równo - w

szpitalu tak samo musz� nas traktowa�. No nie... A to, �e gar�ciami daj�, to ty w to

nie wierz. Tak to i w Ameryce, czy nawet w Argentynie nie ma...

Dla mnie w tym wszystkim wa�ne było to, �e pan Sta� moje przyszłe studiowanie

traktował jako co� oczywistego, niew�tpliwego... Oczywi�cie - mógł z uprzejmo�ci

zakłada�, �e jestem taki zdolny i pracowity, �e nie b�d� miał �adnych trudno�ci... Ale

przecie�, jako człowiek praktyczny, chyba nie kierował si� tak� prostot� wyobra�e�.

Wi�c chyba, a przynajmniej wolno było mie� nadziej�, �e kryje si� za tym co�

wi�cej. Prawd� powiedziawszy - bałem si� tego egzaminu i bałem si� konkurencji

49

kandydatów z takiego wielkiego, bogatego miasta. Tu ka�da kamienica była wi�ksza

od jakiejkolwiek nie tylko w moim mie�cie, ale nawet w mie�cie powiatowym. Taka

obserwacja daje do my�lenia - uczy pokory...

Rzecz w tym, �e mama przed wyjazdem usma�yła truskawki z cukrem - a póki s�

�wie�e, to s� bardzo aromatyczne. Potem cz��� przeło�yła do mniejszego gara,

dosypała jeszcze tyle chyba cukru, ile kazali dosypywa� w przepisie - jak sama

powiedziała - pół na pół, a przecie� cukru zawsze dawało si� mniej... Wlała to do

dwóch słoi Wecka i dała mi na drog�:

- Ró�nie bywa, ale jak b�dziesz rozmawiał z tymi egzaminatorami, to daj im po

słoju. Jak ich b�dzie wi�cej, to pami�taj, �e daj najstarszym... Oni pewnie bogaci i

wszystko maj�, ale takie konfitury zawsze potrafi� zmi�kczy� nawet skamieniałe

serca...

Było jasne, �e ja tych słoi nikomu nie dam... Przecie� to nie wiejskie nauczycielki,

którym za ocen� dawało si� kur� z jajami, a jak facetowi od wuefu, to nawet nie

oskuban�... Taki głupi to nie byłem. Na dodatek - sam miałem ochot� zje�� tak

słodkie konfitury. No ale - mo�e warto by je da� panu Stasiowi? Z nim siedziałem

przy wódce, no i gdyby przyj�ł, to mo�e poczułby si� bardziej zobowi�zany?

- Panie Stasiu - pan wie - moja mama usma�yła konfitury, nic wielkiego, takie

zwykłe, wiejskie konfitury truskawkowe...

Pan Sta� nadstawił uszu:

- A na patelni sma�yła?

- No tak, na patelni, ale przecie� dobrze umyła...

- No i dobrze, ale po co mi o tym mówisz?

- No bo mam dwa weki. Mama powiedziała, �eby je da� komu�, kto ma wpływ na

egzamin...

W tym momencie uwa�nie popatrzyłem na pana Stasia, �eby stwierdzi�, czy ma on

ten wpływ na egzamin, czy te� nie ma? Chyba jednak miał... Tak pomy�lałem, bo

spytał, czy matka dodała troch� rabarbaru, bo u niego w domu kiedy� tak robiono...

Nie skłamałem, powiedziałem, �e nie, ale �e i tak dobre...

50

- A o egzamin, to ty si� nie martw tak bardzo... Jako� zdasz...

No - my�l� sobie - nie jest �le, ale ju� po chwili dodał...

- Przecie� jeste� zdolny... he, he...

- Wie pan - martwi� si�, czy ci z mojego pokoju nie ukradn� moich rzeczy?

- Chłopaku - wzruszył ramionami - je�li zjedli konfitury, to ja im z dupy nogi

powyrywam... - ale wida� było, �e zarazem pomy�lał:

- Przecie� ty tam nic cennego nie masz... Nawet jak ukradn�, to co?

Sam nie wiem, czemu sobie tak wymy�liłem, ale jestem do dzi� pewien, �e on to

pomy�lał.

- A oni nie domy�lili si�, �e pan jest stamt�d - mo�e trzeba było mnie jako� inaczej

wyhaczy�?

Spytałem tak bez jakichkolwiek intencji, bardzo spontanicznie, bo akurat przyszło

mi to do głowy, a głow� miałem znieczulon� spor� ilo�ci� ciepłej i zimnej wódki...

- Ty - mały - ty nie kombinuj... Ja nie popełniam pomyłek. Je�li oni czego� si�

domy�l�, to dlatego, �e przyleziesz po pijaku i nachlapiesz... Innej mo�liwo�ci nie

ma...

Sposób, w jaki to powiedział, nie pozostawiał �adnej w�tpliwo�ci. Nie chodziło o

realny stan rzeczy, lecz o to, �e �adne podejrzenie o nieudolno�� nie mo�e pa�� na

mojego przedmówc�. A tak�e, �e je�li padnie, to nie mog� liczy� nie tylko na lito��,

ale i na lojalno��. Po prostu - stan� si� ofiar� kłamstw...

- No bo posłuchaj mały - ja jestem przed emerytur� i musz� zgarnia� wszystkie

premie. Ka�dy normalny człowiek to rozumie. U nas jest tak - musisz by� do bólu

szczery, ale nie idiota - trzeba my�le� nad tym, co wolno, co wypada, czego nie

wypada, a kiedy nawet jest lepiej zagry�� wargi i wzi�� na siebie. To jest abecadło,

które albo si� rozumie, albo nie trzeba wtyka� nosa tam, gdzie trzeba mie� mózg pod

czaszk�, a nie kapust�... Ale nic to - wypijmy...

Zaraz potem zacz�ła si� katastrofa. W zasadzie pami�tam wszystko, ale jakby - tak

jak chwil� wcze�niej kontrolowałem, co robi�, to natychmiast straciłem kontrole. To

51

co działo si� ze mn�, a nie tylko wokół mnie, było jak film, który przepływa na

ekranie niezale�nie od mojej woli.

Kelner do�� szybko si� zorientował, �e ze mn� jest nie tak i najspokojniej nalał,

bynajmniej nie siadaj�c, panu Stasiowie i sobie. Potem to nie pami�tam, bo chyba

zasn�łem, a w ka�dym razie zapadłem w nico��, cho� nie tak całkowit�, skoro jako�

tam byłem czujny i pomimo, �e co i raz co� mi podchodziło do gardła, to jednak nie

wymiotowałem...

Potem półprzytomnie rozmawiałem z panem Stasiem i zdaje mi si�, �e on te� ju�

musiał by� ci��ko nar�bany. Powstali�my i niepewnym krokiem ruszyli�my ku

wyj�ciu. Nie wiem czemu �piewali�my "Ok�", a zaraz potem "Buv vsiegda budet

sonce"...

Póki �piewali�my, to było dobrze, bo ka�dy, nawet najgłupszy milicjant wiedział,

�e je�li kto� �piewa po pijaku - powiedzmy: "Czerwone maki", albo "Rozszumiały

si� wierzby", a je�li "Marsz Mokotowa", to nawet obowi�zkowo - mo�na go�cia

wsadzi� do suki i wio... do aresztu, a w wi�kszym mie�cie do izby wytrze�wie�. Ale

gdy kto� �piewa "Ok�", albo jak�� piosenk� radzieck�, to oczywi�cie - je�li jest tak

pijany, �e nic nie pami�ta, to mo�na, a nawet warto spu�ci� mu ci��ki wpierdol w

ciemnym zaułku, ale pod �adnym pozorem nie nale�y zwija� takich ludzi, a nawet

legitymowa�...

No ale nami nie kierowało jakie� wyrachowanie Przeciwnie - byli�my

spontaniczni. To znaczy - pan Sta� �piewał spontanicznie, a ja spontanicznie gotów

byłem �piewa� wszystko, co pan Sta� intonował...

Dotarli�my do postoju taksówek. Stało tak ze dwadzie�cia osób i wyra�nie

wszystkim si� spieszyło. Na dodatek jak�� staruszk� przepuszczono szybciej. Pan

Sta� mo�e nie wszystko rozumiał, w ka�dym razie gło�no oponował, w skutek czego

zaprzestali�my naszych słusznych �piewów i natychmiast, maj�c z powodu wła�nie

tej swoistej deklaracji politycznej przeciw sobie kolejk�. A ju� nie kryli�my si� za

egid� praktycznego komunikatu, jakim był dla emowców nasz �piew. Byli�my zatem

wystawieni na wszelkie sztychy niczym bezbronne dzieci... Nie min�ło pi�� minut, a

52

zreszt� nie wiem ile, poniewa� mierzenie czasu przestało by� dla mnie, w tych

warunkach, czynno�ci� odruchow� i napatoczył si� patrol dwóch mundurowych.

- Obywatele - dokumenty - budzicie zgorszenie publiczne...

Pan Sta� stan�ł w rozkroku, wystawił przed siebie wskazuj�cy palec prawej r�ki i

kiwaj�c nim w obie strony chciał rozpocz�� peror�:

- Gdyby�my byli mundurowi, to tak by z nami obywatele milicjanci nie rozmawiali.

No ale...

Có� - tak rozpoczynaj�c swój wywód pan Sta� niechc�cy, wbrew prawdzie zreszt�,

zasugerował, �e nie ma nic wspólnego ze słu�bami mundurowymi. U nas w powiecie

zna si� z widzenia wszystkich mundurowych, ale w stolicy? No i zanim zd��ył

cokolwiek jeszcze doda�, starszy milicjant, tak pod czterdziestk�, pozoruj�c, �e niby

głaszcze si�, czy te� drapie po biodrze, niespodziewanie wyci�gn�ł pał� i

błyskawicznym ruchem zdzielił pana Stasia t� pał�, a wtedy mieli jeszcze tylko takie

ci��kie pały - brunetki - czyli czarne - blondynki pojawiły si� dopiero za par� lat -

przez �rodek głowy. Pan Sta� padł na gleb� kompletnie bez czucia, a nawet bez

jakiegokolwiek odgłosu. Ja si� skuliłem, ale nie dostałem. Pan Sta� le�ał jak martwy,

a ludzie w kolejce, przynajmniej ci, którzy pami�tali nasze �piewy, z satysfakcj�

popatrywali na ten oczywisty milicyjny bł�d w rozpoznaniu. Ale to ci przed nami,

zorientowani w naszym repertuarze, bo ci za nami usiłowali co� pyszczy�, ale nie za

gło�no, by samemu nie oberwa�... Kto� nawet, o wygl�dzie dyrektora - tak jak przez

mgł� kojarz� - usiłował nawi�za� w tej sprawie dyskurs zaczynaj�c od słów:

- Towarzysze milicjanci... co było brutaln�, bo uniemo�liwiaj�ca werbaln� polemik�

form� upokorzenia tych�e milicjantów, oczekuj�cych raczej zwyczajowego tytułu

"panie władza". Ale po chwili facet, szarpany za mankiet przez roztropna mał�onk�,

dał spokój. Bo te� i rzeczywi�cie, je�li był dyrektorem w przemy�le lekkim, albo nie

daj Bóg - terenowym, to przecie� mogli go najzupełniej bezkarnie wdepta� w błoto

za pomoc� tych pał...

Drugi milicjant w tym czasie wypatrywał jakiego� pojazdu milicyjnego i w ko�cu

starania jego zwie�czone zostały sukcesem. Podjechała Warszawa ze stosownym

53

oznakowaniem, wyskoczyło z niej dwóch facetów i do�� brutalnie najpierw mnie

zapakowali daj�c jednak tylko jednego kopa i wyrywaj�c troch� włosów, za to gorzej

był z panem Stasiem. Aby go ocuci�, leli go pałami po goleniach. Skutek był

doskonały - pan Sta� natychmiast o�ył, niemniej zbolałym głosem o�wiadczył, �e

osobi�cie spu�ci im wpierdol, co zostało opacznie zrozumiane przez milicjantów i

jeden kopn�ł go w jaja. Pan Sta� zwin�ł si� i w tym ge�cie ciała poniek�d

dopasowanym do kształtu siedzenia w samochodzie, za włosy został wprowadzony

na siedzenie obok mnie.

Ruszyli�my z kopyta. Milicjant siedz�cy obok kierowcy pogonił swego koleg�

tłumacz�c, �e ten menel krwawi z głowy i potem trzeba b�dzie sprz�ta�.

Rzeczywi�cie - skóra we włosach wyra�nie si� rozdarła i stopniowo przez

zatłuszczone - na co dotychczas nie zwracałem uwagi - włosy mego towarzysza

przenikała g�sta krew.

Gdy dojechali�my na Kolsk�, do moich drzwiczek podszedł kierowca. Wyci�gn�ł

mnie - rzecz jasna za włosy, jako� tak uniósł i cisn�ł o beton wylany przed wej�ciem

do słynnego instytutu, o którym słyszało si� nawet w moim miasteczku.

Pana Stasia traktowano brutalniej. W drzwiach przej�li nas trzej sanitariusze w

białych kitlach o twarzach zwyrodnialców. Wci�gn�li nas do jakiego� boksu i

najpierw sprawdzili, czy nie mamy flaszek. Nie mieli�my.

- No to czego, kurwa, na Kolsk� bez wódki przyjechali�cie - spytał jeden i lu pana

Stasia... Drugi wcisn�ł mnie pod nisk�, dług�, jakby szkoln� ławeczk� do siedzenia

dla wielu dzieci i rozmie�ciwszy mnie stosownie, tak bez emocji, jak mi si� zdaje,

ale te� nie wkładaj�c w to nawet cz��ci drzemi�cej w nim energii - systematycznie

kopał przez mo�e minut�, cho� mi si� wówczas zdawało, �e trwa to niesko�czono��.

To wszystko było stresuj�ce, ale nie czułem wielkiego bólu. Znów z panem

Stasiem było gorzej, bo z tego wszystkiego si� zrzygał i kazali mu to zlizywa� ze

wstr�tnie brudnej, lastrikowej podłogi i połyka�. Pan Sta� był tak zmaltretowany, �e

podporz�dkował si� rozkazom.

54

Wreszcie zmusili nas do rezebrania si�, wrzucili nasze rzeczy do jednego worka i

gołych zaprowadzili na badanie. Przed lekark� stała, te� całkiem na golasa, jaka� -

tak mi si� zdawało - młoda i zgrabna dziewczyna, wi�c cho� wszystkiego miałem

do��, zacz�łem si� gapi�. Natychmiast zostałem skarcony fachowo wykonan� muk� i

ju� wiedziałem, �e mam si� odwróci�. Jak zauwa�yłem, pan Sta� miał tak nieobecny

wzrok, �e nikt na nic mu nie zwracał uwagi.

Po chwili jacy� chyba inni sanitariusze odprowadzili na ławk� pod �ciana

dziewczyn�, która siedz�c, chyba niepotrzebnie, bo i tak wszystko miałaby zasłoni�te

- zasłaniała dło�mi krocze, w skutek czego biust miała na wierzchu, no i teraz

dzieliłem swój wzrok mi�dzy t� dziewczyn�, a lekark�. Lekarka miała ze czterdzie�ci

lat, utleniona była na �ółty kolor, taka przy ko�ci, ale bez przesady - silnie

umalowana, z lakierowanymi paznokciami r�k i nóg, niczym kator�nica ci��ary -

nosiła na sobie kilkana�cie masywnych, radzieckich wyrobów jubilerskich. Do dzi�

nie wiem dlaczego, ale radzieckie wyroby rozpoznawał spo�ród innych nawet

kompletny laik.

Lekarka zacz�ła si� �mia� i dopiero po chwili zorientowałem si�, �e to w skutek

widomych oznak mego zainteresowania goł� dziewczyn�.

- Ten jest zdrowy - nie ma co bada�, to i ten drugi, skoro oni razem, jest zdrowy -

o�wiadczyła i kazała to o�wiadczenie zanotowa� siedz�cej do nas bokiem i

wypisuj�cej papiery piel�gniarce.

Potem zaprowadzili nas na dołek i zasn�łem.

Obudziłem si� z totalnym bólem głowy, ale te� z bólem poobijanego ciała. Obok

mnie le�ał pan Sta�, który zauwa�ywszy, �e jestem ju� na chodzie, konspiracyjnym

głosem, aby pozostałych sze�ciu w celi nie słyszało, powiedział:

- Kutasy - nie znale�li legitymacji. No i dobrze - ja teraz z nimi pota�cuj�...

Dopiero w tym momencie u�wiadomiłem sobie, �e przecie� dzi� o dziewi�tej mam

egzamin. Gdy o tym przypomniałem, pan Sta� si� zas�pił i... jakby ze smutkiem -

powiedział:

55

- Ja to jako� musz� załatwi�, ale teraz mnie łeb boli - ty si� nie martw, jak jest �le, to

zawsze jeszcze mo�e by� gorzej.

Na wychodnym zwrócono mi ubranie, z podartymi portkami, ale na szcz��cie to

były te bardziej zu�yte i ju� za małe, a tak�e plastikowy portfel z okładki do

dzienniczka ucznia, z dokumentami, ale bez pieni�dzy. Poniewa� u pana Stasia

dokumentu nie znaleziono, to musiałem po�wiadczy�, �e nazywa si� tak, jak podał, a

podał fałszywie. Oczywi�cie skwapliwie potwierdziłem, ale pomy�lałem, �e je�li

chce ukry� przed zwierzchnikami, czemu trudno si� było dziwi�, sw� wizyt� w izbie

wytrze�wie�, to tym bardziej nie b�dzie chciał tłumaczy� mej nieobecno�ci na

egzaminie. To za� do reszty grzebało moje szanse.

Po wyj�ciu pan Sta�, ku memu zdumieniu, ju� na Okopowej zatrzymał milicyjny

samochód i jakby nigdy nic kazał si� zawie�� na Rakowieck�. Oczywi�cie -

kompletnie nie wiedziałem, co mie�ci si� na Rakowieckiej. Jad�c pan Sta� upewniał

si�:

- Co, kurwa, r�bn�li ci tysi�c złotych?

Ja na to, �e nie, �e tylko 350, ale wi�cej nie mam i jest niedobrze. A wówczas pan

Sta�, patrz�c na mnie wzrokiem zbolałym, bo te� nie był w formie, powtarzał swoje:

- No, no - przyszłemu studentowi tysi�c złotych...

Milicjanci na przednim siedzeniu milczeli.

Gdy zajechali�my, pan Sta� podzi�kował ładnie milicjantom, dobrotliwie kazał im

wraca� do pełnienia obowi�zków, a mnie usadził w �rodku masywnego gmachu na

ławce. Od dy�urnego wzi�ł papierosa i z tym papierosem, mi ka��c czeka� do

skutku, ruszył wgł�b.

Wrócił po godzinie. Znów wsiedli�my do jakiej� Warszawy, ale nie oznakowanej,

z jednym cywilem w �rodku. Była chwila przed jedenast�, gdy dojechali�my do

lokalu, sk�d tak nieszcz��liwie wczoraj wyszli�my... Pan Sta� przez chwil� łomotał -

otworzyła nam sprz�taczka. Byli�my we trzech z tym cywilem. Weszli�my niczym

zwyci�zcy - barmanka dosłownie dostała rozkaz - warkni�cie:

- Trzy sety, oran�ada i co� na z�b na kaca...

56

Ubrana była jeszcze w strój prywatny, ale natychmiast spełniła polecenie nalewaj�c

trzy bardzo zimne wódki i w trzy szklanki od herbaty rozlała dwie chłodne

mandarynki. Zaraz potem pobiegła do kuchni, potem do stolika, który nakryła

wykrochmalona serwet�. Tłusty kucharz przyniósł trzy podwójne jajecznice na

kiełbasie i pod pach� flaszk� zimnej soplicy. Kelnerka w tym czasie doniosła herbaty

i pokrojony chleb, a tak�e masło. Podeszła do nas barmanka, rozlała soplic�, bo po

wódce czystej u mych s�siadów nie było ju� �ladu i u�aliła si�:

- Co te� wam si� przytrafiło... biedacy...

Nikt jednak nie chciał z ni� gada�, wi�c odeszła. Rzucili�my si� na jedzenie.

Miałem brudne, lepi�ce si�, ani razu nie myte w tym czasie r�ce, ale byłem głodny.

Na wódk� patrze� nawet nie mogłem, co obaj rozmówcy rozumieli, jeszcze przy

barze podzieliwszy si� moj� czyst�. Po zjedzeniu - tak bez słowa - powstali. Na

zewn�trz, przed knajp�, pan Sta� tylko spytał tonem, jakby si� upewniał:

- Wszystko b�dzie załatwione?

Ale ten od Warszawy tylko skin�ł głow� i zapakował si� do swego wozu.

Pan Sta� zawiózł mnie pod akademik, wskazał na sklep spo�ywczy, wyj�ł z

kieszeni bardzo nowe, prosto z drukarni, ale ju� pomi�tolone sto złotych i

zaznaczaj�c:

- to po�yczka - kazał zrobi� zakupy i czeka� na niego, cho�by nie wiem co.

Interwencja pana Stasia w sprawie mego łó�ka, ta dzie� wcze�niejsza, musiała by�

dobitna, skoro nikt w nim nie spał. Miałem w�tpliwo�ci, czy nadal to

uprzywilejowane łó�ko mi si� nale�y, ale poniewa� nikogo nie było w pokoju, a ja

padałem z nóg, to zwaliłem si�, znów zreszt� nie pami�taj�c o umyciu si�.

Przebudziłem si�, gdy ju� kilku współspaczy wróciło. Udawałem �e �pi�.

Uzmysłowiłem sobie, �e w izbie wytrze�wie� ukradli mi zegarek. Cho� nie

pami�tałem, abym go wówczas zdejmował, wi�c mo�e milicjanci? Nadal udawałem,

�e �pi�, bo wstydziłem si�, a poza tym i tak nic sensownego tym ludziom o

przyczynach mej nieobecno�ci nie potrafiłbym powiedzie�. Oni zreszt� nie tracili

czasu tylko, wsadzili nosy w ksi��ki i notatki.

57

Po pewnym czasie przyszedł pan Sta�. Głow� miał obwi�zan� banda�em, na

policzku był wydatny siniec, ale poza tym zachowywał si� normalnie. Bez gadania

wyprowadził mnie na zewn�trz i wsadził do swojej Wołgi, jak uprzednio

zaparkowanej w dyskretnej odległo�ci od akademika.

- No, to teraz zobaczysz, czy z nami mo�na sobie w chujki polatywa�...

- Panie Stasiu - zegarek mi ukradli...

- W akademiku - tam tak zawsze...

- Nie, nie, mo�e w tej izbie, ale ja my�l�, �e to ci milicjanci.

- Którzy? - zainteresował si� akurat hamuj�c, bo jaka� nic nie rozumiej�ca staruszka

weszła na pasy nie zwa�aj�c, �e jedzie samochód...

- No ci pierwsi, z przystanku...

- A to dobrze, to zobaczysz...

A po chwili dodał:

- B�dziesz mógł sobie wybra� i pami�taj... jak si� trafi szwajcarski, to cho�by był

stary, to bierz, a radziecki tylko w ostateczno�ci...

Kompletnie nic nie rozumiałem, ale mój towarzysz miał tak zdeterminowany

wyraz twarzy, �e nic nie mówiłem. Wjechali�my w jaki� zagajnik. Na tablicy

napisane było, �e jest to Lasek Biela�ski. Na polnej drodze podskakiwali�my chyba z

kwadrans. Po drodze dogonili�my jak�� Warszaw� i zdawało mi si�, �e jest to ta

sama, któr� jechali�my dzi� rano do knajpy.

- My w komplecie - skomentował to pan Sta�.

Na polanie najpierw zatrzymała si� warszawa, z której wysiadł znany mi cywil, a

za ni� zaparkowali�my my.

Wysiedli�my, oni zapalili po papierosie. Cywil spytał:

- On wie? - na co pan Sta� pokiwał głow�, �e nie... Troch� si� przestraszyłem, ale

nic nie mówiłem, bo było mi wszystko jedno. Studia przecie� przepadły...

Po chwili podjechała inna warszawa, te� bez oznakowa�. Ze �rodka wysiadł cywil,

taki tłusty, mówi�cy wysokim i łami�cym si� głosem. Za nim wysiedli dwaj

58

milicjanci. Od razu poznałem, cho� wtedy byłem pijany, a głowa jeszcze mnie

bolała, �e to ci dwaj, którzy pobili nas na postoju.

- Rozbiera� si� - rykn�ł tym swoim dziwacznym głosem cywil od milicjantów i po

chwili dodał: - Nie pozwol� przez chujów kala� munduru!

Tamci niczym na basenie rozebrali si�, w kostk� układaj�c poszczególne cz��ci

słu�bowej garderoby. Obaj jak automaty na szczytach tych kostek ustawili sztywne

czapki milicyjne, a na ich deklach portfele i zegarki. Wszyscy trzej wyszli na �rodek

polany i w tym momencie my te� odeszli�my w ich kierunku od samochodów.

Cywil od tamtych miał pod pach� pał�. Podał j� panu Stasiowi zaznaczaj�c:

- To ta sam, ale tak jak si� umówili�my - z góry, w czoło, ale nie w skro�...

Pan Sta� wzruszył ramionami:

- No dobra, b�d� uwa�ał, cho� oni na nic nie uwa�ali...

Nagle zmienił wyraz twarzy na jaki� zwierz�cy, wr�cz straszny, zamachn�ł si�, ale

nie uderzył, bo ten starszy, który miał by� celem ciosu, zasłonił si� r�k�.

- Bez zasłaniania, kurwa, jak nasz ma nie bi� w skro�, jak ten chuj si� zasłania? -

zainterweniował nasz cywil...

- Co kurwa si� zasłaniasz, nie tak si� kurwa umawiali�my, chcesz kurwa wstydu

narobi�? - zgodził si� z intencjami naszego milicyjny cywil i zdzielił otwart� dłoni�

w twarz starszego milicjanta.

Ten starszy miał lekko obesrane gacie, na co by� mo�e tylko ja zwróciłbym uwag�,

gdyby nie to, �e zwieracze mu pu�ciły i rzecz rzuciła si� w oczy . Czekaj�cy na cios

milicjant speszył si�, a potem, zrezygnowany, opu�cił r�k�. Na to tylko czekał pan

Sta�, którego to gówno wcale nie wzruszyło i z wielk� moc� przypalantował

starszemu, który padł na ziemi� bez słowa, jak wczoraj pan Sta�. Zaraz potem, zanim

si� zorientował, upadł po takim samym ciosie młodszy. Trzej faceci zapalili. Ja nie.

- Bałem si�, �e mam wstrz�s mózgu, to wtedy mogłoby nie wyj��. Ale tak, to ma si�

te wpraw�...

- Za Bieruta si� uczyłe�? - spytał cywil milicyjny...

- Tak jakby - odparł nasz cywil i dodał:

59

- Tak pobi� na ulicy zasłu�onego weterana, kurwa. Czy wasi nie mog� najpierw

sprawdza�, na kogo si� napatoczyli. Mamy tak� ci��k� słu�b�, �e czasem

trzeba wypi�. Ale wczoraj, to przecie� pił słu�bowo, panie tego - werbował...

A tu i jemu wpierdol i temu dzieciakowi, kurwa...

- No dobra, kurwa - przerwał cywil milicyjny, ocuc� ich i obaj po sze�� kopów, ale

płaskich, nie z kajora...

- Dobra - potwierdził reguły kontraktu nasz cywil.

Pan Sta�, który podczas palenia wydawał si� na powrót by� uspokojonym, nagle

wyskoczył do przodu i nie czekaj�c na cucenie, gło�no licz�c, rzeczywi�cie płaskim

butem, ale mocno i gdzie popadnie skopał, z oczywist� intencj� pozostawienia po

sobie trwałych urazów ciał milicjantów. Ostatni cios, mo�e przypadkiem,

wymierzaj�c w tył głowy młodszego - w okolicach potylicy.

O dziwo, gdy przerwał, na powrót był człowiekiem spokojnym, nawet nie zna�

było po nim, �e tak bij�c i kopi�c ul�ył sobie... I takim nijakim głosem, z normaln�

intonacj� wskazał mi le��cych: - Teraz ty...

Oczywi�cie miałem �al do milicjantów, jednych i drugich, a tak�e do sanitariuszy,

ale przecie� pami�tałem, �e poniewa� nie podskakiwałem, to dostałem du�o mniej

ni� pan Stanisław. A nadto - tak kopa� le��cych? Gdyby jeszcze moi towarzysze byli

moimi rówie�nikami... Ale tak? No ale z drugiej strony - to wła�nie ci doro�li

oczekiwali ode mnie, �e przyło�� si� do dzieła. Tak wi�c podszedłem i najpierw do��

mocno, równie� na płask skopałem młodszego, bo on mnie ci�gn�ł za włosy. Ale to,

co w moim poj�ciu było do�� mocne, w oczach pozostałych było �enuj�co słabe.

Gdy tak kopałem, za ka�dym razem dodaj��: - a masz... , to tamci si� porozumieli i

cywil milicyjny delikatnie, cho� poniek�d z pogard� odsuwaj�c mnie powiedział:

- Popatrz - nie trzeba przesadza� - ta uwaga zapewne dotyczyła pana Stasia i była

ukryt� polemik� z jego sposobem kopania - ale kopa� trzeba jednak z przekonaniem,

przykłada� si� do roboty...

I rzeczywi�cie - kopał l�ej ni� pan Sta�, uwa�niej wybierał miejsca tak, by nie

zrobi� kopanym trwałej krzywdy, ale zarazem z energi�, która dosłownie przesuwała

60

ciała milicjantów. Starszy znów był stratny, bo cywil chc�c unikn�� pobrudzenia

sobie butów tym, co �ciekało mu spod spodenek, zapewne wbrew intencjom

operował niebezpiecznie blisko nerek...

Sko�czywszy kopanie wzruszył ramionami, na mnie nawet nie spojrzał słusznie

wychodz�c z zało�enia, �e nawet nie warto przygl�da� si�, jakie wra�enie na mnie

musiało wywoła� jego mistrzostwo, tylko zagwizdał w wyj�ty z kieszeni gwizdek,

taki harcerski, szary, czyli przysługuj�cy dziewczynom i zaraz potem usłyszeli�my

najpierw szum motoru, a po chwili wjechała na polan� milicyjna karetka pogotowia

medycznego. Cywil podszedł do pojazdu, do�� gło�no i tak�e bez �adnych emocji

rzucił:

- Bierzcie ich i kurujcie - tylko �eby portfele poszły w cało�ci do depozytu, na co

sanitariusze w kitlach i spodniach milicyjnych tylko wzruszyli ramionami i ju�

wyci�gali z samochodu nosze.

W tym czasie cywil podszedł do ubra� tych pobitych, podniósł zegarki, najpierw

sam je obejrzał, nawet si� u�miechn�ł i podał mi: - wybierz sobie jeden.

Mojego w�ród nich nie było. Pierwszy, na szerokim, w dobrym stanie pasku ze

�wi�skiej skóry był chyba radziecki. Pasek od drugiego był ju� złachany, dosłownie

przero�ni�ty brudem, który zreszt� w�arł si� w elementy koperty, lecz był

szwajcarski – Doxa. Wi�c oczywi�cie ten wzi�łem, a drugi - tak jak nale�y -

zwróciłem.

- Łebski jeste�, mo�e jednak b�d� z ciebie ludzie - zauwa�ył cywil, za� na twarzy

pana Stasia zarysowała si� niekłamana duma... Była to duma zasłu�ona - gdyby nie

on, by� mo�e popełniłbym pomyłk�?

Potem wsiedli�my do samochodów. Pan Sta� kieruj�c samochodem, ju� poniek�d

w intymnej sytuacji, nerwowo szarpi�c pał�kiem od zgrzytaj�cej skrzyni biegów,

gło�no i z emocjami, jakby ogl�dał pasjonuj�cy mecz, szeptał:

- Ale im kurwa wpierdoliłem, ale im wpierdoliłem...

A po chwili, ju� jad�c dodał:

61

- Ale ten Olek to porz�dny facet - nie przepu�cił fuszerki, powiniene� by� mu

wdzi�czny - to za ciebie kopał...

Wszystkie trzy wozy zajechały pod jaki� obskurny bar. Najpierw wyszli�my z

samochodów i poniek�d ustawili�my si� w szyku klinowym, rozgarniaj�c racz�cych

si� na schodkach piwem roboli i weszli�my do �rodka. Kierownik bez słowa

wyskoczył zza baru i przeprowadził nas cuchn�cym kotami korytarzykiem do sali

urz�dzonej wr�cz luksusowo - z porz�dnym �yrandolem z czeskiego szkła,

orzechow� szafk� na sztu�ce i talerze, no i z pokrytymi białymi obrusami trzema

stolikami. Przy jednym siedział facet mo�e pi��dziesi�cioletni z młodsz� od niego o

połow� kobiet�. Jedli po schabowym i popijali to wermutem. My zasiedli�my przy

stoliku przeciwległym. Po minach moich starszych kolegów wida� było, �e s�

zaskoczeni i spodziewali si�, �e b�d� sami.

Po chwili wrócił ten kierownik w granatowym, do�� solidnie zniszczonym,

podobnym do ojcowskiego - fartuchu.

- Polecam schabowego z ziemniaczkami i z kapustk� zasma�on�... W kapustce jest

kiełbasa krakowska parzona - prima sort, a kotlety to �adne oszustwo - panierki

mało, a mi�ska du�o i w ka�dym kostka... Do tego kompocik z czerwonej porzeczki,

ze słoika, ale bardzo porz�dny... Mog� kaza� nala� bez owoców - samo mokre, a na

deser petite - beury, albo andruty. No i wódeczk�...

- A zupy jakiej� nie ma? - obruszył si� nasz cywil...

- Zupy s� - kierownik odparł z pewnym niesmakiem, jakby ura�ony, �e podejrzewaj�

go, �e w jego zakładzie nie ma zup, - ale nie polecam...

Komunikat był jasny. Wszyscy popatrzyli na niego z prawdziw� wdzi�czno�ci�, bo

te� rzeczywi�cie - dał dowód, �e naprawd� jest człowiekiem godnym zaufania. Nasz

cywil zatem jeszcze tylko wskazał wzrokiem na par� obok...

- To jeden z dyrektorów domu towarowego na Woli.... - odparł głosem

konspiracyjnie cichym - Panowie, jak przyszedł, to nie mogłem go tak nie wpu�ci�...

Zreszt� troch� zrozumienia - widzicie, �e z kobiet�...

62

Wszyscy okazali zrozumienie, bo wszyscy lekko si� u�miechn�li. No ale, ze

wzgl�du na t� par�, trudno było komentowa� emocjonuj�ce wydarzenia sprzed

kwadransa. Dyskretnie przygl�dałem si� dyrektorowi i jego babce. Ubrana była w

wełnian�, br�zow� garsonk� i tak� sukienk�. Wida� było, �e nie s� to po�lednie

produkty. Modnie uczesana, ładna, nie nazbyt umalowana. Robiła wra�enie i było

oczywiste, �e jest dost�pna jedynie dla tych z wy�szych sfer, którzy maj� pieni�dze,

władz�, ale zarazem potrafi� si� ubra� i umiej� si� zachowa�. Nie tylko ja, ale i trzej

pozostali przy naszym stoliku byli jakby z innej bajki. Do tego stopnia, �e nie mieli

respektu przed tamtymi. Mi jednak zaimponował pomysł, �e schabowego mo�na

popija� winem. Im nawet im nie za�witał w głowie...

Do�� szybko zjedli�my swoje schabowe, andruty, popili�my kompotem i

wypili�my litr Luxusowej. Ja wypiłem jeden kieliszek. Chciałem połow� zostawi�,

ale tak na mnie patrzyli, �e wypiłem. Nie zmarnowało si�...

Gdy przed wej�ciem do knajpy �egnali�my si�, nasz cywil, troch� jakby si� �miej�c

- powiedział: - Za trzy dni s� wywieszane wyniki egzaminu pisemnego. Chyba nie�le

ci poszedł. No ale, nadal si� staraj, bo jeszcze s� ustne...

Ju� chciałem rzuci� si� i tłumaczy�, �e jednak nie pisałem tego egzaminu, �e to

pomyłka i oczywi�cie moja wina, ale mo�e mo�na jako� w dodatkowym terminie...

ale pan Sta� wzi�ł mnie za rami�, a potrafił chwyci� za rami�, i zaprowadził do

samochodu. Ju� w �rodku wyja�nił:

- Masz jedno cztery i pół i jedno pi��, ale nie wiem z jakich przedmiotów. Na

ustnym si� nie zbła�nij, bo nam s� potrzebni zdolni, samodzielni pracownicy.

Popatrzyłem na pana Stasia z wdzi�czno�ci�. Gdyby nie to, �e jeszcze par� chwil

przedtem wygl�dał, jak wygl�dał i robił, co robił, to bym go chyba ucałował. No ale

miałem jednak przed nim respekt...

****************************************

63

Uczy� si� na pierwszym roku musiałem du�o. Ja my�lałem, �e tylko podczas

egzaminów w czterołó�kowym pokoju upychali sze�ciu spaczy. A to nie była

prawda. Wyl�dowałem w tym samym akademiku, w innej sali, ale te� w sze�ciu...

Tak jak pan Sta� mi doradził - wybrałem najsłabszego - dałem mu pucki, gdy si�

rzucał i miałem najlepsze miejsce - od okna.

Mamie było mnie �al, bo przecie� w domu zawsze miałem swój pokój. Nie

wiedzie� czemu uznała, �e mam niespokojny sen i w takim tłoku nie b�d� si�

wysypiał, wi�c weszła na głow� ojcu, �eby dał mi fors� na wynaj�cie kwatery na

mie�cie. Ja jej tłumaczyłem, ile to w Warszawie kosztuje, �e wszyscy jad� do

Warszawy, a Warszawa została przez okupantów zburzona, na co mama na mnie

naskoczyła, �e mo�e i przez okupantów, ale z winy ruskich. Kompletnie nic nie

rozumiałem, atmosfera zrobiła si� ci��ka i wreszcie ojciec powiedział, �eby mama

nie robiła mi wody z mózgu, bo te m�dro�ci do niczego mu, czyli mi si� nie

przydadz�, a jeszcze po pijaku gdzie� nachlapie i wyleci ze studiów z wilczym

biletem.

Bo rodzice nie byli ch�tni, bym studiował w Warszawie, gdy� s�dzili, �e si� nie

dostan�, albo nie dam sobie rady. Ale te� byli dumni i puszyli si� mn� przed całym

miasteczkiem. Rozpili�my z tat�, bo mama to tylko nam dorabiała jedzenie, �eby mi

wódka, jak to młodemu, nie zaszkodziła i ojciec po pijaku nawet powiedział co�

takiego, �e jak sko�cz� studia, to u nas kariera przede mn� stoi otworem i kto wie,

mo�e nawet zostan� sekretarzem partii?

Nawet byłem zdziwiony, bo my�lałem o tym, �eby na studiach, po drugim roku

wpisa� si� do partii i nie byłem pewien, jak rodzice na to zareaguj�. No bo jednak -

wpisanie si� do partii to była ostateczna i jawna deklaracja. Pomysł ten zreszt�

popierał pan Sta�. Tłumaczył mi, �e to doskonała �cie�ka - partyjnego nie mo�na

zwerbowa�, bo partyjny ma partyjny obowi�zek donosi�, ale inna sytuacja jest, gdy

zwerbowany zostaje partyjnym. Wtedy za donosy nadal dostaje pieni�dze. A z

partyjnym zwerbowanym, bo w ko�cu partyjnych te� si� werbuje, jest tak, �e

trudniej jest mu za informacje, nawet bardzo dobre - płaci�. Wprawdzie - jak

64

powiedział - nie ma takiej rury, której nie da si� przedmucha�, ale jest trudniej...

Partyjni s� stratni... Donosz� prawie za darmoch�... Ale za to karier� robi�...

Zbieranie informacji przychodziło mi łatwo. To były takie tam duperele - kto na

przykład ma informacje, które mógł usłysze� z Wolnej Europy, albo od kogo�, kto

słucha Wolnej Europy i kolportuje to dalej. Albo - kto chodzi do ko�cioła.

Najwa�niejsi byli tacy, którzy to ukrywali, a w akademiku to ukrywali wszyscy. Jak

si� zorientowałem, to do ko�cioła w Warszawie z akademika prawie nikt nie chodził,

za to u siebie w domu, to chodzili. Za to warszawiacy cz�sto chodzili do ko�cioła i w

zasadzie wcale z tego, przynajmniej niektórzy, nie robili tajemnicy. Ja chodziłem w

Warszawie, ale ja to chodziłem tam na łowy, by wyłowi� swoich.

No i za to wszystko dostawałem trzysta złotych miesi�cznie, a przed wyjazdem na

�wi�ta Bo�ego Narodzenia to nawet dostałem paczk� z półtorakilogramowa puszk�

szynki konserwowanej, kilogramow� puszk� wojskowego boczku w plasterkach

poprzekładanego staniolem, czterysta gramów mielonki te� w puszce,

półkilogramow� bombonierk�, ale nie od 22 lipca, lecz z Wawela, acha - p�to

kiełbasy jałowcowej, paczka kawy Super, pudełko kakao 22 lipca, blaszane pudełko

z dwiema przegródkami - mam to pudełko do dzi� - radzieckiej herbaty gruzi�skiej,

czekolad� gorzk� i mleczn�, chyba jeszcze nadziewan�, torebk� mieszanki

czekoladowej, dwie puszeczki szprotek w oleju, pi�� troch� popsutych pomara�cz i

dwie zupełnie dobre cytryny, a nawet butelk� białego wina słodkiego z Rumunii i

czerwonego wytrawnego z W�gier. A wreszcie - na deser - włoskie po�czochy z

nylonu...

- Te po�czochy, to s� ekstra - jak poka�esz takie po�czochy dziewczynie, to ka�da da

ci pociupcia�... - tonem człowieka do�wiadczonego powiedział pan Sta�, a ja ju�

wiedziałem, �e on zwykle wie, co mówi...

Z tym pociupcianiem, to była sprawa. Poznałem taka dziewczyn� z Nowego

Dworu Mazowieckiego, te� mieszkaj�c� w akademiku. Do kina z ni� chodziłem, a to

kaw� w kawiarni postawiłem, a to oran�ad�, dwa razy byli�my na czyich� imieninach

w akademiku, to wino kupowałem. Tylko czasem pozwalała si� całowa�. My�lałem,

65

�eby o niej nie wspomina� panu Stasiowi, �eby na ni� nie donosi�, no ale musiałem

si� poradzi�, co i jak zrobi�, �eby dała - przynajmniej �eby co� dała.

Nast�pnego dnia spotkałem si� z ni� i chciałem w kawiarni pokaza� te po�czochy,

ale ona wymy�liła - tak sobie romantycznie rozmawiali�my - �e pójdziemy na spacer.

A ja - oho - w ciemi� bity nie byłem - na dworze mróz i zadymka, ona w cienkim

paltociku niby wełnianym, ale wiatrem podszytym, buty te� miała kiepskie, za to

po�czochy miała ciepłe - domowe, wełniane, a czapk� tak� niby beret - ani ciepł�,

ani tez zimn�, ale ładn�...

Zaraz wi�c na dworze zaci�gn�łem j� do jakiej� bramy i tam zacz�li�my si�

całowa�. Ja zdj�łem r�kawiczk� i dawaj, wtyka� jej r�k� najpierw pod płaszczyk, pod

sweter, przedarłem si� przez haftki koszuli. Jako� ekwilibrystycznie musiałem

pow�drowa� w gór�, aby min�� do�� wysoko zaczynaj�c� si� halk� i potem, to ju�

byłem w domu - dobrałem si� do jej piersi. A piersi miała - ho, ho - du�e, twarde...

No - poezja...

Pod sukienk� łapy nie pozwoliła mi wło�y�, bo jakby kto przechodził przez bram�,

to od razu by wiedział, co si� dzieje...

Zimno było, wi�c wrócili�my do kawiarni, a tam to ju� tylko za r�czki si�

trzymali�my. Troch� oboje byli�my zawstydzeni, ale było miło...

Po�czoch jej nie dałem. Nie było warto, bo dostałem i tak maksimum tego, co było

do uzyskania - przecie� nawet nie mieliby�my gdzie si� kocha�. A tak, to te

po�czochy dałem mamie na gwiazdk�, pod choink�. Bardzo si� cieszyła, cho� zdaje

si� - zrobione były one z my�l� o szczuplejszych nogach i do�� szybko poszły

oczka...

Dochody z urz�du nie były moimi jedynymi dochodami. Dostawałem jeszcze

dwie�cie sze��dziesi�t złotych stypendium. Nie nale�ało mi si�, ale dzi�ki panu

Stasiowi jako� si� udało. No i od rodziców dostawałem miesi�c w miesi�c dwie�cie

złotych, a jak przyje�d�ałem do domu, to jeszcze sto pi��dziesi�t, abym nie był

stratny za koszty podró�y. Jako stypendysta za �niadania i kolacje w akademiku

płaciłem osiemdziesi�t złotych, a za obiady na stołówce na uczelni te� osiemdziesi�t.

66

Gdybym miał wszystko w jednym miejscu, to chyba jeszcze dziesi�� złotych bym

oszcz�dził, ale nie mogłem podczas zaj��, w �rodku dnia, wraca� do akademika.

Zaraz po �wi�tach, tak pod koniec stycznia, na nasz� rodzin� spadła katastrofa. Do

magazynu ojca przyszła kontrol. Interesowało ich wszystko, bo szukali maksymalnie

du�o haków. Ojciec nie robił manka - wszystko si� u niego - przynajmniej w

granicach przyzwoito�ci - bilansowało. To, na czym robił kas�, to było załatwianie

deficytowych towarów: materiałów budowlanych, maszyn rolniczych, cz��ci

zamiennych, skóry dla szewców, ekstra w�dlin na wesela i takie tam ró�ne. W

zasadzie wszystko dzielił na połow�: pierwsz� dawał po cenach oficjalnych tym,

którzy byli wa�ni, a reszt� tym, którzy dawali w łap�. Ale warto pami�ta�, �e nawet

ci wa�ni czasem poczuwali si� do wdzi�czno�ci i dawali to czy owo, zazwyczaj w

naturze, a ju� na pewno w układach. Tak czy inaczej goła pensja nie miała dla moich

rodziców takiego wielkiego znaczenia, cho� była cenna, bo zawsze była pierwszego

dnia miesi�ca i ona była pewna.

Tak wi�c ojciec był w zasadzie nie do ruszenia. Ale wywalił si� si�... i to na

mi�kko...

Proboszcz ze wsi s�siaduj�cej ze wsi� moich rodziców zgodził si� odtworzy�

zniszczon� przez Niemców parafi�, a mo�e biskup mu kazał? Oczywi�cie trzeba

było odbudowa� ko�ciół. Władza była niech�tna, ale tamci si� uparli, wierni pisali

jakie� petycje do władz, kol�dowali po przedpokojach i spokoju nie dawali. Wreszcie

chyba ze trzysta osób uroczy�cie poszło ze wsi i z s�siedztwa w pielgrzymce, jakie�

transparenty nie�li. Trzeba im było to wyrywa�! Baby podobno nawet podrapały

milicjantów i skandal był na całego. No to ust�piono, bo przecie� z głupot� ludzka

skutecznie nie da si� walczy�. Kto to widział - takie afery? Cho�, prawd�

powiedziawszy, tak w gł�bi duszy, to i moi rodzice i ja dumni byli�my z naszych

krajan... Z naszych stron ludzie s� pro�ci, mo�e prymitywni, nie rozumiej�

pa�stwowych racji, ale maj� charakter...

No ale pozwolenie to jedno, a budowa, to drugie. Trzeba było kamienie zbiera� na

polach. O to mniejsza... Ale cement, troch� stali zbrojeniowej, drewno, drewno

67

szlachetne na ławki, jednak sporo cegły poszło, papa, eternit i co tam jeszcze?

Drewno chłopi przetarli swoje, kamienie - jak powiedziałem - zebrali, ale dalej?

No wi�c na mojego ojca wywierano taka presj�, �e nic nie mógł zrobi�. W ko�cu

jego kum, bo przecie� ojciec te� był zorganizowany, jako� tak jesieni� w tej sprawie

ju� ostatecznie z tat� si� zgadali�my, poradził mu, �eby dawał przydziały chłopom,

�e niby na obory i takie tam, a oni oddadz� to na ko�ciół. W rezultacie ta presja si�

sko�czy, odpierdol� si�, a my przy okazji b�dziemy mieli haka i na chłopów, bo

zawsze mo�na ich rozliczy�, gdzie s� te obory, na które dostali od socjalistycznego

pa�stwa przydziały i na ksi�dza - no bo z czego ko�ciół zbudował - archanioł Gabriel

mu zesłał, czy jak? Tylko z tym, to trzeba było uwa�a�! Taki klecha to z ch�ci� by

poszedł za to do pierdla i zaraz by si� zrobił znany. Jakby si� przestraszył, to mo�e

nawet dałoby si� go zwerbowa�, ale je�li si� nie ugnie, to mo�na było mu tylko

naskoczy�... Czarni to zaraza. Ja to uwa�am, �e jak kto� jest wierz�cy, a ja jestem

wierz�cy - dzi� to mog� powiedzie� - to nic nie szkodzi, a nawet dobrze. Ale je�li

kto� jest pod wpływem czarnych - klerykał - to ju� kapota - do ko�ca �ycia nie

b�dzie wolny - zawsze, a to na spowiedzi, a to inaczej b�d� si� czepia�. Nic tak po

ludzku nie maj� zrozumienia...

Tak sobie uradzili z kumem i zrobili. Wszyscy byli zadowoleni. Nasz dawny

ksi�dz miał parafi� o połow� mniejsz�. We wsi był nowy proboszcz mieszkaj�cy,

póki sobie nie zbudował plebani, zreszt� nie gorszej, ni� przedwojenny dwór, k�tem

u przedwojennego sołtysa. Ludzie mieli gdzie si� modli�, a nasi mieli haki na

dziesi�tki ludzi. Ale wkurzył si� jaki� sekretarz, czy tam kto�. W ka�dym razie

nasłali tak� mocn� kontrol, �e resortowi nic było do niej, a ona ju� doszła, kto tak

hojnie wydawał materiał. To nie ojciec wydawał przydziały, tylko powiatowy

wydział rolny. Tata tylko opiniował i potem wydawał. Ale czy to ten go�� z wydziału

był zbyt mocny, czy te� tradycyjnie - dopierdolili si� do magazyniera, bo to

najłatwiej, nie wiadomo. Ale zrobiło si� �le. Przy okazji zanalizowano struktur�

przydziałów. Do�� szybko doszli do tego, �e szły one pozornie najdziwaczniej, a w

rzeczywisto�ci najpro�ciej - dostawali ci, którym si� z racji powagi lub urz�du

68

nale�ało. A je�li ju� kapn�ło, to na pewno krewnym tych pierwszych. Jak w

soczewce zbiegły si� wszystkie lokalne nici. Rodzice nawet nie zastanawiali si� nad

tym, �e to tak jest, bo to było na co dzie� - no ale tak było... Kontrol mogła

raportowa� do prokuratury, �eby wsadzi� cały powiat, ale akurat nie mego ojca, bo

za co? Albo mogła wsadzi� tylko ojca i udawa�, �e całe zwyrodnienie, to jego wina.

Resort powiatowy bronił ojca, jak mógł, ale chłopcy z resortu te� byli umoczeni, �e

hej, wi�c mało mogli. No i normalnie - warszawa zaje�d�a na podwórko,

prokuratura, szcz��ciem do prasy nie pu�cili, ale gadania było co niemiara. Wszyscy

mówili i słusznie, �e ojciec cierpiał za ko�ciół. Ka�dy człowiek do dzi� potwierdzi,

�e ojciec był �wi�ty człowiek, zasłu�ony dla Ko�cioła.

Jak ju� ojciec siedział w areszcie powiatowym, to ja starałem si� jako� spraw�

załatwi� przez pana Stasia, ale słabo szło. Cała trudno�� polegała na tym, �e ja nie

mogłem wiedzie�, �e ojciec był współpracownikiem resortu, bo to by �wiadczyło, �e

był złym współpracownikiem resortu, a w takim razie słusznie siedział. Ale to akurat

pan Sta� jako� przeszedł. My byli�my za chudzi w uszach, �eby to załatwi�. Jedyne,

co nam obiecano, to �e jak ojca ska��, to wyjdzie ze wzgl�du na stan zdrowia.

Resort mógł wszystko, ale nikomu wi�cej nie chciało si� kiwn�� palcem... Nie

chcieli wchodzi� w spór z t� komisj�, która jak raz miała poparciem polityczne na

najwy�szym szczeblu. Tak to tłumaczono. No i gdy pan Sta� pytał, gdzie tu jest

sprawiedliwo��, �eby moczy� naszego człowieka w pudle, to jedynie przyznawali

racj�, �e rzeczywi�cie to jest wielkie �wi�stwo. Jednak dodawali, �e teraz, jak on tam

w swoim powiecie robi za takiego katolickiego m�czennika, nieomal �wi�tego, to

głupio by było, gdyby troch� nie posiedział, bo to byłaby zmarnowana okazja.

Oni tak mówili, a ojciec siedział i mama dosłownie nikła w oczach.

Gdy ju� wszystkie szanse zostały wykorzystane i z miernym skutkiem, to pan Sta�

przyszedł do mnie do akademika. Był nab�blowany jak szafa trzydrzwiowa. Mnie

nie zastał, wi�c czekał i gadał jedynie z moimi współspaczami. Z tego frasunku

wszystko mu si� por�bało i zacz�ł ich po pijaku werbowa�. Chyba trzech na raz. Oni

- poniewa� było ich trzech na raz i jeden nie chciał si� przyzna� przed drugim,

69

wykr�cali si� od deklaracji i słusznie. Wtedy pan Sta�, ju� całkiem od rzeczy, zacz�ł

im opowiada�, jakie to ja mam korzy�ci z tego, �e donosz�.

Dowiedziałem si� o całej tej sprawie nie od razu. Gdy przyszedłem, to pan Sta�

smacznie spal w moim łó�ku i był całkiem do niczego, a tamci oczywi�cie nic mi nie

powiedzieli. Za to w ci�gu paru dni gadał o mnie cały akademik i cała grupa

dzieka�ska. Tylko ja nie słyszałem... Widziałem, �e wszyscy zrobili si� jacy� tacy

uwa�ni, mo�e nawet uprzejmi, ale z dystansem... Starałem si� dociec, o co chodzi,

ale oczywi�cie - nieskutecznie.

W ko�cu, w trybie awaryjnym zostałem wezwany do takiego wydzielonego pokoju

z mał� łazienk� za kotar� i wn�k� na kuchenk� elektryczn�, na przedwojennym

osiedlu domków na Mokotowie, który był lokalem operacyjnym pana Stasia. Tam

ju� czekał na mnie pan Sta� z jednym takim chudym facetem przed czterdziestk�, w

znoszonej marynarce, której mankiety były a� przetarte. Został mi on przedstawiony

jako pan Zygmunt. Pan Sta� powiedział, �e w skutek tego, �e odchodzi na emerytur�,

musi mnie przekaza� panu Zygmuntowi owi, �e co złego, to nie on i poszedł sobie.

Pan Zygmunt uwa�nie wysłuchał moich �alów o ojca i jego problemy. O�wiadczył,

�e zna sytuacj� i uwa�a, �e jednak w post�powaniu mego ojca było co�

niewła�ciwego, ale nie jest upowa�niony do tłumaczenia - o co chodzi. W ka�dym

razie zwrócił mi, i to z naciskiem - uwag�, �e win trzeba szuka� raczej w sobie, bo

dopiero wówczas, z takiej perspektywy wła�ciwie mo�na oceni� trosk� organów o

nas.

Potem dodał, �e nasi ludzie pracuj� w szalenie trudnych warunkach i dlatego łatwo

jest o zaniedbania, a nawet bł�dy. Za te bł�dy trzeba płaci� i my z panem Stasiem

popełnili�my taki bł�d. Wypytał mnie o stosunek studentów do mnie, czy si� nie

zmienił, a ja na to, �e w zasadzie, to si� nie zmienił, ale zarazem tak, jakby si�

zmienił i to radykalnie. Dopiero teraz pan Zygmunt opowiedział mi z detalami

przebieg wizyty pana Stasia w moim pokoju. Wiedział tak du�o, �e - to było

oczywiste - musiał mie� jeszcze jednego informatora w naszym pokoju.

70

Potem, z min�, jakby wygłaszał jak�� gł�bok� sentencj�, o�wiadczył, �e sprawa

ojca i sprawa pana Stasia ostatecznie mnie pogn�biły. Gdy oponowałem wskazuj�c,

�e przecie� w obu kwestiach ja nic nie zawiniłem, to odrzucił ten sposób my�lenia,

gdy� nie mogło by� przypadku w tym, �e to wła�nie w moim otoczeniu si�

wydarzyło. Zdaje si�, chciał jeszcze par� chwil mnie dołowa�, jednak nieopatrznie

wypsn�ło mu si�, �e organa wcale nie s� pewne, czy powinny mi da� jeszcze jak��

szans� i czy wart jestem tego, by wyci�gn�� do mnie pomocn� dło�.

Było bowiem jasne, �e skoro organa maj� te w�tpliwo��, ale ich przedstawiciel w

osobie ascetycznie wygl�daj�cego, raczej niesympatycznego, ni� sympatycznego

pana Zygmuntaa, tymi w�tpliwo�ciami dzieli si� ze mn�, to jednak pozytywna

decyzja zapadła. Pan Zygmunt musiał zauwa�y� zmian� mego wyrazu twarzy na

mniej bolesny, z pewno�ci� uznał to za swoj� pomyłk�, ale był zbyt dobrym

fachowcem, aby to okaza�. Jednak wyra�nie skrócił nasze spotkanie, to dostrzegłem i

o�wiadczył, �e na razie nie mog� dalej mieszka� w akademiku i �e jest to wyraz ich

szczególnej troski o mnie. A tak�e, �e ten lokal, w którym jeste�my, czasowo, do

ko�ca roku akademickiego, skoro i tak obecnie nie jest on potrzebny panu Stasiowi,

mo�e by� moj� kwater�. Tak si� wyraził - kwater�. Nadto, �e powinienem do ko�ca

roku akademickiego studiowa� tam, gdzie studiuj� i je�li mimo trudnej sytuacji b�d�

sobie jako� radził, to organa o mnie nie zapomn� i mam szans�, je�li wyka��

szczególne zdolno�ci, sta� si� kadrowym pracownikiem. A po roku nienagannej

pracy zma�� wszelkie w�tpliwo�ci, które wokół mnie narosły i dalej b�d�

kontynuował nauk� w zgodzie z potrzebami resortu. No bo jednak w mojej uczelni

jestem ju� spalony i tylko musz� dowie��, �e potrafi� sprosta� nawet trudnym

sytuacjom.

Tak poprowadził t� rozmow�, �e wyszło na to, �e jestem czemu� tam winien, nie

powinienem wi�c podnosi� kwestii mego ojca, czy te� mojej, w rzeczywisto�ci nie

przeze ojca i mnie zawinionych, tylko jeszcze bardziej si� stara�. Dowiedziałem si�

za to, �e za kwater� nic nie musz� płaci�, a nawet za darmo mog� odbywa�

miejscowe rozmowy telefoniczne. A telefon był w pokoju. Oszcz�dzałem na

71

opłatach za akademik! Strat� jednak było to, �e �niadania i kolacje musiałem sobie

robi� sam i za wszystko płaci� w sklepie, za� pan Zygmunt ani si� nie zaj�kn�ł, �e

przecie� tata siedział w ulu i nie mógł mi dawa� pieni�dzy.

No ale mogło by� gorzej...

Gdy ju� przeniosłem si� do nowego mieszkania, to troch� obsun�łem si� w nauce.

Bo wprawdzie miałem lepsze warunki do nauki, ale mniejsz� motywacj�. Sk�d j�

miałem bra�, skoro i tak od lata miałem porzuci� uczelni� i zatrudni� si� w resorcie...

Przy tej samej ulicy mieszkał doktor Melanowski. Z Melanowskim miałem zaj�cia

z ekonomii politycznej socjalizmu i to on zaczepił mnie na ulicy. Ja bowiem, skoro

wszyscy wiedzieli, albo mogli wiedzie� o mojej współpracy, wcale znów taki ch�tny

nie byłem do poznawania ludzi na ulicy. No ale czy to on nie wiedział, czy mu nie

przeszkadzało, w ka�dym razie mnie zaczepił i potem, to ju� cz�sto spotykali�my si�

na ulicy, bo on wychodził ze swoim psem. To było zdumiewaj�ce, ale on opowiadał

mi o swoich osobistych kłopotach. Znudziła mu si� �ona. Rzeczywi�cie - par� razy

widziałem, gdy przechodziła t� sama ulic� - nie była pi�kno�ci�. Gdy tym czasem

Melanowski zakochany był po uszy w studentce trzeciego roku Halince Majerek.

Była to miło�� z wzajemno�ci�. Podobne katusze prze�ywał, zanim straciłem z nim

kontakt - pan Sta�. On te� znudził si� swoj� połowic�, której nie widziałem, ale na

słowo mu wierzyłem, �e grubej jak kolumbryna i głupiej jak stodoła. Za to zakochał

si� w jakiej� dziewczynie - jak rozumiałem, cho� wprost tego nie powiedział - swojej

informatorce - pewnej pono� eterycznej ksi�gowej. Ale pan Sta� był z charakterem -

gdy traciłem go z widoku, był w trakcie sprawy rozwodowej. Celował tak, aby

rozwód przeprowadzi� akurat wtedy, gdy pójdzie na emerytur�. W ten sposób

unikn�łby przej�� w pracy. Bo w resorcie takich rzeczy jak rozwody nie lubiano, a

czasem nawet nie tolerowano. Udało mu si� nawet załatwi� sobie mieszkanie

zast�pcze - mniej wi�cej taki sam lokal, jaki ja dostałem. Mo�e miał dwa lokale

kontaktowe?

72

No wi�c na chwil� przed tymi wszystkimi aferami, to pan Sta� bał si�, �e gdy ju�

pójdzie na emerytur�, to si� na niego wypn� i on zostanie do ko�ca �ycia ze swa

wybrank� w tym mało luksusowym mieszkaniu. Ze smutkiem wspominał, �e

popełnił bł�d, �e nie pojechał na Ziemie Odzyskane. Tam dopiero było eldorado.

Ludzie z resortu bez gadania dostawali w starym budownictwie w najlepszych

dzielnicach po połówce przedwojennych sze�ciopokojowych mieszka�, a ówczesne

mieszkania to było nie to, co dzi� - miały rozmiar stodoły! Zwykle za s�siadów mieli

jakich� dyrektorów, ksi�gowych, albo urz�dników - słowem ludzi kulturalnych - a to

te� si� liczyło.

Natomiast w Warszawie, gdzie wszystko zostało zburzone, a ludzi zjechały si� całe

tabuny - była katastrofa.

Melanowski nie był tak zdeterminowany, jak pan Sta�, bo te� i miał inna sytuacj�.

Pół domu, bo reszt� zabrał kwaterunek, obj�ł na Mokotowie wraz z mał�onk�, która

szcz��liwie straciła cał� rodzin� w powstaniu i do tej połówki nie było ju� wi�cej

pretendentów. Dzieci nie mieli. Jako� tak kombinował, aby mie� nowa �on� i

mieszkanie, ale �adna kombinacja, która w tej sprawie przychodziła mu do głowy,

nie trzymała si� kupy.

Ja oczywi�cie o wszystkim donosiłem panu Zygmuntowi, bo i tak nie miałem

innych porz�dnych informacji. Pan Zygmunt o dziwo, wcale tych raportów - lubił

bowiem terminologie wojskow� - nie uwa�ał za plewy. Przypuszczam, �e

Melanowski te� musiał by� informatorem i ja go rozumiem - liczył, �e mo�e dzi�ki

temu załatwi sobie mieszkanie, albo mo�e - jeszcze lepiej - wykopsa jako� t� swoj�

�on�. No a skoro był informatorem, to zawsze było warto sprawdzi�, czy jest szczery

z organami. By� mo�e zreszt� - sprawdzali, czy ja wszystko wiernie powtarzam? No

bo je�li mieli informacje o tym samym i ode mnie i od niego, to pozwalało to

dokona� porównania.

Gdy z panem Zygmuntem mówili�my o kłopotach lokalowo - miłosnych

Melanowskiego, to pan Zygmunt, który przecie� wygl�dał jak asceta i kojarzył mi si�

73

z jakim� wr�cz mitycznym, ideowym komunist�, takim jak Paweł Korczagin z "Jak

hartowała si� stal" Ostrowskiego, dał wyraz swego zrozumienia dla ludzi.

- Słuchaj - jak ten cały Melanowski b�dzie ci� prosił, by� mu po�yczył lokal na

godzink� czy dwie, �eby si� spotkał z t� swoj� kochank�, to ty mu nie odmawiaj.

Mo�esz si� chwil� podroczy�, mo�e nawet niech ci co� załatwi, albo co, ale pójd�

mu na r�k�...

Ja mo�e nawet okazałem, �e jestem zdziwiony, bo dodał:

- My komuni�ci musimy humanitarnie podchodzi� do słabo�ci człowieka. Sam

widzisz - problem ma i nie chce skandalu. W ko�cu - przyzwoity naukowiec, z

pewn� pozycj�, pracuje na wa�nym odcinku kształtuj�c socjalistyczn� �wiadomo��

ekonomiczn� - niech sobie ul�y. Byleby nikt si� nie dowiedział, bo nasze lokale to

nie domy schadzek. Twoja sprawa, jak post�pisz, ale przyja�� z tym człowiekiem nie

mo�e ci zaszkodzi�.

Musz� przyzna� - nawet mi zaimponował tym swoim ludzkim podej�ciem. Co

tydzie� go widziałem i miałem wra�enie, �e facet zachowuje si�, jakby kij połkn�ł -

tak sztywno. Teraz te� mówił w charakterystyczny dla siebie, kostyczny sposób,

jakby problemy z kobietami jego w ogóle nie dotyczyły. Ale jednak chciał

człowiekowi i�� na r�k�.

Ja w ka�dym razie podczas najbli�szej rozmowy z Melanowskim, a to było jeszcze

tego samego dnia, kiedy rozmawiałem z panem Zygmuntem, wspomniałem o

trudno�ciach finansowych i o tym, �e program na uczelni jest trudny i musze si� tyle

uczy�, �e w konsekwencji cz��ciej jestem w bibliotece, ni� w domu.

Melanowski od razu zorientował si�, o co chodzi, bo zaofiarował mi dwadzie�cia

złotych za to, �e udost�pni� mu mieszkanie na popołudnie. Ja na to, �e moje

trudno�ci nie s� a� takie małe, aby dwadzie�cia złotych załatwiało spraw�. Miałem

swoje racje - pokój w hotelu kosztował mo�e dwadzie�cia pi�� złotych na dob�, ale

przecie� nie mo�na było wynajmowa� pokoi w hotelu w mie�cie, gdzie si� było

zameldowanym, nie wolno było meldowa� wspólnie kobiety i m��czyzny, je�li nie

byli mał�e�stwem, a wizyty nie meldowanych kobiet w pokojach m��czyzn,

74

poniewa� wszystkie pokoje, jak uwa�ano, s� na podsłuchu, mogły si� sko�czy�

niebywałym skandalem i podpadni�ciem. Tak wi�c - warunki były takie, �e mogłem

�miało ��da� pi��dziesi�t złotych i o takiej kwocie wspomniałem, lecz �e

Melanowski si� targował i dorzucił załatwienie zalicze� i egzaminów na studiach, a

ja mogłem mie� z tym trudno�ci, to przystałem na dwadzie�cia pi�� złotych.

Nie zgodziłem si� natomiast na to, by Melanowski u �lusarza dorobił sobie klucz.

Ostatecznie - lokal był słu�bowy. Poza tym, zakazane miał telefonowanie, bo

przecie� telefon z pewno�ci� był na podsłuchu, a pan Zygmunt wspominał o

dyskrecji. No i pod wszelkimi gro�bami zakazałem mu dzwoni� na mi�dzymiastow�.

Zreszt� - nie miałoby to sensu, bo na poł�czenie, od chwili zamówienia, mogła min��

nawet tylko godzina, ale przecie� cz�sto ł�czyli dopiero nast�pnego dnia. Mowy nie

było o tym, �eby on u mnie koczował dniami i nocami. Poza tym - za takie rozmowy

sam miałem płaci� i jak niby miałbym si� z nim rozlicza�?

Tak ze trzy razy dawałem mu ten klucz, a on od razu dawał mi pieni�dze. Nie

powiem - był elegancki - podawał niebiesk� kopert�, a w �rodku było dwadzie�cia

złotych w banknocie z rolniczk� i aluminiowe pi�� złotych z rybakiem. Po to, by

moneta nie wypadła, zawsze zaklejał kopert�. Troch� szkoda, bo mogłaby si� jeszcze

przyda� na list do ojca.

Ja w zgodzie z umow� przychodziłem o ustalonej porze i Melanowski był ju� na

spacerze z psem - jak gdyby nigdy nic... Dawał mi klucz, ja wracałem... W pokoju

było bardziej posprz�tane, ani�eli przed moim wyj�ciem. W szafce trzymał swoj�

po�ciel i on, czy te� jego flama, zdejmowali z kołdry moj� po�ciel i wkładali swoj�, a

przed wyj�ciem powtarzali operacj�, tylko w drug� stron�. Dla mnie to wcale nie

było takie dogodne, gdy� ich po�ciel była �wie�a, co dwa razy zmieniana, a moja a�

czarna od brudu. Ja j� nawet prałem, ale marnie, bo nie miałem tarki. Akurat nie

mo�na było jej nigdzie dosta�. Chciałem nawet kupi� w naszym miasteczku na targu

tak� drewnian�, o tyle gorsz�, �e po�ciel szybciej si� na niej �cierała, ale trudno...

Melanowski pewnie miał pralk� Frania i takie rzeczy w ogóle go nie interesowały.

Cho� z drugiej strony - prała u nich w domu pewnie �ona i mogłaby si�

75

zainteresowa�, sk�d bierze si� ta po�ciel? A zatem - zapewne było to zaj�ciem jego

kochanki. Cha! - kochanki - kobiety, która na co dzie� nie zawracała sob� głowy, ale

gdy trzeba było, to oddawała si�...

Z tym miałem problem, bo - jak wspominałem - wprawdzie poczyniłem pewne

obiecuj�ce starania, ale wobec ogólnego zepsucia si� atmosfery wokół mnie - tak�e i

tu poniosłem kl�sk�. Inna sprawa - dobrze, �e pochopnie nie dałem jej tych

po�czoch! To te� była nauczka, �e ka�dy krok warto jest przemy�le�, nie działa� na

łapu - capu, bo tak akurat teraz si� wydaje...

To było przed �wi�tami Wielkanocy. Jak zwykle dałem temu całemu

Melanowskiemu klucz i poszedłem sobie do biblioteki, a potem na spacer. Chciałem

i�� do kina, ale w Palladium bilety s� po dwana�cie złotych, a nie po sze��, jak w

niektórych innych kinach, wi�c zrezygnowałem. Za osiemdziesi�t groszy kupiłem

herbat� z cytryn�. Co to jest, �e w zakładach konsumpcji uspołecznionej cytryny

czasem s�, a dla ludzi w sklepach - nie ma? Za cytryn� w takim zakładzie - cieniutki

plasterek - obsługa z cał� pewno�ci� oszukuje i od razu do wszystkich takich

zakładów, nie czekaj�c na sygnały od informatorów - powinno nasyła� si� kontrol i

zamyka� paso�ytów - licz� sobie dwadzie�cia, a czasem nawet - np. w WARSIE -

trzydzie�ci groszy. No i to jest loteria, bo jak trafi si� skrawek z brzegu, to w ogóle w

cytrynie nie ma soku, a jedynie skórka! No wi�c - ja sobie to kalkulowałem, tak pij�c

- z malutkiej cytryny wykroj� i osiemna�cie, no niech b�dzie, �e pi�tna�cie

plasterków. A z du�ej to nawet trzydzie�ci. A przecie� na pewno jest na to norma i

ona na pewno jest wy�sza.

Musiałem i�� do toalety i okazało si�, �e nawet pokawałkowanych gazet tam nie

było. No przecie� chyba nikt takich gazet nie kradnie. Ja rozumiem, �e w toalecie nie

ma �arówki - wiadomo - kradn�, albo nie montuje si� jej pod pozorem kradzie�y i

tego nie da si� skontrolowa� - ale gazet?

A ja akurat nie miałem �adnej gazety, czeka� nie mogłem, wi�c z ksi��ki

bibliotecznej wyrwałem dwie mniej wa�ne kartki. A przecie� taka ksi��ka jest

wi�cej warta ni� nawet rolka papieru toaletowego? W restauracjach kategorii "S" i w

76

lepszych kawiarniach babcie klozetowe wydaj� po skrawku prawdziwego papieru

toaletowego, a przy okazji sprzedaj� ameryka�sk� gum� do �ucia. Szatniarze

sprzedaj� papierosy, a one gum�. Taki jest podział. Jedno i drugie jest albo z

przemytu, albo kupowane w Baltonie i nielegalnie odsprzedawane przez wła�cicieli

bonów szatniarzom i babciom. A papieru toaletowego nie ma! Gazet nie ma. I co si�

dziwi�, �e ksi��ki z bibliotek maj� poobdzierane strony? I jak my - informatorzy -

mo�emy temu zaradzi�? Jak pomóc socjalistycznemu pa�stwu?

Tak wi�c wróciłem o dziesi�tej na moj� uliczk�, a Melanowskiego nie ma. Pogoda

podła, ja wprawdzie byłem dobrze ubrany - obkupiłem si� - bo to i buty na gumowej

podeszwie - takie nie przemakaj� od dołu, i spodnie wełniane z pedetu i wreszcie

płaszcz z bazaru, z samodziału, szyty z pewno�ci� na lewo, ale ciepły. Musze jeszcze

tylko kupi� sobie fabrycznie zrobiony sweter, koniecznie czarny i b�d� miał

wszystko. Najlepszy byłby z golfem, angielski, ale taki ładny na ciuchach widziałem

za tysi�c dwie�cie złotych, w serek za osiemset, a kiepski, to mo�na dosta� nawet za

trzysta pi��dziesi�t, oczywi�cie po ostrym targowaniu si� ze spekulantk�. Najlepiej

byłoby zamkn�� tak� jedn� z druga bab�, towar skonfiskowa� i nawet odpłatnie

odsprzedawa� współpracownikom, no ale wówczas nikt by nie handlował. To ju�

lepiej jest tak jak teraz - czasem si� je zamyka, ale zwykle nikt sobie tym głowy nie

zawraca.

Podobno jest tak, �e je�li kto� o tym przypomni towarzyszowi Wiesławowi, to jest

akcja i spekulantów si� zamyka, soli porz�dne wyroki, czasem i osiem lat, a potem

znów si� czeka do nast�pnej akcji. A towarzysz Wiesław - wiadomo - jest

człowiekiem, który o wszystkim pami�ta, no ale nie codziennie, bo nie dałby rady....

Odczekałem te pi�tna�cie minut na dworze i zdecydowałem si� zajrze� do mojego

pokoju. Nie miałem klucza, ale co tam. wiatło si� �wieci, wi�c pukam, a nikt nie

odpowiada. No to miałem pretekst - nikogo nie ma, a �wiatło si� �wieci. Ja za �wiatło

nie płac�, ale oni o tym nie wiedz�. Zajrzałem przez dziurk� od klucza, ale nic nie

było wida�. Wszedłem do �rodka, a tu w moim łó�ku le�y kobieta - brunetka - tak ze

dwadzie�cia osiem lat, po pachy zasłoni�ta moj� kołdr� w ich poszwie. Oderwała si�

77

od czytania kryminału z serii tłumacze� z angielskiego. Klucz, tak jak si� ju�

spodziewałem, tkwił w drzwiach.

- Pan tu jest lokatorem - spytała i nie potrafiłem zorientowa�, si�, czy jest

za�enowana, czy nie. Ja byłem...

- Tak, ja tu mieszkam. A pana Melanowskiego nie ma?

- Musiał wyj��. Jaka� sprawa rodzinna - przyszła s�siadka przysłana przez jego

dotychczasow� �on�. Kazał mi tu czeka�, to czekam...

Mogłem jej kaza� si� zbiera�, no bo pora była pó�na i po ustalonym terminie, ale to

była niebrzydka brunetka, na ramionach miała tylko rami�czka od stylonowej,

ró�owej halki, a ja zreszt� nie miałem jeszcze wpisanych zalicze� do indeksu. To

dopiero za miesi�c i nie chciałem zadziera� z Melanowskim.

- Widz�, kawaler jeszcze młody... Student pana Melanowskiego?

- Tak, ta - odpowiedziałem - z pierwszego roku - b�d� in�ynierem rolnictwa...

Skłamałem, bo przecie� miałem tylko do ko�ca roku studiowa�, ale co za ró�nica?

- Pan siada - poczeka, zaraz zrobi� herbat�...

Byłem troch� zdziwiony, �e w mojej kwaterze mi maj� robi� herbat�? Ale z drugiej

strony, skoro w jednym pokoju jest kobieta i facet, to wiadomo, �e wypada, aby

sprawy domowe załatwiała kobieta. One to lepiej umiej�...

Wstała. Pod halk� było wida�, �e nie zdj�ła majtek, ale za to, na tle lampy

zawieszonej na �cianie przy wej�ciu, obok maszynki elektrycznej, takiej porz�dnej,

przedwojennej, która jest tak zabezpieczona, �e pr�d nie ma prawa popie�ci� - nie

powojennego barachła - pod lekko prze�wituj�cym stylonem rysowały si� jej piersi.

Dorodne, spore, cho� mogłyby by� jeszcze wi�ksze...

Ja przed wyj�ciem zostawiłem brudne moje trzy szklanki i talerz. Ona ju�

pozmywała, ale robiła herbat� - przyniosła swoj� - Madras za dziesi�� złotych, wi�c

musiała pozmywa�. W trakcie tej pracy rami�czko jej si� obsun�ło. Ale wida�

kobieta - nie przedstawiła mi si� - przywykła do solidnego wykonywania, a zatem i

nie przerywania pracy, bo z poprawieniem rami�czka czekała do ostatecznego

umycia szkieł. Zreszt� - halka zawisła na samej brodawce odsłaniaj�c zaledwie jej

78

górn� kraw�d�. Oczywi�cie obserwowałem to z napi�ciem i zapewne ona to

wiedziała, albo przynajmniej domy�lała si�.

I w tym momencie, z impetem wpadł do pokoju Melanowski. Chyba si� skradał, bo

nic nie było słycha�. Spojrzał na swoja flam�, na mnie... Ona co� chciała powiedzie�,

ja za� czekałem, a� powie dzie� dobry - bo to przecie� on wszedł do czyjego�

mieszkania, a on zamiast tego wykrzykn�ł:

- Kurwa! - i wybiegł z powrotem.

Ja byłem zdumiony, a ona przera�ona. Tym razem chyba naprawd� zapomniała o

tym rami�czku, bo zastygła, odwrócona najpierw do mnie placami, a twarz� do

drzwi, a potem twarz� do mnie, gdy prawa pier� całkowicie si� ju� odsłoniła.

I w takiej pozie po raz drugi zobaczył j� Melanowski, którego twarz zarysowała si�

w przerwie mi�dzy słu�bow�, to wiedziałem od pana Stasia, ale zbyt w�sk� zasłon�,

a okiennic�. Po chwili co� jeszcze powiedział, ale przez okno nie było wyra�nie

słycha� i znikn�ł. Kobieta nadal nie orientowała si�, co mogło zbulwersowa�

Melanowskiego, bo machinalnie, nic nie poprawiaj�c w garderobie, zacz�ła sypa� do

szklanek wiórki herbaciane. Do�� du�o wiórków... Zalała je wod� i ły�eczk� do

ka�dej szklanki, bez pytania, nasypała z mojego cukru po dwie i pół ły�eczki.

Dopiero przed przeniesieniem tego na stół poprawiła rami�czko, tak machinalnie,

jakby si� nic nie stało.

Usiedli�my.

- O co mu chodziło - taki kulturalny człowiek? - spytała kobieta.

- Nie wiem - odpowiedziałem - cho� si� domy�lałem...

- O t� halk�, która ci�gle si� zsuwa? Przecie� dobrze o tym wie. Ja nie mam tyle

pieni�dzy, �eby zamawia� sobie bielizn� na Rutkowskiego...

Poniewa� jednak nadal nic nie mówiłem, to dodała:

- Pan jest młodszy ni� ja, wła�ciwie, to jeszcze dzieciak. No wi�c niby co si� stało, �e

tak przy robocie sobie pan poogl�dał to i owo. Ja si� pana nie wstydz�. Przecie� nie

b�d� si� wstydziła prawie dziecka...

79

Nie podobało mi si�, �e ona uwa�a mnie za prawie dziecko, ale podobała mi si�

deklaracja, �e wcale si� mnie nie wstydzi. Stanowczo nie chciałem zadziera� z

Melanowskim, przynajmniej przed zako�czeniem sesji egzaminacyjnej, ale tu przede

mn� siedziała realna kobieta, której pier� jeszcze przed chwila była całkiem

odsłoni�ta i która deklarowała, �e nadal si� mnie nie wstydzi.

Spróbowałem herbaty, ale była jeszcze gor�ca, a wiórki pływały na powierzchni.

Sam nie wiem, sk�d zebrałem si� na �miało�� i poło�yłem dło� na jej kolanie. Ona

udała, �e nic nie zauwa�yła, cho� lekko drgn�ła.

- Dorosły z niego człowiek, a zachowuje si� jak dziecko. Mo�e nawet nas podgl�da?

Natychmiast wstałem i poprawiłem zasłony. Delikatnie starałem si� zafilowa�, czy

nie ma go za oknem, ale nie widziałem. Ko�ce firanki umocowałem do parapetu za

pomoc� ksi��ek i to samo zrobiłem z firank� w drugim oknie. Potem podszedłem do

kobiety, tak od tyłu i delikatnie dotkn�łem j� za obiema dło�mi z obu stron miejsca,

gdzie szyja przechodzi w ramiona.

- Kawaler nie chce pi� herbaty? - spytała, lecz ja delikatnie zsun�łem jej te

rami�czka. Tkanina znów - teraz po obu stronach, zatrzymała si� nieco powy�ej

brodawek. Zsun�łem je palcami i pełnymi dło�mi obj�łem obie piersi od dołu.

Kciukami dotkn�łem sutek - sam to wymy�liłem.

- Kawaler spał ju� z kobiet�?

- Nie - odpowiedziałem spontanicznie i dlatego prawdziwie...

- A kawaler dotykał kobiety w miejsca intymne?

Nie wiedziałem, co odpowiedzie�, bo o swoich skromnych do�wiadczeniach,

szczególnie tych ostatnich - bolesnych - nie chciałem wspomina�. Ona jednak jakby

nie czekała na odpowied�, bo nagle wstała, obróciła si� i nie poprawiaj�c tej halki, z

odkrytymi piersiami zarzuciła mi r�ce na moje ramiona. Powiedziała, ale tak

nami�tnie, cho� zarazem tonem, jakby spełniała raczej dobry uczynek, ni� co�, czego

sama chce:

- o Jezu - i całym ciałem przywarła do mojego...

80

To była katastrofa. Ci�gu zdarze� nie potrafi� zrozumie�. Najpierw nic si� nie

działo. Min�ły dwa tygodnie. A wreszcie, ni z tego, ni z owego, opiekun grupy

dzieka�skiej wzywa mnie i pyta, gdzie ja mieszkam. A ja nie wiem, co

odpowiedzie�, bo przecie� lokal jest słu�bowy, ale o tym, to było oczywiste,

wspomina� nie nale�ało. Oczywi�cie, skoro facet był opiekunem grupy dzieka�skiej,

to mo�e był nasz? Ale z drugiej strony patrz�c, rzecz nie była pewna. A poza tym,

nawet je�li był nasz, to czy to znaczyło, �e ja mam zdradza� mu swój adres?

Powiedziano mi jedynie, bym starał si� nikogo ze studiów nie zaprasza� do lokalu

chyba, �e słu�yłoby to pozyskaniu wa�nych informacji, czyli w praktyce – dla

wzbudzenia zaufania u po��danego informatora. Wówczas nawet mogłem na

rachunek fikcyjnej firmy zrobi� pewne zakupy celem ugoszczenia informatora.

Uznałem, �e to nie jest nic warte, bo ponosiłem takie ryzyko, �e je�li ostatecznie nie

b�d� mógł informacjami uzasadni� wydatków, to by� mo�e nikt by mi nic nie

zwrócił?

Przy okazji pan Zygmunt rzucił, �e do takiego ugoszczenia mog� u�y� produktów z

paczek �wi�tecznych. Ale nie powiedział, czy wówczas te produkty byłyby mi

zwracane? Sam dostarczył mi paczk� wielkanocn�. Wr�czaj�c ja powiedział, �e to

jest paczka pierwszomajowa, ale wydawana jest troch� wcze�niej. Nawet si� nie

zaj�kn�ł, aby miało to zwi�zek z Wielkanoc�. Tak samo jak uprzednio, przed

Bo�ym Narodzeniem, gdy wr�czał mi paczk� pan Sta�, to wyja�niał, �e to jest taki

padarunek od Dziadka Mroza na Nowy Rok i kazał mi po�wiadczy� zawarto��. Ja si�

wtedy wstydziłem dokładnie ogl�da� specyfikacj�, a brakowałó wypisanych i

podpisanych przeze mnie jako odebrane: wody kolo�skiej "Prastara", szwedzkich

�yletek, paczki cukierków Krówki dwie�cie pi��dziesi�t gramów, butelki winiaku nie

pami�tam jakiej nazwy, a tak�e "zestawu luksusowych papierosów krajowych". Pan

Zygmunt był du�o porz�dniejszy, bo brakowało tylko koniaku rumu�skiego z

81

niemieckoj�zyczn� etykiet�, o nazwie "Triumph" i delikatesowego mydła

dzieci�cego o nazwie "Kajtek".

Tak wi�c w dwa tygodnie po ostatniej wizycie Melanowskiego wezwał mnie

opiekun i odpytywał z rzeczy, które do niego nie nale�ały. I dopiero na zako�czenie

o�wiadczył, �e cały skandal, który ma miejsce w moim mieszkaniu, zostanie

omówiony na posiedzeniu Komitetu Wydziałowego pezetpeer i by� mo�e b�dzie

zalecenie dla wydziałowej komórki zetemesu, aby ustosunkowała si� do zagadnienia.

Gdy pytałem, szczerze zaskoczony, o co chodzi, to ten opiekun odpowiedział,

zwracaj�c si� do mnie nie per pan, lecz per wy:

- Sami ju� dobrze wiecie, jaki... - tu zawiesił na chwil� głos, wyra�nie szukaj�c

wła�ciwego okre�lenia - bardak macie w domu....

Ja oczywi�cie nie byłem durny i od razu domy�lałem si�, �e chodzi o kochank�

Melanowskiego i tylko nie rozumiałem, jak on mógł, maj�c �on�, zdecydowa� si� na

ujawnienie swego podwójnego �ycia. Ale zdecydował si�, upublicznił - takie były

fakty i ju�. Nadal jednak nie rozumiałem, co to obchodzi pezetpeer i zetemes? No bo

rozumiem, gdyby pan Zygmunt miał do mnie �al, ale nie kto� spoza resortu.... A

zreszt� pan Zygmunt o wizytach tej pary był informowany, nawet wyra�nie si� tym

interesował. O finale ostatniego spotkania te� wiedział, nawet mi gratulował, cho�

chyba ironicznie. Ale kazał rozla� po kieliszku nalewki wi�niowej, któr�

przywiozłem z domu. Byłem nawet zdziwiony, bo pan Zygmunt nie był

moczymord�. Zreszt� wypili�my tylko po jednym, a wła�ciwie po szklance

napełnionej ledwie u samego dna.

Tak wi�c od strony resortu byłem kryty. Wprawdzie było jasne, �e Melanowski nie

pomo�e mi w zaliczeniach i egzaminach, ale to wszystko razem nie wydało mi si�

jeszcze przesłank� do jakiej� katastrofy. Oczywi�cie, w trybie alarmowym spotkałem

si� z panem Zygmuntem, który był zaniepokojony, a nawet zdenerwowany. Chyba

nie na mnie, bo powiedział:

- Ja im nogi z dupy powyrywam...

A po chwili dodał:

82

- Ja im nogi z dupy powyrywam, nawet sami nie b�d� wiedzieli - kiedy...

Stało si� inaczej. Ju� nast�pnego dnia zebrał si� Komitet Wydziałowy pezetpeer,

bezpo�rednio po nim Zarz�d Wydziałowy zetemes i oba te gremia uchwaliły, �e

takiej zakały jak ja nie mog� tolerowa� mury socjalistycznej uczelni rolniczej.

Słowa: zakała i moralno�� socjalistyczna zawarte zostały w obu uchwałach. Tak wi�c

zalecono dziekanowi relegowanie mnie z uczelni, a poniewa� kto� taki jak ja kalałby

szeregi socjalistycznych in�ynierów rolnictwa, to relegowano mnie bez prawa do

powrotu. Wszystko to stało si� szybko i gładko i nie miało ju� �adnego znaczenia,

�e list polecony, zreszt� na adres domowy w miasteczku, podpisany przez dziekana,

przysłano dopiero po dwóch tygodniach. List matka oczywi�cie przeczytała i to j�

całkowicie rozstroiło, bo przecie� uznała, �e wyrzucono mnie z uczelni z powodu

ojca, przeciw któremu toczyło si� �ledztwo. Potem tłumaczyłem jej, �e oba fakty nie

maj� ze sob� zwi�zku, lecz nie uwierzyła.

Dla mnie najwa�niejsze było, jak do afery ustosunkuj� si� organa? Z ich strony

byłem całkowicie w porz�dku. Wyobra�ałem sobie, �e jest to sztab ludzi wnikliwie,

wedle jakiej� kolejno�ci omawiaj�cych problematyk� poszczególnych

współpracowników, analizuj�cych, daj�cych wytyczne oficerom prowadz�cym. Pan

Zygmunt był zasmucony obrotem sprawy, lecz nie s�dził, aby było tak �le.

- Wszystkie inkryminowane wypadki maj� pokrycie w dokumentacji. Twoja

chwilowa słabo�� te� jest tam opisana. Podkre�liłem fakt, �e kobieta była starsza od

ciebie i raczej mo�na by mówi� o deprawacji osoby, która nie tak dawno przestała

by� małoletnia, gdyby nie to, �e rekomendowany jeste� do słu�by czynnej w

organach i w tej sytuacji trudne okoliczno�ci, w jakich si� znalazłe�, dowodz� twojej

przydatno�ci. Ostatecznie podj�łe� si� tych wszystkich czynno�ci z ch�ci uzyskania

informacji o obiekcie, udaj�c ofiar� jej wyuzdania i pozornie ulegaj�c jej. Ja jestem

wobec ciebie w porz�dku, ale co� si� porobiło. Do mnie doszły słuchy, �e to był jaki�

nierz�d, a to przecie� kompletna głupota. Rozpalona baba nie została zaspokojona

przez Melanowskiego, no to uwiodła ciebie, a ty, chc�c uzyska� niezb�dne

83

informacje udałe�, �e dajesz si� uwie��, gdy w rzeczywisto�ci pełniłe� obowi�zki

lojalnego informatora.

Zadumał si� i po chwili jeszcze dodał:

- Tu jest jakie� drugie dno i ja si� dowiem, kto pode mn� dołki kopie...

Byłem zdziwiony, bo przecie� to ja wpadłem w dół, nie on, ale i zadowolony, bo

to oznaczało, �e w poj�ciu pana Zygmunta moja sprawa była jego spraw�. Miałem

poczucie, �e nie jestem w tym wszystkim osamotniony, �e jednak mog� si� wesprze�

o mojego prowadz�cego... To było wa�ne, bo przecie� pan Zygmunt, to nie był brat

łata pan Sta�, lecz człowiek, który wszystko, co robi, to robi w sposób przemy�lany i

budz�cy zaufanie.

Ale na razie nie był w stanie nic wymy�li�.

Po paru dniach, listem poleconym, na adres akademika, bo jako� to wszystko tak

było załatwiane, �e formalnie nadal zameldowany byłem w akademiku, przyszło

zawiadomienie, �e zostałem skre�lony z listy studentów i �e przysługuje mi prawo do

odwołania si�. Ten dokument został podpisany przez dziekana do spraw studenckich.

Znów spotkałem si� z panem Zygmuntem i pan Zygmunt, cedz�c słowa, tak ze dwa

razy podkre�lał, tym razem, �e jaja im powyrywa, ale wiedział du�o wi�cej. Okazało

si�, �e Melanowski zgłosił do mojego dziekana, ale tak�e do działu kadr w pracy tej

kobiety - Anny Bawiaruk - informacj�, �e Anna Bawiaruk zajmuje si� zawodowo

nierz�dem, za� ja trudni� si� kuplerstwem. Zarazem przekazał t� wiadomo�� gdzie�

wy�ej "po linii politycznej" i z najwy�szego szczebla zeszła informacja, �e

najwy�szy szczebel uznał, �e w socjalistycznym pa�stwie nie ma takiej mo�liwo�ci,

by kto� musiał zawodowo zajmowa� si� nierz�dem i sutenerstwem i �e trzeba by�

człowiekiem o osobowo�ci prostytutki i alfonsa, aby w naszych czasach to robi�. A

w takim razie mamy nadal to robi�, ale ju� nie pod przykrywk� pracy i studiowania

w socjalistycznym zakładzie pracy i w socjalistycznej uczelni. Partia nie jest w stanie

nic na to poradzi�, cho� zdaniem najwy�szych szczebli, kuplerstwo jest karalne, ale

te� najwy�sze szczeble machn�ły r�k� na mój kr�gosłup ideowy, bo "w tych

84

okoliczno�ciach socjalistyczne pa�stwo jest bezsilne i nie jest w stanie powstrzyma�

mnie i j� przed nasz� antysocjalistyczn�, nierz�dn� działalno�ci�".

Tak wi�c pan Zygmunt wr�cz podyktował mi podanie do dziekana, bardzo dobre,

gdzie sam siebie mieszałem z błotem, podkre�lałem brak mego do�wiadczenia

�yciowego i zagubienie w wielkim mie�cie, a tak�e zwalałem wszystko na Ann�

Bawiaruk.

Ale zarazem stwierdził, �e to wszystko i tak psu na bud� si� zda i �e naprawd�, w

wyniku paskudnej prowokacji, której on nie my�li ulega�, zostan� alfonsem, a ona

kurw�. Na razie jednak kazał mi ucieka� z Warszawy. A poniewa�, w zwi�zku a

afer�, w któr� wpl�tał si� mój ojciec, nie byłoby dobrze, bym wracał do mojego

miasteczka, to on wysyła mnie w misj� do Nakła na Pomorzu. Mam si� zatrudni� do

akcji buraczanej tamtejszej cukrowni. Nadal to on, pan Zygmunt b�dzie mnie

prowadził i z nikim pod �adnym pozorem, cho�by nawet wzi�li mnie do

bydgoskiego SB i grozili najgorszymi konsekwencjami, nie mam nawi�zywa�

kontaktu słu�bowego. Mam sobie my�le�, �e jestem agentem socjalistycznej Polski

w zachodnim NRF i �e wszystkie miejscowe słu�by, s� to słu�by rewizjonistycznych

i imperialistycznych Niemiec zachodnich, które tylko czyhaj�, aby zabra� nam nasze

Ziemie Odzyskane. Dodał przy tym, abym pami�tał, �e gdyby Niemcy, morduj�c

mieszka�ców rodzinnej wsi moich rodziców, nie spalili ko�cioła, to ojciec nie

siedziałby w wi�zieniu, ja nadal bym studiował mieszkaj�c w akademiku, nie

poznałbym tego parszywego prowokatora Melanowskiego, któremu pan Zygmunt

przy jakiej� okazji te� si� dobierze do dupy, cho�by po to, aby pokaza� tym draniom,

�e nam si� nie robi koło dupy i nawet pan Sta� nie musiałby bez potrzeby i��

wcze�niej na emerytur�, ni� na to zasługiwał. Dostałby jeszcze awans, jakie� premie i

byłaby ta emerytura cacy, a nie taka, jaka jest.

Pan Zygmunt miał racj� - dziekan ustosunkował si� negatywnie do mojego

odwołania...

85

Wraz z utrat� indeksu, straciłem tytuł do korzystania z lokalu słu�bowego. Skoro

bowiem miałem z niego penetrowa� �rodowisko akademickie, to musiałem odda�

klucze i ju�. Ale firma mnie nie opu�ciła. Delegowano mnie do tego Nakła. Miałem

za zadanie sprawdzi� na miejscu, czy raporty miejscowej SB s� prawdziwe.

Poniewa� nie znałem tych raportów, to - by� mo�e - wcale nie b�d� wiedział, jakie s�

efekty mojej misji? W ka�dym razie pan Zygmunt przestrzegał mnie, �e wła�nie ze

wzgl�du na t� specyfik� jest to zadanie niebezpieczne.

- W naszej robocie, gdy inaczej nie mo�na, to w łeb si� daje obiektowi i po pie�ni... -

zauwa�ył filozoficznie i było jasne, �e tym obiektem mog� by� ja.

Wcale tego niebezpiecze�stwa nie widziałem, jako jak�� nielojalno�� firmy wobec

mnie. Przeciwnie - specyficzny romantyzm przygody podobał mi si�. Nadto -

liczyłem, �e im bardziej si� zasłu��, tym wi�ksza jest szansa, �e za moje zasługi

zwolni� ojca. Wprawdzie pan Zygmunt wcale mi tego nie obiecywał, a nawet

podkre�lał, �e to raczej ja sam powinienem si� zrehabilitowa� w oczach słu�by, lecz

byłem przekonany, a mo�e po prostu chciałem wierzy�, �e dokonam rzeczy tak

wa�nych, �e jednak te zasługi zostan� policzone równie� ojcu.

Jechałem osobowym. Przysługiwał mi zwrot kosztów podró�y. Ale bez

okazywania biletu - tylko za poci�g osobowy II klasy. A przecie� ci�gle mogłem

korzysta� ze zni�ki jako student. Wa�nej do ko�ca wrze�nia legitymacji studenckiej

nie zwróciłem.

Ludzie wchodzili i wychodzili, wi�c pomimo najlepszych ch�ci nie udało mi si�

nikogo upolowa� tak, �eby mo�na było sporz�dzi� raport. Wprawdzie opowiadali

dowcipy o towarzyszu Wiesławie i towarzyszu Chruszczowie, ale nie znałem ich

nazwisk Poza tym jeden dowcip był o towarzyszu K�pie. Wszystkie zasłyszane

dowcipy słyszałem ju� od pana Zygmunta i sam byłem zreszt� zobowi�zany je

opowiada�. To nie było tak, �e miałem taki obowi�zek na pi�mie, ale pan Zygmunt

tak to jako� opowiadał, �e było wida�, �e chce, abym zapami�tał i powtarzał. I je�li

raportowałem mu potem o tym, �e słyszałem od osób trzecich te dowcipy, to si�

86

cieszył, a jeszcze bardziej cieszył si�, gdy mogłem powiedzie�, jak si� nazywa

opowiadaj�cy. Dodawał przy tym:

- Ty pewnie my�lisz, �e chodzi tak sobie o to, by do teczki obiektu doł�czy�

informacje o ich aspołecznym zachowaniu? No tak - to te�, ale to nie ma znaczenia -

wszyscy opowiadaj� dowcipy. To wcale nie buduje sylwetki obiektu. Za to mo�na

umiejscowi� obiekt wzgl�dem innych naszych agentów i docieka�, jakimi �cie�kami

rozchodz� si� plotki. A je�li jest to nasz człowiek, no to te� wa�ne, �e si� nie leni. To

wszystko słu�y dla nauki...

W Nakle skierowali mnie na kwater� prywatn�. Wyst�powałem tam jako

pracownik sezonowy o wysokich kwalifikacjach pozwalaj�cych powierzenie mi

samodzielnego stanowisko. Dostawałem na miesi�c 1800 złotych pensji, premie za

nadgodziny i inne premie, ale to w sezonie buraczanym, zwrot kosztów kwatery, 20

złotych dziennie zwrotu kosztów wy�ywienia - ale to wszystko to od cukrowni. Bo z

firmy dostawałem 920 złotych, a tak�e 1000 złotych na fundusz operacyjny. Gdybym

go przekroczył, to musiałem przedstawi� rachunki, lub wiarygodne o�wiadczenia za

wszystkie wydatki, w tym tak�e obejmuj�ce ten tysi�c. Poniewa� cukrownia płaciła

mi za delegacj� i kwater�, to firma ju� nie płaciła. Pan Zygmunt wprawdzie

wspominał, �e to pewnie jako� by przeszło, ale gdyby si� wydało, to jemu by si� do

dupy dobrali, a mnie jaja oberwali i wsadziili na kapusia do kryminału.

Kwatera była w porz�dku - w ceglanym, nie tynkowanym domu, ale nie szkodzi,

bo z pi�knej licowej cegły. Gospodarzami byli ludzie przed pi��dziesi�tk�: ona - pani

Magda - była sklepow� w małym sklepiku i miałem sprawdzi�, czy nie robi nadu�y�,

bo nigdy nie ma manka, a on - pan Bernard - rybakiem na Noteci. Jego prac� nie

warto było si� interesowa�. Przedtem rybacy byli w spółdzielni, ale gdy ryby w

Noteci wytruło, to przeszli na pa�stwowe. Pan Zygmunt od razu mi powiedział, �e

oni wykazuj� wi�ksze zu�ycie sprz�tu i paliwa, ni� to ma miejsce w rzeczywisto�ci,

no bo po co maj� bez sensu pływa� po rzece, w której nie ma ryb?

Tu si� pan Zygmunt jednak mylił - troch� ryb było, ale co lepsze rybacy łapali dla

siebie.

87

Ju� pierwszego dnia uło�yłem si� z gospodarzami, �e �niadania i kolacje a

dwana�cie złotych dziennie, a w niedziele za dwadzie�cia, je�� b�d� u nich. Drogo to

wychodziło, ale pani Magda powiedziała, �e jak mi nie b�dzie pasowa�, to mog�

zawsze robi� sobie sam. Ja si� nie targowałem, bo przecie� byłem przestrze�ony, �e

oni byli folksdojczami i pocz�tkowo, póki ich nie poznałem, wyobra�ałem sobie, �e

jako folksdojcze mog� mnie nawet zamordowa�.

Dzieci mieli dwoje - oboje ju� na l�sku. Syn był górnikiem, a córka �on� górnika

i mogła pracowa� tylko na pół etatu. Mieli tam dobrze, bo porz�dni ludzie na l�sku

wcale ich nie mieli za goroli, tylko za normalnych, przyzwoitych ludzi.

W kwaterze łó�ko było czyste i nie było robactwa. Przeciwnie - wszystko a� si�

l�niło. Gdy pani Magda nie pracowała, to pucowała i słuchała radia.

Ju� pierwszej soboty, pod patelni� kaszanki, lepszej ni� u nas na kielecczy�nie, a

tym bardziej lepszej ni� w Warszawie, cho� ze sklepu, takiej zesma�onej z naci�

dymki z inspektu za domem, do tego była jeszcze na deser babka dro�d�owa z

kruszonk�, ale inna, ni� robi mama, bo taka z blachy, a nie z formy i ze �liwkami z

kompotu w �rodku - upili�my si� jak niebo��ta. Najpierw poszło pół litra czystej,

potem chciałem i�� na jak�� met�, ale pani Magda przypomniała, �e pracuje w

sklepie i "�adnych metów nie trza" Do tego dodała charakterystyczne w tamtych

stronach: "jo", a na stół wpłyn�ła litrowa, przedwojenna, monopolowa butelka, jak�

doskonale znałem z domu rodzinnego - bimbru z melasy. Podobnie jak mama, te� i

pani Magda. myj�c butelk� uwa�ała, by jak najmniej uszkodzi� jeszcze autentyczn�

etykiet�.

U pani Magdy i pana Bernarda po raz pierwszy w �yciu, poza por� zimow�, po

przyj�ciu do domu, musiałem zdejmowa� buty i zakłada� kapcie.

Na koniec uczty z kaszank� i z ciastem dro�d�owym pani Magda wyci�gn�ła

długiego na dobre pół metra uw�dzonego w�gorza i ci��kim, cho� wyostrzonym

bagnetem, niczym tasakiem por�bała na kawałki i podała na talerzu z chlebem. Dla

mnie miał za mało soli, no wi�c ka�dy kawałek soliłem i jadłem, a� mi si� uszy

trz�sły, cho� głowa, a i reszta ciała, poruszały si� coraz leniwiej. Pan Bernard �miał

88

si�, �e ten w�gorz, którego wła�nie jedli�my, ju� wypatroszony i nasolony, w beczce,

podczas w�dzenia, to jeszcze z pi�tna�cie minut si� wił, a� ciepło od dymu całkiem

go nie przeszło. Ja te� si� �miałem, bo przecie� ka�dy wie, �e w�gorz ma twarde

�ycie i w kawałkach potrafi podskakiwa� na patelni.

Moim kierownikiem był pan Antoni. Pan Antoni te� pracował sezonowo, ale był

odpowiedzialny za skadrowanie aparatu skupu buraka, czyli po prostu za

zatrudnienie osób obsługuj�cych skup. Pan Zygmunt kazał mi nastawi� si� na tego

Antoniego, bo to rzeczywi�cie było dziwadło. Major jeszcze UB, po pi��dziesi�tym

szóstym wyszedł ze słu�by, a w ubiegłym roku wyst�pił z partii. Podczas obserwacji

miałem bra� pod uwag�, �e jest maoist� zwi�zanym mo�e z Mijalem, czyli takim

człónkiem kace, który wła�nie zbiegł do Albanii. Albo �e uległ ideologii

mikołajczykowskiej, a praca w ube była dla niego tylko przykrywk�. No - w ogóle -

miałem mu si� przygl�da�. A ju� najwa�niejsze, to było zapami�tywanie

wszystkiego, a potem, jak si� wyraził pan Zygmunt:

- I tak da si� co� sfastrygowa�.

Przez dwa tygodnie mieli�my szkolenia i wprawdzie nie wszystko dawało si�

zapami�ta�, bo skryptów nie było, a prelegenci czasem sami nie byli przygotowani,

jednak to nie było takie trudne i dawało si� wzi�� na logik�. Najtrudniejsza była

sprawozdawczo�� - wszyscy si� tej sprawozdawczo�ci bali i pan Antoni obiecywał,

�e ze sprawozdawczo�ci� to postaraj� si� nikogo nie pozostawi� samego, bo na tym

najłatwiej si� wyło�y�.

Oni tu wszyscy u�ywali słowa "wyło�y�" i dopiero, gdy na drug� niedziel�

pojechali�my Lublinem z cukrowni na mecz zu�lowy Polonii Bydgoszcz, a Polonia

to przecie� resortowy klub, to zrozumiałem, �e wykładał si� �u�lowiec, który,

zwykle na zakr�cie - wywracał si�.

Wracaj�c zatrzymali�my si� w jakiej� wiejskiej gospodzie. Pan Antoni był z

Bydgoszczy, tam mieszkał, miał rodzin�. Ale jechał do Nakła z nami. W gospodzie

nie było ani rosołu, ani w ogóle porz�dnej zupy, tylko szczawiowa i owocowa

zabielana z makaronem. Ciekawa rzecz - rosołu nie było, a sztuka mi�s w sosie

89

musztardowym była, zreszt� łykowata. No ale trudno, aby wsiowych karmili

eksportow� wołowin�... Czysta wódka te� była na wyko�czeniu - były tylko dwie

flaszki, a poza tym jedynie jarz�biak eksportowy, bo z napisami po angielsku i

słodkie: orzechówka i angielska gorzka. Ja tej angielskiej nigdy nie piłem i nigdy

bym nie powiedział, �e gorzka jest słodka, bo przecie� sama nazwa dezinformuje

ludzi pracy. Pó�niej nawet uj�łem to w raporcie i pan Zygmunt �miał si� ze mnie i

chyba jednak po prostu wyrzucił ten raport.

Usiadłem obok pana Antoniego, co zostało przez niektórych odczytane jako

lizusostwo, a ja przecie� chciałem uzyska� informacje. No i nawet pilnie starałem si�

sobie wyobrazi�, co to jest ten maoizm? Wychodziło mi na to, �e je�li kto� bardzo

ceni chłopów, to jest maoist�. Literatury �adnej na ten temat nie miałem, a

informacje pana Zygmunta były m�tne. I tak przy wódeczce sprawa si� wyja�niła.

Wszyscy z sezonowego działu skupu w cukrowni byli skrajnymi antymaoistami,

poniewa� wyra�ali si� o chłopach pogardliwie. Wszyscy mianowicie na ró�ne

sposoby podkre�lali, �e chłopi s� t�pi, a z niedomówie� wynikało, �e łatwo jest z

nich wciska� pieni�dze, które zreszt� nie s� im potrzebne, bo maszyn rolniczych i

tak inaczej nie mo�na kupi�, jak na lewo z pegeerów, rzekomo - za chłopsk� łapówk�

- złomowane, a inne rzeczy nie s� im potrzebne. Wychodziło na to, �e je�li chłop nie

b�dzie miał pieni�dzy, to nie b�dzie łapówek dawał i wreszcie b�dzie dobrze. I

jeszcze wyra�ali pogl�d, �e chłop �pi, a jemu w polu samo ro�nie. A dziwne było to,

�e wszyscy rozmówcy jako� tam, na ile si� zorientowałem, wywodzili si� ze wsi i

powinni wiedzie�, czy na wsi pracuje si�, czy nie?

Ja wyra�ałem zdziwienie i dostrzegł to pan Antoni. On jeden nie przył�czał si� do

chóru i nawet starał si� zmieni� temat na �u�lowy. Wspomniał, �e który� �u�lowiec,

bodaj o nazwisku Połkard, tak wyr�n�ł o ziemi�, a potem o band�, �e normalny

człowiek złamałby kr�gosłup, a tamten nic. Sam wrócił do boksu i tylko lekarz

zakazał mu bra� udział w kolejnych jazdach. Nie na długo, bo publika gwizdała,

skandowała i w przedostatniej je�dzie jednak pojechał... Podobno wida� było po nim,

90

�e ledwo trzyma si� motocykla, bo doszedł ostatni, wszyscy go �ałowali i dalej

skandowali jego nazwisko.

W dwa dni pó�niej przyjechał pan Zygmunt. Spodziewałem si� go. Zbli�ała si�

defilada na dwudziestego drugiego lipca - tysi�clecie pa�stwa polskiego. Prawie nic

nie miałem o nastrojach patriotycznych. Nikt mi nic nie mówił o li�cie biskupów

polskich do biskupów niemieckich i nie miałem komentarzy o płaszczeniu si�

naszych biskupów przed niemieckim rewizjonizmem. Miałem tylko tyle, �e prawie

wszyscy chodz� do ko�cioła, partyjni u�ywaj� przy tym podkładki, �e towarzysz�

swoim �onom i dzieciom. O samym li�cie nic nie mówili. Słyszało si� o pielgrzymce

do Cz�stochowy, ale byłem obcy, wi�c nic konkretnego nie wiedziałem. Oczywi�cie

- znane mi nazwiska wynotowałem, a pan Zygmunt wzruszył ramionami, bo to było

zadaniem miejscowych sił, takie notowanie. Był jaki� zniech�cony. Kazał mi pilnie

zbiera� informacje o panu Antonim, ale w �adnym wypadku w raportach nie pisa� o

jakim� maoi�mie, tylko czeka� na jego sygnał. Na dodatek, jak powiedział:

- Cholera go wie, co to ten maoizm i z czym to si� je?

Na wszelki wypadek, cho� to mo�e nie jest istotne, warto sprawdzi�, czy ten

Antoni lubi ry�, czy nie? Niby bez sensu, ale to przynajmniej jest jaki� konkret... A

nasza praca polega na zbieraniu konkretnych informacji...

- Taka sprawa Rewskiej, albo Rudzi�ska, Chojecka, która ma pseudonim Kama i jest

bardzo niebezpieczna - same reakcyjne suki na �ołdzie rz�du londy�skiego,

utrzymuj� kontakt z parysk� "Kultur�" i Woln� Europ�... O - to s� sprawy, wszystko

jest jasne - baby za judaszowe dolary sprzedaj� ojczyzn� socjalistyczna.

Kazał mi zapami�ta� te nazwiska, bo ka�da informacja o nich cenniejsza jest ni�

złoto.

Natomiast z maoizmem mu nie było po drodze... Dodał:

- Nie wiadomo, o co chodzi, przecie� nikt powa�ny nie jest jakim� Chi�czykiem czy

ich sług�. Mijal pojechał do tych Chin, bo w kraju �y� mu nie dawali. I dobrze mu

tak...

91

Pan Zygmunt przyjechał do mnie, by da� ustnie instrukcje co do dwudziestego

drugiego lipca:

- Jest pełna mobilizacja. To b�dzie defilada wi�ksza ni� na Placu Czerwonym. Setki

czołgów, transporterów opancerzonych, rakiet du�ych i małych, a potem barwny

korowód mieszka�ców stolicy, młodzie�y, sportowców, pisarzy i w ogóle ludzi

socjalistycznego trudu. Dla nas jest to jednak i �wi�to i maksymalny wysiłek -

wrogowie Polski tylko czyhaj�, aby prowokacjami zakłóci� tysi�czn� rocznic�

pa�stwa polskiego. A przecie� tysi�c szkół zbudowali�my i zbudujemy na

tysi�clecie.

Ja miałem za zadanie ustawi� si� przed ko�ciołem na Nowolipiu i obserwowa�, czy

co� si� nie dzieje. Zadanie było odpowiedzialne, bo tam si� zdarzył cud - ludziom

pojawiła si� Matka Boska i teraz my mamy kłopot. Po pierwsze, to zabobonne baby

mogły to wykorzysta� do walki z ustrojem socjalistycznym i nie wiadomo, co im

strzeli do łbów. A po drugie - to w ogóle w tym dniu, kto b�dzie w ko�ciele, a nie na

pochodzie, to b�dzie to jawny eksponent klerykalnych sił.

- Z t� Matk� Bosk� to w ogóle mamy kłopoty. Objawiała si� dzieciom, a raczej

dziewczynce w Zabłudowie koło Białegostoku. Tak regularnie, co niedziela, a Wolna

Europa za ka�dym razem informowała. Utłuc tej dziewczynki nie mo�na było, bo

kler natychmiast ogłosiłby j� �wi�t� i byłoby gotowe nieszcz��cie. Bo tam s� i

prawosławni i katolicy. I jedni i drudzy uwa�aj� to za swój cud. Oczywi�cie -

najwa�niejszy cud miał si� odby� w dniu wyborów. Nalazło si� tam do tej dziury

wi�cej jak sto tysi�cy luda. Ty masz poj�cie - oni t� wioch� dosłownie zasrali! Czy

oni o takich rzeczach nie my�l�? Ten tłum srał w takim lasku, a nasi, oczywi�cie

mundurowi, musieli dla siebie zrobi� parawan z transporterów opancerzonych.

Mówi�c to pann Zygmunt coraz bardziej si� zapalał:

- To był cios w serce organów. Wiadomo jest, ilu dobrych, oddanych pracowników

daje nam Białostocczyzna. A wszystko dlatego, �e prawosławni i katolicy �yj� tam

jak pies z kotem. I tego musimy pilnowa� jak �renicy oka. A tu oprosz� - cud i

katolicki i prawosławny... Jedni i drudzy wspólnie si� modl�. Modl� si� w dniu

92

wyborów. I jak tu było podawa� frekwencj�, �e wysoka, kiedy wida� było gołym

okiem, �e cały północny wschód zjechał si� na zabobony do Zabłudowa? A Matka

Boska o tym nie pomy�lała?

Byłem troch� zdziwiony, poniewa� dotychczas byłem gł�boko przekonany, �e pan

Zygmunt w Boga nie wierzy i w konsekwencji - tak�e w Matk� Bosk�...

Szcz��ciem Wyszy�ski uznał, �e na tym polu z władz� socjalistyczn� nie wygra i

cudu nie uznał. Stworzył jak�� komisj�, ale bez prawosławnych. Tego nie wiem, ale

tak sobie my�l�, �e w episkopacie prawosławnym mamy jeszcze wi�cej naszych, ni�

w katolickim. Mo�e gdyby stworzył t� wspóln� komisj�, to byłoby dobrze?

- No i w ko�cu trzeba było rozgoni� to towarzystwo cho�by po to, by wrócili do

domów i kto zd��y, to �eby jeszcze wzi�ł udział w wyborach, a w ka�dym razie, aby

to było mo�liwe, �e wzi�ł, bo co byłoby z frekwencj�? I co powiedziałoby si�

towarzyszowi Wiesławowi. A co towarzysz Wiesław miałby powiedzie� potem tym

z Kremla? Przecie� ich to te� interesuje... A jeszcze prawosławni? Trzeba było

rozwi�za� to delikatnie, chirurgicznie...

- No i udało si�. Transportery i ci��arówki wje�d�ały w tłum, kilka setek

poturbowały... ale co tam. Zastrzelono, tak na �mier�, tylko jednego. Inni, nawet

je�li zgin�li, na przykład zadeptani, to załatwiło si� to jako� inaczej... To wszystko

hołota z wiosek, z małych miasteczek, nie takie rzeczy przechodziły bez krzyku.

Tak wi�c dwudziestego pierwszego lipca o siedemnastej wyjechałem poci�giem.

Miałem miejscówk� i bilet drugiej klasy poci�gu pospiesznego, ale ju� na peronie,

gdy czekałem na podjechanie składu, było jasne, �e miejscówki si� nie licz�.

Wszyscy o tym mówili. wi�to obchodzono w całym kraju, lecz uroczysto�ci

warszawskie były najwa�niejsze. Na peronie stały delegacje poszczególnych

zakładów pracy z pi�knymi transparentami z dykty, dru�yny harcerskie, zespoły

ludowe w strojach ludowych, a je�li były to ludowe zespoły sportowe, to w strojach

gimnastycznych. Nie s�dz�, by mieli taki obowi�zek, by ju� w podró�y tak si�

ubiera�, lecz rodziło si� pytanie - a gdzie przebior� si� w stolicy? Delegacja jednego

z zakładów, chyba ROMETU, miała transparent:

93

- "Cały kraj odbudowuje swoja stolic�".

Podeszło do nich dwóch go�ci, szybko okazało si�, �e z naszego resortu i kazało im

zwróci� ten transparent.

- Wydajcie obywatele, w Warszawie dostaniecie inny, lepszy...

Na to, pewnie ichni sekretarz komitetu partyjnego, obruszył si�:

- A co wy towarzysze chcecie od naszego transparentu? Został zatwierdzony w

Komitecie Wojewódzkim...

Ten z Komitetu Fabrycznego był w spodniach od marynarki, białej, okrutnie, bo na

�ółto przepoconej koszuli, a marynark� miał przewieszon� przez r�k�,. W drugiej

trzymał teczk� ze �wi�skiej skóry i t� teczk�, pełn� zapewne stosownych uchwał

partyjnych, niczym dziecko przed łobuzami, zasłaniał koleg� trzymaj�cego - teraz

wysoko nad lud�mi na peronie - dumne i solidarne z ludem Warszawy o�wiadczenie

pracowniczego kolektywu.

Nasi ludzie te� byli w spodniach od marynarek, te� byli spoceni, ale przecie� nie

tak okropnie i te� mieli teczki ze swoimi dokumentami, a tak�e marynarki na r�kach.

Starszy z naszych dobrodusznie, unikaj�c niepotrzebnego stawiania konfliktu na

ostrzu no�a zauwa�ył:

- Wy towarzyszu chyba czego� nie rozumiecie. My nic do was nie mamy. Nam te� -

towarzyszu - le�y na sercu dobro socjalistycznego budownictwa w Bydgoszczy i

województwie. Ale nic nie poradzimy - wytyczne to wytyczne - �wi�to lipcowe -

tysi�clecie pa�stwa ludowego, nie jest wła�ciwym momentem - tam si� mamy

cieszy�...

- No to si� cieszymy - my na swój sposób... - odci�ł si� partyjny...

- Towarzyszu - my nawet nigdzie nie zatelefonujemy - tam na peronach s� nasi z

Warszawy. Oni i tak wam odbior�, ale wpisane do akt b�dziecie mieli w centrali, a

nie w województwie - po co wam to?

Zgromadzony wokół tłum, a peron był nabity, wyra�nie dzielił si� na ten z pionu

partyjnego, jako� tak wzrokiem, gestami solidaryzuj�cych si� z partyjnymi i na

94

naszych - z SB, którzy jad� do prawdziwej pracy, jak ja, którzy nawet byli zdumieni,

� tym partyjnym takie głupstwa w głowie...

Kupiłem garnitur z elany, prawie si� nie gniot�cy si�, a nawet krawat, cho� z

wypowiedzi pana Zygmunta wcale nie wynikało, �e zwróci mi na rachunek za

krawat... No ale koszul� non - iron - angielsk� - przywiózł mi i to we wła�ciwym

rozmiarze, cho� bez mierzenia, wła�nie pan Zygmunt, wi�c nie wypadało specjalnie

si� kłóci�... Oczywi�cie - musiałem pokwitowa� odbiór...

Ci partyjni ostatecznie transparent oddali i dostali w zamian instrukcj�, w jaki

sposób na dworcu zachodnim mog� dosta� lepszy. Gdy nasi odeszli zdeponowa�

transparent ROMETU, ten partyjny, cicho, ale tak, �e słyszałem, powiedział:

- Takiego wała im wezm� od nich transparent. Na pewno na tym samym dworcu

dystrybuuj� te� nasze, partyjne. A jak nie, to cholera cho�by zetemesowski

pobierzemy...

Ja to oczywi�cie zapami�tałem i opisałem - za to była osobna premia dwie�cie

czterdzie�ci złotych! Takie głupstwo, a takie pieni�dze... I wpisanie do akt

osobowych... No a ze wzgl�du na tat�, ja byłem łasy na pisane pochwały. W ogóle

byłem łasy...

Sama słu�ba w Warszawie, wbrew temu, czego si� spodziewałem, była m�cz�ca,

monotonna i nic si� nie zdarzyło. Z Nakła wzi�łem butelk� z herbat� i kanapki

Jeszcze w poci�gu herbat� wypiłem, kanapki zjadłem, a na dworcu były takie

kolejki, �e nie sposób było cokolwiek kupi�.

Funkcjonariusze i informatorzy, w ogóle cały aktyw z całego kraju walił do stolicy i

ledwo mo�na było si� przecisn�� na ulic�. Upał od rana był niemo�liwy. Dzi�ki

planowi miasta bez trudno�ci trafiłem pod ko�ciół na Nowolipiu.

Z podsłuchanych rozmów dowiedziałem si�, �e wyj�tkowo du�o ludzi było na

siódm� rano i to byli ci, którzy �pieszyli si� na uroczysto�ci partyjno - pa�stwowe.

Przed ko�cem mszy wyszedłem na ulic�, aby z nasypu przed blokiem naprzeciw

ko�cioła zrobi� pierwsza seri� fotografii powierzonym mi słu�bowym aparatem

radzieckim marki FED. Wspaniałe, precyzyjne urz�dzenie, a dzi�ki panu

95

Zygmuntowi wiedziałem, �e nazwa pochodziła od słów: Feliks Edmundowicz

Dzier�y�ski. Pan Zygmunt kazał mi przeczyta� jaki� poemat pedagogiczny

Makarenki, �eby si� wi�cej dowiedzie� o aparatach marki FED, ale nigdy do niego

nie dotarłem...

Ci z mszy o siódmej odwracali si�, gdy ich fotografowałem, przyspieszali i w ogóle

byli niezadowoleni. Za to na mszy o dziewi�tej popełniłem bł�d. Bo przed ko�cem

znów wyszedłem, aby fotografowa�, a tym czasem na koniec �piewano "Bo�e, co�

Polsk�" i nie wiem, czy z prowokacyjnym zako�czeniem: "ojczyzn� woln� racz nam

wróci� Panie", czy te� z prawidłowym: "ojczyzn� woln� pobłogosław Panie"? Nie

przyznałem si� do tego i potem zameldowałem panu Zygmuntowi, �e jednak

�piewali poprawnie, co bardzo go zdziwiło. Ci o dziewi�tej wcale nie kryli si� przed

fotografiami, wskazywali mnie palcami, a jedna mała dziewczynka, u�miechni�ta,

taki berbe� czteroletni mo�e, podbiegła do mnie i powiedziała, �e jej tatu� jej

powiedział, �e jestem łobuz, a do mamy, �e jestem kutas... Na szcz��cie zachowałem

zimna krew i sfotografowałem dziecko z mam�, która zbli�yła si� i wzi�ła córk� za

r�k�... Tak samo sfotografowałem dwie stare wydry, które chciały, �ebym uciekał

do Moskwy i tam czcił tysi�clecie mumii Lenina. No... to, to ju� było jawne

przest�pstwo i zdenerwowało mnie. A pan Zygmunt potem tylko si� �miał i spytał:

- A co my po pi��dziesi�tym szóstym mo�emy im zrobi�? Paszportu im nie damy?

Przecie� i tak nie dajemy, a takim paszport w jedn� stron� by si� przydał - niech by

imperiali�ci je karmili... Przecie� nie b�dziemy w ciemnej uliczce tłukli ka�dej

imperialistycznej staruszki... Kto by miał do tego głow�...

No i za te zrobione z zachowaniem zimnej krwi, w warunkach istotnego

zagro�enia fotografie nie dostałem �adnej premii...

Pi� mi si� chciało strasznie, je�� te�, ale wszystko, jak to w niedziel�, było

zamkni�te. Gdy mnie przyparło, to musiałem nawali� w �mietniku. Strasznie si�

wstydziłem, bo to był blok wojskowy, ale nikt nie widział.

Koszula non-iron była do niczego - dosłownie parzyła mnie w tym upale pomimo,

�e chowałem si� pod takimi młodymi drzewkami na ulicy, albo w chłodnym

96

ko�ciele. Ksi��a podczas kaza� ci�gle gl�dzili o zawierzeniu Polski Matce Boskiej, a

to przecie� nie mogło podoba� si� towarzyszowi Wiesławowi i partii i o tym

oczywi�cie równie� raportowałem.

W porze obiadowej, nie wiem dokładnie, o której godzinie, bo zapomniałem

nakr�ci� mój szwajcarski zegarek i dopiero potem z kim� na ulicy na nowo ustaliłem

poprawn� por�, przyszła do mnie zakonnica ze słoikiem pełnym chłodnego kompotu

z owocami i dała mi, zdaje si�, bez słowa... Potem chciałem odnie�� ten słoik, cho�

był troch� wyszczerbiony i ju� si� nie nadawał do kolejnego wekowania, ale si�

wstydziłem. Dopiero, gdy pomy�lałem, �e jest to wspaniała okazja, by uzyska� jakie�

cenne informacje, to poszedłem i grzecznie zapukałem. Inna zakonnica ładnie mi

podzi�kowała i zamkn�ła drzwi przed nosem. Aha - dodała, �e:

- Szcz��� Bo�e...

Tego epizodu nie opisałem w raporcie, a jedynie wspomniałem o nim panu

Zygmuntowi i on miał pretensje, kazał uzupełni� upominaj�c, �e przecie� był to

element walki ideologicznej. Dodał, �e �le zrobiłem, �e wypiłem ten kompot, bo na

zdrowy rozum, to ten kompot mógł by� zatruty...

O godzinie dwudziestej w umówionym miejscu nie było pana Zygmunta.

Czekałem godzin� i pi�tna�cie minut, nogi bolały mnie ju� strasznie. Czym pr�dzej

pobiegłem na dworzec.

W poci�gu inni mieli jak�� wałówk�, któr� pan Zygmunt pewnie te� by mi dał,

gdyby dotarł. Poprosiłem jakiego� człowieka, który na oko tak jak ja był

pracownikiem lub współpracownikiem, a miał nie wymi�t� torb� papierow� pełn�

rzeczy do jedzenia, termos chi�ski i nawet flaszk� wódki czystej. Liczyłem na to, �e

bez wielu słów zorientuje si�, o co chodzi. On popatrzył na mnie - jestem

przekonany, �e wprawnym okiem prawdziwie ocenił sytuacj� i bez �enady

odpowiedział:

- Kole� - odpierdol si�...

97

*************************************

Pan Zygmunt był wyra�nie poddenerwowany. Nie patrzył mi w oczy, ci�gle

wycierał spocone dłonie o nogawki spodni na udach.

- Mój drogi... Organy maj� dla ciebie szczególne zadanie. Tak wa�ne, �e nawet si�

nie spodziewałem, �e wła�nie tobie zostanie powierzone. Jest to zadanie całkowicie

tajne. Jak wiesz, w ka�dym pa�stwie istnieje policja polityczna. Musi si� ona

chwyta� ró�nych sposobów, aby zdobywa� informacje, przeciwdziała� wrogim

siłom. Ty pewnie my�lisz, �e przyja�� z narodami zeteseerer, władza ludowa, �e to

wszystko dane nam jest na wieki, nie jest zagro�one? No wi�c mylisz si�. Codziennie

trzeba walczy� o nowe sukcesy budownictwa socjalistycznego. Ka�dy na swoim

stanowisku. Górnik kopie w�giel, nauczycielka uczy, lekarz dokonuje operacji, a

dojarka w pegeerze doi krowy. Ka�dy ma swoje zadania w ramach budownictwa

socjalistycznego. To nie jest anarchia, ale całkowity ład. �ycie społeczne jest

całkowicie planowane w pa�stwach socjalistycznych przez centralnego planist�.

�adna �rubka nie jest wyprodukowana przypadkowo. Ka�da jest uwzgl�dniona w

planie miesi�cznym, kwartalnym, rocznym i pi�cioletnim. Nawet je�li w planie s�

niedoci�gni�cia, to i to przewidziano – od tego s� czyny produkcyjne. Ka�da praca

jest powodem do dumy dla pracownika. Najbardziej dumni mo�emy by� my,

poniewa� wykonujemy prac� najci��sz�, wymagaj�c� najgł�bszych po�wi�ce�.

Gdy, tak siedz�c w moim pokoju, nad talerzem �ledzi z beczki usma�onych przez

pani� Magd�, a �ledzie te pochodziły z nadwy�ki sklepowej - wystarczało na gruby

szary papier kła�� z beczki mokre �ledzie, tak by solanka wsi�kała w ten papier, aby

z beczki mie� nawet par� kilo oszcz�dno�ci - wi�c cał� t� opowie�� o ka�dej �rubce

traktowałem wprawdzie z powag�, ale dlatego, �e głosił j� pan Zygmunt, a nie

dlatego, �e była tak całkiem prawdziwa. Zreszt� - nie tylko �rubki, ale i całe

kompletne maszyny walały si� po cukrowni, bo bez sensu je tu przysyłano, a i tak

wszyscy mówili, �e tu jest ład i porz�dek, jak to na pograniczu wielkopolsko -

pomorskim, bo dopiero w innych cukrowniach to jest bajzel. Tak było ze wszystkim

98

- deklaracje w zupełnie oczywisty sposób nie pokrywały si� z rzeczywisto�ci�, wi�c

traktowano tez stan rzeczy jako normalny i nie bulwersuj�cy. Ja zostałem

zatrudniony w cukrowni do akcji buraczanej, która rozpocz�� si� miała dopiero na

przełomie wrze�nia i pa�dziernika. Teoretycznie winienem by� w tym czasie

szkolony i istotnie, co i raz podpisywałem w kadrach �wistek o kolejnym zaliczonym

szkoleniu, o którym zwykle dopiero wówczas si� dowiadywałem.

- Tak wi�c, mój drogi - przed tob� te� postawiono zadanie, które jest specyficzne, a

jednak wynika z tego, �e partia i jej organa musz� by� przygotowane na wszystko.

Jak wiesz - ludzie s� słabi i maj� swoje potrzeby, w tym m�sko - damskie. Byłoby

niewybaczalnym bł�dem, powodem, dla którego mo�naby poci�gn�� do daleko

id�cej odpowiedzialno�ci po linii słu�bowej i partyjnej kierowników naszego resortu,

gdyby tych słabo�ci nie przekuwali na or�� w budownictwie socjalistycznym, w

obronie naszych granic, w walce z marnotrawstwem i bumelanctwem. A przecie�

zachodnioniemieccy rewan�y�ci i ameryka�scy imperiali�ci tylko czyhaj�.

Ja oczywi�cie ci�gle jeszcze nie tak wiele rozumiałem, o co mu chodzi, ale za to

domy�lałem si�, �e to wa�na rzecz i naprawd� liczyłem na jakie� romantyczne

zadanie.

- �yj�c tak w�ród tych ludzi, poznajesz �ycie socjalistyczne... prawd� �ycia... tego...

no po prostu si� szkolisz... Szkolisz do nowego zadania... Panem Antonim i w ogóle

tym, jak działaj� miejscowe organa, tak bardzo si� nie interesuj. A raczej - interesuj

si�, wszystko pami�taj, ale nie musisz ju� szuka� dziury w całym. Ty teraz masz si�

szkoli�.

Wzi�ł gł�boki wdech i ci�gle nie patrz�c na mnie, a w ka�dym razie unikaj�c

wzroku dodał:

- W dowód szczególnego zaufania do pułkownika W�troby, szefa resortu w

województwie, centrala przekazała mu informacj� o tym, �e kto� tu został przez nas

postawiony. To całkowite głupstwo, bo centrala ma swoich ludzi na ka�dym

szczeblu. Ale to taki rebus dla nich, �eby ciebie znale��. Ale to �aden rebus. Jak by

99

ci� mocno bili, to ty si� po prostu przyznaj i tylko pami�taj - im powiesz, �e mi nic

nie powiesz, a ty mi powiesz... To mi zupełnie wystarczy...

- Jak to bili?

- No nie wiem, ale mo�esz dosta� pucki, to si� zdarza. Przecie� ci� nie zabij�, nie

człowieka centrali... No i dlatego nie, �e sami mu o tobie powiedzieli�my. To znaczy

nie to, �e ty to ty, ale �e jeste�... Aha - i wszystkie wypłaty, jakby� od nich dostał, to

masz mnie informowa�. Ka�da pomyłka co do kwoty i daty b�dzie zła...

Zabrali�my si� do �ledzi, które troch� cuchn�ły zjełczałym olejem rzepakowym, ale

jak Polska długa i szeroka olej w sklepach był wył�cznie, w najlepszym wypadku

lekko zjełczały, lecz jadalny...

Rozumiałem, �e specjalne zadanie to była sprawa z pułkownikiem W�trob� i tylko

kompletnie nie mogłem zrozumie�, co do rzeczy maj� słabo�ci m�sko - damskie?

Przed wyjazdem, do pieni�dzy, które mi si� nale�ały, dodał premi� za szkolenia i

obiecał, �e mo�e kapnie co� jeszcze za raport o incydencie z transparentami

ROMETU na dworcu...

**************************************************

Podczas niedzielnego �niadania pani Magda wspomniała o Marlenie Gortatównie,

pi�knej dziewczynie z poczty, która rozpytywała, kto ja zacz.

- Ta Marlena to fest dziewczyna... Jo... Za chłopem si� rozgl�da, ale jest dwa lata

starsza... Dzi� mo�e do nas na kaw� przyj��.

Moi gospodarze miedzy sob� cz�sto rozmawiali w miejscowej gwarze. Tak�e z

miejscowymi, je�li byli zaprzyja�nieni, mówili po miejscowemu. Jest to j�zyk

zupełnie nie zrozumiały tym bardziej, �e mówi� nim bardzo szybko. Ale nie tylko ze

mn�, lecz i z miejscowymi, których gorzej znali, mówili normaln�, zasłyszan� w

radiu polszczyzn�. Wyra�nie uwa�ali, �e gwara jest bardziej dla nich sympatycznym

j�zykiem, gdy j�zyk normalny czym�, czym wypada si� posługiwa�. W sklepie, gdy

pijacy chcieli wyci�gn�� od pani Magdy piwo, lub wino na kredyt, to zawsze

100

zwracali si� w gwarze, a ona odmawiała im w radiowym polskim. U nas w

miasteczku te� widziałem to zjawisko. Starsi ludzie mówili wył�cznie nasz�, dla

ka�dego Polaka zrozumiał� gwar�. Ale ju� ja chyba bym nie potrafił.

Marlena rzeczywi�cie przyszła na kaw�. Niczym prawdziwa Marlena Dietrich była

blondynk�, ale nie a� tak� znów szczupł�...Wcale nie gruba - za to pot��na - mojego

wzrostu - metr siedemdziesi�t pi��, z biustem jak kamienica...Dziw, �e jeszcze wolna

chodziła... Gdy przyszła, to pani Magda doprosiła mnie do stołu. Było ciasto

domowe pani Magdy - dro�d�owe, ale Marlena przyniosła biszkopt z kremem i z

owocami. Mówili po polsku, �ebym zrozumiał. O plotkach miejscowych. Tak�e o

mnie. Otó� Marlena gdzie� zasłyszała, �e podczas kampanii mog� mie� super robot�,

bo przy wytłokach, ale to jeszcze nie jest pewne... Ze sposobu, w jaki spojrzeli na

mnie wówczas gospodarze, mogłem wnosi�, �e to naprawd� jest co�...

Potem Marlena kazała mi si� odprowadzi� do domu. Wypytywała, co robi�, no i ja

troch� kr�ciłem, bo po co mówi� prawd�? Przed jej domem zatrzymali�my si�.

Zrywali�my ostatnie czere�nie. W pewnym momencie, gdy opierałem dło� o pie�

drzewa, Marlena dosłownie przyszpiliła j�, niby mimochodem, swoj� piersi� do

kory. A� trzeszczał materiał biustonosza... Wskazała mi, niby bez zwi�zku, na okno

pokoju, w którym mieszka z ojcem. Ona w tym pokoju b�dzie od ósmej wieczór, ale

ojciec zasypia o dziewi�tej, niemniej ma lekki sen... Powiedziała to tak bez zwi�zku,

niby mimochodem i wcale nie wynikało z tego, �e chce, abym j� teraz pocałował,

czy co?

O dziewi�tej zapadał ju� zmrok i miałem obaw�, czy dobrze trafiłem? Pod oknem

stała jaka� stara, ale solidna skrzynka. Stan�łem na niej i pchn�łem lekko uchylone

okno. Wsadziłem przez nie głow�. Marlena w nocnej koszuli kl�czała przy łó�ku pod

�wi�tym obrazem i modliła si�. Spojrzała na mnie, niby zdziwiona i nie przerywaj�c

modlitwy dała znak, �e niby si� waha, ale zaprasza mnie, bym si� gramolił. Gdy ju�

wszedłem, to byłem na tyle zbaraniały, �e te� si� prze�egnałem gestem, jakim modl�

si� ministranci, gdy przechodz� obok ołtarza w ko�ciele. Gdy ona sko�czyła, kazała

si��� przy stole na jedynym krze�le, a ona usiadła obok, na brzegu łó�ka. Zrobiła

101

grymas twarzy i powiedziała, �e jestem brudny. A ja przecie� brałem prysznic w

cukrowni w pi�tek... Kazała mi si� całkiem rozebra� i wyszła z pokoju. Ja w tym

czasie rozebrałem si� do majtek. Ona wróciła z wielkim emaliowanym dzbankiem

pełnym - okazało si� - letniej wody i z równie� emaliowan� misk�. Dosłownie

wstawiła mnie do tej miski, a krzep� miała, z szelmowskim u�miechem �ci�gn�ła mi

majtki, co z oczywistych powodów nie było takie najzupełniej proste, no ale nie było

trudne i pachn�cym mydłem zacz�ła mnie systematycznie my�...

**************************************************

W cukrowni ci�gle nic nie miałem do roboty. Z kolegami nie piłem, a przynajmniej

starałem si� nie pi�, gdy oni robili to ci�gle. Jak porachowałem, to wi�kszo��

zarobku wydawali na alkohol i papierosy. To była głupiego robota... Raz w sło�cu

upiłem si� z nimi bimbrem z melasy i potem dwa dni dochodziłem do siebie.

Kompletna bzdura.

Jako� w połowie sierpnia dostałem polecenie słu�bowe, aby na przystani na Noteci

zast�pi� na dwie nocki stró�a, który z jakiego� powodu musiał wyjecha�. �eby si�

nie nudziło, zaprosiłem i Marlenk�, kupiłem nawet jakie� dobre rzeczy do jedzenia i

wino wermut, takie samo, jak widziałem w knajpie na Bielanach... Poniewa� nie

pochlebiało mi, �e zast�puj� stró�a, to wbrew rozs�dkowi wło�yłem porz�dne

ubranie.

Marlenka nie przychodziła, a mnie ci�gle kusiła strasznie droga kiełbasa

krakowska i konserwowe ogórki. Ogórki były wielkie. W litrowym słoiku mie�ciły

si� tylko trzy i jeden mniejszy. Ale innych nie było... Do tego jeszcze kupiłem cztery

brzoskwinie rumu�skie, dobrze ju� zepsute, ale pani Magda zachwalała, �e i tak

dadz� si� zje��. Importowanie warzyw i owoców od naszych południowych

przyjaciół mijało si� z celem, skoro ich produkty docierały do nas zgniłe, lub

półzgniłe... Nigdy ich nie ma, a jak s�, to w trzeciej, albo co gorsza - czwartej

kategorii.

102

Około dziesi�tej wyszedłem z kanciapy stró�a i poszedłem na molo. Tak stukaj�c

w deski pomostu doszedłem do ko�ca i stan�łem wpatruj�c si� w lekko połyskuj�c�

w słabym ksi��ycu wod�. Nagle kto� chwycił mnie za łokcie w taki sposób, �e wr�cz

unieruchomił. W pierwszej chwili przebiegła mi przez głow� my�l, �e to głupie �arty

jakiego� kolegi z cukrowni. Tej my�li towarzyszyła inna - �e mam nowe ubranie i

je�li cos si� stanie, to szkoda go b�dzie... No ale po chwili skojarzyłem - wszystko to

działo si� w ułamkach sekund, �e mo�e porzucony i zdradzony epuzer Marlenki, a

słyszałem, �e jednak był taki, dobrał si� do mnie...

Usłyszałem, tu� za uchem:

- Spuszcza� go?

- Jeszcze nie...

Bokiem podszedł do mnie drugi człowiek, nie ten, który trzymał mnie za łokcie i

warkn�ł:

- Wpierdoliłe� si� po uszy...

Był to człowiek, s�dz�c z sylwetki - czterdziestoletni, ni�szy ni� ja, korpulentny...

- My tu w Bydgoszczy nie lubimy wtyk z centrali. Wszystko nam wy�piewasz,

zrobisz co karzemy, albo ryby nakarmisz... kutasie...

Byłem tak zaskoczony, �e nic nie odpowiedziałem. Nagle poczułem szarpniecie,

dosłownie zostałem uniesiony w powietrze, przeniesiony troch� poza kraw�dzi�

mola, ale ostatecznie wraz z trzymaj�cym mnie człowiekiem wykonałem obrót i

wyl�dowałem na deskach. Szybko zostałem wprowadzony z powrotem do kanciapy.

Wła�ciwie nie wprowadzony, lecz wrzucony jak worek kartofli tak, �e łydk�

zahaczyłem o stół i wywróciłem stoj�cy na niej wermut. Dosłownie w powietrzu

złapał go ten niski i korpulentny. Wida� było, �e ma refleks. Ten, który chwycił mnie

na molo i wrzucił do kanciapy, do �rodka nie wszedł i zamkn�ł nawet za sob� drzwi.

Siadłem na podłodze i masowałem sobie bol�ca łydk�. Po pierwsze, to

rzeczywi�cie bolała, ale po drugie, to chciałem zyska� na czasie. Facet nie

odkładaj�c butelki nalał w przyszykowan� dla Marlenki musztardówk�, tak po

wr�bki i wypił duszkiem. Zaraz potem nalał do obu musztardówek - a przyniosłem je

103

z kredensu pani Magdy. Cie� miał na składzie tylko takie poobtłukiwane. Facet

usiadł za stołem i spytał?

- Masz do��?

- Aha... - odpowiedziałem.

- Albo wszystko mi opowiesz, jak na �wi�tej spowiedzi, albo toniesz jak kamie�. Ja

nie �artuj�. Wiesz kim jestem?

- Nie, ale wiem - sk�d... - odpowiedziałem całkiem przytomnie...

- No widzisz, a ja wiem i to, kim jeste� i to - sk�d... My�lisz, �e rzucam słowa na

wiatr?

Nie wiem, co mnie podkusiło, ale odpowiedziałem:

- Nie, nie �artuje pan. Spu�ci mi pan pucki, ale nie utopi mnie pan...

- A to dlaczego?

- Ludzi z centrali si� nie topi...

- A je�li si� kurwa mylisz? - spytał, pozornie monotonnym głosem.

Nic nie odpowiedziałem, bo wprawdzie ufałem panu Zygmuntowi, ale to ja tu

byłem, nie on...

- Masz racj�. Wcale ci� nie utopi�. Ale spuszcz� takie manto, �e przez cał� kampani�

b�dziesz le�ał w szpitalu.

Mówi�c to podał mi na ziemi� musztardówk�, a sam zacz�ł pi� swoj�. Równie�

wypiłem duszkiem. On wyci�gn�ł t� poszczerbiona musztardówke ciecia i rozlał

reszt� wermutu na trzy. Zapukał w okienko i wszedł facet tak pod dwa metry,

trzydziestoparoletni i o rozmiarach szafy trzydrzwiowej. Same łapska miał jak

patelnie. Głupio si� u�miechał i szef zaraz go obsobaczył:

- Co ty kurwa z�by szczerzysz - zaraz tego chujka b�dziesz topił w Noteci, a przecie�

nie codziennie topisz ludzi...

Tamten natychmiast zmienił wyraz twarzy i dosłownie naszedł na mnie. Ja na

podłodze - on nade mn� - nie wygl�dało to zach�caj�co. Poza tym ustalenie, czy w

ko�cu mam by� utopiony, czy nie, było dla mnie istotne. Nadto, gdy my�lałem o

104

biciu, o czym przecie� wspominał pan Zygmunt, to jako� je bagatelizowałem. Teraz

ju� wcale nie byłem do tego skory.

- Pijmy! - wezwał starszy i spełnili toast. Ja równie�. Musztardówka w łapsku osiłka

po prostu uton�ła. Wygl�dało, jakby nabrał w dło� wody...

Ja jednak ci�gle milczałem, bo to było jednak zmartwieniem tego starszego, by

jako� prowadzi� rozmow�.

- Podpiszesz mi kurwa współprac�.

Wzruszyłem ramionami. Sam nie wiem, sk�d miałem tyle odwagi? Było jednak

oczywiste, �e skoro ju� raz podpisałem, no to bzdur� byłoby podpisywanie jeszcze

raz. Wprawdzie dla mego rozmówcy było oczywiste, �e jestem co najmniej

współpracownikiem, a zatem co� tam ju� podpisywałem, ale przecie� tego

argumentu nie mogłem u�y�. To było, w tym wypadku formaln�, ale tajemnic�.

Facet popatrzył na mnie, tak bez po�piechu, uwa�nie i nagle, błyskawicznym

ruchem chwycił mnie za włosy, lekko uniósł głow� i z całej siły załomotał twarz� o

blat. Nawet nie słyszałem, �e złamał mi nos. Ogłuszyło mnie po uderzeniu czołem o

drewno. Dopiero po dłu�szej chwili doszedłem do siebie. Na stole stała

musztardówka z wódk�. Miała lekko �ółtaw� barw� po nie dopitym wermucie.

Wida� nie przewróciła si�. Wódk� musiał facet przynie�� ze sob�. Stała na stole -

eksportowa �ytnia. On palił papierosa - jak mogłem oceni� - sporta w fifce. Ta

szklana fifka, butelka na stole - w razie energicznych ruchów fifka mogła si� stłuc, a

nie zakr�cona butelka rozla�. Uniosłem si�. Musztardówka stała w plamie g�stej

krwi. Krew zreszt� buchała mi z nosa. Wzi�łem stakan w dło� - facet przyzwalaj�co

u�miechn�ł si�. Wypiłem tak z połow�. Zatkałem nos. Go�� znów zastukał w szyb� i

przyszedł ten wielki. Bez słowa, a mo�e ja nie zwróciłem na jakie� słowa uwagi,

znów chwycił mnie za łokcie, wyprowadził na molo... Bałem si�, �e teraz da mi w

czoło i wrzuci do rzeki. A on nie - poło�ył mnie na deskach na wznak, namoczył

wyci�gni�t� z kieszeni, pomi�t� chusteczk� w wodzie i troskliwie zacz�ł opatrywa�

twarz. Do�� szybko zatamował krew. Czułem do niego wdzi�czno��. Absurdalne to,

a jednak prawdziwe.

105

- Ja widziałem wszystko przez szyb�. Niegrzecznie wzruszyłe� ramionami. Szef tego

nie lubi. Rób, co ci karze, bo rzeczywi�cie karze mi ciebie zatłuc... Z nim jeszcze nikt

nie wygrał... Ale mo�na mu ufa� - o swoich dba...

Po chwili znów zostałem doprowadzony do kanciapy. Krew nadal ciekła, ale ju�

nie tak mocno...

- Zepsułe� sobie ubranie. Flejtuch jeste�. Masz tu dwa górale...

Rzeczywi�cie - na stole, mo�liwie daleko od plamy krwi, le�ały dwie pi��setki z

górnikiem. Ka�dy wiedział, �e na góralu jest górnik. Obok le�ała wyrwana z zeszytu,

chyba nawet tego, który był w kanciapie, zapisana za pomoc� chemicznego ołówka.

Ja od razu rozpoznawałem to, co napisano chemicznym ołówkiem.

Znów zbli�ył si� do mnie ten du�y, wzi�ł ze stołu kartk�, z kieszeni wyj�ł do��

ordynarne, szkolne pióro wieczne firmy Inco i wida� było, �e nastrój na troskliwo��

przeszedł mu. Ja udawałem, �e czytam, lecz nie potrafiłem si� skupi�. Chyba jednak

było tam tylko pokwitowanie odbioru pieni�dzy za zniszczone podczas

wykonywania zadania ubranie biurowe zło�one z marynarki, spodni i kamizelki, a

tak�e koszuli białej popelinowej. Kamizelki wcale na sobie nie miałem, za to znów

brakowało krawata... Podpisałem. Obaj si� u�miechn�li. Wida� było, �e ju� wi�cej

nic mi nie wlepi�. Wypili�my reszt� wódki. Oni ruszyli ku drzwiom. Na odchodne

ten ni�szy rzucił:

- Prowadz�c� ju� masz. Nie id� czasem do domu, bo przysta� okradn� i b�d� musiał

ci� zamkn��.

Mo�e po godzinie, gdy tak le�ałem na ziemi w letargu, przyszła jednak Marlenka.

Namoczon� w Noteci szmatk� dokładnie, niczym piel�gniarka mnie obtarła. Do

łó�ka nie przeniosła, bo barłóg ciecia był absolutnie niehigieniczny. Uło�yła jak

kłod� na ziemi, doprowadziła do stanu erekcji, okrakiem usiadła na mnie i na je�d�ca

- ja tylko raz o tym słyszałem, �e tak mo�na, bardzo delikatnie zrobiła ze mn� to, co

było dobre... W trakcie pomy�lałem, �e by� mo�e ona, cho� pracuje na poczcie, to

taka pot��na, �e �miało sama mogłaby mi dokopa�...

106

*******************************

O wszystkim, to oczywiste, opowiedziałem panu Zygmuntowi. On mi poradził,

bym wcale nie mówił Marlence, �e tak si� stało. Obja�nił mi przy tym pewne

meandry wielkiej polityki. A wi�c miało miejsce jakie� zadra�nienie mi�dzy

Warszaw� a Bydgoszcz�, ale nie wiem, czy po linii partyjno - urz�dowej, czy tylko

mi�dzy urz�dem w Warszawie i urz�dem w Bydgoszczy. To był powód, dla którego

zostałem wysłany na desant do Nakła. Spór ten został ułagodzony i w rezultacie mój

pobyt tutaj stracił sens. Ale zarazem - formalnie byłem tu szkolony, i to w sposób

tajny, a w takim razie zmiana stosunków warszawsko - bydgoskich nie mogła by�

wystarczaj�cym powodem do odwołania mnie. Nie było szans, aby bydgoszczanie

mi zaufali, ale te� i warszawianie musieli mi si� teraz uwa�nie przygl�da�, czy

zachowam si� wobec nich lojalnie, czy nie. Rzecz była o tyle wa�na, �e s� ju�

wobec mnie jakie� plany...

Z ko�cem wrze�nia ruszyła kampania buraczana. Dla chłopów buraki cukrowe

były bardzo dogodna ro�lin�. Rozro�ni�te łodygi zamieniano na kiszonki i spasano

nimi bydło. Za buraki dostawali gotówk�. A obok tego mieli prawo do wytłoków

buraczanych, ale nie było powiedziane - ilu i na jakich warunkach. Cena wytłoków

była okre�lona i bardzo niska. Nadto niektórzy mogli liczy� na prawo wykupu

melasy. W zasadzie melas� przejmowały gorzelnie i dro�d�ownie, ale cz�sto nie

były w stanie cało�ci zagospodarowa� i wówczas mo�na było sprzedawa� j�

chłopom. Mogła ona słu�y� do ró�nych celów, lecz ka�dy wiedział, �e słu�y ona im,

czy te� innym osobom do p�dzenia bimbru. To był powód, dla którego dyrektorzy

pegeerów nie zawsze wykupywali cało�� przysługuj�cej ich zakładom melasy. Je�li

chcieli nagrodzi� załogi, to kupowali, ile si� dało, ale je�li chcieli ukara�, to

kupowali jej mniej. Jedno było pewne - cała ta melasa formalnie natychmiast była

spasana, a faktycznie rozdzielana mi�dzy pracowników, przerabiana na trunek i w

tempie wolniejszym, lub raczej szybszym - wypijana. Panował powszechnie

uznawany pogl�d, �e chłopi do�� roztropnie gospodarowali swoj� melas� -

107

dysponowali małymi urz�dzeniami bimbrowniczymi i na raz nie p�dzili wi�cej ni�

dwie kanki trunku. Pegeerusy za� - cz�sto wykorzystuj�c przedwojenne, zwykle nie

u�ywane, małe urz�dzenia gorzelniane z maj�tków, piły na umór, a� wszystko, co

nadawało si� do wypicia celem skutecznego zatracenia si� w rzeczywisto�ci, było

wypite. W tym czasie w skutek nie dojenia krowy traciły mleko, �winie padały z

głodu lub ton�ły w gnojówce, nie przesypywane zborze st�chło i nadawało si�

wówczas te� tylko do gorzelni, a dyrektor pegeeru z głównym ksi�gowym, cz�sto

bior�c do pomocy weterynarza, jako� musieli te straty rozpisa�, by prawdziwa

przyczyn� nieszcz��cia zakamuflowa�. Była to zreszt� wył�cznie formalna łatanina,

bo wystarczyło zajrze� w tym czasie do dokumentacji pogotowia ratunkowego, by

stwierdzi� lawinowy wzrost i tak notorycznych wypadków przy pracy i w drodze do

szkoły, a tak�e zatru�, w skutek nadu�ywania alkoholu przez dorosłych i dzieci. Z

powodów ubezpieczeniowych wypadki nie przy pracy i nie w drodze do szkoły, czy

w szkole, nie zdarzały si�.

T� strategiczn� placówk� - czyli przekazywanie melasy gorzelniom i

dro�d�owniom, oraz odsprzeda� nadwy�ek rolnikom uspołecznionym w pierwszym

rz�dzie, nieuspołecznionym w drugim, a gdy nie było ch�tnych, to wszystkim innym

ch�tnym, obj�ł pan Antoni.

Dyrektorzy pegeerów ogl�dnie kupowali melas�, zwykle tak cyrkluj�c, by do postu

poprzedzaj�cego Bo�e Narodzenie wszystko zostało wypite, bo to zwykle pozwalało

jakkolwiek zapanowa� nad burdelem panuj�cym w pegeerach. Chłopi gotowi byli

kupi� dowolna ilo�� melasy, by j� wypi�, a tak�e - by za bimber inicjowa�

złomowanie maszyn rolniczych w pegeerach, bo wówczas albo legalnie je kupowali -

formalnie po cenach złomu, albo nielegalnie - po rzekomym złomowaniu. Je�eli jaki�

chłop miał na widoku ci�gnik, a ci�gnik w tym kraju chłop mógł kupi� tylko ze

złomowiska, to w gr� wchodziły całe tony przetworzonej na bimber melasy.

Jednak pan Antoni nie mógł zapomina� o setkach drugorz�dnych i trzeciorz�dnych

sług socjalistycznego pa�stwa, którzy te� byli zainteresowani w uzyskaniu melasy, a

których tytuł do tego przywileju formalnie mie�cił si� w ostatniej, maj�cej

108

najmniejsze szanse kategorii. Nie było wcale potrzeby, by sprzedawa� im t� melas�

po cenie zbytu jedynie. Przeciwnie - wła�ciwie wszyscy musieli dawa� łapówki:

chłopi i inni ludzie w gotówce, a pegeery w beczkach masła wygospodarowanych

przez oborowych, w rozpisanych jako padłe �winiach, zu�ytych, skórzanych pasach

transmisyjnych, które na pniu kupowali prywatni i uspołecznieni szewcy, bo nawet ci

uspołecznieni mo�e jedn� tylko napraw� dziennie robili na rachunek, wówczas

troskliwie wypisywanych w czterech kopiach przez kalk�, gdy reszt� robili na lewo i

jako� musieli pozyska� materiał. Niekiedy organizacje zwi�zkowe wielkich

zakładów pracy wyst�powały o przydział melasy dla zwi�zkowców. Pracownicy tych

zakładów zwykle pochodzili ze wsi i potem aktywi�ci po linii zwi�zkowej, partyjnej

i młodzie�owej z beczkami melasy tarabanili si� poci�gami i autobusami do domów

rodzinnych, by z rodzicami i rodze�stwem dost�pi� tradycyjnego obrz�dku ludu

polskiego - p�dzenia bimbru i spo�ywania go potem, a raczej ju� w trakcie produkcji.

Oczywi�cie - organizacja zakładowa zakładów obuwniczych zawsze dysponowała

np. setk� par butów wła�nie zakwestionowanych przez wewn�trzn� kontrol� jako�ci,

które hurtem odkupywał pan Antoni i jego głowa była w tym, aby te cenne

przedmioty si� nie zmarnowały.

Rzecz jasna - te przecenione i sprzedawane panu Antoniemu buty były wr�cz

niewiarygodnie, jak na mo�liwo�ci socjalistycznego przemysłu, porz�dnymi butami.

Zaraz potem szły buty szyte na eksport do drugiego obszaru płatniczego. Nieco

gorsze były przeznaczane na rynek wewn�trzny i na eksport na W�gry. Gorsze

wysyłano do rodziny pomniejszych bratnich pa�stw socjalistycznych. Natomiast

produkowane na rynek radziecki celowo były zszywane z fragmentów skóry o ró�nej

grubo�ci i odcieniach, nie doszyte i nie doklejone. Gorzej robiono tylko dla Kuby,

bo Kuba - ten zwi�zek przyczynowo - skutkowy nasuwał si� sam - sprzeciwiła si�

Ameryce. Za to najlepsz� w historii bydgoskiego zakładu produkcj� - luksusowych

sandałów ze skórzanymi podeszwami i wy�ciełanych traw� morsk� pokryt� irch�,

wykonano dla Izraela. Cała załoga si� �miała, �e to po to, by �ydki dobrze

109

wspominały stary kraj, ale pracowała, �e hej... Ksi�gowy - �yd - chodził wtedy

dumny po zakładzie i nawet gadał z lud�mi, cho� na co dzie� był małomówny.

Ja jeszcze w Warszawie słyszałem opowie�� o produkcji kosmetyków w fabryce na

Pradze na eksport do zeteserer, celowo wykonywanej na bazie zjełczałych,

najgorszych z przechowywanych w magazynie tłuszczy i bez zachowania

jakichkolwiek rygorów technologicznych. Raportowałem o tym panu Stasiowi, który

mnie opierdolił, nawet nie tłumacz�c, dlaczego. Z tym obuwiem to nie raportowałem

panu Zygmuntowi i tylko opowiedziałem oczekuj�c wyja�nie�, ale on nazwał mnie

sakramenckim idiot�, nic nie wyja�nił, ale te� si� nie pieklił, bo chyba docenił, �e nie

pisałem �adnego �wistka, który on potem musiałby drze�. Jednak - pami�tam - przy

nast�pnym spotkaniu wróciłem do tematu i odpowiedział, �e dla towarzyszy

radzieckich priorytetem jest ilo��, a jako��, wystarczy, by była wy�sza od ich

własnej rynkowej produkcji. O wi�cej nie pytałem.

Zadanie postawione przed panem Antonim - dystrybucja melasy - było

najtrudniejsze, cho� owocowało niesamowitymi wr�cz zyskami. Ja - ku memu

zaskoczeniu - cho� ju� co� o tym słyszałem wcze�niej - zostałem kierownikiem

wydawania wytłoków. Formalnie nic ode mnie nie zale�ało. Nie ja decydowałem,

komu i ile wytłoków si� nale�y. Podlegało mi jedenastu pracowników, którzy

łopatami mieli ładowa� te wytłoki na wozy pegeerowskie i chłopskie. W

rzeczywisto�ci jednak ci�gle mi ich zabierano do innych prac i jedynie wagowy

zawsze był przy mnie. Wagowy to była wa�na posta�, bo to on wa�ył i podpisywał

dokumentacje zdawczo - odbiorcze. W zasadzie to te wytłoki przed wydaniem nam

z cukrowni powinny by� wa�one, ale pozostałe wagi dali do skupu buraków. Tak

wi�c my dostawali�my po prostu niepoliczaln� ilo�� wytłoków, wa�yli�my wydaj�c

j� klientom i na podstawie tych dokumentów pod koniec dnia sporz�dzali�my

wspólnie z technikiem z produkcji wielko�� dostawy. Był to system idealny, gdy�

nawet nie wchodziło w rachub� manko, jak zreszt� i superata. Dwie tony, tak na

oko, co dzie� musieli�my wyda� chłopom wskazanym przez tego technika i z tamtej

strony był spokój.

110

Wytłoki wa�one były w ten sposób, �e wóz lub przyczepa wje�d�ała na wag�

pusta, a potem wa�ono j� po załadowaniu. Zysk wagowego wynikał st�d, �e przy

pierwotnym wa�eniu wo�nica lub kierowca był w �rodku, a zatem te� był wa�ony.

Za to płacił pi��, lub dziesi�� złotych. Jak był lekki, lub gdy zapłacił wi�cej, to mógł

wtaskiwa� na ten wóz sztang� miedzian� wagi osiemdziesi�t kilogramów, lub dwie

sztangi. Waga wydawała taki zadrukowany kartonik identyczny fasonem z biletem

kolejowym. Równocze�nie na ta�mie papierowej w zaplombowanym pojemniku

zapisywała to samo dla ksi�gowo�ci. Ja z tego tytułu nie miałem �adnych korzy�ci.

A jednak - korzy�ci miałem du�e, gdy� codziennie ustawiały si� po te wytłoki

monstrualne tłumy. W zasadzie, to była kolejka, ale ja decydowałem, kto tak

naprawd� wjedzie na wag�. Ci z ko�ca kolejki płacili pi��dziesi�t złotych za wóz

konny ogumiony, trzydzie�ci złotych za taki z obr�czami, a je�li odstali w kolejce -

to dziesi�� złotych. Od pegeerów pocz�tkowo nie chciałem nic bra�, a ci��arówki i

ci�gniki z przyczepami ustawiały si� w osobnej, szybciej obsługiwanej kolejce. Ale

oni sami zacz�li mi po kilku dniach przywozi� na podwórko moich gospodarzy

cenne dobra: a to beczk� masła, a to wypatroszonego �winiaka... Z jednego pegeeru

dostałem trzy nabite worki pierza g�siego i worek puchu. To była dosłownie lawina.

Ja nic nie ��dałem, a oni i tak przywozili.

Czy miałem do dyspozycji ładowaczy, czy nie, to i tak oni nic nie robili, tylko

udawali, �e nadzoruj� ładowanie, bo załadunkiem zajmowali si� furmani, kierowcy i

osoby przez nich przywiezione lub prywatnie wynaj�te na miejscu. Ci prawdziwi

ładowacze - prywatni - znałem ich - cz�sto zbierali dla mnie pieni�dze od swoich

klientów. Je�li za� kto� nie potrzebował tych ładowaczy, to ja wyci�gałem z kieszeni

sporta i tak łaziłem z nie zapalonym - a przecie� nie paliłem - a� mi dawali pudełko

od zapałek z banknotem lub z monetami. Ja miałem kłopot, bo codziennie worek

tych pudełek niosłem na kwater�, gdzie pani Magda paliła nimi pod blach�. Zapałek

przed wej�ciem nikt nie rozrzucał, bo chłopi byli oszcz�dni i brali te zapałki luzem

do domów.

111

Najgorszego dnia zarobiłem osiemset dwana�cie złotych, a najlepszego trzy tysi�ce

trzysta pi��dziesi�t i co�. To z samych łapówek. Bo to, co pegeery zwalały mi na

podwórko, to sprzedawała pani Magda i Marlenka. Nie�le mnie skubały, a i tak pani

Magda sprzedała za dwadziecia jeden tysi�cy, a Marlenka za dziewi�tna�cie.

Marlenka ostrzej mnie nacinała, ale nie zwa�ałem na to. Na dodatek pensji z

premiami i nadgodzinami miałem po osiem, dziewi�� tysi�cy złotych miesi�cznie,

gdy Marlenka zarabiała dziewi��set pi��dziesi�t. Na koniec jeszcze spółdzielnia

rolna, która miała cegielni�, przywiozła cegły w ilo�ci wystarczaj�cej na dom. Jako��

taka, jak licówka, a nadto dachówki i kafle z gliny oblewanej na piece. Cało�� od

razu kupił jaki� krewny Marlenki i jeszcze przywiózł �winiaka w wyrobach: szynki,

kiełbasy, pasztetowa i salceson, a nadto surowy schab na kotlety. Wszystko to

sprzedała pani Magda i oczywi�cie - rozliczyła si�.

�yłem jak w bajce. W �yciu nie brałem pod uwag�, �e mo�na w trzy miesi�ce

zarobi� tak du�o pieni�dzy. Miałem dwie�cie szesna�cie tysi�cy złotych i za te

pieni�dze mogłem na pniu kupi� porz�dn�, przedwojenn� will� pod Warszaw�.

Tylko jak bym wyja�nił - sk�d wzi�łem na ni� �rodki? Nawet nie mogłem tych

pieni�dzy wpłaci� do pekao.

Z cukrowni na po�egnanie dali mi na stycze� przydział do sanatorium z

Nał�czowie. Bez gadania przepisali go na moja pro�b� na imi� mamy.

Pan Antoni zaprosił mnie do siebie, do Bydgoszczy. Nie zauwa�yłem, �e był

kompletnie pijany. Miał małego włoskiego fiata, takiego samego, jak du�o

popularniejsze jugosłowia�skie zastavy. Wsiadł do niego i jechał zakosami.

Zatrzymała nas milicja drogowa. Chcieli go wzi�� na izb� wytrze�wie�, a w ka�dym

razie nie�le spałowa�. To było wida�. Ale nie z panem Antonim takie numery. Teraz

ju� wprawdzie ledwie trzymał si� na nogach - wida� wypił olbrzymia ilo�� wódki

bezpo�rednio przed naszym wyjazdem, zagryzł i dlatego stopniowo go brało. Rozdarł

si� na tych milicjantów, w ko�cu dorosłych, czterdziestoletnich ludzi:

112

- Gnojki jedne, na baczno�� przede mn�... Numery słu�bowe, ale to ju�... Wy kurwa

wiecie, kto to jest pułkownik W�troba? No wiecie gnojki jedne, czy dopiero musicie

si� dowiedzie�?

By� mo�e milicjanci nie znali osobi�cie pułkownika W�troby i uznali, �e maj� z

nim do czynienia osobi�cie, albo te� znali, ale w takim razie, całkiem zasadnie,

przypuszczali, �e maj� do czynienia z jego współpracownikiem lub krewnym, ale tak

czy inaczej odwrócili si� bez słowa na pi�cie, wsiedli na motocykl i tyle ich było

wida�...

Pan Antoni bardzo niebezpiecznie prowadz�c mamrotał co�, �e był w partii wtedy,

gdy go wszy jadły, a teraz, to nie chce by� i dlatego wyst�pił i w ogóle taki burdel

pierdoli...

Ja pod pozorem sikania poprosiłem, aby zatrzymał si� i po prostu uciekłem. Pieszo

doszedłem do niedawno mijanej wsi. Sprawdziłem, o której mam autobus i

poszedłem do knajpy geesu, ale było akurat sprz�tanie.

Do moich gospodarzy wróciłem wieczorem, zzi�bni�ty. Pani Magda czym pr�dzej

mi po�cieliła, do łó�ka przyniosła kolacj�, co� mocniejszego, a wreszcie, bym si� nie

przezi�bił, sama wlazła mi do łó�ka. Młódk� nie była, ale co tam... Jej m�� nie

przeszkadzał nam w ogóle.

A w dwa dni pó�niej opu�ciłem go�cinne Nakło. I Marlenka i pani Magda płakały

na po�egnanie... Z Marlenk� jeszcze potem rozmawiałem telefoniczne, bo musiałem

co� uzgodni�, by i w jej raporcie i w moim było to samo. W lot mnie zrozumiała, a

przecie� nie mogłem mówi� wprost. Bystra była dziewczyna, nie chciałem jej traci�

z horyzontu...

****************************************************

- W poci�gu do Warszawy, jak to w poci�gu. Bilet miałem pierwszej klasy, ale

obci��ony byłem dwiema walizami i skrzynk�. W jednej, zupełnie nowej, skórzanej

walizie kupionej w Nakle - a� dziw, �e w takiej dziurze był tak luksusowy wyrób,

113

miałem moje rzeczy i połow� pieni�dzy. W drugiej za�, a tak�e w skrzynce owini�tej

szarym papierem i sznurkiem pani Magda z Marlenk� zapakowały mi dwie w�dzone,

jeszcze nie ugotowane szynki, wielkie jak bomby lotnicze i jedn� szynk� ugotowan�.

Do tego ze czterdzie�ci kilo kiełbasy i dwa balerony nie we flaku, tylko osypane

papryk�. Z takim obci��eniem nie miałem �adnej szansy na wywalczenie sobie

miejsca, cho� poci�g ruszał z Bydgoszczy i na peron wjechał prawie pusty, tylko z

lud�mi, którzy maj�c układy na kolei wsiedli jeszcze na stacji rozrz�dowej.

Rozło�yłem paczki wzdłó� przej�cia tak, �e nowa walizka była w �rodku i zgodziłem

si�, aby na jednej usiadła starsza pani, a na drugiej chyba jaki� student, albo co?

Zaraz potem z przedziału wyszedł mo�e trzydziestoletni facet i ust�pił miejsca

staruszce. Rzecz jasna - usiadł na skrzynce.

Sprawdzaj�c bilety doszedł konduktor. Z moich pakunków unosił si� fascynuj�cy

aromat w�dlin. On tylko popatrzył, pokiwał głow�...

- To ju� i pierwsz� klas�, he... he... Uwa�aj pan - dzi� mog� pana wyhaczy�...

Nie min�ło i dziesi�� minut, gdy zjawili si�, z tego samego kierunku, z którego

przyszedł konduktor - soki�ci. Poci�g na chwil� stan�ł w Solcu Kujawskim i nawet

zastanawiałem si�, czy nie wysi���, ale to byłoby szalenie trudne. Gdy poci�g

ruszył, soki�ci zbli�ali si� do mnie i ju� po minach było wida�, �e ten zapach

pochwycili niczym psy go�cze. Jeden z nich miał tak z pi��dziesi�t lat i rzut oka

starczył, by oceni�, �e z milicji wyrzucili go za pija�stwo, a przecie� byle pijaka w

tym kraju z milicji si� nie wyrzuca. Drugi, czterdziestoletni, te� nie wygl�dał du�o

lepiej.

- Czyje to pakunki?

- No moje - opowiedziałem...

- Co tam macie?

- Wracam z kampanii cukrowniczej, pracowałem w niej, no i na �wi�ta dostałem

troch� w�dlin...

Ta odpowied� troch� zbiła z tropu pytaj�cego - tego starszego. No bo rzeczywi�cie

- w pierwszej klasie, porz�dnie ubrany młody człowiek. Nawet ta walizka taka dobra

114

- mo�e syn dyrektora? Tak sobie musiał kombinowa�. Po chwili jednak wpadł na

koncept:

- W stołówce pracowniczej?

- Tak, w stołówce - uchwyciłem si� tej szansy.

- A rachuneczek jest, cho�by paragon?

- No co pan - łgałem - s�dziłem, �e jak z nut - w stołówce paragony? Sklepowa

chemicznym rachuje na gazecie...

- Na gazecie to mo�e se rachowa�, jak wydaje drugie �niadanie. A nie wałów� na

�wi�ta. Jest tego pi�� kilo?

- No mo�e jest? - odpowiedziałem pytaniem, bo co miałem zrobi�?

- No to mo�e jednak spekulant?

Tu ju� si� zdenerwowałem - ch�tnie oddałbym im cał� t� padlin�, bo przecie� nic

nie była warta w stosunku do pieni�dzy, które wiozłem. A poza tym - te pieni�dze -

rzecz była oczywista - musiały pochodzi� z przest�pstwa gospodarczego, a za to z

dziesi�� lat mamra jak obszył, a mo�e i wi�cej?

- Panie władza - nie jestem spekulantem, tylko socjalistycznym pracownikiem. Moja

praca cieszyła si� uznaniem, zostałem nagrodzony, a wy mi tutaj takie rzeczy...

Soki�ci nadal chyba jednak nie byli pewni, jak post�pi�, no ale te moje w�dliny tak

pi�knie pachniały, �e si� przemogli:

- Dobra, dobra - dokumenty...

Oczywi�cie podałem i dowód, a w nim były, jak trzeba, piecz�tki o zatrudnieniu od

i do w cukrowni na stanowisku starszego specjalisty. Widziałem, �e to umocniło

moja wersj�. Postanowiłem dobi� wrogów:

- No i sam pan władza widzi, �e jestem powa�nym człowiekiem i nie w głowie mi s�

jakie� lewe interesy...

Powiedziałem to jednak tonem troch� za bardzo pewnym siebie i to był bł�d.

- Wszystko prawda, obywatelu, ale rachunków na w�dliny nie macie. Sami

przyznali�cie. Pójdziecie z nami do wyja�nienia - zatelefonuje si� do cukrowni. Jak

115

potwierdz�, to mo�e pu�cimy... A co z w�dlin�, to si� zobaczy. Przez telefon

rachunku nam nie przy�l�... Tacy m�drzy to si� jeszcze na �wiecie nie narodzili...

- Panie - ile jej b�d� szuka� - replikowałem - kampania si� wła�nie sko�czyła - gdzie

t� bufetowa b�d� szuka�?

- No to se - obywatelu - na dołku poczekacie, a� do skutku. Za spekulacj� obywatelu

jest sankcja prokuratorska...

Przestraszyłem si� nie na �arty. Przecie� gdybym chciał, i gdyby w sklepie było

du�o, a przecie�, gdy rzucali towar, to było du�o - mogłem sobie w byle sklepie

kupi� pi�� kilo kiełbasy i nikt by nawet okiem nie mrugn�ł. Sklepowa by najwy�ej

mrugn�ła okiem i powiedziała - takie chuchro, a ma spust...

- Panie - mówi� - ja musz� dzi� do Warszawy - bierz pan te w�dliny w choler�, na

mnie na peronie b�d� czeka�...

I to był bł�d - wprawdzie ten młodszy dawał starszemu niedwuznacznie do

zrozumienia, �e trzeba bra� skrzynk� i cieszy� si� darem bo�ym, lecz starszy ju� to

ignorował. Facet bez mrugni�cia powiek� po�wi�caj�cy tyle dobra, samo przez si�

si� rozumiało, �e połow� - czyli zawarto�� skrzynki, musiał by� podejrzany.

W Toruniu na posterunek ja niosłem now� walizk�, a soki�ci drug� walizk� i

skrzynk�.

Ju� na posterunku moje dane spisywał ich komendant. Przygl�dał mi si� uwa�nie:

- Wy to nie z resortu?

- A mam to na twarzy wypisane? - odpowiedziałem na pytanie, bo oczywi�cie nie

wolno mi było powiedzie�, �e z resortu. Zreszt� - czy ja byłem z resortu?

- Nie na twarzy, towarzyszu, tylko na marynarce po prawej stronie.

Ubrany byłem w szykowny płaszcz tweedowy, ale w poci�gu go rozpi�łem, id�c

przez perony nie zapi�łem i teraz był rozsuni�ty.

- Ja si� na tym znam - jeste�cie towarzyszu ma�kutem i tam macie gnata na

szelkach...

- Co� tam mam, ale to tajemnica - odpowiedziałem. Nie moja własno��...

116

- Jasne - �e resortowa... Ale stosowny dokumencik to nawet towarzyszom sokistom

trzeba okaza�. Takie przepisy - sami je znacie...

- Nie mam legitymacji...

Na t� odpowied� komendant - facet przed sze��dziesi�tk�, do�� niechlujny, bo w

poplamionym mundurze, a� si� zje�ył:

- Lewizna, legitymacji nie ma...

Nawet nie zorientowałem si� kiedy, niczym �bik rzucił si� na mnie i z kieszeni

bocznej marynarki wyszarpn�ł paczk� z pieni�dzmi. To one bowiem tworzyły

wypukło��. Jednak on jeszcze nie wiedział, co ma w gar�ci, bo tak szarpi�c

wykrzyczał:

- Za bro� bez pozwolenia jest prokura.... - i zamilkł. Na blat stolika słu�bowego

wysypały si� dziesi�tki tysi�cy złotych. Pewnie w �yciu tylu na raz nie widział na

oczy...

Wreszcie po chwili chwycił oddech, wyszarpn�ł słu�bowy pistolet i wycharczał:

- Bank, bank �e�cie towarzyszu obrabowali...

Zatrzymany... Wy nie jeste�cie �aden towarzysz, wy jeste�cie zatrzymany - i lu

mnie w mord� pi��ci� obci��on� kilogramowym złomem. Dosłownie pofrun�łem na

�cian�.

- Ty kurwa sobie nie my�l, ze my ci� przesłuchujemy. To nie było w ramach

przesłuchania... To było, �eby� nie uciekł. A jak si� b�dziesz skar�ył, to dam ci prób�

ucieczki...

Zaraz potem zawlekli mnie do celi, wrzucili i zatrzasn�li drzwi. Nie min�ła minuta,

gdy weszli do �rodka i zrobili rewizj�. W kieszeni spodni miałem wcale nie mniej

pieni�dzy. Pozostałe były w walizce. Troch� jednak ochłon�łem i dobitnie

poprosiłem, by zatelefonowali pod numer - tu im podałem numer słu�bowego

telefonu, i �eby poprosili pana Zygmunta. Z du�� pewno�ci� siebie - jak na sytuacj� -

powiedziałem to, a zreszt� by� mo�e nawet komendant wiedział, na jakie cyfry

zaczynaj� si� które telefony w Warszawie, bo na odchodne, z du�ym szacunkiem

nios�c w obu dłoniach nowy plik pieni�dzy - rzucił:

117

- Zobaczymy...

Miałem czas do rozmy�la�. Było jasne, �e pan Zygmunt nie znajdzie pomysłu na t�

drak�. Z drugiej strony - tyle pieni�dzy to nie zawsze jest nawet w oddziale banku.

A przecie� nie słyszało si�, �eby ostatnio gdzie� okradli bank. Inna sprawa, �e jak

okradali bank, to prasa o tym wcale nie tr�biła. Byłem tak oszołomiony, �e zapadłem

w jaki� letarg, pół sen... No bo co ja jeszcze mogłem zrobi�? Umarł w butach... Za

takie wielkie afery to nawet kar� �mierci potrafili zas�dzi�...

Szkoda mi było młodego �ycia. A poza tym - ojciec w wi�zieniu, ja w wi�zieniu -

matka tego nie prze�yje... Na szcz��cie zd��yłem przesła� jej poleconym skierowanie

do sanatorium... Ale czy pojedzie? W tych warunkach?

Po paru godzinach, gdy straciłem rachub� czasu, bo Dox� przecie� mi zabrali przy

rewizji razem ze sznurówkami, drzwi si� otworzyły. Wszedł komendant:

- Wstawajcie towarzyszu... kto� do was...

Od razu pomy�lałem, �e jednak pan Zygmunt, ale tak szybko?

Jednak na posterunku był nie pan Zygmunt, lecz ten osiłek, który razem ze swoim

szefem zdybali mnie na przystani nad Noteci� w Nakle. U�miechał si�. Komendant

te� si� u�miechał. Wszyscy si� u�miechali.

- Wy tu u nas co� sobie ci�gle garderob� psujecie... - i wymownie popatrzył na

wysoko�� mojego rozporka. Cholera - rzeczywi�cie - sam nie wiem kiedy

zmoczyłem si�...

- No - nic takiego - jak to na słu�bie... - rzucił usprawiedliwaj�co. Pewnie macie co�

tam na zmian�. A t� �liw� nad okiem to niepotrzebnie, komendancie, mu nabili�cie...

Pospieszyli�cie si�. Dobry towarzysz, czekista na słu�bie, a wy go tak ostro...

- Sk�d mogłem wiedzie�? Ja tylko lekko, profilaktycznie, my�lałem, �e mo�e nie jest

nasz? Jak który wygl�da na takiego, co mo�e da� drapaka, to ja go zawsze lu w

mord�. Przepisy przepisami, ale sami widzicie - tu jest blisko do drzwi...

- Dobra ju� - towarzysz jest naszym go�ciem. Tu s� wasze rzeczy - wskazał na

ustawione rz�dem walizki i paczk�. Zaraz jeden taki przyniesie z bufetu posiłek

ziemi kujawskiej. Przebierzcie si�...

118

Byłem jeszcze bardziej oszołomiony. Jak automat otworzyłem walizk�, wyj�łem

jakie� spodnie i poszedłem do celi przebra� si�. Rzeczywi�cie - na podłodze była

plama. Gdy wróciłem, mój wybawca strofował komendanta:

- No i co wy powiecie. Kierujecie placówk� i nie wiecie, gdzie na dworcu mo�na

kupi� flaszk�? Ze mnie durnia robicie? W peerelu nie ma takiego dworca, �eby tu�

przy nim nie było trzech met... o - mo�e na wiosce s� dwie... Co tu u was za burdel?

Dziesi�� minut! Dziesi�� minut macie na to...

Komendant jak z procy wyskoczył za drzwi. Stał na nim na mrozie jeden z tych

sokistów, którzy mnie wygarn�li...

- Do poci�gu macie godzin�. Pieni�dze wam zaraz zwróc�, ale przy �wiadku - przy

komendancie. Kwitowa� nic nie trzeba.

A po chwili dodał, a� kr�c�c głow�:

- Ale si� nachapali�cie... Wiedzieli�my, �e tego b�dzie du�o, ale tyle? To dla nas

wa�na informacja...

Po chwili wszedł komendant ze starszym sokist�, który w dłoniach trzymał tac� z

dwiema kawami, dwiema oran�adami, talerzykami i półmiskiem z w�dlinami.

- U was z tych czemodanczikach lepsze specjały, ni� dworcowe, ale jeste�cie naszym

go�ciem, towarzyszu, wi�c czym chata bogata.

A zaraz potem zwrócił si� do komendanta:

- Odprawcie swojego człowieka...

Sokista natychmiast wyszedł nie czekaj�c na rozkaz przeło�onego.

- No i teraz przeliczcie - i wyci�gn�ł spod gazety na stole pieni�dze. Liczyłem

do�� długo, nikt mi nie przeszkadzał. Wida� było, �e na obu moich towarzyszach

suma robi wra�enie... Gdy sko�czyłem, rozło�yłem na trzy paczki i upchn�łem w te

same miejsca, co poprzednio.

W tym samym czasie ozwało si� pukanie... Komendant wyjrzał i po chwili wniósł

dumnie do �rodka trzy butelki wódki czystej.

- No rozlejcie... przecie� jakie� szkło macie... - a po chwili dodał:

- Na trzech... bo to na zgod�...

119

Szkło si�znalazło – dla go�cia z Bydgoszczy i dla mnie porz�dnie umyte szklanki

herbaciane z bhufetu dworcowego, za� sobie komendant nalał do lepi�cej si� od

brudu musztardówki.

- Za pomy�lno�� zadania naszego miłego go�cia...

Ja za�, cho� nadal byłem w gł�bokim szoku, przytomnie zareplikowałem...

- Nie, nie... towarzyszu - za zdrowie i za dalsze sukcesy w pracy towarzysza

pułkownika W�troby...

Obaj a� pokra�nieli z zadowolenia...

Do domu wracałem w przedziale tylko do mojej dyspozycji. W korytarzu,

dyskretnie, par� metrów od moich drzwi, wartowali obaj soki�ci. Popijali sobie z

flaszki. Nie wiem, czy załapali si� na jedn� z dwóch, które zostały z tych trzech

przyniesionych, czy te� roztropnie kupili ich na mecie od razu wi�cej?

Byłem kompletnie wyko�czony. Na dworcu wschodnim czekała na mnie

pilnowana przez miejscowego sokist� taksówka... Pojechałem na now� kwater�... Z

baga�nika taksówki, mimo mrozu, do kabiny docierał zapach kiełbasy. Ale nie

miałem siły my�le�, czy jest to nadal zapach miły, czy ju� nie...

- Mój drogi - resort stawia przed tob� naprawd� trudne zadanie. Trudne zadania s�

dla szczególnie zdolnych i oddanych... Wida� - w �wietle moich raportów - za

takiego zostałe� uznany. Poprowadzisz placówk� pod przykryciem - całkowicie

tajn�, ale jawn�...

Patrzyłem na pana Zygmunta ze zdumieniem. miał si� z mojej dramatycznej

opowie�ci o przej�ciach w poci�gu. Ja ci�gle nie byłem pewien, czy pieni�dze, które

uzyskałem na tak ró�ne sposoby w Nakle s� moje, czy resortu. Byłem gotów zrzec

si� ich w obawie, �e przecie� ci�gle mog� mnie zamkn��. Zreszt� - co niby miałem

zrobi� z tak� gór� pieni�dzy? A on nic mi w tej sprawie nie powiedział. Po

wysłuchaniu raportu tylko u�miechn�ł si�, �e takiego przekr�tu to nawet on, po tylu

latach słu�by, nie robił.

120

- To b�dzie wielka odpowiedzialno��, ale i wielki honor. Bo odpowiedzialno��

poł�czona jest z zaufaniem, jakie w tobie pokładamy. Moje zaufanie jest szczególnie

du�e, bo to ja jestem twoim prowadz�cym i moja kariera zale�y od twojego

powodzenia. Partia i rz�d czyni� wielkie starania, by broni� granic naszej młodej

ojczyzny przed odwiecznym wrogiem - zachodnioniemieckim rewizjonizmem i

ameryka�skim imperializmem. Robotnicy buduj� statki i samoloty. Ty wiesz, �e

nasze samoloty uzyskuj� gotowo�� bojow� w powietrzu najszybciej na �wiecie? Bo

piloci te� pracuj� z najwi�kszym po�wi�ceniem. Tego samego, a nawet wi�cej

oczekuje si� od ludzi zwi�zanych z resortem. My bowiem pracowa� musimy nie

zwa�aj�c, �e nasza praca cz�sto jest niedoceniana, fałszywie interpretowana... Tym

bardziej partia musi docenia� nasze starania... A twoje zadanie b�dzie najtajniejsze z

najtajniejszych...

Wszystko to, jak�e pompatyczne w słowach, mówił, nawet jak na niego,

monotonnym głosem. Wiedziałem, �e to jest wa�ne, ale zaczynałem by� cała t�

przemow� znu�ony.

- Jak wiesz, ludzie maj� swoje słabo�ci, a stosunki m�sko-damskie do nich nale��.

Wiesz tak�e, �e partia i rz�d wcale nie popieraj� rozwi�zło�ci. Przeciwnie - stawiaj�

nieprzebyt� zapor� przed nowinkami z Zachodu - tak zwanym seksem i pornografi�.

I tu trzeba mocno podkre�li�, �e placówka twoja nie b�dzie słu�y� zachodniemu

seksowi i rozpasaniu. B�dzie bowiem placówk� badawcz�. Bada� bowiem musimy

zachowania ludzi w okre�lonych sytuacjach. W szczególno�ci musimy tak�e

naszych ludzi szkoli�. O tak... szkoli�...

Nie byłem pewien, czy wypada, bym przerywał, wi�c ostatecznie nie

zdecydowałem si� na zadanie pytania o to, w czym ich mamy szkoli� i co te� takiego

ja potrafi�, w czym mógłbym kogokolwiek szkoli�?

- Tak wi�c placówka twoja b�dzie prowadziła program badawczy... Powtarzam -

program w istocie rzeczy naukowy, pod auspicjami naszych tajnych instytutów

naukowych.

121

- Na czym b�dzie polega� moja działalno��? - jak najbardziej uległym tonem

zdecydowałem si� spyta�...

- To nie ma nic do rzeczy. Najwa�niejsze, aby� jak najszybciej obj�ł swoj� placówk�,

wyremontował j� i niejako przygotował... My zapewnimy ci kontyngent personelu.

Trzeba pami�ta�, �e musisz z nimi post�powa� w sposób mo�liwie kulturalny i

taktowny. Ich zadanie, zadanie w naszym socjalistycznym pa�stwie niezwykle

trudne, jest niezwykle trudne...

Wyra�nie nawet pan Zygmunt czasem jednak si� gubił...

- Czy podejmujesz si�? Pomy�l, �e ł�czy si� to z istotnym awansem - b�dziesz

niezale�nym w strukturze Funduszu Wczasów Pracowniczych kierownikiem. Ł�czy

si� to z wielk� odpowiedzialno�ci� materialn�. Partia i rz�d, a wła�ciwie nasz resort,

a tak�e, mo�e przede wszystkim, Fundusz Wczasów Pracowniczych, powierz� ci

wielkie �rodki, którymi b�dziesz musiał umiej�tnie, na po�ytek społeczny

gospodarowa�. Jestem pewien, ze podołasz temu nowemu dla ciebie zadaniu... Jeste�

zdolny...

Przez chwil� nawet my�lałem, �e on sobie kpi i nawi�zuje do moich wyczynów

nakielskich, ale chyba nie? To nie było w jego stylu...

- Szczegółów dowiesz si� od specjalisty. A dodam, �e jest to specjalista

przedwojenny, sanacyjny, w zasadzie człowiek nam oddany, ale z istoty swojej

wrogi, obcy... Spróbujemy załatwi� jeszcze współczesnego specjalist� z wojska, ale

to nie jest pewne, bo chcieliby�my, by wojsko mo�liwie długo o tym przedsi�wzi�ciu

nie wiedziało. Niech potem zazdroszcz�...

To ostatnie zdanie pan Zygmunt wypowiedział z wi�ksza energi�, a nawet mo�e z

satysfakcj�?

- I by� mo�e b�dziesz zadaniem nawet zszokowany. Oszcz�dz� ci szczegółów.

Dowiesz si� w swoim czasie. Jutro o dziesi�tej przyjdzie do ciebie ten sanacyjny

specjalista... Przyjmij go godnie - jaki� gruzi�ski czy jaki tam koniak, w�dliny masz,

�e na korytarzu czu�... Oczywi�cie - na nie nie b�dziesz miał rachunku, wi�c nikt ci

122

nie zwróci... Ten facet powie, �e przybył w sprawie łab�dzi, a ty mu odpowiesz, �e

nie masz biletów na "Jezioro łab�dzie". Zapami�tasz?

Udało mi si� kupi� w zielonej budzie chrzan, ogórki kiszone te� nie były

kapciowate - bo od prywatnego, do tego jaja wiejskie, a nie pa�stwowe, �mierdz�ce

rybami... Wymy�liłem danie na sto dwa - jajecznica na kiełbasie, herbata, koniak i

petitybery, bo w cukierni prywatnej nie chcieli da� rachunku. Ja i tak na tej zielonej

budce - te� bez rachunku - byłem stratny. W ka�dym razie postanowiłem

przedwojennego fachowca przywita� po pa�sku...

W ko�cu przyszedł pół godziny po czasie. Mały, sze��dziesi�cioletni człowieczek

w �wietnym, bazarowym, kraciastym palcie z koca, czerwonych skarpetach i butach

chyba ameryka�skich. Z przodu miał wszystkiego ze trzy całkiem czarne od

papierosów z�by. Włosy miał takie tłuste, �e cho� zwykle na to nie zwracałem

uwagi, sam przecie� nie byłem wzorem higienisty, to tym razem mi si� nie udało.

Tyle jednak wiedziałem, �e je�li włosy były ju� takie tłuste, �e łupie� przestawał

odpada�, to czas najwy�szy było je my�...

Spojrzał na koniak, taki z robaczkami zamiast liter i radziecki i od razu nalał sobie

do naszykowanej angielki. Nasma�yłem jajecznic� z o�miu jaj - pochwalił, �e na

�niadanie, je�li go�cie zostan� do �niadania, to jest to dobre...

- Jacy go�cie? - pytam...

- No jak masz pan prowadzi� burdel, to nawet w peerelu, panie tego, trzeba czasem

wydawa� �niadania. Na tym si� zarabia... No... na tym te�...

- Jaki burdel panie?

- No kurwa, panie... Za przeproszeniem. Pan oficer mówił, �e jak jezioro łab�dzie, to

b�dzie to nowy socjalistyczny opiekun panienek. �e masz pan burdel prowadzi�... Ja

głupi nie jestem... Sam przed wojn� w burdlu - za przeproszeniem, niestety

sanacyjnym, robiłem...

123

To był jak cios obuchem! Bo niby co� takiego si� tajemniczo przewijało, ale �eby

rzeczywi�cie? W pa�stwie socjalistycznym? A gdzie moralno�� z "Jak hartowała si�

stal"? Nagle jeszcze zdałem sobie spraw�, �e co ja mamie powiem? Tata w wi��niu,

a syn burdel prowadzi? No ale tu szybko wymy�liłem, ze przecie� mam by�

kierownikiem domu wczasowego. Jako� si� zakombinuje... Je�li ja mam by�

kierownikiem, a personel sami mi przy�l�, to przecie� mo�na b�dzie, no - mo�e

czasem... tak�e samemu u�y�? Marlenka była daleko, a krew młoda...

- Burdel panie, albo inaczej dom publiczny panie, to jest instytucja... Jest burdel

mama, albo - za przeproszeniem - burdel tata... On rz�dzi wszystkim i wszyscy maj�

si� go słucha�... A musz�, bo burdel tata trzyma kas�. Jak co� si� nie podoba, to

krótka rozmowa - w jap� i na bruk - now� kurw� zawsze si� znajdzie... W ogóle to

panienki trzeba krótko trzyma� - tirli, tirli z nimi, niby wszystko pi�knie, ale jak

tylko co� nie tak, to w ucho... W ucho panie najlepiej, bo si�ców nie wida�. Na

całym ciele, panie, si�ce klient zobaczy, a na uchu, czy pod włosami - nie tak łatwo...

Bo panna musi w ka�dej chwili by� do u�ytku. Burdel zarabia na pierdoleniu, panie,

a nie na gadaniu... Jak który go�� chce, �eby panienka jego lała - to prosz� bardzo,

ale jak chce, �eby to on lał, to ju� inna historia... Za to, to trzeba płaci� jak za zbo�e

panie... Bo przecie� potem nie ka�dy j� b�dzie chciał, albo za pół ceny... Klienci,

panie, to zaraza. Wszystko wychwyc�, o - za przeproszeniem o ka�de gówienko si�

kłóc�, �e ma by� taniej.

Byłem oszołomiony. W tym duchu facet jeszcze nawijał dwie godziny, zjadł

jajecznic�, kazał sobie ukroi� troch� szynki, to nakroiłem. Na oknie wisiała, to co

miałem robi�? Koniak wypił, kaw� wypił, herbat� wypił, petitybery to nie bardzo, bo

prawie wszystkie ja zjadłem i poszedł mówi�c, �e jeszcze wróci... gdy dostanie tak�

pro�b� pana oficera... Tak powiedział...

Nast�pnego dnia spotkałem si� z panem Zygmuntem w Ali - Babie na Miodowej.

Miałem ju� plan. Pomysł z burdelem mi si� podobał, ale czy b�d� kadrowym

pracownikiem? No i - czy wypuszcz� mojego tat�? Jakie b�d� miał pobory? Jak

b�d� zarabiał?

124

Po to, aby uzyska� lepsze warunki, a szczególnie, �eby tat� wypu�cili, pocz�tkowo

planowałem kr�ci� nosem. Nie, �eby mówi�, �e nie, bo jeszcze pan Zygmunt powie,

�e jak nie, to nie... Tego wcale nie chciałem. Ale chciałem jak najwi�cej uzyska�. No

wła�nie...

Od razu si� zorientowałem, wcze�niej o tym nie my�lałem, �e pan Zygmunt jest

zadowolony, �e wszystkiego tak naprawd� dowiedziałem si� od tego sanacyjnego

alfonsa. Wi�c od razu przeszedł do rzeczy:

- Budynek w Sokołowie - sto siedemdziesi�t kilometrów od Warszawy - to dawny

dwór jakich� hrabiów niemieckich, samych generałów. W sam raz na tak� instytucj�.

U nich te� było same kurestwo i jeszcze zbrodnie... Architekt ju� plany zrobił, tylko

on nie wiedział, do czego to ma słu�y�. My�li, �e jaki� spec dom twórczy, albo co?

To ty z tym Zenkiem wszystko obejrzysz. Remont robi� b�d� górale. Spółdzielni�

maj�, ale to tak naprawd� prywaciarze. Resort uznał, �e tak b�dzie najlepiej. Cały

interes polega na tym, �e oni nie mog� wiedzie�, �e to ma by� zakład specjalny. Jest

ich tylko pi�ciu, ale robotnych. Obiecane maja paszporty do Ameryki. Jak si� b�d�

stara�... Po to, aby nie podpadało - to tajemnica - rozumiesz - tu wszystko jest

tajemnica - ale ty - lepiej - �eby� wiedział... Oni dali tak� niby łapówk� jednemu z

naszych. I maj� powiedziane, �e jak dobrze zrobi�, to paszporty dostan�.

Turystyczne, ale nigdy nie wróc� - to si� wie... Tylko �eby wizy dostali... Wi�c ani

mru, mru... Bo jak amerykany wyniuchaj�, �e nam zale�y, to im wiz nie dadz�, a my

nie chcemy, �eby w kraju o naszej instytucji kto� za du�o wiedział...

- Panie Zygmuncie - ja na to - ale dlaczego ja mam prowadzi� ten zakład? Ja si�

wstydz�...

I tu stało si� co� niespodziewanego. Pan Zygmunt nie bacz�c na to, �e jeste�my w

lokalu publicznym, zmieniaj�c wyraz twarzy nieomal rykn�ł:

- Wstydzisz si�?

A potem, ju� szeptem, ale z wyra�nymi, chyba jednak sztucznie wywołanymi

emocjami kontynuował:

125

- A łapówki bra� w Nakle nie wstydziłe� si�? Wymuszałe� na chłopach, ale to pal

licho... Brałe� łapówki od zakładów uspołecznionych - pegeerów i spółdzielni

rolnych... Mo�e nie? To czystej wody szkodnictwo. Jeden mój ruch i zgnijesz w

pierdlu, dupodajc� zostaniesz dla kryminału... Aferzysta i syn aferzysty... Ja cie

kurwa zgnoj�...

To nie musiały by� �arty. Zbyt dobrze pami�tałem rozbity na przystani nos... Miał

mnie w gar�ci. Ale te� - było jasne, �e mu zale�y na tym, abym to ja prowadził

przedsi�wzi�cie...

- Ja przecie� nie mówi� nie. Ja tylko si� kr�puj�... Bo to krepuj�ce...

Pan Zygmunt natychmiast si� zmienił, konfidencjonalnie pochylił i szepn�ł:

- Ja przecie� wiem. Sam mam problem... Ale trzeba... Słu�ba nie dru�ba. To

wszystko dla socjalistycznej Polski, dla ludu pracuj�cego miast i wsi... Ty zobacz - ja

mam ci� w gar�ci. Ale czy na przykład chc� od ciebie za darmo pieni�dzy? Nie chc�.

Masz we mnie przyjaciela, takiego prawdziwego... Ja, widzisz, wiedziałem, �e tobie

b�dzie przykro, bo ty jeste� przyzwoity chłopak, z dobrego domu. Ale to ani moja,

ani twoja decyzja. Zawalisz, to ciebie zgnoj� i mnie zgnoj�... Nie mo�na si� da�...

Trzeba podoła�...

Nie byłem zdziwiony t� nagł� zmian�, ale jej skal�! A� tak ciepło pan Zygmunt

nigdy do mnie nie mówił...

- Ja wiem, co ciebie boli. Chodzi o te krzywd�, która spotkała twojego ojca.

Porz�dny chłop, nasz, a poszedł siedzie�. Co� tam si� zap�tliło i po drodze słu�bowej

nic si� nie da zrobi�. Ale widzisz - tu mój rozmówca przyj�ł ju� ton protekcjonalny,

ale i zdystansowany - ja przez te dni przegl�dałem takie tam szpargały i co� chyba

wiem... Spraw� twego ojca mo�na próbowa� zrobi� prywatnie, tak wiesz - na boku...

Komu� trzeba b�dzie da� w gar��. O mnie te� wypada pami�ta�, bo do tej pory, od

tych papierzysków, chce mi si� kicha�, Takie były zakurzone... A to przecie� fucha...

Na boczku. Nikomu ani mru, mru, bo wszyscy jak jeden m�� bekniemy...

Oczywi�cie si� zgodziłem. Okazało si� wówczas, �e pan Zygmunt wła�ciwie wie

wszystko. Kazał nauczy� mi si� na pami�� imienia, nazwiska i adresu, a tak�e

126

numeru dowodu osobistego takiej pi��dziesi�ciosze�cioletniej pani ze wsi obok

mego miasteczka. Jej miałem zapłaci� pi�tna�cie tysi�cy złotych i pi��set dla niej

osobi�cie. Bez �adnego pokwitowania. I nie przejmowa� si�, �e to jest kompletna

idiotka i baba od gnoju. Panu Zygmuntowi miałem da� dwa tysi�ce teraz, bo na tyle

wyszacował swoje koszty. Sam nie wiem które? I dziesi�� tysi�cy, bo przecie� tyle

to mu si� ode mnie nale�y. No i na �wi�ta jedn� szynk�, kawałek baleronu i kilka

kiełbas, ale nie okre�lili�my - ile... W�dliny i tak bym mu dał, i tak... No ale on wolał

si� upewni�.

W dwa dni pó�niej pojechałem do mamy i bardzo trudno mi było słucha� jej

rozdzierania szat nad losem ojca i nad tym, �e skre�lili mnie z listy studentów, bo o

tym wiedziała z listu z dziekanatu, jaki nadszedł do domu, w którym ci�gle byłem

zameldowany na stałe. Starałem si� j� uspokoi�, jak mogłem. Mama chciała, �ebym,

skoro ju� nie jestem studentem, wracał na stałe do domu. Ró�ne przedstawiała

argumenty, a jeden z nich był taki, �e w wielkim mie�cie jest kurestwo i popadn� w

towarzystwo kurew...

Kpiła, �e co to za czasy, �eby syn z miasta rodzicom - ci�gle zapominała, �e tata

siedział i nie ma go w domu - przywoził w�dliny. Ale �e spróbowała i były o niebo

lepsze, ni� te, które sama z krewnymi robiła, to tak bardzo nie narzekała. Nawet

pytała mnie o przepis, ale sk�d mogłem go zna�?

Nast�pnego dnia niby poszedłem na spacer. Mama była zdziwiona, bo wyszedłem

na ten spacer w szarówce, ale miałem do pokonania pi�� kilometrów po �niegu. Obu

taksówkarzy znałem dobrze i ani mi było w głowie, �eby wiedzieli, gdzie id�. Ja

przecie� nawet matce nie powiedziałem.

Bab� odnalazłem łatwo. Mieszkała sama. Jej m�� umarł, a dzieci wyjechały do

miasta. W domu nikogo nie było. Akurat w maselnicy biła masło. Wiedziała o co

chodzi. Dowodu osobistego wcale nie chciała okaza� i nawet zacz�ła by� nieufna, ale

w ko�cu wzruszyła ramionami:

- Jednego brata mam w prokuraturze, drugiego w milicji, to kto mo�e mnie

zamkn��?

127

Pieni�dze schowała tak po prostu do kieszeni brudnego, poplamionego pryskaj�c�

z nieszczelnej maselnicy �mietana fartucha. Jedynie pi��set złotych, czyli brudasa dla

niej, starannie rozprostowała, popatrzyła pod �wiatło przez zaro�ni�te pokładami

muszych gówienek okno i schowała pod taka dziergana kamizelk�, gdzie wida�

miała swój tajny schowek. Potem pocz�stowała herbat� i nawet miałem ochot�, bo

przyszedłem z mrozu, ale cuchn�ło u niej myszami, wi�c podzi�kowałem. Pan

Zygmunt miał do mnie �al, bo mogłem co� wi�cej si� dowiedzie�. Baba przecie�

głupia, ale ja my�l�, �e tak du�o to bym si� nie dowiedział. Miała chytre oczka i tak

jako� jej one biegały...

Tata wyszedł za dwa dni. Prokuratura w jego działalno�ci nie dopatrzyła si� cech

przest�pstwa. Wypu�cili go na same �wi�ta. Ludzie mówili, �e prokurator nie chciał

zadziera� z ksi�dzem, to odpu�cił... Mama s�dziła, �e wszystko to, to jej modlitwy i

wszystkich innych krewnych do naszego �wi�tego, jak mówiono, obrazu w

ko�ciele... Ja powiedziałem tylko tacie i dopiero w par� lat potem, gdy si� o co�

rozliczali�my i my�lał, �e jest stratny... No to ja mu wygarn�łem:

- Kto tu na kim jest stratny?

Nawet chciał zwraca�, ale przecie� w �yciu od rodzonego ojca bym nie wzi�ł...

Od tego czasu jeszcze bardziej szanowałem pana Zygmunta. Nie ulegało

w�tpliwo�ci, �e dla mnie zrobił lewizn�. Wprawdzie zarobił na tym dwudziestu

brudasów, ale przecie� mógł za��da� wi�cej. Wiedział, �e pieni�dze mam. Zreszt�

nie na przelew wzi�ł... To nie taki człowiek. Kupił sobie Trabanta. Potem mi

wyjawił, �e Trabantów nie dawali na raty, a on chciał Trabanta, bo to solidna,

niemiecka robota. I nie rdzewieje, bo nie ma jak. Cz��� karoserii jest z tektury, a

cz��� z plastiku - mydelnica... Taki człowiek to nie jest wariat. Mo�na mu w ró�nych

sprawach zaufa�. Nie wywinie niespodziewanego numeru...

Pierwszy raz do Sokołowa pojechali�my wła�nie tym trabantem. Inaczej trz�sie ni�

warszaw�. Jednak wołga - to jest wóz... Pan Zygmunt powiedział, ze pan Sta� id�c

128

na emerytur� odkupił t� swoja słu�bow� wołg� i kombinuje, �eby przej�� na

taksówk�. Straszny z niego pijak, ale je�li cho� troch� si� pohamuje, to na taryfie

b�dzie robi� trzy razy tyle, co w resorcie. No i jeszcze emerytura...

Na miejscu byli ju� górale. Wybijali stare futryny - takie jakie� nie nowoczesne, z

rze�bionymi esami - floresami, pewnie tak zwane ludowe. Chciałem, �eby były takie

jak w blokach. Przecie� mo�na by poszerzy� okna, ale plan architektoniczny

zabrania. Podobno to zabytek i nie wolno narusza� "struktury bryły"... Za to �ciany

wewn�trzne r�ba� trzeba było równo. Zreszt� - co za partactwo - na jedn� cegł� były,

obło�one jak�� trzcin� i otynkowane. Dotychczas była tu szkoła, ale zbudowali

tysi�clatk� i teraz przej�ł to resort. Pegeer chciał, �eby to wzi�� na mieszkania, albo

na przedszkole - bo to mitr�gi mniej - szkoły i przedszkola to jeden resort, ale nasz

resort wszystko załatwił i przeszło pod FWP. Budynek jest pi�trowy i jeszcze nawet

strych... Z opisu architektonicznego nie wynika, �e architekt wiedział, co

przeprojektowuje. W ka�dym razie na miejscu nigdy go nie było i nie miało by�.

Dokumentacj� zdawczo - odbiorcz� podpisał w ciemno i z góry.

W piwnicy była kuchnia i kotłownia. Do tej pory palono w piecach, a w hallu w

kominku. Jakie� nawet ładne te piece i kominek, z pi�knie rze�bionych kafli. Nawet

mi si� podobały. Jak w prawdziwym pałacu, ale kazali�my z panem Zygmuntem

wszystko to zwali�, bo jednak nie nowoczesne... Pan Zygmunt prosił, aby te kafle,

co si� nie potłuk�, albo potłuk� si� troch�, to �eby ich nie wyrzuca�, ani nie dawa�

pegeerusom, tylko w jakiej� szopie zachowa�, to jakby on kiedy� sobie dacz�

stawiał - b�dzie w sam raz...

- No dobra - my�l�... Wydałem takie polecenie...

Za tego tat� byłem mu wdzi�czny. Wi�c jak si� dowiedziałem od dyrektora

pegeeru, �e górale chc� sprzeda� troch� cegły weterynarzowi, to ich obsobaczyłem...

Nie tak grubymi słowami, tylko roztropnie:

- Wy chłopaki chcecie mie� przej�cia z prokuratur�? Nawet jak �ledztwo b�dzie si�

�limaczy� i nic wam nie dowiod� - a czemu maj� nie dowie�� - to i tak b�dziecie

musieli czeka� latami na ka�de wezwanie prokuratora...

129

Wszystko w lot zrozumieli i chcieli mnie napoi� spirytusem. Bo oni z rana na

�niadanie tak trzy czwarte musztardówki spirytusu na twarz, do roboty, w obiad

znów spirytus i potem jeszcze chyba na kolacj�. Gotowała im baba z ich wsi. Jakie�

układy z pegeerusami musieli mie�, bo cho� w sklepie nigdy nie było słoniny ani

boczku, to oni ci�gle tylko to �arli... I �mietan� pili. Chyba te� nie ze sklepu... Ja im

nie płaciłem i nie wiem, jak im płacono, ale biedy nie mieli...

Sprytni byli, �e hej... �aden z nich nie był hydraulikiem, a instalacje wodne i

grzewcze zrobili tak dobrze, �e a� dziw. Troch� byłem nieufny, bo a� z Ełku

przywie�li z jakiej� rozbieranej kamienicy rury miedziane, czyli stare, ale pan

Zygmunt powiedział, �e takie s� lepsze, bo nie rdzewiej�.

Na parterze był hall z sufitem z belek d�bowych na wysoko�ci strychu. Na

pierwsze pi�tro wchodziło si� po schodach d�bowych, na nowo malowanych na

olejno. W hallu miał by� barek i stoliki. Wszystko wykonane z laminowanych płyt

pil�niowych z ładnym niebieskim wzorkiem w kwiatki. To załatwiono bezpo�rednio

w fabryce w Nidzie - z partii eksportowej. �e niby jakie� wady miały te płyty, ale tak

naprawd� to nie miały. W prawo od drzwi wej�ciowych była jadalnia z wind� z

kuchni w piwnicy. Stół w jadalni był stary, taki rze�biony, z ładnym nawet blatem,

ale porysowanym przez dzieci. Nie miało to znaczenia, bo i tak przecie� pokrywany

miał by� obrusem. miało mogło przy nim siedzie� i dwadzie�cia pi�� osób. Potem

okazało si�, �e wcale nam nie zale�y, �eby wszyscy siedzieli przy jednym stole, bo

po co go�cie mieli si� nawzajem zna�, to si� go poci�ło na krajbzedze na opał i dało

si� typowe stoliki. Partia była jaka� tandetna, jak zawsze i �eby stoliki si� nie

ruszały, trzeba było papier podkłada� pod nogi. Gdy był potrzebny du�y stół, to

zawsze mo�na było zestawi� ze stolików, oczywi�cie pami�taj�c o papierowych

podkładkach.

Gł�biej był mój gabinet, pokój ksi�gowej i pokój intendenta, a tak�e mój, niezbyt

widny pokój do mieszkania. Wszyscy razem mieli�my jedn� toalet�.

Po lewej stronie od hallu były dwa najlepsze pokoje do pracy ze wspóln� łazienk� i

wspóln� pakamer� obserwacyjn�. Na pi�trze było osiem pokoi z trzeba pakamerami

130

obserwacyjnymi i wspóln� łazienk�, w której był te� prysznic na cztery sitka. Inaczej

nie dawało si� zrobi�. Do ka�dego pokoju był dost�p z pakamer przez specjalne

dziury. Do pakamery na dole wchodziło si� z zewn�trz, a na pi�trze z korytarza i to

mógł by� kłopot. Dlatego tam, mimo, �e miejsca było mało, dali�my podwójne drzwi

tak, aby z korytarza nikt nie widział kamer. Dało si� pi�kne tabliczki - pomieszczenia

elektryczne - podobno norma pa�stwowa kazała to inaczej nazwa�, ale tak kazałem

namalowa� i tak zostało.

Wszystkie pokoje oraz jadalnia wyło�one były pi�kn� boazeri� z fornirem

machoniowym. Prawdziwym! Tak samo meble wykonane były z takiego forniru.

Typowe - ale w wersji eksportowej luksusowej do pierwszego obszaru płatniczego.

Mój gabinet i pokój te� były takie same.

Na strychu było dwana�cie pokoików z umywalkami.

W pawilonie obok było osiem pokoi go�cinnych, te� niczego sobie urz�dzonych i

cztery jeszcze pokoje dla załogi. W pawilonie przy bramie wjazdowej, tak sto

metrów od budynku, było miejsce postoju pocztu wartowniczego. Z drugiej strony,

nad jeziorem, stał pawilonik na sprz�t wodny, gdzie składowali�my zaoszcz�dzone

materiały budowlane, kafle pana Zygmunta, rower wodny, trzy kajaki i jedn� łódk�.

Był przydział na łód� �aglow� omega, ale fabryka z Ostródy co� si� oci�gała.

Podobno mieli jak�� ponadplanow� w wytwórni w Mikołajkach, ale skoro papier był

na Ostród�, to nie dało si� ugry��.

Pawilon obok domu wczasowego remontował pegeer swoimi siłami To samo

pawilon nad jeziorem, a pawilon przy wej�ciu, jednostki nadwi�la�skie zrobiły sobie

w cztery dni. Przywie�li ze stu ludzi i cho� rwetes był niesamowity, to zrobili i

odjechali.

Na pierwszego kwietnia wszystko było gotowe.

Ja pocz�tkowo chciałem mieszka� w Warszawie i tylko tu doje�d�a�, ale pan

Zygmunt po prostu zakazał mi korzystania z kwatery w Warszawie i nie miałem

wyj�cia. On mi powiedział, �e to nie jego wina, gdy� tylko wykonuje rozkazy

przeło�onych. Potem ta budowa wci�gn�ła mnie. Ksi�gowo�� robiono do tej pory w

131

Warszawie. W ogóle nie miałem z ni� do czynienia. Pan Zygmunt potem wspomniał,

�e jemu taki sposób �mierdzi, ale te� ani on, ani ja niczego nie podpisywali�my, to

przynajmniej sami nic nie �mierdzieli�my.

Potem przyjechała ksi�gowa. Nie miał jej kto zatrudni�, bo jeszcze nie było

kadrowca. Ten przyjechał w dzie� pó�niej, własnym samochodem, wołg�... Byłem

zdumiony, ale i zachwycony - to był pan Sta�. Teraz był moim podwładnym.

Pracował na pół etatu jako kadrowiec i przywiózł ze sob� centralk� telefoniczn� i

telefony. Mnóstwo telefonów. Potem par� wybrakowalismy komisyjnie i

sprzedali�my na lewo. A równie� kabel. Okazało si�, �e zna si� na tym. Sam z

jednym góralem poprowadził te kable od centralki w barze do wszystkich

pomieszcze�. Spieszył si�...

- Jak my kurwa nie zainstalujemy, to co nadwi�la�scy zainstaluj� u siebie centralk� i

b�d� nas kontrolowa�? W departamencie, jak do tego doszli, to szału dostali i zaraz

mnie wydelegowali. Zobacz�, jak na tym b�d� wychodził. Bo ja to mog� zawsze na

taksówke wróci�... No ale tu mo�e robota inna. Cho� na taksówce te� co� si� zawsze

dzieje...

W par� dni pó�niej przyjechała jego konkubina, która miała sta� za barem.

Rzeczywi�cie - warta grzechu kobieta - taka rozło�ysta, piersiasta, tleniona

blondynka. To jednak nie była ta panna, dla której si� rozwiódł, tylko nowa. Okazało

si�, �e barmanka z jednej takiej kawiarni w Warszawie. Lat troch� te� ponad

trzydzie�ci - ale, ale... Zaraz pojechali do Baltony do Gdyni i nawie�li cały

samochód ró�nych tam koniaków, likierów, nawet szampana francuskiego. Szybko

si� okazało, �e bar to nie moja sprawa. Wsadzili tam radzieck� lodówk� capatob i nie

od razu wpadłem na to, �e to ruskie bukwy i oznaczaj� Saratów nad Wołg�.

Sprawa z lodówka dała mi do my�lenia. Nie miałem jej w przewidywanym

inwentarzu. Była lodówka w kuchni, ale nie w barze. Ta lodówka w barze nie była

nowa, cho� pi�knie j� odpucowano. Okazało si�, �e pochodziła z podziału

mał�e�skiego dorobku pana Stasia. No to jak to - placówka jest pa�stwowa, a w

barze lodówka prywatna? I jeszcze - w Baltonie robi si� zakupy, bar w planie był, ale

132

nie podlega ksi�gowo�ci? To o co tu chodzi? Prywatna inicjatywa, czy co? W

resorcie?

Pan Sta� tylko wzruszył ramionami i nic nie powiedział. Mi nic nie powiedział -

kierownikowi! Pan Zygmunt za� prosto i w�złowato o�wiadczył:

- Nie czepiaj si�, to nie nasza działka... - i w skazuj�cy palec skierował ku niebu.

Nie od razu załapałem, �e tu musi by� kto� wa�ny w tle.

Wreszcie zwalili si� �ołnierze. Starszy wiekiem sier�ant - tylko on w ostateczno�ci

- mógł wchodzi� do domu wczasowego do �rodka. Ponadto trzech plutonowych z

poboru i jedenastu sołdatów. Jeden zawsze był na warcie w bramie i jeden nad

jeziorem, a dwóch kr�ciło si� wzdłu� remontowanego przez brygad� remontow�

pegeeru muru. Poprawki po nich zrobili jeszcze górale, bo pegeerusy zostawili

chytre przej�cia. Dyrektor pegeeru poleciał im po premii. �ołnierze stołowali si� z

pegeeru. niadania i kolacje przynosili sobie w takich baniakach, a obiad przywoziła

im nyska z pegeeru. Zatrzymywała si� przed brama wej�ciow� i do �rodka nie miała

prawa wje�d�a�.

Teren był du�y - sze�� hektarów takiego niby parku, ale bardziej lasu, bo

zdziczałego. Tylko drog� dojazdow� pegeerusy wygracowali i jeszcze �cie�k� nad

jezioro. �ołnierze patroluj�c wydeptali �cie�k� wzdłu� muru.

Pan Sta� chciał jeszcze wzi�� pół etatu zaopatrzeniowca, ale ja nie chciałem i

załatwiłem to z panem Zygmuntem. Dostałem drugi etat - obok kierownika - trzy

sze��set z dodatkami, zostałem zaopatrzeniowcem za tysi�c dziewi��set pi��dziesi�t.

Duch wi�ty mnie chyba natchn�ł... Dostałem słu�bowy samochód - warszaw� pick-

upa. Nie miałem prawa jazdy i nie miałem �adnej mo�no�ci pojecha� na kurs.

Prawko przywiózł mi pan Zygmunt razem z piecz�tk�, bo nie mógł si� dosta� do

mojej kartoteki, �eby zrobi� odbitk� zdj�cia legitymacyjnego. Ja jeszcze miałem, to

nakleili�my, on podpiecz�tował i wszystko grało. Prowadzi� nauczył mnie pan Sta�.

Przy trzeciej nauce był tak pijany, �e wjechał do rowu, a poniewa� ja wyjechałem, to

uznał, � jestem ju� dobry i taki był koniec mojej nauki.

133

Kucharki były trzy - dwie wiejskie dziewuchy z pegeeru na etacie - takie

dwudziestoparoletnie, zdrowe, niezbyt czyste i stara, siedemdziesi�cioletnia baba,

niby na ryczałcie - dawna kucharka jakich� pa�stwa z Kresów - jeszcze

przedwojenna. Pan Sta� w powiecie w kartotekach sprawdził, zajechał do niej wołg�

i ona najpierw s�dziła, �e za t� prac� u krwiopijców to pójdzie teraz siedzie�, a tu

taka sprawa... Dziewi��set miesi�cznie - najwy�sza mo�liwa stawka, i jeszcze cał�

rodzin� karmiła ptasim mleczkiem. Formalnie szefow� kuchni była jedna z tych

dziewuch i chciała na staruszk�, która cał� powa�n� robot� robiła za nie - pohukiwa�.

Jak ja to usłyszałem, a byłem zdenerwowany, bo wła�nie miało by� podpisywanie

protokołu zdawczo – odbiorczego, to j� trzasn�łem w jap�. Od razu był porz�dek i

było wiadomo, co si� komu nale�y...

Kucharki nocowały w pawilonie, obok pana Stasia i bufetowej. Pomocnic�

bufetowej była jej młodsza siostra. Te� niczego sobie babka - panna, co uciekła od

kawalera na l�sku, bo mieszkania, chocia� hutnik, ci�gle nie mógł dosta�. Troch�

si� spó�niła, bo przecie� miała zast�powa� bufetow� przy centralce, wi�c była na

szkoleniu. J� dali na szkolenie, a mnie nie....

Od�wiernych było dwóch. Obaj to emerytowani milicjanci, tacy pod

sze��dziesi�tk�. Obaj z zachodniopomorskich miasteczek. Brzuchaci, nalane mordy,

ale resort miał do nich zaufanie. Powinno by� trzech - po osiem godzin dziennie, ale

było dwóch. Mimo wieku byli krzepcy... Potem si� dowiedziałem, �e w gruncie

rzeczy, to oni zostali zesłani. Mieli jakie� przej�cia rodzinne, przesadzili lej�c swoje

�ony, czy kogo� takiego, wi�c przysłano ich tu, a nie do aresztu z zastrze�eniem, ze

je�li wykonaj� jak�� w tym gu�cie samowolk�, to im si� stare grzechy wyci�gnie.

Oni mieli jeszcze po trzy czwarte etatu jako palacze. Byli w tym kiepscy, wi�c za

kar� to oni wozili na wie� do praczki pranie - tego bywało du�o. Praczka robiła z

nami �wietne interesy. Ciepł� wod� i pr�d miała na koszt pegeeru, a w naszym

taryfikatorze tak było to ustawione, jakby te koszty sama ponosiła...

Sprz�taczki były dwie. Były to baby z powiatu - jedna trzydziestoletnia, a druga

czterdziestoletnia. Były to �ony milicjantów. Ka�dego dnia m�� jednej z nich

134

słu�bowym samochodem je przywoził, a na niedziel� tylko jedn�. Obie, w gruncie

rzeczy, były przystojne i wyra�nie wystraszone. Pewnie m��owie ustawili je przed

robot� do pionu.

Pan Felek, czterdziestoletni były ci��arowiec, z zawodu elektryk, był nasz� złot�

r�czk�. �ycia rodzinnego sobie nie uło�ył. Do dzi� my�l�, �e jako jedyny z całej

załogi nie był stukaczem. No sam nie wiem, na jakiej podstawie, ale chyba nie miał

prowadz�cego? Jego strata - nie miał boków z tego tytułu. Ja na przykład, nie licz�c

premii, miałem dwa dziewi��set z resortu. On chyba nie... Troch� niechlujny, bardzo

niski, kr�py, a raczej jak szafa kwadratowy, był bardzo silny. No i dusza człowiek.

To, co wiedział o przedwojniu, mógł tylko słysze� od innych, a jednak ci�gle mówił,

�e przed wojn� wszystko było lepsze, mniej tandetne i w ogóle komunizm był dla

niego do luftu. W normalnej robocie dawno by na niego donie�li i najpierw traciłby

kolejne prace, a w ko�cu za jak�� lip� poszedłby siedzie�, ale u nas był całkiem

bezpieczny. Mimo, �e o naszych go�ciach nie mówił inaczej, jak czerwone paj�ki i u

siebie w pawilonie na okr�gło słuchał wolnej europy. Mi to nie przeszkadzało, ale

przecie� wszyscy o tym wiedzieli, bo okna nawet zim� nie zamykał. Nie zawsze

miałem czas, �eby samemu słucha� – oczywi�cie dyskretnie, jak wszyscy - radia, to

on mi potem relacjonował.

Ja mu za to dodałem, troch� wbrew przepisom, ale chciałem sprawdzi�, czy mog�

przekroczy� przepisy, ciche protesty ksi�gowej i bredzenie pijanego pana Stasia -

kadrowca - cały etat jako jeszcze jednego palacza. Bo na tym fachu tak naprawd� to

tylko on si� znał i gdy palili milicjanci, tak bowiem nazywali�my od�wiernych, to

strach był, czy aparatura nie strzeli...

Mrukliwy - miał zmysł orientacji. Od niego wiedziałem o wszystkich przewałach

mojej załogi. Stawiałem u mnie w gabinecie �wiartk� na stół. On j� z flaszki, małymi

łykami wypijał z popitk� lub bez, a jak kto� wchodził, to flache wkładał mi�dzy nogi

i nikt nic nie widział.

***************************************************

135

Na pierwszego kwietnia przewidziana była inauguracja. Przyby� miało pi�� osób

z departamentu, ale nie powiedziano mi – kto? Taka jakby konspiracja. Musiałem

si� do tego przyzwyczai�. Nadto czterech prowadz�cych oficerów miało przywie��

pi�� dziewczyn z zasadniczego personelu. Przyj�cie miało si� odbywa� w ten

sposób, �e w hallu i w jadalni miała by� uroczysto�� dla go�ci, pana Zygmunta, mnie

i personelu zasadniczego. Oficerów prowadz�cych miał go�ci� pod namiotem pan

Sta�. W tamtej uroczysto�ci uczestniczy� miał personel nie zatrudniony bezpo�rednio

przy obsłudze: ksi�gowa, siostra barmanki i Felek. Pan Sta� kombinował, �eby

Felek był w kuchni, ale ja postanowiłem inaczej. Nie powiedziałem tego tak

brutalnie, lecz:

- Panie Stasiu - człowiek pracy, bez niego nic by tu nie chodziło. Tylko jemu górale

opowiadali, co i jak...

Kierowcy i obstawa naszych go�ci mieli by� podejmowani przez �ołnierzy

nadwi�la�skich i dlatego tamto przyj�cie te� my zorganizowali�my.

Górale dwa dni wcze�niej sko�czyli sprz�ta�, upili si� bardziej ni� zwykle i

pojechali przybył� z Warszawy ci��arówk� do siebie.

Kompletnie zapomnieli�my o obsłudze kelnerskiej i nale�ało jeszcze rozwi�za�

problem, kogo do tej pracy zatrudni�. Tymczasowo kelnerami mieli by� obaj

milicjanci. Poniewa� mieli obskurne ciuchy, a nie byłoby wła�ciwe, by ubierali si� w

mundury, to kupiłem im słu�bowe czarne ubrania wieczorowe. Niezbyt dopasowane,

ale co tam... Chciałem, by wyst�powali w muszkach, lecz w powiecie były tylko

okropne muszki w groszki, wi�c kazałem im zało�y� byle jakie krawaty.

W jadalni na stole najpierw wyło�ono przystawki. Sporo w�dlin - specjalnie

je�dziłem do Konsumów w Olsztynie. Du�o te� było ró�nych korniszonów, dyni

marynowanych, a nawet za własne pieni�dze kupiłem od jednej z kuchni - nie tej,

136

która paln�łem - grzybki marynowane. Do tego była wódka czysta wyborowa z

lodówki.

Pan Zygmunt po naradzie ze star� z kuchni ustalili, �e przystawki b�dzie si� je�� na

stoj�co, a krzesła - bardzo porz�dne, wy�ciełane, stały pod �cianami. Ceramik�

mieli�my z FWP, z firmowymi napisami. Grube, solidne talerze. Jedynie zamiast

takich kubków kazałem poda� szklanki, które wraz z kieliszkami dzie� wcze�niej

kupiłem na rachunek. Mało brakowało, a go�cie piliby z musztardówek...

Przyj�cie zacz�ło si� o trzynastej, gdy przyjechali go�cie z Warszawy.

Wyglansowani stra�nicy najpierw wpu�cili trzy wołgi i gazika. Z gazika wyszło

trzech z obstawy i od razu rozeszli si� po parku, a sam gazik wrócił pod bram�.

Zgodnie z rad� starej z kuchni ustawiłem w szeregu cały personel wedle wa�no�ci,

a barmanka przywitała przybyszów chlebem i sol�. Tak podobno zawsze działo si� w

pałacach i tak było dobrze - go�ciom si� chyba spodobało... Wprawdzie do

ułamywania chleba zbli�yła si� do najwy�szego, co wcale nie znaczyło, �e

najwa�niejszego, z czego si� tylko �miali.

Najwa�niejszymi go��mi byli: pan Mieczysław, ale oczywi�cie nie ten mój, i pan

Grzegorz. Oczywi�cie - od razu wiedziałem, kto to jest, ale - poniewa� ostentacyjnie

mi ich nie przedstawiono, to konsekwentnie udawałem, �e nie wiem. Jak si�

zorientowałem, nie było nikogo z Olsztyna, a przecie� to był ich teren i to

tłumaczyło, dlaczego w Konsumach w Olsztynie, cho� dałem zapotrzebowanie,

dostałem niby wszystko, co chciałem, ale w nie najlepszym gatunku.

Było troch� chłodno, lecz słonecznie i ładna pogoda wszystkich nastrajała

optymistycznie.

Go�ci wprowadziłem do jadalni, ale oni najpierw chcieli zobaczy� cały zakład,

wi�c ich oprowadziłem. W moim gabinecie, pan Mieczysław patrz�c na biurko,

powiedział:

- Mało...

Ja nie wiedziałem w ogóle o co chodzi, ale po tygodniu przyjechała ekipa

telekomunikacyjna i obok normalnego telefonu zało�yli erk� i telefon resortowy.

137

Jeszcze si� upewniali, czy nie jest mi potrzebny telefon kolejowy, to w takim razie

przyjad� jeszcze pó�niej, ale ja widz�c, �e mam pół parku rozkopane pod kable,

czym pr�dzej powiedziałem, �e nie. Erka była taka, �e mogłem podnosi� słuchawk�,

ale nie mogłem si� przez ni� poł�czy� z telefonist�. Wszystkie słu�bowe telefony

miałem załatwia� przez aparat resortowy. A to po to, aby nie trzeba było podwójnej

załogi do monitorowania moich poł�cze�.

Dopiero potem wrócili�my znów do jadalni.

- Czym chata bogata... - powiedziałem, bo byłem bardzo speszony. Ci go�cie byli

ubrani w czarne marynarki szyte przez doskonałego krawca, a ja co - w ubranie z

pedetu?

- Drodzy towarzysze - wysun�ł si� na czoło pan Mieczysław, oczywi�cie ten

ministerialny.

- Ojczyzna nasza po zniszczeniach wojennych dynamicznie podnosi si� z

gruzów. Pami�ta� musimy nie tylko o wzro�cie produkcji �rodków

wytwórczych i artykułów konsumpcyjnych, ale tak�e, towarzysze, musimy

pami�ta� o potrzebach ducha. W naszej ci��kiej i odpowiedzialnej słu�bie

ł�czy� trzeba rozrywk� z prac�. W tym pi�knym mazurskim zak�tku, w tym

regionie, który po wiekach powrócił do macierzy i strz�sn�ł z siebie

germa�sk� hydr�... łap� germa�skiej hydry... w tym pi�knym za

- k�tku macierzy godnym pióra poety i p�dzla patriotycznego malarza... My -

towarzysze - ł�czy� b�dziemy przyjemne z po�ytecznym... towarzysze... O

dalszy, towarzysze, rozkwit naszej ojczyzny, o sukcesy... towarzysze....

budownictwa socjalistycznego... pod kierownictwem towarzysza Wiesława

oczywi�cie... Wznosz� toast... I o pogł�bianie współpracy naszego resortu z

Funduszem Wczasów Pracowniczych...

Mówi�c to ostatnie skłonił si� ku najstarszemu spo�ród go�ci, którego nie znałem,

ale który, jak wszyscy, spełniwszy toast, zapukał bardzo długim paznokciem

wskazuj�cego palca w pusty kieliszek.

138

Na ten gest milicjanci w flachami rzucili si� uzupełnia� kieliszki, przy czym o

mnie całkiem zapomnieli, za co ich potem obsobaczyłem, cho�, u diaska, nie miałem

tak naprawd� pretensji.

- Fundusz Wczasów Pracowniczych jest niezbywaln� zdobycz� ludzi pracy w

socjalistycznej Polsce. W czasach sanacji ludzie pracy nie wypoczywali, a jedynie

podlegali wielostronnemu wyzyskowi. Dzi� partia i rz�d, a tak�e Centralna Rada

Zwi�zków Zawodowych... - tu mówca na chwil� si� zatrzymał, pewnie przypomniał

sobie, �e tym razem wcale nie jest obecny przedstawiciel wspomnianej instytucji -

zapewniaj� ludziom pracy w Polsce ludowej wypoczynek, o którym marzy� tylko

mog� wyzyskiwani ludzie pracy w krajach nie b�d�cych członkami wspólnoty

pa�stw socjalistycznych ze Zwi�zkiem Radzieckim na czele. Przyjaciele. Niech

zakwita nasza socjalistyczna ojczyzna i niech pogł�bia si� współpraca mi�dzy

Funduszem Wczasów Pracowniczych, a resortem, który d�wiga na sobie tak wielk�

odpowiedzialno��... I w trosce o bezpiecze�stwo ojczyzny nie waha si� si�ga� po

najtrudniejsze, skuteczne i nieodzowne �rodki obrony...

Pan Mieczysław wypiwszy zacz�ł klaska� - do�� niezr�cznie, bo w dłoni trzymał

kieliszek i ten gest, oczywi�cie, podchwycili pozostali. Nagle jednak przerwał,

ochoczo zakrzykn�ł:

- Do roboty... - i ruszył ku uginaj�cemu si� pod ci��arem jedzenia stołowi.

Ja tym czasem wyszedłem, bo zauwa�yłem przez okno jakie� poruszenie na

dworze.

Daleko w bramie stał autobus. Pobiegłem tam. Przedstawiłem si� jako kierownik

o�rodka i spytałem, o co chodzi. Wtedy wyst�pił jeden z facetów - tych

prowadz�cych, którzy przywie�li panny:

- Dziewczyny w tajemnicy si� popiły i rozrabiaj�. Dostały po pysku, słu�bowo, a

teraz si� stawiaj�...

Wszedłem do autobusu. W samym jego ko�cu zgrupowane były dziewczyny - tak

jak przewidziano - pi��. Podszedłem do nich, usiadłem na fotelu, przedstawiłem si� i

spytałem, o co chodzi?

139

One jedna przez drug� zacz�ły co� mówi� o tym, �e wszyscy ci prowadz�cy po

drodze chcieli je przery�ka�, a w ogóle, to jeden z prowadz�cych miał dwie

kochanki, tu obecne i one dopiero tutaj si� poznały. Ja od razu pomy�lałem, �e z tego

b�d� kłopoty. Ale przemówiłem do nich dobrym słowem:

- Dziewczyny - los tak zdarzył, �e zostały�cie powołane do najwy�szej słu�by.

Zarobicie mnóstwo pieni�dzy, prace b�dziecie miały lekk� i du�o czasu na

spacerowanie. Nawet telewizor b�dzie, cho� jeszcze nie ma. Najwy�sze czynniki

oczekuj� od was pełnego oddania w słu�bie, ale je�li cokolwiek zrobicie nie tak, to

r�ka noga mózg na �cianie... Nie �artuj� - sam si� boj�... Róbcie, co ja wam ka��, a

wasi dotychczasowi prowadz�cy ju� nie s� waszymi prowadz�cymi. B�dziecie miały

najlepsza opiek�, pływa� b�dziecie w luksusie, albo was zwyczajnie zastrzel�...

Tu blagowałem, bo jeszcze nawet nie miałem pozwolenia na bro�... Niemniej -

blagowałem skutecznie. Popatrzyły po sobie, popatrzyły za okna autobusu, gdzie ich

rozw�cieczeni prowadz�cy nie mieli przyjaznych min i uznały, �e cho� jestem taki

młody, to nie opowiadam bzdur i mog� wszystko...

W tej sytuacji kontynuowałem dalej:

- Mamy bardzo powa�n� wizyt� w zwi�zku z otwarciem o�rodka. Jest to wizyta na

najwy�szym szczeblu, o którym nawet nie macie poj�cia. Macie by� uprzejme, nie

przeklina� nawet, je�li go�cie b�d� przeklina� i robi� to, co wam karz�. Na razie

wejdziecie bocznym wej�ciem i ja was w try miga rozlokuje po pokojach. Macie

pi�tna�cie minut, aby si� umy�, ubra� w co macie najlepszego i czeka� na moje

wezwanie. Ta, która si� spó�ni, dostanie wpierdol...

Na koniec mojej wypowiedzi do autobusu wszedł pan Sta� i dodał:

- No ju�, raz ciach - ciach, bo tu nie sanatorium a ja mam kopyto i ze mn� nie ma

gadki...

Sam nie wiedziałem, czy si� cieszy�, czy raczej martwi�, �e pan Sta� wchodzi w

moje kompetencje, ale faktem jest, �e baz gadania wyszły, zrobiły miny do swoich

prowadz�cych i poszły karnie bocznym wej�ciem na gór�. Na górze ja wskazywałem

im pokoje, jak leci . Pan Sta� brał delikwentk� za rami�, wpychał i zamykał drzwi.

140

Zszedłem na dół i dyskretnie szepn�łem trzem naszym go�ciom, z którymi

rozmawiał mój pan Zygmunt, �e panny ju� przyjechały, ale musz� si� umy�.

Roztropnie nie wspomniałem, kiedy b�d� gotowe. Troch� si� pokr�ciłem, zajrzałem

do kuchni, nawet pod pawilon, gdzie ju� nad flaszk� i bigosem - zaczyna� si� miało

od zimnych przystawek, ale ten stół był drugorz�dny - prowadz�cy zapoznawali si�

z towarzystwem. Min�ło pi�tna�cie minut i wracam na gór�, a tu Sodoma i Gomora.

Panny zamiast czeka� gotowe do swojej słu�by, kłóc� si� o pokoje, �e niby s� gorsze

od lepszych, a to akurat była bzdura, bo wszystkie były takie same, a pan Sta� na

ucho mi szepcze, �e nie potrafi by� damskim bokserem. Ja te�, ale miałem to ju�

przemy�lane. Zszedłem na dół i odci�gn�łem na bok jednego milicjanta - pana

Wacka, który zdawał mi si� bardziej rozwa�ny i mniej - jakby co - brutalny.

- Panie Wacku... Te dziewczyny przyjechały, s� ju� na górze, ale stroj� fochy. Widzi

pan, trzeba by im lekkie manto spu�ci�, ale dyskretnie, albo nawet tylko postraszy�.

Ale tak, �eby szybko wykonywały polecenia. Jak nie zapanujemy nad sytuacj�, to

b�dzie afera... - i wskazałem na naszych go�ci - W ka�dym razie nie mo�e by� �ladu

po biciu, wi�c mo�e lepiej postraszy�?

- Zaraz - panie szefie, tylko skocz� po narz�dzie... - i jak stał, tak pokłusował, mimo

tuszy, zaskakuj�co szybko.

Poszedłem na gór�. Tu co� si� zmieniło, bo panny w dwóch pokojach si� tłoczyły,

ale wolno było s�dzi�, �e co� ze sob� robi�... Niemniej pojawił si� milicjant, przez

rami� miał przeło�ona gór� od munduru milicyjnego. Wszedł do tego pokoju, gdzie

były trzy, a mi dwie pozostałe kazał zawoła�... Tak zrobiłem. Dziewczyny - to było

wida�, jednak si� wystraszyły. On zdj�ł marynark� i zało�ył mundur. Pod mundurem

miał pał� - blondynk�. Najpierw im j� pokazał przed nosami, a po chwili, kompletnie

równie� mnie zaskakuj�c, rzucił jedn� z nich na łó�ko, wykr�cił jej nog� i przywalił

pał� w pi�t�. Tamta rykn�ła w niebogłosy, ale zaraz zatkał jej usta i półgłosem

warkn�ł:

- Niech mi która pi�nie...

�adna nie pisn�ła... Ja wówczas wysun�łem si� do �rodka:

141

- Macie pi�� minut na zrobienie, co kazałem i na gotowo�� do zej�cia na dół...

Gdy ko�czyłem to mówi�, w drzwiach stan�ł pan Mieczysław, a za jego plecami

pan Zygmunt. Pan Mieczysław za�miał si� rubasznie, patrz�c na milicjanta nadal

trzymaj�cego za nog� dziewczyn� na łó�ku:

- Ech - młodo��... Łód�... tamte czasy walki... Widz�, �e fachowiec, ale nie do

ko�ca... Bo jednak krzykn�ła i generał wszystkiego si� domy�lił... Generała nie da

si� zwie��... Gdzie słu�yłe�?

Milicjant zerwał si� na równe nogi, nie zasalutował, bo nie miał czapki, wi�c

obci�gn�wszy ruki pa szwam zameldował:

- Bataliony Chłopskie, ube w Białej - Podlaskiej, szkoła podoficerów bezpiecze�stwa

i urz�d w Szczecinie. Po pi��dziesi�tym szóstym komendant posterunku emo. Teraz

na emeryturze... to przez �ydów wszystko.... panie generale...

Pan Mieczysław z widocznym zadowoleniem, cho� i z roztargnieniem, bo patrzył

wcale nie na starego wiarusa, tylko na dziewczyny:

- Partyzant... bardzo ładnie... oddana załoga nowej placówki... ty mnie pod włos nie

bierz... masz tu baby, to je sobie emabluj, a nie mnie... jak b�dzie rozkaz, to b�dziesz

gonił... a bez rozkazu, to ja ci dam... no dziewczynki... do�� tego... zapraszam na

salony... - i ju� odchodz�c rzucił:

- Kadry - na razie - na medal...

Obaj z panem Wackiem popatrzyli�my sobie w oczy. Nie było o czym mówi� -

dobrze wyszło... Gdy wychodziłem, pan Zygmunt poklepał mnie w drzwiach po

ramieniu:

- No... chłopie... generał na wiatr medalami nie rzuca...

Cho� pan Mieczysław był ju� pod schodami, w ko�cu korytarza, to chyba to

słyszał...

Na obiad była pomidorowa z ry�em, tak g�sta od �mietany i �eberek, �e mo�na

było ły�k� stawia�, na drugie zrazy zawijane wołowe z ziemniaczkami, buraczki i

ogórek kiszony, a do tego kompot bułgarski z wi�ni. Kłopot był, bo kto chciał, to

sobie pojadał te wisienki, a one nie były drylowane. Stanowczo, do potrzeb

142

słu�bowych przemysł powinien był dostarcza� kompot z wi�ni drylowanych. Do tego

wszystkiego pili�my soplic�.

Dziewczyny były wystraszone i mało gadały. Bł�dem było to, �e go�cie siedzieli

obok siebie i panny obok siebie. Niemniej go�cie - ludzie do�wiadczeni, nie

okazywali �adnego zakłopotania. �artowali nawet.

Po obiedzie poszli�my na spacer nad jezioro. Ja si� troch� martwiłem, bo poziom

jeziora był wysoki i dar� na podej�ciu do pomostu, jeszcze poniemieckiego,

połatanego na razie troch� byle jak, bo podobno konserwator zabytków zabronił co�

zmienia� - do pałacu go nie wpu�cili - to jeszcze zanim ja tu przyjechałem - wi�c

zem�cił si� na pomo�cie. Ja o tym wszystkim tylko słyszałem. Wówczas obiekt

znajdował si� pod opiek� powiatowych słu�b i mnie to w �adnym stopniu nie

obci��a. Go�cie skacz�c przez co bardziej rozmi�kłe placki darni �mieli si�, �e jest

"jak w lesie". Jasne było, �e chodziło im o wspomnienia z lat wojny. Dziewczyny te�

skakały, ale były na obcasach i nie bardzo im wychodziło. Go�cie obłapywali je, aby

im pomóc, a potem, to ju� poszło.

Po powrocie urz�dowali�my ju� raczej w holu. Towarzysz�cy naszym go�ciom

postawny czterdziestolatek, te� - okazało si� - ju� prawie generał, bo pułkownik na

etacie generalskim, uwa�nie skontrolował cennik w barku i poklepał kochank� pana

Stasia tak troch� nad po�ladkami. No... znaczy - zadowolony... Pan Sta� z dumy a�

nap�czniał i strzelił sobie kielicha brandy martinau - takiego z jaskółk� na etykiecie.

Ale toastu nie �miał zaproponowa�. Ten prawie generał, okazało si�, to był nasz szef

departamentu... Pó�niej poklepał mnie po policzku i gro��c palcem, ale zadowolony

- zaznaczył:

- Staraj si�... mały... staraj si�...

Pan Mieczysław w ko�cu poszedł z dwiema dziewczynami do pokoju na parterze.

Uprzednio dokładnie sprawdził, wychodził w tej sprawie na dwór, �e w kabinie

lustracyjnej nie ma jeszcze aparatury. Pokój obok zaj�ł przedstawiciel FWP. Id�c tak

zaznaczył:

143

- No, moja panno, na twoj� odpowiedzialno��... W moim wieku nie ob�dzie si� bez

wszechstronnej, internacjonalistycznej - rzekłbym - pomocy...

Jedna panna na jakie� pół godziny odeszła pod namiot obok baraku. Wida� miała

interes do swego dawnego prowadz�cego. Zajrzałem tam - rozmawiali na boku,

gestykulowali, ale chyba si� nie kłócili, wi�c co mnie to obchodzi? Wypiłem z

towarzystwem jednego gł�bszego, bo nie było sposobu - tym bardziej �e opu�cił ich

pan Sta� jako� wbrew instrukcjom pl�t�j�cy si� po hallu.

Zajrzałem te� na stra�nic�. Narzekali, �e mało gołdy dostali i chyba przyjdzie im

kupi� własn�. Ju� chciałem ich spławi�, bo nadwi�lanom nie miałem popuszcza�.

Jestem pewien, �e gdy wa�ne osobisto�ci rekreowały si�, to oni nie pilnowali terenu.

Ale te� - nie było wida� �adnych intruzów. Bałem si� szpiegów ameryka�skich i

zachodnioniemieckich, bo takiego to nie zobaczysz, ale przypomniałem sobie, �e

przecie� tu podejmujemy kierowców samych generałów... A kierowca, to wiadomo -

słyszałem od pana Zygmunta - duuuuuuuuu�o mo�e... Tak wi�c obiecałem im

jeszcze do deseru kilka flaszek winiaku luksusowego, ale pod warunkiem, �e

kierowcy nadal nie b�d� pi�. To była taka asekuracja z mojej strony, bo przecie�

widziałem, �e kierowcy pili i nie miałem w�tpliwo�ci, �e nadal b�d� pi�... No... ale

swoje powiedziałem, wi�c jakby co, to nie moja wina... Cho�, gdyby co, to nie

byłbym taki pewien...

Gdy wróciłem, wszyscy ju� byli ci��ko pijani. Zaobserwowałem, ze i barmanka...

To nie był dobry znak.

Pan Mieczysław obejmował pana Grzegorza i jako� tak, troch� si� �lini�c mówił

mu szeptem co najmniej scenicznym:

- Ja Grzesiek te� si� kurwa wtedy bałem... Co ty my�lisz, ja zawsze byłem za

Wiesławem... Wiesław o tym wie... Ja tam tak czy owak... ale byłem z wami... Mnie

ju� nawet z resortu przecie� zdj�li, ty wiesz... sam wiesz...

Pan Grzegorz uwa�nie słuchał, cho� wida� było, �e wygodnie mu było siedzie� na

fotelu z cedetu, obok stolika stoj�cego w miejscu po kominku, bo mógłby si� jeszcze

zachwia�, ale odpowiedział:

144

- Ja rozumiem intencje, całkowicie popieram, ale ja sam... wiesz... młoda �ona... na

Koszykowej sterałem zdrowie... przedtem w lesie... no i te wód� od rana �łopiemy...

Na co wł�czył si� dostojny starzec z FWP, wyra�nie zm�czony, lecz bardzo

zadowolony:

- Panowie baczno�� - zdrowie pa�...

- Nieustaj�ce - odkrzykn�ł pan Mieczysław i wszyscy powstali�my

Sto lat, sto lat

Niech �yj�, �yj� nam

Sto lat, sto lat,

Niech �yj�, �yj� nam

To zaintonował pan Mieczysław, a pan Grzegorz i nasz szef departamentu im

zawtórowali. Jedynie stary z FWP, zwykle taki układny - energicznie zaprotestował:

- Mietek kurwa rzesz ju� nie pierdol... Jak stodoła kurwa... Pomy�lcie... na co komu

stuletnia kurwa?

Wszyscy si� �mieli - jak zauwa�yłem - nawet dziewczyny, cho� jakby z

mniejszym, ni� pozostali, przekonaniem... Chyba zauwa�yli t� niezr�czno��, bo

starszy pan wyci�gn�ł z kieszeni marynarki rulon pi��setek, powstał, zreszt� z

niejakim trudem i obchodz�c sal� ka�dej kobiecie, w tym tak�e barmance, wr�czył

po brudasie. Pan Mieczysław zaoponował:

- Zostaw te pieni�dze, one s� inaczej płacone...

- Przecie� wiem - sam to wymy�liłem kurwa... - odci�ł si� szef FWP.

- Eech... - machn�ł r�k� pan Mieczysław i ruszył ku drzwiom. Podbiegłem, by

otworzy� drzwi. Zatrzymał si� na chwil�...

- Aaa...

Wyci�gn�ł z bocznej kieszeni plik kartek z nadrukami, gdzie w kropkowanych

miejscach wpisane było co� wiecznym piórem.

- To twoja zapłata - skierowania - masz tego du�o, �eby� znał pana...

145

Znów wyci�gn�ł mi przed nos paluch:

- Ty pami�taj - to s� �rodki społeczne - trzeba nimi rozwa�nie gospodarowa�, nie

szasta�...

Ja byłem taki przez cały czas spi�ty, taki zdenerwowany, a teraz widz�c, ze chyba

wszystko si� udało i nie było �adnej wi�kszej wpadki, �e z tego wszystkiego, sam nie

wiem jak, pocałowałem go w r�k�... Niebywałe...

Pan Mieczysław te� był zdziwiony, ale mniej, a w ka�dym razie nie pokazał po

sobie, tylko rzucił:

- Głupi mały, ale starasz si�... dawaj sobie rad�... trudna palcówka...

Wszyscy ruszyli�my ku bramie wej�ciowej. W ostatniej chwili zatrzymałem panny

- po co miały si� pokazywa� kierowcom? Wprawdzie ju� je widzieli, ale po co ta

publiczna komitywa? Na stra�nicy nas zauwa�yli i zacz�ł si� tam energiczny ruch.

Zanim tam dotarli�my, kierowcy ju� podje�d�ali po swoich.

Najpierw do wołgi wszedł pan Mieczysław, potem pan Grzegorz - razem

przyjechali i razem wracali. Pan Grzegorz na odchodne, te� ju� chyba mocno

zm�czony alkoholem rzucił wzdłu� alejki, ku dziewczynom:

- Czołem panowie oficerowie...

Dziewczyny nie od razu domy�liły si�, �e to do nich, ale po chwili zacz�ły

energicznie wymachiwa� r�koma...

Po chwili kolumna z łazikiem na czele ruszyła. Wartownicy w komplecie stali w

szyku na baczno��. Wyglansowane bagnety na karabinach, odbijaj�c �wiatło

elektryczne dosłownie błyszczały. Pi�knie to wygl�dało. Wła�ciwie, to wypadałoby,

by najstarszy stopniem u�cisn�ł dło� dowódcy warty, ale jako� zapomnieli...

W tym czasie, dosłownie kłusem, do autokaru biegli kompletnie pijani, zataczaj�cy

si� i przewracaj�cy oficerowie prowadz�cy. Szerokim łukiem omin�li mi�dzy

drzewami swoje niedawne informatorki.

Po powrocie kazałem w pół godziny posprz�ta� wszystko i stawi� si� pod

namiotem koło baraku. Było wprawdzie chłodno, ale pogoda ładna, komarów jeszcze

nie było, a �wie�e powietrze nikomu nie zaszkodziło. Chciałem na tym krótkim,

146

zaimprowizowanym, bo uprzednio nie planowanym zapoznaniu si� poda� wermut

bułgarski, ale pan Sta� powiedział, �e nie, �e wyj�tkowo, dla całej załogi, postawi

trzy butelki szampana francuskiego. Ja chciałem, �eby tylko jedn�, ale on obiecał

swoje gło�no, przy ludziach, wi�c dałem spokój. Ci�gle jeszcze niepokoiłem si� o ten

wybryk z pocałowaniem pana Mieczysława. Dobrze to czy �le wyszło - sam nie

wiedziałem...

Szampana wypili�my wszyscy, tylko stara z kuchni odmówiła i nic nie mo�na było

poradzi�.

Nast�pnego dnia w gabinecie, w sprawie jakiej� instalacji elektrycznej, któr�

koniecznie trzeba było wymieni�, odwiedził mnie w moim gabinecie Felek. Jak ju�

to weszło w zwyczaj, postawiłem na biurku �wiartk�. Interesowało mnie, jak udało

si� przyj�cie pod namiotem. Tu te� nie było skandali, cho� oficerowie �ałowali, �e

trac� te dziewczyny. Ale gdy Felek spytał, czy je posuwali, to nie odpowiedzieli, ale

on my�li, �e posuwali. Ja te� tak my�l�... Ładne bestie. Ka�da na etacie i kelnerki i

praczki. Oba niezbyt wysoko płatne. Prima sort personel...

Ka�de skierowanie na wczasy powinno by� opłat� za noc. Ja im mam z tego

odpala� pi��set na r�k�. Tak sugerował pan Zygmunt, ale te� zaznaczył, �e

ostatecznie s� to sprawy, o których sam powinienem decydowa�. Dostałem na raz

dwadzie�cia pi�� skierowa�. Wi�c zdecydowałem, �e dam im po pi��set, ale

zastrzegłem, �e na przyszło��, je�li go�cie nie b�d� z nimi na cała noc, to nale�e� si�

b�dzie trzysta. To jest w porz�dku, bo wówczas b�d� mogły obsłu�y� wielu

klientów. Im chyba nie do ko�ca to si� podobało, ale musiały pami�ta� pał�

milicjanta, bo nie protestowały. A zreszt�... to ju� było po szampanie, w

pensjonacie... Tak wła�nie - słyszałem - zakład nazwał jeden z go�ci. To mi si�

spodobało...

147

Nie od razu poznałem dziewczyny. Wysłany zostałem na szkolenie. Zasadniczo

fotografowa�, a w przypadkach szczególnych nagrywa� na ta�m� filmow� filmowa

miał funkcjonariusz, którego zakwaterowano w powiecie. Nawet mi go nie

przedstawiono. Ale, jak zrozumiałem, bo wcale nie zostało to sformułowane w

sposób oczywisty - miał on przyje�d�a� wówczas, gdy b�d� fotografowani jacy�

wa�ni. Z drugiej jednak strony - o ka�dej wizycie miałem ja, lub pan Sta�,

informowa� go telefonicznie. Zapewne po to tak naprawd� instalowano mi telefon

resortowy.

Przez tydzie� p�tałem si� przy Polskiej Kronice Filmowej. Ci ludzie oczywi�cie

nie wiedzieli, po co mi ta wiedza. S�dzili, młody człowiek, mo�e ma plecy, a nie

studiuje, wi�c próbuje swych sił przy fotosach i kamerze. Nastroje w ekipie nie s�

dobre. Ekipa jest kompletnie za�ydzona i nie jest - tak potem meldowałem - zdolna

realizowa� aktualnej linii partii polegaj�cej na utrwalaniu wi�zi ze społecze�stwem

na gruncie patriotyzmu, szacunku dla wysiłku zbrojnego �ołnierza polskiego - jak�e

cz�sto wykorzystywanego przez manipulatorów ró�nej ma�ci.

Gdy tylko wróciłem, to miałem wła�nie okazj� we wła�ciwym �wietle ujrze� swoje

do�wiadczenia polityczne wyniesione ze współpracy z ekip� Polskiej Kronice

Filmowej. Przyjechałem pod wieczór. Na razie wraz z panem Zygmuntem nie

mieli�my zaufania do pana Stasia na tyle, by mu powierza� prowadzenie placówki w

moim zast�pstwie. Dlatego przez ten tydzie� na miejscu kołkiem siedział pan

Zymunt i podj�ł nawet kilka bardzo racjonalnych decyzji dotycz�cych praktycznego

funkcjonowania pensjonatu, o których mnie poinformował. Dwóch go�ci było na

górze. Jeden był wiceministrem handlu odpowiedzialnym - jak mi powiedziano - za

rzemiosło. Drugi prawdopodobnie z resortu, ale go nie widziałem, poniewa� upił si�,

zanim poszedł na gór�, potem zasn�ł, a rano, bez �niadania wsiadł w samochód i

pojechał.

Natomiast w hallu w fotelach przy stoliku siedzieli, pili martineau pod specjalnie

przywiezion� z warszawskiego Varsowinu polo-coct�: szef naszego departamentu i

pewien wybitny pułkownik LWP, a zarazem pisarz. Byli kompletnie pijani, co

148

podobno a� tak cz�sto naszemu szefowi si� nie zdarza. Szef pocieszał pułkownika,

którego na łamach prasy partyjnej i inteligenckiej strasznie gn�bili publicy�ci

�ydowscy. Ci �ydzi to Rakowski i Urban. I Wajda - ale ja przecie� dobrze wiem, �e

Wajda - s�dz�c po nazwisku - �yd - jest re�yserem, który zrobił patriotyczne filmy

"Kanał" i "Popiół i diament". Jeden jest o powsta�cach, a drugi o bezsensie

sprzeciwiania si� władzy ludowej i sojuszom. Kto� mi zreszt� to ju�przedtem

relacjonował, ale w innym oszuka�czym duchu... No ale nie wszystko rozumiem...

Aha - widziałem jeszcze "Popioły" Wajdy - pi�kny film - ci�gle walcz� na koniach,

w kostiumach z epoki - nasi wygrywaj� na Zachodzie, w klerykalno - faszystowskiej

Hiszpanii i z Austri�, za to dostaj� po łapach, jak si� pchaj� z Napoleonem na

Moskw�. Przesłanie jest dla mnie jasne - pomylili�my sojusznika. Jeszcze si� taki nie

narodził, co by ruskim dał rady. Ich wojsko ma wszy wi�ksze jak czołgi i z tak�

armi� jeszcze nikt nigdy nie wygrał. Słyszałem taki kawał o radzieckiej wszy

wywiezionej w kosmos przez Gagarina, ale ju� nie pami�tam, o co chodziło. Ale

chodziło o to, �e jak ruskiemu wojsku ze wszami nie mog� da� rady amerykanie, tak

i astronauci ameryka�scy - ja tak mówi� o Amerykanach, bo w Wolnej Europie s�

astronauci, za� w naszej prasie i radiu - kosmonauci - pan Zygmunt kazał mi na to

zwraca� uwag�, by sprawdza�, kto si� znajduje pod obcym wpływem. Gdy ja

mówi�: - "atronauci", to czekam - albo kto� mnie poprawi i o tym powinienem

donosi�, albo nie zauwa�y i o tym nie mam meldowa�, albo porozumiewawczo te�

mówi�; - "astronauci" i wtedy... o... mamy gagatka... Ju� ma to na wieki zapisane w

ankiecie personalnej. No wi�c: czołgi�ci rosyjscy s� najlepsi na �wiecie i w takim

razie kosmonauci radzieccy s� te� najlepsi na �wiecie.

Tak siedz�: pułkownik z resortu z pułkownikiem od prasy i sm�dz�. Na dodatek

ten pułkownik publicysta narzeka, �e wódka jest lepsza od koniaku, radziecki koniak

jest lepszy od francuskiego, ale dalej pij� francuski... Ja ukradkiem pojadam z talerza

jajecznic� na kiełbasie, bo po drodze zgłodniałem, a w geesach wolałem nie

ryzykowa�, bo łatwo jest si� stru� - ci�gle trzymaj� mi�so w piwnicach, a nie w

lodówkach. Ja w moim pensjonacie wystarałem si� o lodówki.

149

Słucham bacznie, cho� zarazem udaj�, �e zaj�ty jestem jedzeniem. Wolałbym, �eby

podali mi t� jajecznic� na patelni, ale mo�e na talerzu jest wytworniej, wi�c nic nie

krzyczałem na kuchni�, �eby nie wygłupi� si� przed go��mi.

- Ci�gle ta Moskwa nie potrafi zaj�� pryncypialnego stanowiska. Niby jest za nami,

ale i tamtych nie daje załatwi�... - smuci si� nasz pułkownik.

Na to pułkownik publicysta, do�� ci��ko dysz�c, bo poci�gn�ł gł�boki łyk i zaraz

zaci�gn�ł si� papierosem, a podobno - tak słyszałem - ma gru�lic�:

- Słuchaj - to jest tak jak z Włochami u boku Hitlera kurwa... no wiesz... Włosi

Mussoliniego byli sojusznikiem Hitlera...

- Ty mnie kurwa nie mniej za idiot�...

- No, no... daj spokój... tak sobie gadamy... - bez oznak jakiego� speszenia odci�ł si�

publicysta... - - Przecie� ja akurat wiem, �e ty masz obszern� wiedz�... No wi�c

Włosi du�o gadali o sojuszach, ró�ne tam pakty stalowe i osie, ale jak co do czego, to

zawsze na widok aliantów uciekali. Ja ju� nie mówi� - na froncie wschodnim, ale

nawet na Zachodnim, w walce z tymi fiszendfritesami i bublegumami... ja ci powiem

wi�cej - oni w dupe brali nawet od greków, a przecie� wiadomo, �e Grecy to

pastuchy kóz... hołota...

- No ty mów do rzeczy, przecie� to o tych Grekach to wiem, mnie w Moskwie

szkolono z tego...

- No wi�c jak rz�d dusz u nas trzyma� b�d� �ydzi, to skutek b�dzie taki, �e jak co do

czego i trzeba b�dzie walczy�, to nasza armia mo�e by� u boku armii czerwonej jak

ci Grecy, nie... no Włosi dla Hitlera... No i wiesz... dla Moskwy strata, bo za takie

rzeczy płaci si� krwi� własnych �ołnierzy, a dla nas wstyd... panie tego... �eby

�ołnierz polski jak Włosi?

- Eeeee tam... - nasze Ma�ki b�d� si� biły. A jak nie, to da si� kordonuj�ce bataliony,

ostrzał artyleryjski z tyłu, albo co... No nie b�dziemy ryzykowali... Jak b�dzie �le, to

ruskie naszych dowódców hurtowo mog� stawia� pod �cian�... ja ich znam... Ale

�eby nasi jak Włosi? Zobaczysz... nasi b�d� lepsi ni� enerdowcy, a zreszt�...

enerdowcy nie prze�yj� tego bałaganu... no mokra plama...

150

- A mam nadziej�... he, he...

- Ty my�lisz - zd��ymy ewakuowa� naukowców, elity, rodziny? Przecie� wiesz...

wszyscy w bunkrach, tych porz�dnych, nie pomieszcz� si�. Zreszt�, b�dzie niezły

burdel, akowcy jednak mog� si� ruszy�... nie wszyscy rozumiej� szczero�� naszych

intencji...

- Bo ja wiem... jak b�dzie ewakuacja, to wywiad nieprzyjaciela b�dzie o tym

wiedział...

- Sam wiem... no ale chyba nam tego nie zrobi�?

- Nie zrobi�, bo b�d� chcieli mie� na Syberii zakładników...

- Chuj z tym, �e zakładników... tego si� nie boj�... my tu w Kraju flaki dla wspólnej

sprawy z �ył wyprujemy... Ale wiesz - bezpiecze�stwo bliskich... nie mog� nam tego

zrobi�...

Poniewa� jednak go�cie co jaki� czas czujnie spogl�dali na mnie, wi�c pod

pozorem, �e musz� odnie�� talerz do kuchni, oddaliłem si�. Gdy wróciłem, to pili ju�

kolejne kieliszki, a nalewali do koniakówek, takich ładnych, w kształcie gruszek, a�

po wr�bki i pułkownik publicysta cos tam mówił, ale cicho. Wreszcie dopiero

usłyszałem:

- Ty sobie pomy�l, mo�e warto zapami�ta�, bo to taki bon - mot, no wiesz -

powiedzenie... Ono mo�e pój�� pod strzechy i warto, by pami�tali, �e to twoje:

"Przyja�� ze Zwi�zkiem Radzieckim powinna by� jak herbata - mocna, ale nie

przesłodzona"...

- Ruskim b�dzie to pasowa�?

- No kurwa mówi� ci, �e b�dzie... ju� ja wiem... jak mówi�, to nie my�l�... ale

wiem...

- Dobry jeste�... ja jeszcze jednak skonsultuj�, ale dobrze wiesz, �e ci ufam... Dobrze

powiedziane, mocno... to prawie poezja... kurwa... Jeszcze po jednym...

Wypili. Ja ci�gle czujnie wyczekiwałem... Nagle nasz pułkownik rzucił:

- To co - popierdolimy sobie teraz troch� - masz tyle zdrowia?

151

Zadał to pytanie z niejak� czuło�ci dla swego rozmówcy, który rzeczywi�cie -

ci�gle kaszlał, a chwilami wr�cz charczał... Ale obruszył si�...

- Ja do ta�ca i do ró�a�ca... W narodzie musi panowa� zdrowy duch i dziarsko��...

Ja, mo�e nawet na przekór trudno�ciom - nie b�d� si� uchyla�...

Wtenczas nasz pułkownik kiwn�ł na mnie - jednak był pewien, �e ich obserwuj�,

cho� udawałem, �e czytam "Gazet� Olszty�sk�" - artykuł o tym, �e bie��ca akcja

�niwna nas nie zaskoczy i nie zabraknie sznurka do snopowi�załek, poniewa� z puli

specjalnej premier postanowił wyasygnowa� dewizy na zakup sznurka w Argentynie

i tylko nie wiadomo, czy statki nad��� go przywie��. Wszystko zale�y bowiem od

terminu agrotechnicznego zbiorów zbó�, a tego nie da si� z całkowita precyzj�

przewidzie� w planie społeczno - gospodarczym.

Oczywi�cie - natychmiast pobiegłem.

- Dostarcz nam do pokojów babki, takie wiesz - dla pułkownika cycat�, a dla mnie

te�, nie �eby deska zaraz, no wiesz: - Tereska - z przodu deska, z tyłu deska... -

wszyscy trzej si� za�mieli�my - ale nie jaka� beczka... No i po tym francuskim

koniaku na tacy... tak... polo-cocta... i dla mnie ptitybery... a zreszt� - co? - dla

towarzysza pułkownika równie�...

Dziewczynami zaj�ł si� pan Zygmunt, który te� nasłuchiwał, ale z innego ko�ca

sali. Dla mnie �adna strata, bo przecie� na swojego szefa departamentu i tak nie

mógłbym donosi�, chyba �e inn� droga słu�bow�, której na razie nie znałem. Ja

przecie� jeszcze nie znałem naszych dziewczyn - nawet nie pami�tałem wszystkich

po imieniu...

Zostałem w hallu sam tylko z panem Zygmuntem i z barmank�. Pan Zygmunt

wzi�ł z baru kolejna flach� tego u�ywanego dzi� w nadmiarze trunku, kolejne dwie

deficytowe na rynku polo-cocty, usadowił wszystko wraz ze szkłem na tacy i

przyniósł do mnie. Ja popytałem, co w pensjonacie - jemu ta nazwa chyba te�

pasowała. On mnie z kolei - jak poszło szkolenie?

Wreszcie, gdy spytałem, kiedy zrobi� zebranie z dziewczynami, �ebym je poznał,

to powiedział, �e wcale nie trzeba robi� takiego zebrania.

152

- Po co masz si� z kurwami pospolitowa�? Wiesz, to jest klasyka post�powania.

Musi by� dobry ubek i zły ubek. Obiekt musi ba� si� w sumie obu, ale złego ubeka

bardziej. Wtedy w naturalny sposób, za cho�by cie� sympatii, czy zrozumienia,

zgodzi si� wszystko zezna�, nawet to, �e jego matka jest kurw�. To tylko kwestia

dobrej obróbki, której osiami sprawczymi... tego... jest harmonijna i niezbyt

widoczna współpraca dobrego i złego... No i ty dobrze zacz�łe� z tym pałowaniem.

Jeszcze lepiej, �e trafił si� ten pierdolony milicjant. Dobry fachowiec. Podobno w

młodo�ci seryjnie katował na �mier�. Ale, no mówi� - fachowiec, a nie sadysta. Jak

nie trzeba, to nawet nie poznasz, �e kogo� zlał. Dla nas, na naszej placówce - złoto

nie człowiek... No wi�c jak ty si� b�dziesz ostentacyjnie od nich odgradzał, to

dobrze... I tak musz� o ciebie zabiega�, bo z twojej r�ki maj� bra� szmal... No i

wiesz... pierdoli� musisz równomiernie, nie wyró�nia� jednej jakiej�... Ja chyba te�

b�d� musiał, a na co mi to... Czy ja �ony nie mam? Ale pami�tasz tego fagasa,

którego podesłałem ci na Prag� na szkolenie? No wiesz, tego sanacyjnego sutenera?

- No pewnie, �e pami�tam...

- On mówił, �e jak chcesz mie� porz�dek w burdelu, to trzeba je raz na tydzie�

pierdoli� i one same tego chc�. Wła�ciwie, to jeden powinien to robi�, ale w

imperialistycznym burdelu chodzi o pieni�dze. A u nas, no to wiadomo - chodzi nam

o informacje, a im o pieni�dze... Wi�c my musimy inaczej. U nas musi by� tak samo

jak w pa�stwie socjalistycznym - ba� si� maj� aparatu pa�stwowego, no wiesz...

milicji, wojska, dyrektorów, majstra, a tuli� głow� z �alu w ramionach partii,

zwi�zków zawodowych i oficera prowadz�cego.

Tu pan Zygmunt u�miechn�ł si�. Wida� chciał i�� pod wzgl�dem tych tam

bonmotów w konkury z pułkownikiem - publicyst�, bo dodał:

- W naszym pa�stwie jest jak w naszym pensjonacie - jak jest potrzeba, to obywatel

ma informowa�, a na co dzie� by� dyspozycyjnym i na ka�de skinienie dupy

dawa�...

Teraz to my si� �mieli�my... Zreszt� siedzieli�my w tych samych fotelach - ja na

miejscu publicysty...

153

Potem jeszcze dodał:

- Mam polecenie, by zaradzi� pewnemu problemowi. Ale o tym ani mru, mru... Ja

tobie mówi�, �eby� wiedział, ale �eby� o tym nie gadał i nie dopuszczał, �eby ludzie

gadali. No wiesz... nasi tu - z personelu... Potrzeby bywaj� zró�nicowane, a my

musimy wszystkie wykorzystywa�. Tam na górze z dziewczyn� jest taki jeden

wiceminister handlu. On si� z t� dziewczyna m�czy, bo dobrze wiem, dostałem to w

instrukcji, �e woli chłopców...

Popatrzyłem na niego zdumiony...

- No nie gap si� jak ciel� w malowane wrota. Słyszałe� kurwa o pedałach?

- Co� tam słyszałem, ale nie całkiem rozumiem - w dup�, czy jako� tak?

- No to dobrze słyszałe�. Tu przyjedzie taki chłopta� i on b�dzie od czego� tam -

wymy�lisz mu jak�� mało absorbuj�ca funkcj�, �e niby jest od czego� innego i on

takim jak nasz wiceminister b�dzie robił dobrze...

Ze zbaranienia... kompletnego... tylko kiwn�łem głow�...

Ja do tej pory wyobra�ałem sobie, �e to tylko w Ameryce takie rzeczy si� dziej�...

Niby miałem obowi�zek ry�ka� te panny w regularnych odst�pach, ale to łatwo

tak powiedzie�. Z jednej strony miałem na to ochot�, bo przecie� młody byłem

chłopak, z okre�lonymi potrzebami, ale z drugiej - jako� si� wstydziłem... Ja zawsze

miałem poczucie wielkiej odpowiedzialno�ci za powierzony mi personel. Musiałem

trzyma� dystans, �eby prz�dek panował, a tym czasem jak si� ry�ka, to jaki tu

dystans?

Tak wi�c pan Zygmunt ry�kał dowoli, nawet narzekał, bo to �ona, łgał nawet, �e

zdrowie nie to, ale swoje robił. A ja jako� nie mogłem si� przełama�... Pan Zygmunt

mi mówił, �e mo�e nawet któr�� namówi�, �eby przyszła do mnie w nocy do łó�ka,

ale przecie� nie o to chodzi, bo to ja mam tu by� tym pogromc� dzikich zwierz�t, a

nie pudlem... Tak mi mówił.

154

Ja tym czasem na głowie miałem inn� kwadratur� koła. Płacono mi skierowaniami,

ale ksi�gowa zapierała si�, �e nie b�dzie wypłaca� pieni�dzy z konta pensjonatu,

które to pieni�dze przecie� wpływały w oparciu o dostarczone skierowania, skoro nie

ma pokrycia w fakturach rachunków. ci�lej bior�c - kłopot był ze stawkami

�ywieniowymi, a one obejmowały w sumie wi�kszo�� sum, na które opiewały

skierowania. Oczywi�cie - co� tam, zreszt� nie tak mało, kupowało si� z �ywno�ci,

do�� szybko załatwiłem w sklepie powiatowym rozpisywanie alkoholu na �ywno��.

Nic za to nie musiałem płaci�, nawet co i raz dostawałem flaszk� ekstra, tak raz na

tydzie� i to jakiej� dobrej wódki, gatunkowej, spod lady, jak ajerkoniak, czy takie

tam. Ja wiem, o co chodziło. W powiecie wprawdzie zaopatrzenie w mi�so było

lepsze ni� w Warszawie, na przykład prawie zawsze mo�na było kupi� schab, ale z

lepszymi w�dlinami była bryndza. Ona sprzedawała to spod lady, mo�e dro�ej, a

mo�e w zamian za co innego - nie moja sprawa - a rozpisywała, �e sprzedała nam i

dlatego na lad� nie wystawiała. �adna kontrol jej nie mogła podskoczy�, �e chowa

dla nas na zapleczu, bo z powiatowego wydziału handlu miała odpowiednie

zalecenie. Mi to wcale nie przeszkadzało. Niech ka�dy sobie radzi, jak mo�e...

U niej te w�dliny były jeszcze jako takie, ale nigdy nie mo�na było przewidzie�, co

rzuc�? A ja tym czasem zawsze musiałem mie� wyroby luksusowe i na dodatek

�wie�e. Niby to wła�nie mogłem kupi� w Konsumach w Olsztynie, ale tam jako��

była jaka� taka podła. Pogadałem chwil� z panem Zygmuntem, a on, nie pytaj�c

nikogo o pozwolenie powiedział:

- Chłopie - załatwiaj...

Wida� miał dyspozycj�, aby takie sprawy rozwi�zywa� jak najkorzystniej i na

własn� r�k�. W trzy dni potem wsiadłem w pikapa, aby z honorami zajecha� na

rodzicielskie podwórko. W miasteczku nic si� nie zmieniło. Coraz intensywniejsza

wiosna sprawiała, �e było pi�knie. Tym bardziej, �e klimat tam jest cieplejszy i

wszystko szybciej dojrzewa, ni� na Mazurach. Z ojcem załatwiłem oficjalnie tak:

dostał on dodatkowe pół etatu w moim pensjonacie, z czym zreszt� były korowody

biurokratyczne, bo przecie� pensjonat był w innym województwie, ale jako�

155

załatwili�my. Na pro�b� resortu gees w miasteczku podj�ł si� obsługi

zaopatrzeniowej naszego pensjonatu.

To była absolutna granda, bo przecie� poszczególne województwa, a w

województwach poszczególne powiaty, w powiatach poszczególne sklepy z gardła

sobie wyrywały przydziały na mas� mi�sn� i w w�dlinach, czekolady i takie tam

równie�. No i zaopatrywanie placówki z innego województwa było w takim razie

czyst� strat�. Ale nie całkiem, bo mo�no�� wykazania si� zaopatrywaniem placówki

specznaczenia, a taka byli�my, stanowiła podstaw� do zabiegania o wi�ksze

przydziały w województwie na powiat. I dalej - województwo te� umieszczało nas

w zestawie swoich placówek spec, które musi zaopatrywa� i dlatego przysługuj� mu

wi�ksze przydziały.

W rezultacie ojciec now� nysk� chłodnicz�, tak� mu i tak kupili, gdy wyszedł z ula,

w ramach swoich obowi�zków słu�bowych co tydzie� woził do nas wyroby. Za

paliwo i tak dalej rozliczał si� fakturami u siebie w geesie, za to u mnie dostawał na

to ryczałt bez obowi�zku dostarczania faktur. Oczywi�cie - dosłownie wszystkie

pieni�dze mogłem pokry� zaopatrzeniem od ojca, a on i tak przywoził mi tyle

wszystkiego, ile potrzebowałem. Ze sprzeda�� to on całkiem nie miał trudno�ci - im

wi�cej - tym lepiej. Ciel�ciny w ogóle nie wpuszczał na rynek - baby z miasteczka

je�dziły do Kielc i sprzedawały j�, jako ciel�cin� od chłopa, z podwójnym

przebiciem. One zarabiały, rodzice zarabiali i mi co� tam kapało. Nawet nie�le

kapało...

Do�� długo nie instalowano nam urz�dze� technicznych do fotografowania i

filmowania. Oficer, który miał to robi� - słyszałem - wykorzystywał czas na remont

przydzielonego mu mieszkania, a wła�ciwe domku jednorodzinnego. Mo�e wi�c

wcale nie pop�dzał zaopatrzeniowców? Tylko ja czasem wchodziłem do tych kabin i

obserwowałem przebieg �wiadczenia usług przez moje dziewczyny. One o tym si�

dowiadywały, ale po czasie, bo przecie� tak naprawd� nie mogłem ukry� swoich

wej�� do kabin na pi�trze, a nawet na parterze... To przecie� te� si� nie ukryło.

156

Szczególnie miła była wizyta dyrektora zakładów parkieciarskich. Tak si� przy

barku �alił, �e obiekt pi�kny, ładnie utrzymany, a parkiety marne. No bo

rzeczywi�cie - parkiety były stare, przedwojenne, tylko cyklinowane. Jego zakład

du�o produkował na eksport, co� tam miał wspólnego z resortem, ale ja w takie

rzeczy nie wnikałem, no i resort go nagrodził wizyt� u nas.

Od słowa do słowa uzgodnili�my, �e je�li b�dzie zgoda resortu, to ekipa z jego

zakładu wejdzie do pensjonatu i w try miga zerwie stare parkiety, postawi nowe i

nawet bardzo �liczne, bo takie mozaiki z mi�dzy innymi czarnym d�bem, który

wydobyto z dna jakiej� rzeki i który le�ał tam podobno tysi�c lat... Departament

zgodził si�, FWP te�, bo przecie� to ono musiało opłaci� rachunki, a dyrektor mógł

sobie do nas przyje�d�a� kiedy tylko nie było jakiego� alertu. Oczywi�cie nadal

musiał dostarcza� za ka�d� wizyt� skierowanie, ale to nie był dla niego problem.

Przecie� w zwi�zkach zawodowych miał tego u siebie w zakładzie od cholery... Tyle

załogi... nikt nawet nie odczuł... Zreszt�, ta jego załoga... pracuj� dobrze, ale same

pijaki... Wiem co mówi� - cz�sto go słuchałem i zreszt� widziałem, jak kładli

parkiety u nas... Podobnoe nawet z politury potrafili wydestylowa� spirytus...

Niebywałe...

On upodobał sobie taka Magd� - dziewczyn� przywiezion� ze Zgierza. Prowadz�cy

podstawiał j� ró�nym dyrektorom, czy jakim� takim, chyba od dziecka, bo gdy trafiła

do nas, to maj�c dziewi�tna�cie lat znała ju� chyba wszystkich wa�nych w Łodzi. W

ka�dym razie, co kogo� mieli�my z Łodzi, to oni si� znali... Inna sprawa - ładna jak

malowanie - taka blondyneczka jak lalka, ze szczerym wyrazem twarzy i bł�kitnymi

oczyma. Wygl�dała na maturzystk�, mo�e studentk�... nikt by nie pomy�lał...

Kupował jej radzieckie złote pier�cionki. Mi si� to nie bardzo podobało, ale na razie

nie interweniowałem...

Wczesnym latem przyjechał pan Zygmunt i powiedział, �e paln�li�my straszn�

gaf�, ale jest tak załatwione, �e je�li wyniknie afera, to na nas mo�e nie padnie. Otó�

przypomniał o istnieniu chorób wenerycznych - całkiem o tym nie pomy�leli�my -

157

tyle jest w przychodniach plakatów mówi�cych o chorobach wenerycznych, a

człowiek nie skojarzy...

Z innego miasta powiatowego, z odległo�ci ponad trzydziestu kilometrów, miała

codziennie o pi�tnastej przyje�d�a� do nas pani doktor. Dostała przydział na jednego

z pierwszych fiatów 125 p. Doskonała maszyna - jeszcze miała wi�kszo�� cz��ci

włoskich i jugosłowia�skich. Taki wytworny, be�owy. Co tydzie� miała nam bada�

cały personel - tak jej kazano, a nadto - ka�dego go�cia. Byłem zdumiony - taka

ładna, zgrabna, trzydziestu lat nie miała - doktor Ewa si� nazywała, a ka�demu

go�ciowi miała fiuta ogl�da�. Mi te�... To było kr�puj�ce, ale polecenie słu�bowe...

Raz na tydzie� przyje�d�ała na dłu�ej, a tak to na dwie godziny - od pi�tnastej do

siedemnastej. Teoretycznie, je�li który� go�� przyjechał potem i nie mógł by�

poddany badaniu, to nie mógł by� obsłu�ony. Oni to wiedzieli. Ale je�li miał

przyjecha� kto� wa�ny, to si� j� prosiło, �eby poczekała. Go�cie rozumieli o co

chodzi i cz�sto, je�li si� spó�niali, to jak�� bombonierk� deficytow� jej ofiarowali,

czasem nawet perfumy, albo dla mnie podwójne skierowanie.

Pani doktor przyje�d�ała i o trzeciej, razem z nami, na prawach go�cia w jadalni

spo�ywała obiad. Przy okazji - miała uprawnienia jako dietetyczka, wi�c

zatwierdzała co tydzie� plan �ywieniowy. Z tego tytułu mogli�my jej da� dwie

połówki etatu, a tak�e rozlicza� podró�e.

Takie rzeczy nic mnie nie kosztowały. Trzeba bowiem wiedzie�, �e pieni�dze na

fundusz płac, energi� i inne opłaty przychodziły z FWP i nie miały �adnego zwi�zku

z naszymi dochodami. I analogicznie - wszelkie koszty - w granicach wyznaczonych

regulacjami, opłacałem z pieni�dzy FWP. Jednak stawki �ywieniowe, a zatem i

przydziały �ywno�ci, czy np. opłaty za pranie - na tym nie dawało si� zreszt�

oszcz�dzi�, zwi�zane były z ilo�ci� skierowa�. My akurat - cz�sto tak bywało -

mieli�my wyra�nie obło�enie wi�ksze, ni� ilo�� miejsc noclegowych. Ale to

załatwiałem wpisuj�c rzekome dostawianie łó�ek do pokojów. Czasem wychodziło,

�e jest ich nawet kilkana�cie w pokoju. Nie mogło by� inaczej, skoro skierowanie

158

było niby na dwa tygodnie wczasów, a tym czasem go�� - bywało - wpadał tylko na

godzink�...

Ja natomiast rozliczałem si� z dziewczynami pieni�dzmi, które jako� musiałem

wygenerowa� - przede wszystkim od taty. Tata mi płacił za �ywno��, �rodki

czysto�ci i tak dalej, po cenach pa�stwowych minus dziesi�� procent. On oczywi�cie

miał z tego wi�cej. Szybko jednak zrobili�my jeszcze inaczej - tata przywoził towaru

ile wlezie, najlepszego, a ja odsprzedawałem naszym go�ciom z narzutem

dwudziestopi�cioprocentowym. Poniewa� jednak odpadała mar�a sklepowa, to w

sumie wychodziła cena podobna, co w sklepie, a my mieli�my po prawie

dwadzie�cia procent zysku, a nawet wi�cej, bo tatu� zawsze wpisywał wi�ksze

ubytki masy, ni� to miało miejsce w rzeczywisto�ci i to te� solidarnie dzielili�my.

Z tym, �e ja z tego interesu miałem wi�cej, bo musiałem z tych pieni�dzy tylko

opłaci� dziewczyny, czasem jakie� wydatki ekstra, na których rozliczenie nie

mieli�my ju� �adnego pomysłu z ksi�gow�, a reszta była dla mnie. Ksi�gowa co� na

boku kombinowała i te� wychodziła na swoje. Ja w ka�dym razie w pierwszym roku

uzbierałem w ten sposób prawie trzysta tysi�cy złotych, a je�li doda� jeszcze pensje i

takie tam ró�ne premie od pana Zygmunta, to jeszcze drugie sto tysi�cy doszło. A w

pegeerze zarabiali po siedemset złotych. Pani doktor w o�rodku zdrowia brała tysi�c

pi��dziesi�t, ale u mnie dwa trzysta i jedzenie. I jeszcze za paliwo... dziewczyny

�rednio miały po pi�� do o�miu tysi�cy, plus pensje. A jeszcze - wszyscy co kwartał

dostawali premie w wysoko�ci dwudziestu pi�ciu procent legalnego uposa�enia,

czyli co trzy miesi�ce siedemdziesi�t pi�� procent miesi�cznej pensji ekstra... No

�y�, nie umiera�... Pan Zygmunt, to powiadał, �e my ju� trafili�my do komunizmu...

Bo przecie� jeszcze �arcie wszyscy mieli�my, i to prima sort, za darmo...

Pod koniec sierpnia miały miejsce wydarzenia dramatyczne. W pi�tek wieczorem -

a mieli�my pełne obło�enie pi�cioma klientami - wszyscy ze spółdzielczo�ci

159

rzemie�lniczej z miasta Łodzi – zostali dostarczeni przez wiceministra handlu. On

coraz cz��ciej u nas bywał nie dlatego, �e były dziewczyny, ale przeciwnie - dlatego,

�e był Ada�. Ada� był synem jakiego� działacza partyjnego i u nas został zatrudniony

jako kierowca. Nie miał wprawdzie prawa jazdy, ale pan Zygmunt przywiózł mu

dokument, a pan Sta� w chwilach, w których uwa�ał, �e jest trze�wy, poduczał go. Ja

dostałem fiata 125 na wzmocnionych resorach – kombi. Model taki sam, jak karetki

zdrowia. W takim razie Włodek je�dził na warszawie pikapie i dowoził ró�ne

produkty.

Razem z tym ministrem robili sobie wycieczki tym pikapem. Poznali mi�dzy

innymi Gerharda - Mazura, któremu zabrano domiarami rok temu w�dzarni�.

Oczywi�cie - prywatnym w ogóle nie wolno było robi� wyrobów z mi�sa.

Teoretycznie mogli wytwarza� wyroby z podrobów, ale sk�d mogli wzi�� podroby,

je�li zakład uspołeczniony pr�dzej dał je na pasz� dla lisów, ni� sprzedał

prywaciarzowi? Za karmienie lisów nikt im głowy nie urwał, je�li mieli z sanepidu

o�wiadczenie, �e z jakich� powodów to jest słuszne, a za prywaciarza mogli mie�

tak� kontrol, �e całe kierownictwo mogło znale�� si� w mamrze.

Minister sam o sobie, w chwilach rozrzewnienia mawiał, �e jest hersztem od

likwidacji rzemiosła w peerelu i taka była prawda. Ojciec, gdy si� dowiedział, kim

on jest, to wzi�ł mnie na stron� i powiedział, �ebym si� przed nim pilnował,

poniewa� to musi by� nadzwyczajny skurwiel...

A jednak to minister wraz z Adasiem wynale�li Gerharda, który w ogródku, jak

nałogowiec, w stalowej beczce po benzynie lotniczej urz�dził sobie przydomow�

w�dzarni�. A to było wolno, je�li w�dziło si� tam nie mi�so, a ryby. No a on w�dził

w�gorze. Teoretycznie winny to by� samodzielnie złowione ryby na w�dk� przez

posiadacza karty w�dkarskiej. W rzeczywisto�ci jednak były to, nawet nie musiałem

nikogo pyta�, w�gorze złowione przez niego na sznury, ale przede wszystkim

w�gorze na lewo kupione od tych samych rybaków, od których zawsze kupował

ryby.

160

Dzi�ki Adasiowi zawsze mieli�my w kuchni kilka w�gorzy. Oczywi�cie bez faktur

- formalnie nie istniały, ale mi to było oboj�tne, bo przecie� rozpisywałem to na

mi�sie i w�dlinach od ojca, które albo w ogóle nie doje�d�ały na Mazury, albo i tak

sprzedawałem moim klientom. No i wła�nie nast�pnego dnia miałem sam pojecha�

do Gerharda, aby ewentualnie kupowa� wszystko u niego na pniu, a potem

odsprzedawa� swoim klientom. On te swoje w�gorze sprzedawał na sze��dziesi�t

pi�� złotych kilogram, gdy ja z pocałowaniem r�ki mogłem ka�d� ilo�� ka�demu

sprzeda� za sto pi��dziesi�t, a jeszcze si� zastanawiałem, czy nie wstawi� ich do baru

i nie sprzedawa� w porcjach? Było ryzyko, ale je�li dałoby si� go zwerbowa�, to

wówczas byłoby formalne, cho� tajne uzasadnienie dla tych podejrzanych machlojek

i nikt by mi nie podskoczył... Tak sobie kombinowałem, �e ka�dego na tym by

zamkn�li, ale nie mnie. Nie prowadziłem przecie� gastronomii otwartej, a w�gorz, to

wiadomo - ryba... Ryby s� zdrowe, czego najlepszym dowodem jest ludowe

powiedzenie: - "jedzcie dorsze, gówno gorsze". A ludzie, wiadomo, nie lubi� tego, co

zdrowe.

Otó� wieczorem zadzwonił telefon resortowy. Szcz��ciem usłyszała go ksi�gowa,

powiadomiła mnie i zd��yłem dobiec. Poznałem po głosie szefa departamentu...

- No... jeste�cie... słuchajcie uwa�nie... Sytuacja jest dramatyczna. Czort wie, co za

menda powiedziała pierwszemu, co si� robi w waszej placówce. Wzi�ł Mieczysława

na dywanik... A zreszt� nie wiem, w jakiej sytuacji, ale naskoczył na niego, �e w

socjalistycznym pa�stwie jest burdel, a przecie� socjalizm wyzwolił kobiety i nie ma

prostytucji w naszym kraju. Tupał nog� i jest w�ciekły. Jutro, jad�c do Ła�ska, ma

do was przyjecha�. B�d� z nim. Tak si� zastanawiałe... Tu nie ma co udawa�, �e nie

ma tego, co jest. Jak mu kto� powiedział, to musz� to by� wrogowie Mietka i ju� oni

dobrze wiedz�, co i jak. Tego nie przeskoczymy... Ale mo�na zagra� z innej ma�ki.

Słuchacie mnie?

- Słucham, towarzyszu pułkowniku!

- Dobra... Pierwszy musi rozumie�, �e nasze pracowniczki nie s� prostytutkami, to

znaczy, �e nie zarabiaj� od spotkania z klientem, tylko dostaj� normaln�,

161

socjalistyczna pensj�, a nawet premi�... �e s� takimi pracownicami zdrowia po to, by

w wypadku koniecznym, kiedy słu�ba tego wymaga, walczy� z wrogiem na froncie

agenturalnym. �e du�e pa�stwo, je�li chce by� suwerenne, musi umie�

wykorzystywa� wszystkie swoje atuty... No a w takim razie musi by�

przygotowane... Gotowe... No musi gdzie� trzyma� te dziewczyny i one musz� co�

umie�. Ty nie masz tego mówi� pierwszemu... No chyba, �eby pytał, ale to i tak za

du�o wiedzie� nie musisz... Mówi�, �eby� wiedział, �eby� nie zrobił co�

sprzecznego. No i ja wymy�liłem, �e to ma wygl�da� jak taki szpital - wiesz - w

barku ró�ne wody mineralne, personel na biało, w łachach szpitalnych... Cały! Ty

mnie słuchasz?

- Uwa�nie słucham i wszystko na razie pami�tam...

- No dobra... Wi�c wszystko jak w szpitalu. Oooo! Le�aki nad jeziorem i - ty masz

tam teraz jakich� rzemie�lników - za mord� ich i wyrzucaj od razu, na kopach... W

nocy przyjad� nasi pensjonariusze - z resortu... Jak który� b�dzie pijany, a cho�by na

fleku, to notuj... Jak bardzo pijany to wypierdol, albo nawet utop skurwysyna w

jeziorze, a pierwszemu takiego nie pokazuj... No wi�c słuchaj... Ze szpitala emeswu

ju� jedzie do was ci��arówka na sygnale i jedzie dwóch lekarzy - jeden profesor i

inny taki. Oni chyba jakim� innym wozem, albo w szoferce... Zreszt� oboj�tne... No

nie... maj� eskort� - radiowóz... Wioz� cały ten szpitalny kram, jakie� parawany,

kaczki do sikania, fartuchy... Dziewczyny maj� by � w czepeczkach piel�gniarskich -

to nie tak łatwo jest zało�y� - niech �wicz�. A - wioz� lizol - to wszystko pochlapa�,

�eby cuchn�ło, jak w szpitalu... No a ty czekaj�c na nich - wszystko przygotuj.

Wywala� wszystko, co z alkoholem i w ogóle z burdlem... No dobra... Po�ar w

burdelu... Jak co� �le pójdzie, to ju� nie ja wam dopierdol�, a prokurator...

Wszystkim! Wszystko zrozumieli�cie?

Byłem przera�ony. Wcale nie byłem pewien, czy wszystko zrozumiałem, ale

odkrzykn�łem, dosłownie pluj�c w słuchawk�:

- Zrozumiałem towarzyszu pułkowniku...

162

O wpół do ósmej rano zajechał całym p�dem na podwórko - stra�nikom tylko

machn�ł r�k� - motocykl z go�cem milicyjnym. Milicjant nie gasz�c motoru

krzykn�ł:

- Jakie pół godziny za mn�... - i odjechał...

Po dziesi�ciu minutach zajechał taki sam goniec, ale inny - i te� krzykn�ł:

- Za pół godziny... - i znikn�ł. Felek, tak jak po poprzednim i teraz od razu zagrabił

�lady kół.

Pi�� minut potem zajechał peugot, ale na stra�nicy si� zatrzymał i z niego rozbiegli

si� po terenie ochroniarze.

Min�ło jeszcze pi�� minut i zajechała kawalkada pojazdów z dwiema czajkami. Z

jednej wysiadł pierwszy, a z drugiej nikt nie wysiadł. Nasz pułkownik wysiadł z

szarej wołgi. Podbiegł do czajki i chciał pomóc wysi��� �onie pierwszego, ale

pierwszy nie pozwolił. Zbli�yli si� do nich: profesor, doktor i pan Zygmunt. Ja te�,

ale ustawiłem si� troch� z dala. Wezwali mnie jednak, �ebym si� zbli�ył. Pierwszy

spytał:

- Gdzie jest jezioro?

Pułkownik wskazał drog� i tam, wraz z jakim� ochroniarzem chyba udała si�,

taszcz�c spor� torb� skórzan�, �ona pierwszego. W pawilonie nad jeziorem nie było

nic kompromituj�cego. Przeciwnie - dwóch przysłanych w nocy ludzi z resortu brało

na le�akach k�piel słoneczn�. Przykryci byli do pasa kocami. Wszyscy ci przysłani

jako figuranci pacjentów ludzie wygl�dali bardzo inteligentnie - a� rzucało si� w

oczy, �e resort do powa�nych spraw ma powa�nych ludzi.. Pół autokaru

inteligentnie wygl�daj�cych ludzi na skinienie r�ki... Czułem, �e resort mo�e

wszystko...

My za�, to znaczy kilka osób, w tym nasz szef departamentu, jeden z sekretarzy

kacepezetper, którego jeszcze nie znałem, profesor i ja szli�my za pierwszym. W

hallu był barek z kilkoma rodzajami wody mineralnej i pojemnikami z dziubkiem,

163

które mo�na było sobie kupi� do picia tej wody. Barmanka stała za barem i jak

zwykle gotowa była w ka�dej chwili ugasi� pragnienie spragnionych. Towarzysz

pierwszy był spragniony i za�yczył sobie szklaneczk�. Ta idiotka, nie bacz�c na

wystawione ceny nalała mu do dzbanuszka z dziubkiem z napisem "Polanica Zdrój" i

był kłopot - prosi� o zapłat� siedmiu złotych, czy nie prosi�? Wida� było, �e si�

waha i �e pierwszy to dostrzegł. Cho� barmanka ostatecznie nawet si� nie zaj�kn�ła

o zapłacie, to jednak pierwszy wyj�ł z kieszeni zatłuszczon�, składan� portmonetk�,

w której osobno mo�na było chowa� monety i osobno banknoty. Popatrzył do �rodka

- co� mu nie pasowało, wi�c rzucił:

- Nie mam drobnych... Ale wy towarzyszko umyjcie to potem uwa�nie i sprzedajcie

któremu kuracjuszowi na stałe. Jemu to bardziej potrzebne...

Pierwszy tylko spróbował wody, cho� chyba tylko udawał, �e spróbował, ale gdy

spostrzegł, �e innym jej nie dano, lub mo�e z jakiego� innego powodu odło�ył

naczynko i pochwalił:

- No towarzysze - macie jeszcze mały zakład, to i musicie od innych bra� naczynka.

To z Polanicy jest ładne i w ogóle, towarzysze, dobrze, �e nie jeste�cie rozrzutni...

W tym momencie do hallu weszła pani doktor. Ze wzgl�du na awari� sieci

telefonicznej w jej mie�cie zawiadomiona została z opó�nieniem. Szef nie znał jej,

czy nie pami�tał, wi�c zbli�yłem si� i do ucha mu powiedziałem, kto to jest.

Pierwszy chyba usłyszał, bo poprosił j�, by oprowadziła nas. Zbli�ył si� te� profesor.

Ju� wchodz�c na gór�, pierwszy wspólnie z medykami odseparował si�, wida� było,

�e chciał, aby pozostali trzymali si� na odległo��... Nawet sekretarz kace... Oni stali

pod w nocy wywieszonym jadłospisem na dzi�: na �niadanie kaszanka, na obiad

mielony ze szpinakiem i kompot �liwkowy. Pierwszy uwa�nie, nie przerywaj�c

rozmowy, przeczytał jadłospis.

Ubrany był troch� dziwacznie. Miał jak�� tani� marynark�, wida� było, �e cz�sto

wysyłaj� j� do pralni chemicznej, bo ju� mocno wyblakła. A tak�e miał troch� �le

skrojone popielate spodnie z doskonałego, mo�e nawet angielskiego, cienkiego

sukna. Do tego biała koszula z czarnym krawatem. Obejrzał sale na parterze, w

164

których le�ało czterech pacjentów, którym towarzyszyła jedna piel�gniarka. Nie

wiem, czy zwrócił uwag� na to, jak bardzo była atrakcyjna. Potem weszli�my na

gór�. Min� miał tak�, jak było to do�� cz�sto wida� w telewizorze. Troch� utykał.

Nadal o czym� cicho rozmawiał z medykami. Weszli�my do pierwszej sali na

pi�trze. Dwóch pacjentów i piel�gniarka. Zobaczył otwarte drzwi na werand� na

pi�trze, wi�c powiedział tylko grzecznie do obecnych:

- Dzie�dobry towarzysze... - a zabrzmiało to, jakby wiejski nauczyciel przywitał si� z

ze swoj� klas� i szybko wszedł na balkon. Tam kiwn�ł głow� na mnie. Podszedłem...

- Wy towarzyszu jeste�cie tym młodym kierownikiem... A wiecie, komu

zawdzi�czacie awans?

- Nie towarzyszu pierwszy sekretarzu...

- No to dobrze - a powiedz mi - tu lecz� ludzi?

- Tak towarzyszu - tu lecz� przem�czonych prac� towarzyszy...

- Z resortu?

- Ja towarzyszu pierwszy sekretarzu takich rzeczy nie wiem...

- ...towarzyszu - wszedł mi w słowo pierwszy - ja słyszałem... - wida� było, �e nie

wie, jak sformułowa� my�l, ale w ko�cu zdecydował si�:

- Słyszałem, �e tu jest zwyczajny burdel...

- Nieprawda, towarzyszu pierwszy sekretarzu.

- To chcecie powiedzie�, �e raporty na moim biurku s� fałszywe?

Prze�yłem pewne wahanie, ale w ostateczno�ci musiałem co� powiedzie� i

uznałem, �e nadszedł ten ostateczny moment:

- Towarzyszu - tu czasem s� akcje specjalne, ale ja wówczas opuszczam o�rodek,

�eby za du�o nie wiedzie�. Mam zakazane komukolwiek o tym mówi�. Podpisałem

zobowi�zanie. To jest sprawa karna... odpowiedzialno�ci karnej... mo�ecie w ka�dej

chwili dosta� dokładny raport od moich przeło�onych, ale nie ode mnie...

- A du�o było takich akcji?

Przez chwil� my�lałem, jak odpowiedzie�, ale w ko�cu zdecydowałem si�:

165

- My od niedawna działamy, wi�c tylko dwie i zdaje si� - udane, bo nie doszło do

mnie, �e kto� był niezadowolony. Ja wiem tyle towarzyszu, �e ka�de pa�stwo ma

prawo broni� si� przed zachodnioniemieckim rewizjonizmem wszelkimi sposobami i

to mi wystarcza... Staram si� ze wszystkich sił...

Pierwszy gestem twarzy odesłał mnie do drugiego szeregu i znów zbli�ył si� do

profesora i pani doktor. Co� im tłumaczył, nawet gestykulował, ale nie potrafiłem

usłysze� - co? Nie wygl�dał na niezadowolonego. Popatrzył uwa�nie ku rysuj�cemu

si� za drzewami jezioru. Nagle odwrócił si� na picie, chyba nawet nie po�egnał si�

osobno z rozmówcami, tylko ogólnie rzucił:

- Pracujcie dalej towarzysze...

Szybkim kroczkami zszedł na dół, na półpi�trze ulokował wyj�t� z papiero�nicy

połówk� papierosa bez filtra w szklanej fifce, zapalił i szybkim krokiem ruszył na

zewn�trz i ku jezioru. Po drodze wezwał kogo� z otoczenia i ten kto� podszedł do

profesora. Szli�my tak z dziesi�� metrów za pierwszym, gdy wysforował si� ku

niemu profesor. Gdy doszli do trawiastej pla�y, wszyscy zatrzymali si� dyskretnie, a

pierwszy wraz z profesorem zbli�yli si� ku mał�once pierwszego. Siedziała ona na

kocu - po fakturze i po stemplu łatwo poznałem, �e to nasz koc.

Słonko sobie grzało, pierwszy wraz z profesorem usiedli, do�� niewygodnie, na

kocu. W tej pozycji �ona pierwszego podała profesorowi dło� do ucałowania. O

czym� tam rozmawiali. �ona pierwszego z torby wyj�ła termos i dwa kubki. Nalała

do nich herbaty, a tak�e do kubka b�d�cego nakr�tk� termosu. T� nakr�tk� dała

m��owi. Potem wyj�ła trzy zawini�te w papier kanapki, rozwin�ła pierwsza tak, �e

papier pozwalał izolowa� chleb od brudnych by� mo�e r�k i podała profesorowi.

Drug� w taki sam sposób podała pierwszemu, a trzeci� sama zacz�ła pogryza�.

Profesor, zdaje si�, wzbraniał si�, ale w ko�cu nie odmówił kanapki pierwszego

sekretarza. Pojedli jeszcze tak z pi�tna�cie minut, posiedzieli, cicho pogadali. Wida�

było, �e pierwszy nie jest zły. Do�� swobodnie zdj�ł buty, podrapał si� pod palcami u

nóg, profesor przy tym co� mu powiedział, pierwszy si� �achn�ł... �ona pierwszego

co� perswadowała obu i pierwszy energicznie z powrotem wło�ył skarpetki i buty.

166

Powstali. �ona pierwszego starannie posprz�tała, strzepn�ła okruchy z koca, zło�yła

go i pozostawiła na trawie.

Ruszyli�my ku podwórku w tym samym porz�dku, jak przyszli�my. Jako� tak

wyszło, �e to ja z profesorem u�cisn�li�my prawic� pierwszego i ucałowali�my, w tej

kolejno�ci, dło� jego mał�onki. A wreszcie wszyscy odjechali.

Profesor był niezwykle blady, lecz nie wypadało mi pyta� - dlaczego? Zreszt� nie

musiałem, bo sam, przez �eby wycedził, czy to ze zdumieniem, czy te� wr�cz

wstrz��ni�ty:

- Z salcesonem... z salcesonem kurwa była...

A potem... Potem to ju� była balanga... Nic nie zmieniali�my wystroju, dziewczyny

nadal były w czepeczkach piel�gniarskich, a pacjenci długo jeszcze ci�gn�li

�liwowic� paschaln� w szpitalnych pi�amach. To była jedna wielka, całodniowa

orgia. Doł�czył do nas dyrektor departamentu i dojechał zbyt pó�no powiadomiony

pan Mieczysław. W ogólnym pierdoleniu si� uczestniczyła i pani doktor i ksi�gowa i

nawet pan profesor. Pan profesor przy tym zrobił układ z panem Stasiem, �e swoje i

swoich kolegów butelki koniaku od pacjentów b�dzie mu hurtem sprzedawał za

po�rednictwem jakiego� zdolnego adiunkta. Ja po raz pierwszy zaliczyłem dwie

dziewczyny i łakomie ogl�dałem si� za pani� doktor, ale nie miałem �miało�ci, cho�

brało j� na moich oczach tak ze trzech... W jadalni na stole le�ały deficytowe szynki

w�dzone i konserwowe i kroili�my je sobie jak chleb. Ja, wzorem jednego docenta z

politechniki maczałem sobie te pajdy w spodku z majonezem. Pacjenci, okazało si�,

byli to naukowcy z ró�nych politechnik naradzaj�cy si� akurat nad czym� w gmachu

na Rakowieckiej i powołani zostali do nadzwyczajnego zadania z zaskoczenia. Jeden

był rektorem i upodobał sobie kuchark� - kompletnego tłumoka. Wsadzał jej mi�dzy

nogi uw�dzonego w�gorza. Nie pami�tam tylko, czy wkładał stron� od ogona, czy od

paszczy. Kucharka - kompletny wsiowy tłumok - �miała si�. Ale cho� pijana, taka

rozkraczona patrzyła na mnie, czy jej nie obsobacz�. Tego dnia nie to było mi w

głowie. Z rektorem byłem na ty, bo wypili�my bruderszaft, a zreszt� brudzia

wypiłem z dyrektorem departamentu, czyli moim głównym szefem, z Zygmuntem i

167

ze Stasiem. A zreszt� - nie pami�tam z kim jeszcze. Zasn�łem w baraku nad jeziorem

w kajaku z ksi�gow�, ale nie pami�tam, czy j� te� brałem. Ubrana była tylko w

troch� naddarty biały fartuch i w zało�ony ju� podczas jubla wtrakcie czepek

piel�gniarski, bo przecie� podczas wizyty pierwszego była w białym kitlu

wprawdzie, lecz bez czepka.

Okazało si�, �e Franek, mój szef, powiedział, ale niezbyt dokładnie, �e tu u nas

wypoczywaj� nasi polscy agenci po wyprawach na Zachód i nawet je�li czasem

zaprzyja�ni� si� z piel�gniark�, to nie ma nic w tym złego. Pierwszy nie ufał temu

o�wiadczeniu, dlatego po drodze do Ła�ska sprawdził, a �e jest przykładnym

mał�onkiem i nie chciał nara�a� si� na podejrzenia �ony, to wzi�ł j� ze sob�. Lecz

nie do �rodka... bo mo�e to rzeczywi�cie burdel?

Oczywi�cie wszyscy musieli�my si� zastanawia�, kto nam próbował podło�y�

�wini�?

Prowadzenie pensjonatu na całe �ycie mnie zmieniło. Wówczas gdy inni byli

studentami, pomocnikami fachowych majstrów i w ogóle lud�mi, którym jeszcze nie

powierza si� powa�nych zada�, ja byłem kierownikiem instytucji w skali całego

kraju unikalnej. Oczywi�cie w hotelach działały prostytutki. Faktycznie kierowane

były przez naszych ludzi i nastawione były na turystów zagranicznych, lub na

bardziej dzianych krajowych. Prostytutki du�o gorszego kalibru działały przy

jednostkach wojskowych i były kontrolowane przez wueswu Bardzo ró�na klasa

prostytutek była przy wielkich budowach - od lafirynd w wieku zaawansowanym i

nie, po super sztuki. Jedna taka – Ania, była u nas. Wreszcie prostytutkami były

małoletnie zwykle dziewczyny, cz�sto bardzo młode, które szły "na gigant", czyli

uciekały z domów, domów dziecka, albo z poprawczaków. One zwykle szukały

klientów po dworcach.

Natomiast nasze rozwi�zanie było nowatorskie, poniewa� dziewczyny faktycznie

miały status pracownika socjalistycznego przedsi�biorstwa, co zapewniało im spokój

168

od emo, ubezpieczenia socjalne, stał�, troskliw� opiek� medyczn� i nawet mo�no��

znalezienia m��a w�ród ludzi naprawd� zasłu�onych i powa�anych. Mało tego - one

mogły do woli wpłaca� swoje zarobione pieni�dze na ksi��eczk� pekao.

Dostawały te� niekiedy super premie. Po wizycie pierwszego wszystkie

dziewczyny dostały po dwadzie�cia pi�� bonów dolarowych na fatałaszki. Wy�sze

kierownictwo, to znaczy ja, pan Zygmunt i pan Sta� po pi��dziesi�t bonów.

Dwadzie�cia pi�� dostała jeszcze pani doktor, ksi�gowa i barmanka, a tak�e jej

siostra, a reszta po dziesi��. Ochrona z jednostek nadwi�la�skich dostała natomiast

dwie skrzynki wódki ostemplowanej na etykietach przez Konsumy, ale zrobiono

bł�d, bo dano to komendantowi. My raczej ze stra�nikami nie utrzymywali�my

stosunków. Oni �yli swoim �yciem. Ale widziało si�, �e komendant przez tydzie�

chodził pijany. Ale do nas, w zgodzie z rozkazami, nawet na najwi�kszym pijaku nie

zachodził.

Tam była afera �ołnierze poszli na jak�� zabaw� wiejsk� do s�siedniej wioski, ale

byli ludzie z naszej wioski i mieli �al, bo jak jaki� dzieciak szwendał si� w pobli�u

muru parku pensjonatu, to zwyczajnie - dawało mu si� par� klapsów, dowiadywało

si�, jak si� nazywa i gdzie mieszka, a potem posterunkowy wlepiał rodzinie niewielki

mandat z ostrze�eniem, �e przecie� stra�nicy ju� chcieli strzela� i w ostatniej chwili

zauwa�yli, �e to dziecko, a nie dywersant. Je�li bra� pod uwag�, �e naprawd� wa�ny

interes pa�stwowy sprawiał, �e musieli�my by� �ci�le izolowani, to nie mo�na tego

było załatwi� bardziej humanitarnie.

Ale nie wszyscy to rozumieli i krewni jednego takiego chłopaczka pobili naszych

�ołnierzy. Przecie� takich samych poborowych, jakimi oni byli lub b�d�! No ale tu

milicja z powiatu zadziałała bezbł�dnie i zanim wł�czyła si� ekipa �ledcza, winni -

trzej ludzie, ju� siedzieli w aresztach i nawet mieli zarzuty prokuratorskie. Wyra�nie

było wida�, �e powiat nie chciał, by w takie sprawy wł�czało si� esbe z Warszawy,

co my od razu zrozumieli�my, ale dalsze post�powanie przecie� nie od nas zale�ało.

Jedyne, co my mogli�my zrobi�, ale i to bez mojego udziału, to doprowadzi� do

zwolnienia najbli�szych krewnych tych posadzonych na pi��, cztery i pół i trzy lata,

169

z pegeeru, pozbawi� mieszka� słu�bowych i odesła� ich do takiego pegeeru, gdzie

pracowali wi��niowie z ko�cówkami wyroków i zwolnieni z wi�zie� gdzie� w

�rodku puszczy. Tam podobno te� dostali mieszkania słu�bowe, mo�e nawet nie

gorsze, ale pegeerusy o swoje mieszkania nie dbali, wi�c one zawsze były fatalne, za

to płace były niskie i do szkoły daleko. Od tego czasu wida� było, �e liczba narusze�

naszego obszaru gwałtownie spadła.

Pewnej �rody cała załoga udała si� resortowym autobusem na wycieczk� do

Warszawy i zaszli�my przy ulicy Kredytowej do sklepu dewizowego pekao.

Wszyscy kupili�my sobie po co najmniej jednej parze spodni marki rifle. Takie

zbiorowe kupowanie nie ma sensu. Ja uległem jakiemu� amokowi i kupiłem

normalne d�insowe Rifle za siedem i pół bona, oraz białe, z płótna za drugie siedem i

pół bona. Oczywi�cie d�insowe były nie do podrobienia, ale przecie� płócienne

mogłem da� zwyczajnie do uszycia i ju� jaki� cwany krawiec by si� chyba znalazł?

No ale gdy tak wielu ludzie patrzy, to człowiek chce im imponowa� i rozum odbiera.

Na szcz��cie moje spodnie jeszcze były dopasowane, ale wiele osób kupiło troch� za

du�e i musiało pó�niej przerabia�. Z tego wszystkiego musiałem kupi� maszyn� do

szycia. Na rynku w powiecie - bez rachunku – od parszywej spekulantki. Wszystkim

dziewczynom kazałem si� zrzuci�. One najpierw kombinowały, �e ja "i tak nie�le

r�n� kas�", ale w takim razie tym bardziej si� uparłem. Maszyna sobie stała w moim

gabinecie, a one miały nie dopasowane portki i tysi�c innych pomysłów na jej

wykorzystanie. W ko�cu uległy.

Podczas tej wycieczki byli�my jeszcze w na ciuchach na Pradze, ale troch� pó�no -

kupiłem tylko po dwadzie�cia pi�� złotych dwie pary skarpetek ze �ci�gaczem –

angielskich. Potem byli�my na bazarze Ró�yckiego i w pedecie w Alejach

Ujazdowskich, gdzie jednak były takie kolejki i taki �cisk, �e mało kto co� sobie

zdobył. Ja jednak kupiłem letnie ubranie, z takiego be�owego, wełnianego tropiku.

Oczywi�cie był ju� pocz�tek jesieni i przydatne to ubranie było dopiero za rok.

Krawatów w ogóle nie było. Butów te� nie było - nawet pepegów - tylko jakie�

sandały, które oczywi�cie kupiłem, cho� mam inne, ale te te� si� przydadz�. Gdy te

170

co mam si� zu�yj�, to te nowe b�d� jak znalazł. Na pocz�tku roku szkolnego zawsze

jest katastrofa z butami...

Ta wizyta w pedecie nie była miła, poniewa� ludzie to straszne chamstwo! Tłoczyli

si�, wypychali, a ja na takie rzeczy jestem zbyt delikatny. Jeszcze tego nie potrafi�...

Do poci�gu si� przepcha� cz�sto potrafi�, ale do lady jest mi trudno.

Tak czy inaczej dziewczyny postanowiły wywierci� dziur� w brzuchu Frankowi,

�eby raz na miesi�c podstawiał taki autokar. Wolałbym, �eby to pozostawiły mnie i

jako� tak postanowiłem kombinowa�, by nie gubi�c samej idei - np. wycieczki raz na

kwartał, mo�e nawet poł�czonej z tak� dewizow� premi� - wszystko zawdzi�czały

mi, a w najgorszym razie Zygmuntowi.

Z przyjemno�ci� podczas tej podró�y zauwa�yłem, �e nie tylko mnie, co jest

oczywiste, ale w ogóle naszych pracowników sta� jest na bez porównania wi�cej

towarów i dro�szych, ni� innych klientów. A przecie� nie porównuj� z pegeerusami,

czy z robolami, którzy smaruj� chleb margaryna mleczn�, albo i nie, jak za du�o

wydadz� na wódk�, lecz z warszawiakami, z elit� kraju...

O... warszawiacy daj� sobie rad�... W sklepach w ogóle nie ma butów, a na nogach

- prosz� - same skórzane, cz�sto bardzo ciekawe modele... Dotychczas nie zwracałem

na to uwagi, ale podsłuchałem, co mówiły dziewczyny z pani� doktor... To ma sens.

Gdy wracali�my, to towarzystwo mi si� popiło. Na ile udało mi si� zorientowa�, to

kierowca nie pił... Ale gdyby mu tak pobra� krew... no... ciekaw jestem...

Ta Ania wciskała mi po drodze, �e jestem podobno strasznie podniecony - no fakt -

ja w zasadzie zawsze jestem podniecony - i poprosiła mnie, �ebym usiadł z tyłu, to

mi co� poka�e. No i pokazała! Rozpi�ła mi rozporek, sama podci�gn�ła spódnic� i

zdj�ła majtki. No i nadziała si�. Ja nawet sobie wyobra�ałem, �e pozostali

wykorzystaj� ten czas na danie wódki kierowcy, ale przecie� przez cały czas, z zza

ramienia Ani, wszystko widziałem, wi�c chyba nie?

W ogóle jako� wyluzowałem si� w sprawie kontaktów z dziewczynami, ale nadal

nie miało to tego charakteru, który zalecał mi sanacyjny sutener. No ale rzeczywi�cie

- musz� je jako� kontrolowa�, panowa� nad nimi i to chyba jest jedyny sposób?

171

Zauwa�yłem, �e cho� chyba si� po k�tach �miały, to jednak uznały, �e t� cał� Ank�

spotkało wyró�nienie, skoro j� tak z tyłu autobusu ry�kałem.

Zygmunt nie wracał z nami i przed odjazdem autobusu rozliczył si� z

dziewczynami za pier�cionki, zwykle radzieckie, od klientów. One miały �al, �e nie

na pocz�tku wizyty w Warszawie, ale czepiały si�, bo przecie� miały pieni�dzy jak

lodu. Same dochody i prawie w ogóle wydatków!

Dzie� pó�niej zauwa�yłem, patrz�c przez wizjer, �e Anka jednemu klientowi, który

stał i poci�gał sobie koniak kupiony u Stasia, kl�kn�wszy przed nim - wzi�ła w usta.

W pierwszej chwili wzi�ło mnie obrzydzenie, ale potem uznałem, �e to mo�e by�

dobre. Tego samego wieczora spytałem ksi�gow�, tak u niej w gabinecie, bez

wymieniania nazwisk, czy to jest normalne? Ona powiedziała, �e to jest normalne i

nie ka�demu to si� robi, ale to robi� normalne dziewczyny, nie tylko takie jak u nas i

�e ona mnie lubi i mo�e to zrobi�, byleby nie wstawa� z krzesła. Wi�c ja posłusznie

zbli�yłem si�, ale kr�powałem si� rozpi�� rozporek, wi�c ona si� roze�miała i sama

to wyj�ła, a potem wsadziła sobie. Kazała mi si� obj�� za głow� i rusza� biodrami.

Anka robiła to inaczej. Chyba jako� musiał j�zykiem rusza�, bo tamten wcale jej nie

obejmował za głow�, ale nie mogłem mie� pretensji. Było wspaniale, cho� miałem

wyrzuty sumienia... To chyba nie jest tak całkiem normalne. Poza tym - mogłaby

cho� do pasa si� rozebra�...

Potem troch� rozmawiali�my, tak szczerze. Okazało si�, �e ona była ksi�gow� w

innym departamencie w Krakowie, ale miała przej�cia z majorem z Krakowa, który

najpierw przymuszał j� do ró�nych rzeczy, a gdy dowiedziała si� o tym jego �ona, to

zesłał tutaj. Nie mogła si� sprzeciwi�, bo przy zatrudnieniu podpisała dokument, �e

pracowa� b�dzie tam, gdzie jej ka��. Ona uwa�a, �e to ta �ona j� tak załatwiła.

Ksi�gowa ma długie, ukr�cone w kok włosy. Gdy j� tak trzymałem za t� głow�, to

wypadły spinki i te włosy si� rozsypały. Przedtem nie zwróciłem na to uwagi. Ona

jest starsza ni� ja i jaka� taka opieku�cza. Ale te� jest wida�, �e czuje mores. Potem

słyszałem, �e ten sposób jest ameryka�ski, albo francuski. Prawdopodobnie jest on

popularny i we Francji i w Ameryce...

172

Od Stasia dowiedziałem si�, �e on jej powiedział, �e ja postulowałem, �eby ona

dostała premi� dwadzie�cia pi�� dolarów, tak samo jak pani doktor i dziewczyny.

Ciekawe - sk�d on to wiedział? Ja przecie� niczego nie postulowałem!

Jednego dnia, w czerwcu, deszczyk popadywał, jako� po tej ofensywie izraelskiej

na pa�stwa arabskie, najpierw przyjechał pan Mieczysław, a potem dwóch takich o

wygl�dzie mo�e profesorów, a mo�e dziennikarzy. Ludzi było nawet sporo, lecz

czuli mores, wi�c gdy pan Mieczysław usiadł sobie z tymi facetami w holu w

fotelach, nad wódeczk� ze �ledzikami po japo�sku i szynk� konserwow� nawijan� na

korniszony, to nikt si� nie zbli�ał. Tylko ja miałem smiało�� w nadziei, �e na co� si�

przydam i przycupn�łem z boczku. Tolerowali mnie, cho� szkła nie zaproponowali. I

bardzo dobrze...

- Towarzysze – zagaił pan Mieczysław – opinia publiczna wie, �e pa�stwa

wspólnoty socjalistycznej zaanga�owały si� w przygotowanie pa�stw

arabskich, a szczególnie tych zmierzaj�cych do socjalizmu, jak Egipt i Syria,

do odparcia agresji izraelskiej. A tym czasem Izraelczycy zrobili, co sami

wiecie: i Półwysep Synaj z miejscowosci� Gaza, i Wzgórza Golan kosztem

Syrii, i Zachodni Brzeg Jordanu ze starym palesty�skim grodem Jerozolim�.

My to teraz musimy jakos przedstawi� opinii publicznej. Nie mo�e by� tak, �e

wojskowi doradcy ze wspólnoty socjalistycznej zawiedli...

Tu pan Mieczysław stukn�ł si� ze swoimi rozmówcami angielkami, takimi

wypełnionymi po wr�bki i spełnił toast do dna.

- Tak wi�c, towarzysze – kontynuował ju� pewniejszym głosem – od

towarzyszy radzieckich wiemy, �e �ołniezre arabscy ulegali zabobonom

religijnym i podczas najgor�trzych walk wyci�gali dywaniki, aby si� modli�

do swojego Allaha. Wina ich w tych warunkach jest bezsporna. Niemniej

jednak opinia publiczna – zdrowe j�dro narodu w peerel oczekuje od nas

pełnej informacji o przyczynach tego niepowodzenia? Jednym słowem – jak to

173

si� stało, �e gudłaje zamiast ucieka�, gdzie pieprz ro�nie, wykorzystali słabo�ci

przeciwnika?

To powiedziawszy popatrzył na tych swoich tak, �e było jasne, �e co� musz�

powiedzie�. Starszy, mo�e czterdziestopi�cioletni, z miniaturk� krzy�a grunwaldu w

klapie, wzruszył ramionami i rzucił:

- �ydzi, to wiadomo – s� podst�pni...

Zapadła chwila ciszy. Wszyscy trzej zastanawiali si� wida�, czy podst�pno��

�ydów co� tu wyja�nia? Po chwili młodszy, najpierw popatrzywszy na pana

Mieczysława w oczekiwaniu na przyzwolenie, nieznacznie wzruszył ramionami:

- Podst�pno�� �ydów jest faktem historycznym, ale nie widz� jeszcze

powi�zania tej ich niew�tpliwej cechy z konkretnymi wydarzeniami, które

miały miejsce na polu walki. Spróbujmy zastanowi� si� zatem nad tym, czy

podczas wojny �ydzi cos ukradli?

- No jak to co?

Pan Mieczysław wzruszył swymi ramionami bardzo energicznie:

- Przeciez ukradli te tam wzgórza i Zachodni Brzeg i Półwysep Synaj. To mało?

Starszy profesor spu�cił wzrok i nerwowo zacz�ł mi�toli� swój r�cznie

wydziergany na drutach, włóczkowy krawat:

- Tu musiał by� jaki� szwindel. Nie mogło by� tak, �e �ydowiny w tych swoich

chałatach po prostu w otwartym boju co� zdobyły... Szukajmy towarzysze

szwindla, jak w stogu siana...

- Przekupili mniej u�wiadomionych Arabów! – niczym „eureka” zakrzykn�ł

młodszy...

- Eee... do dupy – �achn�ł si� pan Mieczysław.

- Musimy uwa�a�, �eby nie wywoła� afery mi�dzynarodowej – dodał.

- Nie mo�emy sobie tak sobie powiedzie�, �e jacy� konkretni Arabowie wzi�li

od �ydów pieni�dze, bo towarzysze arabscy mogliby to opacznie zrozumie� i

poszuka� winnych. A my wtedy przed Moskw� nigdy by�my si� nie

wytłumaczyli – takie rzeczy to tylko im przysługuj�... Nie zapominajmy o

174

czujno�ci! Towarzysze radzieccy, jak si� zorientowałem, zwracaja uwag� na

imperialistyczny charakter wojny, na zaanga�owanie si� w niego ameryka�kiej

soldateski, a raczej ameryka�skiej generalicji i na to, �e słusznie nie

powierzyli towarzyszom arabskim najnowocze�niejszego sprz�tu, gdy

Amerykanie swojego Izraelczykim nie �ałowali. W rezultacie nasza strona

poznała tajemnice ameryka�skie, gdy oni naszych nie. To ma sens, ale my

musimy znale�� jaki� czytelny dla Polaków koloryt.

Młodszy, jeszcze przed chwil� dosłownie zdruzgotany popełniona gaf�, nabrał

powietrza w płuca i upił troch� z napełnionej przez pana Mieczysława angielki. Pan

Mieczysław aluzju poniał, oczywi�cie wszyscy trzej chlapn�li i z zaciekawieniem

spojrzeli na młodego:

- Towarysz Wiesław nie bez racji zawsze stara si� wykry� matactwa

zachodnioniemieckich rewan�ystów. Oni tam musieli jako� uczestniczy�. Nie

nale�y w�tpi�, �e musiało doj�� do aktywnej współpracy sił rewan�yzmu

zachodnioniemieckiego, słowem neonazistów, z syjonistami. Czy nie s�dzicie

towarzysze, �e tym tropem warto by było pój��? Te wszystkie Adenauery,

Bormany i Gehleny musiały udzieli� jakiej� pomocy. Trzeba wla� otuch� w

serca naszych uczciwych obywateli – Niemcy te� podczas wojny najpierw

wygrywali. To trzeba jako� skojarzy�...

- Ale �eby �ydzi i Niemcy – czy to b�dzie wystarczaj�co czytelene? Przecie�

my musimy – w naszym gronie nie wolno o tym zapomina� – zmaga� si� ze

zmasowana propagand� Wolnej Europy, Głosu Ameryki i BBC. A oni w

swojej walce ideologicznej nie cofn� si� przed �adn� kalumni�! Ten

kolaborant Jan Nowak Jeziora�ski na pewno b�dzie chciał co� tu nałga�...

- �ydzi dla interesu b�d� robi� interes z ka�dym antysemit� – podj�ł temat

starszy – dlatego ich współpraca z pogrobowcami nazizmu i z Jeziora�skim

jest tak oczywista, �e �adna obłudna propaganda naszych czarnosecinnych

wrogów jej nie podwa�y. ... �ydzi nam chłopów rozpijali, a panów, bo głupi

175

panowie byli, to oszukiwali. A dzi� zało�yli, towarzysze, kome�ki i ogonami

na nasze partyjne msze dzwoni�! Brudne �winie...

Pan Mieczysław pokiwał głow� i dla zebrania my�li z apetytem schrupał

korniszonka z szynk� – eksportowego, z wytwórni w Mi�dzyrzeczu, sam w

olszty�skich konsumach wybierałem słoiki:

- �yd je�li mo�e mniej, lub bardziej szkaradnie oszuka�, to na pewno wybierze

to gorsze... Oni ju� tacy s�. My tu w Polsce mamy zbyt bolesne do�wiadczenia

z oble�nymi �ydowskimi kramarzami i z ich potomkami, którzy wymo�cili

sobie ciepłe posadki w ludowej ojczy�nie...

To powiedziawszy pan Mieczysław przystapił do rozlewania kolejnej flaszki

Wyborowej. Popatrzył na mnie, jakby zastanawiał si�, czy i mnie nie dokooptowa�

do towarzystwa, ale poniewa� ostatecznie nic nie zarz�dził, to nie pozostało mi nic

innego, jak oddali� si� do innych zaj��... Odchodz�c usłyszałem, �e ten starszy

profesor przy toa�cie wspomniał partyzanckie czasy.

Potem dowiedziałem si�, �e ci dwaj wcale nie s� profesorami, bo jeden jest

asystentem na wy�szej uczelni – po prostu magistrem, a drugi redaktorem w

krakowskiej gazecie literackiej, czy tam w radiu...

Jako� tak w pa�dzierniku nocami były przymrozki. Szczególnie tu, na Mazurach.

Na popołudnie mieli�my mie� pełne obło�enie pensjonatu, ale na razie była dwunasta

i tylko do domu zbierał si� jeden dyrektor zjednoczenia, za to minister od rzemiosła

miał uczy� po południu naszego Adasia klejenia mebli klejem stolarskim.

Rzeczywi�cie - jaka� szafka fabrycznie została tak sklejona - chyba była

produkowana pod koniec miesi�ca, gdy w fabryce plan gonił, a klej wyszedł, bo si�

sama z siebie rozpadła. Felek by to sam zrobił bez gadania, ale minister uparł si�, �e

nauczy Adasia. Ada� pojechał pikapem po chleb i takie tam ró�ne, no i je�li b�dzie

papier toaletowy, to po papier, bo musieli�my ju� gazet u�ywa� i kazałem troch�

gazet nudz�cym si� dziewczynom poprzycina� na stosowne kawałki tak, by wszelkie

portrety przywódców odrzucały. Potem trzeba było jeszcze po nich sprawdza�, bo

176

ju� raz pu�ciły Bre�niewa z "�ołnierza Wolno�ci" i gdyby nie to, �e to był stały

klient z resortu, to mogłaby by� afera. Miał ze sob� wzi�� ministra. Nie mogli

przecie� po chleb jecha� słu�bowym Humberem, ale miał �al do ministra i jako� mu

uciekł. Chodziło o to, �e minister miał ze mn� załatwi�, abym ja dawał Adasiowi za

ka�dy przyjazd ministra pi��set złotych. A przecie� wprawdzie minister za ka�dym

razem dawał skierowanie i du�o kupował w barze dewizowych trunków, lecz

formalnie przecie� nie przyje�d�ał po to, by bra� od tyłu Adasia. O tym gło�no si�, w

zasadzie, nie mówiło. To te� i minister nie mógł tak wprost w rozmowie ze mn� tego

tematu poruszy�. Ja wychodziłem, z zało�enia, �e skoro to s� takie buty, to niech on

ekstra płaci Adasiowi i on to robił. Nawet, moim zdaniem, rozpuszczał chłopaka.

Czasem go bił, ale niezbyt mocno i on nic sobie z tego nie robił.

Tak wi�c dyrektor zjednoczenia poci�gał sobie arme�ski koniak, bo wczoraj ju�

wydał chyba za du�o pieni�dzy, a arme�ski koniak kupowało si� du�o taniej. Do

otrze�wienia słu�yłby tak samo dobrze, jak francuski, gdyby nie to, �e dyrektor

wyra�nie przesadzał. Ja si� nie obawiałem, bo miałem takie do�wiadczenie, �e nawet

je�li komu� zabrakło pieni�dzy, albo zostawał na dłu�ej, a nie miał przy sobie wi�cej

skierowa�, to potem bardzo sumiennie i z górk� si� rozliczał. Ludzie jednak bali si�

skandali.

Minister za�, nieco wolniej, pił strasznie drogiego courvois’e i tak sobie czasem

pogadywali - chyba si� nawet znali z działalno�ci warszawskiej, cho� brudzia wypili

wła�nie tak siedz�c. Minister tłumaczył dyrektorowi, �e jednak koniecznie powinien

cos zje��, a kuchnia jajecznic�, kiełbas� z musztard�, a nawet palce liza� bigosik,

mo�e wyda� w pi�� minut. Tamten jednak chyba w ogóle nie miał melodii na

jedzenie i tylko co jaki� czas biadolił o obrabiarkach z Czech. Nie mówił - z

Czechosłowacji, tylko z Czech, które z jakiego� powodu nie s� dobre i on sam nie

wie, co ma zrobi�? Ale tego, oczywi�cie, nikt nie wiedział..

Gdzie� koło dwunastej zatelefonowali z bramy, �e przyjechało dwóch oficerów z

esbe ze skierowaniami, ale nie ma ich na li�cie, któr� im wczoraj dostarczyłem.

Zanotowałem nazwiska, stopnie. To pył major i pułkownik, a zatem wysokie szychy

177

z Wrocławia, ale co ciekawe - skierowania mieli wystawione przez esbe z

Bydgoszczy. Ja do Bydgoszczy miałem stary sentyment. Nawet zastanawiałem si�,

czy byłoby mo�liwe, czy byłaby ch�tna i czy to byłoby stosowne, aby �ci�gn�� tu

Marlenk�. Paru go�ci z Bydgoszczy te� ju� mieli�my.

Tak wi�c zgodnie z instrukcja zatelefonowałem do kadr w Bydgoszczy. Oni si�

pytali, jakie s� numery skierowa�, lecz ja na to, �e nie wiem, bo trzymam ich na

stra�nicy, wi�c bez dalszego gadania potwierdzili i nawet podali numery legitymacji

słu�bowych. Poprosiłem, �eby ta z kadr poczekała i przez niedawno zainstalowany

telefon bezpo�rednio ł�cz�cy mnie ze stra�nic� sprawdziłem - numery słu�bowe

zgadzały si�, wi�c sprawa była wyja�niona, cho� przypomniałem, �e powinni mnie

informowa�.

Oni przyszli, przekazali swoje skierowania, wypili po polokokcie i spytali, czy

mog� co� zje��? Ja na to, cho� wiedziałem, �e kuchnia mogłaby wyda� ju� teraz

obiad, to jednak z przekory, �e nie zadbali, by najpierw si� zapowiedzie�,

powiedziałem, �e obiad jest od trzynastej, wi�c teraz tylko dania zimne, ale wówczas

na obiad b�d� najedzeni, a dzi� s� do wyboru schabowe i zrazy, bo schabowe i zrazy

s� zawsze, a tak�e jest dewolaj i ja tego dewolaja polecam, bo zwykle, gdy jest, to

jest bardzo dobry. Oni jednak powiedzieli, ze je�li to jest mo�liwe, to chc� po porcji

szynki - jadłospis wisiał od czasu wizyty pierwszego na �cianie - chleb, masło,

ogórek kiszony, du�o ogórków, a w barze, gdzie była siostra barmanki, wzi�li flaszk�

�ubrówki i jeszcze zamówili kaw�. To był klasyczny bł�d nowicjuszy - bo kaw�,

troch� słabsz�, mogli mie� za darmo z kuchni. Czasem tylko kuchnia nie miała kawy,

a bar - jak si�gam pami�ci� - miał zawsze. Wystarczyło zamówi� dwie kawy po pół

szklanki i kuchnia ju�, aby oszcz�dzi� na zmywaniu sama wydawała jedn� równie

mocn� kaw� w szklance, jak w barze. Minister od rzemiosła nam obiecał, �e gdy

tylko b�d� za nadu�ycia likwidowali jakiego� prywaciarza, to mu si� skonfiskuje

ekspres do kawy i my go dostaniemy. No ale na razie to była tylko obietnica, a mi

zreszt� nie zale�ało, bo na razie kaw� piłem tylko od wielkiego dzwonu. Ministrowi

te� było oboj�tne, bo chorował na serce i kaw� pił rzadko. Z �ubrówka to samo - w

178

zasadzie to ja krajowe alkohole i koniaki ze strefy rublowej rozliczałem jako

�ywno�� i ludziom z esbe czasem nawet dawałem za darmo, a w ka�dym razie taniej,

ni� Sta�. Ale ci nie wiedzieli, no to niech sobie Stasio zarobi. Jakby co, to zawsze

mogłem zwali� na niego, �e dezinformował, a jemu nic nie zrobi�, bo był na układzie

z Frankiem. A Frankowi to najwy�ej pan Mieczysław mógł podskoczy�, albo kto� z

biura, albo z sekretariatu kace chyba tylko.

Z drugiej jednak strony - ekspres to ekspres - je�� nie woła, a pensjonat zawsze by

na tym skorzystał. W wi�kszo�ci kawiarni i restauracji, gdzie był ekspres, to i tak go

nie u�ywano, ale za to robił doskonałe wra�enie �wiadcz�c o wy�szej kategorii

zakładu. Podobno od w�gierskiego ekspresu barmanka mogła łatwo si� oparzy�, na

włoski nie mieli�my szans, bo te ze strefy dewizowej ekspresy przysługiwały tylko

kategorii es, a my mieli�my status bufetu pracowniczego. Maj�c szczupła załog� nie

mogłem ryzykowa� takiego poparzenia.

Wszystkie zamówione produkty zanie�li do wskazanego im pokoju na parterze.

Było, nie było - to pułkownik. Zapas pokoi miałem. Gorzej było z dziewczynami, ale

na razie si� nie martwiłem. Nagle dostaj� od siostry barmanki znaki, �e mryga

�waitełko telefonu resortowego. Znaczy - do mojego pokoju dzwoni� z resortu.

Pobiegłem.

Telefonował Franek. Uprzednio kazał mi sprawdzi�, jak to jest, �e w fakturach nie

ma zakupu majonezu, a majonez na stole jest i w sałatkach jest. Okazało si�, �e stara

w kuchni nie uznaje kupnych majonezów, jej zdaniem mieszanych z wod�, albo

innym �wi�stwem i dlatego sama kr�ci, a raczej p�dzi do kr�cenia tłumoki z kuchni.

Wi�c my�l�c, �e mo�e o to chodzi melduj�, co i jak z tym majonezem i �e ta stara to

skarb, cho� w przeciwie�stwie do tłumoków nie ma uprawnie�, a on mi na to:

- Nie pierdol głupot...

Od razu stan�łem na baczno��, jak w wojsku, bo zrozumiałem, �e teraz b�dzie co�

wa�nego.

- Jest u was takich dwóch z Wrocławia?

- S�, towarzyszu pułkowniku - bo od razu przeszedłem na formy słu�bowe...

179

- Nazwiska!

Podałem nazwiska, sk�d maja skierowania i co zrobiłem, �eby sprawdzi�, bo si�

nie zapowiadali.

- To kurwa trzeba było do nas dzwoni�, a nie do tego chuja W�troby...

- Czy towarzysz pułkownik na stałe zmienia instrukcj�?

- Ty mi kurwa nie o instrukcjach, tylko rusz głow� i własn� inicjatyw�... Co robi�?

- Zamówili przek�ski, �ubrówk� i poszli do pokoju na parterze...

- Kamer kurwa ci�gle nie ma?

Franek mógłby o to nie pyta�, bo moim zdaniem to on dbał o to, by nie było i aby

ten oficer, który przeniósł si� do powiatu, nawet tu nie zagl�dał. Ale odpowiadam:

- Jeszcze nie s� zainstalowane. S� wstawione w plan na przyszły rok. Resort nie jest

temu winien...

- Kurwaaaaaaa ma�, gnojku! Wła� do kabiny, dyskretnie i wszystkiego słuchaj. Jak

si� zm�czysz, to mo�e ci� zmieni� Zygmunt, albo Sta�, je�li nie pije i nie b�dzie du�o

pił... chuj zatracony. Ja mu kurwa jeszcze kiedy jaja wyrw� za t� gorzał�. I nikomu

ani mru, mru... To misja specjalna... No i wyluzuj si�, jak si� dobrze sprawicie, tylko

bez notatek, to... dostaniecie na lody... No, pomy�l� o was...

My�l o lodach w taka słot� była zdumiewaj�ca, ale odkrzykn�łem, mo�liwie

chwacko:

- Tak jest!

- Wykona�! - zako�czył Franek i odło�ył słuchawk�.

Natychmiast �ci�gn�łem do mojego gabinetu Zygmunta i w krótkich słowach

wyja�niłem, o co chodzi. Razem ruszyli�my na poszukiwania Stasia. Był w swoim

pokoju w pawilonie i ogl�dał telewizj�, a miał �wietny w�gierski telewizor Orion.

Anten� jako� tak ustawił, �e wprawdzie nadal, jak w całym powiecie, obraz był

bardzo blady, ale mało mrygał. Szedł wła�nie Zorro. Sam ch�tnie bym go obejrzał i

dostrzegłem, �e i Zygmunt był nie od tego. Z tym wi�ksza satysfakcj� przerwali�my

mu. Uzgodnili�my, �e ze wzgl�du na to, �e powinienem by� pod r�k�, a nadto mam

najmniej do�wiadczenia politycznego i nic nie b�d� rozumiał, ja najmniej b�d� ich

180

podgl�dał. Za to oni b�d� mi na przemian relacjonowa� to, co usłyszeli, ja za� b�d�

notował. Potem w oparciu o notatki i pami�� wszystko do kupy zrekonstruujemy i

notatki w obecno�ci wszystkich trzech spalimy. Nikt si� nie dowie, �e robili�my

notatki, a za to nie pogubimy si� w tym wszystkim.

Tamci o wła�ciwej porze za��dali obiadu do pokoju. Posłałem im Ank� jako

kelnerk�. Chwyciło - obaj do spółki ja wyobracali. Pó�niej powiedziała, �e gadali

przy tym i ten pułkownik tego majora nazwał Ickiem. Rzecz jasna - w dokumentach

miał gad, �e jest Jackiem. Wszystko stawało si� jasne - syjami�ci przyjechali knu� w

zaciszu przeciw ojczy�nie ludowej. Potem ja przez jaki� czas byłem w komórce.

Wchodz�c narobiłem jakiego� rumoru. Siedz�cy tu przede mn� Sta� palił papierosa -

bo znalazłem na kupce popiół. To było wa�ne, bo je�li tamci, w skutek mej

nieostro�no�ci co� wyniuchali z tym podsłuchiwaniem, to mogli uprzednio wyczu�

dym z papierosa. Wcale nie chciałem, by na mnie, jako najmłodszego, co� zwalano.

Tamci istotnie co� chyba usłyszeli, ale nie dali po sobie pozna�. Ten gruby

pułkownik, polewaj�c drug� butelk� koniaku do szklanek, tak po pół szklanki mo�e,

rzucił:

- Icek - my�lisz �e Mietek wie, jaki jest układ w Moskwie?

- Troch� wie, a troch� nie wie...

- Mów Icek ja�niej do jasnej Anielki...

- No wiesz... On ma swoich i wierzy im jak w obraz.... Ale on kombinuje, �e ruskich

przechytrzy. On chce jak Causescu - komunizm narodowy stworzy� po to, by Polacy

uwierzyli w sens sojuszu z sowietami.

- Głupi - Polaków do tego namówi�, to tak, jakby krow� siodła�. Nic tylko �miech...

Niech zreszt� Mietek uwa�a - my mo�emy łatwo nasili� informacj�, �e naprawd�

nazywa si� Demko i dla jaj doda�, �e wcale nie jest z Łodzi. Niech potem biega po

kraju i tłumaczy: Demko tak, ale to, �e nie z Łodzi, to nie... Ciotk� w peruce te� mu

jak�� znajdziemy. Niech potem biega z albumami rodzinnymi...

- Co ty - te chamy na chleb nie miały - ci�gle musiały bra� na borg, bo wódk� tylko

piły - o jakich albumach ty mówisz?

181

- Nie bój si� - taki sobie album spreparuje, �e mu nie podskoczysz...

- Chuj z albumem. Tak czy inaczej jeszcze mu buty mo�emy w kraju uszy�. Bo w

Moskwie ju� prawie, prawie ma przejebane. Rozmawiałem z Kosti�, no wiesz - z

Kosti� - pułkownik mówił to dobitnie a� do sztuczno�ci, tak jakby chciał, bym

zapami�tał - nasi mo�e teraz s� w defensywie, ale koniec ko�ców Moskwa zawsze

zaufa raczej nam - przedwojennym komunistom - ni� im. My siedzieli�my w łagrach

w Rosji, a oni co? - najwy�ej w kraju. Poza tym ten flirt Mietka z akowcami - czy w

sowietach był kiedy� flirt z Wranglem, Denikinem, z białymi? To nie dla nich. Oni to

odrzuc�. Podyskutuj�, Mietek w tym czasie wdepnie w awantur�, a potem odrzuc�

wraz z nim.

- Gównia�eri� nam obkleił agentur� - on w tym kierunku szuka zwady...

- Kiedy ja si� zgadzam, �e gnoje przesadziły - te ró�ne Bable, kluby sprzeczno�ci i

tak dalej... ale starczyłoby zamkn�� Kuronia, niech b�dzie, �e z Modzelewskim -

niech i on ma nauczk�, ja bym jeszcze z tych młodszych dorzucił Szlajfera, Michnika

mo�e, cho� Ozjasz tłumaczył Marksa i nikt drugi raz tego nie zrobi. Wyjdzie

niezr�cznie, ale trudno. A nasi niech spuszcz� gnojom manto po domach i niech

wybij� im głupoty. B�dzie git. Mietka nie b�dziemy rusza�, a on nas. On na tej

awanturze nie wygra. Nawet jak nic nie b�dziemy robi� - a b�dziemy - to i tak

Moskwa go wypluje. Antysemici go wykorzystaj�, ale my to przetrwamy. Jako�

przetrwamy. Przecie� do komina nas nie wrzuc�. A potem si� zaczaimy i nawet na

dnie nie darujemy. Czy on to rozumie? Po co mu to było? Czy my jeste�my gorsi

komuni�ci? Zawsze si� przydamy... Kto tu kurwa kultur� tworzy? On my�li, �e zrobi

co� na skróty... A skrótów nie ma. Dwa pokolenia musza min��, �eby jak w

sowietach - nikt ani zipn�ł o kapitali�mie. Po dwóch pokoleniach chłopi sami nie

b�d� chcieli rozwi�zywa� kołchozów. Gdyby Lenina ten głupek czytał, to

wiedziałby, �e chłop jest konserwatywny. Skoro urodził si� w kołchozie, to w

kołchozie b�dzie chciał umiera�. A on z Wiesławem z indywidualnymi flirtuje,

dostawy chce im odj��. A czym ludzi pracy wy�ywi? Czy on w tym łbie w ogóle

rozumie, co to jest bilans?

182

- Icek - ty go nie obra�aj. Ty mu ubli�asz, a my mamy interes do załatwienia. Sprawa

jest prosta - sowiety na półwyspie Synaj dostały po twarzy i to dla niego samego, dla

Mietka, nie jest takie złe. Bo oni musz� rozumie�, �e sojusznicy s� potrzebni. Ale

je�li Mietek przegnie, to po pierwsze primo sowiety mu tego nie daruj�, bo im pi�ta

kolumna na zapleczu nie jest potrzebna, a po drugie primo, to my mu te� tego nie

darujemy. Jak on chce zrobi� pogrom, to on z nas naprawd� zrobi �ydów i my

b�dziemy wtedy solidarni. Bo co nam zostanie?

- A czekaj - jeszcze miało by� o Wiesławie...

- No dobra - wi�c Wiesław jeszcze nie jest taki głupi. Jak oni maj� do wyboru

Wiesława, albo Mietka, to wola Wiesława. Póki Wiesław jako tako utrzymuje wi�� z

masami, jest nie do ruszenia. Taki jest układ. Jak Mietek b�dzie machał szabelk�, to

si� skaleczy i nie znajdzie mame, która go przytuli. I jeszcze jedno Icek - my wcale

nie chcemy, �eby on z nas zrobił �ydów. Jaki ja �yd - tate o mało nie umarł, jak

mnie z gminy wykre�lili. Tylko mame powiedziała, �e dobrze robi�, a tate mnie

wykl�ł... Ja oprócz idei nic nie mam... Moskwa o takich rzeczach pami�ta... My�lisz

�e do��? Icek?

Major tylko wzruszył ramionami - bo oni tak sobie dziarsko mówili, ale byli jacy�

smutni. Ja my�l�, �e oni wiedzieli, �e to wszystko zostanie powtórzone, ale wła�ciwy

adresat tego nie widzi, wi�c nie ma si� co wysila�.

Potem przyszedł Zygmunt. Ja mu pokazałem popiół, �eby widział i ewentualnie

potwierdził i wróciłem do gabinetu notowa�. Miałem poczucie, �e to jest bardzo

wa�ne i �e tak naprawd� nic złego si� nie stało, �e był ten demaskuj�cy podsłuch

rumor. Oni na to czekali.

Gdy wróciłem do salonu, nowych go�ci jeszcze nie było, dyrektor zjednoczenia

wreszcie wsiadł w samochód i pojechał. Kierowca czekał na niego w hotelu

garnizonowym w powiecie, wi�c nie musiał si� po drodze zabi�. A pułkownik z

majorem siedzieli w fotelach i gadali z ministrem. Minister był zirytowany, bo

Adasia ci�gle jeszcze nie było, a obaj z Wrocławia te� byli podminowani, czemu si�

nie dziwiłem.

183

Pułkownik półgłosem odezwał si� do ministra:

- Ci�gle si� boisz, �e przyjdzie ci do reszty rozło�y� rzemiosło i posad� stracisz?

- Łe tam... Jak do pi��dziesi�tego szóstego nie zlikwidowali�cie, to ja ju� mog�

spokojnie doci�gn�� do emerytury.

- Ty mi powiedz, co to jest - ty jeste� sanacyjny piłsudczyk...

Minister gwałtownie zamachał r�koma, �e nie, ale tamten kontynuował...

- Nu daj spokój. Wcale nie chc�, aby� si� przyznawał i w ogóle, to rozmowy nie

było. Słowu czekisty mo�na ufa�. Jak to jest, �e za sanacji sanatorzy byli

filosemitami, a pa�stwo było antysemickie, a teraz jest na odwrót.

- Ze mnie antysemity nie zrobisz - Mietek te�. Ja Mietka szanuj� - to powiedział

dobitnie, aby wszyscy słyszeli - ale w �adne hece nie chc� wchodzi�. Ja rozmawiam

z rzemie�lnikami - przy wódeczce słysz� nie jedno. Oni wcale nie s� antysemiccy. W

czerwcu bili brawo, mówili - tu �ciszył - �e znów nasi ruskim wpierdol spu�cili, jak

w dwudziestym.

- No ale co my mamy z tym wspólnego - my jeste�my inernacjonalistami - tylko

internacjonali�ci zostali...

- No i o to �al ma Mietek, ale tak najbardziej o to, �e macie du�o posad - reszta to

chuj... A on ma wielu ludzi... Ale to pijak, jemu we łbie od wódki si� kiełbasi - to

mówił ju� wyra�nie po cichu – my�li, �e b�dzie wojna i chce mie� armi� narodow�,

która czołgi napoi w Sekwanie...

- Co kurwa napoi... w czym? - dopytywał si� zdumiony major - ja nie leniłem si� na

lekcjach geografii i wszystko w lot zrozumiałem...

- No nic - �e on b�dzie taki wielki marszałek... dajmy spokój - to niebezpieczne

tematy...

- Ale ty - przecie� Moskwa prowadzi rozmowy z Ameryk�... Czy Mietek tego nie

rozumie?

- Wie z pewno�ci�. Ale czy to jest stały trend? Kto to wie? Chruszczow w Karaibach

si� cofn�ł i za to poleciał... Chyba za to? No to nie wiadomo, co my�li Bre�niew? Po

wpadunku na Synaju nie daruje Izraelowi. Ja sobie my�l�, �e najpierw was zetn�

184

Mietkiem, potem Mietka Katang�, a Wiesław wszystkich prze�yje i po starym

sentymencie niektórych z was �ci�gnie z emerytury - cho� chyba nie z waszego

resortu. Ja mam szerokie skrzydła, rzemiosło jest pojemne. Pode mn� si� ustawcie,

kolegów jakich� zawsze jeszcze b�dziecie mieli - da si� �y�...

- Ty słuchaj - korporancie - nie po to mnie z gminy wykl�li, �ebym teraz jak tate

suknem handlował, albo gojów obszywał. Wy ze mnie kurwa �ydowskiego krawca

nie zrobicie, bo ja jestem komunista...

- Jak sobie chcesz, ale �y� trzeba... Nie mówi�, �e krawiectwo. Na tym si� trzeba

zna�. Ale elementy plastikowe - ja to mog� załatwi�... i zleconka z zakładów

uspołecznionych, albo... he, he... z Inco - to b�dzie dobre!

- Daj spokój, to do chuja niepodobne. Ja jestem czekist�, a nie prywaciarzem...

Wiedziony jakim� spontanicznym impulsem, w ka�dym razie bez zastanowienia,

ale z pewno�ci�, aby uzyska� wi�ksz� jasno�� przed pisaniem raportu, a tak�e, by

dowiedzie� si� co� o naszym stałem go�ciu - ministrze - szybko pobiegłem do

gabinetu, wróciłem, na stolik postawiłem flaszk� w�gierskiego Budafoka, a miałem

wtedy tego z dziesi�� kartonów i poprosiłem:

- Towarzysze - przepraszam, �e o�mielam si� przeszkadza�, ale chciałbym si� kilku

rzeczy dowiedzie�. W szkole o Piłsudskim nigdy nie wspomniano - tylko tyle, �e

wówczas, gdy była szansa od razu budowa� socjalizm, to stworzył nie suwerenn�

Polsk� bur�uazyjn� w skutek czego lud pracuj�cy �ył w n�dzy i jeszcze to, �e zrobił

faszystowski zamach majowy, ale nawet z Hitlerem nie potrafił si� dogada�. A tu

słysz� takie rzeczy i po prostu dla siebie chciałem co� zrozumie�.

Mówi�c to rozlewałem ju� koniak.

- To nie takie trudne - zacz�ł pułkownik - Piłsudski był oportunist�, znaczy si� -

socjalist� z pepeesu. Potem był pa�stwowcem, czyli faszyst� i w imi� tego zrobił

pucz faszystowski, jak Franco. W ogóle nie miał zrozumienia dla internacjonalizmu.

Nie znosił Rosji i na zło�� Rosji chciał zrobi� federacj� z Białorusinami, Ukrai�cami

i Litwinami i z kim tam jeszcze - z całym Kaukazem - Gruzja, Armenia, kto chcesz...

Nie umiał si� wznie�� ponad polskie opłotki, cho� przecie� był przyjacielem Lenina.

185

Dlatego w dwudziestym, gdy sprzeciwił si� rewolucji europejskiej, to zdradził

Lenina. Ludzko�� lepiej by wygl�dała, gdyby od razu towarzysze niemieccy, włoscy,

belgijscy tworzyli socjalizm. No ale nie wyszło. I to z winy Piłsudskiego i tych

wszystkich Sienkiewiczów z Mickiewiczami, którzy Polakom pobełtali rozum w

głowach. Z tego te nieszcz��cia, jak powstanie warszawskie. W skutek bł�dów i

wypacze� wymordowano wszystkich prawie przedwojennych komunistów polskich.

I jak wraz z Armi� Czerwon� szła rewolucja w Polsce, to kto� musiał j� robi�. Jurek

Putrament niegłupio pomy�lał, �e je�li pan minister - no dzisiejszy tu obecny - na

studiach był w korporacji "Piłsudia", to wprawdzie jest korporantem, ale

u�ytecznym. Mo�na rzec - materiał na poputczika - takiego, co kawałek z nami

pójdzie nasz� drog�, a potem si� go odrzuci. I wyci�gn�ł ministra z opanowanego

przez Armi� Czerwon� Wilna, a towarzysze dla jaj zrobili go dyrektorem urz�du od

likwidacji rzemiosła. Sprawdził si� i jak rzep trzyma si� urz�du. Ilu naszych ju�

wyleciało na takim czy innym wira�u - czestnych towariszczej - a on trwa, cho� to on

był do �ci�cia na kolejnym etapie. Towarzyszom radzieckim nawet pasuje, bo po

rosyjsku mówi perfekt i - tak słyszałem - ruszczyzn�, jak za cara...

Tu - musz� nadmieni� - minister a� pokra�niał z zadowolenia...

- No to jak tak si� wszystkim podoba, to niech sobie do usranej �mierci likwiduje

rzemiosło, cho� on jest niezły dywersant, bo naszych, gdy maj� kłopoty, �ci�ga do

rzemiosła, kontrakty załatwia... miliony... korumpuje, znaczy... aparat. Kto wie,

mo�e i mi przyjdzie na stare lata plastikowe detale na wtryskarce wtryska�... Ale to

si� jeszcze zobaczy... On sobie my�li, �e jest wielki Konrad Wallenrod, a to wszystko

teatr marionetek. Bo centrala jest na Kremlu i ona jak si� zdenerwuje, to pacnie. On

to rozumie, wi�c Mietka popiera warunkowo... Nastawiony jest na to, by przetrwa�

wszystkich. Mietek go toleruje, bo jak mu zabraknie posad dla swoich, to reszt�

usadzi w rzemio�le i te� b�dzie git. Tak wi�c on z biletem partyjnym w kieszeni

nadal jest piłsudczykiem, a ja z biletem partyjnym jestem internacjonalist� i obu nam

cały ten bardak nie pasuje... I my jeste�my przyjaciele... Taka jest polityka... A nam,

186

młody człowieku, chodzi o to, by do całej afery dystans miał te� Franek. Czy ty to

rozumiesz?

Ładnie podzi�kowałem za wykład, na pytanie nie odpowiedziałem, ale gestem

twarzy chciałem da� zna�, �e zapami�tałem i chyba zostałem wła�ciwie zrozumiany.

Rozlałem reszt� Budafoka i chciałem ju� wznie�� toast, gdy minister wszedł mi w

słowo i krzykn�ł:

- Za nasze bilety partyjne...

Wszyscy si� roze�mieli, ja te�, tym bardziej, �e przecie� ci�gle jeszcze nie byłem

nawet kandydatem. Jako� nikt mi nie proponował, a samemu nie wypadało. I

przeleciała mi przez głow� inna my�l, �e jestem w towarzystwie jakich� dziwacznych

ludzi, którym po łbach pl�taj� si� dziwaczne idee, jaki� sojusz z upowcami i

Białorusinami, a przecie� to wszystko, to s� po prostu ruskie... Jaki�

internacjonalizm, jakie� kompletne, nie maj�ce zwi�zku z �yciem idee - bzdury,

dziwactwa o przyja�ni Piłsudskiego z Leninem... Nie, nie... panowie... z tym

towarem za daleko nie zajedziecie. To wszystko jest zbyt oderwane od realnej

rzeczywisto�ci. W �yciu liczy si� konkret, jak si� jest na wylocie, jak te �ydki, to nie

wzgardza si� wielkoduszn� ofert� ministra, który ma pstro w głowie...

Wieczorem napisali�my raport, ale bez najwa�niejszego posłania. Nazajutrz

wystawiłem sobie delegacj�, pojechałem do gmachu urz�du na Rakowieckiej, w

biurze przepustek zameldowałem si� co i jak, a nast�pnie w ci�gu pi�ciu minut

zło�yłem pełny raport Frankowi. Nic nie powiedział, nie skomentował, nie kazał

nawet usi���, jedynie rzucił:

- Odmeldowa� si�. Lody dostaniesz tylko ty, je�li utrzymasz j�zyk za z�bami... A jak

nie... to do piachu...

Swoja drog�. Ja oczywi�cie słyszałem o haniebnej agresji izraelskiej na pa�stwa

arabskie, ale w ogóle nie kojarzyłem tego z naszymi �ydłakami i z tym, �e na tym

mo�na co� zyska�. To był taki odległy, egzotyczny - ładnie to powiedziane - film... A

tym czasem... Taki raport, taka pochwała...

187

Zaraz potem była u nas narada grupy operacyjnej. Nikt mi oczywi�cie nie

powiedział, co to była za grupa tym bardziej, �e w dniu, kiedy si� zje�d�ali, Franek

pogadał z Zygmuntem i on, z niezbyt tajon� na mnie zło�ci�, kazał mi jecha� pod

Siedlce. Tam mieszkał taki jeden hodowca karpi w stawach. Same karpie przynosiły

mu krociowe zyski, ale jemu było mało i handlował złotem. Specjalizował si� w

sztabkach bankowych próby 99.9. Kazał mi post�powa� z nim ogl�dnie tym

bardziej, �e wła�nie został poddany jakiej� obróbce. I w ogóle nie mam mówi�, kogo

reprezentuj� tym bardziej, �e on i tak wie, od kogo jestem.

Ruszyłem moim fiatem. Montowany był jeszcze we Włoszech. Na drogach

widziałem kilka innych, pewnie wyprodukowanych w Polsce. Byłem dumny, �e nasz

kraj si� tak rozwija. Interes na złocie miał polega� na tym, �e miałem sprzedawa�

moim klientom - tym, którzy maj� pieni�dze... rzeczywi�cie du�e pieni�dze - te

sztabki, notowa�, komu ile i o wszystkim informowa� Zygmunta. I jeszcze - miałem

dwana�cie procent obrotu oddawa� Zygmuntowi. Miałem pewne obawy, bo nie

powiedział mi, za ile mam kupowa� i za ile sprzedawa�. Wszak�e nic na tym nie

mogłem straci�, bo pieni�dze oddawa� mu miałem dopiero po wykonaniu całej

operacji.

Miałem odr�cznie narysowany plan. Trafiłem bez trudu. Zajechałem na podwórko

troch� podniszczonego, nie remontowanego co najmniej od czasów II wojny

�wiatowej domu, który bez w�tpienia był niegdy� dworem szlacheckim. Gdy tylko

zajechałem, to jaka� starsza kobieta dosłownie sprintem rzuciła si� do drzwi

domostwa.Na ganek wyszedł gospodarz. Spytałem:

- Czy pan Przemyslida?

- Mo�e i Przemyslida, a mo�e i nie, a o co chodzi? - spytał na tyle cicho, �e na

wietrze prawie nie słyszałem.

Facet był dosłownie wielki, mo�e czterdziestopi�cioletni, łapska jak patelnie, a

mimo to jaki� podkurczony. Gdy si� przedstawiłem jako Jan Krowalski, zaprosił

mnie do �rodka. Zauwa�yłem, �e utykał. Przez wyszorowan� sie�, w której

188

zauwa�yłem kilka starych, by� mo�e cennych rupieci, weszli�my do salonu. W

�rodku było ciepło. Salon urz�dzony był jak u ksi�dza, albo mo�e jak w

przedwojennym dworze. A nawet lepiej, bo zamiast pieców były normalne, takie jak

w blokach kaloryfery. Usiedli�my w wy�ciełanych wyciskanym w ró�ne wzorki,

cho� troch� ju� zu�ytym pluszem fotelach, przy okr�głym stoliku z blatem z blachy

miedzianej z wystukanymi młoteczkiem jakim� wschodnimi wzorami. W kredensach

były srebrne i kryształowe naczynia, na �cianach obrazy w pi�knych ramach - sami

szlachcice polscy, albo baronowie w perukach, albo gołe baby, troch� jak na

potrzeby mojego pensjonatu zbyt tłuste - o kalibrze �cierw z mojej kuchni.

Mój gospodarz był mocno wystraszony. Wida� było, �e wr�cz panicznie si� mnie

boi, wreszcie prawie szeptem rzucił:

- Młody człowiek jest od mokrej roboty - takiemu młodemu człowiekowi nie

powierzano by nic powa�niejszego. A młody człowiek swoje zrobi, potem si� go

kropnie i wpu�ci do stawu rybom - jak nikt nie zd��y znale��, to ryby zjedz�...

Chwil� pomilczał, ja tym bardziej milczałem, bo w ogóle nie wiedziałem, co

powiedzie�, a wreszcie kontynuował:

- Baby i palacza nie warto rusza�. Palacz jest durny, dawny akowiec, troch�

posiedział i zdurniał. Całkiem nie jest dla was niebezpieczny. Sługa te� jest niczemu

niewinna. Nic nie wie - zwykła wiejska kobieta - niech sobie jeszcze po�yje. Kto� tu

i tak po mnie musi mieszka�. Domu szkoda... A parobek od ryb jest wasz... Durny

Białorus, ale wasz. No bo ju� nie nasz...

Cos zacz�łem załapywa�. Tak na prób� rzuciłem...

- Panie Przemyslida. Pan jest ci�gle nasz. Mi kazano bardzo ogl�dnie i uprzejmie z

panem post�powa�. Powiedziano mi - du�o lat b�dziecie razem ze sob� pracowa�,

wi�c wa�ne jest, �eby�cie sobie ufali...

Troch� blagowałem, bo a� tak mi nie powiedziano, ale co było robi�?

- Panie Przemyslida - ja nie wiem, co było dawniej, ale zapewniam pana, �e ja nie

jestem od takich rzeczy. Mi dali po raz pierwszy bro� do r�ki, �ebym si� nie bał

wozi� to, co pan mi ma powierzy�. Gdy tylko sprzedam, przywioz� panu pieni�dze i

189

wezm� now� partie. Tak mi powiedziano - pan mówi o rzeczach, których nie znam.

Nikt mi nie mówił, �e pan jest nie rozparcelowanym szlachcicem - nawet nie

wiedziałem, �e tacy jeszcze s�. Prosz� mi wierzy�. Z t� broni� jest tak, �e mam tylko

taki blankiet z numerem dowodu osobistego - blankiet tymczasowy. Nie mówi�, �e

nie umiem strzela�. U nas w miasteczku ka�dy gnojek umie strzela�, bo z

kielecczyzny, jak jest po�ar wsi, to cała wie� si� pali, bo dom przy domu - same

strzechy - chłopi krzycz� wtedy: - "o - do Pawlaka dochodzi, najpierw pier...

przepraszam: waln� pancerfausty, a potem trzaska� b�dzie ta�ma z ruskiego

cekaemu, tego za pół ba�ki brachy"... To ja si� boj�, ale nie pana przecie�, tylko

jakich� zbójców na drodze...

- Przecie� wszystko mi zabrali�cie...

- Ja nic nie wiem. Kazali od pana wzi�� sztabki, bez pokwitowania, odda� do

sprzeda�y i rozliczy� si�.

Uznałem, �e nie warto obja�nia�, �e to wła�nie ja mam sprzeda�.

- Je�li co� nie tak, to w porz�dku - ja pojad� do siebie, zamelduj�, tylko si� martwi�,

bo skoro mam wzi�� bez pokwitowania, to jak dowiod�, �e pan mi nie dał?

- A ja - jak dowiod�, �e dałem? - odpowiedział pytaniem...

- Ja nie wiem... My�lałem, �e to jest ustalone... Taka słu�ba, trzeba po prostu

zaufa�...

- No a młody człowieku - powiedzmy - ja tobie zaufam - bo istotnie - zgadza si�

wszystko. Ty jeste� durny, masz ode mnie odebra� ostatnie czekoladki, ja je oddam,

ty oddasz, a potem mi dadz� w łeb i dziesi�� czekoladek kto� ma w gar�ci. My�lisz,

�e ty po�yjesz długo?

Prostota tej argumentacji zaniepokoiła mnie. Nawet niechc�cy pod nosem

zmi�dliłem:

- Loda mi si� zachciało...

- Lodów nie mam - ale obiad zaraz sługa poda...

Facet wstał i wyszedł. Wrócił po chwili, podszedł do jednego z dwóch kredensów i

wyci�gn�ł tak� zw��aj�c� si� od dołu ku górze, kryształow� karafk� z rubinowym

190

płynem, dwa kieliszki i to wszystko na srebrnej, lub posrebrzanej tacy. Moje

przypuszczenie, �e jest to szlachcic potwierdziło si�. I na tacy i na karafce i na

kieliszkach były herby - cho� ka�dy inny. Nalał. Zanim wypili�my, weszła baba,

nieodmiennie wystraszona i wida� było, �e nadal gotowa rzuci� si� do ucieczki, z

inn� srebrn�, wi�ksza tac�, na której był porcelanowy dzbanek z herbat�, taki a�

przezroczysty. Wida� było poziom herbaty. Fili�anki i porcelanowa cukiernica

pasowały do kompletu. Na takim samym spodku były �urawiny ze �liczn� ły�eczk� z

kolejnym herbem na r�czce. Ły�eczki przy herbacie - srebrne - miały za to

monogram, ale tak pozawijany, ze nie potrafiłem go odczyta�.

Ja si� bałem, bo przecie� to co mówił ten Przemyslida, mogło nie�le nastraszy�, a

zarazem byłem speszony, bo przecie� jeszcze w �yciu mi si� nie zdarzył taki

zaszczyt, �ebym pił herbat� cho�by z proboszczem, a co tu mówi� o prawdziwym

panu. Taki pan, który herbat� pija ze sreber i w porcelanie tak cienkiej, �e krzykn��

starczy, by p�kła! To był taki �wiat, o którym mo�e i słyszałem, �e on kiedy� był, ale

�e nadal jest? Przecie� mamy czasy sprawiedliwo�ci społecznej. Z lud�mi, którzy

wszystko mog�, pijałem z musztardówek i to było w porz�dku. Ministrowie u mnie

pili koniak jaki si� chce najlepszy na �wiecie, nawet remy - martin, z kieliszków w

kształcie gruszek, takich �miesznych, pewnie nawet eksportowych - znaczy - na

Zachodzie te� z takich mog� pi�. A tu prosz� - wzór na kieliszkach do domowej

nalewki, jak paj�czyna, tak delikatny i g�sty. Szlifierz musiał to szlifowa� mo�e

nawet tydzie�? Jeden mały kieliszeczek musiał szlifowa� i szlifowa�, a jeszcze ile

przy okazji zmarnował, bo mu si�, na przykład - r�ka omskła? Dło� mi a� zadr�ała,

bo absurdalnie pomy�lałem, jaka tandeta mnie otacza i jaki� inny, lepszy, ba...

mityczny �wiat zobaczyłem mo�e jedyny raz? No bo je�li domysły tego Przemyslidy

s� prawdziwe? Czy ja nie wiem, ile warte jest dziesi�� czekoladek - dziesi�� kilo

złota? Czy ja jestem idiota i nie rozumiem, �e Franek �yje i ze Stasia i z Zygmunta,

�e W�troba swe dochody czerpie ze sprzeda�y melasy przez bezpartyjnego kumpla z

wojny z bandami upa w Bieszczadach? Ile� to roboty da� mi w łeb? Dobrze, �e nie

191

chwaliłem si�, �e potrafi� wali� z broni. Ale warto by było przestrzela� tego nagana z

wymiennym b�bnem. Ogl�dałem grawerunek na nim, do�� nieudolnie spiłowany:

- "porucznikowi Sta... za Brzozówk�".

Reszta imienia i nazwisko - raczej krótkie, spiłowane było rzetelnie.

Baba nalewaj�c herbat� oznajmiła:

- Za dziesi�� minut b�d� schabowe z kapust� i sałatka z kapusty ze �mietan�. Zupa

si� przypaliła, no... nie b�dzie zupy. Mo�e by�?

Ze zdziwieniem zauwa�yłem, �e ona nie pytała gospodarza, lecz mnie, st�d

zbaraniały jedynie skin�łem głow�. Gdy poszła, spontanicznie spytałem:

- Oczywi�cie pa�skie obawy co do resortu z pewno�ci� s� nieprawdziwe. Ale

zbójców nie brak. Ja bym te moj� pukawk� przestrzelał - mam trzy b�bny - z

ka�dego losowo jedn� kul�... To chyba jest rozs�dne?

Po chwili dodałem:

- Nagan nie filozofia, w jednej wiosce, gdzie ruskie jak robactwo le�li na cekaemy, to

wi�cej tego �elastwa le�y jak grzybów... Przy orce wychodz�, bo ostrzał był

artyleryjski - ruskie same armatami swoich pop�dzały...

- Po co o nich tak mówi�? Wielki naród rosyjski wszystko po�wi�cał, aby nas

wyzwoli� od faszystowskiego gada... Po co takie rzeczy mówi�? No dobrze.

Najpierw obiad, potem jeszcze kawa i koniak, no i na pragułku... Niech i tak b�dzie...

Mogło by� wcze�niej... na �niegu... na golasa... za zon�... a to nie to samo... Cygaro

wezm�, zapal�... ba... po pa�sku... Młody człowieku, mam makarowa, mógłbym ci�

waln��, ale po co... A mój makarow dobry, nie zacina si�...

Mimo wzajemnego zdenerwowania, wszystko zjedli�my z apetytem. Potem

rzeczywi�cie była kawa, w takich pozłacanych od wewn�trz, te� porcelanowych

fili�ankach i na talerzykach z tego samego serwisu keks - ale jaki? Koniak był, jak

koniak - mydliny - marki nie znam, bo z karafki, ale chyba te� nie najgorszy,

podobno prawdziwy. Pan Przemyslida zapalił cygaro i gestem r�ki wła�nie wielkiego

pana zaproponował powstanie. Na chwil� jeszcze poszedł do gospodyni, ale wrócił,

miał na sobie szyty pewnie na miar�, olbrzymi na olbrzymim cielsku, płaszcz z

192

wełny. On musiał by� chyba starszy, skoro - jak si� domy�liłem - podczas wojny był

w zeteserer. Wsiedli�my do bryki. Chciałem przesun�� krzesło, bo w moim wozie

była taka luksusowa mo�liwo�� i mimo wszystko chciałem si� pochwali�. On jednak

machn�ł r�k�. Siedział skurczony i okazywał mi drog�. Poza tym jechali�my w

milczeniu. Po chwili byli�my obok grobli mi�dzy stawami. Tych stawów było kilka,

całkiem sporych. Z daleka przygl�dał si� nam czarny punkcik człowieka. Wychodz�c

z wozu Przemyslida skomentował:

- Same bł�dy: wóz rzucaj�cy si� w oczy, niepotrzebny �wiadek, którego trzeba

b�dzie gania�, a on nie�le zna teren, a i dubeltówke na kłusowników ma w budzie...

Odchodz� ostatni fachowcy...

Tak gderaj�c ruszył ku k�pie krzewów mi�dzy stawami - w takim zgrubieniu

grobli. Szarówka, lekka m�awka - parszywa ci�gle pogoda... Nad sama wod� wbity

był, bo chyba nie poło�ony, spory pniak. Wskazałem na niego. Z półobrotu

wyszarpn�łem z rozpi�tej uprzednio szelki - Przemyslida to chyba widział - nagana i

jak na kowbojskich filmach wypaliłem. Spudłowałem, ale nieznacznie. Obróciłem

si� ku niemu, tak z zadowoleniem, bo wcale nie był to najgorszy strzał, mo�e z

dwunastu metrów. On jednak stał z pistoletem w r�ku wycelowanym we mnie. To

pewnie był ten jego makarow. Szału dostałem, bo o mało mnie nie zabił, a po

wyrazie twarzy widziałem, �e gotów był strzela�, a zarazem strzela� wcale nie chciał.

Strasznie si� bał. Po chwili po prostu upu�cił swoja bro� na ziemi�. R�k� trzymał jak

trzymał, a jednak bro� upadła, a on zastygłszy w ge�cie ciała, zarazem si� skurczył,

zrobił si� cholera mniejszy.

- Czy� pan kurwa zdurniał. Ja sam si� boj�... Chc� bro� przestrzela�... Bierz pan

mojego gnata, tu jest drugi b�benek, zmie� pan go i wal. Przecie� mogłe� mnie pan

kurwa ubi�. A tego by wam nie darowano...

Wcale nie byłem taki pewien, czy by mu nie darowano. Jak nie planuj� obu nas

sprz�tn��, to przecie� on jest nie mniej cenny, ni� mój pensjonat. I dopiero teraz

pomy�lałem, �e dla resortu mój pensjonat jest cenny, ja dobrze nim kieruje, wi�c nie

stukn� ani mnie, ani jego. No ale tego Przemyslidzie tak dokładnie nie mogłem

193

powiedzie�. Niemniej, machn�łem r�k� i mo�liwie przekonuj�c� intonacj� głosu,

wyra�nie ju� wyluzowany, co jest paradoksalne, skoro o mało istotnie nie wpadłem

do ryb z dziur� w głowie, zacz�łem mu tłumaczy�:

- Panie - nie popadajmy w histeri�. Ja przemy�lałem - ja nie jestem niezast�piony, ale

jestem trudny do zast�pienia w innych sprawach i nikt mnie nie b�dzie zabijał. W

takim razie i pana nie b�dzie zabijał. Mi kazano rzetelnie si� z panem rozlicza�. Ja na

tym nie mam mie� straty, cho� to jest dla mnie nowy interes i jeszcze nie wiem, jak

pójdzie. Ceny pan ma mi zaproponowa�, abym z obrotu miał siedemna�cie procent,

bo tak mam si� rozlicza�. I nie chc�, �eby� mnie pan bez sensu ubił kurwa...

To go przekonało. W ci�gu pół godziny ustalili�my szczegóły. Jemu wychodziło,

�e normalnie powinno si� toczy�, je�li b�d� miał z tego dwana�cie procent, ale to

było dla mnie nie do przyj�cia i on powiedział:

- Próbuj młody człowieku... W normalnym �wiecie cena nie jest ustalona, tylko cen�

jest to, co skłonny jest zapłaci� nabywca. Mo�e b�d� trudno�ci, ale je�li masz

klientów z gor�cymi złotówkami, to i za wi�cej wezm�. To nie jest rynek w

miasteczku i nie jajami z koszyka b�dziesz handlowa�.

Chyba mi uwierzył. Gdy wracałem, to jednak znów nawiedzały mnie w�tpliwo�ci.

Nawet na herbat� bałem si� zatrzyma�, bo przecie� w schowku miałem dziesi��

kilogramowych sztabek złota - ile to byłoby pier�cionków?

Wróciłem na wieczór. Szkolenie ju� si� sko�czyło. Teraz pili i m�czyli po

pokojach panny. Kazali im si� za ka�dym razem my�, bo było ich wi�cej ni�

dziewczyn - tak ze dwudziestu. Kuchty te� zagoniłem do roboty, ale zastrzegłem, �e

w takim razie poza zak�skami na stole dzi� nic wi�cej do �arcia nie dostan�.

Kuchtom obiecałem po sto pi��dziesi�t złotych od numerka. Dla mnie czysty zysk,

bo przecie� ich numerki te� si� licz� jak ka�dy inny - za skierowanie. Dziwni s� ci

ludzie. Na ulicy na moje kuchty nawet by nie rzucili okiem... To byli sami

prowadz�cy studentów i pracowników naukowych - elita słu�by - intelektuali�ci. I

zreszt� nie powiem, kulturalni ludzie, szkła nie tłukli, dziewczynom kazali si� my�,

upili si� w ko�cu, na ogół na umór, ale jednak i tak, nawet rzygaj�c, zachowywali

194

pewn� elementarna kultur�. I wida� było, �e szkolenie dotyczyło rzeczy wa�nych,

zreszt� tu i tam słyszało si� w tym galimatiasie, �e chodziło o wa�n� koordynacj�

działa�.

Nagana postanowiłem nie zdawa�, a wi�c musiałem zabiega� o stałe pozwolenie.

Poszło od r�ki. Przecie� taki maj�tek miałem na głowie... Jako drug� bro� dostałem

mały belgijski pistolecik, te� z szelkami, z czasów wojny, ale niezbyt

dopasowanymi, od czego� troch� wi�kszego. Franek przy okazji rzucił, tak od

niechcenia, �e przejmuje w sprawie czekolady, a jeszcze lepiej mówi� - lodów -

kontakty ze mn� bezpo�rednio i Zygmuntowi, jak i komukolwiek innemu chuj do

tego.

Zastanawiałem si�, jak - mo�liwie taktownie - powiedzie� mu o tym, �e w takim

razie dwa procenty wcale si� Zygmuntowi nie nale��. W najgorszym wypadku gotów

byłem nie spiera� si�, tylko zwróci� si� o arbitra� do wy�szego przeło�onego, czyli

do Franka.

**********************�**********

1 lutego 1968 telewizja i radio lakonicznie podało, �e w teatrze narodowym w

Warszawie odbył si� ostatni spektakl inscenizacji Kazimierza Dejmka "Dziadów"

Adama Mickiewicza, które były wykorzystywane przez elementy antysocjalistyczne

do wło�enia koła w szprychy przyja�ni polsko - radzieckiej. Jaki� Dajczgewand

Józef - charakterystyczne, �e imi� miał po Stalinie, Kretkowski Sławomir - te� lepsze

nazwisko i Seweryn Andrzej, Seweryn to nazwisko, a Andrzej to imi�, �mieli

składaj�c pod pomnikiem Adama Mickiewicza kwiaty wykona� cios w serce

przyja�ni polsko - radzieckiej. Wszystkiemu temu winni byli Kuro� Jacek i

Modzelewski Karol, w mniejszym stopniu Michnik Adam i Szlajfer Henryk, a

patronowali temu: Bauman Zygmunt, Brus Włodzimierz, a tak�e Kołakowski

Leszek.

195

No to ju� mieli�my awantur� i ja dom�lałem si�, �e nie bez zwi�zku ze

szkoleniami, bo jeszcze kilka było, w moim pensjonacie. Sta� �miał si� tylko, a

raczej cieszył, �e tak dobrze wyszło, bo to s� same �ydy i to ze starej ekipy z

bezpieki i teraz, to w resorcie nieodwołalnie wszystko b�dzie nasze. Dopytywałem o

szczegóły, nawet �ubrówk� piłem - kto� mnie nauczył nowego sposobu - trzeba

miesza� schłodzon� �ubrówk� z zimnym sokiem jabłkowym z Tymbarka - da si� pi�

lepiej, ni� te inne �wi�stwa. Brrr - wódki po prostu nie lubi�, piwo nie da si� pi�, bo

gorzkie, a koniak jest jak mydliny.

No i na to mi Sta� dokumentnie: �e Brus i Bauman byli oficerami politycznymi pod

Lenino, Modzelewski to przybrany syn �ydowskiego ministra spraw zagranicznych

za Bieruta, Kuro� nie jest �yd, ale ze Lwowa i w ogóle. Tylko ten Kretkowski to

jaka� rodzina socjalistyczna jeszcze z czasów, gdy Piłsudski był w PPS - ja musz�

ci�gle pami�ta�, �e Piłsudski pisze si� przez ds., a nie przez dz, bo cho� nigdy nie

b�d� musiał tego wykl�tego nazwiska pisa�, to jednak pami�ta� takie rzeczy wypada,

a sam Piłsudski to wiadomo - niby krewny Dzier�y�skiego, ale na Litwie to oni

cz�sto mieli tak jak Mickiewicz, który te� był �yd i u niego te� były tylko �ydy i

wrogowie Polski. Nic z tego nie rozumiałem, bo w telewizji przecie� mówili, �e

Mickiewicz nadal b�dzie w lekturach szkolnych i jest wa�ny, a przecie�, gdyby był

�ydem, to przecie� to byłoby niemo�liwe. Uznałem, �e w tym pijanym łbie wszystko

si� kiełbasiło, ale zarazem, �e co� tam pi�te przez dziesi�te musi by� prawd�, bo

przecie� przedtem słyszałem, �e ojciec Michnika ma na imi� Ozjasz i tłumaczył

Marksa. Zarazem ciekawe - czy bez pozwolenia Moskwy nasi zaka�� w takim razie

Marksa? Czy skoro Marks nie był �ydem, bo przecie� był koleg� Lenina, tylko

starszym i z Niemiec, ale �yj�cym w Anglii, bo w Rosji wtedy był jeszcze carat, to

czy trzeba w Polsce Marksa zakaza�?

Takie mi si� my�li snuły po głowie, ale uznałem, �e nic mi do tego, bo mój

pensjonat nie �yje z Marksa. Gomółka i Cyrankiewicz ze Spychalskim wisz� tylko w

moim gabinecie, sam Gomółka wisi u ksi�gowej, a pan Mieczysław z osobist�

dedykacj� zdobi pokój Stasia i barmanki. Aha - u jednego milicjanta jeszcze wisi

196

Gomółka, a u drugiego - tak mi doniósł, ale konfidencjonalnie Zygmunt - bo on

wszystkie pokoje sprawdza, tak�e mój, lecz nie ma klucza do sejfu, �e drugi milicjant

ma w walizce na dnie owini�ty szmatk� gipsowy tors towarzysza Stalina. Zytgmunt

mówił, �e to nie jest takie głupie, bo u nas mo�e si� zdawa�, �e stalinizmu ju� nie

ma, ale nikt nie wie, kiedy ruskie znów ochujej�. Był to rzadki przypadek, kiedy

Zygmunt był na ba�ce i mówił w ten sposób:

- I znów przywróc� kult Stalina.

A wtedy ten nasz milicjant, je�li dobrze rozegra spraw�, mo�e nawet zosta�

komendantem powiatowym. W ka�dym razie Zygmunt trzymał swoje dzieła zebrane

Stalina w piwnicy, ale dobrze zabezpieczone i te� w razie czego ma si� czym

pochwali�.

Wszystko to było zbyt dla mnie skomplikowane. Dla mnie wszystko jedno, konkret

si� liczy. Rozmawiałem o tym z ojcem, a ostatnio mieli�my cz�sto ze sob� do

czynienia. Ojciec co tydzie� przywoził ładunek mi�sa, w�dlin i serów ementaler i

oscypków wytwarzanych w spółdzielni w Zakopanem, nadto papieru toaletowego,

szprotek, radzieckiej saury, wody kolo�skiej "prastara"... Od tego czasu cz�sto jej

u�ywałem, cho� szczypało. Zaczynałem si� dopiero goli�, tak co trzy dni. Do tego

dochodziły w�gorze i szynki od tego dawnego niemieckiego, cho� on sam o sobie

mówi, �e jest Mazurem - ale wiadomo - jest Niemcem - w�dzarza. Wszystko to

opychali�my naszym go�ciom z dubeltowa cen� i z tego to był niezły grosz. Rzadko

co� nam si� psuło, to wtedy schodzili�my do ceny detalicznej, czyli sklepowej. Przed

�wi�tami tata Lublinem przywiózł dwie�cie skrzynek pomara�cz i cytryn - przydział

z dwóch powiatów. Wszystko poszło. Klienci swoich kierowców przysyłali i płacili

za cytryny po siedemdziesi�t, a w sklepie przecie� kosztuj� trzydzie�ci, za� za

pomara�cze osiemdziesi�t pi�� złotych za kilogram, cho� sklepowa cena to

czterdzie�ci. Same skrzynki sprzedawałem klientom po dwadzie�cia złotych i brali z

pocałowaniem r�ki, a przecie� skrzynki były za darmo. O te rozliczenie si� ze

skrzynkami ojciec si� upominał i upominał, ale w ko�cu tak mu wygarn�łem, �e si�

odczepił.

197

No wi�c z ojcem o tym rozmawiałem i ojciec powiedział, �e najwa�niejsze, to

nie wychyla� si�. Ka�� ci chwali� Stalina, to chwal, a gani�, to ga�, ale wszystko w

miar�, w drugim szeregu, nie rzucaj�c si� w oczy. Rób co wszyscy, to masz

najwi�ksze szanse. Karz� ci gada�, �e �ydki s� złe, to mów, ale ostro�nie i mało,

najlepiej półg�bkiem, bo sk�d masz wiedzie�, kto wypłynie w przyszło�ci? A

najlepiej dyskretnie jeszcze jakiemu� w czym� niegro�nym pomó�, to w przyszło�ci

mo�e ci si� przyda�. To co mówił tata uznałem za rozs�dne, wi�c w rewan�u

nauczyłem go sposobu z �ubrówk� i z sokiem jabłkowym. On najpierw wydziwiał,

�e wódki w zasadzie nie lubi cz�sto pi� i to jest prawda - jak ma melodi� jak wtedy,

nad rzek�, albo jak wyszedł z mamra, to pije nawet ciepł�, a tak to nie bardzo. No

wi�c wydziwiał, ale potem orzekł, �e poka�e mamie i je�li jej b�dzie smakowa�, to

mo�e by�, ale go�ciom w domu to nie zaryzykuje, �eby proponowa�. Tak z mam�,

je�li powie, �e dobre, to tak, ale z go��mi, to nie... Nawet z tymi z rodziny...

Gdy 5 lutego cała ferajna przyjechała - teraz ze trzydzie�ci chłopa - �wi�towa�

sukces, bo wszystko si� udało i pocz�tek, pod tym pomnikiem Mickiewicza jest

zrobiony, to ja swoje wiedziałem. Oni mi tu rozrabiali. Nikt nie był w stanie

zapanowa� nad dziewczynami. Gotowi chyba byli nawet star� z kuchni rypa�, byleby

było co, w ka�dym razie ksi�gowa schowała si� przed nimi w swoim pokoju, a i tak

ja wyci�gn�li i obracali. Z prywatnej cukierni zamówione torty sami sobie nakładali

kremem do dołu na głow�, no po prostu sodoma i gomora. I nawet nie pomy�l�, �e

mo�e ruskie powiedz� w pewnym momencie - niet...

Jeden po pijaku opowiedział mi, �e oni �wi�tuj�, ale nie wszystko poszło po

my�li pana Mieczysława. Bo pocz�tkowo, to gdy zdecydowano zdejmowa� „Dziady”

Mickiewicza z afisza – tak si� mówi – to miała by� demonstracja patriotycznych

studentów. Pan Mieczysław miał do nich podjecha� pod pomnik Mickiewicza, uj��

si� za nimi i znów kaza� wystawia� sztuk� w teatrze. Podobno Ruscy na to szli i

nawet przysłali swojego ambasadora na przedstawienie, �eby pokaza�, �e oni nie s�

przeciwko Mickiewiczowi i nie popieraj� nadgorliwców. Ale podobno w spraw�

wdali si� �ydzi i jacy� komandosi, wła�nie ci Dajczgewandzi i panu Mieczysławowi

198

naprawd� nie pozostało nic innego, jak tylko zakaza� przedstawie�, jako

syjonistycznych i nacjonalistycznych.

Wszystko to podobno było jednak bez znaczenia, bo było oboj�tne, czy �ydów

wywala� si� b�dzie z posad za to, �e chcieli zwalcza� literatur� narodow� z

Mickiewiczem na czele, czy za to, �e chcieli j� wykorzysta� w interesach

mi�dzynarodowego syjonizmu i zachodnioniemieckiego rewan�yzmu.

Rano wsiedli w autokar i pojechali, a ja miałem taki burdel w pensjonacie, �e

nawet w jadalni jaka� idiota ponaklejała na �elatyn�, któr� zalano półmisek, plastry

schabu, pod szlaczek, chyba z dwadzie�cia plasterków, a� pod sufitem. Prawie �aden

si� nie odkleił. A przecie� ten schab, specjalnie najpierw marynowany,

przyprawiany, to nie byle gówno, które ich mał�onki prosto wyci�gni�te przez

ojczyzn� ludowa z obory, potrafi� upichci�... No ale �e za nic nie płacili - dubeltowo

poszły skierowania wczasowe, a dostali jakie� premie, to dokładnie wyczy�cili

wła�nie przywiezione przez tat� zapasy. Wszystko poszło bez targowania i nawet,

mi�dzy nami mówi�c, bez wagi. Tak na oko, z moj� korzy�ci�. Wszyscy tak chcieli,

byle by szybciej przeszło, bo oni mieli strasznego kaca. Tak stoj�c w kolejce po

mi�so w kuchni, warz�chwiami wypili zimny rosół z kotła. Cały kocioł, bo jak wzi�li

kucharki w obroty, to poprzedniego dnia nie miał im kto tego poda�. No, zwyczajna

stonka, a nie ludzie...

Ale ja oczywi�cie byłem usłu�ny, dla ka�dego miałem dobre słowo, o nic si�

nie gniewałem. Co sobie sam my�lałem, to moje.

Ten schab to kazałem odklei�, sam te� pomagałem. Umyło si� go, zalało now�

�elatyn� i go�cie zjedli. Cała załoga wiedziała, o co chodzi, a przecie� nikt nie

sypn�ł. Trzeba przyzna�, �e stanowimy coraz lepiej zgrany kolektyw...

Dopiero na pocz�tku lutego sprzedałem pierwsze czekoladki. Przebicie miałem

du�e. Cztery wzi�li, po jednej, rzemie�lnicy. Bali si�, �e to tombak. Tych przysłał

minister i tak gro�nie patrzył, �e bez szemrania wyci�gali pieni�dze. Reszt� hurtem

zgarn�ł dyrektor sprzeda�y fabryki włóczki wełnianej z Łodzi i on w ogóle si� nie

targował. On był na hasło od Franka. Umówili�my si� na nast�pn� dostaw�, a termin

199

miałem poda� wła�nie przez Franka. Za jednym zamachem zarobiłem wi�cej

pieni�dzy, ni� w całym 67 roku. Chryste Panie... Przecie� to był taki bogaty rok...

Siedziałem wła�nie w salonie u Przemyslidy. Facet zamontował u siebie

telewizor. Nie był to byle jaki aparat, lecz produkt holenderski – Philipsa. Od razu

było wida�, �e ma wi�kszy kineskop i nowoczesn�, z jakiego� wschodniego,

czerwonego nieomal drewna obudow�. Nie chciał monterów wpuszcza� do

mieszkania, wi�c najpierw musiał sam dokładnie pozna� zasady zamontowania

anteny na dachu tak, by nie �ci�gała piorunów. Przyznał, �e piorunów troch� si�

obawia. Obraz był tak samo blady jak u nas, ale to dlatego, �e te� mieszka daleko od

nadajnika. Po obiedzie siedzieli�my w fotelach. Przemyslida palił wielkie cygaro,

hawa�skie, od towarzyszy radzieckich - jak to z naciskiem podkre�lił i omawiali�my

interesy. Imponował mi jego dom. Przemyslida narzekał, �e nie mo�e zadba� o ziele�

przed domem, bo gdyby mógł, to odrestaurowałby park i zaprowadził porz�dne

klomby. Nawet trzech ogrodników by zatrudnił w sezonie, a jednego na stałe, ale

wtedy to by dopiero rzucałby si� w oczy.

Z p�katych kryształowych kieliszków pili�my koniak i w takich

naczyniach, to nawet koniak, cho� to mydliny, smakował mi. Opowiadał o tajnikach

handlu złotem. Tak naprawd� szwajcarskie czy brytyjskie sztabki ró�ni� si� mi�dzy

sob�. S� bowiem prawdziwe i one maja prób� 99.99, ale s� i krajowe wyroby. Złoto

da si� rafinowa�, nawet on sam to robi. Odlewa z tego sztabki. Jest synem jubilera i

wie, co i jak, od dziecka.

Zdziwiony byłem, bo byłem pewien, �e urodził si� w pałacu. Ale

pomy�lałem, �e jubiler, to przecie� te� jest dobrze. Otó� je�li jest złoto z na przykład

radzieckich pier�cionków, a one nie maj� �adnej warto�ci jubilerskiej - jest to po

prostu złom - to trzeba to przetopi� i wyrafinowa� do poziomu 98 procent - nie mniej

w ka�dym razie, ostemplowa� stemplem, który fachowiec od r�ki rozpozna i

200

sprzedawa�. Oczywi�cie taka sztabka kosztuje troch� mniej, bo ma mniejsza

zawarto�� złota, a i za autentyczno�� te� trzeba płaci�. Ale o 98 procent nikt nie ma

prawa si� obrazi� - nawet je�li my�lał, �e to autentyk, to za niewiedz�, tak troch� -

tyci, tyci - te� trzeba płaci�. Ale jak kto� da mniej ni� 98, to ju� kapota, za to wolno

jest nawet zabi�. Bo ka�dy wie, �e do 98 mo�na do�� łatwo wyrafinowa� i je�li jest

mniej, to znaczy, �e sprzedawca chce oszuka� nabywc�.

Tak mi perorował, a w tym czasie Władysław Gomółka w telewizorze

przemawiał w sali kongresowej do aktywu zwi�zków zawodowych omawiaj�c

niedawne wydarzenia marcowe. Nie zwracali�my na to uwagi, cho� zauwa�yłem, �e

mój rozmówca, cho� taki raczej oci��ały w ruchach, ma podzieln� uwag� i chyba

nawet do�� uwa�nie analizuje to, co płyn�ło z gło�nika. W ka�dym razie, gdy były

zakłócenia obrazu, to niespiesznie, lecz gdy d�wi�ku - to od razu regulował aparat.

Wyra�nie było wida�, �e Philips to jednak łatwiejsza w obsłudze maszyna, ni�

aparaty krajowe, czy z naszego obozu socjalistycznego. Cho� mo�e znaczenie miał i

fakt, �e Przemyslida wcale si� nie denerwował i swoje manipulacje wykonywał bez

emocji.

Ja tylko - gdy jednak roze�mieli�my si�, gdy o jakim� poecie Wiesław

powiedział, �e jest ni pies, ni wydra, co� na kształt �widra, czyli alfonsem -

zainteresowałem si�, bo istotne dla mnie było, czy mam konkurencje, któr� Wiesław

wła�nie rozgonił, czy nie?

Oczywi�cie Przemyslida nie wiedział, dlaczego kwestia mnie interesuje,

ale spokojnie, jak to on, orzekł, �e to była przeno�nia i je�li kto� w tym towarzystwie

jest alfonsem, to chyba tylko ten prawicowy odchyleniec. To ostatnie powiedział

jednak cho� troch�, mo�e niezbyt zauwa�alnie - ale jednak emocjonalnie.

Domy�liłem si�, �e chodzi mu o Wiesława, ale bzdury z jakimi� odchyleniami

całkiem mnie nie interesowały.

To przemówienie, je�li było dla mnie wa�ne, to tylko dlatego, �e

znamionowało now� balang� triumfaln�. Nie omyliłem si�. Za tydzie� przez trzy dni

pensjonat był tylko dla nich. Przedtem �ci�gn�li�my dwie nowe dziewczyny, ale one

201

nie miały wprawy i po pierwszym dniu wszystko je bolało. Wtedy za jedn� dob�

były po dwa skierowania, a teraz za trzy doby te� były po dwa skierowania za osob�.

Jak wyrachowałem, to nie udało mi si� zmie�ci� w kosztach. Sta� chyba te� miał

straty, ale Franek, gdy próbowali�my si� skar�y�, tylko palcem nam pogroził.

Zwyci�stwo w wojnie �ydowskiej było pełne i do lata w kraju nie miało by� �adnego

�yda. Wszyscy won do Izraela, albo gdzie oczy ponios�. Uznałem, �e to dobrze, bo

b�dziemy mieli czysty rasowo kraj i nie b�dzie ju� takich awantur, ale tata

powiedział, �e trzech dobrych lekarzy ze szpitala wojewódzkiego ma si� zbiera� i

mama, coraz bardziej chora na serce, wcale nie jest zadowolona. Ksi�dz te� jej nie

powiedział, �e to dobrze, a jedyne co dobre, to to, �e komuni�ci mi�dzy sob� si� �r�,

ale czy od tego musi by� lepiej?

W ka�dym razie mówiło si�, �e pan Mieczysław mo�e zast�pi�

Wiesława, a to na pewno byłoby dobrze. Ale potem coraz bardziej orientowałem si�,

�e to wszystko rozchodzi si� po ko�ciach. Nawet nie udało si� ustrzeli� Kliszki, a

podobno on jest �yd jak st�d do Zaleszczyk.

Co za Zaleszczyki, to nie wiem, cho� gdzie� ju� t� nazw� słyszałem.

Wszyscy te� si� �mieli, �e jak zwykle przetrwał Cyrankiewicz, a tak�e, z niejakim

szacunkiem, �e "tak czy owak, Zenon Nowak". Podobno ten to w ogóle jest

wył�cznie "człowiek radziecki" i nikt nie potrafi go ruszy�.

Zwi�zek Radziecki interesował mnie - opowiadał mi o czasach

wojennych w zeteserer Przemyslida, �e straszna bieda i gdyby da� tam ludziom

wolno��, to wszyscy wszystkich od razu by zagry�li i tylko trawa w zetesererze by

rosła. Zastanawiałem si�, czy to by było dobrze, czy �le, ale uznałem, �e najpierw

dobrze by było mie� wi�cej pieni�dzy i złota i w ogóle wszystkiego, ni� ma

Przemyslida, a wtedy, niech nawet sanacja wraca. Ja sobie tak my�lałem o tym w

samochodzie i gdy zdałem sobie spraw�, jakie głupoty my�l�, to a� waln�łem si� w

czoło i o mało nie spowodowałem powa�nego wypadku drogowego. Na szcz��cie nie

waln�łem w słupek, za to ubiłem dwie g�si. To ju� było za wsi� i tylko dwie

staruszki szły, wi�c ładnie powiedziałem im dzie� dobry, jak wypada i dawaj ładuj�

202

te g�si do baga�nika. Mo�e �le zrobiłem, bo one, ju� chyba zdechłe, zapaskudziły mi

baga�nik i w samochodzie cuchn�ło przez tydzie�, ale co mi baby zrobi�? One

wygra�ały pi��ciami, ale takie małe jakie� baby, stare, wi�c cho� miałem szesna�cie

sztabek 98 i trzy pełne, prawdziwe szwajcarskie, to nie obcyndalałem si�. Niech

mnie goni milicja. Miałem na stałe legitymacj� porucznika SB z moj� fotografi� i nie

moim nazwiskiem. Na jej widok do rowu by zmiatali ze strachu!

No có�... Młody człowiek to i fantazji nie brakuje... Cho� zdawałem

sobie spraw�, �e tak naprawd�, to robi� głupstwo i nie ma si� czym chwali�.

Latem sze��dziesi�tego ósmego du�o gadało si� o Czechosłowacji. Ze

zło�ci�, bo to mogło by� gro�ne dla kraju, ale i ze �miechem. Pami�tam - mówiono,

�e w Czechosłowacji jest Svoboda i poDupczy� mo�na... Jednak cały kraj odetchn�ł

z ulg�, gdy wreszcie nasi tam wjechali. Nawet zwykli ludzie nie �ałowali Czechów,

bo oni nigdy nie walcz� o swoje. Na takich, powiadaj�, w razie czego nie mo�na

liczy�. Co� słyszałem o Zaolziu, ale nic z tego, jak to zwykle, nie wyszło. Władze

mieli�my coraz mniej dynamiczn�. Podobno gdyby Mietek był pierwszym, to takiej

okazji by nie przepu�cił. Przemyslida wprawdzie powiedział mi, �e "głupstwa

pleciesz młody człowieku", ale akurat na tym to on nie musiał si� zna�. Zaolzie to

Zaolzie - je�� nie woła, nawet mo�e nakarmi�! Nie postarali si� nasi.

Kucharka orzekła, �e z jakich� powodów te dwie g�si nadaj� si� tylko na

faszerowane i je�li te tłumoki kuchenne nie pokalecz� przy zdejmowaniu skóry, to

powinny by� dobre. Rzeczywi�cie, były - palce liza�! Z dwóch g�si zrobiła si�

jedna, ale wszystko było w porz�dku. Dla siebie nic nie r�bn�ła, zanim nie

pozwoliłem. Po prostu dwie zmielone w elektrycznej maszynce - niedawno

dostali�my na ni� przydział i jak raz, były w magazynach w Olsztynie - siedziały w

skórze jednej...

************************************************

203

Ja przecie przy najlepszej woli nie byłem w stanie wyda� nawet trzeciej

cz��ci swojej pensji z dodatkami. A przecie� to była pestka w porównaniu ze fors�,

któr� zgarniałem z pokrywania rachunkami skierowa� na wczasy. No i one i tak si�

powi�kszały dzi�ki sprzeda�y go�ciom �ywno�ci i innych towarów, rzekomo

zu�ywanych w pensjonacie. Do tego dochodził niesamowity obrót w�dzonymi

w�gorzami i szynkami, bo Gerhardowi załatwiłem formalnie nasze szynki z

zakładów mi�snych w Bydgoszczy. Stare kanały, mo�na rzecz. Antoni latem był

kierownikiem wczasowiska bydgoskich zakładów mi�snych nad morzem. Ja

kombinowałem, �e mo�e ju� działaj� te jego szklarnie, ale on ich jeszcze nie

uruchomił. Za to tak załatwili�my, �e na duplikatach skierowa� potwierdzanych

przez nas samych stemplem, mo�na było stworzy� now� dostaw�, zduplikowan�,

surowych szynek. A szynki były potrzebne, bo ju� ojciec Gerharda przed wojna co

tydzie� kolej� dostarczał do hamburskiego hotelu "Altona" wła�nie szynki i w�gorze.

Oczywi�cie - nawet z własnej �wini własnor�cznie ubitej chłop nie miał prawa nic

uw�dzi�. Ba - nie miał prawa jej zabi�, to te� ci bardziej boj�cy si� chłopi cz�sto

najpierw �winiakowi łamali nog� i wówczas ka�dy weterynarz mógł pod przysi�g�

przyzna�, �e chłop musiał interweniowa� no�em. Ale nawet wtenczas nie mógł

w�dzi�. Oczywi�cie chłopi nie takie tam rzeczy potrafili robi�. Potrafili mie� do

wysoko�� pierwszego pi�tra retorty do p�dzenia bimbru. W�dzarni� to miał ka�dy.

Franek, gdy usłyszał o tej szynce z hotelu "Altona", to si� zapalił. Z

w�dzarni Gerharda zrobiło si� oddział jakiego� pegeeru o sto kilometrów dalej, tak

na lip�, ale bumaga była i z tym papierem mo�na było uw�dzi� nawet

wojewódzkiego prezesa sanepidu. Tak naprawd�, to sanepid nawet nie miał prawa

si� pojawi�. Ju� wkrótce Mietek zacz�ł je�dzi�, najpierw raz na dwa tygodnie, a

potem raz na tydzie�, z produktami Gerharda do Hamburga. Okazało si� - oni tam

pami�tali i ch�tnie kupowali. Mietek najpierw je�dził, razem z ci�gle zmieniaj�cym

si� konwojentem, który nie miał prawa nawet wej�� do naszego parku, zupełnie

now� Nysk�, ale poniewa� ten samochód z jakich� powodów nie nadawał si� na

drogi zachodnioeuropejskie, to resort kupił mu chłodni� na mikrobusie volkswagena.

204

My na tym w ogóle nie mieli�my straty - to co szło do Niemiec, to nie

była nawet połowa produkcji Wernera, a reszt� my brali�my. Nawet s�siadom nie

wolno mu było sprzeda�. Zreszt� on był Mazurem i z s�siadami blisko nie �ył. Oni

byli zza Buga i wcale si� do Niemca nie garn�li. Dla nich tylko bandyta ukrai�ski

mógł by� gorszy. Dla kilku rodzin z Wile�szczyzny z kolei Litwini, to "strzelcy

ponarscy" - gorzej zwierz�t - gorsi byli od Wernera. A w tej wsi Ukrai�ców z akcji

Wisła wcale nie brakowało. Ja nawet troch� si� bałem tam je�dzi� i zawsze brałem ze

sob� nagana, a i dwie rodziny litewskie, uciekaj�c przed sowietami, te� si� przytuliły

i udawały najwi�kszych Polaków. Ludzie swoje wiedzieli - to byli szaulisi. Co by to

słowo miało znaczy�, to nie wiem, ale pewnie w tamtejszej gwarze nic przyjemnego.

Pyta� nie chciałem, bo je�li nasi Polacy byli w jakiej� organizacji, to te� w niezbyt

prawomy�lnej, pewnie w AK, albo co� takiego.

Lato sze��dziesi�tego dziewi�tego było pi�kne. Problem z dochodami

rozwi�załem tak, �e dochody z czekolady lokowałem w czekoladkach.

Kolekcjonowałem te najprawdziwsze i tylko z brytyjskiego banku. No bo co to jest

Szwajcaria? Taki kraj, którego nikt nie rabuje, bo sam chowa tam swoje pieni�dze,

ale to wszystko mo�e by� do czasu. Jak ruskie rusz�, to przecie� �adnej neutralno�ci

nie uszanuj�. Dyskretnie podpytywałem na te okoliczno�� co lepiej zorientowanych

go�ci. Wszyscy ł�cznie z pułkownikami i generałami stwierdzali bez �adnych waha�:

- ruskie niczego nie uszanuj�, a ju� szwajcarskiej neutralno�ci szczególnie. A

przecie� taki generał dlatego jest generałem, �e ruskie go znaj�, ale i on zna ruskich.

Jeden generał milicji powiedział, �e to nawet jest interesuj�cy, teoretyczny problem

taktyczny, bo ruskie pchaj� si� do ataku falami - jak jedna fala zginie, to posyłaj�

drug� i tylko kadry ze sztandarem odsyłaj� na zaplecze dla rekonstrukcji formacji.

Ale ju� podczas wojny na Przeł�czy U�ockiej nic im z tego nie wyszło, usypali gór�

z osiemdziesi�ciu tysi�cy trupów, czołgów, samochodów i całego tego �elastwa, �e

kolejne szturmy były niemo�liwe. Dopiero przyszedł �ukow, a dla niego nic nie było

niemo�liwe, on nawet w Armii Czerwonej wyró�niał si� temperamentem bojowym.

W rezultacie stracił drugie tyle, ale przeł�cz zdobył. Lecz ze zdobywaniem

205

Szwajcarii, gdzie takich przeł�czy s� wi�cej ni� dziesi�tki, a ka�dy Szwajcar ma

pancerfausta w mieszkaniu, to zwyczajnie mo�e zabrakn�� rekrutów. Bo to jest

przes�d - kontynuował generał - �e ruskich jest niesko�czona ilo��. Wystarczy wzi��

rocznik statystyczny i nawet uwzgl�dniaj�c pewien naturalny chaos statystyczny, w

przybli�eniu do dziesi�ciu milionów wyjdzie nam rzeczywista liczba ludno�ci. I to

jest liczba sko�czona. Nie da si� na ka�d� przeł�cz szwajcarska po�wi�ca� cho�by

tylko i stu tysi�cy, bo przecie� kto� musi podbija� reszt� Europy.

- Szwajcaria, to b�dzie kopernika�ski przewrót w taktyce radzieckiej -

orzekł podnosz�c tłusty palec ku górze i oblizuj�c si� na widok zbli�aj�cej si� mojej

panienki.

Odchodz�c rzucił jeszcze:

- Potem b�dzie Afryka i nowa taktyka b�dzie bardzo potrzebna. Na Afryk�

szkoda a� tylu ludzi... Cho� czy oni to zrozumiej�? - I poszedł z dziewczyn�, ze

zniech�ceniem machaj�c r�k�...

Mnie to w ogóle nie obchodziło, czy b�dzie przewrót, czy nie, ale

czekoladki postanowiłem zbiera� tylko firmowe Bank of England. Bo niby złoto to

złoto i zawsze ma warto��, lecz Anglia to wyspa i tak jest lepiej.

Za to pozostałe pieni�dze za rad� Przemyslidy postanowiłem lokowa� w

dolarach, ale prawdziwych, nie w bonach, bo to szajs, w �winkach, czyli w złotych

rublach carskich i w złotych dziesi�ciodolarówkach zwanych cymesami. Ja ch�tnie

bym zbierał takie pi�kne rzeczy, jak on, ale nie znałem si� na tym, a co gorsza, nie

miałem ich gdzie trzyma�. Przemyslida po prostu nikogo poza słu�b� i najbardziej

zaufanymi przyjaciółmi, takimi, jak - nie chwal�c si� - ja , do domu nie wpuszczał.

Ja tych warunków nie miałem.

Co� dziwnego działo si� z Zygmuntem. Oczywi�cie domy�lałem si�, �e

nie przeszedł do handlu zagranicznego i za tymi jego kursami do Hamburga co� musi

si� kry�. Ale co, tego nie wiedziałem. Pocz�tkowo przywoził sporo towaru na handel

- jakie� po�czochy, zreszt� nawet sam nie wiem co. On mi tylko mówił, co mo�e mi

cennego z Niemiec przywie��, czego u nas w kraju nie ma i pytał, czy ja chc�? W ten

206

sposób stałem si� wła�cicielem małego dyktafonu japo�skiego. Szpula starczała na

jakie� trzydzie�ci minut. Rozmiar - pi�tna�cie centymetrów na dziesi�� i z pi��

wysoko�ci. Same tranzystora i ani jednej lampy. Takiego sprz�tu prawie nie ma

nawet na rakowieckiej. Pu�cił do mnie oko:

- Ka�d� rozmow� nagrasz. W s�dzie to u nas w kraju nie jest �aden dowód,

ale nie oto przecie� chodzi. Mikrofonik na kablu zaczepiasz pod stołem i ka�d�

rozmow� nagrywasz.

No to zamówiłem. Do nagrywania muzyki nie bardzo si� nadaje, ale głos

nagrywa super.

Druga rzecz, to radio tranzystorowe. Te� japo�skie, małe, w czarnym

etui, podobno rzadki przypadek, bo z falami krótkimi, w sam raz na woln� Europ� i

BBC, a tam podobno w radioodbiornikach fale krótkie to rzadko��. Potem jako

nagrod� rzeczow� za słu�b� pan Mieczysław ofiarował mi radzieck� Spidol� - du�o

wi�ksz�, z teleskopow� anten�, z czterema krótkimi zakresami, dla wrogich rozgło�ni

po prostu ideał.

Potem Zygmunt przywiózł mi szelki do belgijskiego pistoleciku.

Strasznie drogie, ale ja głupi my�lałem, �e to b�dzie tanie i nawet nie pytałem o cen�,

tylko zamówiłem. Zygmunt mówił, �e na Zachodzie, na zakup broni, w takim

normalnym sklepie, do którego ka�dy mo�e tam sobie wej��, potrzebne jest

pozwolenie, ale oni na Zachodzie s� tacy naiwni, �e gdy si� kupuje szelki, to nawet

legitymowa� si� nie trzeba. Co za burdel na tym Zachodzie? Przecie� wiadomo, �e

jak kto� chce szelki, to znaczy �e ma, lub b�dzie miał bro�, a wi�c cho�by dla zasady

trzeba go skontrolowa�, przepyta� co i jak, bo bro� to nie maszyna do szycia.

Wreszcie przywiózł mi albumy do fotografii. Rzeczywi�cie �liczne. Raz

tylko widziałem równie ładne, bo przedwojenne. Od razu trzy, cho� zdaje si�, �e

zamawiałem jeden, bo po co mi wi�cej? Ale nie spierałem si�. Dwa pozostałe b�d�

jak znalazł na luksusowe podarki. Jeden dla rodziców, a drugi dla kogo� z

kierownictwa, gdy b�dzie okazja.

207

No i na koniec telewizor Philipsa. Ja chciałem dokładnie taki sam, jak

Przemyslidy. W ko�cu to ju� kosztowało straszne pieni�dze i chciałem dokładnie to,

co zamówiłem. Ale dostałem model równie� dwudziestojednocałowy w kineskopie,

czyli olbrzymi, lecz z inn�, plastikow� obudow�. Po namy�le jednak uznałem, �e

plastik mo�e nawet jest bardziej nowoczesny?

Najwi�cej zamawiały u Zygmunta dziewczyny. Przywoził dla nich

fatałaszki. Dla mnie zreszt� te�. To nie były drogie rzeczy. Z przebiciem, bo on

zawsze, rzecz jasna, przebijał cen� zakupu. To było nawet taniej, ni� w naszych

sklepach, a o ile lepsze. Te rzeczy były u�ywane, ale bogacze niemieccy chyba ze

trzy razy jak�� rzecz nosili na sobie i oddawali na szmaty i z mojego punktu

widzenia to były rzeczy nowe. Dowiedziałem si�, �e z tego �yj� nasze ciuchy na

Pradze. Tak wi�c miałem dwie marynarki, trzy pary wełnianych spodni i jedne z

białego, a wła�ciwie z popielatego płótna letnie, cztery luksusowe koszule pod

marynark�, płaszcz prochowiec z podpink�, podobno taki, jak ma D�ems Bond... Nie

wiem, kto to taki, ale to nazwisko cz�sto padało z ust niektórych ludzi z resortu i to

mówili o nim z uznaniem. Mo�e to jaki� nasz, albo radziecki kret w ich słu�bach?

Je�li to Polak, to ch�tnie bym go poznał, ale jeszcze go u mnie nie było. Jak tak

dobrze ubrany, to pewnie przed dziewczynami nie mo�e si� op�dzi�...

Zygmunt wracał przez enerde i stamt�d przywiózł mi dwana�cie par

skarpetek i sze�� kompletów bielizny bawełnianej. Wszystko to w nie lepszym

gatunku, ni� u nas, ale zagraniczne, to kupił od razu wi�cej i przy okazji

dowiedziałem si�, �e stanowczo nie nale�y bielizny i skarpetek nosi� dłu�ej ni� trzy

dni. Pocz�tkowo, gdy przej�łem pensjonat, to nawet tak robiłem, bo pranie i tak mnie

nie kosztowało, ale potem uznałem, �e za bardzo materiał si� niszczy i znów

nosiłem wszystko po tydzie�. Teraz jednak postanowiłem ju� do ko�ca �ycia by�

kulturalny i zmienia� całe to barachło nie rzadziej ni� raz na tydzie�. Zygmunt

przywoził Stasiowi ze strefy wolnocłowej takie trunki, których nie było w baltonie i

w sklepach pekao. W strefach wolnocłowych ceny były troch� wy�sze, ale wybór

wi�kszy, wi�c Sta� nabijał na te rzeczy zaporowe ceny, tak �e mało kto to zamawiał,

208

a za to miał teraz w barku z sze��dziesi�t ró�nych flaszek. To robiło wra�enie.

Gdyby towarzysz Wiesław ni st�d ni zow�d zrobił na nas nalot, to jak twierdził pan

Mieczysław - umarł by od razu na palpitacj� i wiele rzeczy by si� wyprostowało.

Tego ostatniegop wcale nie powiedział, ale to si� samo przez si� rozumiało. No ale

towarzysz Wiesław roztropnie wcale nas nie nawiedzał.

Zygmunt maj�c jakie� sprawy w Niemczech, zainteresowanie dla

krajowych spraw utracił. Zreszt� chyba musiał jako� zmieni� departament, cho� o

tym si� nie słyszało. Zreszt� nadal, oficjalnie, to on był moim prowadz�cym.

W ka�dym razie wida� było, cho� si� z tym nie obnosił, �e ma jakie�

straszne pieni�dze. To troch� przewróciło mu w głowie, bo miał ju� trzecie dziecko

ze swoj� �on� - a jak porachowałem, to tylko raz na tydzie� na jedn� noc wpadał do

domu. Gdy był w kraju, to siedział u nas, a połow� tygodnia sp�dzał w podró�y.

Coraz dłu�ej te� posiadywał u nas minister od rzemiosła. Jeden generał

milicji w Krakowa to nawet zauwa�ył, �e je�li minister siedzi wył�cznie w burdelu,

to my nigdy nie zlikwidujemy prywatnego rzemiosła i z tego wszystkiego ruskie

nam kiedy� jaja za to urw�.

Ministra spotkało wielkie nieszcz��cie. Podczas wydarze� marcowych

jego syn wygłupiał si� i demonstrował na uniwersytecie. Poniewa� studiował

matematyk�, a tego wydziału nie rozwi�zali, to minister jako� tak załatwił, �e syna

ani nie wyrzucili ze studiów, ani nawet sprawy mu nie wytoczyli. Jego te� nie ruszyli

- �ydem nie był, z Mietkiem �ył dobrze, wi�c w prasie, gdy pisano o zamkni�tych

dzieciach notabli, to jego nazwisko nie padało. Bo te� prawd� było powiedzenie:

- "Kto nie z Mieciem, tego zmieciem".

Minister za�, jak zwykle sceptyczny, po pijaku o hecach antysemickich

wypowiadaj�cy si� nawet do�� dosadnie, był jednak z Mieciem i to wystarczyło.

Ten jego syn jednak nadal wdawał si� w jakie� awantury. To nawet

wiedziałem nie od ministra - on bowiem, rzecz jasna - milczał - lecz od Stasia.

Powiedział mi, �e jest prikaz, by szczególnie pod tym k�tem obserwowa� ministra,

czy czasem nie ma jakich� konszachtów z synem. Ja jednak tego syna na oczy nie

209

widziałem, a poniewa� minister do swego urz�du wracał tylko, gdy była operatywka

wtorkowa, lub gdy kazali mu by� na posiedzeniach rz�du, to z synem chyba nie

bardzo mógł kombinowa�. Mieszkał w pokoju Adasia. Tam miał nawet, bardzo

dyskretnie przeci�gni�t� telefoniczn� linie rz�dow�. Jako� to pewnie z Frankiem

musiał załatwi�, ale nie jestem pewien, czy nawet Franek mo�e podejmowa� a� tak

wa�ne decyzje.

Pani doktor robiła badania dziewczyn i Adasia co tydzie�. Ja jednak nie

współ�yłem z nimi regularnie, bo gdy mnie spierało, to cz�sto zagl�dałem do

ksi�gowej. Utrwalił si� taki obyczaj, �e ona zamykała drzwi gabinetu na klucz i

zasłaniała okna. Nie wiem po jak� choler� zawsze zapalała na talerzyku �wiec�, a

potem to nawet w cepelii kupiłem jej �wiecznik. Uwa�nie zdejmowała rajstopy.

Kupowała je za du�e pieni�dze od Zygmunta i nie chciała, by z byle powodu poszły

oczka. A potem �ciagała majtki. Podci�gała spódnic� i kazała sobie w tyłku gmera�.

Siedziała jako� tak, �e było to mo�liwe. Gdy nastawał wła�ciwy moment, to ja

szybko wstawałem, spuszczałem spodnie, od których pasek i guziki i tak miałem ju�

rozpi�te i dawałem jej loda. Ona jedn� r�k� pomagała sobie przy lodzie, a drug�

trzymała mi�dzy nogami. Zawsze wszystko sumiennie połykała, albo - je�li miała

dobry humor - to rozmazywała na twarzy. A wła�ciwie inaczej - je�li miała ciot�, to

nigdzie jej tam nie gmerałem tylko dawałem loda i ona wówczas nie połykała, tylko

rozmazywała sobie na twarzy. Mówiła, �e to jest najlepsza maseczka kosmetyczna.

Tak jako� dziwnie robili�my, ale ja w moim pensjonacie napatrzyłem si�

na dziwactwa.

Gdy raz dziewczyny ju� nas bardzo wkurzyły, bo one ci�gle miały jakie�

��dania, których nie mo�na było spełni�, to kazałem ka�dej pój�� do pokoju. Jak to

czasem koło południa si� zdarzało, poza ministrem nikogo w z go�ci nie było,.

Poniewa� Ada� trzymał zwykle z dziewczynami, to prosiłem ministra, aby te� go w

tym samym czasie stłukł, co tamten robi sumiennie, lej�c go chyba z my�l� o swoim

synu, a poniewa� potem dawał Adasiowi podarki, to Ada� nie bardzo protestował,

cho� ryczał w niebogłosy. No wi�c czasem robiłem - tak si� utrwaliło to nazywa� -

210

dzie� sanitarny i ka�da dziewczyna czekała w swoim pokoju, a ja z milicjantem

szedłem od pokoju do pokoju i po kolei je lałem. Jedne udawały, �e walcz� i trzeba

było uwa�a�, �eby nie da� si� podrapa�, a jedna - taka Iwona ze l�ska - bardzo to

lubiła. Poniewa� uwa�ała, �e pasek od milicyjnych spodni jest za lekki, a my nie

zwa�aj�c na �lady leli�my je wtedy paskiem, to tylko w szlafroczku czekała na nas, a

obok le�ało pot��ne pasisko stra�ackie, które sam nie wiem sk�d wytrzasn�ła. Ta

sytuacja była a� głupia i milicjant stanowczo domagał si�, �ebym to ja lał, a ona

chciała, �eby milicjant, bo milicjant bił mocniej, o co jej chodziło. W ko�cu milicjant

si� wkurzał i lał j� tak, jak ona lubiła, ja dyskretnie wychodziłem i wszyscy byli

zadowoleni.

Ten milicjant to był mi wierny jak pies. Wiedział dobrze, �e cała ta

operacja, a do bicia tej dziewczyny wcale nie miał serca, a� dziwne, bo bi� lubił, nie

jest mo�liwa bez mojej dobrej woli. Czasem, ale bardzo rzadko, robili to na własn�

r�k�. Raz widziałem dziwo nad dziwo: ona na golasa le�ała zim� na lodzie na

jeziorze, mo�e podło�yła sobie jak�� kurtk� - mam przynajmniej taka nadziej�, a on

j� lał tym pasem, a nawet kopał buciorami. Mimo odległo�ci mo�na było dostrzec, �e

s� to kopy bez �adnej dynamiki. Nawet krzyczała mu:

- "mocniej, mocniej"!

Co było dalej, to nie wiem, bo jednak nie przerwałem tych bezece�stw i

słusznie - po tym wszystkim nawet nie była zakatarzona.

Jeden kapitan, naukowiec, potem pracował w akademii MSW - on u nas

czasem bywał, przywiózł akurat tego dnia, kiedy tłukli�my dziewczyny, by wybi� im

głupoty w główek, swojego młodszego koleg�, porucznika, takiego rudego z

czupryn�, w�sem, a zreszt� w ogóle do�� podobnego do Stalina. Poniewa� ju� było

po operacji, to siedzieli�my na le�akach na werandzie i rozmawiali�my. Jako� to si�

wydało, �e dzi� je tłukli�my. Oni i tak by si� dowiedzieli, bo przecie� na

dziewczynach były �lady. Ten jak Stalin, potem przezywali�my go po prostu

Stalinem, zapalił si� do tematu. Nozdrza to a� mu latały od samej rozmowy, a gdy

211

dowiedział si�, �e jest taka, która to lubi, to od razu bez ogl�dania zapisał si� do

Iwonki.

Z tego si� zrobił niezły romans. On przyje�d�ał nie regularnie mo�e, ale

w ka�dym razie cz�sto i zawsze do niej. Ona na niego wyczekiwała. Ten dopiero

tłukł j� sumiennie, gdy za bardzo krzyczała to interweniowałem i groziłem, �e

wyrzuc� go i nigdy nie wpuszcz�, a w instancjach b�d� postulował, by zbadali t�

afer�. Ale oczywi�cie, wprawdzie raportowałem jak zawsze o wszystkich go�ciach,

ale póki nie było afery, to guzik mnie to obchodziło.

Iwonka, jakkolwiek wyczekiwała wizyt Stalina - jemu ta ksywka bardzo

si� podobała i przyznał, �e nie przypadkiem stylizuje si� na niego, nawet zamiast

wódki, jak zwykle ni�si oficerowie, pił jakie� wina, jak jego idol - to jednak bardzo

zabiegała o stosunki z milicjantem. Milicjant wiedział o Stalinie - to jest jasne, ale i

Stalin wiedział o milicjancie - starym, było nie było dziadzie i �adnej tam szyszce. A

jednak musiał si� godzi�, �e obok rutynowych kontaktów słu�bowych dzieli� musiał

serce Iwonki z wła�nie z nim.

Tak wi�c moje dziwactwa z ksi�gow�, dawn� sekretarka pewnego

pułkownika, który jednak nigdy do nas, ze wstydu zapewne, nie zajrzał, których

natury koniec ko�ców pewnie w pensjonacie si� domy�lano, cho� - jak s�dziłem -

bez szczegółów - nie były �adn� rewelacj�.

Migałem przed okresowymi badaniami u pani doktor, bo kr�powały

mnie. Wła�nie tego dnia, kiedy w pensjonacie objawił si� Stalin, pani doktor obeszła

dziewczyny pod pozorem, aby sprawdzi�, czy �adnej nic si� nie stało, ale to było

nawet obra�liwe, bo gdzie bym tam dopu�cił do tego, by milicjant, sk�din�d poza

stosunkami z Iwonk� maj�cy ci��k� r�k�, co� by której� zrobił. A wreszcie zacz�ła

na mnie po cichu wprawdzie, ale w pobli�u ludzi naciska�, bym i ja poszedł do

gabinetu. By unikn�� skandalu zrobiłem tak.

W tym gabinecie zdejmuj� spodnie i staje przed ni�. Niestety, jak to

bywa, laska stoi jak lanca i nic na to nie poradz�. Pani doktor siedzi na obrotowym

taborecie blaszanym dla pacjentów i mi tam ogl�da na wszystkie sposoby:

212

- Pan si� kr�puje.. �e stoi, to dobrze, lepiej mog� dokona� ogl�dzin...

I dalej nim wywija, aby zobaczy� z ró�nych stron, ka�de jajko chwyta

delikatnie w dło�, aby, jak mówi, stwierdzi�, czy nie ulegaj� obrz�kowi, a� wreszcie

stało si� to, co musiało si� sta� - strzeliłem jej prosto na taki mocherowy, dziergany

z niebieskiej wełny sweterek, a po cz��ci i na szyj�.

- O - jaki dzielny - jak szelma u�miechn�ła si� pani doktor.

A ładnie tego dnia wygl�dała, taka zalotna, chyba na widok tych

spranych dziewczyn podnieciła si�, cho� mo�e �le o niej mówi�. W ka�dym razie nie

przestaj�c trzyma� mego ptaka jedn� dłoni�, drug� zgarn�ła troch� spermy i zacz�ła

si� jej przygl�da�, z zainteresowaniem, jak s�dziłem przez chwil� - medycznym.

Lecz nagle, ci�gle tak patrz�c na te moje wybroczyny, ale czuj�c drug�

dłoni�, �e nieodmiennie ci�gle jestem gotów do kolejnej akcji, pyta?

- No na co pan czeka, panie dyrektorze - ja jestem równie� kobiet�...

Od tego czasu raz na tydzie�, albo raz na dwa, je�li miała okres -

poddawałem si� badaniu. Okazało si�, �e one z ksi�gow� do�� cz�sto o mnie gadały i

to bez zahamowa�.

Nie chciałem jej płaci� pieni�dzmi, wi�c wymy�lili�my z ksi�gow�

sposób na jeszcze inne, ni� dotychczas nadgodziny, które od razu wpisywali�my i

ksi�gowej - obie miały po tysi�c sto miesi�cznie wi�cej. A oprócz tego, w

krytycznych chwilach ksi�gowa - bo praktycznie musiała, a pani doktor - jak chciała

- miały po siedemset od pierwszego łebka i ewentualnie po pi��set za ka�dego

nast�pnego, który liczył si� za skierowanie. Czasem zwalał si� jednak taki tłum,

zwykle autobusem, poł�czony z prawdziwym, cz��ciej lipnym szkoleniem, �e nawet

szwadron dziewczyn nie dałby rady. Tłumokom z kuchni, po sprawdzeniu

delikwentek przez nie tylko miejscowe, ale i nasze stołeczne esbe, pozwoliłem

przyprowadza� w takich sytuacjach dwie z pegeeru, zreszt� fest dziewuchy, takie

rzepy. Jedna to cycki miała jak dynie wielkie. Dorabiały na tej samej stawce, co

kucharki. Wygoda była, bo one jeszcze za normaln� zapłat� godzinow� robiły

najpierw w kuchni, a przecie� akurat w te dni kuchnia miała szczególnie du�o roboty.

213

Z pani� doktor czasem robili�my to na lekarskiej kozetce wy�ciełanej

cerat�, a czasem na krze�le. Ja siedziałem, ona na mnie i wtedy lubiła przegl�da�

ankiety lekarskie, by sprawdzi�, czy nie ma zaległo�ci. Ja te� filowałem, bo nigdy

do�� ró�norodnej wiedzy o personelu, czy o tych go�ciach, którzy akurat badani byli

ambulatoryjnie, bo na przykład skaleczyli si�, a cz��ciej, gdy od dziewczyn i gorzały

serce ich bolało i automatycznie zakładano im teczki. Zwykle zaległo�ci były w

wadze pacjentów badanych okresowo. Z jakich� powodów nie mo�na było doprosi�

si� wagi lekarskiej, wi�c ona wła�nie ze mn� w �rodku wpisywała na oko i je�li

dobrze nam szło, to notowała w tej rubryce niezłe bzdury...

Aha - tego samego dnia, kiedy byłem badany przez pani� doktor,

przyjechał tata, jak co tydzie�, ale na moja pro�b� przywiózł mi egzemplarz nagana

taki sam, jaki miałem z resortu, ale sił� rzeczy nie ewidencjonowany, albo

ewidencjonowany w Armii Czerwonej podczas wojny, a to na jedno wychodzi.

Policzy mi za niego pi��set złotych, cho� je�li prawd� jest, �e kupił go od Stasiaka z

naszej wioski, gdzie tata si� wychował, to on ma tego tyle, �e pewnie wi�cej jak dwie

stówki nie wzi�ł. Do tego tata doło�ył jeden z rodzinnych obrzynów. To ju� całkiem

darmo, bo miał ich ze trzy. W pierwszej chwili chciałem go z tym obrzynem

wy�mia�, ale chwil� pomy�lałem i dobrze - po pierwsze w pudełku amunicja do

nagana i obrzyna były wymieszane, a akurat nie miałem czasu selekcjonowa�, a po

drugie - obrzyn to obrzyn, nie jaki� gówniany pistolet. Ja nie jestem pudel i w

Warszawie si� nie wyklułem na ten bo�y �wiat. Od dziecka wiem, �e obrzyn to

grunt, a na ryby od granatu lepszy jest pancerfaust. To mi nasun�ło pewn� my�l. Ale

zrealizowałem ja dopiero pó�n� wiosn� siedemdziesi�tego.

19 czerwca 1970, gdy ryby nie były ju� takie chude jak wcze�niejsz�

wiosn�, na niedziel� pensjonat został zamkni�ty. Ju� w sobot� przyjechali go�cie, w

tym pan Mieczysław, pan Grzegorz, jeszcze ze trzy wa�ne szychy, ale sami

zaprzyja�nieni. Ja zapotrzebowałem w dwóch miejscach łódki i w obu wypaliło -

214

miałem sze�� łódek, lecz tylko trzy radzieckie silniki do nich - z magazynów resortu,

ale ju� potem zostały. Dlatego jeszcze wzi�li�my adiutantów, aby miał kto

wiosłowa�. Wczesnym rankiem w niedziel� całe jezioro obstawiła szkoła milicyjna

ze Szczytna. Komendant - generał Knucisko, wprawdzie nas odwiedził, ale rano

nawet wsta� mu si� nie chciało, bo powiada, �e na ryby, to z w�dk�, a nie jak my,

wi�c pal go licho, tego całego Knucisko

Wypłyn�li�my w sze�� łódek. Mnie spotkał zaszczyt wspólnego

polowania z panem Mieczysławem i z panem Grzegorzem. No, to ju� było co�...

Jako pierwszy r�bn�łem ja z RPG. Po paru minutach było biało od ryb. Płyn�li�my

dalej. Potem waln�ł towarzysz z aparatu kace z łódki obok. On te� z RPG. Potem

kolejne celne strzały. Rybne to nasze jezioro. Tony ryb wokoło. Wreszcie towarzysz

Grzegorz łupn�ł z tatusinego pancerfausta. Bali�my si�, czy co� si� nie popsuje, ale

gdzie tam - tatu� dobrze konserwował sprz�t!

W ci�gu godziny, bior�c na hol tych na łódkach bez motoru,

dwudziestoma jeden pociskami kumulacyjnymi załatwili�my na amen całe jezioro.

Jakie� raki, albo w�gorze, które pochowały si� w trzcinach, mo�e i prze�yły. Ale tak,

to mogli�my uzna�, �e cholera wszystko wytłukli�my. W drugim ko�cu jeziora

wysiedli�my z łódek i wsiedli�my do naszych samochodów. Elewi ze szkoły wsiedli

do łódek, mieli te� zreszt� i swoje pontony - daaawaaaj - zbierali jak najszybciej, by

te ryby, które tylko ogłuszyło, nie zd��yły nam zwia�. Pi�� ton si� tego nazbierało.

Drobnic� rzucili�my do pegeeru na pasz�, najlepsze sztuki do baga�ników i do mojej

chłodni, a reszt� mogli sobie wzi�� elewi dla rodzin, bo zaraz potem mieli wolne.

Tak ustalili�my jeszcze na brzegu, przy samochodach, gdy z plastikowych

kieliszków pod kr��ki prawdziwej kiełbasy wiejskiej załatwionej przez pani� doktor

walili�my �ytni� eksportow�.

Wracamy do pensjonatu, wysiadamy na podwórzu, a tu ksi�gowa,

nieuczesana, a to przecie� taka kulturalna kobieta, daje mi znaki, �ebym podszedł i to

sam.

- Stalin zabił Iwonk�, a milicjant zabił Stalina!

215

- Jezuuuuuuu - my�l�...

Id� z ksi�gow� na gór�, ona inteligentnie zamkn�ła pokój na klucz, a tu

rzeczywi�cie - na podłodze we krwi le�y zmasakrowana dosłownie Iwonka. Całkiem

ju� zimna. Nooo... my�l� sobie. Ja rozumiem teraz milicjanta. Na dodatek jedn� r�k�

zaczepiona była kajdankami do nogi od łó�ka. Straszna rzecz i straszna �mier�...

Nakazałem ksi�gowej milczenie, a tak�e, by si� jednak umyła, uczesała i

w ogóle �eby zachowywała si� normalnie. S� tu najwy�sze instancje z resortu i niech

oni zadecyduj�. Przecie� trzeba jako� rozbroi� milicjanta i w ogóle co� zrobi� z tym

skandalem. Ona na to, �e milicjant oddał jej swoj� bro�, ona to na klucz zamkn�ła w

sejfie i on tam u niej w pokoju czeka na swój los.

Poszedłem do Franka i wszystko mu powiedziałem. Nie stracił zimnej

krwi. Najpierw poszedł na gór�, potem nakazał wszystkich z pi�tra dyskretnie, ale

baz gadania sprowadzi� natychmiast na dół. Na warcie przy schodach ustawił

swojego adiutanta. Gdy ja najpierw wymiotłem moich ludzi z poddasza, a potem po

kolei spuszczałem na dół osoby z pokoi na pi�trze, Franek naradzał si� z panem

Mieczysławem. Jak rzep przyczepił si� do nich pan Grzegorz. Wszystko to

fachowcy. �adnemu nawet powieka nie drgn�ła ani podczas rozmowy, cho� przecie�

musiała by� dramatyczna, ani w pokoju Iwonki, gdzie razem z nimi zajrzałem, bo ja

miałem klucz. Poszli do milicjanta, ale mnie przy tym nie było. Wezwali mnie

dopiero, gdy w pi�tk�, bo jeszcze z samym milicjantem - dwóch adiutantów szło

troch� z tyłu i nawet odpi�li kabury - ruszyli�my w las. Jakie� trzysta metrów od

pensjonatu był taki poniemiecki schron wkopany w ziemi�, na którym rosły drzewa.

Nic nie wystawał ponad powierzchni� lasu. Wchodziło si� schodz�c do takiego

poro�ni�tego krzakami dołu i tam było wej�cie, w którym była studnia.

Zeszli�my. Obok studni le�ał Stalin. Strzał dostał w potylic�, ale pół

twarzy mu wyrwało. Mózg jak galareta le�ał obok rozdartej czaszki.

Generałowie, bo Franek te� ju� był generałem, obejrzeli ciało. Pan

Mieczysław rzucił do pana Grzegorza:

– Ładna kurwa robota - na czysto...

216

– Fachowiec... - skomentował pan Grzegorz.

– I po co te ceregiele z szubienic�... - dodał pan Mieczysław, a kieruj�c

wzrok na wypr��onego jak struna milicjanta spytał:

– Sk�d brachu tak umiesz?

– Nigdy, melduj�, nie dopu�cili mnie, ale kilkana�cie razy asystowałem, bo

czasem si� szarpali... melduj�...

– Przystojny był nawet, pami�tam go... - ju� do Grzegorza i Franka pan

Mieczysław skomentował urod� Stalina.

– B�d� korowody - dodał Franek.

– Ma krewnych? - praktycznie spytał pan Grzegorz.

– Młodszego brata, te� z resortu, bardzo podobny, teraz podporucznik...

zdyscyplinowany...

I dodał:

– Ojciec obu to milicjant na rencie.

– �ona, dzieci?

– Dwoje dzieci, ale z �on� w separacji, a mo�e i po rozwodzie - w

dokumentach mo�na sprawdzi�... Bo był brutalem... - uzupełnił Franek.

– Dzieci nic nie winne, a renta si� nie nale�y... za tak� rzecz... -

skonstatował pan Mieczysław.

Franek, wida� to było, �e przez chwil� si� wahał, a� wreszcie

wypowiedział si�...

- Ja tak my�l�. Przez takiego zwyrodnialca b�dzie straszna heca. Dzieci

zostan� bez wsparcia, �ona - dobra kobieta - do reszty złamie sobie �ycie. Nasz tu

milicjant, dobry przecie� mołojec, pójdzie do pierdla za to, �e s�d wyr�czył...

Przy słowie Mołojec pan Mietek ostrzegawczo, a pan Grzegorz

dosłownie strasznie - popatrzyli na Franka, ale on nic - tylko si� poprawił:

- No mówi� - milicjant jest dobry komsomolec - sami widzicie, jaka to

robota. Nie zasłu�ył sobie na ten los. Ja go nie popieram, ale ja potrafi� to zrozumie�.

Działał dla dobra słu�by... mo�e nawet...

217

- Kul� znajd�, a zreszt� wlot do czaszki jest łatwy do zmierzenia... -

zauwa�ył pan Mieczysław.

- Z kałasza by do reszty to zmia�d�y� i �adne badania nie przejd�...

Elewów od cholery niedaleko, ale nie tu. Chyba nie słyszeli, skoro ich tu nie ma.

Zreszt� - z Knuciskiem idzie si� dogada�, jest na miejscu. Ale wedle mnie nie b�dzie

potrzeby. Nic nie wiedz�.

- A za małego i t� ksi�gow� r�czysz? - spytał pan Mieczysław Franka.

- Troch� ju� o �wiecie wiedz�, a ksi�gowa ma najwy�sze zaufanie jeszcze z

poprzedniej pracy... Oboje s� pewni.

- No mówi� - tu pan Grzegorz przesadził, bo nic takiego dotychczas

nie mówił:

- Tego gagatka w płacht� i wywie�� st�d daleko, a tam z kałasza

oczy�ci� teren.

- Masz pod r�ka nie rejestrowanego kałasza? - spytał pana Grzegorza pan

Mieczysław.

- Kałasza, nie kałasza, ale mam nie tak daleko kole�k�, a on co� mi tam da.

Wrzuci si� ten chłam do jeziora, a ty mu z resortu dasz tak� specjaln� bro�, mo�e by�

rejestrowana, bo pozwolenia ma - na przykład grawerowan� i z dedykacj�... za

odwag� w boju... Jeszcze z wojny mu si� nale�y takie cacko. A grata od niego

wpu�ci si� do jeziora i chuj...

Ju� chciałem wychyli� si� z moim obrzynem. Wprawdzie serii z niego

nie pu�cisz, ale w ko�cu chodzi o du�� liczb� napoi, ale pomy�lałem, �e nie ma po co

pcha� si� przed szereg - niech my�li generalicja.

Pan Grzegorz kazał mi wezwa� swojego adiutanta i przynie�� flaszk�. Ja

to zrobiłem. Adiutant poszedł ku nim, ale pan Grzegorz wykaraskał si� z dołu, by

adiutant zbyt du�o nie widział.

Nie chciałem kombinowa� w tych warunkach ze Stasiem, który zreszt� na

pot�g� poił zgromadzonych w barze i z mojego pokoju wzi�łem trzy brandy marki

Stock. Po chwili zszedłem do kuchni i z chłodni wyj�łem jeszcze trzy fachy

218

wyborowej. Do tego pi�� oran�ad. Troch� ju� skisły, ale innych w całym pensjonacie

nie było. Wszystko to wrzuciłem do takiej obszernej, skórzanej z przydziału torby

jakiego� le�niczego załatwionej mi przez pani� doktor za trzy flaszki wódki. On jej

do tego dorzucił wianek suszonych borowików i to wtedy był jej zysk.

Gdy wróciłem, to okazało si�, ze zapomniałem o plastikach i pili�my na

hejnał, z gwinta. Najpierw pan Grzegorz waln�ł na czysto jedn� czwart� od razu.

Miał wpraw�... Potem pan Mietek. Najpierw obejrzał uwa�nie flaszk� i potem od

jednego łyka precyzyjnie wycelował na połow� flaszki. Franek nie był taki dobry.

Wypił mniej i musiał, po ogl�dzinach i z komentarzem starszych dopijaj�c zostawi�

mi �wiartk�, czyli sto dwadzie�cia pi�� gramów. Gdy ju� si�gałem, pan Mieczysław

ostrzegł mnie:

- Mały - nie b�d� chciwy - zostaw z tego połow�...

Nie rozumiałem o co chodzi, ale posłusznie, mniej wi�cej, nawet chyba

mniej, zreszt� dobrze, bo okropna jest ta wódka, zostawiłem jeszcze sporo i oddałem

flaszk� panu Mieczysławowi. On za� zwrócił si� do milicjanta. Ten milicjant przez

cały czas stał jak struna i nawet gestem nie zdradził, �e wie, �e jego losy si� wa��.

Tyle tylko, �e całe jego ubranie, od stóp do kołnierzyków, a nosił si� w takich

ciuchach niby milicyjnych, ale bez dystynkcji, było dosłownie mokre od potu.

- Chod�cie tu sier�ancie, usi�d�cie z przeło�onymi jak człowiek, przecie�

widzisz, �e ci�gle my�limy, jak ci� wyci�gn�� z biedy.

Milicjant wzi�ł z wyci�gni�tej r�ki generała butelk�, ale chciał wypi� na

stoj�co. Został skarcony i przysiadł do nas. Wyraz twarzy miał jak zmaltretowany

pies.

Potem �wiczyli�my tego Stocka, te� z gwinta i popijali�my oran�ad�.

- Jak w lesie, w czterdziesty czwartym - wspomniał pan Mieczysław - my

tu walimy w kilku flach� zdobycznego koniaku, nawet podobny w smaku, cho�...

mo�e troch� inny. Tamten był jaki� migdałowy, czy jak... turecki chyba... No wi�c

my walimy, a obok, ze trzysta metrów od nas na biwaku s� upowcy i �piewaj�. Co

było robi�? Tłok był w lesie. My nawet z akowcami w takim bałaganie musieli�my

219

�y�. Bo Niemcy byli pod bokiem, a przecie� - młodzie� niech nie słucha - to

wyra�nie było do mnie - i upowcy przed Niemcami si� chowali.

- Co �piewali? - spytał Franek...

- Eee... nie znacie... jako� tak...

- Łenta za łentoj naboj podawaj,

Za wilnu Ukrainu w boj dawaj...

Najpierw podj�ł piosenk� pan Grzegorz, potem Franek, a nareszcie, jako�

nie�miało, ale pewnie, mój milicjant. mieli si� przy tym. Tu le�y mózg tego

pieprzonego Stalina, cuchnie ten cały dynks nie�le, a oni si� cisz� jak dzieci...

- Sk�d kurwa chłopaki to znacie?

- Z przesłucha� - �mieje si� pan Grzegorz...

- I ja te� z przesłucha� - zarykuje si� Franek...

- Ja, melduje posłusznie, jak �em na dołku gadów pilnował, to słuchałem i

jak to �piewali, albo inne faszystowskie piosenki, to �e�my we trzech wbiegali i

kolbami ich... i kolbami...

- Były czasy... - ze szczer� rado�ci� wspomniał pan Mieczysław i sam bez

ceregieli wyci�gn�ł z mojej torby flach� wódki. Odkr�caj�c j�, bo to była wersja

eksportowa, na zakr�cany kapsel, dodał...

- Ech... dla bojowego chłopaka warto si� troch� pogimnastykowa�. Twoje

zdrowie sier�ancie...

Godzin� pó�niej wywie�li�my w płachcie namiotowej z magazynku

zwłoki, z archaicznej pepeszki w lesie głowa tego Stalina dosłownie wdrukowała si�

w mech i było fertisz. Adnotacja o wizycie porucznika Stalina uległa wydarciu.

Akurat była na samym dole stronicy. Tylko jedno nazwisko w dzienniku przyj��

było ni�ej. Likwidacj� �ladów po skierowaniu wzi�ł na siebie Franek, a ja mogłem

powiedzie�, �e naprawd� umocniłem swoja pozycj� słu�bow�. Tym bardziej, �e to ja

z pani� doktor załatwiłem, �e Iwonka jako pokojowa spadła ze schodów podczas

wykonywania obowi�zków słu�bowych. Tylko specjalnie trzeba j� było zawie�� do

powiatu po blankiety aktu zgonu, bo przecie� doktor Ewa przy sobie ich nie miała.

220

Pan Mieczysław w nagrod� kazał jej przydzieli� sze�ciopokojowy domek

poniemiecki z ogrodem i wyremontowany na koszt resortu. Za dziewi�� tysi�cy

miała prawo go wykupi� i oczywi�cie wykupiła. Jako� tak załatwiła, �e mieszkała

nadal w dotychczasowym mieszkaniu, a domek letnikom wynajmowała, bo cho� na

bliskim obrze�u miasta, to poło�ony był pi�knie, jak na wsi i miał wszystkie wygody.

Ciekawe, �e mi nikt nic wtedy nie przydzielił...

A ryby do samochodu dałem im do wyboru z chłodni. Jezu słodki! Jakie

one były pi�kne, te ryby... Za sto lat takie w jeziorze nie urosn�. Chocia� jeszcze tego

samego roku załatwiło si� w Polski Zwi�zku W�dkarskim, �e w trybie awaryjnym na

nowo zarybili, ale nawet potem porosły jakie� gorsze, cholera... Aha. Temu z

sekretariatu kace, gdy łódki si� bujały po strzałach z erpegie, zsun�ła si� do wody �le

umocowana skrzynka z granatami. Dowiedziałem si� dopiero po miesi�cu.

Wyja�niono mi wprawdzie, �e zawleczki s� aluminiowe, wi�c nie zardzewiej�, ale to

bałach, bo sprawdziłem - zawsze s� stalowe i warto pami�ta�, by jak w ko�cu

trzasn�, to szybko biec na jezioro i zbiera�... Nic tylko zbiera�...

Z tym Stockiem to była cała historia. Syna ministra w sprawie

Taterników w ko�cu posadzili. To była jaka� kompletna głupota. Jest takie

wydawnictwa "Kultura" w Pary�u, ten sam tytuł, jak tygodnika z Warszawy. To cyba

jest to samo, co instytut literacki, o którym ju� kiedy� słyszałem. No i młodzi ludzie

we współpracy z CIA i Inteligence Servise, a zreszt� z kim si� chce, sprowadzali do

Polski przez Tatry te gazety i ksi��ki. Bo oni w tej „Kulturze” i ksi��ki tam drukuj�.

Nasi oczywi�cie ich dupn�li i posadzili. Głupia gównia�eria. Przecie� gdyby te

ksi��ki były ludziom pracy do czego� potrzebne, to nadrukowano by ich nie mniej

jak dzieł Lenina, a jak nie s� potrzebne, to po co si� wygłupia�? Przecie� tyle

cennych rzeczy mo�na sprowadzi� do kraju z Zachodu i jeszcze na tym o... jak

zarobi�...

221

No i za winy syna ministra zdj�li nam z posady. Rzemie�lnicy wcale nie

przestali nas odwiedza�, a i minister ju� całkiem na stałe nam w pensjonacie

zamieszkał. Nie wiem, jak było u niego z fors� - skierowania stale dostarczał - raz na

tydzie� - tak ustaliłem. Szedłem mu na r�k� jak mogłem. Ada� te� zreszt�. Minister

ci�gle na serce chorował. Rzemie�lnicy, gdy nas odwiedzali, to skar�yli si�, �e nowy

to nowa miotła i zaraz da im popali�. Wprawdzie Franek wspomniał, fakt �e w

rozmowie ze mn�, a nie z nimi, �e nie maj� si� czego ba�, ale oni si� bali. Wiadomo -

co drugi z nich siedział w Stronnictwie Dr��cych.

Ja nakazałem Stasiowi, �eby bar nic nie wydawał ministrowi płatnych

alkoholi, tylko kupiłem par� skrzynek Stocka i kazałem polewa� mu w tempie

najwy�ej flaszka na dzie� i grama wi�cej. Z własnych pieni�dzy kupiłem, ale firm�

sta� było. On jednak gasł w oczach, a wreszcie wzi�ł i umarł. Na pogrzeb autokarem

do Warszawy pojechali�my, a potem nawet, bo nikt nas na styp� nie zaprosił,

robili�my zakupy. Obiad jedli�my w "Polonii", niedaleko Domów Towarowych

Centrum. Tym razem pami�tałem, �eby wzi�� ze sob� dwie takie bułeczki z

restauracji kategorii es, �eby i u nas, przynajmniej na szczególne okazje, umieli takie

bułeczki piec. Stara pokombinowała i wyszło.

Nieboszczyk pod koniec wspomniał, �e w �yciu by nie zajmował si� tym

rzemiosłem, a zreszt� w ogóle jak�kolwiek prac� na rzecz peerelu, gdyby nie to, �e w

jego miejsce dali by szumowin� z awansu, całkiem nie rozumiej�ca racji stanu. To

nie był taki sobie jaki� urz�dniczyna...

�al nam było, ale z rzemiosłem polskim wi�zi nie utracili�my.

Przeciwnie - tak kupowali czekoladki, �e a� ceny poszybowały w gór�. Tak zarz�dził

Przemyslida. I przeszło - nabywcy troch� narzekali, ale nie bardzo - rynek to rynek...

W pa�dzierniku i listopadzie przewaliło si� kilka szkole�. Ja ich

oczywi�cie nie słuchałem, ale z tego co gadali, to wiedziałem, �e na pocz�tku to jest

anarchiczny motłoch niszcz�cy sklepy, a potem uzasadniony w niektórych aspektach

protest klasy robotniczej. Nie trzeba było by� m�drcem, �eby wiedzie�, �e co�

powa�nego si� kroi. Wszyscy ju� patrzyli na pana Mieczysława jak na bliskiego

222

nast�pc� Wiesława. Szczegółów wolałem nie zna�. Gomułka z Brandtem podpisali

układ, na mocy którego Niemcy ju� nie mieli wróci� na swoje dawne ziemie i

dobrze, bo szkoda by było dla faszystów takiego ładnego pensjonatu.

A tu dwudziestego grudnia, podczas kolejnego szkolenia przyje�d�a

Franek, taki jaki� niepewny i pyta mnie, tak przy kawie na werandzie - mróz nie

mróz, a my siedzimy przy kawie na fotelach z pediku wyprodukowanych przez klas�

robotnicz� krwawi�cego Wietnamu Południowego. Vietcong przysłał naszym w

darze takie fotele i stoliki wytworzone w warunkach konspiracyjnej gospodarki

antyameryka�skiej, w podzi�ce za pomoc, a pensjonatowi dostały si� trzy stoliki,

dziewi�� foteli i trzy otomany. Wszystko lekkie jak piórko, ze specjalnego drewna i z

siedzeniami z pediku, a blatami z laki, czy jako� tam. No - pi�kne rzeczy.

I Franek pyta:

- Mały - komu wszystko zawdzi�czasz?

- Wam, towarzyszu generale.

Ja z tym towarzyszem ci�gle wyje�d�ałem, bo ci�gle nikt mi nie

proponował przyst�pienia do partii i bardzo si� tym niepokoiłem.

- Co� ci poka��...

I podaje mi �wistek przebitkowy - tak� kalk� maszynopisu, a w nim

czytam:

"Czołowym pretendentem do przej�cia władzy w PZPR jest człowiek

przewrotny i gł�boko zdemoralizowany. Antysemita, dwulicowiec, maj�cy

nieskrywane skłonno�ci dyktatorskie. Otacza si� lud�mi z pogranicza politycznych

szumowin. Nie rozumiemy, dlaczego towarzysz Gomułka przygarnia go i wysuwa na

coraz to nowe stanowiska"...

Chwil� pomy�lałem i pytam:

- Co za prowokator to napisał?

- A wiesz o kim mowa?

- To chyba jest jasne...

223

- No wi�c to nie napisał, a powiedział towarzysz premier zeteserer Aleksiej

Kosygin na naradzie w Moskwie. Teraz rozumiesz?

Z wra�enia zd�białem - ale co robi�:

- Wszystko rozumiem.

- Nic mi kurwa nie rozumiesz. W ci�gu trzech dni mam mie� raport o

wszystkich tych rzeczach, które robił tu generał Mietek wtedy, gdy ja nie byłem

obecny. Pojmujesz... Ja tego pewnie nikomu nie poka��, ale trzeba si� asekurowa�.

Je�li kto ciebie z tego bagna wyci�gnie, to tylko ja. Generał - sam widzisz - nikt tego

nie wie - ale ju� nic nie mo�e. On robi akcj�, ale zobaczysz, jak to wyjdzie. Stasiek

te� go spuszcza...

W pierwszej chwili miałem fałszywe skojarzenie, ze chodzi o Sta�ka z

baru, ale od razu zdałem sobie spraw� z zabawnej pomyłki. No... zabawnej... nie do

�miechu mi było. Ju� ja wiem, kto jak ulał pasował na szumowin� z otoczenia. Nie

tak dawno był proces w aferze mi�snej i tam poszli normalni ludzie na stryczek. A

przecie� oni to było małe miki w porównaniu z moimi interesami. Franek wiedział,

�e mo�e mi ufa�. Tylko po co mnie wtajemniczał?

Oczywi�cie raport napisałem, a potem uzupełniałem go na bie��co.

Gdy słuchałem o wydarzeniach grudniowych na Wybrze�u, to gdybym

tylko miał lepszy humor, to na okr�gło bym si� trzymał za brzuch ze �miechu. Ja

oczywi�cie znałem tylko fragmenty tej układanki, lecz gdy stopniowo Historia przez

du�e H odsłaniała nowe sceny, to one jako� mi pasowały do cało�ci. Ruch wykonał

Mietek, a władz� wzi�ła Katanga. He, he... Tylko jedno nie wyszło... Ostatecznie

podwy�ki miały zosta�, a tym czasem w skutek oporu bab z Łodzi Gierek musiał

podwy�ki cofn��. To głupie, co teraz powiem, ale partia i resort po prostu nie

rozpoznały swoich kadr. Ja przecie� wiedziałbym, jak z babami post�powa� - trzeci

rok i �adnej wpadki... No i wiadomo by od razu było, jak to jest ze mn� i z panem

Mieczysławem.

Na szcz��cie stopniowo wszystko si� wyja�niało i Franek mocno poszedł

do góry. I formalnie i faktycznie. A pan Mieczysław dostał zawału i od razu mi si�

224

go �al zrobiło, bo jednak dobry był chłop. Na szcz��cie prze�ył. No ale w skutek

rehabilitacji zmuszony był wył�czy� si� z �ycia politycznego i mówiono o nim -

pase... Tak powiedział pan Przemyslida, a inni - moi go�cie, to nawet dosadniej. Ale

nikt, jak pami�tam, z tego powodu toastów nie wznosił...

Pan Mieczysław zajrzał do nas dopiero w kwietniu 1971. Obejrzał, ja

byłem wobec niego a� mo�e zanadto uprzejmy, ale udawałem, �e nic si� nie

zmieniło. Alkoholu prawie nie pił, bo jadł jakie� lekarstwa i w ogóle był krótko, ale

zapowiedział, �e na trzy dni licz�c od 24 maja pensjonat ma by� do jego wył�cznej

dyspozycji. Trzy dni wcze�niej przyjechała ekipa z emeswu i jak nigdy dot�d zrobili

kontrol pod kontem ewentualnych podsłuchów. A u nas nigdy nie było podsłuchów -

niemniej zakwestionowali mi mikrofon od japo�skiego dyktafonu i powiedzieli, �e

potem zwróc�. A kij im w ucho... niech potem zwracaj�... Nie za darmo miałem ten

cenny sprz�t...

Zwalili si� dopiero 25 maja na wieczór... Tak z dziesi�� osób trzema

wołgami. Same szychy. Cho� nie wszystkich znałem, ale było wida� - sekretarze

wojewódzcy. Obstaw� pewnie mieli, lecz została dyskretnie za bramami. Nawet nasi

nadwi�la�scy ich nie widzieli.

Kolacji nie jedli, bo byli ju� po - zjedli j� w jakiej� knajpie po drodze z

Olsztyna. Akurat odbywało si� tam plenum wojewódzkie. Narady w jadalni te� nie

chcieli. Poszli na gór� i tylko w nocy Sta� osobi�cie donosił im nieznaczne ilo�ci

trunków - w sumie mo�e z osiem ró�nych flaszek, kanapki i jakie� ciastka. Pili przy

tym morze herbaty.

Od Stasia nic nie szło si� dowiedzie�. Potem w ko�cu posn�li, ale ja nie

spałem - warowałem w hallu i w ko�cu zasn�łem w fotelu. Obok warował Sta� i te�

wida� było, �e kto� go nakr�cił, ale i tak popijał sobie, lecz przyzna� musz� - w

miar�.

Bladym �witem si� budz�, bo do hallu wszedł mój milicjant i daje mi

jakie� znaki... Zaraz za nim tarabani si� pan Stanisław, ten sekretarz kace. O którym

225

wspomniał niedawno Franek i dawaj na gór�. Ja za nim, wi�c słysz�, jak idzie od

pokoju do pokoju i budzi ludzi krzykiem:

- Wstawa�, towarzysze, dla was dzisiejszy bal si� sko�czył...

Tylko pana Mieczysława potraktował jako� ogl�dniej, mo�e ze wzgl�du

na chorob� serca. Wyci�gn�ł ich z pokojów w pi�amach i dawaj - ci�gnie na dół do

jadalni. U niektórych jednak były dziewczyny, ale w tych idiotycznych warunkach

nic o tym nie wiedziałem i nawet potem byłby mo�e i problem z wypłat�?

W jadalni - ja do niej nie wszedłem - usłyszałem tylko, �e Gierek

przerwał wizyt� partyjn� na zje�dzie partii w Czechosłowacji i czeka na nich w

Ła�sku. I albo oni teraz od razu wy�piewaj� mu w kwadrans, jak na �wi�tej

spowiedzi, co i jak, albo w Ła�sku to ko�ci b�d� gruchota�.

Ja nawet nie zd��yłem si� zastanowi�, co to wszystko znaczy, gdy

podchodzi do mnie znany mi kapitan esbe i pokazuje jaki� papier. Ja mu na to, �e

skierowania na dzi� s� anulowane:

- Nie ma panienek - i w ogóle �eby zmiatał, bo mo�e wdepn�� w niezłe

gówno i po co mu to...

A on mi na to:

- To ty kurwa wdepn�łe� jak chujem w �ledzie - to jest nakaz zatrzymania

gł�bie... jeste� zatrzymany i je�li b�dziesz dalej tak trzeszczył gałami, to ci� kurwa w

obr�czki wezm�...

Zdurniałem i nawet szczoteczki nie wzi�łem - tak w przepoconej po nocy

bieli�nie - a spociłem si� i wszystko si� lepiło - polazłem na dwór. Na werandzie stał

w otoczeniu kilku znanych mi oficerów Franek i dawał jakie� znaki, chyba takie, �e

nie jest �le, a przynajmniej, �e b�dzie mi pomagał, ale w ko�cu to nie były �adne

konkretne znaki. Równie dobrze mógł tam sta� tak samo zatrzymany jak ja. Chocia�

- to on był ministrem i zwierzchnikiem tych wszystkich esbeków. To si� kurwa nie

dawało wyja�ni�!

Wsadzili mnie w Nysk� z jakimi� lipnymi napisami, a w rzeczywisto�ci

to była suka, gdzie usiadłem mi�dzy dwoma takimi milicjantami, �e rozmiary mieli

226

szaf pancernych. No nie�le... W mundurach, to przynajmniej kulki w łeb na polance

nie wlo��... Przynajmniej... - prawdopodobnie nie wło��...

Ciemno jak w dupie u murzyna, a jechali�my tak w milczeniu trzy

godziny. Tras� na słuch wzi�łem – wie�li do Warszawy. Wreszcie zajechali�my do

�rodka budynku. Słyszałem, jak zamykaj� za nami stalow� bram�. Drzwi si�

otwieraj�, przejmuje mnie cywil. Taki pi��dziesi�cioletni, którego nie znałem i

odpytuje z nazwiska, imion rodziców i takich tam.

Włazimy do windy. Nawet mnie jeszcze nie przeszukali, a ja mam

belgijk� w szelkach na plecach i my�l� sobie - b�dzie zaraz heca...

Wychodzimy na korytarz i ja od razu wiem, �e jeste�my na Rakowieckiej,

cho� jeszcze �adnego okna nie widziałem. Wsadza mnie do pokoju przesłucha�.

Gołe �ciany, jedynie herb peerelu, a pod �cian� stalowa szafa. A tak to dwa biurka

zł�czone razem szczytami i dwa krzesła.

Zostaj� sam. Po kwadransie ju� uwa�nie wszystko penetruj�, ale ni

cholery - kamery �adnej nie mo�e by�. Mikrofon jest na pewno, ale nie kamera.

Przypominam sobie o belgijce, wi�c �ci�gam marynar�, zdejmuje szelki i cały szajs

kład� na biurku przede sob�.

Czekam dalsze pi�tna�cie minut i nic. A� wreszcie wchodzi ten cywil, z

gro�na min�, która w jednej chwili baranieje...

- Co, kurwa, co to jest kurwa?

I oczywi�cie wskazuje na moja niewinn� belgijk�. Ja na to, �e miałem na

sobie. Normalnie, jak to na słu�bie, ale w tych warunkach mo�e lepiej, �ebym zdał.

My�l� sobie - b�dzie co b�dzie, ale po pierwsze - to trzeba zachowa� spokój tak, jak

starzy czeki�ci, co widziałem podczas afery ze Stalinem, a po drugie, to punkt dla

mnie, bo jednak tamten zbaraniał, a mi nic nie mo�e zarzuci�.

Tamten jednym błyskawicznym ruchem zsun�ł to wszystko do otwartej

na chwil� szuflady biurka po swojej stronie i jakby nigdy nic - ja te� pomy�lałem i

słowem o pistolecie wprost nie powiedziałem, a to te� był raczej taki przytomny

go��, bo od razu załapał i do mnie:

227

- Obywatelu. Zakwestionowano u was złote przedmioty - dwie fałszowane

sztabki jednego z banków szwajcarskich i dwie sztabki prawdziwe banku

angielskiego, Poza tym szereg innych przedmiotów. A tak�e, obok innych

przedmiotów, zeszyt z notatkami. To wasze notatki?

Ja spojrzałem, ale wszystko było jasne - zrobili rewizj� i wygarn�li, co

tam miałem, a troch� miałem. Fors� schowałem, to co było, to marne dwa tysi�ce

dolców, jakie� funty, ale niewiele i jeszcze mniej w markach. Do tego sze��set rubli i

o to mog� si� czepia�, no bo sk�d ruble, a ze mn� kto� tak si� rozliczał i co ja mam

na to poradzi�? Te dwie sztabki to była ci�gle jeszcze własno�� Przemyslidy, ale

takiego walca wam powiem - my�l� - a dwie sztabki autentyczne to mój zysk z

ostatniej operacji. Sztabki tak chowałem, jak wiewiórka, w ró�ne miejsca, ale takie,

�e nikt nawet z aparatur� nie znajdzie. No ale nie mogłem tego robi� codziennie.

Wi�c jak raz zostały si�. Ale nic - id� w zaparte i odpowiadam:

- Złoto i inne walory, oprócz złotówek, to maj�tek słu�bowy Funduszu

Wczasów Pracowniczych, w którym, jak wiecie, wielostronnie współpracuj�. Jest to

tajemnica słu�bowa i z wyj�tkiem moich przeło�onych z Funduszu Wczasów

Pracowniczych nikomu nic nie wyja�ni� bez specjalnego rozkazu. Bro� mam

słu�bow�. Wcale nie mówi�, �e chodzi o bro� le��c� w szufladzie - i pozwolenie

wydano mi w tym gmachu. Notatki te� nosz� charakter wybitnie słu�bowy i

postronny czytelnik zapoznaj�c si� z nimi nara�a si� na odpowiedzialno�� karn� lub

słu�bow�. To ostatnie oczywi�cie pod warunkiem, �e jest pracownikiem Funduszu

Wczasów Pracowniczych.

Nawet nie s�dziłem, �e w tak krytycznych chwilach mog� mie� takie

gadane.

Przesłuchuj�cy wstał, zbli�ył si� do mnie i gwałtownym ruchem pchn�ł

wraz z krzesłem do tyłu, na szaf�. Ale tak to zr�cznie zrobił, �e dłoni� osłonił mi

potylic� przed kontaktem z metalem.

- Baranie - jaja sobie robisz... jakie słu�bowe? Jaki jest twój zwi�zek z

Afer� Przemytnicz�?

228

- �aden. Powszechnie wiadomo, �e to jest sprawa drugiego departamentu

emeswu, a ja ich nie znam. Nic tu nie zlutujecie - nie nadaje si�...

- Ty kanalio - zawrzeszczał oficer - my nic nie lutujemy! My jeste�my

karz�ca r�ka ludu pracuj�cego miast i wsi! My oczy�cimy kraj z takich jak ty!

Było charakterystyczne, �e przez cały czas istniała dysproporcja mi�dzy

tym, co i jak mówił, a jego gestami i mimik� twarzy sugeruj�c� małe zaanga�owanie

w spraw�. No... my�l� sobie... na razie jest �le, ale nie najgorzej...

- Wi�c nie przyznajecie si� do winy?

- Nie

- No to nie... - wrzasn�ł i wyszedł z pomieszczenia trzaskaj�c drzwiami.

- W�troba na pocz�tku był straszniejszy. Ale z tego jeszcze mo�e wyj��

takie gówno, �e hej... No bo tak - pan Mieczysław jest załatwiony poniek�d r�koma

tak�e Franka, cho� formalnie pan Mieczysław jest w sekretariacie kace. Franek

awansował, ale nowy pierwszy pewnie wcale mu nie ufa i chce go ustrzeli� razem z

panem Mieczysławem. Ta narada u mnie, to był lepszy gips jaki� - Franek był w�ród

tych, którzy rano rozgonili towarzystwo, ale kompozycje mog� by� ró�ne... Sprawy

mi nie wytocz�, bo za du�o wiem, ale tak na zdrowy rozum to ja wszystkim z t� moj�

wiedz� przeszkadzam. No niby, w ogóle ludzie za du�o o sobie wiedz� i tylko

czasem tak bywa, �e na kogo� z tego powodu padnie i wida� na mnie padło. Ciekawe

- jak w mojej sytuacji pograłby Przemyslida... Po prostu wzi�łby na przeczekanie.

Cholera, przepadło jego złoto, nie tylko moje... No ale nie mo�e mie� pretensji...

W tym momencie przemy�lenia przerwał mi wchodz�c do �rodka oficer,

który mnie zatrzymał. Ja widziałem, �e nie jest to zgodne z regulaminem i od razu

domy�liłem si�, �e to bardzo dobrze, albo bardzo �le - chc� mie� mało �wiadków.

Znów zjechali�my winda na parter i załadowali mnie do tego samego

samochodu. Jechali�my mo�e z pi�tna�cie minut w tym samym towarzystwie dwóch

wielkich milicjantów i z cał� pewno�ci� nie wjechali�my do aresztu na

Rakowieckiej. Gdy otworzyły si� drzwi to ujrzałem tylko szpark� nieba i od razu

dosłownie wprowadzili mnie milicjanci do jakiej� willi. Po schodkach w dół do

229

piwnicy, do celi całkiem bez okien, z �arówk� pod sufitem zasłoni�t� drucian� g�st�

siatk�, prycz�, przy�róbowanym stolikiem i takim samym taboretem. Na stoliku była

blaszana miska z trzema kanapkami ze smalcem i blaszany kubek z gor�c� herbat�.

Herbata była lux - na pewno nie Ulung - chyba Yunan, a mo�e Five o'clock? Nadto

na stoliku była ksi��ka. Sprawdziłem, nie był to kodeks karny, lecz "Lalka"

Bolesława Prusa.

Trzy dni chyba tak siedziałem, bo na noc - jak s�dz� - na noc - wydawali

mi po�ciel i gasili �wiatło. Cała t� "Lalk�" - olbrzymie tomiszcze z czyjego�

prywatnego ksi�gozbioru - w skórzanej oprawie, przedwojenne wydanie opatrzone

piecz�tk� i herbem z koron� jakich� hrabiów, przeczytałem nawet prawie do ko�ca.

To była lektura szkolna i ju� raz kiedy� j� czytałem, ale mimo to była dla mnie

pociech�.

Coraz bardziej bowiem, cho� nikt z wyj�tkiem chyba niemowy -

stra�nika mn� si� nie interesował, dochodziłem do wniosku, �e z tej dziupli �ywy ju�

nie wyjd�. Tak b�dzie dla wszystkich najlepiej. Szkoda było tych sztabek, które były

pochowane, gdzie nikt nigdy ich nie odnajdzie, ale co tam - rodzice mieli szmalu jak

lodu, a zreszt� im pewnie te� ju� do dupy si� dobrali. Cholerny �wiat... Co to za

pierdolony ustrój, który normalnym ludziom nie da si� w spokoju dorabia�!

Trzeciego dnia wjechał wreszcie normalny obiad z restauracji, ale na

blaszanych miskach. Ciel�cina duszona z groszkiem zielonym, do tego ogórek

konserwowy, a przedtem zupa pieczarkowa. Pycha! Potem stra�nik podał mi dwa

kubki. Okazało si�, �e w jednym jest kawa - strasznie mocna - chyba trzecia cz���

kubka to był proszek, a w drugim winiak - chyba klubowy, ale mo�e luksusowy?

Wszystkiego tego nie musiałem sprawdza�. Mimo zaduchu, prawdopodobnie nawet

smrodu - czego ju� nie czułem - w�ch miałem wyostrzony. Do tego wszystkiego z

kieszeni stra�nik wyj�ł połamane ptibery zapiecz�towane w celofan i z min�, jakby

znów przyniósł mi kanapk� ze smalcem, bez słowa wycofał si� zamykaj�c jak

zwykle drzwi na sztab�.

230

Ten stra�nik to musiał by� jaki� przodownik pracy socjalistycznej, bo

przecie� na okr�gło musiał mie� słu�b�, albo mo�e po prostu tu mieszkał?

Wszystko to wygl�dało podejrzanie, jak uczta skaza�ca...

Ale� ja miałem bałagan w głowie...

Bezmy�lnie wypiłem pół litra winiaku, pół litra kawy jak szatan i paczk�

ptiberów. Stra�nik musiał filowa�, bo wszedł i gestem kazał mi i�� ze sob�. Ci�gle z

t� sieczk� w głowie szedłem za nim. Było jasne - on ma mnie wyprowadzi� na

egzekutora, który z tyły wło�y mi w czaszk� siedem gram. Pewnie robi� to w takim

miejscu, gdzie s� kafelki, �eby łatwo było zmywa� podłog�, a kafelki były koło

schodów na gór�. Pewnie na schodach czai si� egzekutor, a zatem walnie mi w skro�

i wszystko b�d� widział!!!

Ale nie... Idziemy na gór� i ja na schodach ogl�dam si� za siebie, a za

mn� nikogo nie ma. No jasne - do drzwi wpasowane jest wej�cie do Nyski. Za

miastem mnie kropn�! Po choler� tyle ceregieli! W Nysce nikogo nie ma, a drzwi od

zewn�trz zamyka stra�nik. No durny ja. Wiadomo - rura wydechowa jest do �rodka i

udusz� mnie! Jedziemy - rzecz jasna spaliny rzeczywi�cie id� do pomieszczenia, ale

chyba nie bardziej ni� zwykle? Wiadoma rzecz - Nyska tak jest skonstruowana, �e

troch� spalin, ale przecie� nie dawka �miertelna, zawsze wchodzi do �rodka...

Zatrzymujemy si�. Za oknem słycha�, �e to miasto. Drzwi si� otwieraj� i pokazuje

si� twarz Zygmunta.

- Jezu słodki - swój!!!

Wita si� ze mn�, przyzna� trzeba, tylko przyjaznym skinieniem głowy i

prowadzi mnie do bloku mieszkalnego. Nie wiem, w której dzielnicy jestem.

Wchodzimy do �rodka. Ludzie jak ludzie. Kto� nawet, taki pi�tnastoletni chłopak,

wchodzi do windy. Wida� jest, �e wraca z piłki, bo przepocony, brudny i

zadowolony z siebie... Zwyczajna rzecz. Wysiadamy na czwartym pi�trze i

wchodzimy do otwieranego przez Zygmunta mieszkania. No tak... Normalny lokal

ł�cznikowy, pewnie lokal Zygmunta, gdy załatwia informatorów w Warszawie...

231

Siadam w jednym z dwóch pokojów na krze�le za stołem, ale Zygmunt

ci�gnie mnie do kuchni - pokazuje lodówk� pełn� �arcia i nawet gorzały. Kładzie na

stole kuchennym przygotowany talerz z w�dlinami, dwa talerzyki i dwie

musztardówy. Jak zawsze - szklanki przydziałowe do domu dla �ony, a na lokalu

słu�bowym musztardówy! Mój Bo�e... Jak ja si� rozczuliłem...

Nalał Klubowego do pełna, wypili�my, a mi serce pika od tej kawy.

- Franek swoich ludzi nie zapomina. Podobno dobrze si� sprawiłe�, a

Mietek - to było wyra�nie o panie Mieczysławie - a� kipiał a ch�ci zemsty. Podobno,

tak słyszałem, ale to powiedziałem ci prywatnie. Masz tu siedzie� cicho. W pokoju

obok s� dwie twoje ksi��eczki oszcz�dno�ciowe na pi��set tysi�cy. Ładny kurwa

grosz. Towarzysz Gierek przez całe swoje �ycie tyle nie zarobił - a przecie� jeszcze

�ycie kosztuje - no i kilka brudasów po�yczki ode mnie. Lepiej �eby� si� ludziom w

oczy nie pchał. Inne dokumenty s�, nagan te�, ale tylko jeden... Ile ty kurwa miałe�

naganów? W burdelu to pistolety płciowo si� rozmna�aj� - tak pytał Franek, nie ja -

obrzyna na razie mam w domu, bo przy �onie wstydziłem si� takie co� do torby

pakowa� i jak chcesz, to mog� wrzuci� to �wi�stwo do Wisły..

- Nie, nie... - zaprotestowałem, bo to przecie� cenna pami�tka rodzinna...

- Jak chcesz - czekaj rozkazów i nie szwendaj si� po mie�cie. Telefony

pewnie pami�tasz, ale raczej do nikogo nie dzwo�, najwy�ej do mnie. Nic ci teraz nie

mog� wi�cej powiedzie�. Aha - jeszcze jedno. Ciesz� si� kurwa, �e si� wywin�łe�...

Nic ju� nie b�dzie tak jak było, ale b�dzie dobrze... No nic ci nie powiem, bo sam nie

wiem i w ogóle jest taki pierdolnik, �e głowa si� lasuje. Ale ty czuj si� na

wakacjach...

Powiedziawszy to wyszedł nawet nie podaj�c mi r�ki. No dobra... Na

razie �yj�, cho� nie mnie bra� na plewy - co� tu mi ci�gle nie gra. Chocia� w łeb mi,

przynajmniej ci od Franka, nie dali. A ci od Mietka, mój Bo�e, co miałem zrobi�, to

ju� zrobiłem... Jasne , �e w imieniu Franka wszystko tam u mnie z tej narady

monitorowałem, ale czasu cofn�� si� nie da... Wi�c po co mieliby mnie stuka�?

232

Zwaliłem si� do łó�ka. Wzi�ł mnie jaki� idiotyczny �miech... Pomy�lałem

sobie, �e pan Mieczysław nie mo�e mnie stukn��, bo przecie� wszyscy, jak to bywa -

opu�cili go... Sam nie wiem czemu ta my�l� przyczyniła si� do idiotycznego,

gł�bokiego, ale nie histerycznego - tak mi si� zdawało - �miechu.

Kilka dni pó�niej odezwał si� dzwonek. Otwieram - do diaska - ten

p€łkownik, który mnie przesłuchiwał na Rakowieckiej. Trudno...

- Jeszcze nie wszystko jasne?

- Nie wiem, ja nie w tej sprawie...

- Aha, znam was...

Ale wpuszczam go�cia do �rodka. Ma mnie kropn��, to i tak kropnie, a

mam nagana w kieszeni i jeszcze jest kwestia, kto pierwszy wyci�gnie swoje cacko.

R�k� trzymam w kieszeni, �e niby taki jestem obra�ony...

- Nie si�dziemy? - pyta...

- Prosz� - i prowadz� go przed sob� do kuchni. Z lodówki wyci�gam

cytronet� i niedopity Klubowy...

- Ledwo pana znalazłem... - tamten do mnie...

- Nie wie prawica, co czyni lewica - ja jestem na lokalu Funduszu

Wczasów Pracowniczych, a nie u cioci na imieninach.

- Kolego... młodszy kolego - odpierdol ty si� ode mnie. Robi� co ka��, a

gdyby nie ja, to byłby� ju� nie�le zmasakrowany...

- Przez wróbelki?

- Nie, ale ja mam wpraw� i potrafi�... je�li chc�... Z byłym ministrem teraz

nie patyczkuj� si� - tak u nas w fabryce mówi�...

No rzeczywi�cie - od pewnego czasu nastała moda, aby Rakowieck�

nazywa� fabryk�.

233

- A ja towarzyszu pułkowniku gazety czytam, radia słucham i wiem, �e

towarzysz były, jak si� wyrazili�cie - minister, nadal jest członkiem Biura

Politycznego i sekretarzem kace, faktycznym zwierzchnikiem takich jak pan i ja. Dla

niego to, to samo... pułkownik czy taki go�ciu jak ja...

Tamten, zanim odpowiedział, wzruszył ramionami:

- Sam nie wiem - ale tak mówi�. Afera z "Zatok�" jest teraz i z puczem

Mietka. Mietek zgarn�ł sekretarzy wojewódzkich i chciał ich przekupi� sztabami

złota, dwudziestodolarówkami złotymi i czym tam chcesz... To pewne, �e siedzi

wiceminister - szef departamentu drugiego - a dwójka za głupstwa nie wypada z

gry...

- A co - prasa kłamie... – ci�gle byłem napastliwy.

- To nawet studenci - młody towarzyszu - wiedz�...

- To po co ich pałujecie? - spytałem bez sensu...

- Wy fundamenty podwa�acie? - zaperzył si�...

- Bzdura - pod �cian� bym stawiał - wykonałem ucieczk� do przodu, tez

niezbyt m�dr�...

- My�licie - to w ko�cu i tak uderza w słu�by... Mam wi�cej lat... swoje

wiem... Wol� emerytur�... Ja zreszt� w innej sprawie. Mam wasza klamk�...

Chciałem wam podzi�kowa�...

I wyci�ga zza paska spodni oplecion� tak� trzcink� flaszk�

Jubileuszowego.

Ja si� zdenerwowałem i dawaj karaska� nagana z kieszeni portek, ale si�

zaczepił o materiał i tylko kolba mi wyszła...

Pułkownik zacz�ł si� �mia�, z hukiem poło�ył swoja butelk� na blacie i

powiada:

- Pod marynarka mam na szelkach wasz� belgijk�, ale teraz to nawet boje

si� j� zdj��... Cho� pomy�lcie... Gdybym rzeczywi�cie miał was waln��, to bym to

zrobił dziesi�� razy i tak, �e nawet nie zauwa�yliby�cie... Zreszt� ja do takiej roboty

si� nie nadaj�... Wiem co mówi�... Ale wam mo�e nerwy troch� puszczaj�... Nie

234

dziwi� si�. Na przesłuchaniu byli�cie twardzi jak stal, ale to si� tak gra... Ju� widz� -

do dzi� by�cie p�kli... A zreszt� to nigdy nie wiadomo... Dewizy mo�emy wam

zwróci�, je�li wszystko wy�piewacie o zwi�zkach Mieczysława z "Zatok�".

- Oho - pułkowniku - a złoto?

- Jakie złoto gówniarzu? Patrzcie go aferzyst�... Człowiek si� nara�a, by

uratowa� �ycie młode - idealnie nadajesz si� na kozła...

Tu si� wkurzyłem i jednak wyrwałem mojego gnata razem z podszewk�...

Przystawiłem mu do brody, druga r�k� za chabety...

- Pułkowniczku kurwa, nie ze mn� ta mowa. Nie jestem pudel warszawski.

To jest złoto... słu�bowe..

- A ty kurwa po polsku nie rozumiesz? - odpowiada pytaniem, ale słysz� -

głos mu dr�y.

- Mówi� ci przecie�, �e �adnego złota nie było, bo albo było z "Zatoki", a

Franek twierdzi, �e z "Zatok�" nie masz nic wspólnego i �ledztwo to na razie

potwierdza, albo �ledztwo poszło �le - ty jeste� z "Zatoki" i rodzi si� pytanie o rol�

ministra... A złoto wtedy przepadnie na skarb pa�stwa... Zreszt� - spytaj Franka...

- Takie buty... - pu�ciłem go...

- I co - do emerytury taki fundusik? – ci�gle jeszcze kombinowałem, �eby

si� chocia� podzieli�...

- Mała rybka jestem. Mało jeszcze znasz �ycie. Ty jeste� dla nich takie

pekao - trzymasz kas�, ale do dyspozycji... Niby twoje, ale i nie twoje... Ale ja tylko

tak my�l�. A za t� belgijk� po prostu chciałem podzi�kowa�. To byli moi ludzie. Oni

winni... a ja mógłbym bekn��...

- No dobra - wypijmy po jednym... - machn�łem zrezygnowany r�k�...

- No wypijmy - i wypili�my...

Pułkownik pogłaskał si� po wyliniałej głowie, a z ust to mu �mierdziało - ja

z chlewa!

- Bojowy jeste� chłopak... Podobasz mi si�... Ale du�o wiesz i formalnie nie

w słu�bie - ten gnat jeszcze ci si� przyda...

235

A po chwili, skoro milczałem - dodał:

- Ale to nie ja nadam ci spraw�...

Gdy wreszcie poszedł, uprzednio ostro�nie, �ebym si� nie zdenerwował,

zdejmuj�c z karku moj� spluwk�, humor wcale mi si� nie poprawiał. Nast�pnego

dnia przylazł Zygmunt. Taki był skwaszony, �e a� g�b� miał krzyw�.

- Towarzysze uznali, �e jeste� cennym współpracownikiem. Z pensjonatem

krewa. Bractwo ju� rozp�dzono. No nie ma burdello peerelo (zostawi� bł�dn�

pisowni�). Nawet odpraw� dostaniesz. Dobre były czasy, ale si� sko�czyły. Dawaj

gorzał� na stół...

Ja ju� miałem za du�o tej gorzały - dzie� w dzie�, jak tylko wyszedłem,

a nawet jeszcze w mamrze.

- Polska Ludowa padnie przez te har� - mówi�.

Ale on nic, tylko �ebym dawał, bo temat trudny...

- A dziewczyny - wiesz - to płakały, gdy im kazano si� pakowa�... -

zaczyna, a ja na to:

- No to nie musiałe� mi dla tej rewelacji w�troby marnowa�...

- A co - masz chor�...

- Jeszcze nie - ale b�d� z tob� miał...

- Daj spokój - ja nie o tym... A zreszt�, kto jak kto, ale ja z gorzał� nie

przesadzam.

- To o czym?

- Kurestwa za du�o jest w Polsce Ludowej - nie my�lisz?

- Raczej za mało - o nasz pensjonat.

- Pensjonatu �al, ale nie tobie - za granic� jedziesz...

- J�zyków brachu nie znam, daj sobie siana...

- Nie musisz - fach masz i potrzebny jeste� w Wiedniu chyba, czy jak?

- Tam mnie jeszcze nie było? - spytałem niby oboj�tnie, ale w

rzeczywisto�ci zastrzygłem uszami.

236

Za Gierka wprawdzie zacz�li czasem komu� tam dawa� paszporty, gdy

miał krewnych za granic�, ale ja nie miałem i zawsze s�dziłem, �e w tym

bolszewickim syfie do ko�ca b�d� siedział jak w konserwie. Filmy si� ogl�dało,

Wolnej Europy słuchało, no ju� wiedział człowiek, �e komuna nie taki znów

rarytas... Wszystko z Zachodu było lepsze jak nasze. Nawet piwo było lepsze od

�ywca, chyba �e eksportowy �ywiec, to mo�e nie jest gorszy... Ale oni potrafi� w

butelce od eksportowego szczyny sprzeda�...

- No - st�kaj w ko�cu...

- Pozornie chujowa robota, ale szmal wielki. No bo widzisz, kurew, albo

kandydatek na kurwy u nas, byleby si� wyrwa� na Zachód, jest od zajebania...

- No bez poezji. Sam wiem. Niejedna córka członka kace by si� za paszport

pokurwiła... No i za dewizy...

- Tak my�l�... No wi�c trzeba to zrobi�...

- Córki członków kace na kurestwo puszcza�... w Wiedniu? - jaja sobie

robi�, bo widz�, �e go a� zgina.

- A chuj mi do tego, czyje córki. Byleby si� nadawały. Ty b�dziesz

sprzedawał je alfonsom do zachodnich burdeli. Na pocz�tek do Wiednia.

- A one co - agentki?

- Mo�e tak, a mo�e nie. Ani tobie, ani mi nikt si� nie b�dzie tłumaczył. Na

pewno za to - dewizy pa�stwu s� potrzebne. Id� kurwa rano do sklepu, a masło tam

du�skie. To co kurwa? Nad Wisł� krowy wymiona pogubiły, czy jak?

- Do rzeczy Zygmunt... - sam nie wiem, czemu jestem taki opryskliwy...

- No dobra. Nasi b�d� ci nasyła� dziwki. Jak b�dziesz miał

zapotrzebowanie na konkretn�, to tak� ci wy�l�, jak� narysujesz i za ka�d� zapłacisz

resortowi, ale tobie drugie tyle zostanie.

- To znaczy ile?

- Nie wiem człowieku. Sam musisz zbada� rynek. Ale zasad� ustalono...

Musisz nie za mało, ale te� nie przesadza� z cen�. Towaru mamy po gardło, tylko go

pcha� na eksport... Dewiz w kraju nigdy do��...

237

- Ty - to jest lewizna, jak ten cały "Zalew", czy operacja?

- Po chajrem - operacja... Na "Zatoce" posypała si� dwójka, znaczy si� -

wywiad. Nowi ludzie i nowe, efektywne idee zgodne z linia partii. Ojczy�nie

potrzebne s� dewizy, a słu�by dla ojczyzny i w gównie potrafi� si� babra�. Sam

wiesz...

- A nasza "zatoczka" - chyba nie mniejsza, ni� ta wpadka - jest ju� passe?

- O czym ty chłopie gadasz? My nigdy takich rzeczy... Szaleju si� na�arłe�?

Frankowi mam wspomnie�?

- Dobra, dobra - �artowałem...

I na zgod� nalałem - nawet nie wiedziałem, �e Zygmunt zrobił si� taki

pijak...

- Sam widzisz, �e jednak nie jeste� pewny. Dziwiłem si�, ale si� nie

dziwi�... - zauwa�ył...

Wypili�my...

- Ty - czemu ty mówisz, �e ja nie jestem pewien i �e ty si� temu nie

dziwisz?

- No bo rodz� si� w�tpliwo�ci...

- Do mnie? - �achn�łem si�.

- A w ka�dym razie musisz utwierdzi� zaufanie słu�b do ciebie.

- No dobra, ja mog� wszystko... - mówi� i nakładam na talerzyki �ledzie w

occie. Lubi� �ledzie, ale obrane i przyrz�dzone sprzedaj� tylko w słoikach z octem.

Mo�na jeszcze kupi� z beczki, z flakami i samemu przyrz�dzi�, ale trzeba wiedzie�

jak, no i pó�niej przez trzy dni r�ce �ledziem id�. Wi�c gdy tylko widz�, �e rzucaj�

do sklepu �ledzie w occie, to kupuj�.

- Słuchaj - przed wyjazdem masz załatwi� jednego ksi�dza pod Warszaw�.

- Co znaczy załatwi� - utłuc?

- No wła�nie - masz go załatwi�... A jak, to ju� twój ból głowy. Po prostu

za dziesi�� dni ma go nie by� w�ród �ywych i ju�...

238

- No co ty... Nowa władza z Ko�ciołem katolickim dobrze �yje. Sam

słyszałem, jak towarzysz Gierek mówił: - "wierz�cy i nie wierz�cy"...

- Co ty dzisiaj bredzisz? - replikował...

- No nic nie bredz�, tylko ja do mokrej roboty si� nie nadaj�. Mama jest

wierz�ca, tata chyba te� - po co mam ksi�dza zabi�?

- Potraktuj to jako �wiczenie. Zanim pojedziesz do Austrii, musisz przecie�

dowie��, �e umiesz si� znale�� w ka�dej sytuacji.

Patrz� ja na tego Zygmunta - facet ma coraz mniej włosów, coraz

chudszy, a przecie� znamy si� nie tak wiele lat. Odpowiedzialna ma prac�. Nie b�d�

pytał, ale przecie� jeszcze tydzie� temu robił w wywiadzie. A po twarzy wida� - ile

ma trosk... Mówi mi, �e mam zabi� ksi�dza i to jest normalne, a po tej twarzy widz�,

�e jemu samemu jest głupio, cho� zało�� si�, �e nie jest wierz�cy.

- Kto to wymy�lił?

- Nie ma znaczenia i nie dowiesz si�. Nikomu poza mn� nie mo�esz tego

powiedzie�.

- Mog� kogo� do tego zaanga�owa�?

- Ty czego� nie rozumiesz. Ja ci nie dałem �adnego zlecenia. Chodzi o to,

ze je�li za dziesi�� dni ten ksi�dz b�dzie �y�, tu masz koordynaty - daje mi

przebitkow� bibułk� i trzy fotografie - to ty le�ysz i nie masz zaufania instancji. Ale

koszty mo�esz, a nawet musisz rozliczy�. My rozumiemy, �e manipulacje kosztuj�...

- Ty, Zygmunt - ale po co wła�ciwie stuka� tego gada?

- No sam widzisz, �e gad - uchwycił si� słówka...

- Spójrz na to filozoficznie - kontynuuje. Czy twoim zdaniem ksi��a w

gospodarce socjalistycznej wytwarzaj� co� po�ytecznego?

- No ludziom s� potrzebni...

- A do czego? Do hodowli tuczników s� potrzebni, do spustu �elaza, do

eksportu i importu?

- No nie...

239

- Wi�c sam widzisz, �e s� to zwykłe darmozjady. Paso�yty paso�ytuj�ce na

ciele socjalistycznej ojczyzny. I jeszcze wtykaj� kij w szprychy...

- Wi�c ten katabas niczym konkretnym si� nie zajmuje?

- Nie wiem. Mam przekaza�, to przekazuj�. Ale �e oni, ci ksi��a i

zakonnice darmo chleb polski jedz�, to jestem pewien... Dla zdrowia społecznego...

mo�na powiedzie�...

No i na tym wła�ciwie sko�czyła si� rozmowa... Bo o czym tu było

gada�? Niby teoretycznie prawda, ale niby dlaczego ja?

Aha - powiedział mi jeszcze, �e to, jak cał� spraw� zaaran�uj�, to nie ma

znaczenia, byleby si� nie wydało... �e to jest niby traki mój majstersztyk w cechu...

A tak w planie politycznym to mo�e to słu�y� przypomnieniu, �e wprawdzie na

obecnym etapie władza z Ko�ciołem z dzióbków sobie jedz�, ale niech sobie te

krecie syny nie my�l�... Im trzeba takie sygnały co jaki� czas wysyła�, �eby si� nie

rozpasali...

No i poszedł sobie, zostawiaj�c mi obrzyna, a tak�e niezłe gówno na

�rodku głowy.

Pomysł, �e chc� mnie wpu�ci� jako morderc� ksi�dza i os�dzi�, do��

szybko odrzuciłem. Wi�c w takim razie chc� mnie zwi�za� ze sob� na �mier� i �ycie,

a to jest głupie, bo ja jestem ju� zwi�zany... Wa�ne było dla mnie, �e wła�ciwie to ja

nie musz� osobi�cie tego wszystkiego załatwi�. Oczywi�cie pod warunkiem, �e rzecz

zostanie załatwiona na czysto... Miałem pewien plan. Szybko ruszyłem na Poczt�

Główn� i sprawdziłem po ksi��ce telefonicznej adres. Poci�giem nie chciało mi si�

jecha�, bo jednak ludzie mog� zapami�ta�, a brakowało mi samochodu. W kioskach

nie było ju� "�ycia Warszawy" - od dziesi�tej to normalne - nie ma i ju�, ale

poszedłem do empiku, dwie herbaty wypiłem, zanim doszedłem w kolejce do

przeczytania. Na szcz��cie - cz��ci z ogłoszeniami motoryzacyjnymi �aden cwaniak

nie wyrwał...

Znalazłem dobre ogłoszenie - czteroletnia Syrenka z resorami na

podkładkach miedzianych i z kierownic� od Skody. Stan po remoncie.

240

Zatelefonowałem z budki - to były korowody - wsz�dzie albo połykał monety, albo

słuchawki urwane, ale udało si� w kinie "Bajka". Przed wpychaj�cymi biklety na

film ameryka�ski ko�mi, to op�dza� si� człowiek musiał. Wsiadłem w taksówke i

pojechałem w pobli�e adresu, obejrzałem samochód. Rzeczywi�cie na chodzie.

Złodziej jeden - pi��dziesi�t dwa tysi�ce za��dał i jeszcze kazał si� spieszy�, bo na

wieczór umówiony jest z innym klientem. Pojechali�my na Poczt� Główn� znowu.

Po drodze stargowałem do pi��dziesi�ciu i pół - wi�cej jak za nowy, ale to było

normalne. Na nowy trzeba przydział i taki przydział jeszcze par� dni temu to dla

mnie była betka, ale dzi�? Niestety, nie publikowali cen samochodów, �eby nie

wyszło na jaw, �e s� takie drogie, cho� wszyscy to wiedzieli i nawet nie bardzo

miałem z czym porówna�...

Blankiet umowy miał facet z giełdy. �e te� nie chciało mi si� dwa dni

poczeka� - no ale nie mam czasu, nie tylko nie pomy�lałem. Panikuj� do czorta, czy

jak?

Wsiadłem w ten mój nowy pojazd i prosto z dworca ruszyłem ruszyłem

do Człuchowa. Na ograniczenia pr�dko�ci nie zwa�ałem, bo przecie� miałem t�

swoj� legitymacj� esbe na inne nazwisko. Po drodze waln�łem oczywi�cie g��.

Wła�ciwie to celowo, cho� obawiałem si� stłuczenia szybki reflektora. Tak

odruchowo waln�łem, bo przecie� nawet nie było takiej kuchni, która by mi ja

przyrz�dziła. Byłem bezdomny jak pies. Je�li nie zdob�d� zaufania, to po prostu b�d�

na lodzie: bez przyjaciół, pozycji, pieni�dzy. Bardzo mi si� siebie zrobiło �al. Po

chwili jednak pomy�lałem, �e g�� mogłem da� jako podarunek z podró�y...

zawróciłem. Jaki� cham niósł j� ju� do wsi. Zatrzymałem si� - dawaj - macham t�

legitymacj� tak, �eby nazwiska nie widział, bo czasem i cham ma refleks i mówi�

mu:

– To jest dowód przest�pstwa - dokumenty...

– Jakie przest�pstwo panie... Moja g�� - poznaj� - dzieciaki s�siada mi

powiedziały: - na drodze wariat taka sam� Syrenk�, jak pana - trzasn�ł...

241

– Ja nie mówi� obywatelu, �e to wy popełnili�cie przest�pstwo, ale albo

dowód przest�pstwa wydacie celem przeprowadzenia czynno�ci, albo wezwiemy was

na �wiadka...

Tamten zbaraniał, bo jak ka�dy cham boi si� panicznie s�du...

- A jakie tak dokumenty... Panie kapitanie... Ja ze wsi, wszyscy mnie tu

znaj�...

- To si� jeszcze zobaczy. Posterunkowy wywiad przeprowadzi... Wy mi

obywatelu na czystego wygl�dacie

A mówi� to dla jaj, bo gumofilce - w czerwcu gumofilce! - to miał tak

uwalane gnojem, �e hej...

- Ale posterunkowy zawsze czego� si� dogrzebie... a mi to po co - wy

b�dziecie si� tłumaczy�, a ja papiery wypisywa�. Dawajcie dowód przest�pstwa

obywatelu, albo dowód osobisty, bo ja na słu�bie...

Pewnie, �e dał... Po drodze pukn�łem jeszcze zaj�ca. Zgłupiał pod

Człuchowem w �wietle reflektora. Widno jeszcze było, ale chciałem wypróbowa�,

czy akumulator jest wystarczaj�co mocny?

Zajechałem pod domek mojego sier�anta. Ładny miał domek. Zapraszał

do �rodka, ale stanowczo nie skorzystałem. Za to dałem mu moje zdobycze. Niech

jego �ona ma jakie� zaj�cie... Wrócił po pi�ciu minutach z torb� ortalionowa na

zakupy. Poszli�my na spacer. Przez �rodek jeziora, takiego zaro�ni�tego trzcin�, szła

poniemiecka jeszcze kładka. Trzeszczało to cholera, dechy przegniłe, pale ze staro�ci

spróchniałe, a z prawej bagno i z lewej bagno... �e te� rada narodowa nie kazała

jeszcze tego rozebra�... A �aby darły mordy, �e człowiek człowieka nie słyszał. Po

drugiej stronie był las przerobiony na park miejski - nawet ławeczki - kulturalnie.

Kawalerka niedaleko od nas wino piła - zwykłe J-23, ale na widok milicjanta - fakt,

�e emerytowanego, niemniej zawsze - poszła gł�biej. Dało si� rozmawia�.

Ja mu:

- Wy wiecie, �e ja dla was wszystko?

242

- Ja dla was, panie dyrektorze, te� wszystko, jeszcze by nie... sklerozy nie

mam...

I wyci�ga egzemplarz "W Słu�bie Narodu", rozkłada mi�dzy nami na

ławce, a na tym cztery kotlety mielone, a� ociekaj�ce smalcem - takie dobre,

musztard�, skibki chleba, nawet obrany ju� ogórek - w czerwcu �wie�y ogórek -

rarytas... No i musztardówk� i czyst� stra�ack�. A w drugiej butelce po wódce -

herbata na popitk� i dwie musztardówki... Ech... na bogato... Wida� było, �e nawet

sytuacja sprzyjała konstruktywnej rozmowie i konstruktywnym wnioskom...

Cztery dni pó�niej stałem przy pustej uliczce podwarszawskiego, raczej

szemranego miasteczka. Tak w odległo�ci pi��dziesi�ciu metrów, mi�dzy gał�zkami

krzewu, ale dobrze widoczny, miałem ganek plabanii. Zajechała moja Syrenka.

Wyszło dwóch go�ci. Jeden, mój sier�ant, został przy bramie z r�koma w kieszeni.

Drugi, mo�e nawet troch� starszy, ruszył ku drzwiom. Pewnie zapukał? Otworzyła

jaka� stara baba, a ten facet wszedł wraz z ni� do �rodka. Czekam i czekam. Pi��,

dziesi�� minut... Ja si� denerwuj�, ale i mój sier�ant - mimo odległo�ci przecie� to

widz� - denerwuje si�. Ju� byłem gotów wej�� na stanowisko sier�anta - na czat�, a

sier�ant niech idzie robi� porz�dek. Ma swoj� tetetk�, prywatn�, nigdzie nie

notowan� i mojego jeszcze obrzyna. Czułem, jak krew mi w skroniach pulsuje...

Niepotrzebnie, cholera, kaw� piłem...

Ale na szcz��cie w chwili, gdy ju� chciałem rusza�, kto� wyszedł z

budynku i targa ze sob� worek.

- No kurwa - my�l� - na to si� nie umawiali�my... Miało nie by� rabunku...

Ale co mog� zrobi�?

Oni wsiadaj� do Syrenki, mój sier�ant niepotrzebnie silnik zgasił, bo nie

od razu si� zapala... Ale zaskakuje w ko�cu, i terkoc�c swym dychawicznym

dwutaktem bryka rusza. Ja czym pr�dzej oddalam si�. Wła�ciwie to powinienem

243

wej�� tam i sprawdzi�, ale cholera strachu si� najadłem i poszedłem. Mimo to dumny

byłem. Tak, tak... - dumny. Czułem si� jak gwardzista z Gwardii Ludowej, jaki�

Mały Franek albo Janek Krasicki, który wła�nie wrzucił wi�zk� granatów do "Cefe

Clubu"...

Z sier�antem spotkałem si� o dwudziestej trzeciej pod Poczt� Główn�.

Fakt, �e milicji wokół du�o i pewnie te� tajniaków, bo tu utarg ze sklepów

przywozili, ale z drugiej strony - ludzi tylu, �e nie zwracali na siebie uwagi.

- I jak - wszystko w porz�dku? - pytam...

- Zadanie wykonane, tylko otworzyła ta stara, to j� od razu nadział na nó�.

To fachowiec. My tak peeselowców przed referendum kłuli�my - jak prosiaki... To

był mój dowódca, ma wpraw�, nawet nie zipła. Cała filozofia, by stan�� bokiem, to

w jusze si� człowiek nie ubabra... Potem dziada te� skroił... Dziad idiota, zamiast si�

broni�, zacz�ł si� modli� - kretyn... No ale nie dał mu czasu... Zenek nie z tych...

Zenek go ciach w gardło i wtedy si� ubrudził... Pewnie widzieli�cie?

Nic nie widziałem, bo ju� była szarówka, ale nie było potrzeby si�

tłumaczy�.

- Potem jeszcze biegał w te i nazad, ale wikary pewnie na kurwy przez

okno uciekł, albo wtedy wyszedł, kiedy my narad� robili�my... A w takim razie w

ka�dej chwili mógł wróci�... A tym czasem Zenek nic... Nie pietra, tylko penetruje

lokal. Ja mu mówiłem, �eby nic nie brał, ale on i tak swoje zrobił. To ja mu z tej

zło�ci, �e cały worek fantów wyniósł, i to jakich! - �e premii nie dostanie...

- Dostanie, dostanie... Cho� trzeba pomy�le�, �eby mo�e mniej... Jaka� kara

za samowolke musi by�...

- Panie dyrektorze - ni cholery... Jak mu powiedziałem, �e nic, to nic. Ja

znam �ycie. Jak si� oka�e mi�kko��, to potem ci�gle b�dzie chciał na gorzał�

po�ycza�. Na wieczne nie oddanie... Pana nie zna, ale do mnie mo�e si� przyczepi� i

starego kumpla b�d� musiał stukn��. Dla jego dobra prosz�...

- Dobra - stoi... Przynajmniej pół litra mu postaw. Masz tu pi��dziesi�taka

na pół litra. Naprawd� nawet nie chcesz za bilety?

244

- Panie dyrektorze. Ja jestem człowiek honorowy. Ja mam dług i ja go

spłaciłem. Krew za krew. Mogłem mie� czap� za tego Stalina... A zreszt�... Młode

lata se człowiek przypomniał... Jeszcze nie zardzewiałem... Jakby co, to gotów

jestem do słu�by... A pół litra kupi� i wypij�... Razem z kumplem... Zawsze jest co

wspomina�... Mo�e co� mu fantów puszcz�... U nas jest garnizon, mam kumpli w

tym wojsku, przy forsie. Im zawsze trzeba co�... I głupich pyta� nie zadaj�...

Ju� dwa dni pó�niej przyszedł do mnie Zygmunt. Patrzył na mnie z

podziwem. I raport kazał pisa�. Ja na to, �e robota wykonana, a krasnoludki tego nie

sprawiły, ale on nic, tylko �eby raport. Ja wi�c pytam:

- Mam sam pisa� o tym, �eby�cie mieli na mnie takiego haka?

- No wła�nie o to chodzi. Ale wiesz. Napisz tak, aby w ka�dym zdaniu było

jasne, �e działałe� na rozkaz. Nigdy �adnemu s�dowi takiego czego� si� nie

poka�e...

Wzruszyłem ramionami, ale nic - pisz�, a on mi pomaga. Na koniec

zaznaczyłem, �e koszty własne to pół litra. Nie wchodziłem w szczegóły. Tam

benzyna, jakie� takie rachunki z geesów po drodze... To przy innych tam sprawach...

Pół litra i szlus, �eby nie było, �e jestem pazerny... Zygmunt wypłacił mi za nie od

r�ki. mieli�my si� z tego... No bo rzeczywi�cie. Taka powa�na akcja, taka

synchronizacja, a tylko pół litra. W naszych gierkowskich czasach, a bez wkładu

dewizowego si� obyło... Czysta krajowa produkcja...

No i nie min�ł tydzie�, gdy wsiadałem do poci�gu do Wiednia.

Paszport odebrałem rano, przed dziewi�t�, zanim jeszcze zacz�to wpuszcza�

interesantów. Tak ze setka ludzi koczowała cał� noc, a ja nic. Zaje�d�am jak panisko

resortow� taksówk�, czyli z naszym tajniakiem jako kierowc�, bo przecie� rano

�adnej bym nie złapał, mijam wszystkich z tak� min�, �e sami si� rozchodz�, cho� w

zasadzie dost�pu do drzwi wej�ciowych pilnuj�, grzecznie pukam, od�wierny ze

stra�y przemysłowej równie grzecznie otwiera, ka�e si��� na swoim biurku i idzie po

245

kogo�. Po pi�ciu minutach przychodzi rozespana urz�dniczka – no wida�, �e picie

porannej kawy jej przerwałem - z jakimi� papierzyskami. Ja je wszystkie po kolei

podpisuj�. Ona z jakim� lewym u�miechem mi to daje , oboje ładnie sobie mówimy

do widzenia, ja od�wiernemu te�, a on mnie olewa, jak to stra� przemysłowa - ci��k�

ma prac� z t� kł�bi�c� si� pod drzwiami hołot�. Wychodz� na zewn�trz i z tłumu

słysz�:

- "Czerwony paj�k"

Tak nie gło�ne to było, ale dało si� słysze�, wi�c obracam si� i pytam:

- A co obywatele, po odbiór paszporcików si� czeka? A jak zawróc� i nie

dostaniecie, to co - jeszcze w kraju, a ju� wroga propaganda?

Tamci jak jeden m�� zamarli! Ze strachu, to jasne...

- No, powiedzie� przepraszam, bo wracam...

Ci najbli�si mnie, z niet�gimi minami i tak jako� niewyra�nie, czasem

tylko ruszaj�c wargami, jednak przeprosili. Inni udawali, �e nie wiedz�, o co

chodzi... Stale z batem trzeba nad t� band� sta�... Dałem spokój. Taksówkarz na

dziesi�t� miał dziecko zawie�� do lekarza, czy co? Nie b�d� mu przecie� takich

spraw psuł... Ale ju� byłem tego bliski...

Pojechałem do fabryki na Rakowieck�. Tam w biurze przepustek czekał

oficer, wzi�ł ode mnie paszport i wrócił z trzema a� wizami. Wszystko ładnie,

zgrabnie, nie do rozpoznania. Mam si� nie obawia�, bo wszystkie wizy s�

potwierdzone. A paszport - nie wspomniałem - nie jest na moje nazwisko.

No dobra. W poci�gu mam miejscówk� w pierwszej klasie, przy oknie, w

przedziale dla nie pal�cych. S�siedzi te� raczej mili. Wida�, �e powa�ni ludzie, na

stanowiskach, jad� słu�bowo, ale ka�dy, cho� gadamy, o meritum ani wspomni. No

morda w kuble, �e a� miło. Rzec mo�na, �e elita społecze�stwa delegowana jest za

granic�... Ka�dy wie, jak si� zachowa�.

Dewizy w delegacji oszcz�dzaj�. W przedziale od krakowskiej suchej i

jałowcowej a� �licznie pachnie... Jak to si� mówi - jak w mi�snym za Nieboszczki

246

Rzeczypospolitej... Ju� tam gdzie jad�, to ja si� tych bogactw napatrz�.. he, he... No

a nasi delegowani głodni chodzi� te� nie b�d�...

Taki� jaki� wyluzowany, zadowolony jad�, cho� na niepewne, bo

przecie� po niemiecku ani me, ani be, tyle co z liceum, bo przez dwa lata miałem

niemiecki, ale nauczycielka poszła na emerytur� - do dzieci wyjechała na l�sk i

zmienił nam si� z now� nauczycielk� j�zyk na francuski. I ten luz to był zwodniczy.

W Cz�stochowie na stacji przychodzi dwóch tajniaków, wal� do mego przedziału i

grzecznie, ale stanowczo ka�� i�� ze sob�. Jeden prowadzi, a drugi wzi�ł wszystkie

moje baga�e. Bardzo dokładnie to ustalali, nie było lipy.

No - my�l� - umarł w butach. Zastanawiałem si�, czy co� ze złota nie

wzi��, albo dewiz, ale my�l� sobie: - nie - dali mi dwa tysi�ce dolarów kazionnych,

to musi mi starcza�. Jad� słu�bowo, to ze swoich dopłaca� nie b�d�... Byłem tak

bojowo nastawiony, �e gotów byłem całe powiaty dziewczyn wysiedla� na Zachód,

wi�c kombinowałem, �e szmalu mi nie zbraknie... No rwało mnie do czynu, a tu taki

gips! To wszystko były jaja! Oni chcieli mnie po prostu udupi�... No ale nic takiego

nie wiozłem...

Prowadz� mnie jak przest�pc� na komisariat, tam wybebeszaj� wszystkie

baga�e - nawet trzy tubki z past� do z�bów na moich oczach pokroili. Moim

własnym no�em! Najpierw odkr�cili drewniane deseczki r�czki. Nawet nie s�dziłem,

�e si� odkr�caj�. A oni rozkr�cili i tym rozkr�conym przedwojennym gerlachem

past� do z�bów mi zmarnowali! Przez cały czas mnie obserwowali, a potem na

osobist�. Nawet do dupy, za przeproszeniem - zagl�dali. No jebał was pies.

W ko�cu dali spokój. Jeden wyszedł, wrócił, bez gadania przeprosił

�licznie, wyja�nił, �e taka słu�ba i �e jestem wolny. Ja si� pytam, kiedy mam

nast�pny do Wiednia, albo jakie� poł�czenie z przesiadkami, a oni mi na to, �e nie,

maj� polecenie powtórzy�, �e w Warszawie mam si� stawi� na kwaterze.

Ja tak dla pucu, aby Austriaków zmyli�, mam bilet powrotny, ale bez

miejscówki. Zreszt� najbli�szy poci�g, to wcale nie ekspres, bez miejscówek. Do

Warszawy wróciłem z wszystkimi bambetlami. No poległbym na tym Dworcu

247

Wschodnim, obrabowaliby mnie jak nic, gdyby nie to, �e Zygmunt czekał. No, to ju�

chyba nie jest �le. Zawozi mnie swoj� now� Skod� pod kwater�. A ja my�lałem, �e

ju� do niej nie wróc� i mówi:

- Nie wiem, cholera, o co chodzi, ale kto� spod Siedlec na ciebie czeka...

On nie wiedział, ale ja wiedziałem. Po całej tej aferze nie pojawiałem si�

u Przemyslidy, bo przecie� ci�gle mogłem by� na smyczy. Tajniacy czasem potrafi�

udawa�, �e ich nie ma - a zreszt� nie byłem pewien, czy on nie działał przy tej

"Zatoce", czy te� "Zalewie" - i czy go nie zamkli... Chwali� si� nie miałem czym.

Wprawdzie rozliczony byłem z nim na bie��co, ale te dwie sztabki niby

szwajcarskie, to były jego, a przepadły...

- No i widzisz, młodu człowieku, nigdy nie trzeba ignorowa� starych

przyjaciół. Nawet je�li oni nie b�d� si� m�cili, to los mo�e si� zem�ci�... Uznano, �e

skoro jednak troszk� na tych operacjach zarobiłe�, to powiniene� si� rozliczy� co do

grosza. Mam nadziej�, �e odkładałe� dla siebie w autentycznych sztabkach

bankowych. No to wła�nie takie mi zwró�. Ja si� nie obra��...

Dobrze Przemyslidzie było mówi�... Ale wychodziło na to, �e całe

ryzyko finansowe brałem na siebie ja. Mógłby si� przynajmniej podzieli� - on

sztabk� i ja sztabk�... Ale powiedział to wszystko tonem tak autorytarnym, �e lepiej

było nie kruszy� kopii. Facet miał wej�cia, skoro sprowadził mnie z trasy. A ju�

dwukrotnie s�dziłem, �e jest załatwiony. Po raz pierwszy, gdy w 1968 wyp�dzali

�ydów ze szczególnym uwzgl�dnieniem tych umoczonych w stalini�mie. A on mi

wygl�dał na takiego wła�nie. A drugi raz, gdy wła�nie ostatnio pół zarz�du drugiego

rozp�dzono za szmugielek złota i dewiz. Dało mi do my�lenia, �e nie wpadły sztabki,

ale mimo to s�dziłem, �e palce maczał w tym Przemyslida.

- Masz na to dwa dni. Za dwa dni przyb�d� tu z fantami. Gdyby� był

�ledzony, to masz trzy dni. Ale kłama� - to mówi� w zaufaniu - nie warto... Ja b�d�

wiedział, czy �ledz� ci�, czy nie?

248

Po zło�eniu tego o�wiadczenia wstał z fotela, odwrócił si� na pi�cie i

wyszedł z własnego salonu, zostawiaj�c mnie sam na sam ze swym muzeum. Nawet

herbat� mnie nie pocz�stował.

W tej sytuacji powstałem i ja. Tako� odwróciłem si� n pi�cie i

wyszedłem, przez nikogo nie �egnany, na podwórko, do mojej syrenki.

ledzony chyba nie byłem, a sprawdzałem to na ró�ne sposoby, lecz z

pewno�ci� nie na wszystkie. Z Warszawy wyjechałem na Kielce bocznymi, a

wła�ciwie polnymi drogami. Tak cyrklowałem, by dotrze� na jak�� pierwsz� w nocy,

lecz udało mi si� dopiero na czwart�. Nawet do rodziców nie zajrzałem.

Odwiedziłem tylko jeden ze schowków i wzi�łem, co miałem wzi��. Wróciłem jad�c

przez Ostrowiec, tras� na Lublin, szerokim kołem omijaj�c stolic�. Wprost, a raczej

te� bocznymi drogami, pod Siedlce. Zajechałem na podwórko w porze obiadowej.

Nikt nie wyszedł mi na spotkanie. Przemyslida wprawdzie kazał mi

zjawi� si� za dwa dni, ale mo�na było to rozumie�, jako najpó�niejszy termin. W

termosie miałem jeszcze troch� kawy, bo najpierw j� oszcz�dzałem, a potem

zapomniałem o niej. Wypiłem w samochodzie i w najlepsze zasn�łem. A zasn�� na

siedzeniu syrenki nie jest łatwo.

Obudził mnie, delikatnie potrz�saj�c za rami�, gospodarz. S�dz�c z lekko

obłoconych butów - charakterystycznych, z podeszw�, jak opona traktora - wracał ze

spaceru. Troch� si� zawstydziłem. Ale i przestraszyłem. Przez cały ten czas, tak na

dnie, tkwiła we mnie pami�� sposobu, w jaki poznałem Przemyslid�. Wówczas to on

strasznie si� mnie bał. Dzi�, kto wie, mo�e ja powinienem si� ba�?

Wzi�łem swój pakunek i poszedłem do mieszkania. Tym razem starannie

wytarłem buty. Poprzednio zapomniałem i zostawiałem �lady na podłodze, a

zapewne i na dywanie.

Zasiedli�my w fotelach. Na stoliku poło�yłem, delikatnie, aby nie

naruszy� wzorów na miedzianej blasze, pakunek. Przemyslida rozwin�ł papier,

nast�pnie papiery, w które - ka�da z osobna - zawini�te były sztabki i obejrzał je

249

uwa�nie. Pomy�lałem, �e on chyba pami�ta ka�d� z osobna, bo zdawało mi si�, �e

wr�cz je rozpoznaje.

Wyniósł je do innego pomieszczenia, a po chwili wrócił ju� razem z

gospodyni� nios�c� kaw� w pi�knym, srebrnym i wypucowanym do połysku

dzbanku, a tak�e kanapki ze schabem pieczonym w domu. W �rodek schabu

powtykane były suszone �liwki. Ciekawe, sk�d on brał ten schab i inne produkty w

kraju, gdzie w sklepie szynkowa, nawet lekko zzieleniała, była ozdob� działu mi�sno

- w�dliniarskiego. mietana, �wie�a, to było wida�, te� była w dzbanku ze srebra, ale

mniejszym. Przemyslida bez słowa, lecz uwa�nie mi si� przygl�daj�c, nalał kawy i

gestem spytał, czy j� zabieli�? Zgodziłem si�.

- Odwiedził mnie przyjaciel... Taki stary przyjaciel - znamy si� od

lat... Czasem odwiedzamy...

Z lekka zawołał:

- Michaile Grigoriewiczu... prosimy!

Wszedł do pokoju człowiek zaskakuj�co niski, z perkatym nosem, du�ym

brzuchem, w wieku co najmniej czterdziestu pi�ciu lat. Wszedł z baniast� butelk�

brandy Maxim - bodaj najta�szego z francuskich w Pewexie. Tak dwie trzecie co

najmniej ju� było wypite. Dopiero teraz powstał gospodarz, lecz zamiast dokona�

prezentacji podszedł do komody po kieliszki.

Facet, wygl�daj�cy co najmniej komicznie, w swetrze z czego�

sztucznego przetykanego złot� nici�, a dobrze ju� wiedziałem, �e swetry najlepsze s�

z prawdziwej wełny, wzbudzał moj� wesoło��. Sytuacja nie nastrajała do �miechu i

wcale nie wygl�dało na to, by roztropnie było �mia� si� z przyjaciół Przemyslidy.

Nawet je�li zwykli nas�cza� si� trunkami, które Sta� rezerwował dla gorszych

swoich go�ci. Nie w�tpiłem, �e Maxim nie był inicjatyw� Przemyslidy. To te� udało

mi si� opanowa�.

- Michaile Grigoriewiczu... Eto jest tot młody pare�, o którym wam

wielokrotnie mówiłem. Jest troch� nadgorliwy. Wywi�zał si� z zadania o dzie�

wcze�niej...

250

- Oho - pomy�lałem - z tymi sztabkami, to było tylko takie zadanie i mo�e

mi je zwróc�?

- No... to za znajomo��... - odpowiedział ten malutki z dziwnym akcentem i

teraz, to ju� miałem pewno��, �e mam do czynienia z prawdziwym Rosjaninem.

Wypili�my do dna. Ja w pierwszej chwili nie zorientowałem si�, �e z

koniakówek mam pi� do dna, ale natychmiast si� poprawiłem. Rosjanin wypił i

reszt� wytrz�sn�ł wprost na dywan.

- Dobry koniak - powiedział - nie tak ostry, jak nasz sowieckij... No...

kusz... jedz - młody człowieku, ty z drogi. Nie dziwisz si�, �e ja sowietskij

cziełowiek?

- Nie, bo wiem, �e pan Przemyslida to dobry internacjonalista.

Spojrzałem na niego mo�liwie najbardziej spokojnym wzrokiem

zadowolony, �e tak zgrabnie znalazłem słowa...

- Masz racj�... Dobry komunista i internacjonalista. A ty do Awstrii

chciałe�, do wroga, na obcy teren. Czy ty jeste� dobrym internacjonalist�?

- Nie wiem, prosz� pana, ale staram si�...

Rosjanin �achn�ł si�:

- Ja nikakoj pan - ja towarzysz... No i dobrze, staraj si�...

A po chwili, jakby si� wahał, ale w rzeczywisto�ci widziałem, �e jest to

wyre�yserowane, rzucił:

- A Kraju Rad, kraju awangardy klasy robotniczej, ty by� nie chciał

pozna�?

- Chciałbym - szczególnie chciałbym zobaczy�, jak ludzie �yj�... Nie tak z

wycieczk�, ale w�ród ludzi radzieckich...

Sam nie wiem, czemu tak powiedziałem. Po prostu powtórzyłem to, co

zasłyszałem od kilku go�ci w pensjonacie, którzy mówi�c o ZSRR narzekali, �e z

nikim normalnym nie mog� tam porozmawia�, �e nie s� w stanie przebi� si� przez

otoczenie przydzielonych im gepistów. Tylko domy�lałem si�, �e gepi�ci, to nazwa

ich SB. Ju� po chwili bałem si�, �e naruszyłem jakie� tabu, zrobiłem co�

251

niedopuszczalnego tym bardziej, ze po raz pierwszy widziałem w oczach, jak�e

zwykle dyskretnego Przemyslidy, po prostu zdumienie. Nie obce ono było te�, z

natury mało sugeruj�cej skłonno�� ku refleksji, twarzy Michaiła Grigoriewicza. A

jednak szybko si� opanował i poniewa� we flaszce po Maximie pozostało jedynie

wspomnienie, gestem zwrócił si� ku gospodarzowi. Ten zareagował, przyniósł

butelk� Stock'a i jak to bywa zauwa�ył:

- "Koniak Stock przez cały rok"...

- Lato idzie, lato, towarzyszu... A jak ju� b�dzie prawdziwe lato, u nas, na

Krymie, to biełyj mied�wied� najlepszy... Ooo - biełyj mied�wied�... Ale dawaj etot

kaniak sztok...

Gdy tylko wznie�li�my kieliszki, to perkaty rzucił:

- Za wizyt� naszego młodego przyjaciela na Krymie, w prawdziwym

centrum rekreacji zdrowia i wypoczynku ludzi sawietskich.

A po chwili, gdy ju� znów osi�gn�li�my dno kieliszków, dodał:

- Chcesz jecha� w sposób nie zorganizowannyj. No charaszo...

Prigłaszaem... Mój brat, eto czestnyj czełowiek, no prosta - dusza człowiek.

�oneczke - tak si� mówi po waszemu - �oneczk� ma prima sort, taka rabotnaja...

Eeech - wypi� by za naszije �eleznyje sawietskije �enszcziny...

Przemyslida - bez entuzjazmu dla samej czynno�ci, �yczenie jednak

natychmiast spełnił... Po �eleznych sowietskich �enszczinach byłem ju� nie�le

wstawiony...

Tak wi�c, na lato zamiast do Wiednia udałem si� do Zwi�zku

Radzieckiego na słynny Krym. Wiz� w ambasadzie radzieckiej podbito mi

wprawdzie niezbyt elegancko, bo portier o twarzy do�� mocno zdegenerowanego

alkoholika i roznosz�cy analogiczne wonie stanowczo za��dał, bym spluwał tylko do

spluwaczki, gdy ja w ogóle nie planowałem spluwa�... za to bardzo szybko - wci�gu

trzech godzin. Przy okazji, zgodnie z rad� Michaiła Grigoriewicza, w bufecie

252

kupiłem po pi�� małych puszek kawioru czarnego i czerwonego, pi�� puszek

bezsensownie tłustej tuszonki wołowej z fabryki w Baranowiczach - kazano mi

sprawdzi� - czy z fabryki w Baranowiczach, czy nie, no i dwadzie�cia kartonów

ameryka�skich papierosów.

Dla przeci�tnego Polaka, nawet oficera wysokiej szar�y, były to boskie

dary kupione za bezcen. Papierosy po trzydzie�ci pi�� złotych za karton, czyli w

cenie sportów, tuszonka jak tuszonka - tłusta, bo tłusta, ale dawała si� na ciepło

zje��, a kawior - wszyscy mówili, �e taki dobry, no to dobrze... Wszystko to

zawiozłem do rodziców i dopiero pod mamy r�k� tuszonka nabrała sensownego

smaku. Ojciec słysz�c, �e jad� do zeteserer, a� pokra�niał z zadowolenia, cho� od

razu mnie przestrzegł, bym nikomu nie mówił bez potrzeby, a i matce zabronił.

Uwa�ał bowiem, �e bez potrzeby do zetesereru nikogo nie zapraszaj� i byle dyrektor,

to mo�e sobie jecha� do Bułgarii, ale człowiek z perspektywami, który ma zrobi� w

kraju karier�, winien je�dzi� do zetesereru. Gdy wyje�d�ałem, mama dała mi

formalne błogosławie�stwo, zabroniła pi� z Rosjanami wódk�, a ju� zupełnie

zabroniła w czymkolwiek im si� sprzeciwia�, bo dla Rosjanina zastrzeli� człowieka,

to jak zje�� bułk� z masłem... No i dała mi, specjalnie przyniesion� z apteki, bardzo

podobno skuteczn� ma�� rt�ciow� na wszy. Do�� sumiennie musiałem powtórzy�,

które czynno�ci wypadnie podj��, gdyby ta ma�� była potrzebna.

Nie s�dziłem, aby ta cała ma�� miała mi by� bardziej potrzebna, ni� w

kraju, a nigdy dotychczas nie musiałem jej u�ywa�, ale zapakowałem. Walizk�

przecie�, i to skórzan�, miałem pojemn�.

Ale nie wida� było, by mama sprzeciwiała si� wyjazdowi. Przeciwnie -

miałem wra�enie, �e z tym samym nastawieniem �egnałaby mnie przed wyjazdem do

USA. Mo�e na poniewierk�, ale na pewno po dolary...

Zygmunt odprowadził mnie na Dworzec Wschodni. Bilet kupiłem w

"Orbisie" w Alejach Jerozolimskich i gdy tylko przedstawiłem paszport, to kasjerka

najpierw sprawdziła w przetłuszczonym i rozpadaj�cym si� zeszycie, a potem,

dokładnie mi si� przygl�daj�c, wzrokiem takim bardziej policyjnym, czy ja na

253

fotografii, to ja za szyb�, wr�czyła mi miejscówk� pierwszej klasy. Oprócz walizki

miałem jeszcze olbrzymie papierowe torby z Pewexu, gdzie w zgodzie z rad�

Michaiła Grigoriewicza nabyłem trzydzie�ci par spodni ze �cieralnego d�insu Rifle

dla dorosłych i dwadzie�cia par dla dzieci, a Sta� załatwił mi i to od r�ki,

dwadzie�cia pi�� par polskich, z gorzej �cieralnego d�insu, jako� taniej, bo po sto

sze��dziesi�t złotych, kupionych na bazarze Ró�yckiego od bab. Te d�insy masowo

produkowało całe podziemie funkcjonuj�ce wokół podkarpackich wiosek z

Rzeszowszczyzny. Nasi w ogóle nie potrafili sobie z tym da� rady, wi�c tylko

kontrolowali, co i jak. Tak słyszałem jeszcze w pensjonacie, ale miałem pogl�d nieco

bardziej sprecyzowany. Tych trzech oficerów od szytych w kraju d�insów, po pijaku

dosłownie szastało pieni�dzmi i zaraz po marcu 1968 dziewczynom wkładali mi�dzy

nogi całe rulony brudasów wołaj�c, �e teraz to oni s� bananowa młodzie�.

Do tego wszystkiego doł�czyłem pi�� pojedynczych gum bubble-gume -

ameryka�skich - na padarunek dla syna gospodarza, dwadzie�cia krajowych

pakiecików gum po pi�� z prywatnej wytwórni, dwana�cie parasolek damskich

składanych i sze�� m�skich, te� składanych. Jechałem wi�c na ten Krym jak z szabru,

obci��ony niesamowit� ilo�ci� wyrobów, o których sk�din�d, nie tylko do Michaiła

Grigoriewicza wiedziałem, �e w zeteserer s� chodliwe. W banku polskim za�

wymieniłem w oparciu o specjalny talon wr�czony mi po prostu przez Michaiła

Grigoriewicza, trzysta sze��dziesi�t rubli - kwot� podobno znaczn� - i to wpisano mi

do ksi��eczki walutowej. Dokładnie je sobie obejrzałem. Trzydzie�ci sze��, prosto z

drukarni, czerwonych banknotów po dziesi�� rubli. Nic si� od czasów caratu nie

zmieniło - dziesi�� rubli papierowych to czerwoniec... U nas w kieleckiem jeszcze o

tym pami�tano. Tyle, ze kiedy� za czerwo�ca, tak wspominano, to porz�dnego

cielaka kupił...

My�lałem, �e poznam kogo� stamt�d w przedziale, nawet przygotowałem

sobie cał� koncepcj�, jak by tu si� mo�liwie du�o dowiedzie�, samemu mówi�c jak

najmniej. Słówek uczyłem si� ze słownika, który kupiłem w antykwariacie za

trzykrotn� cen� w stosunku do tej wytłoczonej na okładce. Był troch� zu�yty, ale

254

jeszcze kompletny, a nowych w ksi�garniach nie było. Miały by� jakie� wielkie

słowniki w pałacu kultury, w jakim� Orpanie, czy jak, ale łaziłem po tym pałacu i nie

znalazłem... Zgłupiałem i niepotrzebnie pytałem, gdzie jest ksi�garnia, w której

mo�na kupi� słownik i rozmówki polsko - rosyjskie? Chłe, chłe... No to pewnie, �e

mnie dezinformowali...

Jednak a� do granicy jechałem sam. Wagonowa - baba rozło�ysta,

wzrostu grenadierskiego, w wieku nie do ustalenia, z kokiem tak wysokim, z włosów

tak dziwacznie, chyba nieumiej�tnie pofarbowanych, �e roznosz�c po�ciel z tkaniny

bawełnianej o fakturze papieru �ciernego, zamiatała sufit, kazała przyj�� po kipiatok

"czerez dziesiat minut"...

Za dziesi�� minut ruszyłem korytarzem ku ko�cu korytarza, gdzie kł�bił

si� ju� niezły tłumek Rosjan. Teraz dopiero domy�liłem si�, �e Polacy je�dzili,

zapewne polskimi wagonami, te� zreszt� wł�czonymi do składu poci�gu. Pozostałe

kobiety te� miały koki, zreszt� w ró�nych kształtach, lecz nieodmiennie olbrzymie...

Doprawdy, radziecka ziemia karmi kobiety o niezwykle g�stym i obfitym owłosieniu

na głowach...

Gdy tylko wagonowa mnie dostrzegła, dosłownie rykn�ła na pozostałych

podró�nych:

- Towariszczi, tawariszcz inastraniec - dawajcie jewo...

I jak za dotkni�ciem czarodziejskiej ró�d�ki utworzył si� w korytarzu

szpaler mi�dzy podró�nymi wiod�cy mnie wprost do olbrzymiego blaszanego

pojemnika wmontowanego w �ciany wagonu, pod którym, mimo niesamowitego

upału palił si�, niczym w wiejskiej kuchni, w�giel. A okna, jak si� zorientowałem,

były za�róbowane.

Wagonowa wyci�gn�ła w moim kierunku szklank� w metalowej oprawce

i z irytacj�, �e marudz�, sykn�ła:

- Brasaj, tawariszcz, czaj...

Ja domy�liłem si�, o co chodzi, ale oczywi�cie własnej herbaty ze sob�

nie miałem. W termosie miałem kaw�, ale herbaty w wiórkach nie... Szybko jednak,

255

nieomal na wy�cigi, zacz�li mi podró�ni wsypywa� w t� szklank� po troch� herbaty

tak, �e do jednej trzeciej wypełniła si� suszem.

- Nu - kulturna... - skomentowała to baba i odsypała wi�kszo�� w skrawek

gazety, zrobiła tutk� i po prostu wło�yła mi do kieszeni marynarki. Reszt� zalała,

wsypała trzy czubate ły�ki cukru, a gdy z namaszczeniem trzymałem t� szklank� w

jednej r�ce, to do drugiej podała mi najpierw piwo, a potem pół litra wódki. Ja wódki

nie chciałem bra�, lecz ona autorytatywnie zakrzykn�ła:

- Bieri, bieri... paka i jest...

Potem jeszcze dodała olbrzymi� puszk� tuszonki. Flaszki ulokowałem w

kieszeniach marynarki, a ona dodała:

- Tri piatdziesiat siem...

Gdy pokazałem, �e nie mam jak si�gn�� do portfela, wzruszyła

ramionami:

- Patom...

I rzeczywi�cie. Wszyscy brali ten sam zestaw, tylko na dzieci wydawała

wrz�tek, tuszonk� i piwo, ale bez wódki. Ludzie przeciw temu protestowali. Ogl�dali

te butelki i ze znawstwem oceniali:

– eksportnaja...

Czyli tak jak i u nas - to co eksportowe – wida�... jest lepsze...

W przedziale - bukwy ju� jako tako przypomniałem sobie w Warszawie -

dokładnie przeczytałem etykiety. Wódka była "moskovskaia" i etykieta zapisana była

łaci�skimi literami, piwo było �igulowskie i wypicie go, ciepłego jak zupa, lecz bez

w�tpienia samego w sobie nie do przyj�cia, było czynem ponad moje siły, za�

tuszonka była wołowa, tak jak te moje z ambasady, ale wi�ksza i nie z Baranowicz.

Przed Przemy�lem poszedłem do toalety. Prze�yłem szok, a nie mam

słabych nerwów. Gdy tylko otworzyłem drzwi, a mogłem si� tego domy�la�, bo w

upale i zaduchu po całym korytarzu rozchodził si� znajomy mi z krajowych

poci�gów, które jednak przecie� s� wietrzone, charakterystyczny zapach. Ale gdy

tylko otworzyłem drzwi do toalety, to jaka� siła wypchn�ła mnie dosłownie na

256

zewn�trz. No... ale wej�� musiałem. Zamiast muszli klozetowej była po prostu dziura

w podłodze. Wprawdzie zaznaczone były miejsca sugeruj�ce, gdzie nale�y postawi�

stopy, lecz nie wszystkim to si� udało. Mocz po prostu chlupotał na podłodze

rozchodz�c si� falami w rytmie stukotu wagonu o szyny. Nie była to woda, gdy�

wody w kranie nie było. To wszystko by mnie nie dziwiło, te obrazki znałem z

repertuaru pekape, lecz nie w tym nat��eniu! Dopiero gdy wychodziłem, to

zauwa�yłem kł�b jakiej� mi�kkiej brunatnej bawełny, te� zapewne nie pi�knie

pachn�cej, cho� ja ju� nic nie czułem. Starannie, nie dotyk�j�c jej palcami, wytarłem

o ni� buty. Czym pr�dzej wróciłem. W ustach czułem smak skwa�niałego - to było

dla mnie doprawdy odkryciem - gówna. Czym pr�dzej, wbrew swym obyczajom,

odkr�ciłem kubeczek od termosu i nalałem sobie po wr�bki, ciepłej bo ciepłej,

wódki. Wypiłem toto nieomal po rosyjsku, na dwa razy!

Ci�gle jeszcze byłem zszokowany, gdy weszli polscy pogranicznicy i

celnicy. Z wra�enia zapomniałem schowa� napocz�ta butelk�. Pogranicznik pi�knie

�yczył mi, salutuj�c, miłej podró�y i to był optymistyczny akcent - wojsko jednak

potrafi si� zachowa�... Celnicy te� byli uprzejmi. Dwaj, bez w�tpienia działali na

zlecenie, porachowali dosłownie wszystko i cho� na zakupy w Pewexie miałem

stosowne rachunki i wolno mi je było wywie��, to jednak parasolki i spodnie z

bazaru były ewidentnym szmuglem. A jednak nawet powieka im nie drgn�ła.

Zanotowali nawet chusteczki do nosa i te� si� po�egnali �ycz�c miłego wypoczynku.

O celnikach to i owo si� słyszało, wi�c na ich zachowanie złego słowa nie mog�

powiedzie�. Ale było jasne, �e Franek, cho� przecie� krajowe rzeczy kupowałem

przez Zygmunta i Stasia, to jednak chciał by� zorientowany.

Rosjanie za� wpadli do przedziału jak szara�cza. Akcja si� powtórzyła.

Znów wszystko notowali i te� niczemu si� nie dziwili. Byli bardziej wnikliwi. Kazali

mi spu�ci� spodnie, pochyli� si� i zajrzeli w odbyt. Ja roztropnie podczas wizyty z

toalecie miałem własny papier toaletowy, lecz u�ywałem go w nienormalnym dla

mnie po�piechu, wi�c wszystkie te zabiegi nie musiały by� dla funkcjonariuszy

buduj�ce. Wcale ich nie �ałowałem... Wygl�dali jak bandyci w mundurach i takie

257

mieli maniery. Bez słowa odwalili po hejnale z mojej flaszki, nawet nie powiedzieli,

�e "wkusna" i poszli.

Flaszk� z reszt� alkoholu wrzuciłem do pojemnika na �mieci i

systematycznymi ruchami, jak automat, wyci�gn�łem z walizki płask� butelk�

jarz�biaku z metalowym kieliszkiem. Waln�łem sobie dwa pojemniczki pod rz�d,

poprawiłem kaw� i uspokoiłem si�. Miałem jeszcze te� płaskie Martineu, ale

postanowiłem nie otwiera�. W tym upale łatwo mogłem si� upi�. Była bowiem noc,

sama w sobie parna, a na dodatek te okropne okna były za�rubowane. Jedyny wlot

powietrza był - teraz to wiedziałem - przez dziur� w kiblu.

We Lwowie korzystaj�c z półgodzinnego postoju wyszedłem na peron.

Nie chciałem oddala� si� od wagonu ze wzgl�du na pozostawione w nim rzeczy,

jednak zdecydowałem si� ruszy� ku cysternie, a której rozlewano jaki� płyn.

Odcyfrowałem napis - kwas. Co� słyszałem, �e to zapewne kwas chlebowy - pono�

doskonały na kaca.

Wła�nie na moich oczach milicjanci wygonili spod cysterny prywatn�

inicjatyw� - bab� sprzedaj�c�, pewnie za grosze, olbrzymie puste słoje na kwas dla

nie zaopatrzonych przybyszy zza granicy. Ludzie natychmiast - u nas to by

gardłowali, a przynajmniej u�alili si� nad staruszk� - zacz�li kupowa� w stoisku

obok pełne słoje. Potem doczytałem - to był sok z brzozy. Wylewali go wprost do

rynsztoka i puste baniaki podawali sprzedawcy celem powtórnego napełnienia

krwistoczerwonym płynem lec�cym z kurka. Zapach tego czego� był mi chyba

znany... Płyn był do�� chłodny, bo czułem to przez szkło. I do�� w sumie drogi - za

trzy litry prawie rubla... Spróbowałem - to było czerwone wytrawne wino... Nie

miałem szansy przywita� Ojczyzn� Proletariatu na trze�wo...

Gdy z tym baniakiem wróciłem do przedziału, to siedziała w nim ju�

nowa pasa�erka... Mo�e przed trzydziestk�, raczej obfitych kształtów,

prawdopodobnie w delegacji, bo miała ze sob� tylko niewielk�, jak wi�kszo��

miejscowych - jeszcze bardziej obskurn�, ni� to zdarzało si� w Polsce - walizk�.

258

Do�� szybko nawi�zali�my rozmow�. Znała polski! Co wi�cej - równie�

jad�c do Odessy, gotowa była mi udzieli� praktycznych lekcji j�zyka rosyjskiego.

Tak wi�c cał� prawie dob� przegadali�my z doskonałym skutkiem dla mnie.

Wprawdzie była do�� w�cibska i pytała o zbyt wiele rzeczy osobistych, ale albo j�

zbywałem, albo, gdy była nachalna, zwyczajnie łgałem. Dopiero, gdy zbli�ali�my si�

do miasta, to mi powiedziała, �e jest przydzielon� mi przewodniczk� i tłumaczk�

pracuj�c� w turystycznej firmie Intourist. Aha - taki głupi to nie byłem - ju� ja tam

wiem, jak si� nazywa jej biuro turystyczne...

W Odessie wysiedli�my wieczorem. Miasto jakie� jakby zaciemnione. O

godzinie dziewi�tnastej ich czasu ulice po prostu puste. Czekaj�c� na nas luksusow�

taksówk� marki Wołga dojechali�my do hotelu - po rosyjsku - gastinica - o nazwie

"Łondonskaia". Co� w rodzaju warszawskiego Bristolu, tylko du�o mniejszego. No i

jeszcze gorzej utrzymanego - podłogi wprawdzie pastowano i froterowano, ale chyba

od rewolucji nie cyklinowano. Zdumiała mnie liczba karaluchów. Gniazdo -

ewidentnie - miały w tapczanie w moim dwuosobowym pokoju. Kolacj� zjadłem

sam w barze na pi�trze. Jaka� fatalna szynka, tłusta kiełbasa. Wszystko pokrojone w

plasterki centymetrowej grubo�ci. Ja chyba zapomniałem, �e jestem tu go�ciem i

łaman� z polskim ruszczyzn� usiłowałem wynegocjowa� pokrojenie dla mnie w�dlin

nieco cieniej. Babol, mo�e czterdziestoletni, melancholijnie chudy, z wielkimi

oczami i monstrualnym kokiem w kształcie zupełnie foremnej łodzi rybackiej, przy

tym raczej nie uczesany - bo cała ta fryzura była ewidentnie nie pierwszej �wie�o�ci,

doskonale mnie zrozumiał i odci�ł si�, �e palców dla mnie to ona nie b�dzie sobie

obcina�.. Pokazała przy tym te swoje nie obci�te palce i okazało si�, �e ma nie

obci�te, ale paznokcie, pomalowane jakim� kiepskim, złuszczonym lakierem, przez

który przebijała �ałoba ordynarnego brudu. No... jak ja bym co� takiego zauwa�ył u

moich tłumoków kuchennych rodem z pegeeru, to normalnie tłukłbym i patrzył

tylko, czy równo puchnie!

259

Zapłaciłem za to jakie� zupełne grosze i reszt� sumiennie mi wydano.

Bufetowa usiłowała wcisn�� mi jeszcze czekolad�, �e niby na zgod�, ale cho� i w

Warszawie był to rarytas, to zrezygnowałem.

Inni go�cie te� jedli. Przygl�dali mi si� z zainteresowaniem, cho�

przecie� obcokrajowiec nie mógł na nich w takim hotelu robi� wi�kszego wra�enia.

Potem zszedłem na dół, do holu, gdzie ju� czekała Udarka - moja

poznana w poci�gu przewodniczka. Wyszli�my na spacer. Hotel stał na wysokiej

skarpie, wzdłu� której szedł �le o�wietlony bulwar. W dole wida� było port. Jakie�

trzydzie�ci metrów od budynku hotelowego był skwer z pomnikiem - jak si�

dowiedziałem - diuka Richelieu. W m�tnym �wietle było wida�, �e stary. Dziwne to

było, �e kardynał Richelieu, chyba jeszcze młody, bo bez brzucha, a przecie�

czytałem "Trzech muszkieterów", był tutaj w Odessie i na dodatek pono� zakładał

miasto. Udarka dopiero po chwili, gdy weszli�my w przylegaj�cym budynku do baru

"Domu Oficera", za okazaniem przez ni� jakiej� legitymacji - zapewne legitymacji

przewodnika turystycznego - he, he.. - wyja�niła mi, �e to był inny Richelieu -

progresiwnyj, czyli post�powy, gdy ten z "Trzech muszkieterów" był reakcyjny i na

dodatek pop katolickiej cerkwi.

Zaraz potem spytała, czy chc� jutro i�� do katolickiej cerkwi, ale

oczywi�cie od razu odmówiłem. To �mija!

Jeszcze raz mnie podchodziła mówi�c, �e Zwi�zek Radziecki w obronie

pokoju, w celu osłaniania swych licznych sojuszników, musi ponosi� olbrzymie

koszty ł�cz�ce si� z wielkimi wyrzeczeniami, z rado�ci� ponoszonymi przez ludzi

radzieckich i dlatego na ulicach mo�e mi si� wydawa�, �e nie wszystko jeszcze jest

w nale�ytym porz�dku. Ja jej na to, �e przeciwnie, wszystko jest wspaniale, ludzie

mili, a miasto jak nale�y i niczym nie ró�ni si� od miast w Polsce, mo�e z wyj�tkiem

Warszawy, bo Warszawa jest nowoczesna i ma prawie same nowoczesne budynki.

Udarce my�l, �e miasto nie powinno mie� starych budynków bardzo si� spodobała.

260

A co jej miałem powiedzie�? Czy to, �e z tymi swoimi obdrapanymi

kamienicami z ubiegłego wieku Odessa wydała mi si� jeszcze brzydsza, ni�

Piotrkowska w Łodzi? Ale sama zrozumiała...

W barze Klubu Oficera kł�bił si� dziki tłum oficerów i ich niezwykle

krzykliwych �on w ró�nym stopniu upojenia alkoholowego. Stare �ciany były chyba

nawet niedawno malowane, a mo�e bielone wr�cz wapnem, przez który przebijały

si� jeszcze bardziej fantazyjne ni� w hotelu kształty narastaj�cych grzybów. Jednak

było tak parno, �e pewnie grzyb wyrastał tu jeszcze zanim zawieszono wiech� nad

dachem. My w ka�dym razie z zadysponowan� przez Udark� butelk� koniaku,

kilkoma cukierkami i oran�ad�, wyszli�my na podwórko, gdzie były rozstawione

tandetne stoliki ze skrzypi�cymi krzesłami. Stół - czy to stoj�c na nierównym terenie,

czy te� maj�c nierównej długo�ci nogi - w kraju najcz��ciej chodziło o to ostatnie -

zakolebał si�, gdy usiłowali�my za nim zasi��� i butelka spadła rozbijaj�c si� w

drobny mak. Trzeba przyzna�, �e w tej temperaturze natychmiast owiał nas obłok

doskonałego aromatu. Udarka wstała, poszła do bufetu, a ja za ni�.

Za poprzednie zamówienie ja zapłaciłem. Tym razem zapłaciła ona.

Chciała co� jeszcze, zapewne, by kto� posprz�tał szkło. Bufetowa, której kok

przypominał korze� buraka cukrowego, z którego wyrastały dwie ły�wy, stanowczo

odmawiała. Wtedy Udarka pokazała swoje mo�liwo�ci - rozdarła si� na cał� sal�

elektryzuj�c nawet niektórych pijanych oficerów, a ju� na pewno wzbudzaj�c �ywe

zainteresowanie ich kł�bi�cych si� po sali bez miejsc siedz�cych �on. Wrzeszczała

co� o go�ciu z sojuszniczej Polski i inne dyrdymały, ale tonem, który wskazywał, �e

rycze� na wszystkich to jej wolno. Bufetowa jednak, wida� zaprawiona w niejednym

boju, wzruszyła ramionami i odpowiedziała:

- Kurica nie ptica, a Polsza nie zagranica...

Byłem tak zbaraniały, �e nawet nie pomy�lałem, aby jako� zareagowa�.

Po prostu, jak s�dz�, rozdziawiłem jap�... W tym momencie jednak refleksem

wykazała si� Udarka. Kocim ruchem chwyciła bufetow� za kudły, ale nie szarpn�ła.

261

Dzi�ki temu, poniewa� miała dłu�sze od niej r�ce i w ogóle solidniej wygl�dała, była

pani� sytuacji:

- No blad�, bystra... - dosłownie wycedziła.

Bufetowa, bez ruchu, rozkazała swej pomocnicy posprz�ta� i na tym si�

sko�czyło. Wyszli�my z sali, w której panowała nieomal absolutna cisza. W �lad za

nami pod��ała pomocnica bufetowej, mo�e siedemdziesi�cioletnia staruszka na

krzywych i niezwykle cienkich nó�kach z trudem, ale i z wpraw� nios�ca wiadro i

miotł�. Tu jednak nowa katastrofa: na stole pozostał tylko talerzyk po konfietach, a

jedna z dwóch butelek oran�ady była wypita. Udarka, ci�gle jeszcze rozgrzana

niedawnym zwyci�stwem, bez jakiegokolwiek zdziwienia rozejrzała si� po sali. Poza

naszym były w sporym oddaleniu od siebie jeszcze dwa stoliki i oba były zaj�te.

Przy jednym siedziało czterech młodych oficerów, jeszcze mo�e nawet trze�wych i

chyba za�enowanych sytuacj�. Przy drugim stoliku było trzech w wieku trzydziestu

mo�e lat...

Udarka podeszła do tego drugiego stolika i bez słowa, wkładaj�c palce

lewej r�ki w dziurki od nosa pierwszego z brzegu oficera postawiła go do pionu, a

zaraz potem praw� dłoni� trzymaj�c butelk�, palec �rodkowy tej dłoni wsadziła

dosłownie w oczodół delikwenta. Palec haczykowato wbijał si� w oczodół, a samo

oko wygl�dało, jakby bliskie było wypadni�cia, jednak jeszcze nie wypadło. Drug�

r�k�, to dostrzegłem dopiero po chwili, energicznie trzymała w kroczu tego faceta.

- Konfiety - znów wycedziła, cho� z pozorami spokoju.

Po go�ciu nawet nie wida� było, �e jest przera�ony. Wygl�dał tak, jak

wygl�da� mo�e człowiek na chwil� przed utrat� jednego z dwóch oczu...

- Wania... kanfiety - wyszeptał z wielk� ostro�no�ci�, by niczym nie

zirytowa� mojej Udarki.

Wówczas drugi z oficerów nie wstaj�c rzucił gar�� cukierków na

wapienne płyty, którymi wyło�one było podwórko.

- Na stoł... wor... - warkn�ła Udarka.

262

Z drugiego stolika poderwał si� młodziak i poło�ył cukierki na stole.

Zaraz potem usiadł. Moja towarzyszka ostro�nie wyj�ła palec z oka, ale drug� r�k�

uczyniła jaki� energiczny ruch, bo jej ofiara natychmiast upadła na ziemi� zwijaj�c

si� z bólu. Jego koledzy poderwali si�, podnie�li go i bior�c ze sob� w kiesze�

napocz�t� flaszk� ze swojego stolika, szybko si� oddalili. W �lad za nimi ruszyli ci

młodzi.

Dosłownie wida� było, �e Udarka jest z siebie dumna. Ale mimo to oboje

przez cały wieczór sympatycznie rozmawiali�my nie napomykaj�c nawet o

incydencie. Cho� wyobra�am sobie - ten oficer - a wyra�nie to nie on ukradł

cukierki, tylko jego kolega - musiał by� w swojej jednostce ju� sko�czony.

Noc sp�dzili�my u mnie w pokoju. Bufetowa �alu nie miała, bo gdy na

odchodne zamówili�my szampana, to przyniosła, specjalnie dla nas, dwie flaszki

porz�dnie zmro�onego i połusuchowo - czyli półwytrawnego, gdy innym dawała

gorszy, wytrawny i na dodatek nie z lodówki.

Udarka znów usiłowała wyci�gn�� ze mnie informacje, ale korzystaj�c z

intymno�ci sytuacji poprosiłem, by wreszcie dała spokój. Powiedziałem to mo�liwie

taktownie tak�e po to, by jej nie zirytowa�.

W pokoju zabawiali�my si� sob� prawie cał� noc. Łapałem karaluchy i

puszczałem je po jej ciele. Wcale si� nie brzydzili�my. miechu było co nie miara,

gdy takie szkaradnie wielkie, w�sate, właziły tam, gdzie nie trzeba... A� piszczała z

zadowolenia!

A swoj� drog�, czekoladowe cukierki, nawet tak marne, jak sowieckie, do

koniaku, to dobra rzecz...

**************************************************

W poci�gu na Krym Udarka opowiedziała mi dowcip o Odessie:

- Rozmawia dwóch ludzi - jeden adesyta, czyli mieszkaniec Odessy, a drugi

mieszka gdzie� indziej. Ten nie z Odessy pyta: - "skolka liudziej �ywiot w Odesie?

263

No szto� - otwieczaiet adesyta - połtora miliona budziet... A jewriejew skolka? -

znowa spraszywaiet etot nie adesyta. A ja i skazał - otwieczaiet adesyta"...

W D�ankoi, ju� na Krymie, u samej nasady półwyspu, była przesiadka.

Miejscowo�� jest malutka, wła�ciwie tylko stacja kolejowa i osiedle kolejarskie.

Mieli�my par� godzin, wi�c spacerowali�my. Wsz�dzie szw�dało si� mnóstwo

wojskowych w czarnych mundurach - wojsko kolejowe. Ale byli jacy� dziwni,

niezwykle kr�pi, pot��ni jak szafy trzydrzwiowe. Spytałem zatem, sk�d oni takich

bior�?

- A u nas w specwajskach daj� �ołnierzom takie cud pigułki. Oni je jedz� i

jak w czarach drobni chłopcy staj� si� pot��ni w barach. Ooo... u nas s� najlepsi

in�ynierowie zdrowia i fizkultury. Gdy tylko w nast�pnej pi�ciolatce zwi�kszy si�

produkcja specpastylek, to nawet telefoni�ci u nas b�d� jak atleci. Nic tylko na

olimpiad� ich puszcza�. Ale nie martw si�... Dla armii sojuszniczych te� nie

b�dziemy niczego �ałowa�. Wam te� cherlactwo nie jest w koszarach potrzebne...

Doprawdy, Kraj Rad zdumiewał mnie. Oficerowie kradn� cukierki z

oran�ad�, baby lej� chłopów, a chłopy s� chodowani tak dobrze, �e cały �wiat mo�e

tylko zazdro�ci�... No i w kosmos posłali Gagarina pierwszego... Ale ba... My

swoich �ydów jak idioci wyrzucili�my za granic�, a oni nic... Swoich trzymaj�, jak

który chce emigrowa�, to go wysyłaj�, ale na Syberi�. Całe miasta, jak Odessa, maj�

pełne �ydów. To i nic dziwnego, �e nauka u nich taka przoduj�ca. �ydzi im

wszystko wymy�l�. Udarka te� tak s�dzi. Dlatego uwa�a, �e antysemityzm, to jest

bł�dna i szkodliwa koncepcja. Wystarczy tylko pilnowa�, aby �ydzi nigdzie poza

nauk� nie dominowali. Nawet w nauce te� trzeba pilnowa�, aby nie było wi�cej, ni�

te pi�� procent �ydów w poszczególnych rocznikach akademickich. I to wystarczy.

No i do wojska nie trzeba ich wpuszcza�, bo z �ydów �adne wojaki. A nasze Franki,

pany Mieczysławy i tak dalej, zamiast korzysta� ze sprawdzonych wzorów, naszych

�ydów wypu�ciły. I potem dziwi� si�, �e takie pastylki, zamiast samemu

produkowa�, zalewa� nimi Zachód, sprzedawa� im za dolary, nawet dawa� na

Wschód - co tam.. - my musimy si� prosi� Rosjan.

264

Na razie jeszcze nasi Polacy s� jakby wy�si i lepiej zbudowani ni� ludzie

radzieccy, ale nie miałem w�tpliwo�ci - to tylko kwestia czasu. A zreszt� po co si�

szarpa� z t� produkcj� �ywno�ci, martwi� pustymi hakami, skoro na rynek mo�na

rzuca� byle co, dopcha� pastylkami i te� b�dzie dobrze? Tylko czy nasi to

zrozumiej�? Im tylko kiełbasa w głowie... �arli by i �arli, a peerel sk�d ma na to

�arcie bra�?

A ludzie radzieccy - w tym ju� si� zorientowałem - w sklepach było

mało, a i pieni�dzy maj� mało, mimo to s� szcz��liwi i b�d� tak dorodni, jak ci z

D�ankoj. To chyba musi na tym polega�, �e u nich mimo wszystko �wiadomo�� jest

wy�sza...

Udarka powiedziała mi, �e w D�ankoj w 1920 roku dowodził walkami na

Krymie generał Wrangiel. Ja co� ze szkoły pami�tam, �e gdy Piłsudski naiwnie

rzucił si� na Kijów, z tak� pot�g� zadarł i oczywi�cie dostał po dupie, to Wrangiel -

generał białogwardzistów - maszerował na Kijów, albo co? Taki głupi jednak, �eby

si� nadzia� na tani chwyt, to ja nie byłem i o nic Udarki nie wypytywałem, tylko

skomentowałem:

- I Wrangiel i Piłsudski - duraki, bo sowietskij sojuz jest wieczny i

sprzeciwia� mu si� nie nale�y!

Ach, jaka była zadowolona po tej deklaracji! Skwapliwie dodała:

- Pół miliona naszych sowietskich sołdatów poległo za wyzwolenie Polski.

I teraz sowietskij sojuz i polska narodna respublika s� jak dwie siestry... Jedna jest

starsza, a druga jest młodsza.

- No zdziro - pomy�lałem - dobrze sobie przypominam obchody tysi�clecia

pa�stwa polskiego.

Ale oczywi�cie o tym nie wspomniałem.

Z D�ankoj do Teodozji jechali�my niebywale rozpalonym wagonem. W

�rodku nie było przedziałów. Ludzie dosłownie mdleli. Przez cały czas kołatała mi

si� my�l, aby stłuc szyb� i tylko dobre wychowanie mi w tym przeszkodziło. Do

265

restauracyjnego nie mogli�my pój��, bo wszystkich czemodanów nie mogli�my ze

sob� taska�, a zostawia� nie było bezpiecznie.

Zdumiało mnie, �e baby w dowolnym wieku, na oczach wszystkich w

tych wagonach bez przedziałów przebieraj� si�. A nie wydaje si�, by były

bezwstydne. Po prostu w takim wagonie - chyba słusznie - uwa�aj�, �e normy

cywilizowane nie obowi�zuj�.

W Teodozji na dworcu, a dworzec jest tam wprost na bulwarze

nadmorskim, z r�k Udarki przej�ł mnie gospodarz, Nikołaj Grigoriewicz, brat

Michaiła. Tego nie spodziewałem si�. S�dziłem, �e na cały czas pobytu w zeteserer

Udarka jest mi przydana. A tym czasem moje bambetle wyl�dowały w koszu

zdobycznego niemieckiego zundappa, ja sam usiadłem na tylnym siedzeniu, a

motocykl z wielka wpraw� wymijaj�c spacerowiczów prowadził Nikołaj

Grigoriewicz. Nawet si� z Udark� nie zd��yłem po�egna�. Pomachali�my do siebie

r�koma...

Nikołaj Grigoriewicz był starszym bratem Michaiła, pi��dziesi�cioletnim

emerytowanym oficerem wojska lub KGB, zwolnionym z armii w stopniu mi nie

znanym, lecz chyba pułkownika. Miał ju� czwart� �on�, bo poprzednio w odległych

garnizonach i słu��c za granic� �eni� si� musiał w po�piechu, bez zastanowienia i

dobra kobieta trafiła mu si� dopiero za czwartym razem.

Tego wszystkiego dowiedziałem si�, gdy zajechali�my do domu. Uliczka

troch� w gł�bi Teodozji, w dawnej dzielnicy tatarskiej, wykładana białymi

wapiennymi kamieniami, z których zbudowano te� ci�gn�ce si� z obu stron mury

kolejnych, przylegaj�cych do siebie posesji. Jaskrawe, odbijaj�ce si� od białych

kamieni �wiatło i niebywały gor�c ust�piły natychmiast, gdy przez furtk� weszli�my

do �rodka. Obok furtki były drzwi gara�u, nad którym nadbudowane było jeszcze

mieszkalne pi�tro. Tam mieszkał wraz z rodzin� gospodarz. W centrum posesji stał

266

obszerny, parterowy dom kamienny rozparcelowany na pokoje do wynaj�cia.

Mi�dzy domem a murem od ulicy było ocienione trzema olbrzymimi drzewami

morelowymi atrium. W �rodku malutka, czynna fontanna, której woda ci�gle si�

rozpryskiwała na drobne kropelki, tworzyła, w cieniu moreli, swoisty mikroklimat.

Pod daszkiem na czterech kamiennych słupkach stał na wolnym powietrzu

zachodnioniemiecki telewizor marki Telefunken - dobitne �wiadectwo pobytu

gospodarza w NRD; i przedwojenny polski, doskonały zreszt�, jak si� okazało,

radioodbiornik marki Elektrit. Ja słyszałem, chyba od ministra od likwidacji

rzemiosła, który sam był wilniukiem, �e to była fabryka w Wilnie zrabowana przez

sowietów w 1939 i wywieziona wraz z załog� do Mi�ska. Podczas ataku

niemieckiego na zeteserer fabryk� ewakuowano na Syberi�, a poniewa� w 1944

Mi�sk si� spalił, to zainstalowano j� z powrotem, nie wiadomo dlaczego, nie w

Wilnie, lecz w Rydze. Oczywi�cie, od 1939 produkowała pod inn� mark�. O los

wo�onej w te i nazad załogi nie pytałem, bo minister, pod koniec �ycia przestawał

by� ostro�ny, jeszcze by powiedział tak wprost, nie owijaj�c w bawełn� i musiałbym

znów na niego donie��...

Pokoik dostałem mały, dwułó�kowy, z szafk�, stolikiem i dwoma

fotelami. W �cian� wpuszczona była wi�ksza szafa, której jedna półka była za

szkłem. Wszystkie te meble wykonano domowym sposobem, ale solidnie i z

porz�dnych materiałów.

Gdy tylko si� rozpakowałem, gospodarz poprosił mnie do atrium.

Usiedli�my na ławie pod murem domu przy jeszcze jednym stoliku. Na stole stała

popielnica ze spiłowanej łuski armatniej. Obok był kosz na �mieci z o wiele wi�kszej

łuski, pewnie do działa okr�towego. Przyszła jego �ona, Marija - tak mi j�

przedstawił i dobitnie kazał mówi� do niej po imieniu. Ukłoniła si�, jakby była

kelnerk�. Liczyła sobie jakie� trzydzie�ci pi�� lat. Była Mołdawiank�, czyli - czego

dotychczas nie wiedziałem - po prostu Rumunk�. Bardzo pracowita kobieta.

Przyniosła dwie szklanki z grubego, lanego szkła i butelk� chłodnego

wina.

267

- To wino, to Cziornyj Doktor - zaznaczył gospodarz.

Było smaczne - ci��kie, półsłodkie, a mo�e półwytrawne - słabo si� na

tym znam.

Okazało si�, �e dom jako ruin� gospodarz kupił, gdy przechodził na

emerytur�. Sam pochodził z Uralu i te upały troch� go m�czyły. Wszystko własnymi

r�koma odbudował, rozbudował, nawet muszle klozetowe udało mu si� załatwi�,

przez brata. Rzeczywi�cie, muszle były jak najbardziej z Polski, potem to

sprawdziłem, bo z polskimi napisami, ale jakie� przedwojenne chyba, pewnie

wymontowane z rozbieranego budynku. W ka�dym razie spłuczka była �eliwna z

napisem "Niagara" i od razu czułem si� jak w domu. Kablom, gdy si� im

przyjrzałem, te� nic nie brakowało. Elektryczno�� rozchodziła si� po domu

wojskowymi kablami z czasów hitlerowskich, w ołowianych koszulkach, z nazw�

wytwórni i gapami Wehrmachtu.

W zasadzie nie wolno było w zeteserer wynajmowa� pokoi

wczasowiczom, ale po pierwsze, to wszyscy tak robili, a po drugie - z czego� trzeba

�y�. Emerytur� bowiem Kola ma dobr�, ale zawsze nowa kopiejka si� przyda. Potem

zorientowałem si�, �e brał od łebka osiem rubli za nocleg. A to wcale nie były

kopiejki.

Trzecia �ona my�lała, �e do ko�ca �ycia �y� b�dzie jak kuracjuszka, wi�c

musiał j� przep�dzi�. O�enił si� ze sklepow� w sklepie spo�ywczym. Codziennie

widział, ze to robotna dziewczyna, a gdy na jego oczach utłukła szw�daj�cego si� o

sklepie szczura, to ju� wiedział, �e jest to ta baba, której mu było trzeba. Teraz nadal

pracuje w sklepie, ale tylko siedem miesi�cy na pół etatu. Sklep jest naprzeciw

szkoły powszechnej, w której uczy si� ich jedyny syn, to go mo�e dogl�da�. Potem

si� dowiedziałem, �e od pocz�tku maja do ko�ca wrze�nia Marijka po prostu

konsekwentnie szła na chorobowe. Gdy tak sobie gadali�my, to ona moje brudne po

podró�y ubrania wła�nie prała, o czym wcale jeszcze wówczas nie wiedziałem.

Zorientowałem si�, gdy po chwili rozwieszała je na sznurze tłumacz�c si�, �e nie

pytała, bo przecie� to wszystko, w tym upale, to za pi�tna�cie minut b�dzie suche.

268

Stołowa� si� miałem w Domu Oficera Armii Czerwonej o dziesi��,

pi�tna�cie minut drogi od domostwa gospodarzy. Gdyby jednak tego było mało, to

mogłem podobnie jak pozostali wczasowicze, w tej chwili przebywaj�cy na pla�y,

gotowa� sobie równie� w domu. Czego nie b�dzie w sklepie, to si� na bazarze

dokupi...

Wszystko za mnie wobec Kolki i wobec stołówki jest opłacone. Te

rzeczy, które przywiozłem ze sob� na sprzeda�, to on ch�tnie kupi, chyba �e znajd�

lepszego kupca, ale jego zdaniem nie jest to prawdopodobne. Na bazar nie wolno mi

i�� jako sprzedawca, wi�c ka�d� par� spodni i ka�d� parasolk� za ka�dym razem

musiałbym bra� na siebie i ze sob�. Wtedy ludzie b�d� mnie zaczepia� i tak

sprzedam, nawet troch� dro�ej, ale �y� mi nie dadz�, dopóki ostatniej rzeczy z Polski

nie sprzedam. To ju� lepiej jest konsekwentnie odmawia� i za par� rubli mniej mie�

�wi�ty spokój.

Mikołaj Grigoriewicz powiedział, �e chodzi� mog� wsz�dzie, gdzie chc�

w obr�bie miasta, ale nie poza nim, bo w południowej cz��ci, na bulwarze, w

dawnym pałacu Mienszykowów, czasem wypoczywaj� towarzysze z najwy�szych

władz i nie wolno im przeszkadza�, a jeszcze dalej na południe, w Płanerskie, s�

atomnyje łodki i stra�nik, jak głupi, to mo�e nawet zastrzeli�. Dopiero potem

dowiedziałem si�, �e w Płanerskie koło Koktebelu s� nie tylko łodzie podwodne,

zreszt� w warunkach Morza Czarnego podobno kompletnie nieprzydatne, ale i willa

towarzysza Bre�niewa.

W pewnej chwili na moich oczach spadły w k�p� kwiatów przy fontannie

dwie dojrzałe morele. No tak, �y� tutaj i nie umiera�... Po prostu �licznie...

Domy�liłem si�, �e Mikołaj Grigoriewicz jest dobrze zorientowany w

tym, co mam ze sob� na sprzeda�, a to dzi�ki szczegółowej kontroli na granicy.

Umówili�my si� na sto dziesi�� rubli za spodnie Rifle dla dorosłych, sto za Rifle dla

dzieci i dziewi��dziesi�t za podrabiane Rifle z bazaru Ró�yckiego. Po dwadzie�cia

pi�� zaproponował za parasolk�, a poniewa� odniósł wra�enie, �e si� waham, to

najpierw zaproponował dwadzie�cia siedem, a potem dwadzie�cia osiem rubli. Ja

269

miałem ze sob� dwie puszki kawy rozpuszczalnej - jedn� Nesca od Stasia, a drug�

krajow� Marago od rodziców i on s�dził, �e to te� na sprzeda�, ale wyprowadziłem

go z bł�du.

W tej sytuacji udałem si� do mojego pokoju i do kuchni przygotowa�

pocz�stunek: kaw� i koniak Martineu. Wszystko to przyniosłem na drewnianej tacy

słu��cej, jak si� zdaje, tak�e jako deska do krojenia w�dlin. W tym czasie z domku

nad gara�em schodził tak�e Mikołaj Grigoriewicz. Z zachwytem spojrzał na butelk�.

Łaci�skie litery nie były mu obce i szybko odcyfrował napis "France". Dostrzegł, �e

przyniosłem trzecia szklank� dla jego mał�onki. Zachował si� stosownie, je�li

zwa�y�, �e ta flacha kosztowała tak pomi�dzy połow�, a jedn� trzeci� przeci�tnej

pensji krajowej. Było co docenia�. Nie musiał wiedzie�, �e były czasy, gdy takie

trunki traktowałem nie lepiej ni� oran�ad�...

Zaproponował, całkiem roztropnie, by napi� si� dopiero wówczas, gdy

si� obrachujemy. Zgodziłem si� z tym. Marijka zacz�ła mu dawa� jakie� znaki i

zauwa�yłem, �e w gar�ci trzyma jeden parasol m�ski i jeden damski. Mikołaj

Grigoriewicz ze zrozumieniem kiwn�ł mi głow� i zaproponował, �e za parasolki,

skoro s� składane, zapłaci mi po czterdzie�ci rubli. Ja, powodowany nie wiem czym,

poniewa� wbrew mym obyczajom, zgodziłem si� na trzydzie�ci pi��, na co

rozmówca odpowiedział, �e trzydzie�ci sze�� i niczym na targu powiatowym z

rozmachem podali�my sobie r�ce na zgod�. On jeszcze musiał rachowa� nowe

liczby, a Marijka bez liczydła nie chciała mu pomaga�. Na chwil� wycofał si� do

swojego mieszkanka nad gara�em, by po chwili wróci� i poło�y� dosłownie stos

czerwonych dziesi�ciorublówek

- Wosiem tysiaczej sto czityrnatcat rubliej. Paszczitajcie, jest charaszo ili

niet?

I zacz�li�my rachowa�. Składali�my banknoty w kupki po dwie�cie

pie�dziesi�t. Wszystko si� zgadzało. To była góra pieni�dzy - Wołga - fakt �e bez

talonu niedost�pna - kosztowała dziesi�� tysi�ce rubli. Potatarski dom dostał Mikołaj

Grigoriewicz, fakt, �e w ruinie, a poza tym po cenie urz�dowej, za siedemset rubli.

270

Inna sprawa, �e swoich pieni�dzy, szczególnie w Pewexie, te� wyło�yłem bardzo

du�o, tak mniej wi�cej trzydzie�ci pensji krajowych. No ale w rewan�u dostałem

ponad osiemset przeci�tnych miejscowych pensji. Jeszcze z Warszawy wiedziałem,

�e dolar na czarnym rynku kosztuje od dwóch i pół rubla w Armenii do trzech rubli

w Moskwie i to z pocałowaniem r�ki. Wychodziło na to, �e le�ało przede mn� trzy

tysi�ce zielonych... dwa porz�dne mieszkania w Warszawie kupione na wolnym

rynku!

Oczywi�cie miałem własnych pieni�dzy du�o wi�cej, szczególnie w

złocie i u rodziców. Ale te dochody na razie si� sko�czyły i cho� spodziewałem si�,

�e do czego� b�d� potrzebny Przemyslidzie i niewielkiemu wzrostem bratu Mikołaja

Grigoriewicza, to jakie z tym b�d� si� ł�czy� pieni�dze, przewidzie� nie mogłem. Ja

po prostu, mo�e wła�nie poza Przemyslid�, nie znałem nikogo równie bogatego, jak

ja. Cho� oczywi�cie nikt si� swoimi zasobami nie chwali, to jednak mogłem oceni�,

ile wyci�gał od Stasia Franek - z pewno�ci� du�o mniej ni� ja. A przecie� - uchodził

za trzeci� osob� w pa�stwie. Nie pod wzgl�dem dostoje�stw, lecz realnych

wpływów. Chyba jednak wi�cej miał pułkownik W�troba z melasy pana Antoniego

w cukrowni w Nakle. Ale ile takich interesików mogli prowadzi� ci najwi�ksi?

Jeden, dwa, trzy? Nie wi�cej!

Marijka troskliwie umyła nasze szklanki po winie w fontannie i ja

rozlałem. My m��czy�ni siedzieli�my, a Marijka skromnie popijała ju� nieco

wystygł� kaw� na stoj�co pomimo, �e obok stał taboret. Wskazałem gestem, �e toast

winien wznie�� gospodarz i w tym momencie zorientowałem si�, �e jego zdaniem

nalanie do mniej wi�cej jednej trzeciej wysoko�ci rozszerzaj�cej si� szklanki, mo�e

po niecałe sto gram, jest nietaktem. Szybko wi�c uzupełniłem do wysoko�ci dwóch

trzecich. Całej szklanki w tym upale chyba bym nie wytrzymał...

- Za dru�bu mie�du narodami, za dru�bu mie�du narodnoj respublikoj

polszy i sowietskim sojuzem, za dru�bu mie�du nami...

No i oczywi�cie, nawet Marijka chlapn�ła, jak wod�, cały stakan. Ja,

rzecz jasna, te�.

271

- Wkusne - powiedziała Marijka

- Wkusne - potwierdził Mikołaj Grigoriewicz.

- Wkusne - i ja doł�czyłem do chóru.

Zagry�li�my rozpołowionymi przez gospodyni� morelami i popili�my

kaw�.

Mikołaj Grigoriewicz zaproponował, �e skoro nie mog� wpłaci� tych

pieni�dzy na ksi��eczk�, on zreszt� te� nie powinien tego robi�, bo "cisze idziosz,

dalsze dajdziosz", to on we�mie na przechowanie. Potem poczeka si� na dostaw�

kolca do sklepu juwielerniewo i tam w porozumieniu z Annuszk�, podrug� Marijki,

w zgodzie z rad� brata, przerobi si� to wszystko na �lubne obr�czki.

Po chwilowym zastanowieniu uznałem, �e tak b�dzie najlepiej. Od tej

chwili codziennie rano Mikołaj Grigoriewicz przychodził do mnie do pokoju i bez

słów, aby inni nie słyszeli, pytał - czy i ile ma mi da� pieni�dzy? Ja za� starałem si�

mie� przy sobie zawsze sto pi��dziesi�t do dwie�cie rubli.

W Polsce w jeden dzie� przepu�ci� pół pensji nie było łatwo, ale było to

mo�liwe. Ja za�, robi�c co si� dało, nie byłem zwykle w stanie tych pi��dziesi�ciu

rubli ró�nicy wyda� przez trzy dni. A przecie� pensja polska to było wyra�nie wi�cej,

ni� pensja radziecka.

Nad reszt� koniaku przeszedłem z Mikołajem, czyli Kol�, na ty. Jako� tak

w ci�gu godziny od naszej transakcji Kola pojechał swoim motocyklem, na razie

ci�gle osieroconym w gara�u bez towarzystwa samochodu i wkrótce wrócił z now�,

niezbyt wielk�, ale i nie najmniejsza lodówk�. Marijka zaraz dokładnie j� umyła. Ta

lodówka stała w kuchni, obok wi�kszej, dla wszystkich i przeznaczona była tylko dla

mnie.

Teodozja jest po prostu pi�kna. Kola wzi�ł mnie motocyklem na

pragułku. Siedziałem w honorowym miejscu - w koszu ze specjalnie sprofilowanym

siedzeniem dla erkaemisty, gdy tym czasem na tylnym siodełku trzymał si�

272

specjalnego mocowania jego dziesi�cioletni syn, te� Kola. Chciał by� marynarzem,

potem �ołnierzem, a teraz giepist�, tak jak stryjek. Pocieszny maluch!

S� zabytki: najwa�niejszym jest wspaniały, chyba granitowy pomnik

marynarzy, którzy dokonali desantu na opanowan� przez hitlerowców Teodozj�. Nie

jest taki du�y, jak w Wołgogradzie, opiewaj�cy bohaterstwo zwyci�zców w

Stalingradzie, ale zawsze. Gdyby da� mu wy�szy cokół, to byłby zdecydowanie

wi�kszy od naszej warszawskiej Nike.

Rosjanie umieli walczy�! Wysadzili kilkadziesi�t tysi�cy desantowców

na brzegu i zabrali statki. Rad�cie sobie teraz towarzysze sami... A Niemcy -

wiadomo, łatwo si� nie poddaj�... Wszystkich ruskich wybili! Tylko kilkunastu

przedarło si� w góry i przeszło do działa� partyzanckich. Kola w zaufaniu powiedział

mi, �e cz��� z nich poddała si� Niemcom i tych, po wyzwoleniu, Stalin po połowie:

jednych kazał powi�za� drutem kolczastym na szosie i rozjecha� czołgami, a

drugich zesłał na Sybir. To si� nazywa dyscyplina! Oni naprawd� podbij� �wiat! I to

zrozumienie dla warto�ci zdobyczy wojennej. Do dzi� za najcenniejsze uchodz�

zegarki z wyzwalanej Europy. Raz Marijka z zachwytem popatrzyła na moj� Dox� i

mówi:

- Trofiejna...

- A trofiejna, trofiejna, kanieszna... - odpowiedziałem w zgodzie z prawd�...

wietnym zabytkiem jest zamek genue�ski. Och - wspaniała jest jednak

historia Rosji. Ju� w �redniowieczu zachodni imperiali�ci usiłowali j� kolonizowa�,

zamki tu budowali - znaczy si� - kosztowne inwestycje realizowali, a przecie�

nadaremno... Podobno wówczas Teodozja nazywała si� Kaff�. Ale jeszcze

wcze�niej, antyczni Grecy te� kolonizowali Teodozj�. Teraz archeolodzy radzieccy

wnikliwie wszystko badaj�.

Na drugi dzie� po przyje�dzie, gdy tak sobie gulali�my, to tylko na

�niadaniu byłem w Domu Oficera, bo za obiad dla naszej trójki zapłaciłem w

herbaciarni obok zamku. Obiad fatalny, ale co tam... Zreszt�, prawd� mówi�c, tak

złych gospód, to w Polsce nie ma. Nawet najgorszych Gminnych Spółdzielni... Na

273

szcz��cie Kola wcale nie lubi pi� wódki przy ka�dej sposobno�ci. Bystry facet - od

razu zauwa�ył, �e ja te�. Powiedział mi jednak, �e tym chwali� si� nie nale�y, bo

niektórzy głupi ludzie uwa�aj�, �e je�li kto� ci�gle nie pije wódki, to nie jest szczery.

Ja mu na to powiedziałem, �e wódk� pij� w miar�, jak on, a przecie� jestem szczery.

Ustalili�my, �e gdybym co� wiedział, a raczej dowiedział si� od ludzi radzieckich, co

mogłoby by� interesuj�ce dla organów, to �ebym si� nie przejmował, nie szukał

jakiego� kagiebe, tylko od razu jemu powiedział.

Przejechali�my obok przepi�knego i odremontowanego domu

wczasowego dla towarzyszy z kace partii i kace zwi�zków zawodowych. Akurat

nikogo z najwa�niejszych nie było, wi�c udawali�my, �e mamy jaki� interes i

przejechali�my obok, nawet niezbyt szybko. Zaraz potem był taki fragment szosy, z

którego wida� było basen portowy okr�tów podwodnych. Umówili�my si�, �e razem

z małym Kol� mamy mie� głowy skierowane na wprost i tylko zezowa� b�dziemy

we wła�ciwym kierunku. Udało si�, tylko ja, psia krew - nic nie zobaczyłem. No nie

zd��yłem. Mały Kola mówił, �e co� widział, a ja nie widziałem.

K�pali�my si� w morzu. Łowili�my kraby. Kola złapał dwa, gdy ja

zobaczyłem jeszcze jednego. Wynurzyłem si� i zawołałem Kol�, bo kraby łowi si�

sposobem i jeszcze nie chciałem sam ryzykowa�. W wodzie krab jest bardzo zwinny

i mo�e ugry��. Palca nie odgryzie, ale zawsze... Pełn� dłoni�, by nie miał za co

chwyci�, trzeba go wypchn�� na powierzchnie, a potem silnym ruchem wyrzuci� na

chwil� ponad wod�. On z powrotem opada na wod� i przez chwil� znajduje si� na

powierzchni. Wówczas nie mo�e manewrowa� - tak tłumaczył mi Kola i miał racj� -

wtedy trzeba gada chwyta� palcami za korpus mi�dzy łapami ze szczypcami i jest

nasz!

Woda jest czysta i bardzo ciepła. Na brzegu tłumy ludzi - zabawnie

wygl�daj� te ruskie baby ze swoimi kokami na piasku.

Potem na pro�b� małego Koli obejrzeli�my jeszcze pomnik Pawki

Morozowa. Co� i tu cholera nie gra - zakablował własnych rodziców, wi�c dziadek

go zatłukł. Miał racj� staruszek - na bliskich si� nie donosi - co innego obcy... Kola

274

wprawdzie nic nie powiedział synowi, ja oczywi�cie te� nie, ale wida� było, �e jest

tego samego zdania, co ja i �e domy�la si�, jaki jest mój pogl�d.

Troch� jednak przesadzaj�.

Kolacj� zjadłem w Klubie Oficera. Jakie� mi�so w burym sosie, z kasz�,

do tego kiszona, ubiegłoroczna kapusta, sok i chleb. Aha - na pocz�tku jeszcze była

zupa. Chleb jedz� do wszystkiego - to ju� od samego pocz�tku zauwa�yłem.

Ja jem w ostatniej turze. Pierwsza tura w ci�gu czterdziestu minut zjada

potraw� wykonan� z najlepszych produktów. Druga tura w pół godziny zjada te same

dania z gorszych produktów. Potem trzecia tura - z najgorszych. Wszystko to s�

oficerowie z domów wczasowych wraz z rodzinami. Wreszcie czwarta tura dla

oficerów z miasta, niekiedy po prostu emerytowanych i mieszkaj�cych na miejscu.

Tu do poszczególnych stolików przypisani s� ludzie tych samych kategorii. Ja mam

pierwsza kategori� i jem razem w admirałem, który admirała dostał, gdy szedł na

emerytur�. Teraz tutaj mieszka i stołuje si� razem ze swoim letnikiem - malarzem z

Mi�ska, który mieszka u niego od maja do pa�dziernika. Tylko �e malarz siedzi przy

innym stoliku. Je razem z nasz� tur�, ale wedle trzeciej kategorii.

Nadto jeszcze jest wdowa po generale. J� ci�gle, od �mierci m��a, chc�

przerzuci� na trzeci� kategori�, ale ona si� uparła, bo mówi, �e lekarz jej przepisał

norm� �ywieniow� dietetyczna i tylko pierwsza kategoria spełnia te warunki. Babsko

jest durne i pełne fochów. Admirał dla niej, to nikt znacz�cy, bo admirała i to

najni�szego dostał ju� na odchodne i nigdy nie dowodził formacj� wła�ciw� dla rangi

generała.

Admirał dowodził okr�tami rzecznymi i twierdził, �e rzeczna, a raczej

słodkowodna flota radziecka jest wielokrotnie pot��niejsza od floty ameryka�skiej.

A nadto, z nie mniejsz� wnikliwo�ci� dostrzegł, �e je�li taka idiotka, jak Jekaterina

Pawłowna - nasza wdowa - miałaby by� jego �on�, to on dobrze zrobił rozchodz�c

si� ze swoj� bab� i zostawiaj�c jej swoje mieszkanie gdzie� nad Amurem. Zreszt�

mieszkanie jej zabrali, bo nie była ju� �on� oficera i przenie�li j� do komunałki -

jakiej� drewnianej robaczywej rudery.

275

Zdaje si�, �e tu jeszcze trudniej o dobr� �on� ni� w Polsce i w takim razie

rozumiem zadowolenie mojego gospodarza Koli, �e wreszcie wyszukał taki skarb jak

Marijka. Ona nawet koka nie ma.

Trzeciego dnia przed obiadem do Domu Oficera wyruszyłem okr��n�

drog�, najpierw do bulwaru, a potem bulwarem do ulicy, przy której jest Dom

Oficera. Po drodze, tak z ciekawo�ci zajrzałem do sklepu spo�ywczego. Produktów

niewiele, ale cho� to zwyczajny, niewielki sklep, to obok cukru, soli i chleba

sprzedaj� ciepły bulion z piero�kami. Postanowiłem spróbowa�. Jednak �le trafiłem,

bo akurat był pierieryw na otdych dla załogi - czyli pi�tnastominutowa przerwa. No

ale ja miałem czas. Usiadłem sobie grzecznie przy stoliku, a przed lad� kł�bił si�

tłumek z dziesi�ciu mo�e alkoholików - zazwyczaj z wojennymi medalami na

piersiach. Co jaki� czas pogaduj� z ekspedientk�, trzydziestoletni� bab� jak forteca z

fryzjersk� wie�� zamkow� na głowie.

Chc� si� napi� i prosz� j� po imieniu i otczestwie, �eby jednak , nie

zwa�aj�c na przerw� dała im flaszki. A ona nic. Dumna niczym ruski bojar stoi

wyprostowana za lad�, plecami jednak opiera si� o regał. Biały fartuch ma po prostu

mokry od potu i pali sobie kózk�. Kózka to papieros Biełomor lub Kazbek, z długim

pustym w �rodku filtrem, przełamany w dwóch miejscach tak, �e niczym fajka do

góry sterczy raczej krótki fragment papierosa z tytoniem.

Nagle, w jakiej� determinacji, ku ladzie przedziera si� na wózku z deski i

czterech kółek inwalida wojenny bez obu nóg uci�tych przy samym korpusie.

Przemieszcza si� odpychaj�c dło�mi od ziemi i aby mu tych dłoni nie podeptali, na

wszystkich gło�no krzyczy. Dotarł do lady tak, �e tylko czubek oczu mu do niej si�ga

i dawaj - ur�ga... Ty taka nie taka lafiryndo, ja za ciebie w boju walczyłem, medale

dostałem - a medali rzeczywi�cie miał sporo - ty mi teraz wódki nie chcesz sprzeda�.

Wyst�pienie jego było do�� długie, przy czym dwa razy nazwał j� bladzi�.

Sprzedawczyni - jak s�dziłem - zawstydzona, a raczej, s�dz�c z

kompletnego braku reakcji mimicznej na to, co si� dzieje - aby si� odczepi� od

intruza - ostatecznie inwalida wojenny - co z takim robi� - przybli�yła si� do lady. Z

276

blaszanej, sporej miseczki na drobne wsypała monety do szuflady i z rozmachu, t�

mich�, jak nie walnie kombatanta w łeb, �e tylko fikn�ł i bez czucia łupn�ł o

kamienn� posadzk�.

- A wot tiebie miedal! Rugat' budziesz sawietskuju rabocziu �enszczinu...

Kombatanci od razu ucichli - dyscyplina jednak ci�gle jeszcze w nich

była �ywa. Inwalida po chwili zamroczenia jako� si� wtaskał na swoj� desk� z

kółkami od wózka dla dzieci i te� wi�cej nie gardłował.

A piero�ki w bulionie były pierwsza klasa. Sam bulion po prostu od razu

wyparował ze mnie w formie potu. W kolejce nie stałem, bo sklepowa od razu

wyłowiła mnie z tłumku jako jedynego kulturnego człowieka.

Po obiedzie zaprosiłem na spacer admirała wraz z jego koleg� -

malarzem. W ko�cu trefili�my do niego do domu. Admirał - okazało si� - podczas

wojny pływał monitorem po której� z rzek syberyjskich. Dowodził tam słu�bami

patrolowymi i eskortował transporty wodne. Potem, w czterdziestym trzecim,

marynarzy wzi�li mu na front jako podoficerów w jednostkach formowanych z

aresztantów. A on został na gospodarstwie z nieliczna załog� i tylko pilnował. A w

1944 wzi�li go razem z cz��ci� okr�tów - tych mniejszych, które dało si�, cho�by i w

cz��ciach załadowa� na wagony i przenie�li ich z my�l� o u�yciu na Dunaju. Wtedy

był po raz pierwszy w Teodozji. On montował statki, a NKWD wysiedlało Tatarów.

Znał, kogo trzeba i załatwił sobie taki domek. Teraz, na emeryturze, odremontował

go, odpucował, ale letnikom nie chce mu si� wynajmowa�. Pieni�dzy ma do��, wi�c

tylko dawny ordynans, malarz Owsiejenko, na lato do niego przyje�d�a. W remoncie

pomo�e, wódeczki razem si� napij�, na bulwarze obrazki sprzedadz�. Sprzedaje niby

malarz, ale admirał na te okazje zakłada mundur i ju� nikt si� nie targuje.

Anton Siergiejewicz Owsiejenko był niezwyczajnym malarzem. To

znaczy w Polsce byłby chyba zwyczajny, bo malował bohomazy, z których nic nie

mo�na zrozumie�, cho� przyznaj� - gdy popatrze�, to jednak przejmuj�ce. Ale w

Kraju Rad nie ma bohomazów. Je�li dobrze zrozumiałem, to tu nadal obowi�zuje

realizm socjalistyczny, jak u nas przed pi��dziesi�tym szóstym. No i dobrze - obraz

277

to obraz, a nie jaki� Picasso. No wi�c on dla siebie maluje gołe baby, nawet cz�sto

ładnie, ale nierealistycznie, bo na przykład na niebiesko i jakby fruwaj�ce, albo co?

Niektóre, to nawet dla mnie, z moim do�wiadczeniem �yciowym, były mocno

wyuzdane.

A gdzie� ty widział na pla�y sowieckiej goł� bab� - ja si� go pytam.

Po prawdzie, to kostiumy k�pielowe maj� tutaj najró�niejsze i niejeden

jest tak porozci�gany, a ju� biustonosze u kobiet z mniejszymi piersiami tak bardzo

nie dopasowane, �e równie dobrze mogłoby ich nie by�. No ale bez kostiumu to

nawet dwuletniego dziecka nie zobaczysz.

On mi na to, �e owszem, zawiezie mnie na tak� pla��, gdzie same gołe

baby si� opalaj�, tylko �e my te� musimy tak samo. Chciałem mu na to

odpowiedzie�, �e w porz�dku, �e mi to zwisa, czy jestem w gaciach, czy nie, ale nie

umiałem tego wyrazi� po rosyjsku, wi�c tylko si� zgodziłem.

Admirał s�dził, �e zostałem zmuszony sytuacja na t� zgod�, wi�c

tłumaczył, �e cho� jego dawny ordynans ma nieestetyczn�, nawet nie leninowsk�,

lecz wstyd powiedzie� - bucharinowsk� brod�, to jednak jest malarzem, artyst� i

wiele trzeba mu wybacza�. A tak�e, �e nigdy na bulwarze nie sprzedaj� tych bab,

najwy�ej koneserom.

Mieszkanie miał urz�dzone w przedwojenne orzechowe meble i w ogóle

takie wedle wzorów przedwojennych wytworne. Nawet kotary miał w oknach

pluszowe, rozci�gane na ozdobny sznurek. Jaka� stara baba, która na miesi�c

dostawała siedem rubli emerytury, usługiwała im. Okazało si� - wdowa po oficerze

zawodowym, który dostał si� do niewoli, albo w ogóle co� z nim si� zrobiło nie tak,

wi�c j� po wojnie wzi�li do obozu i potem dali najni�sz� emerytur�. Ale schludna

staruszka i robotna. Du�o toto nie zje, a w domu u admirała jest porz�dek i nawet

ładnie.

W dwóch pokojach porozwieszane s� obrazy Owsiejenki, lecz w salonie,

a tak�e w gabinecie admirała - bo admirał ma nawet własny gabinet - jak trzeba -

wisz� jedynie fotografie okr�tów rzecznych, a z boku, w miejscu ikony - malowany

278

portret Stalina. Nadto po całym mieszkaniu wisi sporo obrazów Owsiejenki

pokazuj�cych okr�ty i statki na morzu. Te obrazy - zdaniem admirała najpi�kniejsze,

a zdaniem Antona bezwarto�ciowe, razem sprzedawali na bulwarze. Anton w

dobrym dniu potrafił namalowa� i dziesi��. Przed �niadaniem ta�mowo malował na

wszystkich jedne detale, przed obiadem reszt�, a przed kolacj� wyka�czał. Po kolacji

za� szedł bez admirała do herbaciarni i si� upijał. Tylko wówczas, gdy malował

obrazki marynistyczne, tak si� upijał, ale zawsze. Na bulwar brał sztalugi i

sprzedaj�c jedynie udawał, �e maluje.

O tym Stalinie - proszono mnie, bym nie mówił nikomu i to był bł�d, bo

tak, to mógłbym uwa�a�, �e wszystko jest normalnie, a tak, to oczywi�cie musiałem

poinformowa�.

Anton po drodze kupił lody, takie najlepsze, po dwadzie�cia kopiejek,

sze�� sztuk, m�skie porcje podwójne. Usiedli�my w atrium. Tu te� była mała

fontanna, tylko ogródek mniej dopieszczony ni� u Koli i zjedli�my te lody pod

butelk� wódki. W trakcie sobie przypomnieli�my, �e babuszka te� człowiek i ka�dy z

nas odło�ył na talerzyk troch� loda dla niej.

Zaciekawiło mnie, �e gdyby Anton usiłował swoje gołe baby sprzedawa�

na bulwarze, to mogliby go zamkn�� do obozu, albo, co gorsza, uzna� za

schizofrenika i zamkn�� w szpitalu dla wariatów...

No rzeczywi�cie, trzeba by� wariatem, by takie głupstwa malowa�, ale w

Polsce wszyscy malarze s� wariatami i przecie� od tego wcale nie s� niebezpieczni.

Po co ich zamyka�? Admirał te� uwa�ał, �e je�li malarz tak widzi �wiat jak

Owsiejenko, to nie jest zdrowy na umy�le, ale akurat Owsiejenko nawet muchy by

nie ukrzywdził, na wystawy ze swoimi babami si� nie pcha, pokazuje je tylko

dorosłym i cz�sto członkom partii, nigdy nawet studiuj�cym i pracuj�cym

komsomolcom, wi�c jemu wolno da� spokój.

Wzdłu� całego miasta, równolegle do bulwaru, ale w odległo�ci mo�e

dwustu metrów od niego, leci przykryty jeszcze przedrewolucyjn� chyba, �eliwn�

krat�, �ciek. Wszelkie nieczysto�ci w tym upale maj� okropny, słodkawy zapach.

279

Nad tymi kratami s� tarasy restauracji i kawiar�, ludzie lody jedz� i to im nie

przeszkadza, a przynajmniej konsekwentnie udaj�, �e nie przeszkadza. Du�o mniej

intensywnie, ale ten zapach dociera tak�e do ogrodu admirała.

Ale Anton to jest wariat. Tak przy lodach opowiedział kilka wierszyków,

którymi podobno racz� si� na co dzie� inteligenci radzieccy. Jest to tak zwany

„czarny chumor dziecinny”, bo tematem jest zawsze �mier�, albo co� w tym rodzaju

z udziałem dziecka. Kilka potem sobie wynotowałem:

Malczik Miszania naszoł chleborez

Ticho w kwartiru direktora wlez

Bystro swerszyłsia czornoe deło

W wannie naszli rasczliennoe ceło

Babuszka wnuczku oczen liubiła

Minu w postel jej ana poło�iła

Nocziu dwa moszcznych razdalisa wzrywa

Wnuczenka babuszku to�e liubiła

Krasnoj płoszczad’, zelenyie jełki

Malczik guliaet w bełoj futbołke

Cziornaja „Czajka” promczałas szur - sza

Net, nie da�diotsa mat’ małysza

Malczik Petrunia na kuchnie �arił

Ticho szof – powar k niemu podwalił

Budet teper dlia raboczewo kłasa

Sorok kilo swarenowo miasa

Malczik Parania po relsam guliał

280

S zadi paraniu tramwaj daganiał

Dołgo wiz�ali kolesa tramwaja

Sinye kiszki na osi motali

Dewoczka k moriu kupatsia poszła

Ticho akuła k niej padpłyła

Liazdnuli zuby, bryznuła krow

Wot szto takoe – k prirode liubow

Bantiki, szortiki, zwozdoczki w riad

Tramwaj pereehał atriad aktiabriat

Siska nalewo, siska naprawo

S nimi pagibła wo�ataja Kława

Albo inaczej i dziwniej, bo do dzi� nie wiem, czy zast�powy aktiabrat,

czyli takich ichnich zuchów, był dywersantem, czy raczej miał cechy radzieckiego

marszałka?

Zwiozdoczka k zwiozdoczke, kosticzki w riad

Tramwaj pereechał atriad aktiabriat

Riadom wa�atyj bułku �ujet

Zawtra on nowyj atriad prowiedet

Kinuł Andriusza w teatr sne�ok

Wietsa na Tiuzom (teatr junnosti) cziornyj dymok

„Tak i bywaet” – Andriej gawarit

Jesli w snezok zała�isz dynamit

281

A admirał dla �miechu zrewan�ował si�:

Malczik za reczkoj naszoł pistoliet

Bolsze w derewnie miliciji niet

Malczik w awrage naszoł pulemiot

Bolsze w derewnie nikto nie �iwiot

Kromie deda Archimieda, u katorowo torpieda

Kromie babki – parazitki, u katoroj dwie zenitki

mieszne to, a zreszt� i Koli si� podobało, szczególnie wierszyk admiralski...

Nast�pnego dnia na �niadanie były karbonady, czyli kotlety,

teoretycznie chyba schabowe, z ry�em i z buraczkami - rzecz jasna z ubiegłego roku.

Jeszcze ani razu nie jadłem ziemniaków. Admirał z Owsiejenk� jadali tylko

�niadania i obiady. Po �niadaniu mieli�my z Antonem jecha� do miejscowo�ci

Koktebel na gołe baby. Na to si� nie umawiali�my, lecz on wzi�ł na to �niadanie

sztalugi i drewnian� torb� z farbami. Znaczy si� - b�dzie malował. Ja miałem

nadziej�, �e mo�e sobie jako� tak z boczku przycupniemy, nikomu nie b�dziemy si�

rzucali w oczy, a on nie - ze sztalugami - wida� chce robi� wokół siebie zbiegowisko.

Jem tego swojego karbonada - tak na oko ochłap do�� chudego surowego

boczku, albo podgardla wieprzowego panierowanego. Od samego patrzenia na gluta

z ry�u robi mi si� niedobrze - wszystko to razem na dodatek jest pot��nie przesolone.

Mnie głowa boli po wczorajszej wizycie u admirała - sam admirał mimo tych

samych dolegliwo�ci jednak przyszedł i zaleca mi klina - cho�by i �ygulowskie, je�li

akurat jest w sklepie. No ale ja mam tego do�� - zaje�d�a od admirała jak z gorzelni,

a generałowa a� chłonie ten zapach. Pewnie jej nieboszczka mał�onka przypomina...

282

Podchodz� wi�c do stolika trzeciej kategorii, gdzie mój Anton ze sztalugami bez

kr�pacji zajada kotleta popijaj�c jakim� tanim winem. Czy on chce dosta� zawału?

Po winie na sło�ce - w taki upał - w cieniu czterdzie�ci stopni jak obszył... Wi�c

mówi� mu, �e nie chc� jecha�, �e dzi� to nie dla mnie, bo nie chc� mu na razie

tłumaczy�, �e z tymi sztalugami, to zabawa nie dla mnie. Ale tak stoj�c nad nim sił�

rzeczy widz� jego talerz. Od jego kotleta odpadł kawał panierki, któr� Anton z

zainteresowaniem zsun�ł z mi�sa i objawił nam si� skrawek ryja �wini wraz z

kawałkiem nosa. Nawet pół dziórki było wida�! Taki ró�owy, a skóra na pysku

fachowo ogolona ze szczeciny...

No nie wytrzymałem! Wybiegłem na zewn�trz i na schodkach rzetelnie

pojechałem do Rygi. Anton zobaczywszy, co si� dzieje, pobiegł po Admirała i teraz

obaj mnie jako� cucili. Rzecz jasna - winem. Co za �wiat!

Wyszli�my na zewn�trz i usiedli�my w wiklinowych, dziurawych

fotelach prowadzonej przez jakiego� południowca szaszłykarni. Proponowali mi ten

szaszłyk, ale ja oczywi�cie nie chciałem. Przy trzech stolikach wszystkie miejsca

były zaj�te, ale nam ust�piono, bo admirał jakim� ludziom wyja�nił, �e to

obcokrajowiec zasłabł.

- Ty nie chowany w eseseser, nie mo�esz strawi� naszej kuchni. U was nie

było prawdziwego głodu... - tak skwitował moje zachowanie admirał.

Jednak Anton miał bardziej rzeczowe podej�cie.

- Słuchaj - je�li nie mo�esz tego je��, to czort z tym. Obok dworca

autobusowego jest bazar, tam wszystko dostaniesz w najlepszym gatunku. Jesli tolka

ciebie dzieneg chwatit - kuszaj - szto chocziesz...

To było jakie� wyj�cie i ruszyli�my na bazar. Admirał zatrzymał jad�c�

ulic� polewaczk�. Polewaczka polewała wła�nie wszystko w koło wod�, ludzi

zreszt�, o ile nie uciekli - te�, wi�c s�dziłem, �e kierowca musiał by� jakim� jego

znajomym. Ale nie. Bez gadania wtarabanili�my si� do szoferki - ciasno było, ale

dało si� jecha�. Cały bal kosztował rubla, którego ze swoich wypłacił artysta.

283

Anton niepotrzebnie opowiedział kierowcy cała afer� i ten wzruszył

ramionami:

- Miasa, eta miasa... Nie wkusna? Cziort s niemi, inastrancami... Wot nam

sajuzniki papali - frankijskie sabaczki...

Gdy zorientował si� jednak, ze ja rosyjski rozumiem, to zgłupiał i potem

pieni�dzy przyj�� nie chciał. Anton na sił� mu tego rubla wepchn�ł.

Na bazarze, całkiem sporym, kł�bił si� tłum. Handlowano wszystkim i

wszystkim w najgorszym gatunku. Mnóstwo starzyzny - kto te stare gacie i inne

barachło kupował? �arcia było nie tak wiele. Nieliczne �wie�e jarzyny i owoce były

zadziwiaj�co małe, jakby rosły na Syberii - jop ich mat' - a nie na Krymie. Baby

sprzedawały wino domowe w butelkach i bez zachowania jakiejkolwiek higieny

dawały lepszym go�ciom do popróbowania. Nas w lot oceniono jako lepszych. Gdy

ja, jak to mi si� czasem zdarzało, op�dzałem si� przed amatorami moich spodni

Rifle, moi towarzysze doili wino w najlepsze. W ko�cu musiałem kupi� dwie

butelki, zdaniem admirała fałszywego Cziornego Doktora, ale za to babuszka

wskazała nam inn� bab� syskretnie handluj�c� w�dlinami i mi�sem. W�dliny były

w�dzone - wołowe i wieprzowe - spore ochłapy wprost wkładane do beczki

w�dzalniczej na haku, ale smaczne. Do tego w�dzony jesiotr - za kompletne grosze...

U innej baby kupiłem wielka puszk� czarnego kawioru za jedena�cie rubli - podobno

z nas zdarła. Do tego osełk� masła – rarytas, w sklepach Teodozji w ogóle

niedost�pny, chyba litrowy słój �mietany, butelk� tatarskiej przyprawy czerwonej

barwy o nazie ad�yka, no i kilkana�cie piero�ków. Na koniec jeszcze trafiła si�

upieczona kura. Baba mówiła, �e to kurczak, ale nie, to była kura. Za wszystko

razem zapłaciłem kilkana�cie rubli, a przecie� sam jesiotr był du�o dłu�szy ni� moja

r�ka!

Wszystko to załadował do jutowego worka admirał. Okazało si�, �e ten

do�wiadczony człowiek, w białej płóciennej marynarce nosi taki� płócienny, mo�e

niezbyt czysty, ale za to pojemny worek. Ja miałem ze sob� tylko harcerski chlebak,

który zreszt� i tak wszyscy brali za trofiejny z wojny. Znawcy twierdzili, �e zdarty

284

został z Rumuna, albo z Włocha. W ka�dym razie chlebak te� wzbudzał

zainteresowanie.

Anton tym czasem gadał z jakim� facetem i okazało si�, �e on przywiózł

wła�nie z kołchozu babuszk� na handel i cho� dla niego nie do ko�ca to po drodze, to

jednak zaryzykuje i pojedzie do Koktebelu. Co� trzydzie�ci kilometrów za rubla!

Szoferak chciał dwa ruble, ale Anton si� uparł i stan�ło na rublu.

Mi ju� było wszystko jedno - admirał zobowi�zał si� odda� moje

sprawunki Marijce. Do Koktebelu ruszyli�my olbrzymim KRAZ-em - ci��arówka

wielotonow�, spalaj�ca pewnie ze czterdzie�ci litrów na sto kilometrów. Jedno wino

i kur� wzi�li�my ze sob�. W bułocznoj admirał dokupił nam dwa batony - czyli takie

bułki paryskie, bo na pewno nie tej jako�ci, co wrocławskie.

Krajobrazy Krymu, drogi ci�gn�cej si� pod pasmem gór, s� wspaniałe. Ja

jednak ledwie �yłem - czułem si� jak sma�ona szynka na patelni.

Wysiedli�my nieopodal pla�y. Z boku min�li�my, pono� znan� w całym

sojuzie, wytwórni� koniaków "Koktebel". Gdy tylko weszli�my na pla��, jak zawsze

tutaj – kamienist�, od razu dostrzegłem, �e towarzystwo w kostiumach i bez jest

przemieszane. Jednak jeszcze wi�ksze wra�enie na mnie zrobił widok - w

niezmiernie przejrzystym powietrzu - w ostrym sło�cu - zatoka ze skałami i górami

wdzieraj�cymi si� chwilami w wod�. Mój Bo�e! Jak tu było pi�knie! My szli�my ku

w�skiemu pasmu pla�y ograniczonej skał�. Tu ju� były same golasy. O dziwo

czułem si� tu du�o bardziej jak w Polsce, ni� w Teodozji. Co ja tam tych pla� w

Polsce widziałem - u siebie w miasteczku, dwa razy basen w Warszawie... Nad

morzem w �yciu nie byłem! No nie - raz z wycieczk� szkoln�...

Dopiero po chwili si� zorientowałem:

- Tu kobiety jak u nas w Polsce - koków nie maj�, tylko normalne włosy...

Ja ju� my�lałem, �e u was normalnych bab nie ma...

- S� i normalne - sajuz jest taki wielki, ze u nas wsio jest - odparł Anton...

Ale koki istotnie - monotonne jakie�. Póki b�dzie u władzy towarzysz Bre�niew, to

si� nie zmieni.

285

- Czemu? - pytam.

- Bo towarzyszka mał�onka towarzysza Bre�niewa nosi kok...

Ju� chciałem powiedzie� - "a chuj z ni�" - tak absurdalny zdawał mi si�

Bre�niew ze swoj� połowic�, wobec urody miejsca, a zreszt� i kobiet, ale oczywi�cie

powiedziałem co� innego:

- U nas �ona Gierka, a przedtem �ona Gomółki - tez nosz� koki, ale nikogo

to nie obchodziło...

Przypomniałem sobie jednak znane mi - z rzadka - �ony ró�nych

dostojników i a� gotów byłem postuka� si� w głow� - wi�kszo�� z nich nosiła

rzetelne, mo�e nie takie jak sowiecka sklepowa, ale zawsze do połowy wysoko�ci

fryzury baby bre�niewowej rozro�ni�te koki. �e te� ja jeszcze na to nie wpadłem...

Anton rozstawił swoje sztalugi, zaraz potem całkiem si� rozebrał, wpadł

na par� minut do wody i zapalił Kazbeka. Ja zostałem na brzegu, �eby pilnowa�

rzeczy. Gorsze były te Kazbeki w zapachu ni� nasze Klubowe.

Na filmach wielokrotnie widziałem, �e malarze szkice w�glem robi� na

kolanie, albo na serwetce przy stoliku kawiarnianym. Ale nie Anton - on porz�dnie, z

namaszczeniem. Ludzie, jak si� spodziewałem, zaczynali si� gromadzi�,

komentowa�. Mówili zupełnie inaczej, ani�eli moi rosyjscy, a zreszt� i polscy

znajomi. Jako� tak wida� było, �e kulturalnie. Tego tutaj, a zreszt� w całym Zwi�zku

Radzieckim, wcale si� nie spodziewałem.

Mimo wszystko długo na sło�cu nie wytrzymałem. Schowałem si� z

kocem w cie� pod sam� skał�. Sło�ce było w zenicie, potem zasn�łem. Gdy si�

obudziłem, a było dobrze po szesnastej - spałem prawie pi�� godzin - Anton ci�gle

jeszcze malował. Ju� farbami. Jaki� in�ynier z miejscowo�ci, której nazwy nie chciał

wyjawi�, ofiarował si� mnie odwie�� do Teodozji. Anton chciał zosta�. Nie czułem

si� chyba najlepiej. Podró� słabo pami�tam. Szybko poło�yłem si� spa�, ale Kola i

tak wezwał lekark� - s�siadk�. Martwił si�, �e je�li przyjdzie mi chorowa�, a by�

mo�e mam udar mózgu, to trzeba b�dzie mnie odwie�� do Sewastopola, bo tam

najlepszy szpital. A z drugiej strony - Sewastopol jest miastem zamkni�tym, wi�c

286

mo�e do Jałty? Ale podobno jałta�ski szpital – oczywi�cie ten dla lepszych

pacjentów – w �aden sposób mi nie przysługuje...

Lekarka jednak wcale nie zalecała takiego po�piechu ze szpitalem. Za

dziewi�� rubli podj�ła si� w kwadrans, z �elaznego zapasu szpitalnego załatwi�

glukoz� i witamin� "b" w płynie. Bezwolnie si� zgodziłem. Rzeczywi�cie, nie min�ło

pewnie pół godziny, gdy zrobiła mi kroplówk�. Jako� dochodziłem do siebie.

Spytałem, czy z zapaleniem mózgu b�d� mógł wróci� do kraju?

- Do Polszi... Na szto? U was nie zagarienie mozga, tolka pochmiel'...

- O do czorta - szto za pochmiel', wracz? Szto eta?

- Mensze wodki nada pic - wot i wsio lekarstwa... Sewodnia s wieczera nie

bolsze czem sto, a łutsze – dwa raza po piatdzesiat' gram...

- O do cholery - my�l� sobie - ona ma mnie za sko�czonego alkoholika,

który bez wódki dnia nie mo�e wytrzyma�... No, no...

Ze trzy dni potem w domu siedziałem. Je�� miałem co. Wypiłem

trzylitrowe ba�ki: soku jabłkowego, mandarynkowego - zaskakuj�co niesmacznego,

soku z brzozy i dwie ba�ki kwasu. Do tego zielon� herbat� i tylko jedn� kaw�

dziennie - a ju� przywykłem do dwóch tego paskudztwa... Napoje w słojach dowoził

mi Kola.

Upał, organizm nie nawykły do stałego pompowania spirytusu, no i tak to

si� sko�czyło...

Po trzech dniach wyszedłem na spacer, na bazar. Kupiłem nawet lemonki

do kawioru. Starszy Gruzin sprzedawał kwiaty – mimozy, czy jakiego� innego

drzewa? Po dwa ruble za gał�� - rozbój w biały dzie�! Ale nic, trzy gał�zie kupiłem.

Za rubla doło�ył mi dwunastokartkowy fotograficzny kalendarz ze zdj�ciami Stalina.

Prawdziwa nielegalna robota! Od razu go zakablowałem - siedem rubli przecie� mi

zabrał! Ale Koli sprawa wcale nie zainteresowała. Obejrzał, powiedział:

- "maładcy"... i dodał:

- Nie stiesniajsia - za Stalinu wazmo�na było pad stienu, no do ciurmy - nie

lzia...

287

Nie to nie - a gał�zki pani doktor bardzo si� podobały...

Aha - kupiłem na bazarze dwie bułgarskie koszulki, matroski, w biało -

niebieskie pasy, po trzy ruble. Podobno w sklepie mo�na kupi� po rublu z

kopiejkami radzieckie, ale bez rami�czek. Mi tam wszystko jedno, lecz do sklepu z

ubraniami nie chce mi si� chodzi�. Potrafi� sobie wyobrazi�, co w nich jest. Ludzie

tu s� nie najlepiej ubrani...

Pod wieczór poszedłem do kina w o�rodku wczasowym chemików. Kola

mi to załatwił. Pokazywali, na seansie zamkni�tym, polski film "Jak rozp�tałem

drug� wojn� �wiatow�". miesznie było ogl�da� film, którego aktorzy mówili po

polsku, a lektor po rosyjsku. Bardzo mi to pomogło w nauce rosyjskiego.

Kola wyja�nił, dlaczego ten film jest niecenzuralny w zeteserer. Otó� nie

pokazano w nim w wystarczaj�cym stopniu heroizmu walki ludzi radzieckich i w

ogóle �artowano sobie z wojny. Ale przyznał, �e �mieszny. Najbardziej rozbawiła go

uporczywa walka Włochów o "bordello militare". Włosi, jego zdaniem, to w ogóle

�aden naród, poniewa� walczy� nie umiej�, s� pod tym wzgl�dem jeszcze gorsi ni�

Czesi. Aha - Francuzi jego zdaniem te� zeszli na psy:

- Za Napoleona to był wielki naród - kontynuował. Porz�dnie si� bili w

pierwszej wojnie �wiatowej. A potem to ju� degeneracja. Jedyna nadzieja Włochów i

Francuzów to ich partie komunistyczne. Gdy tylko przejm� władz�, to one ju� ich

naucz�...

************************************************************

************8

A potem znów zacz�li�my z Antonem je�dzi� do Koktebelu. Dwa razy

był z nami ordynans admirała. Okazało si�, �e admirał miał swojego ordynansa -

marynarza zasadniczej słu�by. Był to syn jakiego� dostojnika wojskowego. Nicpo�,

288

wedle Antona, paraj�cy si� włamaniami do domów. Na razie zamiast do wi�zienia

wzi�li go, ze wzgl�du na zasługi wojenne ojca - do wojska. W kadrach wojskowych

za�, aby przypodoba� si� tatusiowi generałowi, pchn�li go do ordynansa. Wcale nie

po zło�ci przydzielili go do admirała. Po prostu admirał mieszkał w kurorcie, a na

dodatek komendantem portu jest znajomy tego taty. No i na admirała padło.

Komendant portu nie chce zgodzi� si� na aresztowanie gagatka, cho� ten chodzi jak

głupi po bulwarze i kuracjuszom proponuje fanty do sprzeda�y. Mi te� proponował:

- Wazmi szubu - mówi do mnie - sobolnaja. Samoje łutsze kaczestwo... Ja

tebe eszczo tigra otdam - moli ewo neskolko pokuszali, no niczewo... Tigra prosta

daram otdam...

- Pradawaj Wowa swai westi drugim... - chc� si� od niego odczepi�.

- Admirał tebe zdełajet pismo, czto eta dar at niewo... Dlia tamo�nikow eta

chwatit... Pasłuszaj - sobolnaja szuba stoit wosiem tysiaczi rubliej. Ja smatrieł w

magazinie. Skolka tiger, ja i nie znaju, no mnoga! Mo�et byt' i dwa tysiaczi?

Wszystkiego tego słuchał Anton. Wzruszył ramionami.

Ale wieczorem, gdy wespół z admirałem, Antonem i trzema

pracownicami przemysłu maszynowego - tu potrafi� ludzie trzyma� mord� w kuble -

nic o nich wi�cej si� nie dowiedziałem - spacerowali�my po bulwarze, admirał wzi�ł

mnie za rami� i na chwil� odci�gn�ł od towarzystwa:

- Wazmi at niewo etu szubu. Emu nie nada dawat' mnogo - pa moiemu -

trista rubliej chwatit. Pismo, czto eta dar at mienia - afarmliu. I snowa na dwie

nedeli moewo urki nie budet damoj... Nu dawaj... Ja eti maładyie �enszcziny damoi

prigłaszu - paguliaiem... Na szto� woram znat', szto u tebe dengi? Ty u niewo

pakupisz i on nieczwo nikamu nie ska�it...

Zgodziłem si�. Dziewczyny były zdumione, gdy na mecie, bo w sklepie,

a nawet w dwóch kawiarniach nie było, kupiłem trzy flaszki szampana, a wypiłem

tylko kieliszek i nic wi�cej z alkoholi. Ja spałem z dwiema. Sumiennie potargałem

im raczej niewielkie, takie tylko dla formalno�ci hodowane koki. Anton zaliczył

289

chyba wszystkie. Wowa, który nam usługiwał - na pewno wszystkie. Czy

któr�kolwiek admirał - tego nie jestem pewien - do�� szybko si� upił.

Kola, którego si� radziłem, po wahaniach o�wiadczył, �eby i szub�, i tigra

bra�... W trzy dni po jublu u admirała starannie ogoliłem krocze i solennie

nama�ciłem si� ma�ci� rt�ciow� od mamy. Na pla�y w Koktebelu wzbudziłem nie

mał� sensacj�. Ju� mnie znali - uchodziłem tutaj za artyst�, lub działacza polskiego

komsomołu.

Nast�pnego dnia i Anton przyszedł ogolony, uprzednio dokonuj�c zakupu

w aptece, bo polskiemu specyfikowi nie ufał.

- Znajesz, kto w etim winawat?

- Adna z etich dziewaczek - kanieszna... - odpowiadam.

- A pa maiemu niet. Wowa - wot w cziom dzieło... Dziewaczki kulturnyie -

cziort znaiet, czto tieper ani dumaiet... U admirała w gastiach... Rasieja kanczaetsia...

Przyczyn naszych zabiegów fryzjerskich nie wyjawiali�my, to te� po

kilku dniach spora cz��� pla�owiczów poszła w nasze �lady.

W ogóle musz� powiedzie�, ze ludzie w Teodozji na bulwarze, a jeszcze

bardziej na pla�y w Koktebelu, s� niezwykle mili. �adnego przekle�stwa nie

słyszałem. Idzie człowiek bulwarem i nagle z nieznajomym w szachy zagra, a to

mo�e akademik z Moskwy, a mo�e ksi�gowy z kołchozu... Zaraz potem pod sklepem

z trzema przygodnie poznanymi lud�mi, je�li tylko chcesz - butyłku wodki wypijesz i

jeszcze sklepowej, która szklank� po�yczy - te� troch� odlejesz. Dziewczyn - ile

wlezie... O zmroku poznajesz na bulwarze, zapraszasz na szampana, który sprzedaj�

tu na kieliszki i zwykle jednak mo�na go dosta�, chyba �e nie dowioz�, a gdy ju�

zrobi si� ciemno, idziecie jak Bóg przykazał na pla��. Piasek jeszcze ciepły. Obok

dziesi�tki takich par robi� to samo. No pełnia wypoczynku i rekreacji!

Ciekawa rzecz - mo�e na kempingu, zreszt� jak cała pla�a nielegalnym -

ludzie si� pieprz�. Z cał� pewno�ci�. Ale na pla�y nie... Całymi rodzinami

przychodz�...

290

A zreszt� id�c do wody zawsze zostawiali�my na brzegu swoje rzeczy, w

tym ja portmonetk� z du�o wi�cej, ni� przeci�tna pensja w tym kraju. A pomimo to

nigdy nic mi nie zgin�ło. I nie słyszałem, aby zgin�ło. Cho� gdy byli�my z Wow�, to

raczej uwa�ali�my na niego. Bali�my si� wstydu...

Jako obcokrajowca ludzie mnie cz�sto zaczepiaj�. Coraz rzadziej

wprawdzie chc� ode mnie kupi� spodnie, czy co� innego, co mam na sobie, bo ju�

wiedz�, �e ja nie handluj�, ale pozna� chce mnie wielu. Zdecydowanie unikam

kontaktów z sowieckimi Polakami. Uprzejmie, ale jednoznacznie - won! Kłopotów

to ja nie chc�...

To, �e na wszystkich domach - oboj�tne - starych czy nowych - obłaziły

tynki, �e na klatkach schodowych - odwiedziłem dwie dziewczyny z Teodozji - jedna

mieszkała w obszcze�iciu, czyli w hotelu pracowniczym i wszedłem tam przez okno,

a druga w normalnym mieszkaniu przedrewolucyjnym, podzielonym na tyle

mieszka�, ile jest pokoi z tym, �e wi�ksze pokoje podzielono tektur� na dwie lub trzy

nawet cz��ci - cuchnie, jakby mieszka�cy swoje potrzeby załatwiali tylko w tym

miejscu - ju� mi tak bardzo nie przeszkadzało. Oczywi�cie, po do�wiadczeniu z

ryjem wieprzowym panierowanym z pewn� nieufno�ci� podchodziłem do potraw

podawanych w zakładach zbiorowego �ywienia, ale kurcz� tabaka, solank� i piero�ki

z blinami we wszelkiej postaci, nawet z ry�em, bardzo polubiłem. Tylko chleba do

ziemniaków nie nauczyłem si� je��... To gospodarzy zawsze niepomiernie dziwiło.

Jedna malarka, dwudziestoletnia, �liczna jak malowanie dziewczyna,

koniecznie chciała wyj�� za mnie za m��. Córka jakiego� bardzo znanego i bardzo

bogatego profesora weterynarii z Leningradu. Anton twierdził, �e bardzo

uzdolniona. Te� malowała w Koktebelu. Ju� drugi rok nie chcieli jej przyj�� do

Akademii, bo �ydówka. Okazuje si� - Rosjanie tak załatwili problem, o czym zreszt�

ju� słyszałem, �e �ydów przyjmuja tylko okre�lon� liczb� na studia i wi�cej nie.

Pozna� mog� łatwo, nie to co u nas, bo ka�dy �yd, a zreszt� Polak równie�, ma to

napisane w paszporcie, a jak sobie w urz�dzie zmieni narodow��, to organa i tak

wiedz� i w konia nie daj� si� robi�.

291

No - artystka w domu... Taka �liczna, przymilna... Gdyby nie �ydówka,

to kto wie? Ale s�ki do ko�ca �ycia... To nie dla mnie... Cho� brałem pod uwag�, �e

mo�e Przemyslida miałby do mnie wi�ksze zaufanie? W ogóle mógłbym na �ydów

liczy�. Ale co ich w kraju zostało? Co oni dzi� mog�? Próba bilansu ewentualnych

strat i zysków wypadła zdecydowanie niekorzystnie.

Na dodatek - najlepsi oficerowie radzieccy do Arabów pojechali - sam

kwiat korpusu oficerskiego Rosji. Sprz�t te� robi� dla nich najlepszy - eksportowy.

Nie to barachło, co do Indii. Polsce podobno te� nie najlepsze rzeczy sprzedaj�. No

ale Polsza nie kurica... Przy najbli�szej próbie izraelskiej napa�ci na bratnie kraje

arabskie z �ydów nic nie zostanie - czarna dziura!

Anton mi poradził, �ebym nie stiesniałsa, bo jak ona jest córk� profesora i

to znanego, to wcze�niej czy pó�niej na akademi� j� przyjm�.

Ale ładna bestia...

Ciekawa rzecz - wszyscy tutejsi, ł�cznie z admirałem, bredzili co� o

konieczno�ci zachowania pokoju na �wiecie. Mówili o tym tak w rozmowach

towarzyskich, ale w tych samych rozmowach ka�d� rzecz gotowi byli rozpatrywa� z

punktu widzenia jej przydatno�ci podczas wojny, a raczej zwyci�skiego pochodu na

Zachód... Taki mimowolny narodowy sport.

Od batiuszki, znajomego Koli, kupiłem hurtem po sze��dziesi�t rubli

szesna�cie ikon - trzy najstarsze były z szesnastego wieku, dwie z siedemnastego,

cztery z osiemnastego i siedem z dziewi�tnastego, ale z pierwszej pono� połowy. By

mi si� nie pomyliło, na odwrotnych stronach desek zapisywałem wiek długopisem,

jak trzeba, rzymskimi cyframi, a poniewa� długopis nie chciał pisa�, to wła�ciwie

ryłem nim w drewnie.

Batiuszka, popijaj�c wódeczk� i zagryzaj�c ju� tegorocznym

ogóreczkiem narzekał, �e na Ural musi po nie je�dzi�. Z Kol� znali si� dobrze - mo�e

nawet z frontu? W ka�dym razie, je�li dobrze zrozumiałem, to podczas wojny

batiuszka by młodszym oficerem, ale co� przeskrobał i najpierw wzi�li go do

karnego batalionu, a potem w popy zesłali... Był po cywilnemu. Tylko taki du�y

292

złoty krzy� popi na złotym ła�cuchu miał w kieszeni. Krzy� te� chciał sprzeda�, ale

�e z �emcziug�, czyli z perłami, to chciał drogo i nie porozumieli�my si�.

Anton te� sprzedał mi, równie� po sze��dziesi�t rubli, dziewi�� aktów

namalowanych w Koktebelu. Wariackie, bo wariackie, a mi si� podobaj�. Wszystkie

baby ró�owe, albo jaskrawo �ółte, lub w podobnych, słonecznych kolorach... Jedna

Gruzinka, aktorka, miała srom niczym w��yk generalski - taki pofalowany - no i on

to namalował. Ech...

Anton na podarunki w kraju dał mi jeszcze swoje trzy obrazki statków

�aglowych. Tak za darmo. Obiecałem zaprosi� go w go�ci do Warszawy, czy gdzie

tam b�d�. Martwi� si�, �e w zale�no�ci od rodzaju czekaj�cego mnie zadania, by�

mo�e nie b�dzie to mo�liwe. Tylko za ramy musiałem zapłaci�.

Za reszt� rubli kupiłem złote obr�czki �lubne. U nas w kraju z przydziału

sprzedaj� tylko przy pierwszym �lubie, a rozwodnicy musz� sobie radzi� sami.

Jubilerom wolno wytwarza� wyroby tylko z powierzonego złota, złom mo�e

skupowa� tylko pa�stwo, a złoto mimo wszystko jest. No wła�nie - co� o tym

wiem....

I jeszcze kupiłem du�o dobrego jedzenia. Na ostatni dzie� pojechali�my

do Jałty i tam w sklepie za �ółtymi firankami było wszystko, co zechcesz...

Doktorska kiełbasa wcale nie miała odcienia zielonego. Wino "Cziornyj doktor" było

firmowe - kolekcionnoe - jak mnie poinformowano. Kola sił� wcisn�ł we mnie

kilkana�cie flaszek miejscowych koniaków, takich dwunasto i wi�cej letnich. I ja to

wszystko mam taska�! Nawet argenty�sk� tuszonk� wołow� w puszkach

sprzedawali...

Wszyscy odprowadzili mnie na dworzec. Małemu Koli oddałem

ostatniego dnia ostatnie gumy do �ucia - popłakał si�... Niepotrzebnie dałem mu je

ju� na dworcu. Peron jest na bulwarze - dzieci spacerowiczów rzuciły si� nieomal na

niego, ale jakos tam manewrował, �e dał im tylko jeden płatek do podziału.

Tu bez kr�pacji ludzie ludzi prosz� o papierosa, lub o dwie kopiejki na

telefon. No ale guma do �ucia kosztuje wi�cej. Szczególnie tu.

293

W przedziale czekała na mnie... no oczywi�cie - Udarka. Ucałowali�my

si� serdecznie.

W Odessie nie było miejsc w "Łondonskiej", wi�c w innej, nowoczesnej i

nadmorskiej cz��ci miasta zatrzymali�my si� w olbrzymim domu szkole�

Komsomołu. Luksus - nie to co Dom Oficera. Wszystko w najlepszym gatunku: białe

serwety, zastawa z Teatru Bolszowo w Moskwie - chyba nawet srebrna... W ka�dym

razie jeszcze przed odej�ciem go�ci rachowana przez kelnerk�... Jedzenie takie, �e

bez obaw mo�na było je�� panierowane karbonady. A szkoleni komsomolcy?

Wszyscy byli wyra�nie starsi ni� ja. Czasem tylko ich �ony były młodsze, ale i to

rzadko.

Wieczorem jednak taksówk� wezwan� w recepcji pojechali�my do Klubu

Oficera obok portu. Diuk Richelieu stał jak stał. Do klubu Udarka wkroczyła jak

złota medalistka olimpijska. Poznała j� tylko barmanka i mo�e ta krzywonoga

staruszka, ale nic. Warto było. Barmanka podała nam piero�ki z ryb� w�dzon� i

cebul� - palce liza�. Sama Udarka przyznała, �e i w domu lepszych nie ma.

W nocy, jak poprzednio, puszczałem po niej karaluchy. Ale te były jakie�

mniejsze, cholera i trudne do złapania.

Odwiozła mnie do samego Lwowa. Wyszła z przedziału, gdy wpadła do

wagonu kontrola. Znów wszystko sumiennie porachowali, ale nic ich nie dziwiło.

Celnik zanim wsadził mi palec w tyłek, to tym razem posypał go sobie talkiem. No

có� - ró�ni celnicy ró�nie lubi�...

Nasi porachowali, jak trzeba, ale oczywi�cie osobista rewizj� darowali.

Na dworcu czekał jednak Sta� z trzema �ołnierzami jednostki

nadwi�la�skiej.

- Nie jest �le - pomy�lałem - szanuj� mnie...

Ci �ołnierze oczywi�cie nie�li pakunki do Wołgi. Sta� zawiózł mnie na

nowa kwater�, do Konstancina. Czekała ju� na mnie na podwórku starej, obdrapanej

willi moja syrenka. Pokój z kuchenk� mi dali, w której za kotar� był kibelek. Ale

jakie� rozpadaj�ce si� meble, �elazny balkon z kowalskimi balustradami w esy

294

floresy - tak zardzewiały, �e strach na niego wychodzi�. I niedu�y portret Feliksa

Dzier�y�skiego w w�skich, złoconych ramach. Szkiełko, trzeba przyzna�, muchy

zd��yły nie�le zabrudzi�.

�ołnierzom dałem na piwo, ich dowódcy, który czekał na �ołnierzy w

łaziku, wr�czyłem wódk� kupion� z przydziału od wagonowej poci�gu relacji

Odessa - Warszawa. I tym razem była to wersja eksportowa, ale wódki Kuba�skiej.

Stasiowi za� dałem flaszk� koniaku ze specsklepu w Jałcie. Wida� było, �e liczył na

co� wi�cej. Ale obrazki marynistyczne miałem dla Przemyslidy, Franka i

ewentualnie - dla Zygmunta. Trudno i darmo.

- Ty popatrz Stasiu na te flaszk�. To jest mołdawska "Leninskaia put'".

Kolekcionnyj kaniak chłopie... Pi��dziesi�t siedem procent i dwadzie�cia pi�� lat

wydzier�ki... Ty w �yciu tak dobrej rzeczy nie piłe�. Od czasu �mierci ministra

my�lałem, �e jeste� jedynym człowiekiem w Polsce, który doceni taki dar...

Stasiu, aby mi pokaza�, co o tym my�li, wzi�ł dwie, słabo domyte

musztardówki - znów tylko musztardówki były na kwaterze i od r�ki, wybijaj�c

korek r�k�, polał. Ja od czasów moich przej�� na sło�cu w Koktebelu alkoholu

unikałem, ale có� - jeszcze mi si� Stacho do reszty obrazi.

Łykn�li�my... Stach si� rozpogodził, ucałował mnie z dubeltówki i ładnie

przeprosił:

- �e te� kurwa pozwoliłe� mi to tak od razu otworzy�...

- A co ja mogłem - odci�łem si� - patrzyłe� na mnie jak na przesłuchaniu

przed wyciskiem...

No có� - w �yciu ró�nie bywa. Przyjechałem z tych wakacji i nic -

�adnych propozycji. Przemyslidzie dałem obrazek, chyba nawet nie bardzo mu si�

podobał... Pytał, czy byłem w Teodozji w muzeum Ajwazowskiego. A ja - czort z

tym - nie byłem. Sk�d miałem wiedzie�, �e to taki wa�ny człowiek - okazuje si� -

295

malarz. A przypominam sobie: admirał chciał ze mn� i��, Anton i nawet Kola mówił,

�eby zajrze�. Na głowy z nikim si� nie pozamieniałem, �eby po muzeach si�

wał�sa�...

Tak czy inaczej Przemyslida do�� taktownie i nie wprost, lecz

jednoznacznie dał mi do zrozumienia, �ebym mu si� nie narzucał, a je�li b�d�

potrzebny, to sam da zna�.

Franka te� w �aden sposób nie mogłem złapa�. No bo jak - �eby

porozumie� si� rz�dówk�, to trzeba mie� do niej dost�p. Ja ten telefon miałem na

wyci�gni�cie dłoni w pensjonacie, ale teraz to i na Poczcie Głównej nie mam szans.

Do Pernanbuko mog� zatelefonowa�, ale nie do Franka...

Zygmuntowi dałem obraz - jemu bardzo si� podobał, ale o moich losach

wiedział niewiele wi�cej. Tyle tylko, �e nadal jestem pracownikiem Funduszu

Wczasów Pracowniczych i powinienem si� do nich zgłosi�. No to si� zgłosiłem do

Dyrekcji Generalnej, a tam okazało si�, �e awansowałem na dyrektora, pensje dla

mnie odkładali na nieoprocentowanym koncie, nawet premie mi przyznawali...

Pensja zreszt� - he, he - wzrosła... Ale nie wolno mi jecha� do pensjonatu, bo remont

i tylko bym przeszkadzał. Gdy wspomniałem, �e rzeczy ch�tnie bym stamt�d wzi�ł,

bo pewnie co� jeszcze zostało, to mi kadrówa w FWP powiedziała, �e nie da rady, bo

mnie stra� na biurze przepustek nie pu�ci. A to suka zorientowana... Niby nikt nic nie

miał wiedzie�, a ona wie, �e jest biuro przepustek...

Kazała spokojnie odbiera� co miesi�c pensj� i cicho siedzie�, bo prezes

mnie lubi i krzywdy nie da zrobi�. Dobra sobie. Rozwarłem na ni� ryja, �e nie mam

gdzie w tej Warszawie mieszka�, wi�c kazała mi si� zgłosi� za tydzie�.

Po tygodniu dała w kopercie taki �wistek do Dzielnicowej Rady

Narodowej Dzielnicy Warszawa - ródmie�cie do pokoju takiego i takiego na ulicy

Nowogordzkiej w Warszawie.

No dobrze - poszedłem tam, a referent kazał si� dowiadywa�, czy co� jest,

czy nie ma, bo teraz nie ma.

296

No - my�l� sobie - mam powód, by wej�� Frankowi na głow� i dawaj, z

całym problemem do Zygmunta. Spotkali�my si� w "Niespodziance" na emdeemie

na dole - w takim kurwidołku. Jezu - jakie lafiryndy... Ale szpetne!

No i ja mu mówi�, co i jak, a on mi na to zasuwa mówk�, �e przeci�tnie

czeka si� od o�miu lat - to najlepsi członkowie partii, do dwudziestu lat na przydział

mieszkania, a ja chc� tak hop, hop i ju�.

Na to ja si� pytam:

- Do kogo Zygmunt ta mowa? Co ja - �ycia nie znam? Jak trzeba, to od

razu jest mieszkanie, a jak nie trzeba, to i dwadzie�cia lat człek pokutuje. Ja tu trac�

k�t słu�bowy nie z mojej winy - w cał� afer� wsadził mnie przecie� nie kto inny,

tylko Franek. Do Ruskich nawet jad� cierpie� niesamowite upały, łeb mnie do dzi�

pobolewa, a na mieszkanie nie mam szans...

Zygmunt chyba opacznie zrozumiał moje słowa i wyszło mu, �e głowa to

mnie boli od jakich� szkole� - tak to w jego twarzy wyczytałem. W ka�dym razie

szybko si� urwał.

- No - my�l� - teraz to mam w plecy...

Ale nie, przeciwnie. Na drugi dzie� dzwoni Zygmunt, �ebym do tego

urz�dnika na Nowogrodzkiej szedł jak w dym. I rzeczywi�cie - urz�dnik ucieszył si�,

�e mam własne auto, bo cho� to blisko, to jednak w kilku miejscach... Ze stalowej

szafy wyj�ł kilka kopert z kluczami i jedziemy.

Pierwsze mieszkanko było na emdeemie, porz�dne, ale małe - trzydzie�ci

jeden metrów. Wi�c nie. Dalej jedziemy par� kroków - na Marszałkowskiej, chyba

trzecie podwórze w gł�b. Drugie pi�tro, mieszkanie wspaniałe - cztery olbrzymie

pokoje i słu�bówk�, du�a kuchnia i łazienka, ale w starym budownictwie, po

podwórzu element si� szwenda i alpagi pije. Nie.

Trzecie mieszkanie było na Powi�lu - przedwojenna porz�dna kamienica,

ale tylko dwa pokoje. A ja widz� po tej Marszałkowskiej, �e mog� mie� tych pokoi,

ile chc�. Najwy�ej - poczekam...

297

Telefonuj� do Zygmunta, spotykamy si� w "Lunie" w Alejach

Niepodległo�ci koło Fabryki, jak zacz�to nazywa� kompleks gmachów na

Rakowieckiej. Ja mu mówi�, jak si� rzeczy maj�, a on, �e rzeczywi�cie, to bez sensu,

abym w starych skorupach mieszkał. Nast�pnego dnia spotkalismy si� w Centralnej

Radzie Spółdzielczo�ci Mieszkaniowej - w kiblu na parapecie podanie

wysma�yli�my, �eby w trybie nadzwyczajnym uczyniono mnie spółdzielc�

mieszkaniowym bez sta�u kandydackiego, gdy� wa�ne wzgl�dy socjalne skłaniaj�

mnie do tej pro�by, a mianowicie brak mieszkania. Zło�yłem cieciowi na dziennik

podawczy, nawet kopii nie miałem, �eby po�wiadczył odbiór. Nie min�ł tydzie�, a ja

przez go�ca z jednostek nadwi�la�skich dostaj� odmowne pismo od ceeresem, �e

niestety sta� kandydacki musz� odby� i w sprawie procedury mam si� za dwa dni

zgłosi� do pokoju tego i tego. No dobrze - kij wam w ucho - zgłaszam si�, najwy�ej

wezm� starocia z dzielnicy... A tu nie - czeka na mnie formalny przydział mieszkania

- cztery pokoje Za �elazn� Bram� - pi��dziesi�t dziewi�� metrów, drugie pi�tro. A ja

te domy znam - bardzo du�e bloki, z du�ym holem na dole, kioskiem RUCHU cał�

dob�. Pokoje klitki, ale trudno - za to mury nowe i meneli nie ma. I w ogóle dzielnica

taka bardziej inteligencka - na szóst� nikt tam do roboty nie je�dzi.

No i czas mojego sta�u rachuj�c od daty zło�enia podania min�ł po

dziewi�ciu dniach. Tak zdecydował prezes CRSM i nawet zło�ył pod tym podpis ze

stempla, którym dysponuje jedynie jego osobista sekretarka. Tego akurat

dowiedziałem si� od Zygmunta. Zorientowany facet z niego. Chciałem go z tej

rado�ci wzi�� na obiad do jakiej� dobrej knajpy, ale nie dało rady - okazało si�, �e on

nadal je�dzi do Niemiec, do Hamburga z tymi w�gorzami i szynkami. Co w

pensjonacie, to i on nie wie. No i wła�nie musi ju� rusza�, aby przespa� si� w

Ostródzie i rano towar pobra�.

Cie choroba. Nikt ode mnie nic nie chce, ale powa�ny pracownik w

przerwach mi�dzy jedn� operacja wywiadowcz�, a drug�, ma dla mnie zawsze czas,

a gdy przyjdzie mi do głowy pomysł z mieszkaniem, to jak na tacy mi podaj�. A�

wstyd byłoby przed lud�mi si� przyzna�, jak w try miga stałem si� członkiem

298

realnym, z mieszkaniem, w nauczycielskiej spółdzielni mieszkaniowej. Nie ma si�

co denerwowa�...

Od takiego jednego naszego człowieka, który przeszedł do Domów

Towarowych Centrum na �cianie wschodniej na jednego z dyrektorów dostałem

legitymacj�, nawet ze zdjeciem, na ostatnie pi�tro "Juniora". No i prosz� - byłem w

sklepie za �ółtymi firankami w Jałcie, poszedłem i w Warszawie.

Ekip� remontow� dostałem z ojcowskiego geesu. Wstawili parkiet

bukowy, bo d�bowego po prostu fizycznie w całym wojewódzkim geesie nie było.

wier�wałków na spojenia parkietu ze �cian� te� jak raz nie było, ale miały by�

potem, to sobie sam przybij�. Gorzej, ze od razu polakierowali mi t� podłog�

emolakiem i rzecz jasna, zapomniałem zachowa� sobie flaszk� na te �wier�wałki.

Okna zostały te same, ale od nowa je zamontowano uszczelniaj�c traw� morsk�,

dzi�ki czemu nie b�dzie mi wiało. Zamontowali te� uszczelniaj�c� ta�m� aluminiow�

- w�giersk�. Drzwi obili blach� i zało�yli obok yale porz�dny, przedwojenny zamek

p�taj�cy si� u rodziców jeszcze z czasów szabru. Klucz był systemu poniemieckiego,

wi�c trzeba było zapasowy dorabia� u �lusarza, ale co tam. Do kuchni poszły

cepeliowskie meble kuchenne ze Stopnicy. Stamt�d zreszt� był i parkiet.

Zlewozmywak kupiłem enerdowski na ostatnim pi�trze "Juniora". Ten "Junior" to w

ogóle doskonały wynalazek - nie trzeba sta� w wielodniowych kolejkach na zapisy i

codziennie stawia� si� na odczytywanie listy. No po prostu luksus!

Ekspedientka namówiła mnie na wymian� kuchenki na importowan� z

Czechosłowacji. Podobno gorsze, ni� nasze eksportowe na Zachód, ale lepsze o

niebo od tego, co zastałem na miejscu. Ponadto kupiłem farelk� z nawiewem

powietrza - zupełna nowo��. Gdy wył�cz� ogrzewanie, a jeszcze nie wył�cza pr�du,

to b�dzie jak znalazł. Telewizor kupiłem w normalnym sklepie, bardzo porz�dny,

dwudziestojednocalowy „Beryl”. ! I to bez kolejki. Za jedena�cie tysi�cy złotych.

Mniejsze były nawet po sze�� i pół, ale zupełnie kiepskie. Stolik pod telewizor był

zbyt mały, ale wi�kszych jeszcze w ogóle nie produkuj�, wi�c podło�yłem desk� i

jest w porz�dku. Swoj� drog� – jak zwykle planów pi�cioletnich przemysłu

299

meblarskiego nie skoordynowano z pi�ciolatkami przemysłu elektrotechnicznego!

Je�li Zygmunt nadal liczy na donosy ode mnie, to o tym na pewno nie zapomn�!

Kafelków do łazienki wcale nie mo�na było dosta� - musz� za rad� ojca

czeka� na remont szpitala w Kielcach i mo�e wtedy si� załatwi jako potłuczone

podczas remontu? Podobno maj� otworzy� Pewex z kafelkami, ale nie chce mi si�

wierzy�.

Firanki i zasłony mama ju� kilka lat temu kupiła, bo były i teraz nie

musiałem biega�. Karnisze kupiłem bardzo drogo w Cepelii - nigdzie indziej nie

było. Mam teraz takie ładne, malowane we wzorki, jak w jakim� dziecinnym

pokoju. Same dziecinne pokoje mam. Przynajmniej pod tym wzgl�dem.

Do tego wszystkiego lodówka "Polar" i trzy dywany - podobno nawet

odrzuty z eksportu z Kowar. Rzeczywi�cie - ładne. W "Juniorze" trafił mi si�

odkurzacz z silnikiem japo�skim, a �e był i nawil�acz - wszyscy brali, to i ja

wzi�łem nawil�acz. Po co ma by� wilgotno w mieszkaniu, to nie wiem, ale spróbuje

si� dowiedzie�. Do trzech pokoi dostałem talon na meble z Zamo�cia - to mi załatwił

Zygmunt w BOR-ze u Trzymankiewicza. Mogłem cholera chwil� wstrzyma� si� z

telewizorem i miałbym od nich jeszcze niemieckiego "Grundiga". Ale przepadło.

Tak wi�c mieszkanie urz�dziłem sobie do�� jednostajnie – wsz�dzie te

same firanki i zasłony, nawet – rzucaj�ce si� w oczy karnisze. Wsz�dzie strasz�

fioletowe i w innych kolorach gołe baby i ikony. W łazience na razie mam tylko

wisz�ce lusterko z kiosku, a poniewa� szklanek jak raz nigdzie nie mogłem dosta�, to

kupiłem strasznie drogie, kryształowe, w sklepie z kryształami.

Pieni�dzy mi nie brakuje – przyprowadziłem do ekspertyzy do domu

kusnierza i mówi� mu:

- Prosz� pana – tego futra ja panu z pewno�ci� nie sprzedam. Ale

chc� wiedzie�, ile jest warte?

Ku�nierz ogl�dał je centymetr po centymetrze, w dwóch, mim zdaniem

zupełnie dobrych miejscach a� cmokał z niezadowolenia, kl�ł swoich rosyjskich

konkurentów za partacka robot� i wreszcie orzekł:

300

- Ja mog� panu da� sto osiemdziesi�t tysi�cy i w�tpi�, by jaki�

fachowiec dał panu wi�cej. Mo�e pan to wsadzi� do komisu na Chmielnej i

wtedy, po odliczeniu mar�y, powinien pan dosta� nawet wi�cej, mo�e

dwie�cie tysi�cy... Cho� ja bym zaryzykował i wsadził za wi�cej – jak si� trafi

klient z pieni�dzmi, któremu b�dzie pasowało, to kupi. Dyplomata z Zachodu

mo�e kupi� za dowoln� cen� panie – dolary sprzeda na czarno, a wywiezie bez

cła. To jest na barczystego m��czyzn� wzrostu metr osiemdziesi�t – rzadka

rzecz...

A ja mu na to:

- Poniosłem koszty – za mniej ni� �wier� miliona nie mog�...

- No to ja panu nie pomog�... Za �wier� miliona to mo�na will�

kupi�...

- Kiedy dro�ej� panie... wille dro�ej�. To futra te� musz� dro�e�...

- Wie pan... Słyszy si� to i owo... To jest wspaniała rzecz, to futro...

rzadkie sobole... Na Zachodzie to by poszło za nie wiem ile... Ale na granicy z

tym to i ministra by dupn�li... Wiem co mówi�... Widzi pan – takie futra to

produkty jednostkowe, nawet u ruskich... Ka�de jest rozpoznawalne... To jest

jak obraz, taki muzealny... Pan pewnie zwrócił uwag� na wszyte numery

metryczki... Ale ofiaruje mi go pan bez �adnej metryczki...

- Bo ja go panu nie ofiaruj�, nawet nie chce sprzeda�, chc�

wyceni�... – zje�yłem si�.

Nawet nie pomy�lałem, �e giepi�ci musieli dobrze wiedzie�, czyje to

futro i komu Wowa go r�bn�ł. I nie była to pewnie przodownica kołchozowa, ani

górnik przodkowy... A� si� spociłem. Sk�d we mnie tyle naiwno�ci? Wprawdzie

miałem, jako �wiadectwo pochodzenia, pismo od admirała, ale zabrali mi je na

granicy,. Admirał pewnie dobrze wiedział, co robi – mo�e te� współpracuje? Ja w

ka�dym razie tego pisma ju� nie mam i jakby co, to nie mam czego przedstawi� z

wyj�tkiem protokołu odprawy granicznej... Ale oni zawsze mog� si� wypi�� i

powiedzie�, �e uwierzyli swemu go�ciowi z bratniej peerel.

301

No ale wpadłem na pomysł. Pi�knie podzi�kowałem fachowcowi b�d�c

na siebie zły, �e teraz on wie, gdzie ja mieszkam i zapłaciłem mu za t� fatyg� tysi�c

złotych – pół przyzwoitej pensji!

Nast�pnego dnia z poczty zatelefonowałem do Przemyslidy i od razu

ruszyłem pod Siedlce. Przyje�d�am, pokazuj� i pytam, czy ma komu to sprzeda�. A

on mi na to:

- Pomyliłe� adresy – to ty znasz ludzi, którzy maj� pieni�dze,

cho�by rzemie�lników. Popatrz, na którego by to pasowało i sprzedawaj... No i

pami�taj – tak naprawd� towar ma t� cen�, któr� nabywca chce za niego

zapłaci�...

Zjedli�my dobry obiad domowy i pojechałem. Propozycji nie miał

�adnych.

Dziwna rzecz – nawet nie chc� mnie podsłuchiwa�, bo nie mog� si�

doprosi� telefonu.

Pokazałem t� szub� Zygmuntowi i mówi�, �e szukam klienta, najlepiej

dyplomat�. On tak dla jaj przymierzył, czy na niego pasuje, no ale on jest chuderlak i

futro jest zbyt obszerne. Zapalił papierosa, poci�gn�ł z mojej pi�knej szklanki kawy,

dosłodził sobie, bo uznał, �e pocz�tkowo wsypał za mało, pomieszał, wystukał

krople o brzeg naczynia i pyta:

- Jaka ma by� cena?

A ja mu na to:

- Dla mnie �wier� miliona, a dla ciebie reszta. Dyplomata kupi i za

pół miliona w dutkach. Tak mi mówił ku�nierz, ale twierdzi, �e mo�e

zmobilizowa� tylko sto osiemdziesi�t...

Nie ryzykowałem szar�y z ofert� ku�nierza, bo mo�e jest kapusiem i

Zygmunt wie zbyt wiele? Cho� wygl�dał na zaskoczonego. I bardzo podnieconego –

ja go jeszcze takim nie wiedziałem.

- Słuchaj – nie wiem, czy uda mi si� w zielonych... Daj zapali�, to

pomy�l�...

302

Mama zawsze narzekała, �e od papierosów �ółkn� firanki i planowałem

nie pozwala� moim go�ciom, o ile to b�dzie mo�liwe, na palenie. Ale trudno – cho� z

góry wiedziałem – teraz to on u mnie b�dzie zawsze palił.

- Dwie�cie dwadzie�cia... – zaoferował zaci�gn�wszy si� dymem z

Giewonta.

- Fiu... – my�l� – tego si� nie spodziewałem. Wida� ma kupca w

Niemczech...

- No co ty Zygmunt... – szuba warta jest grubo wi�cej...

- Dajesz czy nie? – przyszpilił mnie niczym igł� owada.

- A je�li powiem, �e zgadzam si� na dwie�cie trzydzie�ci, to jest na

zicher – sprzedane?

- No nie b�d� taki �yd – dwie�cie dwadzie�cia pi��, dajesz mi dzi� i

gotówk� masz w tydzie�.

- Aha – my�l� sobie – w tydzie� obróci do Niemiec i sprzeda. A jak

go dupn�, to moje ryzyko...

- Dobrze, ale gotówka jutro.

- Dawaj jaki� koniak!

Nalałem mu. Do szklanek, bo kieliszków jako� jeszcze nie kupiłem. Same

brzydkie były. A miło byłoby tak jak u Przemyslidy pi� z kryształowych... Jak jacy�

panowie...

Napił si�, pomy�lał i bardzo spokojnie mi wyja�nił:

- Ja mam tak� sytuacj�, �e troch� złotówek odło�yłem z pensji. Ale

to zbunkrowała moja baba. Gdyby futro było damskie, to co innego – na jutro

wszystko bym załatwił. Ale ono jest m�skie – na mnie w sam raz. Tylko troch�

trzeba zw�zi�, skróci� i b�dzie jak ulał. Musz� j� troch� poprzekonywa�.

Wiesz, jak to jest w mał�e�stwie... a zreszt� mo�e i nie wiesz, bo i sk�d... Jak

jej tylko powiem, to ka�e mi w głow� si� popuka�. Jak jej tylko poka��, to to

samo, nawet jeszcze b�dzie zła, �e niby o niej nie my�l�, a sk�d ja wezm� dla

niej sobole? Ale je�li powiesz� w szafie i pojad� do Niemiec, to nim wróc�,

303

�onka sama zmieni zdanie. Poogl�da, pomy�li, �e mo�e w takim razie jak

gdzie� pójdzie ze mn� w takiej szubie, to cho� ona b�dzie tylko w karakułach,

to przecie� mn� szyku zada. Takich soboli nikt nie ma. No nikt ze znajomych.

Zgodziłem si�. Potem sobie wyrzucałem, �e popełniłem bł�d. No bo

Zygmunt mógł mi trele morele opowiada� o swojej babie, a w rzeczywisto�ci

pojecha� z tym do Niemiec i wystawia� moje futro na ryzyko. Mógł te� uzna�, �e ja

jestem ju� załatwiony – przecie� wiedział, �e szw�dam si� bez zaj�cia i zwyczajnie

mi nie zapłaci�. Co mu zrobi�?

Ale nie. Po tygodniu zjawił si� i z pi�ciu ró�nych kieszeni wyj�ł paczki

banknotów po pi��dziesi�t tysi�cy – takie nowe, małe, z Kopernikiem i poło�ył na

stole.

Cholera – tyle forsy za par� zszytych ze sob� futerek zdartych z jakiego�

�cierwa...

No i mam pewno��, �e jeszcze si� licz�. Inaczej fig� z makiem

widziałbym pieni�dze...

Nast�pnego dnia kupiłem komplet kryształów w sklepie na

wi�tokrzyskiej – nawet nie długo stałem w kolejce, akurat rzucili...

A jeszcze potem Sta� mi powiedział, �e zdaniem Zygmunta trac� kontakt

z parti� i z masami, bo powiesiłem sobie na �cianie obrazy religijne. Ju� ja wiem o co

chodzi. Teraz �al mu tych wywalonych pieni�dzy. We łbie mu si� miesza – co ja

mam wspólnego z tymi głupimi masami? Ale istotnie – warto by z jakiej� partyjnej

ksi��ki wyci�� portret Dzierzy�skiego i jak w Kraju Rad – powiesi� sobie w salonie.

To by jako� zrównowa�yło te wszystkie ikony. A jak kupowałem je od popa - on był

taki nasz i Kola był nasz, �e nawet o tym wa�nym aspekcie nie pomy�lałem.

A swoja drog� – takiZygmunt – niby chuchro nigdy w niczym si� nie

wychylaj�ce, chodzi w tych swoich tanich marynarkach, cho� ostatnio cz�sto w

swetrach z Zachodu. ale jak ju� si� postawił, to za worek pieni�dzy.

304

Na Nowy Rok, ale ju� po �wi�tach, na moje zaproszenie przyjechał

Anton. My�l� sobie – czas leci, pensje płac� nie wiadomo za co, a ja zło��

zaproszenie w ambasadzie radzieckiej i przypomn� o sobie. Admirała te� zaprosiłem,

ale jego nie pu�cili. A podobno chciał przyjecha�.

Anton przywiózł ze sob� po prostu stos obrazów, tak ze sto czterdzie�ci, z

czego połowa, jak nie wi�cej – gołych bab. Aby zajmowały mniej miejsca, to zdj�ł

płótna z listew, na których były rozpi�te. To si� chyba blejtram nazywa, chyba �e

blejtram to co� innego. W szkole psia krew uczyli, a ja nie pami�tam.

No to poszli�my do sklepu malarskiego i on a� si� zacukał – takie

podobno dobre farby, p�dzle i jakie� tam takie ró�ne. A wszystko to kosztuje, �e hej!

Listewki kupił, ale na reszt� zabrakło mu pieni�dzy.

Ja go lubi�, cho� widz�, �e najch�tniej, to codziennie piłby wódk�. Wi�c

odliczyłem z brzegu dziesi�� obrazków, te� gołymi babami i za ka�dy dałem mu

pi��set złotych, ale pod warunkiem, �e co tydzie� dostanie tysi�c, �eby mu na cały

miesi�czny pobyt starczyło i jeszcze, �eby na koniec sobie zrobił jakie� zakupy.

Od razu poszli�my do tego sklepu artystycznego, a potem, za rad� jakiej�

malarki poznanej w sklepie, do stołówki stowarzyszenia malarzy. Jest ta stołówka na

drugim pi�trze, lezie si� po schodach. W �rodku tłum i od dymu chod� siekier�

wieszaj. A gwar! Ale nic – za osiem złotych tylko daj� male�kiego schabowego z

ziemniakami i kapust�. Zjedli�my, ja przyniosłem jeszcze po małym Budafoku, bo

był tylko Budafok, rumu�ska �area, likier orzechowy i Ratafia. Wina �adnego! A�

mi było wstyd – w zeteserer przecie� na dworcach wino si� leje! A tu taka n�dza.

Poszedłem do toalety, troch� czasu mi zabrało jej znalezienie – okazało

si�, �e klucz jest za pobraniem u portiera na dole i trzeba da� dych� zastawu. Gdy ju�

to wszystko załatwiłem, wracam, a tu mój Anto� przy barze pije ratafi� z takimi

samymi jak on brodaczami. No przecie� zaraz mi si� porzyga!

Ale odci�gn�� si� nie dał. Wi�c pogadałem razem z nimi, cho�

oczywi�cie tego �wi�stwa nie piłem. Warto było. Okazało si�, �e Anton to jaki�

305

wybitny artysta , bo jak opisał, co maluje i �e nie mo�e wystawia� w zeteserer, to od

razu chcieli mu zrobi� wystaw� niezale�n�, czyli nielegaln�.

- No – my�l� ja sobie – ja b�d� udawał, �e wszystko jest w

porz�dku, �e jestem za, a raporcik jakby ju� sam si� pisał... Ja ju� przecie�

bardzo potrzebuj� przypomina� o sobie! A osi�gni�� ostatnio nie mam, bo i

sk�d?

Nast�pnego dnia awaryjnie widz� si� Zygmuntem i mówi�, co i jak. Nie

mijaj� trzy dni – a jeszcze dwa razy byli�my w tym całym klubie – jeszcze nikt nie

widział jakiegokolwiek antkowego płótna, a ju� wszyscy wiedz�, �e to pisarz

prze�ladowany na zesłaniu na Syberii, wybitny i taki, któremu trzeba pomóc. Dwie

panny na kolorowo ubrane, z jakimi� paciorkami i w sandałach wyr�bał nieomal przy

ludziach. �e niby on siedzi w rogu na krze�le, a ona mu na kolanach, gdy w

rzeczywisto�ci pod stołem sukienk� ma podci�gni�t� i nadziana, �e tylko kieliszkiem

zasłania twarz, aby w oczy si� nie rzucały ró�ne takie grymasy.

- Arty�ci – psia ich ma�...

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przyłazi z rana po

tygodniu Zygmunt, bo ja telefonu ci�gle nie mam i mówi:

- Z tym twoim Antonem to chryja. Nasi nie chc� �adnego skandalu

i daj� mu od razu wystaw� w Domu Kultury na Mokotowie, z honorarium,

kilka muzeów kupi jego płótna i nawet przedstawiciela atasze kulturalnego

zeteserer si� zaprosi. Ale w zamian on nie b�dzie robił �adnego skandalu z

nielegalna wystaw�. Poza tym upewnij si�, czy on czasem tego nie chciał

zrobi� w jakim� ko�ciele. Klechy u nas to wielcy politycy, podobno z ruskimi

nie zadzieraj�, bo oni w zastawie maj� tamtejszych katolików, no ale nigdy nie

wiadomo...

Wystawa była podobno wielkim triumfem. Cał� reszt� obrazów sprzedał

na pniu – ja widz�c co si� dzieje swoje, tak�e te nowe, postanowiłem na razie

trzyma�. Z ambasady było trzech urz�dników, przynie�li ze sob� puszk� kawioru

czarnego, puszk� czerwonego, skrzynk� ró�nych trunków i dwana�cie butelek

306

szampana, a tak�e trzy krasne ryby, czyli takie w�dzone jesiotry ju� pokrojone w

plasterki, na salaterkach i wszystko to doło�yli przed imprez� do produktów

przygotowanych przez organizatorów.

Dom Kultury był nabity go��mi – niektórzy byli bardzo znani. Z dnia na

dzie� Anton stał si� uznanym artyst�, cho� recenzji nie było podobno w prasie

�adnej. Chyba wiem - dlaczego. Ci z ambasady nie byli ju� tak bardzo zachwyceni

gołymi babami, na dodatek mało przypominaj�cymi fotografie, a to oznacza, �e

niezbyt to wszystko było wedle zasad realizmu socjalistycznego. No i – jak s�dz� –

nasza cenzura wszystkie wzmianki prasowe zablokowała. A przecie� było radio i

nawet przez dziesi�� minut telewizja!

Niemniej, gdy Anton odje�d�ał obkupiony w Warszawie za wszystkie

czasy, z cał� walizk� materiałów malarskich, ciuchami i sprz�tem gospodarstwa

domowego, to na dworzec przyszło kilkunastu artystów i niewiele mniej dziewczyn –

wszyscy pili wódk� nie zwa�aj�c na surowe w tym wzgl�dzie zakazy. No ale byli

nasi po cywilnemu – ja ich łatwo rozpoznaj�, wi�c obyło si� bez ekscesów z SOK-

istami.

W ka�dym razie co� si� działo.

A� do jesieni 1974 nic si� nie działo. Absurdalna historia. Pensj� ci�gle

mi płacili, premie zwykle dawali, a ja nic nie robiłem. Nawet na wakacje do Teodozji

czy w ogóle do zeteserer pojecha� nie mogłem. A zreszt� – na listy nikt mi nie

odpisywał, nawet Anton. Z nudów regularnie je�dziłem na wczasy FWP – nic za to

nie płaciłem, bo jechałem jako tajny inspektor. Wszystkie uzdrowiska zwiedziłem.

W Zakopanem nawet doro�karze ju� mnie poznawali, cho� nigdy nie dałem im

zarobi�.

Wakacje sp�dzałem w Bułgarii, w ramach wymiany mi�dzy bratnimi

organizacjami turystycznymi. Interesów �adnych – to oczywiste – zrobi� si� nie dało.

Z nudów nasadziłem tat� na zorganizowanie w miasteczku manufaktury staników.

307

Zygmunt z enerde przywoził mi te materiały, których nie mo�na było kupi� w

Polsce, baby to tłukły na domowych maszynach, igły łamały na pot�g�, ja im te igły

załatwiałem z Radomia i brałem za ka�da podwójn� cen�, bo w sklepach na igły był

deficyt i nie chciałem, �eby mi sprzedawały. Tego Radomia to si� bałem, bo w

zakładach „Łucznik” produkowali nie tylko maszyny do szycia, ale i karabiny. Ten

zakład obstawiony był przez kontrwywiad wojskowy i dla zwykłej zabawy mogli

mnie – człowieka było, nie było – fabrycznego – capn��.

Wykroje brałem w ten sposób, �e Zygmunt kupował mi w Berlinie, bo

najtaniej, staniki ró�nych rozmiarów, które si� rozpruwało i ju� był wzór. Baby na

Ró�ycu płaciły mi od sztuki czterdzie�ci do sze��dziesi�ciu złotych, tak abym miał

prawie dwadzie�cia złotych ze sztuki dla siebie, z czegoZygmuntowi, obok zwrotu za

materiały z enerde, dawałem pi�� złotych i on to jako� drobnił mi�dzy naszych.

Elementy plastikowe tłukł mi na swojej wtryskarce na lewo facet z Otwocka, bez

faktury, bo i po co, ale musiałem mu da� dwadzie�cia tysi�cy na wej�ciu na

wykonanie wzorów. To jaka� skomplikowana historia i chyba nie bardzo mnie

or�n�ł.

Cały dawny powiat, bo powiaty akurat likwidowano, niczym za okupacji

si� zorganizował i walił mi te staniki, a potem do kompletu i majtki, wszystkiego

razem najpierw po tysi�c, a potem po kilkana�cie tysi�cy sztuk miesi�cznie.

Zygmunt na moje potrzeby musiał zamówi� w resorcie now�, wi�ksza chłodni�. Inne

materiały kupowałem wprost w fabrykach, od naszych ludzi tam zatrudnionych,

najcz��ciej w zwi�zkach zawodowych. Z milicji kupiłem złomowan� Nysk�, potem

drug� i dwóch go�ci dla mnie pracowało. Jeden to taki student, co go wyleli i był

ko�cielnym u proboszcza na Pradze. Nasz człowiek, ale o tym oczywi�cie ani mru,

mru... Przez tego proboszcza mój człowiek poznawał ksi��y buduj�cych si�, wi�c

potrzebuj�cych kasy i oni w kraju puszczali mi towar jak cholera. Ale głównie

rozchodziło si� poprzez bazar – nie było targowiska w kraju, gdzie moich wyrobów

bym nie widział. Ja co dwa miesi�ce na dwa tygodnie jechałem na wczasy, wtedy

interes zamykałem, a baby mi w powiecie w tym czasie tłukły towar jak cholera, no i

308

sobie ogl�dałem. Ceny w kraju były zadziwiaj�co zró�nicowane. Ja o wszystkim

pisałem obszerne sprawozdania – mo�na rzec – donosiłem sam na siebie – i było git.

Kupiłem plac w Aninie i nawet rozpocz�łem budow� domu. Z materiałami miałem

krucho, ale kontakty z ksi��mi były jak znalazł. A Zygmunt, za spory grosz –

skrz�tny typ – takie dochody i mimo to ze mnie wyciskał ci��ko zarobion� kas� –

dostarczał mi faktury. Na szcz��cie faktury były in blanco i co jaki� czas

spuszczałem tak� któremu� ksi��ulowi i zwracałem sobie koszta. Przynajmniej do

czasu, gdy okazało si�, �e na którego� w przemyskiem polowali, a on sobie jaja z

nich zrobił i pokazał faktury, których nie miał prawa mie�. Jak mnie wtedy Mietek

opierdolił! Mój Bo�e! My�lałem ju�, �e teraz to si� przejechałem, ale nie – chyba

Franek z lito�ci mnie podtrzymał, albo mo�e uznał, �e cho� na razie nie jestem

potrzebny, to jednak ruskie trzymaj� mnie w rezerwie i mam specjalne papiery.

Naraili mi w ko�cu z Fabryki takiego majstra budowlanego z Otwocka i

on po godzinach razem ze swoj� brygada mi to stawiał. Szybko mu to nie szło, ale

ju� w jakim� takim tempie. Pijani chodzili na okr�gło, ale swoje robili. Ten majster

to ci��ki pojeb – jednego oka nie ma, a raczej ma szklane, ale tak w ogóle to w

porz�dku go��. Raportowa� miałem o nim regularnie co i jak – głupia sprawa. Ale ja

go specjalnie nie uwalałem, bo po co, skoro dobrze muruje i jeszcze mi materiały

załatwia z budowy, �ebym nie musiał po ksi��ach si� prosi�. Poprzedni� partanin�

prawie cał� wyrzucił, a sklecił mi chałup� z wielkiej płyty, z elementów

wybrakowanych, jednopi�trow�, ale solidnie, nie jak to z piszcz�cymi rurami gówno

Za �elazn� Bram�. Troch� wbrew przepisom wyszło mi dwie�cie trzydzie�ci metrów

u�ytkowych. Na parterze elementy były z parteru wie�owca – takie wysokie na

prawie trzy metry, podobnie piwnica, a na pi�trze standardowe. Tylko trudno�� była

z pokojami, bo nie chciałem takich małych klitek no i postarali si� – pokoi mam pi��

plus salon – wszystko jak trzeba, obszerne.

Szpital w kieleckiem w ko�cu zacz�li remontowa�, wi�c kafelki poszły

ju� do nowego domu, podobnie jak rury i armatura. Armatura nie bardzo mi si�

podobała, lecz w sklepach w ogóle nie była do dostania ładniejsza – nawet w

309

Juniorze, wi�c kupiłem w Pewexie. W ogóle to, co nie jest dost�pne za złotówki,

�miało mo�na kupowa� w Pewexie i tylko te ceny – nawet mnie przera�aj�!

Zorientowałem si�, kto w tym Aninie mieszka – działacze partyjni,

oficerowie, adwokaci, pisarze, nawet gwiazdy telewizji. Ale� oni wszyscy mieszkaj�!

Sk�d maj� pieni�dze? Ale� oni musz� robi� przewały... I ja nic o tym nie wiem!

Ostatecznie zdecydowałem, �e kafelki ze szpitala dam tylko do piwnicy,

gara�u, na oba tarasy i do altany, a tak�e do baseniku z fontann�. A do obu toalet,

łazienki i kuchni kupiłem hiszpa�skie. Drogo to wychodzi, ale co tam. Nawet mój

majster, cho� to kompletny matołek, musiał przyzna�, �e hiszpa�skie kafelki s�

pi�kne. Teraz musz� mu patrze� na r�ce, bo wprawdzie na niczym go nie złapałem,

ale �le mu z oka patrzy... Te� si� buduje.

Nawet si� zastanawiałem, czy ze wszystkimi bambetlami nie przenie��

si� do tego Anina, ale dałem spokój, bo u siebie w bloku Za �elazn� Bram�

wynaj�łem na ostatnim pi�trze kawalerk� z telefonem, faktycznie tam mieszkałem, a

w Aninie nie było na razie �adnych szans na telefon.

Z tym telefonem to była afera. Zygmunt zapomniał poinformowa� o tym

fakcie i przez długi czas, o czym nie wiedziałem, nawet nie miałem podsłuchu. Przy

okazji dowiedziałem si�, jak taki podsłuch wygl�da. Oczywi�cie – je�li maj� kogo�

na tapecie, to człowiek zawsze wsi na słuchawce i reaguje stosownie do rozwoju

wydarze�. Ale zwyczajny podsłuch, jest to nowo zbudowana hala niedaleko

Stalingradzkiej z tysi�cami magnetofonów kasetowych. Podobno dla tego podsłuchu

specjalnie kupiono licencj� na produkcj� magnetofonów Thomsona. Taki

magnetofon wł�cza si� automatycznie z chwil� poł�czenia telefonicznego i

konsekwentnie nagrywa wszystko jak leci. Potem z rana zmienia si� kasety. Zatem –

je�li konsekwentnie potrzyma� telefon na głucho przez pół godziny, to nie ma

�adnego podsłuchu, bo kaseta si� sko�czy i do rana jest spokój. A zreszt� – tak

twierdzi Zygmunt – nikt nie ma głowy do słuchania tych tysi�cy kaset. Zygmunt na

przykład ma tylko prywatny magnetofon i nie b�dzie go psuł na pa�stwow� robot�,

310

bo gdyby to robił, to tylko z gadaniny jego własnych obiektów wynikałoby, �e doba

jest zbyt krótka.

I ju� tak przywykłem do tej przedsi�biorczo�ci, gdy ni st�d ni z ow�d –

puk, puk... z rana do kawalerki, o której nic nie mógł wiedzie�, przyszedł

Przemyslida. Na szcz��cie byłem ju� ubrany, cho� jeszcze nie ogolony. Podałem

jak�� kaw� i załatwiane w Gi�ycku, w wytwórni, szprotki w podw�dzane w oleju –

rarytas – prawie takie, jak eksportowe! Nie musiałem si� wstydzi�!

Tak jemy te szprotki, popijamy kaw�, masła nie dostałem, ale nie szkodzi,

bo jest olej z puszki.

- No i rozwijasz si�... Ciesz� si�... – mówi.

Nie wiem, do czego pije, ale pewnie wszystko wie.

- Staram si�, prosz� pana...

- No i dobrze robisz. Widzisz – masz nowe zadanie. Zarobisz

jeszcze wi�cej...

- Mam porzuci� swój dorobek – pytam?

- Ale� nie, je�li dasz rad�. Widzisz – potrzebny jest taki

specyficzny import, w formie paczek kierowanych zza granicy, z Zachodu, do

prywatnych osób do Polski.

- To nie pachnie kryminałem?

- A gdzie tam – �achn�ł si�.

- Od paczek trzeba płaci� cło – zauwa�am.

- No i dobrze. Twoje zadanie b�dzie polega� na tym, �e musisz

znajdowa� figurantów, na adresy których b�d� przychodziły paczki. Ty im

dasz pieni�dze na to cło – dzi� to jest trzysta pi��dziesi�t tysi�cy. To znaczy,

na cło jest troch� mniej, bo dla nich jest dwadzie�cia procent, a dla ciebie

dziesi�� procent. Tylko �e to b�dzie du�o, bardzo du�o paczek. Ty musisz

wyszuka� sobie ludzi, którzy b�d� dociera� do konkretnych osób, które b�d�

u�ycza� swoje adresy.

- Wy ich pó�niej b�dziecie trzymali za jaja?

311

- Eee tam – znów si� �achn�ł – wszystko jest legalne. Je�li tylko nie

sprzeniewierz� pieni�dzy, to wobec prawa b�d� czy�ci. To jest raczej forma

dotacji.

- Aha.

- A nasi o wszystkim wiedz�?

- Którzy nasi – odpowiedział pytaniem?

- No Fabryka...

- Ale� wie, ale nie maj� prawa si� wtr�ca�. Stoi?

- Stoi – zobowi�załem si�.

Ju� nast�pnego ranka, o �wicie, słysz� do drzwi: - puk, puk...

Ledwo przytomny otwieram, a �e miałem wi�ksz� gotówk� w domu, to

nawet za drzwiami trzymam nagana w gar�ci. No ale to nie miało sensu – przyszło

dwóch z Rakowieckiej. Rozbebeszyli mi cały dom wydłubuj�c z ró�nych miejsc

sporo grosza.

- Co jest cholera – my�l�? Czy to czasem nie jest tak, �e ja Fabryce

jako partner Przemyslidy nie pasuj�? Ale �e te� s� tacy bezczelni, aby spiera�

si� z plecami Przemyslidy!

W ko�cu zakwestionowane przedmioty, głównie gotówk� polsk�, troch�

dewiz, wrzucili do torby i sprowadzaj� mnie do du�ego fiata na dole. Porz�dny

pojazd – taki sam jak mój – na szerokich felgach, tylko niebieski, taki przechodz�cy

w bł�kit, gdy mój jest lepszy, bo jellołbahama. Ale tak w ogóle, to te same pojazdy,

nawet silniki tak samo rasowane – z tego samego �ródła. Ale mój jest prywatny – po

przebiegu dwudziestu tysi�cy kilometrów kupiłem go za grosze jako złomowany.

Sta� mi to załatwił. Zawsze miał układy w gara�ach na Słu�ewcu, czyli w bazie

motoryzacyjnej esbe.

Kierowca jedzie z przodu, a ja z tyłu mi�dzy oboma moimi go��mi o

�wicie. My�li mam niewesołe. Firma mo�e mi proces zrobi� lepszy, ni� swego czasu

afer� mi�sn�. Przecie� wszystko wiedz�! Ja nie wiem, czy cho� jeden mój

współpracownik nie jest zarazem kapusiem. Troch� mi to nie pasuje, bo współpraca

312

ze mn� dotychczas była form� premii za dobre donoszenie, a co wa�niejsze – jeszcze

cz��ciej dla krewnych ludzi z firmy. I co – teraz ich wszystkich tak po prostu

wypatrosz�?

Gdy nie skr�cili�my na Mostowo, nie zdziwiłem si�. Ale gdy bez

zwracania uwagi na ograniczenia szybko�ci min�li�my Rakowieck�, to si�

przeraziłem. O do diabła – wiadomo, �e Przemyslida nie współpracuje z

Pernambuko, tylko z ruskimi. Nasi, je�li im nie pasuje, nie b�d� si� przecie� z

ruskimi kłóci�, za to mog� mi cicho da� w łeb i koniec pie�ni. Franek wła�nie z

wielkim hukiem poszedł w odstawk�, podobno pod samym towarzyszem Gierkiem

rył, a ja mog� uchodzi� za człowieka Franka. Troch� mo�e b�d� si� nawet na siebie

d�sa�, a ja w tym czasie b�d� gnił gdzie� w dole w Lesie Kabackim, albo w innym

ustronnym miejscu.

Ale nie – skr�cili�my w Ró�an� i w tym momencie – chyba chwil� zbyt

pó�no – zasłonili mi oczy. To dobrze – wida� po całej tej aferze jeszcze mam co�

wiedzie� i pami�ta�!

W ko�cu odsłaniaj� mi te oczy – szmat� do wycierania samochodu to

zrobili i przez podwórko osłoni�te od ulicy �ywopłotem wprowadzaj� mnie do

przedwojennej, odrapanej willi. A leci od nich gorzałk�, jakby nawet po popijawie

nie spali. Ledwo wytrzymywałem ten smród. Prowadz�c mnie pod ramiona

dosłownie wepchn�li mnie za drzwi, których sami nie przekroczyli. Tam mnie

przej�ł inny, te� bez słowa znów chwycił mnie za rami� i schodami i korytarzem do

takiego gabinetu. Po�rodku stał stół sosnowy, biurowy, przykryty blatem ze szkła.

Wokół stały proste krzesła obite jak�� derm�. Pod �cianami stały szafy do kompletu

ze stołem, a w rogu stolik okr�gły, z blatem z czernionego szkła i z trzema fotelami.

Na �rodku stolika poło�yli malutki obrusik z Cepelii i cepeliowski gliniany

dzbanuszek ze sztucznymi kwiatami.

W pokoju zostałem sam. Nigdzie nie siadałem, tylko jak kołek prze mo�e

kwadrans stałem w miejscu. A� tu nagle otwieraj� si� drzwi i wchodzi nowy szef

313

bezpieki. Znam go z widzenia – mały, szczupły, słynny z tego, �e to w poj�ciu

wszystkich wyj�tkowo wredna kanalia, ale nawet nigdy z nim nie rozmawiałem.

- No – rozwijasz si�.

Ja stoj� na baczno��, jak struna i oczywi�cie nic nie odpowiadam.

- To dzi�ki nam si� rozwijasz. Pod nasz� opiek�...

- Tak jest, towarzyszu generale!

- Wszyscy to doceniamy. I to mnie cieszy.

Chwil� pomilczał i dopiero, gdy wpadłem na ten pomysł i rykn�łem:

- Ku chwale ojczyzny towarzyszu generale!

- Udzielimy ci w nowym zadaniu wszechstronnej pomocy, w

szczególno�ci pomocy kadrowej. To wszystko po to, by zadanie wykona�

perfekcyjnie i jak zawsze, słu�y� naszym towarzyszom kompetentnie.

- Tak jest towarzyszu generale!

- No i dobrze... – facet chwil� jeszcze postał i wyszedł.

Znów postałem sobie, teraz mo�e z dziesi�� minut. Tak na oko, bo mojej

Doxy w tym rozgardiaszu nie wzi�łem. Wreszcie wszedł facet czterdziestoletni mniej

wi�cej, równie� niski, ale ju� nie taki szczupły, łysiej�cy, z bardzo niezdrow� cer�.

Wskazał na fotel przy stoliku i po chwili wszedł �ołnierz w mundurze

nadwi�la�skim, lecz dziwny, bo jednak licz�cy sobie z dwadzie�cia pi�� lat i z tacy

poło�ył na stoliku dwie kawy w szklankach, cukier, popielniczk� i odpiecz�towan�,

lecz pełn� paczk� luksusowych papierosów „Sojuz - Apollo”.

Gdy ju� �ołnierz wyszedł, go�� nie cz�stuj�c mnie – wida� wiedział, �e

nie pal�, albo nie uwa�ał tego za konieczne, zapalił:

- No pijcie t� kaw�. Nale�y si� wam.

Ja wykorzystałem sytuacj�, by przypomnie� o moich sprawach:

- Wasi ludzie zapakowali rano jakie� moje rzeczy do torby. Czy je

odzyskam?

- Ju� jad� do waszego mieszkania. Same – za�miał si� - Gdy

wrócicie, b�d� na miejscu.

314

- Dzi�kuj� – odpowiedziałem mo�liwie wdzi�cznym tonem.

- Masz racj�, dzi�kuj... My ci pomo�emy – wydelegujemy troch�

naszych ludzi do pomocy tobie, ale nikt nie b�dzie kwestionował twojej

samodzielno�ci... przynajmniej do chwili, gdy b�dziesz całkowicie lojalny...

To nie brzmiało dobrze. Towarzysze ruscy nie słyn�li z tolerowania

podwójnych lojalno�ci:

- Czy towarzyszu to nie stanie w sprzeczno�ci z oczekiwaniami

strony finansuj�cej całe przedsi�wzi�cie?

- Ty si� ciesz, bo ty b�dziesz ludziom dawał pieni�dze do gar�ci –

niektórym palma odbije i przechulaj� wszystko. I je�li nie b�dziesz robił

przekr�tów, to na nas w granicach rozs�dku mo�esz liczy�. I nie przejmuj si�...

To wszystko jest realizowane na nasza pro�b�. My we wszystkim jeste�my

gotowi �wiadczy� naszym wspólnym towarzyszom wszelk� pomoc.

To powiedziawszy nagle wstał, podał mi r�k� – nawet nie zd��yłem

wsta� z fotela i wyszedł.

Zd��yłem dopi� kaw�, na wszelki wypadek podmieniaj�c szklanki, gdy

wszedł ten sam trzydziestoletni co poprzednio, wyprowadził mnie na podwórze,

oddał ju� tylko kierowcy bł�kitnego fiata i wróciłem do domu. Na miejscu były

pieni�dze w teczce, chyba co do grosza, a nawet nieudolnie posprz�tano.

Nast�pnego dnia znów puk, puk o �wicie.

- O rany – my�l�!

Ale nie – to przyszedł technik, aby zamontowa� mi w lokalu na dole i w

Aninie telefony. No to wreszcie si� doczekałem...

W paczkach przychodziły całe pudełka ciasno upchni�tych ko�cówek do

długopisów. Dziesi�tki tysi�cy. Swoje musiał bra� dostawca, swoje figurant, go��,

który mi go znajdował i przekonywał do współpracy, wreszcie ja i Przemyslida.

315

Potem szło to do Rosji. Kiedy� b�d�c u Przemyslidy – miał ju� nowa gospodyni�,

ho�� trzydziestolatk�, a tak�e ogrodnika i �liczny park wokół dworu, spytałem:

- Czy to im si� opłaci?

- No có� – gospodarka radziecka ma rozliczne zadania i musi je

wypełnia�. Radziecki przemysł potrafi wyprodukowa� wszystko, ale wida� si�

nie opłaci. Jednak – nie chce wprost sprowadza� tych ko�cówek, bo Zachód

mo�e łatwo zablokowa� eksport i co – taki wielki kraj ma wróci� do stalówek

w obsadce?

- A CIA o niczym nie wie?

- My�l�, �e wie... Ale co im to przeszkadza?

- Wie pan – to dziwna historia z naszymi figurantami. Od pana na

listach dostaje wszystkich: profesorów, aktorów, oficerów i majstrów

budowlanych. No i ja rozumiem, �e to s� takie dary przyja�ni. Ci ludzie cz�sto

podstawiaj� swoje �ony, matki, no ale wiadomo, o co chodzi. Nasi te� daj�,

zwykle krewnych oficerów, lub współpracowników. Ale jedni i drudzy ka��

dociera� mojej sforze do ludzi znanych ze swych antysocjalistycznych

pogl�dów. Taki sam skup prowadzi „Inco” i cz�sto ju� ludzie „Inco”

usiłowali do nich doj��. Bez skutku. A naszym si� udaje. No – cz�sto si�

udaje. Sprawa jest legalna – przecie� tego nie da si� u�y� jako argumentu, na

przykład przy werbowaniu...

- Czemu?

- No nie ma czym nastraszy�!

- Ale jest marchewka... i to gruba, grubo smarowana masłem! A

nawet je�li nie, to zawsze mo�na go�cia załatwi� i pu�ci� plotk�, �e fors�

dostał za usługi, których nie wy�wiadczył. Prosz� mi wierzy�, dla wielu

problemem nie jest donoszenie, ale obawa, �e inni si� o tym dowiedz�. Taka

plotka potrafi by� argumentem rozstrzygaj�cym. Ale masz racj� - jak kto�

zostanie naszym figurantem, a nie jest współpracownikiem, to jak si� uprze, to

nie b�dzie współpracował. Ale co pan my�li – ludzie to Jakuby prostaczki –

316

my�l�, �e takie sprawy załatwia pok�tny konik spod kina? A zreszt� czy s�

koniki nie współpracuj�ce? Owszem, ale ju� w kryminale. Jak wchodz� w ten

interes, to ju� s� co najmniej w drodze do nas... Tak czy inaczej mamy na nich

haka.

Po chwili przyniósł wchisky marki Ballantine, nalał na dno du�ych

kryształowych szklanek i zmienił temat:

- Wiesz – z Polski eksportuje si� du�o koni. Ró�nych koni –

najcz��ciej rze�nych, do Włoch, Francji, ale czasem doskonałych koni

wierzchowych, nawet arabskich.

- No wiem, tu niedaleko jest stadnina w Janowie Podlaskim.

- No tak, cho� to s� bardzo drogie konie. Ja my�l� o mimo

wszystko ta�szych. Poza tym mo�na kupowa� rze�ne w zeteserer. Gdyby jako�

przej�� pensjonat i troch� gruntu obok, to mo�na by zrobi� o�rodek

koncentracji zwierz�t przed wysyłk�. Siano by kupowa� od chłopów,

ewentualnie nawet owies.

- Ale kto to sprzeda – własno�� pewnie FWP, ale oni nic tam nie

robi�. Podobno chłopi wynie�li ju� ostatni� framug�. A ja my�l�, �e wcale nie

chłopi, tylko nasi oficerowie byli szybsi. Bo nawet parkiety zerwali. Na co

chłopu parkiet?

- Popróbuj – mo�e si� uda?

Par� dni pó�niej wrzuciłem temat Zygmuntowi. Zainteresował si�. Ale

ju� dwa dni pó�niej powiedział, �e nie ma mo�liwo�ci. Chyba od gminy, bo to

własno�� gminna, ale gmina nie ma prawa sprzeda� osobie prywatnej.

- W ogóle kurwa porobiło si�. Ty wiesz co si� stało?

- No nie – odpowiedziałem na tak głupio sformułowane pytanie.

- Ty wiesz, ze w zamian za bezzwrotny jaki� kredyt Gierek sprzedał

Niemców Schmidtowi?

317

- No co� czytałem, �e na podstawie mi�dzynarodowej umowy ilu�

tam naszych, polskich Niemców mo�e wyjecha� do raichu. Wyobra�am sobie,

ilu teraz sobie przypomina, �e ich przodkowie to wył�cznie Niemcy.

- No tak, ale ch�tnych jest i tak za mało. Podpisali kontrakt na zbyt

wielu ludzi i teraz zmuszaj� na Mazurach ludzi do wyjazdu. Cz��ciowo po to,

by ich chałupy kupowa� za bezcen jako dacze – o – to ci mog� załatwi� – ale

głównie po to, by wypełni� kontyngent. Za takiego mazurskiego drwala wraz

ze skretyniał� rodzin� wypada podobno osiemset marek za ka�d� twarz! A w

kraju od dewiz si� nie przelewa! No i w ci�gu jednego dnia – rano przyjechali

ci��arówk� – załadowali do wagonu, a osobowym wieczorem mojego

w�dzarza wysłali do dojczland. Masz poj�cie – tu wielka akcja wywiadu, co

tydzie� wi�ksze dewizy z samego oficjalnego eksportu, a tu taki burdel. Mój

w�dzarz nie protestował, bo pewnie s�dził, �e to za nasz� wiedz�. Ja znalazłem

nowego, nie gorszego w�dzarza z zakładów mi�snych w Ostródzie, ale co tam

– Hamburg si� uparł i od niego nie chce. Chyba z tego wszystkiego po�l� mnie

na ememrytur�. Jakbym co� był winien. A ja wtedy byłem akurat w

Hamburgu!

Patrzyłem na niego zdumiony – bez słowa. Jezu słodki – przecie� mój

interes z powodu podobnego głupstwa mo�e te� skr�ci� kark. A ja z nim. Co za

bardak!

Poradziłem Zygmuntowi, �eby szedł na emerytur�, a ja – je�li nie ma

lepszego pomysłu – jako� go ustawi�. Odpowiedział, �e owszem, je�li nie b�dzie

miał wyj�cia, ale ma troch� grosza, bo �ona oszcz�dna, wi�c mo�e co� na własn�

r�k�?

A jednak jako� go nie szurn�li. Chyba współpraca ze mn� utrzymała go

na powierzchni i nawet dostał awans i odznaczenie: „Budowniczy Polski Ludowej”.

O! – to dobry medal, chlebowy, daje emerytur� w pełnym wymiarze ostatniej płacy.

Pewnie mu zatkali g�b�, aby nie chlapał o tej wpadce z w�dzarzem?

318

Zrezygnowałem z wyjazdów na wczasy, wszystko z braku czasu. Mimo

to z FWP mnie nie wyrzucili. Szczególnie, �e na takie chwilówki, pod pozorem

kontroli, a w rzeczywisto�ci za interesami, nadal je�dziłem cz�sto. Nie musiałem

korzysta� z hoteli. Bez delegacji cz�sto si� okazywało, �e rezerwacja była, a pokoju

nie ma i dymaj człowieku na kwater� prywatn�, albo i nie to.

Miałem pocz�tkowo takie poczucie, �e zbyt wiele srok trzymam za jeden

ogon. Przez pierwsze miesi�ce straciłem kontrol� nad cało�ci�. Wszystkiego nie

potrafiłem zapami�ta�, mieszały mi si� pieni�dze z bielizny z pieni�dzmi na import.

Wreszcie wpadłem na koncept. Przez Stasia dotarłem do mojej dawnej ksi�gowej.

Mieszkała w tej chwili znów w Warszawie, na Targowej w takiej starej kamienicy.

Spotkali�my si� w Bristolu, w kawiarni na pi�trze.

- Gdzie pracujesz?

- W kadrach „Mostostalu”. Tam mnie skierowali. Zupełnie inna

robota, jako tako płac�, ale to nie ksi�gowo��.

Teraz troch� mniej si� malowała. Trzeba przyzna�, �e pensjonat skłaniał

kobiety do malowania si�. Cho� starsza była, ni� ja, to nadal była warta grzechu –

nie roztyła si�, dobrze ubrana. Obr�czki nie nosiła. Miałem to skojarzenie, poniewa�

cz�sto g�sto w pensjonacie musiałem zmywa� wieczorem specyficzna obr�czk� z jej

szminki. Rozczuliło mnie to wspomnienie.

- Wyszła� za m��?

- Jako� nie.

- Przypomniałem sobie, jak musiałem potem zmywa� twoja

szmink�...

- A co – nie masz komu wkłada�?

- Nie to, cho� miło było.

- Dla pana dyrektora wygodnie.

- To fakt, ale miło było...

- Straciłam mieszkanie słu�bowe, ale starczyło na własno�ciowe...

W sumie wyszło nie najgorzej.

319

- Chciałaby� zarobi�?

- Mam prac�.

- No wiesz – du�o wi�cej i po godzinach?

Przyjrzała mi si� uwa�niej:

- Pensjonat znów rusza?

Nie byłem pewien, czy spytała tak z zainteresowania i z gotowo�ci

podj�cia tam pracy, czy te� kpi�c. Celowo tak to rozegrała.

- No nie, nie rusza. Ale robi si� inne interesy. Du�o interesów i

trzeba to jako� rachowa�. Nie daj� rady. My�l�, �e dwie godziny dziennie

pracy starczy, a b�dziesz miała z tego du�o wi�cej, ni� z etatu.

- To jaka� lewizna? Mog� posadzi�?

- Posadzi� nie – roze�miałem si� – ale gdy na którego� trzeciego

maja siły reakcji z klechami i rozw�cieczonymi zakonnicami na czele zaczn�

wiesza� na latarniach, to o nas nie zapomn�...

Ona te� si� roze�miała. Doceniła dowcip. Nie wiedziała, �e zacytowałem

Przemyslid�, bo i sk�d?

Zgodziła si� na wszystko. Postanowiłem interesy przenie�� do Anina i

tam otworzy� biuro. Odwiozłem j� do domu. Gdy stali�my na jakim� �wietle, zacz�ła

mi gmera� przy rozporku. Chwil� potem, ja kierowałem, a ona schyliła si� i dossała.

Dojechali�my na miejsce. Na gór� nie chciałem i��. Takie figle s� dobre, ale spa� z

ni� nie chciałem. Dystans musi by�. �eby pami�tała, kto tu jest szefem, a kto

podwładnym. Jak raz spraw� ustawił w pensjonacie Sta�, �e ja do niej mówi� po

imieniu, a ona do mnie: - panie dyrektorze, to i niech zostanie.

Trzeba przyzna� – od razu zacz�ło wszystko lepiej działa�.

***********************************

Wiosn� 1976 Zygmunt prosił mnie, bym zarezerwował dwa dni w

weekend na wyjazd na seminarium naukowe organizowane przez resort. Ja byłem

320

zdziwiony, bo co ze mnie za naukowiec, ale niech tam. Ruszyli�my z ulicy

Wi�niowej, �e niby jeste�my zwi�zani z esgiepisem. Dwa autokary. Dojechali�my do

o�rodka szkoleniowego PKO w Serocku. Wspaniałe miejsce – klubokawiarnia,

bilard, w parku nad brzegiem zalewu p�taj� si� nagrobki �ydowskie, które – jak si�

okazuje – nazywaj� si� macewy. Dobry kamie� – warto byłoby wyzbiera� i u�y�

jako utwardzenia do drogi, albo co? Przecie� to ju� jest nikomu nie potrzebne!

Przed południem w sobot� był wykład o sytuacji mi�dzynarodowej.

Opowiadał o tym komentator prasowy z jednego z najlepszych tygodników

warszawskich. Mówiono du�o niecenzuralnych rzeczy. Ja mam nawyk, �eby słucha�

jednak Wolnej Europy, ale i tak dowiedziałem si� sporo nowego. Potem był obiad i

po obiedzie był wykład z aktualnych problemów polityki wewn�trznej. Mówca –

profesor uniwersytetu opowiadał o siłach antysocjalistycznych, które podobno

organizowały si� do nowego ataku. Wskazywała na to dyskusja w paryskiej

„Kulturze’ i w londy�skim „Aneksie”. Temat był dla mnie tym bardziej ciekawy, �e

sporo moich figurantów rekrutowało si� z tych �rodowisk. Sam to dostrzegłem.

Zarówno Przemyslida, jak i Zygmunt najbardziej byli zadowoleni, gdy obiekt z tej

kategorii chwycił i zdecydował si� na firmowanie importu. Jeden nawet zwyczajnie

przehulał wszystkie pieni�dze w „Grandzie” w Sopocie, a mimo to sugerowano mi,

�ebym nadal z nim pracował. Prawda, �e straty mi pokryła Warszawa. Ciekawa

rzecz, bo go�� był z listy Przemyslidy.

Naukowiec – profesor nied� – wybitny znawca polityki, cz�sto

wyst�puhj�cy w telewizji działacz partyjny wysokiego szczebla - zacz�ł temat i

zwrócił uwag�, �e absolutna wi�kszo�� rozrabiaczy s� to �ydzi. I to jacy!

Potomkowie działaczy partyjnych. Zarówno ci z kraju, jak i ci z zza granicy.

Najgorszy okazał si� by� Antoni Słonimski, który wprawdzie ma �on�, ale bywa w

kawiarni „Amatorska” na Placu Trzech Krzy�y, a to jest kawiarnia dla pedałów.

Oczywi�cie ju� samo nazwisko mówi, czy Słonimski jest chrze�cijaninem, czy nie.

Ja nie do ko�ca rozumiem, po czym mo�na pozna�, �e nazwisko jest �ydowskie, czy

nie? Jak jest jaki� Goldberg, albo Bekier, to wiadomo, ale Słonimski?

321

Wszyscy ci �ydzi to w rzeczywisto�ci trocki�ci i celem ich jest przej�cie

naszego socjalizmu na słu�b� CIA. CIA bowiem rozumie, �e zdobycze socjalizmu s�

nie do wyrwania z duszy człowieka socjalistycznego i dlatego godz� si� na wariant

trockistowski, który gwarantuje im mo�no�� kontroli sytuacji. No to wreszcie wiem,

o co chodzi z tym trockizmem. To zreszt� te� wyja�nił lektor:

- �ydzi kontroluj� Wall Street, czyli banki i pras� w USA, to te� je�li

podporz�dkuj� �wiat socjalistyczny Stanom Zjednoczonym wykorzystuj�c do tego

celu ideologi� trockistowsk�, to faktycznie �ydzi b�d� kontrolowa� nasz blok. W

tym celu mobilizuj� do walki ostatnie swoje zast�py tych �ydów, których jeszcze nie

ekspulsowalismy z naszego kraju.

- Wyła�� oni – towarzysze – jak karaluchy noc�! Z ka�dej, towarzysze –

szpary! I Kuro� i Blajfer i Blumsztajn. A Michnik! Czy wy towarzysze wierzycie, �e

syn Ozjasza Szechtera, brat stalinowskiego prokuratora, mo�e by� Polakiem?

- A tym czasem Ko�ciół katolicki w Polsce, w swej zapiekłej i

�lepej nienawi�ci do socjalizmu zatracił busol� patriotyzmu. Michnik sobie

ksi��k� pisał na stypendium kardynała Wyszy�skiego. Jdnak, towarzysze, ja

was przestrzegam – kardynał Wyszy�ski jeszcze nie obsun�ł si� tak daleko w

swej zdradzie narodowej, w swej drodze ku Targowicy, jak jego

prawdopodobny nast�pca, kardynał z Krakowa – Wojtyła. Wojtył� po prostu

mo�na nazwa� eksponentem interesów natowskich w kraju. Najlepszy dowód,

�e �aden artykuł w „Tygodniku Powszechnym”, czy w „Znaku” nie mo�e si�

ukaza� bez jego zgody i jego poprawek. A nie jest to, prosz� mi wierzy�,

dobrotliwa cenzura z Mysiej, lecz organ rodem z czasów zbrodni inkwizycji.

Ci�gle na to wskazuj� nasi przyjaciele z Paxu, którzy wiedz�, �e przecie� nie

wszyscy dostojnicy ko�cielni a� tak jawnie słu�� mi�dzynarodowym interesom

imperializmu i finansjery. I dziwi� si�, �e nasze władze rezygnuj� z aktywnego

wpływania na układ sił w episkopacie. Towarzysze, nie jest to niemo�liwe. Ja

ju� nie mówi� o do�wiadczeniach radzieckich, lecz przecie� jest

Czechosłowacja, nawet W�gry Kadara maj� pewne interesuj�ce

322

do�wiadczenia. A nasz „Caritas” nie wykazuje wystarczaj�cej aktywno�ci.

Wcale nie dlatego, �e jest słaby kadrowo, cho� warto by go było wzmocni�.

Mo�e warto pomy�le�, by skierowa� tych duchownych, którzy za nasz�

wiedz� ukrywaj� przed �wiatem swoje sympatie dla socjalizmu, szczególnie

młodszych, dynamicznych, maj�cych przed sob� perspektywy, które mog�

zrealizowa� we współpracy z socjalistyczna ojczyzn�, wła�nie do „Caritasu”.

Trzeba poruszy� problem dyskryminacji kobiet w ko�ciele. Co to jest, �eby w

pa�stwie socjalistycznym istniała instytucja tak jawnie dyskryminuj�ca w

swych szeregach kobiety?

- Tak wi�c, towarzysze, staj� przed nami wa�ne zadania i trudny

egzamin. Partia to docenia i musi stworzy� warunki dla aktywnej walki. Je�li

nie starczy nam kadr, je�li nie starczy nam �rodków, to wcze�niej czy pó�niej

przyjdzie nam si� zwróci� o pomoc do towarzyszy radzieckich. Ja nie strasz�!

Ja jestem towarzysze od tego daleki. Ale taka jest logika historii i

do�wiadczenie W�gier i Czechosłowacji.

No to ja byłem w domu. No bo prosz� – nied� chce unikn��

interwencji radzieckiej dławi�c opozycj�, trockizm, �ydostwo i episkopat. Ja za� daj�

zarabia� wszystkim tym kategoriom na wniosek czy to Przemyslidy, którego

przecie� te� nikt nie chrzcił, za to który nakr�cany jest z Moskwy, czy to na rozkaz z

Warszawy. Czyli obiektywnie zmierzam do interwencji radzieckiej w Polsce. Ba....

No ale tym to ja publicznie nie b�d� si� chwalił!

Jaki� działacz młodzie�owy z SZSP spytał, czy nied� nie widzi

problemu w fakcie, �e obiektywnie zmuszeni jeste�my w imi� dalszego

dynamicznego rozwoju kraju i walki o podniesienie stopy �yciowej, zaci�ga� kredyty

w bankach kontrolowanych przez mi�dzynarodowe �ydostwo, a nasza walk�?

nied� u�miechn�ł si�, niczym cudotwórca i rzucił:

- Warto, towarzysze, �ledzi� do�wiadczenia towarzysza Causescu.

Ja nie mówi�, �e warto przyjmowa� jego polityk� mi�dzynarodow�

nacechowan� niewystarczaj�co pogł�bionym internacjonalizmem, lecz akurat

323

w stosunku do mi�dzynarodowego kapitału prowadzi polityk� aktywn�, a

zarazem niezale�n�. I to mu gwarantuje całkowita stabilizacj� wewn�trzn�.

Prawdziwie siln� i gor�c� wi�� z narodem rumu�skim.

- A towarzszu profesorze nied� – odezwał si� tubalnym i chyba

nie całkiem trze�wym głosem z ko�ca sali Sta� – �e te� cholera nawet go nie

zauwa�yłem - jeste�cie pewni, �e towarzysz Causescu jest z rodziny

chrze�cija�skiej?

- No wła�nie towarzysze – zareplikował kto� inny – ju� on tam wie,

jak si� nie da� tym gudłajom.

Kto� inny zaraz dorzucił:

- Bo Causescu to ma, towarzysze, kiepełe!

nied� słysz�c to a� pokra�niał z zadowolenia. No wida� było, �e a�

zakwitł! Zaraz dodał:

- Ale pami�tajcie towarzysze, z jak podst�pnym mamy do czynienia

wrogiem! �ydzi w 1967 podczas agresji na kraje arabskie korzystali nie tylko

z pomocy materiałowej i finansowej erefen, lecz tak�e erefen wydelegował im

do pomocy tysi�c notorycznych zbrodniarzy z eses i gestapo. To oni u�yli

swych do�wiadcze�, swych umiej�tno�ci wy�wiczonych na zbrodniach na

narodzie polskim, do walki z Arabami. To jest spisek naszych wrogów! Tylko

id�c krok w krok z bratnia kapezeter i jej przywódc�, towarzyszem Leonidem

Bre�niewem, kieruj�c si� ideałami internacjonalizmu, mo�emy w tym wrogim

�wiecie przetrwa�!

Zbyt to wszystko jest dla mnie skomplikowane. Jeszcze przed kolacj�

poznałem towarzysza dziekana z Politechniki l�skiej. Znałem go ju� z pensjonatu.

Teraz dopytał si�, �e nie uko�czyłem studiów. Kazał mi przyjecha� do Katowic, to

jako� si� temu zaradzi. Ja mu na to, �e nie mam czasu, ale on, �e nie, �e

wykształcenie to zbyt wa�na sprawa i �e je�li tylko b�dzie mógł odwiedza� pensjonat

raz na pół roku, to ja b�d� musiał go raz na pół roku rewizytowa�, �eby uzupełni�

324

indeks i jako� te studia odb�bni�. Jest jaki� taki tryb zwany Indywidualny Tok

Studiów i je�li b�d� zdolny, to nawet w trzy i pół roku dam rad�.

Cholera - magister in�ynier – to brzmi porz�dnie.

W nast�pnym tygodniu zajechałem do Katowic. Wyja�niłem, �e na razie

to ja nie dysponuje pensjonatem, bo jest w remoncie, ale co pół roku mog� mu da�

okazj� do zarobku. Pojechali�my na obiad do takiej restauracji w �rodku parku w

Chorzowie o nazwie „Łania”. W tej „Łani” ustalili�my, �e paczk� b�dzie te�

przyjmowała jego córka, równie� raz na rok i wówczas to on b�dzie trzymał mój

indeks i wszystko załatwiał, jednak trzeba b�dzie jeszcze płaci� za prace roczne i

potem za prace magistersk�, bo to s� �lady materialne i one musz� by�. No

zgodziłem si�, ale naciskałem, �eby spraw� załatwi� w dwa lata, to wtenczas na

koniec dam zlecenia z wyrównaniem za cało�� i nawet ekstra. W tej sprawie nic nie

obiecał, ale mówił, �e zrobi, co mo�e.

Naukowiec, ale wygl�da na przytomnego człowieka.

A wracaj�c do wyjazdu do Serocka – jednak wypocz�łem i sporo si�

dowiedziałem. Z tymi �ydami, to chyba jednak przesadzaj�. Cho� kto wie? Jeszcze

si� nad tym zastanowi�. No bo to Wall Street... Czy profesor nied�, wespół nawet z

Causescu, jest w stanie pokona� Wall Street i Izrael? Co� tu si� nasi pl�taj�...

A ze Słonimskim spraw� załatwiono elegancko – czołowe zderzenie i

�miertelny wypadek w chwil� po wydarzeniach w Radomiu i w Ursusie. A ja w tym

czasie w ci�gu drugiego tylko semestru ko�czyłem drugi rok studiów. Raz nawet

byłem w Katowicach. Co� tam przy okazji załatwiałem.

***************************************************8

Od połowy 1977 i dla Warszawy i dla ruskich najwa�niejsi byli figuranci

rekrutuj�cy si� z opozycji i �rodowisk zagro�onych infekcj� – naukowców,

studentów, dziennikarzy, artystów. Na szcz��cie zu�ycie długopisów w Kraju Rad

rosło, wi�c nie musiałem obcina� zlece� dla innych. Ju� dawno przestałem dawa�

325

opusty kaperownikom daj�cym zlecenie ludziom nie zwi�zanym z opozycj�. Zarobek

mieli na opozycjonistach i tych zagro�onych opozycyjno�ci� – z nimi musieli

�wiczy�, �eby przekona�, a z pozostałymi, to mogli si� sami dzieli�. Moi

mocodawcy milcz�co to zaakceptowali, bo przecie� im te� zale�ało na wynikach

wła�nie w tej pierwszej kategorii. A tym czasem tylko jedna trzecia prób w tym

�rodowisku ko�czyła si� sukcesem.

Dziwni ludzie – nie maja paszportów, wi�c nie mog� dorobi� w

szklarniach w Holandii, od czego po jednych wakacjach byle studenciak czuje si� jak

milioner, a gotowego grosza ode mnie nie chc�. To był problem. Wezwał mnie

Przemyslida i wzi�ł na spacer na stawy.

- Słuchaj – tak nie mo�e by�, �eby� miał takie słabe wyniki w

opozycji. Susz� mi ju� o to głow�.

- No ale co mam zrobi�? Jak nie chc�, to nie...

- Aktywniej trzeba, z głow�...

- No ale konkretnie jak?

- Sam nie wiem. Wsad� ten problem swoim ludziom. Ale tak sobie

my�l�, �e to wszystko nie jest trudne. Moim z Moskwy susz� głow�, wi�c oni

mi. Ty za� zasugeruj, �e przecie� problem jest w tym, aby na nazwisko

przyszła na poczt� przesyłka. No to wystarczy przez prowadz�cych, bo

przecie� ka�dy z twoich ludzi nadal ma prowadz�cych, z którymi si� dzieli

zyskami. Oni zrozumiej�. B�d� przejmowali te zawiadomienia na poczcie, czy

od listonoszy – co ciebie obchodzi – jak. Niech si� wyka�� inwencj�. Przecie�

straty na tym nie b�d� mieli. A potem tylko na dowód, mo�na przecie�

obiektowi zwin�� i podmieni� fotografi�. Skar�y� si� nie b�dzie, bo nawet nie

b�dzie wiedział, �e odebrał paczk� i nawet zapłacił cło. O tym przecie� te�

si� nie dowie! Tamci zgarn� kas�, a my wszyscy b�dziemy mieli �wi�ty

spokój.

- No wiesz – nasi to nasi – ale gdyby ruscy si� dowiedzieli?

- A jak? Czy ich przesłuchuj�, czy jak?

326

- No ale gdyby interweniowali, to mog� w oparciu o te listy

kaperowa�...

- Daj spokój – jak zainterweniuj�, to b�dzie taki burdel, �e nikt do

tego nie b�dzie miał głowy. Nie znasz ruskich.

- Zreszt� – dodał po chwili – b�dziemy si� martwi�. To nie nasza

głowa. Niech ci z Moskwy si� martwi�, czy ich wtedy pogłaszcz� za brak

dozoru... Co� wymy�l�... Ja ich znam... A zreszt� powiem ci. Pojawia si�

szansa na nowy towar, jeszcze bardziej dochodowy. Ale je�li si� nie postaramy

na błysk, to nas ubiegn�. A kto si� nie rozwija, ten ginie – to jest prawo natury.

- Czy schodzimy z tych długopisów?

- No nie – poszerzymy mo�e asortyment, a mo�e i stracimy

wszystko. Moi ludzie z Moskwy te� si� boj�. A co ty my�lisz – w Moskwie nie

ma ch�tnych do interesów?

No i po tej rozmowie wszystko poszło jak z płatka. Wszystko to

przepuszczałem przez takiego studenta z Łodzi. On brał w Warszawie nielegalne

gazetki i ró�ne takie, zawoził to do Łodzi, a przy okazji w Warszawie na ró�nych

przyj�ciach kaptował mi w Warszawie ludzi. Jednak ze dwa razy złapałem go na

oszustwie i teraz od razu wiedziałem, do kogo si� zgłosi�. Wzrosła mi wydajno�� –

inni mimo sygnałów działali z wi�kszym umiarem, a ten Mariusz od razu chwycił

blusa i a� go musiałem miarkowa�, �eby razem ze swym parów�, czyli

prowadz�cym, wzi�li na wstrzymanie i przynajmniej co pi�tego opozycjonist�

uznawali za niemo�liwego do zorganizowania. Co za zachłanni ludzie! Od tego

czasu sumiennie wykazywali co pi�tego za niemo�liwego do wci�gni�cia do

współpracy przy imporcie.

Musiałem tylko troch� porz�dku zrobi� w biznesie bieli�niarskim. W

coraz wi�kszym stopniu zast�pował mnie w ró�nych zadaniach Piotru�

Czere�niewski – ten ko�cielny z Pragi. Teraz ju� nie był ko�cielnym, formalnie

pracował jako pracownik społeczny w szpitalu. Jego proboszcza przenie�li do

ko�cioła na Pow�zkach i Piotru� tam si� nie załapał. Zreszt� chyba wolał u mnie

327

robi�. Ale zacz�ły mu si� przykleja� pieni�dze. Zwracał mi na to uwag� tata, a on ma

oko na takie sprawy. Tego tolerowa� nie mogłem. Poprosiłem, aby Zygmunt pogadał

z jego prowadz�cym i po paru dniach znałem problem. Nie był prosty. Mój Piotru� to

pederasta i krocie wydaje na ró�nych chłopców poznawanych w takiej kawiarni na

Krakowskim Przedmie�ciu. Na dodatek ostro gra na wy�cigach i cho� czasem

wygrywa, to jednak zwykle oczywi�cie przegrywa. Bóg z nim, ale on tych

chłopców opłaca i szasta na konie moimi pieni�dzmi. Na razie ma jak�� miar�, skoro

miałem tylko mgliste podejrzenia, ale długo tak nie potrwa. Poprosiłem Zygmunta,

by wykorzystuj�c swoje mo�liwo�ci wsadził go na tydzie� do aresztu, postraszył, a

wykorzysta� mo�na fakt, �e ci�gle je�dzi po alkoholu łami�c swoja skod� przepisy

ruchu drogowego.

Ja w tym czasie miałem ju� prawie nie u�ywane BMW klasy trzysta.

Człowiek ci��ko pracuj�, to musi jednak wygodnie je�dzi�. Fiata dałem w u�ywanie

ksi�gowej. Cho� ma ju� tyle pieni�dzy, �e mogłaby sobie sama kupi�. Ale co tam -

w rachunkach mam przejrzysto��, na dodatek jak mnie zeprze, to nie trac� czasu, bo

ona mi druta ci�gnie. Czasem si� zapominam i staj� koło niej. Ona my�li, �e o to

chodzi i dawaj si�ga mi do interesu. Ona chciała, �ebym ja jej przy tym pie�cił biust,

ale ju� jej jednak troch� zwiotczał. To podobno od odchudzania.

Z afer� z tym Piotrusiem były jednak trudno�ci. Jego ojciec był

członkiem IV, całkowicie naszej Komendy WiN, czyli zbrojnej organizacji

antysocjalistycznej w latach czterdziestych i oczywi�cie miał zasługi. Jego matka to

kadrowa wr�cz w „Trybunie Ludu”. No ale z drugiej strony – za jazd� po pijaku

mo�na go troch� potrzyma�. Dałem kilka zlece� komu trzeba, kilka wzi�ł sam

Zygmunt, chyba tylko dla siebie i dla prowadz�cego Piotrusia, ale tak si� sprawili, �e

w pi�� dni, zanim wyszedł – znaczy dostał sankcj� – dostał wciry od klawiszy i

jeszcze wi�ksze od współzatrzymanych. No nie wiem, czy to go wyleczy z chłopców

i koni, ale przynajmniej teraz wie, czym to pachnie. Jest grzeczny, jak nigdy, a

przecie� i tak zawsze był grzeczny. Nie tym mnie wpienił!

328

************************************************************

***********8

A� wreszcie doczekali�my si�. A raczej to ja si� doczekałem. Chyba

co� niezbyt zadowolony był Przemyslida, gdy przekazywał mi informacj�, �e jestem

zaproszony na szkolenie do Wilna. Dał mi �wistek z okr�gła piecz�ci� i bilet

kolejowy. Wsiadłem na Warszawie Centralnej, w Ku�nicy Białostockiej zmieniano

koła. Zaraz potem Grodno, a na dziewi�tnast� Wilno. Od Grodna towarzyszyła mi

towarzyszka z Inturistu. Nie była to Udarka. Nawet nie wiedziała, kto to jest. Ta

nazywała si� Irena i była rodowit� Litwink�. Na handel nic nie brałem, bo nikt mnie

do tego nie zach�cał. A zreszt� – jakie ja mogłem na tym zarobi� pieni�dze? Była

zdumiona. Jednak par� sztuk portek z Pewexu wzi�łem i dobrze. Jedne od biedy na

ni� pasowały. Zało�yła je pod spódnic�, któr� potem zdj�ła, �eby zobaczy�, jak le��.

Ona twierdziła, �e jak ulał, ja nie byłem taki pewien. No bo za co jej mam dawa�

prawdziwe Wranglery? Smutna zdj�ła zapominaj�c o spódnicy. Ładna była bestia –

co tam – umówili�my si�, �e da mi jeszcze i w drodze powrotnej. W Wilnie chciała

te gacie ju� wzi��, ale powiedziałem jej:

- Hola, moja panno – a rozmawiali�my po polsku – spodnie

dostaniesz w drodze powrotnej!

Ju� to jej głowa, by ona mnie odprowadzała.

Zawiozła mnie w Wilnie zamówionym samochodem słu�bowym do

hotelu „Draugiste”, troch� w bok od starówki. Restauracja hotelowa okazała si� by�

bardzo dobra – cho� oczywi�cie nie tej klasy, co „”Bristol”, czy „Forum”, �e nie

wspomn� o wilanowskiej „Ku�ni”. A to podobno ich najlepsza knajpa. Ale jak

mówi� – bardzo przyzwoita. Tylko kelnerzy s� rozpaczliwie leniwi.

Nast�pnego dnia zwiedzałem Wilno. Straszne nudziarstwo, ponadto moja

Irena nie darowała sobie i zaznaczyła, �e pod Ostr� Bram� �ebrz� tylko �ebracy –

Polacy. W ogóle tego nie skomentowałem. Ale gdy swe powinno�ci za spodnie

chciała odrobi� cho�by w parku na ławce – to te� udałem głupiego. Obcałowywała

329

mnie, tuliła si�, a ja nic... Pewnie chciała zało�y� na ju� umówiona randk�, ale

takiego wała! Umówili�my si� na poci�g powrotny i kwita.

Na wieczór zawie�li mnie do Druskiennik. Umieszczono mnie w

luksusowym pensjonacie architektów – kuchenka z łazienk� i dwa pokoje. W jednym

nocowałem, a w drugim były pomoce naukowe. Rano przyszło dwóch specjalistów.

Jeden był sowieckim Polakiem i mówił �mieszn�, taka archaiczn� polszczyzn�, a

drugi normalnie – ruski - j�zyk polski znał kiepsko i ci�gle ten Polak musiał co�

tłumaczy�, a wida� było, �e zna j�zyk z domu i terminologii po polsku nie umie

u�ywa�. Ale to nawet lepiej, bo ja te� nie znałem. No bo co ja wiedziałem o

komputerach?

Okazało si�, �e mam importowa� przez turystów wyje�d�aj�cych z Polski

i przywo��cych z powrotem towar – komputery osobiste. W stosunku do cen w

Berlinie Zachodnim – podobno najta�szym rynku w Europie – przebicie było prawie

czterokrotne. Nadto dla mnie miało by� pi�tna�cie procent, z czego musiałem opłaci�

naganiaczy. Ja to przekalkulowałem i zaproponowałem jednak dwadzie�cia procent.

Inaczej mógłbym si� nie zmie�ci�. Poniewa� cena dolara w złotych nie była ju�

stabilna, to rozlicza� si� mieli�my w złotówkach, ale rachuj�c w dolarach. To było

rozs�dne. Poniewa� nie od razu łapałem co i jak z tymi komputerami, wi�c oni dali

spokój, gdy obiecałem, �e wynajm� studenta, który na tym si� zna. Skupiony za�

towar miałem gromadzi� w Aninie i zawsze po telefonie, na drugi dzie�, mogłem si�

spodziewa� mikrobusu z ambasady.

Ja wyja�niałem, �e zanim wytworz� poda�, to minie par� miesi�cy, bo

przecie� moi studenci musza wyjecha� na zachód, zarobi� par� groszy i potem

jeszcze wróci�. Nadto poprosiłem, bym mógł przydziela� paszporty moim

ł�cznikom, to oni ju� sami w kraju b�d� załatwia� dewizy i je�dzi� b�d� tylko po

zakupy.

Obiecali przekaza� wy�ej wszystkie moje dezyderaty, a nast�pnie

wr�czyli mi honorarium za konsultacje techniczne – bon na dwa tysi�ce rubli.

Wyszło na to, �e to ja byłem konsultantem, he, he. Wieczór sp�dzili�my w takiej

330

drewnianej restauracji w lesie, nad jeziorem. Było ju� na tyle ciepło, �e zacz�li�my

go na drewnianym stoliku na dworze, ale sko�czyli�my w �rodku. Starałem si� pi�

mało, ale nie udało si�. Jedzenie te� było dobre. W ogóle zdaje mi si�, �e na Litwie

karmi� lepiej, ni� na Krymie.

Nast�pnego dnia przed poci�giem powie�li mnie do Wilna i tam wraz z

tym Polakiem poszedłem w jakiej� nowoczesnej dzielnicy do sklepu za �ółtymi

firankami. A w �rodku tylko importowane towary i jeszcze taniej, ni� w Pewexie!

Okazało si�, �e ceny dolarowe bez cła przeliczaj� po sze��dziesi�t par� kopiejek za

dolara i ja musiałem na raz wyda� dwa tysi�ce rubli. Z trudem, ale dałem sobie rade.

Gdy ju� nie miałem pomysłów, to reszt� dopchn�łem koniakami i papierosami, ale

wydałem co do kopiejki. Nawet ekspedientki – nieodmiennie z kokami – robiły

wielkie oczy. A przecie� musiały to by� damy do�wiadczone. Na zewn�trz czekała

ju� jak najbardziej polska Nyska, tylko na rejestracji sowieckiej i cały ten towar

zapakowany w jedn� kolosaln� skrzyni� z desek zawiozła w �lad za nami na

dworzec. Odebra� miałem na dworcu w Warszawie z baga�owego.

No i dobrze. Irenka by mi �y� nie dała.

Obiad zjedli�my z dawnym hotelu „Astoria”. W toalecie wod�

spuszczałem nie�mierteln� „Niagar�” z polskimi napisami. Zreszt�, ch�tnie to

przyznaj� – miłe miasto, to Wilno.

Okazało si� zreszt�, dlaczego Irence było tak spieszno – gdy wracali�my,

to miała okres. Ona była gotowa do wszelkich desperackich kroków, lecz ja

oczywi�cie nie. Mówi� jej, jak komu dobremu, �eby załatwiła rzecz doustnie, a ona,

�e nie, bo si� wstydzi.

Pal ci� licho – my�l�, i zapraszam j� do wagonu restauracyjnego. A sam

mam na tyłku, jak to w podró�y, porz�dne Levis’y. Gdy tak szli�my wzdłó�

korytarzy, to ja byłem z przodu i musiała na to patrze�. Ju� przy przystawkach z

kieliszkiem szampana, ona odwołała, nie pytaj�c mnie o zdanie, zamówienie, tylko

wzi�ła butelk� połusuchowo i dawaj ci�gnie mnie do przedziału. Ale dała mi szkoł�!

331

Dobra była! Trzy razy ze mnie wycisn�ła. I tylko za ka�dym razem zagryzała

kawałkiem suchego chleba popijaj�c szampanem. A taki ogie� miała w oczach!

Przed Grodnem dałem jej te spodnie i na dodatek sweterek zachodni te� z

Pewexu. Ona �le zrozumiała mój gest i znów z łapami do mnie. Ale j� jako�

powstrzymałem. No normalnie wpadła na widok swetra w orgazm. Ró�ne rzeczy

widziałem, ale z takim temperamentem dziewczyna! I to blondynka! A mówi�, �e

blondynki maj� wła�nie mniej temperamentu.

Na dworcu w Warszawie czekał na mnie Sta�, zreszt� nie�le nawalony.

Oczywi�cie, jego nie�miertelna wołga nie była w stanie unie�� wielkiej skrzyni.

Telefony na dworcu nie działały. Załatwił baga�ow�, lecz za kurs do Anina

musiałem zapłaci� dwa tysi�ce złotych... Narody! Prawie pensj�. Alternatyw� było

koczowanie do rana z t� skrzyni� na dworcu bez pewno�ci, �e rano pojawi� si� jakie�

baga�ówki i �e widz�c przymusowa sytuacj� szoferak znów czego� nie wymy�li.

Mogłem jeszcze na dworcu rozbi� skrzynie i przy ludziach ładowa� to całe bogactwo

do Wołgi. Ciekawe, czy bym zd��ył?

Ju� na miejscu w domu pomy�lałem, �e cholera chyba naprawd� robi� si�

wa�n� postaci�.

Tam w knajpie w Druskiennikach eksperci mi mówili, �e na Litwie �yje

si� najlepiej w całym sojuzie. Lepiej, bior�c �rednio, ni� w Moskwie. Mało miałem

czasu, ale na ulicy n�dza i szarzyzna Litwy na tle Polski po prostu rzucała si� w

oczy. Cho� ludzie, w porównaniu z mieszka�cami Odessy te par� lat wcze�niej, bez

porównania s� bardziej schludni.

No i do tego doszło, �e teraz ja na pot�g� skupowałem czekoladki. Innego

wyj�cia nie miałem. Bałem si� wozi� dolary za granic�, bo jednak dupn�, a w kraju

to niby co mam trzyma�? A złoto to jednak złoto.

Z pensjonatem jednak załatwiłem. Jad� do Olsztyna do konserwatora

zabytków i pytam, czy w ramach akcji ratowania polskich dworków nie mógłbym

332

kupi� tej ruiny. I tam urz�dnik mi na to, �e nie zna stanu prawnego, ale sprawdzi. No

to ja ju� wiem, o co chodzi i wykładam dwie�cie dolarów na stół. On, �e to mało, bo

pałac du�y, wi�c i trudno�ci do przełamania odpowiednio wi�ksze i nie starczy mu

na op�dzenie nieuniknionych przeszkód, które b�dzie musiał pokona�. Ale wiadomo

o co chodzi – jak masz pieni�dze na remont takiego pałacu, to pła� człowieku.

Spierali�my si� zajadle, bo on chciał okr�głe dwa tysi�ce dolarów. Stan�ło jednak na

sze�ciuset i okazało si�, �e tego samego dnia wyruszyłem do gminy z wła�ciwym

zaleceniem. Za sam pałac, przy zobowi�zaniu si�, �e b�d� przestrzegał zasad

remontowania obiektów zabytkowych, zapłaciłem symboliczn� złotówk�.

Komputery skupowałem wprost od oficerów prowadz�cych. Prowadz�cy

wysyłali na zakupy swoich tajnych współpracowników, cz�sto krewnych i potem w

z�bach, poprzez struktury wojewódzkie, wszystko spływało do mnie. Oni skupowali

dolary na rynku i podobno – tak mi powiedział pewien obrotny pułkownik – istniała

przez chwil� mo�no�� zaistnienia rzeczy niemo�liwej – oderwania kursu dolara od

ceny półlitrówki, któr� za dolara zawsze mo�na było kupi� w Pewexie. Oczywi�cie –

dolar zawsze kosztuje troch� wi�cej, bo trzeba przyzna�, �e gorzała z Pewexu jest po

prostu lepsza. Normaln�, rynkow�, ostatnio podobno w jednej gorzelni produkowano

z na wpół zjedzonych przez robactwo cukierków!

Do�� powiedzie�, �e z ambasady prawie codziennie przyje�d�ała nyska, a

czasem i ci��arówka, a brama mojej posesji wcale si� nie zamykała. Musiałem

pobudowa�, i to w try miga, pot��n� hal� magazynow�. Zatrudniłem dwunastu

stra�ników, emerytowanych milicjantów, ka�dy z własna broni� słu�bow�. Płaciłem

im nie gorzej ni� oficerom. Szefem chciałem uczyni� mojego starego milicjanta, ale

zestarzał si� dziad, wi�c go posadziłem w pensjonacie – niech remontuje, stawia

stajnie i przygotowuje pensjonat je�dziecki.

Mój milicjant dziarsko zabrał si� do rzeczy. Obok parku dokupił od

Spółdzielni Kółek Rolniczych grunty, które faktycznie u�ytkował pegeer. Po

pi��dziesi�t hektarów na mnie, na tat� i na siebie. Nawet nie tak du�o wydał na

333

łapówki. Raczej to wszystko wydeptał po urz�dach. Kto by si� spodziewał, �e

stupajka z Człuchowa ma takie zdolno�ci!

Aby nie mie� trudno�ci z konserwatorem zabytków, naj�łem go, w

ramach prac zleconych, to sporz�dzenia ekspertyzy, potem projektu, a wreszcie

nadzoru nad remontem. On szabrował po innych tamtejszych pałacach i dworach,

montował to u mnie i brał za to pieni�dze, o jakich nie marzył. Skupował te�

stosowne dzieła sztuki, jak rogi upolowanych w dawnych wiekach zwierz�t, obrazy i

inne takie fanaberie. Posadzki z czarnego d�bu przeplatanego białym – takie

artystyczne, całkiem przypadkiem załatwiłem od ruskich. Tylko wzi�li plany i

przywie�li kolej�. Co� oczywi�cie pochrzanili, ale wiedzieli o tym, to te� przysłali

tego du�o wi�cej, ni� trzeba.

W Aninie zatrudniałem ju� na stałe obok stra�ników jeszcze kilkana�cie

osób. Ale �e nie mogłem zatrudnia� oficjalnie, wi�c bazowa� musiałem na młodych

zwykle emerytach, a tych mogłem pozyska� tylko z esbe i milicji. Niemniej dwóch

zdolnych jako� wepchn�łem do FWP – ci�gle tam jeszcze byłem dyrektorem

remontowanego domu wczasowego, który ju� teraz był moja własno�ci� i jako �ywo

z FWP nie miał mie� nic wspólnego. Ju� raczej z budownictwem kieleckim, bo

tradycyjnie – materiały budowlanego ci�gn�łem stamt�d. Ci dwaj zdolni to

elektronicy, którzy mi od r�ki naprawiali ten sprz�t, który uszkodził si� w trakcie

transportu.

Do polityki w ogóle głowy nie miałem. To tez zło�ciło mnie, �e cho�

dynamicznie si� rozwijamy i jeste�my dziesi�ta pot�ga na �wiecie, to jednak jest

coraz gorzej. Doszło do tego, �e cho� w sumie jest mi oboj�tne, co jem, byleby nie

był to sma�ony ryj �wi�ski, to przecie� zwykłe zakupy musiałem robi� w Pewexie.

Tak to jest, gdy nie ma gospodyni. Ale sk�d wzi�� warto�ciow� dziewczyn�, gdy

człowiek w ci�głym młynie?

Osi�gn�łem du�o, bardzo du�o pieni�dzy. Tym bardziej, �e komputerami

zainteresowało si� i nasze wojsko. Spotkał si� ze mn� taki major, elektronik, ale

dziwny go��, bo zawsze chodzi w cywilu i nawet, jak na wojskowego, to chyba ma

334

troch� zbyt długie włosy. Ale przez Zygmunta sprawdziłem – rzeczywi�cie – major

elwupe, ale wcale nie z WAT-u, lecz z wywiadu lub z kontrwywiadu. Tego, to nawet

Zygmuntowi nie chcieli powiedzie� precyzyjnie. Ale przecie� o Zygmuncie, to ja

teraz te� nie wiedziałem, czy jest z wywiadu, czy z jakiego� departamentu

wewn�trznego. W czasach Pensjonatu, to ja jednak du�o wi�cej wiedziałem.

Najpierw ten major odwiedził mnie w Aninie, ale oczywi�cie w ogóle z

nim nie gadałem, zanim nie sprawdziłem, kim on jest. Ale zostawił telefon. Zygmunt

poradził, �eby jednak zatelefonowa�. Umówił si� ze mn� jako� dziwnie, bo w

restauracji „Złotu Lin” w Serocku. My�lałem, �e to jest jaka� szpiegowska fanaberia,

ale nic – pojechałem. Byłem kwadrans przed czasem, a facet przyjechał

równocze�nie. Odniosłem wra�enie, �e przez łoki – toki kto� go informował i on to

spotkanie na podwórku przed restauracj� zainscenizował?

W ka�dym razie weszli�my do knajpy razem. Jak na majora w takiej

słu�bie, to był do�� młody, bo mniej wi�cej trzydziestopi�cioletni. Wiedziałem tylko

tyle, �e nazywa si� Krzesi�ski. I nie wygl�dał na młotka z prowincji. Raczej na

plejboja. Nawet nie znałem jego imienia.

- Uwa�nie obserwujemy pa�sk� działalno��.

- Jak ja oceniacie?

- Wysoko.

- Dlaczego.

- Staramy si� rozpatrywa� problem z punktu widzenia przydatno�ci

dla obronno�ci kraju.

- To zrozumiałe – skwitowałem i wzrokiem zasugerowałem, �e

jednak wolałbym przej�� do konkretów.

Oczywi�cie, nie było to mo�e uprzejme, lecz ja naprawd� byłem

zapracowany.

- My lubimy konkretnych ludzi...

Nadal patrzyłem pytaj�co...

335

- Nigdy nie my�lał pan o tym, by wej�� na wy�szy etap – samemu

podj�� produkcj�?

- No wie pan, ja jestem prywatna inicjatywa. Wła�nie zabiegam o

powołanie firmy polonijnej. To długa procedura. Ale decyzja o powstaniu tej

firmy, jak zreszt� o charakterze jej działalno�ci, nie ode mnie zale�y. Sam pan

wie.

- Ma pan partnera zza granicy? – spojrzał z zainteresowaniem.

- Wierz�, �e i t� trudno�� mo�e pokonam.

- Gdyby my�lał pan o produkcji krajowej, to mo�emy podj��

daleko id�ca kooperacj�. Partnera te� by�my znale�li...

Chwile pomy�lałem. Tu si� robił niezły bajzel. Dotychczas funkcjonuj�

na styku esbe i kagiebe. A teraz jeszcze słu�by wojskowe... Ciasno!

- Widz�, �e ma pan w�tpliwo�ci – dostrzegł w moim zachowaniu

wahanie.

- To mo�e by� skomplikowane przedsi�wzi�cie, taka współpraca.

Problem, by� mo�e, tkwi w koordynacji intencji przyszłych partnerów.

- My�l�, �e to mog� wzi�� na siebie.

Aha – my�l� sobie – oni ju� to wszystko obgadali, tylko beze mnie. Jak

star� szmat� przekazuj� sobie mnie z r�ki do r�ki. No ładnie... Zastanawiałem si�, jak

sformułowa� swoj� w�tpliwo��?

- Nie potrafi� odpowiedzie� – musz� wiedzie� troch� wi�cej...

W tym czasie ju� major poczynił zamówienie. Kelnerka przyniosła coca

– col� i faszerowanego szczupaka. Prywatna knajpa, a trzeba przyzna�, �e wybór był

znakomity.

- Widzi pan – podj�ł major – pan sprowadza sprz�t oparty o cz��ci

ameryka�skiej firmy Digital. A tym czasem jest jeszcze Taiwan – tam nie

wszystko produkuj�, ale du�o i w dobrej jako�ci. No i przede wszystkim – by�

mo�e gotowi s� sprzeda� nam te cz��ci, których jeszcze nie jeste�my w stanie

wytworzy� w kraju.

336

- Czemu jest tak, ze w naszym bloku nie potrafimy opanowa� tych

technologii? No nie wiem... skopiowa�, czy jak?

- A wie pan – opowiadał mi pewien radziecki generał – ze swad� i z

pewn� swoboda podj�ł major – �e rzecz jest na tym etapie rozwoju socjalizmu

nie do zrealizowania. W Sewastopolu, pan wie, to jest na Krymie, jest

wytwórnia półprzewodników. Tam musi by� sterylne powietrze i wła�ciwe

ci�nienie wewn�trzne. Temu re�imowi sprostali, przynajmniej tak mówi�...

Patrzyłem na niego z zaciekawieniem – w naszym �rodowisku nie było w

zwyczaju tak swobodnie mówi� o Kraju Rad. Nie s�dz�, aby w jego organizacji było

inaczej – o co� mu chodzi.... A on tym czasem kontynuował:

- Tak wi�c wszystko byłoby dobrze, ale do produkcji potrzebny jest

czysty spirytus. Oczywi�cie – w Zwi�zku Radzieckim spirytus produkowa�

potrafi�, a tak�e pi�. Nie było sposobu, by ten spirytus ju� na halach

produkcyjnych kontrolowa�. Bo kontrolerzy te� dzionek zaczynali od

szklaneczki tego składnika produkcji. Oni zatrudnili kobiety, ale „naszi

�eleznyje sawietskije �enszcziny”, skoro buduj� drogi i bloki mieszkalne, to

tak�e potrafi� wypi�. W rezultacie jako�� produkcji była zdecydowanie

niezadowalaj�ca.

Roze�mieli�my si�. Ale major znów podj�ł temat:

- To w takim razie postanowili wydziela� tylko tyle spirytusu, ile

wedle normowszczyków było niezb�dne. Ale to było jeszcze gorzej – pili i tak,

a bez spirytusu tłukli badziewie. Wi�c wygonili te baby i wzi�li z łagrów

skazane kobiety – matki, obiecuj�c im przeniesienie dzieci do lepszych

dzietdomów, skrócenie wyroków i oddanie tych dzieci, gdy wróc� na wolno��.

No – my�l� – teraz to ju� pójdzie. Ale nie – łagiernice chlały, kurwiły si� z

m�skim personelem i one dopiero poło�yły produkcj�. Mało tego – w ci���

zachodziły tak masowo, �e nawet radziecka sie� dzietdomów, najwi�ksza na

�wiecie, nie byłaby w stanie tego wchłon��. No i wtedy zgłosili si� do pana.

337

Wła�nie na stół wpłyn�ły półmiski z linem w �mietanie. W �yciu nie

jadłem nic tak smacznego!

- Tak wi�c – w trakcie jedzenia major kontynuował – ja znam

takiego Chi�czyka z Taiwanu, który podj�ł si� zapewni� dostawy cz��ci, a

trzeba powiedzie�, �e tam wszystko jest czasem nawet dziesi�� razy ta�sze,

ni� ameryka�skie. Takie pecety, jak te pa�skie sprowadzane przez wielbł�dów,

kosztuj� po sze��set dolarów, a pan skupuje po cztery tysi�ce... jest ró�nica? A

gdyby jeszcze zast�pi� cz��ci tajwa�skie, za które jednak trzeba płaci� w

dolarach, polskimi – oczywi�cie tymi, które jeste�my w stanie wyprodukowa�,

to ró�nica w ogóle b�dzie bardzo du�a.

- Ale przecie� Taiwan jest sojusznikiem Stanów Zjednoczonych.

Amerykanie tak na to si� zgadzaj�?

Krzesi�ski wzruszył ramionami:

- Pan wie, �e Amerykanie uznali legalno�� władz maoistowskich w

Pekinie. Taiwan został nawet wyrzucony z ONZ. Nie musz� si� przejmowa�.

Na wszelki wypadek, aby on miał podkładk�, zrobimy z pana działacza

opozycyjnego...

- Cooo?

Równie dobrze mógł mi przyło�y� siekier� w głow�...

- No tak – �eby Amerykanie zacz�li si� zastanawia�, o co chodzi.

Ale o tych Amerykanach, to ani mru, mru. Oczywi�cie cał� reszt� niech pan

powie. Widzi pan – w kraju nie dzieje si� dobrze... id� zmiany...

- Ja si� na tym nie znam – odpowiedziałem z całkowita szczero�ci�.

- A widzi pan – człowiek z takimi talentami, a to nie jest moja

opinia, nie mo�e si� separowa� od spraw publicznych. Jest pan niezale�nym

działaczem gospodarczym. Na zachodzie byłby pan milionerem...

No – niezły naiwniak – pomy�lałem...

338

- Przepraszam - poprawił si� jednak – nie jest moim zadaniem

zagl�danie panu do kieszeni, lecz tryb przypuszczaj�cy w sprawie milionów

wycofuj�...

- Przesadza pan – zareplikowałem, zreszt� bez wiary w sw�

zdolno�� przekonywania.

- Tak wi�c powstaje inicjatywa obywatelska – taka ankieta na temat

mo�liwo�ci dokonania realnych i uzasadnionych zmian w kraju. Gor�ce

głowy, jak zawsze, ale kraj potrzebuje zmian. My to rozumiemy...

Było jasne, �e wszystko to jeszcze musz� skonsultowa�, wi�c dalej długo

nie gadali�my. Za wszystko zapłaciłem ja, major wzi�ł rachunek i rozstali�my si� na

razie w zgodzie.

Profesor Mołojewicz wygl�dał dziwnie. Mieszkał luksusowo w naro�nej

kamienicy na Ho�ej, ale nie w jakiej� starej, zapuszczonej ruderze, w której kiedy�,

obok, oferowano mi te� pi�kne, lecz zapuszczone mieszkanie. Pami�tam – z wielki

�alem rezygnowałem. Taka pi�kna kamienica. No ale trudno. Otó� kamienica

profesora była wspaniale utrzymana. Sstare, niezniszczone podczas wojny kafelki na

schodach, mozaiki w oknach, wsz�dzie czysto. On mieszka na pierwszym pi�trze:

olbrzymie pokoje, stare meble, obrazy. To wszystko nie tak luksusowe, jak u

Przemyslidy, ale za to zharmonizowane, jako� bardziej na swoim miejscu. Sam

profesor – jak wiem – seksuolog – dziwaczna profesja, jest człowiekiem drobnym, o

rysach twarzy, które czasem widywałem w Zwi�zku Radzieckim, ale rzadko.

Zaprosił mnie, bym usiadł w starym, ale wygodnym krze�le za stołem. Mał�onka

profesora, wyra�nie młodsza i niczego jeszcze sobie, podała kaw�, a on wyci�gn�ł

brandy.

Przygl�dałem mu si� z ciekawo�ci�. Wiedziałem, �e jest bogaty, bo pisze

kryminały i najwi�ksze pieni�dze, cho� w kraju bierze du�e, ma z edycji w Zwi�zku

Radzieckim.

339

- Ciesz� si�, �e zechciał pan przyby�. Wie pan oczywi�cie,

dlaczego chciałem si� z panem spotka�?

Zygmunt dał mi instrukcje, wi�c oczywi�cie wiedziałem:

- Nie do ko�ca, panie profesorze. Ale generalnie tak. Jak wiem,

zawi�zało si� seminarium Wiedza i Wnioski grupuj�ce ludzi ró�nych

zawodów, w tym tak�e działaczy społecznych. Ja jednak jestem tylko

skromnym rzemie�lnikiem, nie �adnym dyrektorem wielkiej fabryki, wi�c nie

wiem, czy zasługuj� na takie wyró�nienie, a przede wszystkim, czy moja

skromna wiedza w ogóle komu� na co� mo�e si� przyda�?

- Prosz� si� nie przejmowa� – odpowiedział, wyra�nie zadowolony

z moich słów – warunki społeczno – polityczne sprawiaj�, �e wedle

uzyskanych przeze mnie informacji, działa pan na mo�liwie najwi�ksz� w

naszym kraju skal�. Pan oczywi�cie wie, ze nasza działalno�� jest

komentowana w �wiecie, w tym tak�e w Wolnej Europie. Nic na to nie

poradzimy, ale nie ma innej mo�liwo�ci skutecznego dotarcia do opinii

publicznej.A to, co naszemu krajowi jest niezb�dne, to jest społeczny dyskurs.

Sam pan widzi – opozycja jest ju� taka silna, �e nikt jej nie mo�e zdławi�,

powstaj� nawet Wolne Zwi�zki Zawodowe. Nie da si� rz�dzi� bez brania pod

uwag� opinii, ale tak�e i woli społecze�stwa, jej ró�nych podmiotów...

- Towarzysz Gierek jednak ci�gle konsultuje, w fabrykach, na

wiecach – zauwa�yłem.

- Widz�, �e jest pan człowiekiem ostro�nym. Prosz� jednak zwróci�

uwag�, �e nie jeste�my jak�� opozycj�, raczej gronem osób w ró�nych

dziedzinach fachowych, pragn�cych ratowa� nasz kraj. Chyba ma pan pogl�d

na stan polskiej gospodarki?

- Poza tym, co widz� na półkach sklepowych, na ulicach, w bardzo

w�skim zakresie.

- I czy jest pan tym stanem, który widzi pan w obr�bie swoich

zainteresowa� – usatysfakcjonowany?

340

- Panie profesorze – w zasadzie tak. Je�eli odnotowuj� jakie�

skromne sukcesy, to dzi�ki temu, �e wyst�puj� okresowe braki tego, czy

owego. Ale przyznaj� – sam fakt, �e te braki wyst�puj� i pomimo mojej

działalno�ci, czy osób mi podobnych, ust�pi� nie chc�, jest dla pa�stwa

niepokoj�cy.

- Czy mo�e cos pan o tym powiedzie�?

- Wła�ciwie, to o konkretach nie chciałbym zbyt wiele mówi�, cho�

wszystko, co robi�, jest legalne, przynajmniej o ile mi wiadomo. Pan wie –

przepisy ci�gle si� zmieniaj�. Na powielaczu je drukuj� i drukuj�. Swoja

drog�, poniewa� działalno�� seminarium poci�ga za sob� koszta, ch�tnie na

miar� skromnych mo�liwo�ci poczyni� jaki� wkład. Prosz� pana profesora o

nie komentowanie tej mojej deklaracji.

- Ciesz� si� z pana słów. Na szcz��cie nasza działalno�� nie jest

kosztowna i nie jeste�my w takiej potrzebie. Ale to na razie. Pragn�

podkre�li�, �e w�ród naszych respondentów s� liczni ludzie niew�tpliwie

zwi�zani z aparatem władzy, przewin�li si� nawet członkowie kace,

redaktorzy „Polityki”...

Aha – my�l� sobie – ju� ja wiem jacy – zwi�zani z informacj�

wojskow�...

- Widzi pan, nie chodzi o to, by bez potrzeby dra�ni� naszych

sojuszników. Oni te� musz� zrozumie�, �e bez radykalnych zmian Polska

stanie si� dla nich dramatyczna kul� u nogi. Otworzyli front w Afganistanie i

oczywi�cie odnosz� tam same sukcesy, ale to jeszcze nie wiadomo, na ile lat

tych sukcesów si� skazali? To nie jest czas – z ich punktu widzenia – na

trudno�ci w Polsce. A one ju� s�.

Zgodziłem si� z profesorem, pobrałem kwestionariusze ankiet, umówiłem

si� na termin ich wypełnienia i wyszedłem. Dziwny człowiek. Drukuj� go w

zeteserer, a nie wydaje mi si�, by był ruskim człowiekiem. Cho� czort go wie.

341

Tylko rodzi si� pytanie – po co ja im tu w tym towarzystwie? Jest jasne,

�e słu�by to kontroluj�. Ba, nawet członkowie kace tu kombinuj�. W co� tu

wdeptuj�... Ale nie mam wyj�cia. Pachnie to wielka polityk�, a ja jestem na ni� zbyt

chudy w uszach...

Potem dopytałem jeszcze Zygmunta o tego profesora. No i odpowiedział

mi dziwacznie:

- Ten twój profesor, o ile mi wiadomo, jest lojalny wobec

wszystkich słu�b, ale nie jest agentem �adnej. On jest jeszcze inaczej

zorganizowany.

- Ruski człowiek?

- Mo�e, ale te� raczej nie. Jego matka była jak�� Buriatk�, czy tez

raczej, ale nie wiem, czy dobrze pami�tam: - Chakask�...

- �e kim?

- No Chakask�?

- Co to za dziwo?

- Pewnie jacy� ludo�ercy w Rosji – wiesz, inaczej mówi�c –

Samojedzi. Słyszałem, �e tacy s�.

A� wzruszyłem ramionami. Jezu, jak to dobrze, �e istnieje Rosja i

człowiek tak� dzicz� nie musi sobie zawraca� głowy. Niech ju� oni si� nimi martwi�

i w swoim zakresie trzymaj� za twarz. Kto by ich spami�tał?

- Ty, to w takim razie z kim on jest zwi�zany?

Zygmunt popatrzył na mnie takim wrednym wzrokiem i a� prychn�ł:

- Co ja wiem. Nikt mi nic nie mówi, ale tak co� mi si� obiło o uszy,

�e tak całkiem bezprizorny to ten profesor nie jest. Jaka� mafia, ale nie mafia,

cholera go wie... Daj mi spokój, mo�e on jest zwi�zany z Watykanem? No

przecie� jakie� siły musiały nam zrobi� to �wi�stwo i wybra� Wojtył� na

papie�a. Mo�e to oni wysadzili rotund� na rogu Jerozolimskich i

Marszałowskiej? Mo�e oni spalili Dom Dziecka?

342

- Ty ze mn� nie polatuj w piczki. Nic mi do tego, ale wszystkie

skowronki �piewaj�, �e to Zygmunt przypomina, �e jest i jest w grze. A

Wojtyła, to mo�e fanatyk, lecz nie głupek. Głupków na papie�y nie bior�...

- Ty nie b�d� taki mundry – odszczekn�ł si� i tyle si�

dowiedziałem.

Rzeczywi�cie, z krajem nie działo si� dobrze. CIA podst�pnie poprzez

�ydowskie banki uzale�niła Polsk� od kredytów i mamy na tym polu kłopoty.

Chłopi siej� dywersj� i nie chc� produkowa� wystarczaj�cej ilo�ci �ywno�ci.

Prolety zawracaj� głow�, �e chc� wódk� koniecznie kiełbas� zagryza�, jakby ta

ich partanina była warta kiełbasy. Na dodatek ruskie włazły do Afganistanu jak w

gówno i to ka�dy rozumie – przecie� to dzicz w sam raz do partyzantki –

Krzesi�ski mówił, �e taki Afgan złapie szczura, zje i cały dzie� mo�e walczy� i

jak zginie, to jest zadowolony, bo idzie do jakich� hurys Alllaha. No i jeszcze ten

spisek z papie�em. Nie mogli go nasi utłuc? Jakbym chciał, to sam t� ankiet�

Wiedzy i Wniosków bym wypełnił i tak bym dał czadu, �e w pi�ty by poszło. No

ale nie jestem głupi – dałem Zygmuntowi – niech w Fabryce ci nasi naukowcy te�

troch� popracuj�.

Ogl�dałem w telewizji wizyt� papie�a. Nie taki diabeł straszny. Nasi

si� spi�li i rzucili na ten czas towar do sklepów nie gorzej, ni� na �wi�ta i jako�

przeszło. Setki tysi�cy dewotów tam poszło. Ale to nic, do Cz�stochowy te� ła��.

Nasi bali si�, �e ten papie� rzuci hasło, by naszych wiesza� na latarniach i nie

wiadomo, co by było, bo to taki tłum. Ale ten papie� to mi�czak – typowy klecha

– ni tak, ni siak. A tak, to mamy troch� czasu i co� si� wymy�li. Tak mówi

Krzesi�ski. Uwa�a, �e nawet da si� wykorzysta� tego papie�a do pozytywnych

zmian. No – daj Bo�e. W ka�dym razie papie� dał ciała – miał na swoje skinienie

takie tłumy i nic! A od naszych, którzy byli na mszach wiem, �e te tłumy były

343

wystarczaj�co sfanatyzowane, by zrobi� ka�de głupstwo. Ale� nam si� dostał

narodek?

Przez kontakty Krzesi�skiego wkr�cono mnie na taki wieczór u

niejakich Walerowskich. Okazuje si�, �e opozycja jest ju� tak bezczelna, �e robi

regularne przyj�cia i tam na tych przyj�ciach knuje. Mało tego – u jednego

takiego siwego, to podobno przez cały czas istnienia peerelu w imieniny Jana w

czerwcu spotykaj� si� i nic. Tam te� jako� tak zakr�ciłem, �e mnie zaprosili.

W ka�dym razie u tych Walerowskich tłum był tak dziki, �e trzeba

było siedzie� na podłodze. To nie dla mnie. Taki gitarzysta �piewał, �e:

„przyszłe pokolenia b�d� si� �miały, �e usiłowali�my papierow�

amunicj� – czyli niby drukami powielaczowymi – dochodzi� swoich racji” –

obala� ustrój. No rzeczywi�cie – �ałosne, niczego nie rozumiej�ce towarzystwo.

Zasłu�� sobie tylko na wzruszenie ramion i pogard�. Tak ich potomni musza

oceni�, no bo trzeba mie� mocno nasrane w głowie, by dla paru nieczytelnie

wydrukowanych bzdur łama� sobie karier�? Sami tacy z dobrych domów, albo

takich udaj�cy – we łbie im si� od dobrobytu przewraca...

Ten �piewak nazywa si� Kelus i jestem pewien, �e z takim

nazwiskiem to �yd. Cholera – w tym kraju tylko �ydzi s� uzdolnieni.

piewał te� piosenk� o jakim� chłopaku – fizyku – wymienionym z

nazwiska i imienia, który szedł do wojska, ale bez ch�ci. Ko�czy si� to, �e: - „gdy

ojczyzna mnie zawoła, zamiast piersi wypn� dup�, bo ta nafta nie jest moja”.

Imi� si� zgadza, nazwisko te�, ale tamten chyba był matematykiem. A mo�e robił

dwa fakultety? W ka�dym razie rozs�dny go�ciu, ma normalny stosunek do

rzeczywisto�ci. Tylko �e ja tego nikomu nie mog� powiedzie�. Zreszt� nie taki

rozs�dny, skoro si� ze swoimi pogl�dami obnosi.

Ale, ale – w dwa lata – w stachanowskim tempie zostałem magistrem

górnictwa w�glowego. A ja o kopalniach wiem tyle, �e maj� takie wie�e z

konstrukcji stalowej, chyba na windy? Kosztowało to du�o, ale niech tam –

jestem magistrem i zapisałem si� na doktorat. Jak ju�, to ju�, na sobie b�d�

344

oszcz�dzał? Na oblewanie dyplomu zaprosiłem Zygmunta i Stasia, a tak�e

Piotrusia, do kawiarni „Kamienne Schodki” na Rynku Starego Miasta. W

restauracjach kryzys si� zrobił i nigdy nie wiadomo, co maj� w kuchni! A w tych

„Kamiennych Schodkach” ustaliłem, �e b�d� dzikie kaczki pieczone z jabłkiem,

bo zawsze s�. Tak wi�c w „Kamiennych Schodkach” zamówiłem stolik, a

poniewa� od Krzesi�skiego po�yczyłem „Protokół Dyplomatyczny”, taki

samouczek dla dyplomatów, jak nale�y si� zachowywa� - to moja pierwsza

ksi��ka przeczytana od lat – wi�c miałem szereg uwag do tego, co proponowała

kierowniczka sali. W ko�cu z podziwem dostrzegła, �e to ja, z moja wiedz�,

mógłbym by� kierownikiem sali. Oczywi�cie darowałem sobie wszelki

komentarz.

Krzesi�ski chciał, �ebym swoje obrazy Antona dał na wystaw� u

Walerowskich. Ja nawet takiego jednego zahaczyłem w tej kwestii. Mówi� mu, �e

Anton siedzi w psychuszce, bo od Krzesi�skiego dowiedziałem si�, �e po wizycie

u mnie, Antona posadzili i tam ju� został – szkoda chłopa. Podobno w jakim�

serbskim instytucie. Znale�li u niego tak� schizofreni� bezobjawow�, czyli tak�,

której znale�� nie mo�na u chorego, a ona jest, skoro go�� jest politycznie

niepewny. Dobrzy s� ci ruscy. Maj� pomysły. Nie podoba mi si� to. Jak ju� u nas

wprowadz� t� schizofreni� bezobjawow�, to naprawd� nikomu nie b�d� mógł

podpa��!

Wi�c jak opowiedziałem historyjk� o Antonie, to on przyjechał do

mnie do Anina i był zachwycony. Ale to jaki� dziad – po�yczył ode mnie par�

groszy – zorientował si�, �e mi ich nie brakuje i na szcz��cie rozeszło si� po

ko�ciach. Gadało si� o tej wystawie, nawet w Wolnej Europie mówiono, �e taki

wybitny malarz, przypomnieli t� wystaw� w Domu Kultury na Mokotowie – maj�

jednak informacje – ale tak konkretnie to nikt si� tym nie zaj�ł. No i dobrze. Te

gołe baby lubi�, a jeszcze co� by si� z nimi stało... Na szcz��cie w Wolnej

Europie mojego nazwiska nie wymieniano. A pieni�dzy w oznaczonym terminie

oczywi�cie nie zwrócił. Spotkał si� ze mn� ze dwa razy jeszcze, alkoholu wypił,

345

ile si� dało i zamiast zwraca� mi pieni�dze, obiecał, �e opisze mnie w swojej

poezji. Ustalili�my, aby przynajmniej bez nazwiska. Co� tam słyszałem jego

nazwisko, ale nie jestem pewien. Wierszy nie lubi�, ale gdy ju� napisze, to przy

okazji ma mi podrzuci�. Wiersz o mnie, czy mo�e mi dedykowany? Ciekawe.

Chciał ze mn� zagra� w szachy na pieni�dze, ale po prostu dałem mu jeszcze

troch� pieni�dzy. Wrednie mu z oczu patrzyło, nazwisko te� ma takie szpotawe,

ale skoro ma wiersze o mnie pisa�? Podobno jestem idealnym tematem. Bystry

facet – w lot zorientował si�, �e jestem człowiekiem czynu.

Dał mi co� swojego wydrukowanego na powielaczu. Co� o jakiej�

carycy, ale ja wierszy nie lubi�, wi�c rzuciłem to gdzie� i zagubiło si� w

mieszkaniu. A chciałem da� jako ciekawostk� Przemyslidzie. Wyszło na to, ze

staruszka zast�piłem w wa�nych interesach, to niech ma poczucie, ze jednak o

nim pami�tam i nieodmiennie go ceni�.

W sklepie w Aninie poznałem jednego takiego umorusanego wozaka

rozwo��cego ko�mi w�giel. Pogadałem i wyszło na to, �e w tym roku nie b�dzie

mi brakowało w�gla. Nazwoził mi tego, ze hej, nawet mu pół litra postawiłem.

Twarda sztuka. Mo�e mi si� jeszcze w ró�nych takich sprawach przyda�. Na

razie skupowa� b�dzie dla mnie dolary. W Aninie nie brakuje ludzi z dewizami, a

jak im kaza� płaci� za w�giel i koks w dolarach, to jakie b�d� mieli wyj�cie? A

mi dewiz, jeszcze bardziej ni� pa�stwu, ci�gle mało!

Na kupionej niedaleko mojego domu w Aninie parceli postawiłem z

wybrakowanych elementów prefabrykowanych hal� produkcyjn� – dziewi��set

metrów. Mój majster si� zbiesił i nie chciał tego robi�, wi�c naj�łem ekip� z Kielc. I

bardzo dobrze – wszystkie elementy mi sprowadzili z Kielc i nawet tata załatwił na

to papiery. Dosłownie wszystko w nim zostało na produkcji odrzucone jako produkt

wybrakowany: i betonowe elementy ju� ze stolark�, i armatury i cegły i nawet beton.

346

Ba – nawet ci��kie Kamazy, które mi to wszystko przywoziły, były akurat w

remoncie i dlatego nie mogły wozi� na pa�stwowe budowy.

Ale nie mam skrupułów – na takiej dyskusji �rodowiska Wiedzy i

Wniosków pewien utytułowany mówca zauwa�ył, �e w systemie socjalistycznym

wszystko to co pa�stwowe, jest marnowane, niszczeje, albo u�ytkowane jest bez

sensu, gdy wszystko to, co ludziom uda si� rozkra��, natychmiast znajduje sensowne

zastosowanie. Przecie� to prawda! �e te� ja sam na to nie wpadłem.

W ogóle od czasu, gdy przeczytałem „Protokół Dyplomatyczny”

autorstwa Edwarda Pietkiewicza – to na pewno jaki� profesor, czuje si� pewniej w

takich wytwornych towarzystwach. Wydano to jako druk powielaczowy w Wy�szej

Szkole Nauk Społecznych, bez ceny, za to jako druk �cisłego zarachowania, tylko dla

swoich. I słusznie – po co zaraz wszystkim taka wiedza?

Min�ła zima z 79 na 80, a moje interesy szły coraz lepiej. Rodzice te�

rozbudowali swój dom do rozmiarów kamienicy, bo na pi�trze jest magazyn

półfabrykatów i gotowych wyrobów bieli�niarskich. Ja nawet podj�łem starania, aby

to zalegalizowa�, jako firm� polonijn�, lecz to nie ma sensu, bo trzeba by

legalizowa� te półfabrykaty, a przecie� normalna drog� one s� kompletnie nie do

dostania.

Na 15 marca ustalili�my z Krzesi�skim termin naszego wylotu do

Bangkoku w celu spotkania z Chi�czykiem. Zygmuntowi przedstawiłem spraw�, �e

potrzebny mi paszport i jak uprzednio – zgłosi� si� musiałem po niego na Krucz�

przed otwarciem biura.

Nigdy jeszcze, poza zeteserer, a tak�e przez jeden dzie�, z wycieczk�, w

Berlinie Wschodnim, nie byłem za granic�. Nigdy w ka�dym razie nie byłem w

strefie dolarowej. Od roku brałem korepetycje z angielskiego trzy razy w tygodniu,

ale cz�sto mi co� wypadało, wi�c mo�na powiedzie�, �e dwa razy w tygodniu, a

tak�e z rosyjskiego raz w tygodniu. Wprawdzie na filmach angielskoj�zycznych, a

kilka razy byłem w kinie, niewiele rozumiałem, ale zawsze ju� co�.

347

Nastraszono mnie, �e ceny na zachodzie s� bardzo wysokie, bo oni dolary

traktuj� jak my złotówki, to te� postanowiłem wzi�� ze sob� pi�� tysi�cy tych

dolarów.

Z Krzesi�skim spotkali�my si� na lotnisku na Ok�ciu, chcieli�my wypi�

kaw�, ale akurat nie było, wi�c wypili�my herbat� i dawaj na kontrol�. Widzieli�my,

�e w strefie wolnocłowej, ju� za dewizy, kawy mo�na si� napi�, wi�c nie było na co

czeka�.

Bez problemu mijamy kontrol� WOP-u i Krzesi�skiego bez �adnych

takich przepuszczaj� przez cło. Tylko o co� spytali. Poniewa� obok patroszyli jakich�

handlarzy, to my�l� sobie – mi te� dadz� spokój, zreszt� – wszyscy �wi�ci przecie�

wiedza o moim wyje�dzie i pewnie dali jakie� instrukcje? Ale nie. Facet o wygl�dzie

bazyliszka prosi mnie na kontrole osobist�. Oczywi�cie – szybko znalazł te pi��

tysi�cy dolarów, a nadto, nie wiem po co, zainteresowały go druki reklamowe

ameryka�skiego Digitalu i jeden druk reklamowy taiwa�skiej firmy.

Pyta mnie:

- Co to jest?

Ja odpowiadam, jak komu dobremu:

- To s� druki reklamowe. Tak jak nasz LOT dla zagranicznych

drukuje na ładnym papierze kolorowe ulotki, tak firmy elektroniczne te�

drukuj� takie, ogólnie dost�pne ulotki.

- A od kiedy to w pa�stwie socjalistycznym, jakim jest Polska,

takie ulotki na ulicach rozdaj�?

Gdyby nie te dolary, które w trzech paczkach, bo schowałem w trzy

miejsca, �eby mnie nie okradli, to wzruszyłbym ramionami. Ale nic takiego nie

zrobiłem:

- Prosz� pana, ja przecie� wcale nie mówiłem, �e dostałem je na

ulicy.

- Tak, tak – wszyscy tak mówi�. A elektronika, to materiał

strategiczny...

348

I on mi to mówi? Czy ja nie wiem, �e ona jest strategiczna? Czy ja nie z

tego �yj�? Milcz� jednak.

- Musimy to wyja�ni�. Na razie nie poleci pan tym samolotem, ale

za trzy dni jest nast�pny.

Nie zni�ałem si� do pró�b. Nie miało to sensu. Chcieli mnie dupn��, to

dupn�li. Tylko po któr� choler�. Jak� rol� odegrał w tym Krzesi�ski? Czy to s� gry i

zabawy mi�dzy wywiadem wojskowym i kontrwywiadem esbe? Dlaczego musiało

pa�� na mnie?

Jakim� korytarzem poprowadzono mnie do celi, w �lad za mn� na wózku

jechały moje bambetle. Potrzymali mnie nawet bez szklanki wody do �rodka nocy.

W nocy za� wsadzili w Nysk� i zawie�li na Rakowieck�. Ale nie do gmachu

ministerstwa, lecz do aresztu. Byłem zm�czony. Bezwiednie zdałem ciuchy do

depozytu, w zamian dostałem jakie� szmaty. To chyba wbrew przepisom – nie byłem

przecie� skazany, lecz zatrzymany i przysługuj� mi ciuchy cywilne. Tak słyszałem.

No i zacz�ła si� gehenna. Przez dwadzie�cia dziewi�� dni nic si� nie

działo. Siedziałem w pojedynce i nie miałem �adnego kontaktu z innymi lud�mi, z

wyj�tkiem kalifaktorów. Z nudów wymy�liłem sobie chorob�, lecz przyj�ł mnie w

towarzystwie sanitariusza o wygl�dzie oprawcy rze�niczego lekarz, który nawet nie

usiłował udawa�, �e jest trze�wy, a tym bardziej, �e jest uprzejmy. Przeciwnie –

chamidło tak mi siebie w mo�e trzy minuty – bo tyle czasu trwała wizyta – obrzydził,

�e wi�cej ju� tam si� nie zgłaszałem.

Do�� powiedzie�, �e na trzy dni zaaplikował mi trzy razy dziennie

lewatyw�! I mimo moich protestów t� lewatyw� wykonywano! Ja prosiłem i

groziłem – nic nie pomogło. Wi�c potem ju� nie przeszkadzałem i dobrze zrobiłem –

gdy si� opierałem, to tak gmerał tym szpikulcem, �e cała dupa mnie bolała. Gdy

przestałem przeszkadza� i współpracowałem, to te� bolała, ale ju� mniej.

Wariantów przyczyn, dla których mnie wsadziłem, miałem par�, ale

ka�dy był bez sensu. Nawet mi nie przedstawiono nakazu prokuratorskiego, a

przecie� trzymali mnie powy�ej czterdziestu o�miu godzin.

349

Po dwudziestu dziewi�ciu dniach przyszli klawisze, sprowadzili mnie do

suki wi�ziennej i ju� w par� minut pó�niej byłem na rakowieckiej. No to byłem w

domu. Zamkli mnie esbecy za kar�, �e współpracowa� zacz�łem z wojskiem. Co za

granda! Przecie� o wszystkim informowałem. Mało tego – za ka�dym razem pytałem

o pozwolenie. W ko�cu nie krasnoludki wydały mi paszport!

Dwóch cywilów przej�ło mnie od klawiszy i zawiozło wind�, potem

pieszo, troch� klucz�c, do pokoju przesłucha�. Nic si� nie zmieniło. Dwa zł�czone ze

sob� blatami naprzeciw biurka, szafa stalowa, orzeł na �cianie i nic wi�cej.

Tak byłem wynudzony, a zreszt� i zoboj�tniały, �e wła�ciwie to z

zainteresowaniem czekałem na rozwój wypadków.

Po mo�e pół godzinie zjawił si� klient, którego nie znałem. Przedstawił

si� jako porucznik Ostrowski.

- A jak imi� pana porucznika – pytam?

- A na co wam imi�, mnie tu wszyscy znaj�.

Gdyby naprawd� wszyscy go znali, to ja te� bym znał...

- Wpadł pan jak �liwka w kompot – rzucił.

Ja wzruszyłem ramionami, bo nie ze mn� takie gadki.

Ten niby Ostrowski zauwa�ył to, poderwał si�, zacz�ł wrzeszcze�:

- Ty szpiegu pierdolony. Ojczyzn� socjalistyczna zdradzasz,

sojusze nam kurwa nara�asz, ramionami wzruszasz? My ci� do takiej

kazamaty wpu�cimy, gdzie b�dziesz miał wod� pod grdyk� i jak si� klawisz

pomyli, to utoniesz i chuj z tym, nawet na pogrzeb nikt nie pójdzie.

Ja troch� si� zdenerwowałem, ale nadal milcz� i nic po sobie nie pokazuje.

Wida� przyj�li wariant nie rozmawiania po dobroci, no to nie. Jak maj� da� w łeb, to

dadz� niezale�nie od tego, jak ze mn� b�d� gada�. I tak wszystko tak naprawd�

zale�y od ruskich, a oni chyba ze mnie s� zadowoleni. Je�li ruskie mnie opuszcz�, to

oczywi�cie – umarł w butach, ale i tak to jeszcze nie znaczy, �e mnie utrupi�. Raczej

przesun� do rezerwy, do wykorzystania w przyszło�ci. Du�o niby wiem, ale czemu

miałbym zdradza�?

350

- Gadaj kurwa – gdzie schowałe� pieni�dze i złoto? Gdzie twoje

judaszowe srebrniki?

- Aaa – tu was mam – zrozumiałem wszystko.

Taki rympał! Mo�ecie mnie zabi�! Nigdy nie wyjawi�, gdzie dołuj�

szmal! Ani gdzie złoto. Ja nawet nie umiałbym tego opisa� – takie miejsca

wybierałem, �e jak dadz� mi jaki� zastrzyk, to nie da rady precyzyjnie tego opisa�. A

sam nie zaprowadz� ich, cho�bym miał skona�.

Tamten dalej ci�gn�ł swe wyzwiska, ale tylko do chwili, gdy uniosłem

dło� w ge�cie, �e chc� co� powiedzie�. Umilkł natychmiast i nawet objawił na swej

twarzy pewne zainteresowanie.

I ja mu wtedy wygarn�łem, nawet nie podnosz�c głosu:

- Nigdy, po prostu nigdy nie dostaniecie ode mnie ani grosza.

Mo�ecie mnie zabi�. Ja po prostu nie mam ani grosza. Mojego tat� mo�ecie

powiesi� za jaja, a mamusi� �ywcem zakopa� w grobie. Mnie te�. Chuj z tym.

Id� do swoich wspólników, drobny chujku i razem si� z nimi wyonanizuj si� w

szklank�. Czy wszystko dobrze poj�łe� gnoju?

Tamtego naprawd� zatkało. Zaraz potem zacz�ł wygl�da�, jakby chciał

mnie zabi�. Ale ju� po chwili nabrał gł�boki haust powietrza, obrócił si� na pi�cie i

wyszedł. Ojej – to jeszcze mleczak i partacz. Ja bym jednak dla zasady przywalił z

raziczek, za ten onanizm z przeło�onymi. Przecie� wszystkiego słuchaj� na

interkomie i te� musieli si� wkurzy�. Mimo to, dobrze spraw� przemy�lałem. Od lat

ju� unikałem przekle�stw, wi�c je�li teraz u�yłem brzydkich wyrazów, to celowo.

Po mo�e godzinie wlazł do pokoju Zygmunt. No tego mogłem si�

spodziewa�.

Nic nie mówi, tylko siada. Sprawa jest jasna. Kumple postanowili mnie

obrabowa�. Nie warto tłumaczy�. Ja te� milcz�, wi�c tak sobie siedzimy. W ko�cu

tamtemu si� znudziło, zreszt� uciekał przede mn� wzrokiem:

- Milion...

Ja nic, cho� my�l� sobie – tanio poszło...

351

- No mówi� ci – milion wpłacasz do skarbu pa�stwa za swoje afery

i jest fertisz.

Nawet mu nie odpowiedziałem.

- Czy ty jeste� słup soli? Ja z tob� negocjuje, a ty milczysz?

A ja tylko wzruszyłem ramionami.

- My ciebie puszczamy, a ty w dzie� pó�niej w kopercie, jak trzeba,

a jeszcze lepiej, w walizce przynosisz dewizy – milion sałaty i ani centa mniej.

Nadal milcz�.

- Słuchaj, ja ryzykuje, �eby ci� z tej kabały wyci�gn��, a ty w ogóle

ze mn� nie współpracujesz.

Ja na niego popatrzyłem jak na gówno.

- Człowieku, przecie� masz afer� szpiegowsk�, �e r�ka noga mózg

na �cianie.

Ja nadal nic.

- Wiozłe� ze sob� do wrogiego pa�stwa tajne dokumenty

kacepezetpeer, czy nie?

- No nie�le, co� mi podrzucili – u�wiadamiam sobie. Ale w takim

razie tym bardziej milcz�. Tym razem jednak, my�l� sobie, troch� przyjdzie

posiedzie�. Podrzuci� mi mogli nawet plany bomby atomowej ze wierku. A

co ich to kosztuje?

- Nie interesuje ci�, jakie to tajne dokumenty szmuglowałe� dla

CIA?

Nie objawiłem tym zainteresowania.

- A „Protokół dyplomatyczny” to pies?

Teraz rozdziawiłem g�b� jak wiejski głupek na targu... Czy oni na głowy

poupadali?

Ale milcz� – przecie� nawet kretyn zrozumie, �e umiej�tno��

poprawnego doboru kieliszków do ró�nych trunków, sposoby operowania sztu�cami

i zasady, wedle których przy powitaniu raz ten, raz drugi jako pierwszy ma wyci�ga�

352

dło�, nie s� materiałem szpiegowskim. Nie wiem, jak tam u Amerykanów z kultur�

osobist�, ale widziałem na tajnych fabrycznych projekcjach dwa filmy z Bondem i

wiem, �e zawsze mog� si� spyta� Anglików.

Zygmunt nie jest dure�, wi�c je�li to sypn�ł, to jednak mnie kryje.

Obna�ył słabo�� całej tej afery. Mogłem przemówi�:

- Słuchaj, do�� tej parodii. Mog� ci da� sto tysi�cy na Polski

Czerwony Krzy�, albo na oran�ad�, bo tyle akurat mam. Nie mam ani grosza

wi�cej. Reszt� powiedziałem temu typkowi, a ty to słyszałe�...

Tamten jakby odetchn�ł, ale zaraz przyj�ł zatroskan� min� i zacz�ł

lamentowa�?

- Czy ty traktujesz nas niepowa�nie. Sto tysi�cy? Daj spokój.

Milion i ani centa... Oni naprawd� zesraj� ci si� na łeb. wi�ty Bo�e nie

pomo�e... Niepowa�ny jeste�. Przemów po ludzku – pół miliona i

rozpoczynamy normaln� dyskusj�.

Ja znów wzruszyłem ramionami i odwróciłem si� do okna.

Zygmunt wstał, wyszedł i po dziesi�ciu minutach wraca z kaw�,

ciasteczkami i nawet z trzema takimi pasztecikami z kapust� i pieczarkami. Kładzie

tac� z tym towarem przede mn�, puszcza do mnie oko, wyci�ga z kieszeni marynarki

– jak zwykle bardzo taniej – piersiówk� winiaku luksusowego i wlewa mi troch� do

kawy.

Ja mu gestem pokazuj�, �e najpierw ma upi� troch� z butelki. Tamten w

lot łapie o co chodzi i wbrew woli – tak z rana to on w ogóle nie pije – poci�ga

rzetelny łyk. No to wskazuj� mu na paszteciki i ciasta. Zjada jednego pasztecika,

nawet z apetytem i ciastko, kokosank�. Ale ja wol� jeszcze par� minut odczeka�,

wi�c sobie milczymy. Troch� si� zaczerwienił, jak to po alkoholu, zatem dawaj,

rzucam si� kaw� i te paszteciki. Nikt o paczkach dla mnie nie pami�tał, wi�c po

ziemniakach z sosem, w którym potrafiła pływa� zwierz�ca sier��, to była uczta.

Nawet dałem mu znak, �e winiaku chc� chlapn��.

Zjadłem, wypiłem, to teraz znów mog� mnie wsadza�:

353

- No to jak powiedziałem – sto tysiecy...

- Jaja sobie ze mnie robisz?

- A ty ze mnie?

- Powiedz co�, bo mnie tak opierdol�, �e nic nie b�d� mógł zrobi�?

No... wi�cej...

- Sto tysi�cy razy dwa, �eby�cie jeszcze mieli na dropsy...

Wymiotło go od razu z pokoju. Nawet flaszk� mi zostawił, to sobie znów

poci�gn�łem.

Po chwili wraca:

- Dwie�cie pi��dziesi�t tysi�cy i jest fertisz.

- Termin miesi�czny – odpowiadam.

- Co tak długo?

- Nie mam w kieszeni takiej gotówki. Musz� i�� na grzyby, albo na

ryby, mo�e złot� rybk� złowi�... Ale w�dkowa� to ja lubi� w samotno�ci, bez

asysty. Sam wiesz, jak jest...

Znów wylazł i po chwili wrócił:

- Jest zgoda. Zaraz wracasz na dołek i jutro ci� zwolni�...

- No to dwie�cie tysi�cy...

- Co za dwie�cie?

- No za noc w dołku płacicie.

- Z byka spadłe� – s� przepisy...

- Przepisy s�... We łbie ci si� bełta? – ripostowałem.

Znów wyszedł. Wraca u�miechni�ty.

- Za godzin� b�dziesz na wolno�ci...

W szoferce suki pojechał ten cały niby Ostrowski z tekturow� teczk� pod

pach�. Po dwóch godzinach jechałem słu�bowym polonezem z Zygmuntem do

domu. Kazałem mu si� zatrzyma� przy „Cristal – Budapeszcie”, �eby zje�� co�

porz�dnego. Wprawdzie ciuchy przesi�kły smrodem mamra, ale co tam. Przy

zwalnianiu dali mi spis zwracanych rzeczy i oczywi�cie – pi�ciu tysi�cy dolarów

354

brakowało. Ale tego si� spodziewałem. Inaczej przecie� Ostrowski mówiłby przecie�

o przest�pstwie dewizowym – jedynym realnym punkcie zahaczenia na mnie.

Zwrócili mi jednak portfel z tysi�cem złotych i portmonetk� z jakimi� drobnymi.

Ulice wygl�dały tak samo, cho� wiosna mocno posun�ła si� do przodu,

ale jako� pi�kniej. Nad butelk� czerwonego wina do zupy rybnej – w �wietle

„Protokółu Dyplomatycznego” był to karygodny bł�d, lecz ja poprosiłem kelnera o

jakie� wino do tej zupy i potem, do kotleta na placku ziemniaczanym i on poprawnie

dobrał „Egri Bikaver” do dania głównego, lecz zapomniał, �e do zupy potrzebne

byłoby białe wino.

- Dolar stoi ju� na mie�cie sto dziesi�� złotych – zacz�ł normalna

rozmow�.

- To wszystkie ceny pójd� w gór�...

- �eby� wiedział, b�d� podwy�ki. Jaroszewicz ju� si� na tym

poło�ył... tak mówi�, �e i tak musz� by� podwy�ki. Ju� nawet parówek nie

mo�na dosta�. U nas w Konsumach szynkowa chodzi za szynk� i sprzedaj� po

pół kilo? To ja si� pytam, �winie w kraju dupy potraciły? Podobno wszystko,

ze wszystkich kadeeli idzie do Moskwy na olimpiad�.

- Nie o tym mówi� – ceny w interesach...

- To ty nic nie wiesz?

- A co?

- Twój interes, ten z ruskimi, przej�ło wojsko do spółki z

Przemyslid�.

- Aaa...

No i teraz wszystko zrozumiałem. Ten pieprzony Przemyslida okazał si�

by� jeszcze rze�kim staruszkiem.

- Jak on to zrobił?

- Pami�tasz Wiedz� i Wnioski?

- No takie miałem od nich zlecenie, akceptowane u nas – razem

gadali�my.

355

Ruskim te� dałem cynk, ale tego Zygmuntowi nie chciałem mówi�.

- No wi�c ruskie s� ci�te na Rakowskiego i dlatego w�ciekły si� na

ciebie.

- Ale przecie� mówi si�, �e Rakowski jest z ferajny wojskowej. To

czemu Przemyslidzie kazali robi� to z wojskiem?

- Taki m�dry to nie jestem. Ale tyle wiem, �e jak jest burdel i nic

do siebie nie pasuje, to znaczy, ze jest normalnie. Strzec si� trzeba, gdy

wszystko układa si� logicznie...

- To prawda. Logiczne jest, ze ja jestem teraz takie troch� pochyłe

drzewo, wi�c skacz� po mnie kozy.

- Ja z tego b�d� miał na samochód. Zreszt�, mi pieni�dzy starcza.

Co by� miał z tego, �e powiedziałbym, �e ja w te klocki nie wchodz�? Ja bym

miał krzywo, a ty nie miałby� nawet �yczliwej duszy. Ja mam z tego

pi�tna�cie, a mo�e nawet tylko dziesi�� kawałków – chcesz – to zwróc�.

- No jasne, ze chc�. To mój szmal!

Popatrzył na mnie bez entuzjazmu. Co� sobie w łebku rachował. Pewnie

mu wyszło, �e jednak dla dziesi�ciu kawałków nie warto ze mn� zrywa�.

- Masz to u mnie.

- Kto poza tym gnojkiem w tym siedzi?

- Daj spokój. Czy ja pytam, na których jeziorach b�dziesz ryby

łowił?

- Co z bielizn�?

- Piotru� dalej kr�ci, ale co� chyba du�o przegrywa w pokera.

- Bardzo du�o?

- No mo�e nie... zreszt�, kto ich tam wie, tych szulerów. W ka�dym

razie wi�cej, ni� zwykle i jeszcze mieszka z dwoma takimi chłopcami. Ci�gle

im ciuchy kupuje... Ale te ciuchy, to betka.

- Dadz� mi spokój?

356

- Chyba nie. Ja bym zszedł z tej bielizny. Przynajmniej na razie.

Masz Pensjonat. Je�li wywi��esz si�, to mo�e załatwi� ci zlecenia z Fabryki na

kuracjuszy?

- Znowu burdel?

- Eee – nie wiem. Ale chyba nie... To jeszcze nic pewnego...

No i wróciłem do Pensjonatu na Mazury. Wzi�łem ze sob� ksi�gow�.

Remont si� ko�czył. Mój milicjant od rana chodzi na ba�ce, ale upijał si� dopiero

wieczorem, po robocie. Stary dziad z niego, zrz�dliwy, ale to dobrze, bo siedzi

budowla�com na karku. Pałac mam taki, jak chyba tylko ko�cioły potrafi� jeszcze

lepiej wyszykowa�. Nawet �ciany poci�gn�li gipsow� szlicht�, aby były gładkie jak

lustro. Tak� szlicht�, to tylko przed wojn� kładziono - jak mawiał nieboszczyk

minister – za nieboszczki Rzeczpospolitej. On to mówił dopiero na staro��, gdy ju�

go szurn�li z tego rzemiosła. Zasłu�ony był człowiek, bronił rzemiosła pazurami

przed dogmatykami! Kraj wiele mu zawdzi�cza. Przecie� byłoby jak u sowietów,

albo w Czechosłowacji – z braku prywatnych szewców ludzie sami by sobie buty

reperowali!

Na pierwszego lipca ostatnie meble, wszystko za gotówk� odrzuty z

eksportu – najwy�sza jako��, jedynie tu, czy tam zadrapania, lub kawałem okleiny

si� odczepił i odbiorca z Zachodu zakwestionował – zostały ustawione. W

budynkach pierwotnie pomy�lanych jako stajnie, te� miałem dwadzie�cia siedem

pokoi z łazienkami. Szerzej zatrudniłem ludzi z pegeeru. Dyrektor – ci�gle ten sam

– krzywo na mnie patrzył, lecz wyja�niłem mu, �e teraz nie b�d� si� separował i

dzi�ki temu on u go�ci b�dzie mógł wiele załatwi�.

Bar poprowadziła mi taka dziewczyna - Olga - po rusycystyce, ze wsi.

Studiowała w Gda�sku, ale tam nie dostała mieszkania, wi�c wróciła i groziło jej, �e

zostanie nauczycielk�. Sprawdziłem przez Zygmunta – nie było przeciwwskaza�.

Wprawdzie okazało si�, �e ona jest z rodziny ukrai�skiej, ale mi to wisi, a Fabryce

357

wida� te�. Pomaga� miała jej młodsza siostra. Zaopatrywa� w spirytualia i w takie

tam ró�ne b�d� ja. Co� trzeba jednak robi�.

Na otwarcie zakładu chciałem zaprosi� tłum ludzi z Fabryki, �eby

pokaza�, �e ci�gle �yj�, ale odradzono mi. Po prostu – bez �adnych skierowa�

fabryka wykupiła u mnie komplet miejsc po cenach hotelowych. Zaopatrzenie nadal

miałem bra� z olszty�skich Konsumów, albo sk�dkolwiek, co oznaczało zielone

�wiatło dla interesów z tat�.

Ojciec sam ju� nie woził, bo troch� zapłacił i po prostu został gminnym

prezesem geesu. Tak było łatwiej. Bielizn� nadal szyli, ale rozprowadzali mi to

swoimi kanałami w�glarze. W�giel i bielizna damska – to mo�e by� tylko u nas.

Z nimi zreszt� zrobiłem jeszcze inny interes. Brat mojego w�glarza jest

bystrzak, wi�c pusta hala, w której nie zaistniała fabryka komputerów, poszła w r�ce

moich remontowców z kieleckiego i w trzy miesi�ce, na pierwszego wrze�nia ma

tam by� dyskoteka. Pozwolenia załatwiłem zadziwiaj�co łatwo - jednak nadal mnie

ceni�. Ja jestem wła�cicielem, a ten Maniek - brat w�glarza, moim kierownikiem.

Kierownikiem artystycznym zrobiłem Piotrusia pod warunkiem, �e nie zobacz�

�adnego szulera i �adnego pederasty z wyj�tkiem góra jednego chłopca dla Piotrusia.

Tyle na mnie utargował. No i w ten sposób Piotru� b�dzie kontrolował Ma�ka i

odwrotnie, a ja nie musze sobie suszy� głowy. Gorzał� b�d� ja im dowoził –

kupowa� b�d� w Pewexie i co najwy�ej jeszcze od taty. Przydziały alkoholu na

gminy s� teraz sztywne, artykuł zrobił si� ni st�d ni z ow�d deficytowy, ale po co ma

mu si� ludno�� rozpija�?

Wszystko to chamska prowizorka – betonowe podłogi hali po prostu

pomalowało si� na olejno, �ciany te�, troch� kiepskich stolików i ławek ze Stopnicy,

no i sporo kasy na elektronik�.

W Pensjonacie od razu zacz�ł si� ruch. Jak rozumiałem, mieli tu

przyje�d�a� esbecy ze swoimi informatorami, aby wypoczywa�, albo my�le� nad

nowymi akcjami, a tu nie - zwalili si� esbecy z rodzinami, jakie� dmuchane koła

gumowe, kiełbaski przy ognisku, rano na �niadanie kawa zbo�owa z mlekiem. No

358

istne cuda wianki – par� miesi�cy min�ło, a ja zamiast zbroi� ruskie dywizje

pancerne w komputery pokładowe czołgów wysłuchiwałem �ali, �e czyje� dziecko

przez dwa tygodnie tylko pół kilo przytyło. Gdyby matka tego bachora nie była córk�

znanego mi pułkownika, to zwyczajnie naplułbym jej w lico.

Ale ju� w lipcu wybuchły pierwsze strajki i oficerów zrobiło si� jakby

mniej. Za to rodzin jeszcze przybyło. Od pocz�tku sierpnia to ju� po prostu �adnego

faceta nie było. Wszystkie te �ony, córki i matki takie jakie� niena�arte łaziły, �e im

w ko�cu poradziłem, �eby poszły do pegeeru popatrze�, jak tam pegeerusy pracuj�.

Pomysł był dobry, bo w pegeerze robili akurat pota�cówk�. Całe stado g�si wyszło z

Pensjonatu i chyba niejedna wróciła stamt�d zapłodniona przez zdrowych fizycznie,

cho� mo�e niezbyt sprawnych umysłowo robotników rolnych. Je�li m��ulkowie si�

nie połapali i nie oddali do skrobania, to całe �ycie hodowa� b�d� latoro�le jakich�

półmózgich buraków.

Jednak dwudziestego pierwszego sierpnia dostałem jeden telefon, a mam

teraz tylko normalny cywilny telefon i w ci�gu jednego dnia – won – wszystkich

wywaliłem. Autobusy pekaesu podjechały pod bram� pensjonatu i zgłupiałe rodziny

płacz�c jechały. Bały si�, �e w kraju taka ju� rewolucja, �e na miejscu razem z

dzie�mi tłum ich zaszlachtuje. Ja im klaruje, �e przecie� rozmowy si� tocz�, a ich

faceci wła�nie co� szykuj� i zanim dojad� do domów, to ze stoczni kamie� na

kamieniu nie zostanie, wi�c nie musz� si� martwi�, tylko �miało jecha� w Polsk�, bo

Polska jest ich, a nie sił antysocjalistycznych, a one dalej w płacz. Dopiero, gdy im

powiedziałem, �e Wolna Europa podała, �e strajkuj�cy nie czuj� nienawi�ci do

czerwonych paj�ków, to zrozumiały i dawaj, tarabani� si� do wła�ciwych i

niewła�ciwych pojazdów. Pół godziny jeszcze trwało porz�dkowanie tego bałaganu,

bo idiotka z Cz�stochowy nie rozumiała, �e autobus do Wrocławia jest dla niej

lepszy, ni� do Katowic. Milicjant potem mi klarował, �e ona miała racj�, ale co mnie

to obchodzi – grunt �e w zgodzie z poleceniem wysłałem bab� z gnojami precz –

cho�by i na ksi��yc. Jako� sobie da rad�... Przecie� to wyj�tkowa sytuacja!

359

Która� wydra przed odjazdem gadała innym babom, ze ruskie nie

zostawi� nas na pastw� losu i jak trzeba b�dzie, to wkrocz�. Tyle to i ja wiem. Tylko

czy po intrydze tego dziada Przemyslidy to byłoby dla mnie dobre, czy złe?

Wszystko zale�y od tego, jak on mi te buty skroił i w co z jego gadania oni

uwierzyli. A tego nie wiem...

W miejsce dziatwy od kawy zbo�owej z miejsca zjawili si� oficerowie z

całej Polski, z jakiej� Piły, Szczecina, Warszawy i sk�dkolwiek, ale raczej z Polski

północnej, ze swoimi pupilami. Przyjechało kilku lektorów z Warszawy, z Akademii

Spraw Wewn�trznych. Były wykłady ogólne i zaj�cia indywidualne. Ja w tych

zaj�ciach nawet nie mogłem uczestniczy�. Oni nawzajem si� nie znali – tylko z

imienia, a zreszt� nie wiadomo, czy z prawdziwego. Ja te� ich nazwisk nie znałem,

ale jedynie stemplowałem delegacje wystawiane bez nazwisk, za to z piecz�tkami SB

z takiego, a takiego województwa.

No ale to czy owo si� słyszało. Szkolili ich na działaczy opozycyjnych.

Potem przyjechał taki chudy mały psycholog z Warszawy i dawaj – teraz ich w try

miga szkolili na działaczy zwi�zkowych. Jak w piekarni – jedni przyje�d�ali, inni

odje�d�ali. Olga pozornie nie miała roboty, tylko kaw� robiła w ekspresie i parzon�,

albo dawała coca – col�. Alkoholu nie było wolno. Nawet znajomym oficerom

odmawiałem. Był wyra�ny zakaz, wi�c si� do niego stosowałem. Tamci jednak

chyba ze wsi sobie przynosili, bo cho� nie wolno było opuszcza� o�rodka – znów

zjawili si� nadwi�la�scy – to wolno było pływa� na sze�ciu kajakach i sze�ciu

rowerach wodnych. No to tamci pod pozorem szkolenia na wodzie mogli dopłyn��

do brzegu i dawaj, na wódk�, bo piwa w ogóle nie było w całym dawnym powiecie.

Ale szkoli�, to te� szkolili si� na tym jeziorze. Po wodzie głos niesie i

niejedno słyszałem. Melancholijny po moich przej�ciach byłem, dziwnie si� czułem

maj�c tak mało zaj��, wi�c szw�dałem si� nad brzegiem, czasem nawet w�dk�

moczyłem w wodzie, ale co to za łowienie, gdy ja, nie to �e brzydz� si� robalami, ale

łowi� wol� na ciasto.

360

Tak wi�c oni dyskutowali o sposobach „przej�cia” strajków tam, gdzie to

si� udało. Albo – jakie plotki trzeba rozsiewa� przez agentur�, aby konkretnego

człowieka wybrano w jakich� wyborach, do jakich� komisji. Albo co wymy�la� na

człowieka, �eby go pogrzeba� w oczach ludzi. Tu okazało si�, �e najlepsze jest

rozpowszechnianie plotki, �e facet jest agentem. Natomiast zniech�cali do

plotkowania, �e kto� jest �ydem, bo to wcale nie musi zaszkodzi�. wiat si� ko�czy

– w partii, czy w policji �yd ma przer�bane, a u ludzi nie? Nawet o tym nie

pomy�lałem... Rozpatrywano wariant post�powania z kim�, kto miał córk� z

nie�lubnym dzieckiem, �e miała go wła�nie z nim – z ojcem i z dziadkiem

równocze�nie. Pomysł, tak pływaj�c na rowerze wodnym, uznali za dobry, bo szybko

si� rozniesie w�ród załogi, lecz nie byli pewni, czy ludzie uwierz�. A szukali

pewniaków, które od razu przynios� skutek. Wi�c chyba tego nie zagrali, cho� czort

ich wie... Inny wariant, ale to z kajaka – �eby porobi� odbitki faceta, jak rypie si� w

delegacji z jak�� kole�ank� z pracy, a w domu �ona i dzieci, lecz to mogło, zdaniem

rozmówców – tylko pomóc obiektowi, bo chodziło o jak�� hut�, czyli m�ski zakład

pracy.

A codziennie wieczorem było ognisko. piewali ró�ne takie

antysocjalistyczne i antyradzieckie piosenki, na przykład:

„Jedna atomowa, druga atomowa

i wrócimy znów do Lwowa”

albo uczyli si� na pami��:

„Bo�e co� Polsk� przez tak liczne wieki” i tak dalej.

Chodziło o to, by nasi ludzie znali piosenki, nie bali si� ich �piewa� i

�eby to �wiadczyło o ich nieskazitelnej wrogo�ci do socjalizmu i sojuszu z zeteserer.

Bo �e akurat tylko tym mo�na sobie zaskarbi� sympati� załóg pracowniczych

wielkich zakładów pracy, to w to nikt nie w�tpił.

Porozumienia gda�skie, moment podpisywania wszyscy ogl�dali�my w

salonie w telewizji. Sala była nabita. Wszyscy gło�no klaskali, cieszyli si�. Nie to,

�eby nieszczerze, w ramach pozoracji. Chodziło o to, �e tyle dni intensywnie si�

361

uczyli i gdyby nasi tak od razu tych warchołów rozp�dzili, to cała ta praca poszłaby

na marne. A wraz z ni� awanse, odznaczenia, gratyfikacje... No po prostu – był

wło�ony wysiłek ludzki i jak to cz�sto u nas – zmarnowałby si�. A cał� pul�

zgarn�łoby wojsko i jakie� zomo – zdaje si� – zmotoryzowane odwody milicji

obywatelskiej. No ale wszystko szcz��liwie si� sko�czyło i porozumienia podpisano.

Zaraz potem działaczy zakładowych wywiało, za to zjawiły si� zast�py nauczycieli,

naukowców, studentów, lekarzy i Bóg raczy wiedzie� kogo jeszcze. W ka�dym razie

lepsze towarzystwo – od razu w sprawie gorzały si� postawili, �e jak jej nie b�dzie,

to oni nie b�d� si� szkoli� i z Warszawy dostałem cynk, �e wódka wchodzi na bar,

ale płatna. Bo za kaw� i ciastka z baru osobno płaciła Warszawa i nawet interesowało

mnie, czy Olga nie robi czasem zbyt wielkich przekr�tów. �eby jej nie

demoralizowa�, to kazałem, aby wszystko w barze było płatne.

Ciekawa rzecz, �e robotnicy potrafi� zrobi� strajk, ale u nas to kupowali

gorzał� na lewo. Natomiast inteligenci, niby takie wymoczki, a tu pryncypialnie –

jeszcze chwila, a powołaliby do �ycia pensjonatow� komisj� strajkow�.

Aha – przysłali takiego byłego ksi�dza, który teraz pracował w esbe, aby

nauczył naszych inteligentów modli� si�. Ale to okazało si� prawie niepotrzebne,

cho� gro�ono, �e przeprowadz� egzamin. Były ksi�dz zreszt� si� upił i po trzech

dniach, gdy zacz�ł ju� całkiem bredzi� od rzeczy, zwyczajnie kazałem go odesła� do

jego miasta. Bo szkoleniem dowodził taki pułkownik z Bydgoszczy, za�

administracyjnie dowodziłem ja. Jako� tak wyszło. Walk� z siłami

antysocjalistycznymi organizował prywatny przedsi�biorca z tego tytułu, �e był

prawnym wła�cicielem obiektu! Gdy zdałem sobie z tego spraw�, to u�miałem si�

serdecznie!

Raz nawet przyjechał do mnie ojciec. Jako prezes spółdzielni

przywieziony został słu�bowym fiatem 132. Takiego oczywi�cie nie ma nawet

naczelnik gminy. W ogóle ojciec jako� porz�dnie zacz�ł wygl�da�. Sporty palił tylko

w domu, bo nawet w samochodzie kto� mógłby wyczu�, wi�c tylko Marlboro. A kl�ł

362

je jak jasna cholera. No ale inaczej mu nie wypadało. Przyjechał zastanowi� si�, czy

nie i�� na emerytur�, bo czas ju� min�ł i nie bardzo mu si� chce dalej tyra�.

- Wiesz – mówi – Bogda�ski mógłby wej�� na moje miejsce. Ja go

mam w gar�ci, chodzi mi jak zegarek.

A ja tego Bogda�skiego to znam i wiem, ze teraz chodzi, a jak b�dzie

potem, to nie wiadomo. Sam nie tak dawno przesiedziałem miesi�c w mamrze, o

czym rodzicom nawet nie wspomniałem. Oczywi�cie wyja�niłem im, � skala moich

interesów si� zmienia i �e wypada, abym robił co� innego, lecz bez szczegółów.

- Ludziom to tato nie wolno ufa�. Póki trzymasz ich za twarz, to

jest dobrze. Id� jakie� zmiany w kraju. Lepiej by� na posadzie.

Zmartwił si�, ale co było robi�. Przenocował. Zahaczył jeszcze o

rybaków, �eby troch� w�gorzy kupi�, takich na uw�dzenie i pojechał z powrotem. A

moja szkolona w o�rodku agentura ju� plotkowała, �e mój ojciec jest nowym

sekretarzem partii w jakim� województwie, tylko nie mogli ode mnie wydusi�, w

którym?

Od połowy wrze�nia Pensjonat jednak wyludnił si�. Po kilkunastu,

czasem tylko kilku ludzi było na miejscu. A� z pocz�tkiem pa�dziernika robota znów

ruszyła pełna par�. Teraz ju� nie miałem w�tpliwo�ci – szkolono aktyw, chyba

głównie oficerów esbe, do współpracy z wojskami radzieckimi. A zatem – sprawa

była przyklepana – nasi musieli wiedzie�, jak si� zachowywa� wobec ruskiego

wojska. Rosyjskie słówka, poprawna wymow�, to nawet z Olg� �wiczyli nad

„Starowinem Lubuskim”, bo był najta�szy – jedyna polska wódka, jaka dawało si�

jeszcze kupi� cho�by i w Pewexach. Dla lepszych go�ci miałem jeszcze par�

kartonów �ubrówki z syropem jabłkowym. Nie to, co prawdziwy sok jabłkowy, ale

zawsze... Do �arcia te� były najcz��ciej parówki, jajecznica, kurczaki i inne

badziewie. Cały kraj mówił, �e lepsze gatunki mi�sa i w�dlin zjada milicja, wojsko i

esbe, a u nas, cho� nie tak, jak u cywili, ale te� było cienko. Tylko masła i serów

twardych nie brakowało, bo nasi przejmowali dary zachodnie i co� z tym cholera

trzeba było robi�. Cał� piwnic� i strych zapełnione miałem workami z m�k�, cukrem,

363

sol�, pakami z herbat� – ale tylko luksusowe gatunki, no i papierosami. Trafił mi si�

tygodniowy przydział Marlboro na całe województwo, to wzi�łem. Na strychu ju�

miejsca nie było, a i tak dwie plbrzymie skrzynie z zapałkami kazałem wcisn��. W

listopadzie dostałem z Ostródy trzy tysi�ce puszek z szynk� po trzy i pół kilo chyba –

waga była w funtach i po angielsku, ale zrozumiałem, wi�c z baru sprzedawałem ile

kto chce z potrójnym przebiciem. Po szynkowej w Konsumach moje esbeki brali

całymi baga�nikami. To samo od jakiego� polskiego pułkownika elwupe – to

znajomy mojego milicjanta – siedem tysi�cy półkilowych puszek sowieckiej

tuszonki. Sprawdziłem – z Baranowicz – a jak�e! Masło to te� brali po �wiartce

wielkiego bloku – chłodno ju�, to si� w baga�niku nie rozpu�ci. Sery – takie prawie

czerwone – ameryka�skie – te� na cz��ci wielkich bloków brali. Znów, jak za

dobrych czasów specjalnie po �arcie przyje�d�ały do mnie słu�bowe samochody

tylko z kierowca. To co – pułkownicy i generałowie te� nie mieli innych doj��?

Z ko�cem grudnia szkolenie pod ruskich nagle si� sko�czyło. I znów

tylko na soboty i niedziele zapełniał si� o�rodek, a tak to puchy... Na �wi�ta

przyjechali wy�si rang� z rodzinami – ja na lewo par� �wi� kupiłem, jakie� dwa

cielaki. Mój milicjant wszystkie galanto zaszlachtował, po�wiartował, a tłumoki

kuchenne – tylko stara ju� nie �yła, jako� pozamieniały to na wyroby.

Zastanawiali�my si�, co zrobi� w Wigili�. Był pomysł, aby wyprawi�

tradycyjn� Wigili� z uszkami i z kol�dami, a nawet z opłatkiem. Grzybów kuchnia

nie miała, bo sk�d, ale z kapust� – prosz� bardzo. Tak chciały �ony moich go�ci, ale

dzieci nie – �e niby lepiej dyskotek�. Sami oficerowie nie wypowiadali si�. Wyszedł

kompromis – najpierw była kolacja, tradycyjna – ryb nie zabrakło – cho� nie z

naszego jeziora – ci�gle jeszcze, mimo zabiegów ichtiologów z Kortowa, rybki w

nim takie jakie� nie najlepsze.

A potem normalnie, dyskoteka dla młodszych i kto tam chciał, a reszta w

barze i po pokojach wódk� chlała. A wybór na �wi�ta przygotowałem najlepszy –

całe zapasy wystawiłem. O dwunastej w Wigili� z tego wszystkiego strzelano w

powietrze, całymi magazynkami słu�bowych tetetek. Pijani wartownicy zacz�li wali�

364

z kałachów i tylko jeden major zauwa�ył, �e burdel jest w kraju, gdy słu�ba

wartownicza nie przestrzega regulaminu. Okazało si�, �e wolno im było strzela�, ale

najpierw ostrzegawczo, a skoro nasza palba nie umilkła – to do nas. To zdaniem

majora byłoby w porz�dku. Natomiast strzały na wiwat z wartowni, to burdel, a nie

wojsko i w lepszych czasach całe to towarzystwo poszłoby pod s�d, na pokazówk�.

Przez dwa dni �wi�t starszyzna leczyła w barze ból głowy, a młodzie�,

gdy znów chciała hałasowa� dyskotek�, spacyfikowano metod� tradycyjn� – laniem

pasem przez tatusiów. Troch� ruchu na kaca im nie zaszkodziło.

Na te wczasy młodzi przywie�li sporo płyt – Olga je podczas �wi�t

przegrywała na kaseciaka. Ciekawa rzecz – były to same płyty angielskoj�zyczne i

kupowane w strefie dewizowej.

Nastroje w�ród kadry dowódczej nie s� najlepsze. Oni maj� nawyk nie

rozmawiania o sprawach zawodowych przy rodzinach, ale alkohol rozwi�zywał

j�zyki.

- Dryfujemy z pr�dem sił antysocjalistycznych. Nie mamy

inicjatywy. Nic nie proponujemy. A sytuacja dojrzewa do ruchu w te lub w

tamt� – biadoli tłusty jak beczka pułkownik – chyba z Rzeszowa.

- W t�, to ja wiem, ale w tamt�? – pyta si� warszawski major.

A przy stoliku siedzi jeszcze �ona rzeszowskiego pułkownika i kapitan,

ale bardzo jaki� wa�ny, z Poznania.

- To ju� wy w Warszawie musicie wiedzie�. Jasne rozkazy s�

potrzebne.

Po tym dictum major nabrał powietrza i z wa�n� min�, spo�ywszy kielich

soplicy, uniósł dło� z pustym kieliszkiem odchylaj�c mały palec:

- Radzieccy nas zostawili. Podobno papie�a si� przestraszyli. I

Amerykanów. Od nas domagaj� si� aktywnej walki, ale sami nie chc� wyj��

na ulice. A jak my mamy to zrobi�? Z kim? Moi podwładni cichcem, ale wcale

nie tak, �eby�my tego nie widzieli – na gwałt chrzcz� dzieci. Co oni sobie

365

my�l� – �e jak kontrrewolucja we�mie władz�, to chrzczonych zostawi� w

spokoju?

- Dajcie spokój, majorze – wł�cza si� kapitan z Poznania – jak

zaczniemy �ciga� naszych za te chrzciny, to nikt nam nie zostanie. To nie

sposób. Zewrze� szeregi mo�na tylko pilnuj�c, by zawsze pami�tali, �e jest

konfrontacja. Skoro władze polityczne o tym nie pami�taj�, to kto� musi...

Major nieznacznie wzruszył ramionami:

- Ale co nam to da, �e zetrzemy si� z dziesi�cioma milionami?

Radzieccy wtedy nam pomog�, załó�my, ale co – zrobi� ruch kadrowy.

Utracimy do reszty inicjatyw�.

Na to kapitan a� si� obruszył:

- Ja nie chc� straszy�, ale jaki b�dzie ruch kadrowy, gdy partia

poszuka kozłów ofiarnych? Pami�tacie, co było w pi��dziesi�tym szóstym?

Kogo rzucili na po�arcie?

- Wtedy wyselekcjonowali �ydów. A teraz �ydów u nas nie ma... –

wysapał tłu�cioch.

Po chwili dodał:

I chwała Bogu najwy�szemu!

- Pułkowniku – znajd� jakie� inne kategorie. Jak chcesz uderzy�, to

kij znajdziesz... – odparł major.

- Ja te� mówi� – zaparł si� major - �adnych gwałtownych ruchów.

Tylko co jaki� czas przypomina�, �e wrogów nie brakuje. Sytuacja w ko�cu

sama si� wyklaruje... Na naszych mo�emy liczy�. Wa�ne jest zatem, jaka

b�dzie postawa wojska. Rodzi si� pytanie – czy starczy im ideowo�ci?

W tym momencie zdecydowałem si� wyj�c z kieszeni flaszk�

hiszpa�skiego brandy i postawi� na stole. Tak naprawd� to było dla kapitana.

Obiecał mi cały zestaw przedwojennych �yrandoli z jakiego� pałacu – przerabianych

na �arówki, jeszcze przed wojn�, z takich na �wiece. Nie za darmo, ale raczej tanio.

366

- Zdrowie gospodarza – weszła mu w słowo, bo co� jeszcze chciał

powiedzie�, �ona pułkownika.

Lecz ja si� z tym nie zgodziłem i rozlewaj�c trunek do kieliszków z

szarmanckim u�miechem wezwałem:

- Towarzysze – zdrowie pi�knej damy...

**********************************************************

***********8

W kwietniu odbyła si� u mnie konferencja naukowa partyjnego zaplecza

intelektualnego. Sami partyjni naukowcy, ale tacy najwierniejsi. Jak si�

zorientowałem – po prostu współpracownicy. Dlatego te� wybór padł na moj�

placówk�.

Do udziału w obradach mnie nie dopuszczono, cho� nawet chciałem si�

wkr�ci�. Ostatecznie – jakkolwiek w tej chwili lepiej jest sprawy zbyt nachalnie nie

popycha�, to jednak mam otwarty przewód doktorski i przy najbli�szej okazji

politycznej spodziewam si� z dobrym skutkiem obroni� prac�. Podobno oryginaln�.

Tak wi�c zredukowany zostałem do roli zaopatrzeniowca, karmiciela i

takie tam. Naukowcy kl�li, �e nie mo�na zrobi� polowania, bo nie sezon i wyra�nie

popatrywali na wy�sze szar�e, które mogły nie bacz�c na przepisy wyrazi� zgod� i

nawet bro� udost�pni�. W Ła�sku podobno s� du�e zapasy broni my�liwskiej, a u

mnie i tak zameldowanych było tylko pi��dziesi�ciu, a pozostałych dowoziło si�

autobusem wła�nie z Ła�ska.

Przez dwa dni obradowali i pili tylko wieczorami. Bar miał obrót przez

cał� dob�, nawet du�y, ale dyskretny. Balanga była dopiero w niedziel� wieczorem.

Poniewa� na rynku były trudno�ci z mi�sem – po prostu w ogóle go nie

było, za to skup jako� był nieudolny i nie udawało si� chłopom oddawa� �ywca, wi�c

kupiłem cztery ponad stukilogramowe prosiaki. Przez cztery godziny piekły si� na

ro�nie pod laskiem i zapach był taki, �e skrócono obrady.

367

Jednak do konstruktywnych wniosków doszli. Uznali, �e trzeba odnawia�

parti� eliminuj�c kapitulantów ze struktur poziomych, najlepiej – wchodz�c do nich.

Utrzymywa� presj� unikaj�c skrajnej konfrontacji. Zabiega� o jeszcze wi�ksze

trudno�ci rynkowe i w ogóle, o nieregularne funkcjonowanie wszystkiego i wini� o

to siły antysocjalistyczne. Zreszt� słusznie – bez nich nikt by si� przecie� nie

wygłupiał. Obraz wroga na zachodzie nale�y ukazywa� we wła�ciwym �wietle

wskazuj�c na �rodowiska u wroga najbardziej patriotyczne, zachowawcze,

antysemickie na przykład, by podwa�y� opinie wroga w �wiecie, a swoja drog� w

przyszło�ci samych patriotów wykorzysta�. Kogo� przecie� trzeba b�dzie przyci�ga�

do nas... Ale wyst�pi� dopiero wówczas, gdy w obozie wroga nast�pi� wyra�ne i

ró�norodne podziały, a ludno�� b�dzie tak zm�czona, �e apatyczna.

Ale nowy premier nie spełniał pokładanych w nim nadziei. Dopiero na

jesieni z tego, co działo si� w pensjonacie mogłem wnosi�, �e wreszcie maj� jasn�

wizj� działania. Robota a� furczała. Z wielka nadzieja oczekiwałem zbli�aj�cego si�

przesilenia.

Martwiłem si� tylko o zasady funkcjonowania wówczas dyskoteki. Tak

bowiem było, �e ja miałem dochody z wyszynku – około dwudziestu tysi�cy dolarów

miesi�cznie – teraz ju� wszystko warto było rachowa� tylko w dolarach, a i tak

jeszcze pi�tna�cie tysi�cy dolców dostawałem ekstra. To była góra pieni�dzy! Te

ekstra pieni�dze były dla mnie – przeci�tnie pi��, sze�� tysi�cy i dla ró�nych takich z

esbe, �eby nie tylko nie utrudniali, ale wr�cz pomagali dociera� moim ludziom do

farmaceutyków, jak morfina, maj�cych charakter narkotyczny.

A wi�c dla mnie bardzo wa�ne było, czy w tych chwilach przełomu

działalno�� rozrywkow� da si� kontynuowa� bez zakłóce�, czy nie?

Na pocz�tku grudnia pan mecenas – poznałem takiego poprzez jednego z

moich go�ci i on wreszcie zacz�ł co� skutecznie działa� przy rejestracji firmy

polonijnej – zatelefonował, �e wreszcie jest decyzja, ale to jeszcze tam trzy tysi�ce

dolarów ekstra b�dzie kosztowa�. Za to do profilu działalno�ci udało mu si� wcisn��

368

wszystkie te bran�e, o jakich tylko udało nam si� podczas pierwszej rozmowy

pomy�le�. Była okazja do snucia planów.

Przypuszczałem, �e hasłem do akcji b�dzie zastrzelenie papie�a. W maju

si� nie udało i trudno. Ale ju� było wiadomo – po pierwszym słomianym zapale

ludno�� popadłaby w apati�, której tak wyczekiwał major podczas �wi�t Bo�ego

Narodzenia. Oczywi�cie zadanie nie było łatwe, jednak troch� tak, jak kibic wierzy w

zwyci�stwo swojej dru�yny, ja liczyłem w perfekcyjno�� działania odpowiednich

słu�b radzieckich. Kto� mi w zaufaniu powiedział, �e wywiad izraelski, cho� jest

du�o mniejszy, to jest jeszcze lepszy. A to był kto� mo�e nawet z wywiadu, a w

ka�dym razie z fabryki.

Podobno u nas w kraju robi� usługówk� dla Amerykanów, bo stworzyli

siatk� z punktu widzenia ich własnej agentury – ameryka�sk�. Genialne! I nasi nic

wi�cej o niej nie wiedz�.

Mój dawny majster budowlany, ten, który stawiał mi Anin, został

członkiem biura politycznego. Taki patentowy kretyn! Nasze słu�by, one go musiały

wylansowa�, trafiły w dziesi�tk�! Ja naprawd� nie znam wi�kszego idioty! Je�li im

kazano znale�� półmózga, to przesadziły – przecie� go�� nie ma �adnego zwoju

mózgowego...

Miałem takie dziwne uczucie, ze kraj �ył w jakim� szale�stwie, a ja tym

czasem robiłem konkretne rzeczy. Na przykład szef milicji jednego z wi�kszych

miast mazurskich wspomniał mi, �e zakłady spirytusowe mog� nie wykona� planu,

bo nie maj� opakowa� szklanych i nie mog� skonfekcjonowa� swojej produkcji. Ja w

takiej sytuacji w porozumieniu z Zygmuntem, za ci��kie pieni�dze, załatwiłem

faktury zamówie� i przelewy na fabryk� elektroniczn� i dawaj – kupiłem sto

dwadzie�cia beczek po 80 litrów spirytusu rektyfikowanego. Je�li uwzgl�dni� ró�ne

koszta osobowe, ł�cznie z ci�gnikiem z przyczep� z pegeeru, to mi to wyszło po

około dwadzie�cia złotych za litr. Chłopaki z Anina od skupu odkupili butelki, z

warszawskich zakładów spirytusowych odkupili na lewo jeszcze wi�ksz� ilo��

surowych kapsli, a jeden �lusarz sam pomy�lał i zrobił r�czn� kapslownic�.

369

Potem tylko �ci�gn�łem czterech chłopaków z Anina, takich mniej

gadatliwych i pod kierunkiem milicjanta przyst�pili do pracy. Na moim polu, a mo�e

na polu milicjanta, przylegaj�cym do lasku, w którym jest pensjonat, stoj� dwie

poniemieckie, troch� si� ju� sypi�ce stodoły. Te stodoły stoj� w szczerym polu, gdzie

tylko perz ro�nie, wi�c postawiło si� jaki� płotek.W jednej stodole zwalili�my beczki,

a w drugiej zrobili�my mieszalnie. Butelki myli�my w baliach do prania. Brak

bie��cej wody stanowił trudno��. W wolnej beczce mieszało si� na oko, ale bez

oszustw, spirytus z wod�, aby uzyska� czterdzie�ci procent i to wszystko. Na razie

nie mieli�my etykiet. Potem i etykiety si� znalazły – trzeba było pilnowa�, �eby

naklejali równo. Nie było to proste. Przymrozki si� zacz�ły. W ka�dym razie interes

si� rozkr�cił. Od pocz�tku grudnia co dwa dni przyje�d�ał na lewo wynaj�ty Star, ale

z papierami i zabierał urobek. Transport był podejrzany, bo butelki były w

samochodzie luzem i to ustawione pionowo, bo zbyt wiele by przeciekało. Jednak

bałagan w kraju był taki, �e milicjanci z drogówki, gdy zatrzymywali i okazywało

si�, ze papiery s�, to niczemu si� nie dziwili, tylko po flaszce na twarz brali.

Kierowca z konwojentem w zamian domagali si� pustej butelki, któr� stłuk�, �e niby

s� rozliczani z tego. Zwykle milicjanci w wozie mieli takie dobro. Jak nie, to

wypijali na miejscu i ju� po minucie zwracali szklane opakowanie.

W Warszawie była posucha na alkohol. Do Anina, do mojej dyskoteki,

gdzie nie do��, �e była na okr�gło gorzała, ale jeszcze mo�na j� było kupi� bez

zak�ski w dowolnych ilo�ciach, cho� oczywi�cie z narzutem, odbywały si� całe

pielgrzymki. Nyska towaru na wesele pojechała nawet do Sochaczewa! To jednak

było podejrzane. Dlatego wymy�liłem, �e moi chłopcy z Anina musz� stworzy�

własn� sie� melin.

W przewidywaniu jeszcze gorszych dla pijaków czasów kupiłem od

geesu w Kielcach niesamowite ilo�ci alkoholu na rachunki dyskoteki. Wszystko to

zwalałem w mojej willi. Gdyby jakim� trafem wybuchł po�ar, to bł�kitny płomie�

poszedłby prostu ku niebu! Na t� gorzał� pobrałem nawet zaliczki w esbe na przyszłe

wykorzystanie mego lokalu. Brakowało mi ju� złotówek, bo przecie� z dyskotek�

370

rozliczałem si� wła�ciwie tylko w dolarach, nawet za wyszynk a zielonych w

trudnych czasach wolałem nie wydawa�. A ju� w ogóle wi�kszych nominałów – od

dziesi�ciu dolarów w gór�.

Tak wi�c dziesi�tego grudnia, zm�czony jak pies wracam do Pensjonatu,

a tu okazuje si�, �e wjecha�, to tak, mog�, ale nie wyjecha�.

- Taki rozkaz – szczekn�ł komendant posterunku, który przecie�

zwykle z r�ki mi jadł.

Wzruszyłem ramionami. W Pensjonacie tym czasem tłok, a� byłem

zdumiony. Mnóstwo esbeków i ich pupili. Wyszynk formalnie jest wstrzymany, ale

całe towarzystwo a� bucha spirytusem. Okazało si�, �e taki major, którego dobrze

znałem, najpierw wszelkie zapasy opiecz�tował, opisał, nawet butelki w moim

prywatnym barku, zakazał sprzeda�y Oldze, a potem sam zgłosił si� do mojego

milicjanta, �eby mu „duchem załatwi� dwie flaszki”. Major formalnie został

komendantem merytorycznym, czy jak, tego nadzwyczajnego szkolenia.

Od tej chwili w pokoju milicjanta, w oficynie, urz�dował taki stró� z

pegeeru i w zamian za połówk� z rana i połówk� z wieczora wraz zagrych� na

okr�gło wydawał produkty ze stodoły po dwie�cie pi��dziesi�t złotych. Narzut dały

szelmy wy�szy, ni� w dyskotece! Ale nikt nie protestował! Stró� spał po trzy mo�e

godziny na dob�, ale – jak mówił:

- Ja jestem taki, �e jak mam wódk� i zak�sk�, to spa� nie musz�...

Chwil� pomy�lałem i z baru wycofałem papierosy przerzucaj�c je te� do

stró�a. Oczywi�cie z nowa cen�. To te� nikogo nie zdziwiło. Skoro pa�stwo na

swoich produktach potrafi da� now� etykiet� z now� cen�, to ja nie musiałem

zmienia� etykiet!

Nikt mi nic nie mówił, ale wszystko wiedziałem. Gdy w telewizorze

mówiono o spotkaniu Jaruzelskiego z Glempem i Wał�s�, to wszyscy tylko si�

rechotali. Jaki� porucznik z Grudzi�dza – znałem go – pyta mnie:

- I co – kochany kierowniczku – uda si�, czy si� nie uda?

371

- Co ma si� uda� – wzruszam ramionami, bo tamten wyci�ga

flaszk� z tym gównem ze stodoły i chce mnie tym faszerowa�.

- No jak to co?

- No wła�nie – co?

- Zamach, panie kierowniczku, zamach... Z czołgami pójdziemy na

naród, bo pobł�dził. Naród nawet pod g�sienicami jako� b�dzie �ył, wi�c my

mu szkolimy przywódców. Na gwałt. Przyszedł rozkaz, �eby bra� na

szkolenie, a Zenek akurat jest na rybach, pod lodem sobie łowi, to jego strata.

Szkolony jest – okazuje si� – na przywódc� – Janek, bo siedział w domu i

bimber p�dził... B�dzie dobrze! Napijmy si� kierowniczku!

Anin o aferze, do�� ogl�dnie i ojca – dosadniej – poinformowałem

poprzez milicjanta. On i tak wychodził przez płot do stodoły, za ka�dym razem –

wytrzymały staruszek – przynosz�c plecak i dwie siatki butelek. Całe to towarzystwo

piło na umór, a chyba i na zapas kupowało... No to poszedł do sołtysa i stamt�d

zadzwonił. Czy oni zrozumieli, co i jak to tego jednak nie wiedziałem.

Rano trzynastego w pensjonacie było pusto. Tylko major był ju� w takim

ci�gu, �e spał na okr�gło i tylko co par� godzin budził si�, wzywał dzwonkiem

pokojówk� i ona przynosiła mu w szklance setk� wódki i wystudzon� herbat�. Bez

lito�ci dla załogi zarz�dziłem generalne sprz�tanie. Telewizor z przemówieniem

Jaruzelskiego dałem na cały regulator, ale co kto� chciał si� zatrzyma� i popatrze�, to

goniłem! My�lałem, �e generał b�dzie mówił o masowych rozstrzelaniach i o

wywózce na Sybir, wi�c chciałem unikn�� niepotrzebnych spazmów.

Ciekawe, czy internowani rzeczywi�cie s� w wi�zieniach, czy od razu

poszli do piachu?

Ja to bym si� nie spieszył... Rozstrzela� mo�na tylko raz, a wskrzesi�

ludziska si� nie daj�. Czy nasze generały o tym my�l�? Pinochet rozstrzeliwał i teraz

ma kłopoty. Cały �wiat si� go czepia, a szczególnie pa�stwa naszego obozu.

Rechotalismy, bo o tym mówił, podczas narady intelektualistów, taki jeden, chyba

chemik?

372

Trzynastego wieczorem kl�łem w �ywy kamie�, �e nie wolno porusza�

si� po drogach. Paliwo miałem, ale nie miałem pozwolenia od komisarza. Nawet nie

wiedziałem, kto to jest? Nast�pnego dnia planowałem pojecha� do gminy i cos si�

dowiedzie�. Tak czy inaczej, najpierw musiałem zajrze� do Anina, a potem do

rodziców.

Pod wieczór wzywa mnie do swojego pokoju major. Jego stan jest

dramatyczny – wygl�da, jakby dogorywał. Le�y w łó�ku, chyba �ygał i płacze...

Płacze i mówi:

- Nie mam �adnych rozkazów, Ale wydaje mi si�, �e trzeba jecha�

do Warszawy. Wy macie legitymacje słu�bow�?

Ja oczywi�cie ci�gle mam, co roku przedłu�an�, star� moj� legitymacje

na lewe nazwisko, ale nie wiem, czy w stanie wojennym mog� si� ni� posługiwa� i

czy w ogóle powinienem o tym wspomina� majorowi:

- To jest bardziej skomplikowana sprawa, a czemu majorze

pytacie?

- Mam słu�bowe auto, ale �le si� czuj� – zawie�cie mnie...

- Z tego, co mówi� w telewizji, to trzeba mie� pozwolenie od

specjalnego komisarza w gminie. Komisarza wojskowego...

- Cooo? – nieomal rykn�ł nagle reanimowany major - od

wojskowego? Zatankujcie mojego fiata i jeszcze dajcie kanister. Cholera wie,

co jest na drodze.

Wi�cej nie trzeba było mi mówi�. Kazałem przygotowa� dwa termosy – z

kaw� i herbat�, kanister z benzyn� i kanister z czystym spirytusem – tym mo�na

zahandlowa�, a w najgorszym razie wla� do baku – silnik powinien na spirytusie

poci�gn��. Do teczki wrzuciłem nagana. Bo cho� bro� kazali zda�, to jednak nie

wiem, czy mnie to dotyczy. A poza wszystkim na stałe zameldowany jestem na

Grzybowskiej. Anin formalnie jest lokalem towarzysz�cym budynków o

przeznaczeniu na działalno�� rzemie�lnicza. Wi�c jakby co, to jad� wła�nie zda�

bro�. W tej samej teczce mam flaszk� brandy i rewiduj�cy cho�by nie wiem co – w

373

takich czasach zechce wzi��. I sam b�dzie kombinował, jak ko� pod gór�, co z tym

fantem zrobi�?

Jechali�my noc�. Fiat majora, jak to pojazd słu�bowy, oczywi�cie był

felerny i słabo grzał. Major najpierw poci�gał ze swojej flaszki, któr� wyszabrował

od milicjanta i tylko ci�gle mówił, �e je�li przestanie pi�, to umrze na zawał serca.

Nie potrafiłem wykluczy�, �e umrze. Ale od nie picia?

Poprzedniej nocy na Warszaw� szedł jaki� garnizon z Mazur, mo�e nie

jden, bo na poboczu za�nie�onej szosy stały dziesi�tki, jak nie setki popsutych

czołgów, skotów, ci��arówek i gazików z marzn�cymi załgami. Wzdłó� szosy

je�dziły wojskowe stary i tym z zepsutych pojazdów �ołnierze z platformy zrzucali

jakie� konserwy, suchary, �elazne koksowniki i kilka szufel koksu – tak wprost na

�nieg... To te� wzdłó� szosy wida� było rozpalone koksowniki i jak zmokłe wrony –

kul�cych si� przy nich �ołnierzyków. �andarmeria wojskowa – sk�d oni nabrali tylu

�andarmów? – ci�gle kontrolowała, ale legitymacja majora robiła swoje. Ja

podawałem t� legitymacj� – oni nawet nie porównywali fotografii z twarz� osoby –

miałem na głowie rusk� karakułow� uszank�, wi�c brali mnie za majora i dawaj –

salutowa�, zreszt� co najmniej niedbale.

Od Mławy majorowi sko�czyła si� wódka i molestował mnie, słusznie

przypuszczaj�c, �e co� tam jednak mam. Przed Pło�skiem zatrzymałem si� i na

mrozie chciałem przela� mu z kanistra do butelki, ale nie dawało rady. W ko�cu

wlałem tak dwie trzecie do kubeczka z termosu, reszt� zalałem kaw� i musieli�my

jeszcze z dziesi�� minut posta�. Heroicznie wytrzymał do Modlina. Tu nas zatrzymał

kolejny patrol, �ołnierz pokazał legitymacj� majora swemu zwierzchnikowi i ten

przyczłapał do nas. Kazał wyj��. No dobrze - wyszli�my.

- Aaa! Wszystko jasne. �ołnierz miał w�tpliwo�ci, bo wasz�

legitymacj� majorze pokazał wasz kierowca.

- Towarzysz kierownik był tak uprzejmy, �e te� cz��� trasy

prowadzi - odpowiedział mój pasa�er i to było chyba wszystko, na co go było

sta�, cho� od postoju pod Pło�skiem i tak si� o�ywił.

374

- Aaa... kierownik... - popatrzył na moje karakuły. Towarzysz na

narad�, do komitetu?

- Jakiego komitetu? – pytam.

- No warszawskiego – wy jeste�cie trzeci. Aktyw stołeczny si�

zbiera.

- Cholera – wracamy z Mazur – potrzebne jakie� przepustki?

- A wy z jakiego resortu?

- Spraw wewn�trznych – to jasne...

Major dodał:

- Mo�ecie nam wystawi� taka przepustk�, to wystawiajcie, nie

b�dziemy czasu traci�...

- Ja nie mog�. Mog� wam podbi� list, �e tam jedziecie. Nic wi�cej.

Zimno... – dodał, bez w�tpienia pij�c do aromatów rozsiewanych na mro�nym

wietrze przez mego towarzysza.

- Dajcie czyst� mena�k� – odpowiadam.

Do metalowego naczynia nalałem do pełna. Oficer zaprasza do siebie do

łazika. Wracam do samochodu po nagana – w stanie wojennym chyba nie wolno

rozstawa� si� z broni�. Gospodarz to widzi i ogl�da:

- Ładna sztuka, zabytkowa.

- Ostatnio działała.

Wchodzimy do �rodka. Mój major z pełn� powaga niesie mena�k�. W

�rodku jest ciasno, ale ciepło. Na stole l�duj� musztardówki.

- Za zwyci�stwo – toast wznosi wojskowy.

- Popijamy lan� do tych samych musztardówek, z metalowego

kanistra przymocowanego do rusztowania podtrzymuj�cego plandek�, herbat�.

Chłodn�, cho� jeszcze nie zimn�, słab� jak słomka i przesłodzon�.

Oficer rozło�ył na odwrotnej stronie skórzanej teczki meldunkowej mój

pistolet i czy�ci go.

375

- Lubi�, cholera, �eby bro� si� �wieciła, jak psu jaja... W

warunkach wojennych, to grunt. Wiecie, co si� dzieje?

- Tyle co z radia – wrogów pointernowano, a strajki si� łamie.

Ekstrema w odwrocie. Nasi rozwalaj� ich, czy tylko aresztuj�?

- Cholera wie, ale rozkazy mówi�, �eby unika� niepotrzebnego

hałasu. Ja my�l�, �e to b�d� jakie� koncentraki...

- Szkoda – zauwa�am – ludzie musz� zobaczy�, �e mamy sił� – po

Bierucie dwadzie�cia lat jeszcze pami�tali. Nowe pokolenie musiało przyj�� i

ich te� trzeba poduczy�...

- Przyjdzie rozkaz, to poka�emy, na co nas sta�...

- A wy co� wiecie – pytam?

Major, znów rozlewaj�c do musztardówek, a� prycha...

- Miała by�, cholera, garnizonowa gazeta frontowa, ale im si�

powielacz zepsuł, a mo�e zgubił? Burdel wa ma� na cztery fajerki. Z tego co

wiem od oficerów, do dziewi��dziesi�ciu pi�ciu procent sprz�tu wyjechało za

bram�, a ju� za bram� z holu zdj�li trzydzie�ci procent. Drugie trzydzie�ci

stan�ło po drodze. Stary na łysych oponach l�duj� w rowach i wypadek za

wypadkiem. Jakby ekstrema broniła si� na rogatkach, to nasi jeszcze

szturmowaliby Warszaw�. A gadało si�, �e Amsterdam, Hamburg i

Kopenhaga b�d� dla naszych. Ruski generał opowiadał, �e jak był na zwiadzie

w Amsterdamie, to tam jubilerski sklep z diamentami na sklepie z diamentami.

I to wszystko niby nasze. A my tam chyba na pancernych hulajnogach

mogliby�my dotrze�. Nawet w sucharach mamy manko – kwatermistrz sobie

tuczarni� �wi� zorganizował i �elaznym zapasem skarmiał... Teraz jak nic go

rozstrzelaj�. W warunkach wojennych nie maj� prawa inaczej...

- A ruskie wle�li?

- Ró�nie mówi� – jedni ich widzieli, a inni nie... Podobno nie, ale

s� tacy, co widzieli. Orzysz podobno cały obsadzili...

- Ale burdel – wreszcie przemówił major

376

- Czas nam rusza� – dodał, energicznie wyszedł z łazika i pierdz�c

okrutnie pu�cił na �nieg pot��nego pawia.

Majorowi afera nie była potrzebna, wi�c czy pr�dzej wypisał nam pismo,

wr�czył mi je razem z wyczyszczonym naganem i ruszyli�my.

Warszawa była jak wymarła. Godzina policyjna dobiegała ko�ca, ale ludzi

jeszcze nie było wida�. Tylko �ołnierze przy koksownikach i szybko je�d��ce

wojskowe i milicyjne pojazdy patrolowe. W gmachu komitetu stołecznego przy Alei

wierczewskiego za to �wiatło si� jarzyło. Tłum działaczy i troch� naszych stało i

siedziało w sali głównej, pl�tali si� po całym gmachu, na co� w napi�ciu czekali.

Szła jaka� akcja, czy co� tam i to musiało by� kluczowe dla rozwoju wypadków w

mie�cie. Jeszcze si� dobrze nie rozejrzałem, tylko mojego majora usadziłem w

fotelu, �eby spał, gdy do wielkiej sali kto� wbiegł i krzykn�ł:

- Towarzysze! W Ursusie zwyci�stwo. Zdobyli od razu! Mamy

Lipskiego!

- Urrra!

Po prostu wszyscy krzyczeli, ja te�. Nie gorzej, ni� po zdobyciu bramki w

meczu reprezentacji narodowej.

Zaraz potem wszyscy zacz�li si� rozchodzi�. Mój major spał. Poprosiłem

znajomego z Mi�dzylesia, �eby podrzucił mnie do domu. Zgodził si�.

Przeładowałem swoje rzeczy – kanistra z wódka ju� nie było – chyba w Modlinie

r�bn�li, wło�yłem �pi�cemu majorowi w kiesze� kluczyki i do domu. Nie musiałem

spa� na Grzybowskiej.

W Aninie zamiast pustego domu zastałem z pi�tnastu facetów jak w boga

patrz�cych w mojego Piotrusia. Nawet nie tak bardzo pijani, ale jako� tak

rozchełstani. Na szcz��cie do mojej sypialni, zreszt� podobnie jak do piwnicy i na

strych, gdzie trzymałem zapasy papierosów i alkoholi – pomieszczenia były solidnie

zamkni�te - nie włazili. Piotru� co� kr�cił, ale chwyciłem go za chabety i wy�piewał:

- To zboczki, prosz� pana magistra in�yniera. Oni te� si� boj�.

Teraz wszystkich aresztuj� i my tu si� schowali�my. Do dyskoteki ich nie

377

puszczałem przez cały czas – jak pan kazał. Ale teraz co miałem robi�? My te�

si� boimy...

- No... Nie jest �le... Znaczy... wszyscy si� boj�. Chyba si� uda...

Kazałem im równo z ko�cem godziny milicyjnej wynosi� si�, ale tak

naprawd�, to było mi oboj�tne. Cennych rzeczy nie ruszali. Gdy postanowiłem si�

umy�, wyszło szydło z worka – zu�yli prawie wszystkie moje pewexowskie

kosmetyki i �yletki. Pal ich licho..

Po tylu wydarzeniach ju� miałem zasn�� snem sprawiedliwego, gdy na

dole usłyszałem łomot. Zdenerwowałem si�, bo byłem pewien, �e jak do siebie

zawitała tu nowa horda wyznawców igraszek m�sko – m�skich, wi�c ju� w salonie,

id�c do drzwi, dwóch celowo potr�ciłem. Otwieram, a tu za drzwiami jaki� esbek,

nawet go znam, ale nie pami�tam sk�d, jeden milicjant i jeden taki o wygl�dzie

kosmity – cały w skórach, w kasku z goglami, wszystko to nabijane metalowymi

�wiekami, a szczególnie skórzane r�kawice.

Esbek mnie pyta, czy ja, to ja. Odpowiadam, �e istotnie, ja to ja.

- Czy posiadacie obywatelu bro�?

Odetchn�łem. Wprawdzie akurat naszych nie musiałem si� obawia�, ale

zawsze to lepiej jest wiedzie�, czego ludzie od ciebie w takiej sytuacji chc�?

- Tak, mam bro�, specjalnie po to, by j� zda�, przyjechałem przed

chwil� z Mazur.

Po chwili zastanowienia dodałem:

- Prosto z podró�y zd��yłem by� tylko w komitecie stołecznym i

dopiero co przyjechałem. Tych obywateli z wyj�tkiem mojego pracownika i

kilku osób widzianych przelotnie nie znam.

- Spokojnie, po kolei, do nich przejdziemy w swoim czasie.

Zaprowadziłem go do gabinetu, tamci dwaj zostali w salonie. Wr�czyłem

nagana, pozwolenie i spytałem:

- Jeste�cie pewni, �e nie powinienem tej broni zachowa�? Przecie�

ekstrema podobno szaleje na mie�cie.

378

On jednak moja uwag� zignorował i mozolnie zacz�ł chemicznym

ołówkiem wypisywa� jaki� blankiet. Potem na chwil� wyszedł do salonu i rzucił

swoim:

- Wylegitymujcie tych gagatków. I w ogóle ustalcie, co ich tak

du�o?

Wrócił do mojej sypialni, siadł w fotelu tak wprost, na moich gaciach i

skarpetkach.

- Nie za du�e u was zgromadzenie?

- Nie wiem, co to za ludzie, poza tym, �e s� to znajomi mojego

pracownika, obecnego tu Czere�niewskiego. Zapewniam, �e jest on zasłu�ony

dla Fabryki. Fabryka poprzez niego wła�nie kontroluje to �rodowisko. Tak

s�dz�...

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nawet chyba nie chodziło mu o to, �e

ja takich spraw nie powinienem wywleka� w rozmowie z kimkolwiek – nigdy zreszt�

tego nie robiłem – co� mi si� pomyliło – ale o to, �e tak dziwne go spotykaj�

ostatnimi dniami przypadki.

- My ich wylegitymujemy, a zatrzyma� i tak nie mog�, bo jak –

wszystkie suki w akcji...

- �e te� macie czas, �eby po nocach �ci�ga� bro� od ludzi poza

wszelkim podejrzeniem...

Esbek jednak tylko wzruszył ramionami.

Przeszedłem do gabinetu. Esbeka a� poderwało, �eby pobiec za mn�.

Otwieram barek – wsadził tam nerwowo nos, jakby si� bał, �e trzymam tam

pancerfausta, ale oczywi�cie na widok baterii trunków całkowicie si� rozkleił.

Zm�czony byłem, sytuacja była nadzwyczajna, wi�c niech tam, rozlałem

do kieliszków porz�dne porcje bardzo starego Bisquita, takiego po sze��dziesi�t

dolców za butelk� w Pewexie. Podobno na Zachodzie taki kosztuje dwie�cie dolców.

No ale psi� słu�b� ma chłopak, niech popróbuje dobrego. Mnie te� zreszt� troch�

suszyło po spirytusie w Modlinie.

379

Esbek waln�ł od razu cało�� porcji, tak z osiemdziesi�t gramów i

energicznie wyszedł do salonu:

- Tylko dokładnie mi ich sprawdzi�, przepyta�, co za cudaki, a...

docisn��, jak trzeba, te� nie zaszkodzi. I nie przeszkadza�...

Wrócił i wida�, �e chce jeszcze. No to nalałem mu Maxim’a, za to do

pełna. Przypomniałem sobie, �e w lodówce barkowej były ze trzy butelki coca – coli.

Zajrzałem – były, wi�c dwie wzi�łem i do tego kryształowe szklaneczki.

Nie chciało mi si� gada�, ale co� trzeba w takiej sytuacji mówi�:

- Du�o jeszcze dzi� takich wizyt?

Tamten dopił i dopiero wzruszył ramionami:

- Co mi ka��, to ja robi�. Na razie staram si� nie zasypia�.

- Uda si�?

- No najwy�ej zasn�...

- Ja nie o tym – czy... – nie wiedziałem, jak nazwa� zamach, wi�c

ostatecznie powiedziałem – stan wojenny powiedzie si�?

- Musi. Bo albo peerel jest nasz, albo ich. Nie damy si� do ruskich

wyp�dzi�. Jeszcze par� instrumentów mamy w zanadrzu...

Po chwili jednak zorientował si�, �e teraz to on chlapn�ł niepotrzebnie,

wi�c zamilkn�ł. Ja poszedłem do barku i przytaskałem reszt� Maxima na stolik.

Tamten w milczeniu sobie nalał pełn� kryształow� koniakówk�, wypił, wstał,

wyszedł do salonu i po chwili w jego miejsce wszedł do �rodka kosmita.

- Co do cholery – we własnym domu na chwil� nawet mnie nie

spuszczaj� z oka?

Tamten wrócił z innym cywilem, rozespanym – pewnie koleg� �pi�cym

w samochodzie.

- Pocz�stujcie obywatelu i tego funkcjonariusza...

- Pal was licho – my�l� – kład� na stół nowy kieliszek ze szklank�,

ale niech obsługuj� si� sami

380

Esbek nalał najpierw mi, a potem koledze i sobie. Flaszka si� sko�czyła.

Wypili, gdy ja jedynie umoczyłem usta. Miałem na dnie jeszcze Bisquit’a, który

został wymieszany z ordynarnym Maximem.

Tamci waln�li, jak ze szklanki, strz�sn�li jak musztardówki po bimbrze i

odezwał si� mój esbek:

- Obywatelu, na rozkaz moich przeło�onych mam was zawie��

celem podj�cia dalszych czynno�ci.

- Co jest, cholera – zmobilizowa� mnie chc�? Nigdy nie byłem w

słu�bie czynnej, nawet w wojsku...

- Nam si� nie tłumacz�. Jest rozkaz, to wykonujemy.

Wsiadamy do fiata. Wzi�łem ze sob� szczoteczk�, bielizn�, jakie�

pieni�dze, a nawet termos, zreszt� pusty. Kto wie, co si� przyda?

Najpierw jedziemy na most Poniatowskiego, czyli normalnie, cho� lepiej

byłoby przez łazienkowski. Ale na wysoko�ci komendy na Cyryla i Metodego

skr�camy na północ. Walimy przez Prag�. Miasto jako� o�yło. Ludzie snuj� si�, lecz

nie ma ich wielu. Dochodz� do wniosku, �e jaki� sztab zorganizowano na Bródnie, w

stanie wojennym nie maja alkoholu, wi�c chc� mnie zmobilizowa�, bym si� tym

zaj�ł. Przepisy przepisami, ale kto� musi zabezpieczy� sposoby ich obchodzenia. Bez

sensu! Ja przecie� mam powa�ne interesy na głowie!

Na rondzie przed Stalingradzk� przypominaj� sobie, by nasadzi�

magnetycznie przyklejaj�cego si� do karoserii koguta. Milicji i wojska na

Stalingradzkiej niesamowite ilo�ci. Jakie� kolumny czołgów, skotów, jeden nawet na

poboczu le�ał kołami do góry, a przed bram� szkoły na Gol�dzinowe wystawili

posterunek z autentycznym ci��kim karabinem maszynowym. FSO wygl�da na

obl��on�, jak jaka� wroga twierdza. Na płotach ponasadzane transparenty

„Solidarnosci” i inne wrogie emblematy, na przykład portrety papie�a. Nas tylko raz

zatrzymali, ale na widok przepustki potwierdzaj�cej zasadno�� koguta machn�li r�ka.

Kierowca w �niegu o mało nie wjechał pod ruszaj�cy wła�nie, zreszt� z wielkim

hukiem – czołg. Jako� jednak wywineli�my si�, po chwili zajechali�my przed

381

nieznany mi kompleks pawilonów za wysokim betonowym płotem. Okazuje si� –

wi�zienie na Białoł�ce. Rzezywiscie – nie�le wymy�lili – miejsce postoju sztabu nie

jest łatwe do zdobycia, a i dezerterzy, je�li si� trafi�, nie b�d� mieli łatwego zadania.

Przed brama stra�nicy. Mój podchodzi do stra�nika, pokazuje jakies papiery i tamten

naciska dzwonek. Brama si� otwiera, wje�d�amy i od razu stajemy. Mój esbek

podchodzi do kolejnego stra�nika i znów macha tymi papierami. Wraca, prosi, bym

wyszedł, prowadzi mnie do dwóch stra�ników, oni mnie przejmuj� i prowadz� do

�rodka. Tam jaki� sier�ant słu�by wi�ziennej patrzy na mnie jak na kotlet –

wprawdzie apetyczny, ale ju� nie pierwszy tego dnia na talerzu.

- Chc� rozmawia� z waszym przeło�onym – mówi� do niego, bo

jestem jednak zdezorientowany.

- Z przeło�onym kurwa! Jeste�cie internowani! Od teraz ja jestem

waszym panem bogiem! St�d ju� kurwa nie wyjdziecie. Albo was

wychu�damy, albo kurwa - doktorem murkiem. Tak czy tak do piachu...

Byłem bardzo zm�czony. Popadłem w jaki� letarg. Zabrali mi pasek,

sznurowadeł we włoskich butach na zamek nie miałem, za to zdj�li krawat. Wr�czyli

jaki� koc, po�ciel z papieru �ciernego barwy szarej i przeprowadzili korytarzem

mi�dzy szpalerem funkcjonariuszy z tarczami i pałami szturmowymi. Tylko jeden

mnie zdzielił, zreszt� niezbyt mocno. Wpadłem do otwartej celi. W �rodku było ju�

pi�ciu osadzonych. Okazało si� – te� internowani. Wła�nie jedli �niadanie: chleb,

kawa z bromem i po trójk�ciku sera topionego – dobro całkowicie w kraju

niedost�pne. Podzielili si� ze mn� swoimi porcjami. Ja machinalnie zjadłem, co mi

dali. Pytaj�:

- Z jakiego zakładu?

Nie od razu zrozumiałem. Wreszcie załapałem:

- Prywatna inicjatywa... rzemiosło... mo�na powiedzie�...

Kto� w tym czasie, widz�c mój stan, powlókł mi po�ciel� koc i poduszk�,

chyba z mielonej cegły. Waln�łem si� na wyro i zasn�łem snem sprawiedliwego. Jak

kamie�.

382

Mili ludzie, ci ekstremi�ci. Nastroje mamy pod psem. Wiadomo�ci tylko

te, które nadaj�, chcesz czy nie, z gło�nika – kołcho�nika zawieszonego w celi. Jest

oczywiste, �e to same kłamstwa. Jednak powoli sytuacja si� klaruje, dla moich

nowych towarzyszy nie najlepiej.

Ja nie mam do tego stosunku emocjonalnego. Przypuszczam, �e wsadzili

mnie tu po to, bym był kapusiem. Idea mo�e słuszna, ale ja nie jestem taki prosty

kapu�. Mam wa�niejsze rzeczy do roboty. Gdy mnie wezw�, abym kapował, to po

prostu odmówi� – oka�� si� nieu�yteczny i mnie wypuszcz�.

Gdy inni osadzeni pytaj� mnie, z jakiego tytułu mnie posadzili, to w

zgodzie z prawda odpowiadam, �e nie wiem. Powiadam, �e jestem wła�cicielem

pensjonatu i dyskoteki, człowiekiem nawet nie najbiedniejszym, a z polityka nie

mam nic wspólnego. Ustroju, powiadam, nie lubi�, ale kto lubi?

- W normalnym ustroju, jak człowiek ma kiepełe, to mo�e do woli

si� bogaci�. A u nas... jedynie boi si�, �e zaraz mu wszystko zabior�.

Zdaje si�, zacz�li mnie uwa�a� za cwanego w interesach �yda, to za to

słowo „kiepełe” – okazuje si� – z j�zyka �ydowskiego, albo te� za szpiega

ameryka�skiego, któremu nic nie potrafi� dowie��, rozwali� cichcem nie chc�, wi�c

internowali. Mi to nie przeszkadza. �ydzi i tak rz�dz� �wiatem, wi�c �aden wstyd

by� na tym �wiecie �ydem, a szpieg ameryka�ski? Oho! Tak da� nog� do Ameryki i

zacz�� wszystko od nowa – zainwestowa�, co tam człowiek uciułał, w jaki�

normalny biznes!

Póki sa ruskie, to w tym kraju przecie� nic si� nie zmieni. A jak si�

zmieni, to trzeba b�dzie wła�nie do ruskich ucieka�! Co za fatum? Człowiek z

takimi talentami jak ja, w kapitali�mie byłbym nababem, skazany jestem na �ycie w

por�banych systemach.

�eby chocia� z góry mo�na było co� zainwestowa� w tej Rosji, cho�by

kupi� jaki� po tatarski dom w Teodozji i na wszelki wypadek go wyszykowa�! To

383

człowiek czułby si� troch� bezpieczniejszy. Ale gdzie tam – teraz to nie jest

mo�liwe. Tam te� musieliby obali� komunizm. A jakby chcieli go obali�, to dawno

by to zrobili. Naszych Polaków, to straszy si� ruskimi i bajzel si� toczy. Ale którymi

ruskimi straszy si� ruskich? Sami siebie? Mój Bo�e, przecie� u nas ani godziny nasi

by nie rz�dzili, gdyby nie pewno��, �e ruskie wjad� swoimi czołgami.

Cho� – czy nie pozwol�? Kiedy� Przemyslida wspominał, �e ruskie s�

pragmatyczni i nawet gotowi byliby w skrajnej sytuacji odda� władz�

Wyszy�skiemu, lecz za gwarancje, �e w razie kryzysu mi�dzynarodowego nie b�d�

zagro�one linie komunikacyjne z enerde. Ale takich gwarancji Wyszy�ski nie mógł

im da�. A nasi daj�, �e jakby co, to utopi� ludno�� we krwi, tak �e nikt nie strzeli do

ruskiej lokomotywy, bo ju� nikt taki nie b�dzie �ył.

No ale nasi co� słabi. Na Białoł�ce wiemy ju�, �e FSO spacyfikowali,

nawet chyba ze trzy razy, ale ja pami�tam nerwowo�� w�ród oblegaj�cych, gdy mnie

tu wie�li. Bali si�. I ci moi, którzy mnie wie�li, cho� nab�blowali si� brendy, to te�

si� bali. To wszystko lada moment mo�e trzasn��. Ekstremie zabrakło determinacji –

rozwali� by tak nawet nie dwadzie�cia tysi�cy naszych i reszta byłaby jak stado

baranów. A wtedy ruscy mieliby do my�lenia – mogliby wygenerowa� now� swoj�

ekip�, ale jeszcze słabsz� i mniej pewn�, albo godzi� si� z ekstrem�. A wtedy,

gdybym �ył, to spieprzałbym do Rosji... za Don! Wszyscy nasi by si� zrywali, a� by

im nogi z dup wypadały.

Jeden taki na spacerniaku literalnie mi opisał, �e w 1945 roku w Jałcie

Polska została przez Roosevelta i Churchilla zwyczajnie dana sowietom, razem z

Czechosłowakami i W�grami, jak stara, niepotrzebna nikomu marynarka. No i fakt –

kraj był do cna obrabowany przez Niemców i ruskich. Jedna pi�ta ludno�ci le�ała w

piachu, a główne miasta i tysi�ce miejscowo�ci, nawet wioska moich starych, były

zburzone i spalone. Na choler� im ten kłopot? Na Zachodzie ludno�� była prawie nie

tkni�ta, kraje prawie nie zniszczone i obrabowane co najmniej mniej metodycznie, a

jednak Amerykanie miliardy musieli utopi� w planie Marschalla. To po co im było

384

ładowa� szmal jeszcze w Polsk�? Raczej niech łykn� ja ruskie. Mo�e si� udławi�?

Podobno Roosevelt z Churchillem tak wła�nie kombinowali...

No i teraz odbieraj� tantiemy od inwestycji w Jałcie. Jak by nie było –

Polska ruskim stoi ko�ci� w gardle.

Ciekawa koncepcja – musz� sobie j� przemy�le�.

Dopiero po tygodniu wezwali mnie na przesłuchanie.

Wchodz� do gabinetu przesłucha�, a wiem, �e dotychczas nikogo nie bili,

wi�c całkiem na luzie, nawet z zaciekawieniem, �e wreszcie si� dowiem, o co chodzi.

Wchodz�, a tu stary znajomy Ostrowski. �e te� ja tego wcze�niej nie wymy�liłem!

Tu stan wojenny, �wiat si� wali, a ci ci�gle chc� mnie rabowa�!

Wchodz�, nie czekaj�c na zaproszenie siadam, a tamten wyskakuje na

mnie z mord�! �e �ywy to ja st�d nie wyjd�, �e wszystko na skarb pa�stwa, do

ostatniej obr�czki złotej i takie tam trele morele.

Ryczał jak wół z pół godziny, jak nakr�cony. Ja nie przerywałem. Po pół

godziny przypomniał sobie, �e warto by zapali� papierosa, wyci�gn�ł paczk�

ameryka�skich, pewnie gdzie� podczas rewizji ukradzionych i nerwowo szuka �ródła

ognia. Z wra�enia a� zaniemówił.

A ja spokojnie:

- Zapałeczek kutasiku zapomniało si�?

My�lałem, �e mnie w jap� strzeli, ale nie. Jak spłoszony ptak zamachał

łapami i wybiegł z trzaskiem wal�c drzwiami. No to jeden – zero dla mnie...

Wraca po chwili, z zapalniczk� z Pewexu w gar�ci i z dopalonym do

połowy papierosem.

- Albo dasz szmal, albo ubijemy.

- Powiedz swemu hersztowi, �e niech ubija.

- Ty� na głow� upadł. Przecie� zanim zatłuczemy, to b�dziemy

jeba�, a ty b�dziesz wisiał na sznurku za jaja. Sam b�dziesz prosił, �eby ci�

szybciej wyko�czy�.

385

- Do dzieła, kurwi pomiocie... – wzruszam ramionami. A boj� si�,

jak jasna cholera, lecz chyba nie okazuj� tego po sobie...

Tamten znów wylazł, a po chwili wkroczyli klawisze i do�� obcesowo

odprowadzili mnie pod cel�.

Pod cel� koledzy mnie pytaj� – czego chcieli?

- Nie jestem biedny, a oni s�dz�, �e jestem bardzo bogaty i

skitrałem gdzie� złoto i waluty. Oni mi gro��, �e mam odda� wszystko na

pa�stwo, a w rzeczywisto�ci, abym oddał im połow� do r�ki, na lewo.

Zwyczajny rabunek.

To samo opowiadałem na spacerniaku i wkrótce chyba cały internat o

tym wiedział. Internowani przypomnieli sobie wystaw� Antona i nawet mnie na tym

balu na Placu Komuny Paryskiej, czyli na Placu Wilsona. Ja po wizycietej wizycie

na pami�� nauczyłem si� „Protokółu Dyplomatycznego”. Warto było tam pój��. I w

ogóle, na spacerniaku i pod cel�, do wieczora traktowano mnie jak swojego

człowieka.

Pod wieczór, po kolacji, gdy kombinowali�my, jak przygotowa� si� do

wi�t Bo�ego Narodzenia, wyci�gaj� mnie znowu.

Wrzucaj� mnie do gabinetu, a tu ni mniej, ni wi�cej, tylko Zygmunt.

- Ratuj si� – mówi...

- To ty ratuj resztki staro�ci i id� na emerytur� – firma w pi�tk�

goni.

- Co ty bredzisz?

- Normalnie, skoro całego towarzystwa nie rozwalono na dzie�

dobry, to z czasem si� je wypu�ci i oni wszystkich nas ode�l� do ojczyzny

białych nied�wiedzi. A zd��ymy, lub nie – uciec.

- Czy ty masz nawalone – nas słuchaj� przez mikrofon...

- Na to licz�.

- Daj spokój dyrdymałom. Masz we mnie przyjaciela. Powiadam ci

– oddaj szmal.

386

Powiedział to niby z przekonaniem, �eby było słycha�, ale cho� �adnych

znaków nie dawał, to jak on w takich razach – bez �adnej mimiki. Znów palanty dały

mu si� naci�� na ten sam numer.

- Słuchaj Zygmunt. Przed tob� był ju� jeden kol�dnik – ten niby

Ostrowski. Sugerował, �e jak nie, to mnie pu�cicie, by zaci�gn�� w ciemny

zauł i wytłuc ze mnie wszystko, co dobre. No wi�c nie. Ja dzi� na spacerniaku

gadałem tak ze trzydziestk� osób. Jednemu dałem gryps. Zgaduj któremu? To,

po co mnie trzymacie, wiedz� ju� wszyscy. Wy zreszt� te� wiecie, �e oni

wiedz�. Po to tu jeste�. Nie dam ani grosza. Cały towar przejmie Glemp i jego

ferajna. Par� nowych ko�ciołów zbuduj�, a mo�e i plebanii. Ju� mój tatu� za

Gomółki za to siedział. U nas to rodzinne. A moja duszyczka zamiast w piekle

wyl�duje w czy��cu i załatwi� sobie takie układy, �eby sobie was ogl�da� w

kociołkach piekielnych. A przecie� wiesz dobrze – was to b�d� do piekła

podsyła� szwadronami, w rytmie salw plutonów egzekucyjnych.

- To kurwa jaka� zaraza, ta ekstrema. Wystarczyło par� dni i ju�

jeste� zainfekowany. A przecie� taki byłe� normalny. Oni tego słuchaj�. Teraz

naprawd� si� wkurwi�.

- A chuj z nimi – robi� gest Kozakiewicza – taki wielki i z wszami

jak krasne czołgi.

W ogóle podczas przesłucha� swad� mam wi�ksz�, ni� zwykle. Boj� si�,

a mimo to wal� jak cepem...

- Dobra, dajmy temu spokój. Tym razem b�dzie kosztowa� milion.

- Id� na emerytur� – straciłe� resztki inteligencji. Takiego wała, jak

Wał Miedzeszy�ski.

- No ja zrobiłem wszystko – chyba naprawd� si� zmartwił.

- Daj spokój Zygmunt. Oni nie pójd� na ten skandal. Jutro o aferze

b�dzie wiedziała Wolna Europa. Id� do tych kutasów i spytaj, czy chc�

normalnie gada�. Mog� wykona� co�, na czym oni i wielu du�o zarobi,

legalnie, a ja nie strac� i b�dzie git. Ale musz� mnie kutasy ładnie przeprosi�,

387

bo jak nie, to mi wisi. Ja dotrwam nowego etapu i wtedy im gnaty porachuj�.

Nie �artuj�. Ja wszystko przewidziałem. Elaborat smarowałem trzy dni. Wal�

po nazwiskach i faktach. Klawisze mówi�, �e wszystko w mamrze potrafi�

znale��... No to ich sprawd�cie... Znajd� – macie mnie. Nie znajd� – dłu�ej

wypadnie mnie przeprasza�. Teraz ulgowa taryfa – wypadnie tylko rzuci�

jedno słówko.

Niczego si� nie boj�. Nawet je�li to nie ja jestem wtyka w naszej celi, to i

tak jego o�wiadczenie, �e nic nie pisałem, nie jest wiarygodne. Od naszych szpiegów

wiem, ze pisa� mo�na nawet w zupełnej ciemno�ci i to zupełnie czytelnie. Oni za�

wiedz�, �e ja to mog� wiedzie�. A grypsu nie znajd�, bo go nie ma. Luksusowa

sytuacja.

Zygmunt wychodzi i po chwili wraca z pułkownikiem Kalafiorem.

- Wiedziałem, �e to ty – zwracam si� do Kalafiora po imieniu, cho�

brudzia wcale nie pili�my.

- No dobra, przepraszam. Sam wiesz, czasy s� nerwowe i człowiek

czasem najpierw robi, a potem my�li.

U�miecha si� i wali flaszk� jarz�biaku o stół.

- Beze mnie. Jeszcze musz� i�� pod cel�, po�egna� si� z

chłopakami. Co sobie pomy�l�, gdy z dogoworu wróc� po gorzale?

- No wła�nie o to chodzi. Niech my�l�. My�lisz, �e zgodz� si�, po

tym wszystkim, �eby uwa�ali ci� za swojego?

- O ty gł�bie warzywny – my�l� sobie...

- Dawaj... lej i nie gadaj... – szczekam.

Pojawia si� musztardówka. Najpierw dla mnie, prawie po wr�bki.

Cholera – rozpije si� przez tych durniów! Nic... waln�łem od jednego razu i popiłem

z metalowego kubka herbaty, chyba tej kazionnej, z bromem.

Potem niewiele mniej Kalafior nalał Zygmuntowi, wreszcie sobie. Obaj

popijali z tego samego kubka. Innego czaju, ni� z bromem, przecie� nie było.

- No to gadaj, bo robota czeka – przeci�ł sielank� Kalafior.

388

- Normalnie. Mam działk� czterdzie�ci hektarów na Mazurach,

obok Pensjonatu. Formalnie to własno�� mego milicjanta, ale tak naprawd�

moja. Nad jeziorem, pod lasem, nawet dziki w szkod� wchodz�. Podzieli� to

na działki tysi�c metrów, wytyczy� dró�ki, to wyjdzie jakie� dwie�cie

pi��dziesi�t dacz. Zało�ymy szybko spółdzielnie sportu i rekreacji, lub innego

słusznego dzieła na chwał� peerelu i po kosztach, jakie w stanie wojennym

uda si� zbi�, postawi� dacze. A pi�� dacz b�dzie za friko – dla znajomych.

- A jak du�e dacze?

- Daj spokój – b�d� materiały, to i pałace mo�na postawi�. Byleby

materiały skr�ci� i dru�yny robocze. Jakie� wojsko, albo ZOMO... Od biedy

mo�na pegieerusów pop�dzi� do roboty i płaci� im z funduszu rolnego

jakiego�. Stanu surowego za bardzo nie spieprz�, bo jak, a wyko�czy� i tak

ka�dy b�dzie musiał w swoim zakresie. Ja od siebie dorzucam pawilon na

sprz�t wodny, pomost i jak�� knajp� ze sklepem otworz�. Nie strac�...

- Nic na tym łobuzie nie stracisz!

- A po co mam traci�? Grunt, �e ty zyskasz!

- Ja ci� jeszcze kiedy� cwaniaku zapierdol�.

- Skoro mi grozisz, to wracam pod cel�. Z interesu nici. Mo�esz mi

s�downie sekwestrowa� maj�tek. Albo zgoda na zicher i sielankowa

współpraca, albo dalej wyjmuj podczas snu spr��yny z dupy na wczasach

resortowych. Ja ciebie przetrzymam, a nie, to grób, mogiła, nie b�d� miał

zmartwie�... W przeciwie�stwie do ciebie. Takie ci uszyłem buty, �e kolejna

odnowa z mety zdmuchnie ci� na Mokotów, ale po drugiej stronie

Rakowieckiej. Chyba �e wojsko szału dostanie wcze�niej. Teraz chyba wojsko

rz�dzi... Czy si� myl�?

- Daj spokój – przecie� wiesz, �e ci� lubi�. Tylko martwiłem si�, �e

jeste� nieu�yty. Teraz – widz� – zmienia si� – b�dziemy s�siadami... Na co�

si� przydasz...

389

Pod cel� chłopakom od razu powiedziałem, �e wymusili na mnie sporo

grosza, ale Bóg z nimi. Puszczaj� mnie – tak powiedzieli, a wódk� kazali wypi�,

�eby koledzy spod celi uznali mnie za kapusia. Grozili, �e sił� wcisn� mi szyjk� w

gardło i mog� przy tym uszkodzi� z�by. Dałem spokój i sam wypiłem. Z

musztardówki – chamstwo niemyte.

- Hak im w smak.. – zauwa�ył który�.

- Chcesz, to pu�ci si� felieton do Wolki. Przy pierwszej okazji...

- Felieton to nie, ale warto, by wspomnieli mimochodem, �e

internat wykorzystywany bywa do wymuszania haraczy od mniej ubogich

obywateli. Tak bez szczegółów, mimochodem, najlepiej przy okazji

omawiania innej kwestii.

- Zrobi si�, co si� da... – usłyszałem.

- Aha – jaki� skowronek �wierka mi w uchu, �e po moim

znikni�ciu b�dzie ostry kipisz. Taki chyba po cało�ci... Pomin� szczegóły –

was b�d� wiska�, ale to oni maj� teraz sraczk�...

Gdy wychodziłem, to na drog� dali mi kopa w tyłek, �ebym ju� nie

wracał... A jak sko�czy si� ten cały burdel, to na grobie komuny umówili�my si� na

wi�ksz� wódk�. Na koniec solennie obiecali�my sobie wyszcza� si� na malowany

gównem napis „peerel”.

Kalafior oczywi�cie podsłuchiwał. Odwo��c mnie zauwa�ył, �e Zygmunt

słabo mnie wykorzystuje jako informatora, a jestem cwany i szybko łapi� kontakt. W

istocie rzeczy zły był, �e nie wyszedł mu manewr z jarz�biakiem. Wzruszyłem

ramionami z tylnego siedzenia – Kalafior siedział w wołdze obok kierowcy, a ja

obok Zygmunta i tego idioty Ostrowskiego. Tylko jap� rozdziawił, gdy odwaliłem

jego zwierzchnikowi:

- Daj mi spokój, ja nie mam czasu, by nawet wszystkie powa�ne

interesy załatwi� jak trzeba. Szukaj pastuszku, owieczek do pasania, na innych

halach...

Nawet kierowca nieznacznie si� u�miechn�ł...

390

Kontrakt z esbe na wynajem Pensjonatu w pełnym obło�eniu miałem do

ko�ca 1982, a tym czasem pensjonariuszy wymiotło. Dopiero, gdy na pocz�tku

marca zarejestrowano w abcugach spółdzielni� domków rekreacyjnych nowo

powołanego do �ycia koła Towarzystwa Przyjaciół Krainy Jezior, to zacz�ły wpada�

rodziny członków – funkcjonariuszy z całego kraju. W kwietniu zwołali�my zebranie

walne spółdzielców w restauracji Konsumów przy kinie Muranów. Zostałem

wiceprezesem spółdzielni, a Stasia – udało mi si� od rana utrzyma� go w trze�wo�ci

– zrobiłem prezesem. Dyrektorem został mój milicjant, a drugim wiceprezesem

Zygmunt. Znaczy si�, Zygmunt jest jednak ich człowiekiem zaufania. Tym durniom

po prostu gówno chlusta pod czaszkami! �eby było tanio, to wódk� na zebranie

przywiozłem swoj�, jeszcze t� rozlewan� w stodole. Jaki� kontroler trzy dni potem

zgłosił si� do mnie, wi�c go wraz z koleg� wpisałem do spółdzielni.

Rozlewni� ustawiło si� w kurniku jednego chama. Amerykanie przestali

nam dostarcza� zbo�e, przynajmniej za darmo lub na kredyt, bo przecie� mimo

embarga w �wiecie mo�na było kupi� dowolna pszenic� za gotówk�, wi�c wi�kszo��

kurników padła. mia� mi si� chciało, gdy słuchałem, jacy to �li ci Amerykanie, �e

nie chc� nadal nam dostarcza� za darmo tego i owego, a nawet sko�czyły si� kredyty

na wieczne nie oddanie. Ciekawe, ze ruskie nie s� takie hojne, jak za legalnej

„Solidarno�ci” Amerykanie. Raz przysłali transport darmowej wołowiny podobno w

tak złym gatunku, �e nawet wojsko miało problem, jak upitrasi� te wióry, wi�c w

ko�cu co si� dało, to poszło na mielonk� konserwow�, a czego sanepid ju� �adna

miar� nie mógł dopu�ci� do spo�ycia, to poszło do jakiej� prywatnej przetwórni pasz

zwierz�cych – podobno rewelacyjny interes!

391

Przez Zygmunta Kalafior dostarczał mi faktury na tysi�c beczek za ka�dym

razem, a dyrektor gorzelni sprzedawał mi je bez gadania. Kalafiorowi dawałem

siedemset dolców, a dyrektorowi trzysta. Cz��� puszczałem na melinach przez moich

w�glarzy, a cz��� szła do melin milicyjnych, to znaczy kontrolowanych bezpo�rednio

przez milicj� i esbe.

Burdel w interesie meliniarskim jest w Warszawie i w okolicach

kompletny. Ci sami esbecy bezpo�rednio kontroluj� jedne meliny, prowadzone przez

ich agentur�, a zarazem pobieraj� haracz od moich w�glarzy za ich meliny. Ja tych

moich nakr�ciłem, �eby nie pozwalali mundurowym sobie wchodzi� na głow�. Tyle i

tyle twojego i krótka rozmowa. A nie, to zamykaj mnie, spałuj, ale nie znasz dnia ani

godziny. Wkładanie agentury nie miało sensu, bo przecie� w�glarstwo – oczywi�cie

– w�glarstwo dla mnie – lepiej płaciło, ni� jakiekolwiek gratyfikacje od parówy. A

rozpracowanie przez esbe mojej siatki w ogóle mnie nie martwiło – to raczej kolejni

�ledczy wchodzili do interesu z nami. Jedn� r�k� smarowali na nas raporty, a drug�

przez swoje mamusie emerytki, ciotki – wydry i kochanki po dziesi�tej skrobance

wchodzili do chewry. Byle student miał za miesi�c pracy na Zachodzie tyle, co oficer

milicji przez rok. Z tej dupy gówno wypadało ju� tylko na rzadko... Co drugi agent i

krewny esbe prowadził w mie�cie melin� z moj� gorzał�...

Podczas zebrania spółdzielców ustalono, �e dla doprowadzenia bydynków

do stanu surowego wszyscy jako� b�d� zrzuca� swoje mo�liwo�ci, przydziały, na

jedn� kup�. I koszty tego potem podzielimy równo. Ja, o czym nie wspominałem,

zobowi�zany byłem pokry� pi�c udziałów. Nadto jednak zarezerwowałem dla siebie

jeszcze trzydzie�ci domków, jako „rekreacyjny fundusz rezerwowy spółdzielni”. Pi��

domków dostał Zygmunt, jeszcze kilku Bolków po dwa. Dyrektorowi pegeeru

oddałem sze�� do podziału z jego kumplami za pi��dziesi�t nowych hektarów.

Komuna nie�le ju� zdychała – w zamian za bezcen odkupili�my pi��dziesi�t

przylegaj�cych hektarów pegeerowskich. Takie cuda jeszcze chyba si� nie zdarzały,

by pegeer co� oddał!

392

Robocizna formalnie nic nie kosztowała, bo zatrudniło si� brygady z

kilku pegeerów płac�c im z Pa�stwowego Funduszu Rekultywacji Terenów

Poprzemysłowych. Pa�stwowe fundusze okazały si� efektywnym instrumentem

gospodarczym – wszyscy od razu je polubili�my. Ten powstał specjalnie dla nas. Ilu

to posłów - kapusiów musiało pod dyktando swych parówek – spółdzielców, dr�czy�

si�, po co to tak naprawd�, w my�l instrukcji, mozolnie podnosz� dłonie za

ustanowieniem nowego, jak�e wa�nego z punktu widzenia ekologii funduszu?

Wiosn� spotkałem w Warszawie ojca. Kontakt, ze wzgl�du na wył�czone

telefony i brak mi�dzymiastowej był utrudniony. Ze zdumieniem dowiedziałem si�,

�e awansował do kieleckiego OKON-u, czyli do tego ciała, które miało by� ni�szym

szczeblem planowanego w przyszło�ci PRON-u. S�dziłem, �e to zawracanie głowy,

ale przecie� nie – ojciec dobrze my�lał – trzeba odbudowa� szwalni�, teraz ju�

legaln�, jako firm� polonijn�, której sam jestem wła�cicielem, a do tego potrzebne s�

stosunki. Ojciec ma nowego faworyta – Pawlaka – on ma by� kierownikiem

produkcji. No dobra, trzeba pojecha�, przyjrze� si�, jak to tam jest...

Na nic nie mam czasu. Gania mnie po kraju w te i we wte. W ko�cu sobie

zamówiłem przez PEWEX BMW siódemk�. Najlepsz�, jaka w ogóle jest. Do tego

jeszcze BMW pi�tk� albo na zapas, albo dla ochrony, bo o czym� takim my�l� i ta

ochrona musi przecie� za mn� nad��y�.

Na brzegu jeziora na wysoko�ci osiedla rekreacyjnego rozpocz�to budow�

mojego nowego pensjonatu, stylizowanego na zabytek, wraz z restauracj�, barem i z

dyskotek�. A co... Kilka domków przydzieliłem moim w�glarzom, to niech i tu

kr�c� mi lody. A na dwóch pi�trach b�d� pokoje do wynaj�cia, za� na strychu pokoje

słu�bowe.

Całego kompleksu pilnuje oddział ZOMO, �eby miejscowi materiałów

nie rozkradli. I tak budowla�cy kradn� i to jest �ywioł. Czterech ju� poszło do

mamra, co mnie kosztowało kolejne dwa przydziały dla s�dziów i dwa dla

prokuratorów. Czasy s� takie, �e zamykaj� ludzi nawet za darmo, ale jak chcesz

posadzi� dla postrachu ewidentnego złodzieja, to pła�! A takich dwóch chłopków, co

393

chcieli co� dla siebie ukra��, jak na pa�stwowym, to ZOMO-wcy tak stłukli, �e jeden

zdechł i trzeba było pozorowa� utoni�cie, a tego drugiego, �eby �wiadków nie było,

to chyba nawet �ywcem utopili. Ale... to ju� nie moja komenda. Tym kieruje kto� od

Kalafiora.

Dwie dacze kosztował mnie doktorat. Przyjechał do mnie profesor – ju�

nie dziekan, ale mówi, �e nadal mo�e, cho� dro�ej. My�l� sobie – ju� z uprzednio

wydałem troch� grosza – szkoda marnowa�. Rozliczyłem si� tymi daczami. Im ze

l�ska daleko, ale mog� sprzeda�, a nawet je�dzi� – trasa do Warszawy dobra, a

kłopoty z paliwem, bo niby na kartki, jak wszystko, nie b�d� trwa� wiecznie. Łykn�ł.

Za to szurn�li mnie z dyrektora FWP. Komisarz wojskowy ci�gle o mnie

pytał i dwa razy przychodziła moja sekretarka prosz�c, �ebym mu chocia� na oczy

si� pokazał. Ja nawet my�lałem, ale co tam, w ko�cu nie miałem czasu... Napisałem

podanie o zwolnienie z obowi�zków za porozumieniem stron.

Człowiek niby jest naukowcem, dostojny, w moim BMW prowadzi

zawsze kierowca, a jednak czasu mam coraz mniej. Ledwo zd��yłem na pogrzeb

rodziców. A umierali po kolei – najpierw mama, a potem tata. Pawlak i tak ju�

ci�gn�ł szwalni� – szycie z powierzonego materiału dla Hiszpanów, Włochów, a

ostatnio coraz cz��ciej Niemców. Złoty interes. Ju� w o�miu byłych kurnikach,

cz�sto rozbudowanych, kr�c� si� kołowrotki maszyn do szycia. Musz� tego dobrze

pilnowa�. Umawiam si� na deklarowanie ni�szych opłat za przerób i lokuj� wszystko

w bankach na wyspie Man, na Cyprze i nawet na Bahama. Ja do niedawna my�lałem,

�e bahama, to kolor �ółty i nic wi�cej. A tam, okazuje si�, s� lepsze banki, ni� w

Szwajcarii. Robi� takie przekr�ty, �e zyski z rozlewni, a mam ju� trzy, przerabiam w

szwalni na dolary transferowane na Zachód. Ju� cholercia musz� ostro my�le�, by

sobie przypomina�, gdzie w zamierzchłych czasach skitrałem złote sztabki. Ale

znalazłem czas i razu jednego sprawdziłem. S�, to niech le�� – je�� nie wołaj�, a

człowiek nie zna dnia ani godziny.

394

He, he... gdy sko�czyłem interesy ze złotem, to my�lałem, ze ju� w �yciu

tyle nie zarobi�! A przecie� zaraz potem zarobiłem...

W temacie melin robi si� inflacja! Jeden esbek pod pozorem

kontrolowanej przez esbe drukarni podziemia antykomunistycznego zacz�ł drukowa�

takie nalepki na wódk�, �e s� lepsze ni� pa�stwowe. Po tym je mo�na pozna�! No ale

nie jestem jedynym jego klientem i układ jest taki, �e nie mo�na tego na razie

zmieni�. Niestety, ju� nie tylko ja zaopatyruj� meliniarzy...

Kompleks wypoczynkowy w pensjonacie tez działa bez zarzutu. Sam

pensjonat działa jak super hotel z czterema gwiazdkami. Dobudowałem teraz jeszcze

prawdziwe stajnie, korty. Pasze mam ze stu pi��dziesi�ciu hektarów moich i

dzier�awionych, a tak�e dziesi�ciu, co zostały po parcelacji na działki, milicjanta. Do

hotelu przy letniskach dobudowałem basen – oczywi�cie taki troch� mniejszy, �eby

mi si� szkoły nie p�tały. Latem konkurencj� dyskotece robi namiot cyrkowy z

wojska, w którym jest tancbuda i graja regularne wiejskie kapele, te, co na weselach.

A czasem dla młodzie�y robi� tam bal i sprowadzam przez dyskotek� w Aninie

jakie� znane zespoły.

Latem 87 nawet na tydzie� poleciałem do Teodozji. Jako� tak zahaczyłem

na jednym przyj�ciu radzieckiego konsula i wyraził zgod�. Nie warto wchodzi� dwa

razy do tej samej rzeki. Antona udało mi si� wcze�niej zawiadomi� – ulokował si� u

Koli, tam gdzie i ja. W Teodozji i w Koktebelu nadal jest pi�knie, ale ten

prymitywizm przera�a mnie. Rosja to ju� jednak Azja. Maj� nowego genseka,

Gorbaczowa, ale co on zmieni?

Spróbuj� sprowadzi� Antona do Polski, mo�e nawet na stałe. Jest strasznie

zniszczony po tej psychuszce. Dobrze, �e do nas ta zaraza nie dotarła. A sukinsyny

planowali – dobrze to wiem! Tylko bali si�, �e Zachód nam kredytów nie da...

Wracaj�c, troch� nielegalnie zahaczyłem o Mi�sk i od tamtejszych artystów kupiłem

za rad� Antona ze trzysta płócien. To niech przyje�d�a i mi je oprawia. Ja potem

porozwieszam to po pokojach hotelowych i b�dzie ładnie. Zreszt� mam ju� inny

395

stosunek do malarstwa nowoczesnego. Ostatecznie jestem doktorem. Na wszystkich

wizytówkach to pisz�.

W lipcu, gdy byłem na tych wakacjach – pierwszych od lat, to wybuchła

afera z Piotrusiem. Drapn�li go na granicy ze złotem i zabrali mu. Dure� mógł

pogada� ze mn�! Ale taki major Szczepa�ski, w barku koło letniska spokojnie mi

tłumaczy, �e chyba nie mógł ze mn� gada�, bo tego złota jest dziwnie du�o.

Przerachowałem. No... je�liby rzeczywi�cie całe �ycie oszcz�dzał, to miał prawo. Ale

Piotru� wydaje na chłopców, a jeszcze wi�cej na konie, �e nie wspomn� o ruletce...

Znaczy si� – podł�czył do mego ruroci�gu kurek. Cały weekend tarmosiłem si� ze

sob�, co robi�, a� wzywam tego Szczepa�skiego i jednak, wcale bez przekonania, �e

dobrze robi�, powiadam:

- Huncwot jest i złodziejaszek, a na dodatek haniebnie łamie prawo

pa�stwowe. Je�li to mo�liwe, to jednak najpierw dajcie mu popali�, a potem

dajcie szans�... To nie jest zły chłopak, cho� pedalisko i szuler...

- Tak jest – mój Szczepa�ski waln�ł kopytem o podłog�, bez

szacunku dla raz na tydzie� pastuj�cych klepk� bab, zrobił półobrót i poszedł

w choler�. Nawet si� zastanawiałem, czy go nie zawróci� i jednak nie cofn��

sugestii...

No i w sierpniu stare wróciło. Okazało si�, �e esbe znów wynaj�ło kilka

pokoi, by przygotowa� akcj� pod nazw� pepees. W zamian za przyschni�cie sprawy

z przemytem złota Piotru� ma odegra� w tej aferze istotna rol�. Dlatego niektóre

szkolenia i narady postanowiono przeprowadza� u mnie w Pensjonacie.

Ekstremi�ci planowali powoła� do �ycia, czy nawet tylko odtworzy�

Polska Parti� Socjalistyczna. Nasi ich penetrowali przez Górny l�sk. Grupa

niejakiego Kowala rzekomo brała od nich pras�, konkretnie „Robotnika” i potem

zwałowała go na Rakowieckiej. Oni zreszt� o tym PPS ci�gle podobno w swoim tym

„Robotniku” pisali. Nie było siły, �eby ten pepees zatrzyma�, a z jakich� powodów

bardzo go nie chcieli. Tym czasem nawet Moczulski chciał paru swoich

396

kapeenowców oddelegowa� do tego ppepesu, �yby było wi�cej nielegalnych partii

politycznych.

Mi to wisiało, czy s� partie polityczne nielegalne, czy nie, ale mi major

Partyka obja�nił, �e to ma by� partia robotnicza i przeciwna prywatnej inicjatywie.

No, no... to słowo „socjalizm” od razu mi nie pasowało. Sam zacz�łem razem z nimi

si� martwi�, czy aby korowcy w to nie wdepn�. O jakich� rozmowach z ekstrem�,

które prowadził na polecenie generała premiera Jelitczak słyszało si� to i owo. I u

mnie w Pensjonacie, niby przypadkiem, znacz�ce postaci obu stron spotykały si�

przy barze. No có�, rachunki regulowali, nic mi do tego.

Tak wi�c ju� we wrze�niu, na krótko przed przyjazdem Antona, doszło do

serii trzech takich niby przypadkowych spotka�, gdy w tak zwanej „rodzinie”, czyli

w�ród wy�szych eszelonów opozycyjnych, szyto buty pepeesowi. Z jakim skutkiem,

to nie wiem. Tylko jeden taki, do�� chyba znany, jak podsłuchałem, przy kieliszku

zarzekał si� takiemu profesorowi psychologii, który ju� kiedy� miał u mnie wykłady

z ramienia esbe, �e nic nie jest w stanie obieca�, bo przecie� Jacek i Janek nie s�

wcale obliczalni. Mój profesor rozkładał ze zrozumieniem r�ce i jednak naciskał, �e

dobro ojczyzny wymaga, by pewne inicjatywy, jako niewła�ciwe, zdusi� w zarodku,

lecz metodami politycznymi, dalekimi od prowokacji esbeckich.

Ze dwie godziny potem zastałem mego propfesora samotnego przy

stoliku, zamówiłem dwa ballantim’y na koszt firmy i pytam:

- Co wła�ciwie jest takiego złego w tym pepees. Partia ta b�dzie

przeciwna post�powi i to potrafi� zrozumie�. Ale czemu akurat ona jest taka

niedobra?

- No a jaka partia, panie doktorze, teraz rz�dzi?

- No pezetpeer – to si� wie...

- A jaka to jest partia – faszystowska?

Tu rozdziawiłem g�b�, no bo niby komunistyczna, ale czort j� wie, jaka

ona jest naprawd�?

397

- Rozumiem pa�ska rozterk� – sam ja podzielam. Ale có�,

zało�enia ideowe i w sumie – programowe, s� komunistyczne i w takim razie

najłatwiej nam b�dzie ten bałagan cywilizowa� pod szyldem

socjaldemokratycznym. Tak jak SPD Schmidta, czy szwedzcy

socjaldemokraci. A zreszt�, co� z ich koncepcji trzeba b�dzie zapo�yczy�, bo

kraj nie wytrzyma gwałtownej liberalizacji.

- Politycznej, by� mo�e, ale gospodarcza jest nam niezb�dna.

Trzeba ten kraj ratowa�, da� szans� ludziom z inicjatyw�...

Profesor u�miechn�ł si�, a miał zwyczaj mówi� tak, by nawet

zaj�kni�ciem nikogo nie irytowa�.

- A jednak chyba wypadnie obcina� nam ten ogon po kawałku.

Mo�e si� zreszt� myl�? Tak czy inaczej jedna partia byłaby socjalistyczna

wywodz�ca si� z dzielnego podziemia, a druga z korzeniami w peerelu. A pan

wie, jak ludzie przepadaj� za peerelem. Teraz ju� nie mo�emy liczy� na

towarzyszy z zeteserer. Maj� swoje problemy – pierestrojka. Wszystko im si�

włapach rozłazi. W Afganistanie nie odnosz� sukcesów. Jak Raegan rozpocz�ł

wy�cig do gwiezdnych wojen, to wysłał w kosmos Discovery, a tym czasem

radziecki prom kosmiczny Buran nawet nie wzniósł si� w powietrze. No nie

lata cholera i ju�. A taki podobny do ameryka�skiego...

- No dobrze – przerywam – ale co ma Buran do naszych partyjek

pod podłog�?

- A to, �e te partyjki lada dzie� b�d� legalnie działa� – taka jest

logika dziejów. I ja bym chciał, aby PPS działał jak najgorzej, fatalnie, a

najlepiej, by si� poł�czył z pezetpeer i dał nam nowe otwarcie...

- Ale czy przez to nie grozi nam hamowanie inicjatywy

gospodarczej w kraju? – upewniam si�.

- No panie doktorze. Czy pan i pana koledzy dadz� si� czym�

pohamowa�? A taki pełen wigoru pepees, gdyby stał si� popularny – mógłby.

To sami trocki�ci – powiem panu w zaufaniu.

398

- Dobrze, �e nie mówi pan profesor o tym, �e to sami �ydzi...

- Na tym, to ja drogi panie si� nie znam – profesor si� zaperzył...

- No nie... �le si� wyraziłem – chodzi mi o to, �e pan powiedział o

tych trockistach tak, jak ró�ne idioty w dawnych latach mówiły o �ydach... A

to sko�czony kretynizm, ten cały antysemityzm...

Profesor popatrzył na mnie z szacunkiem.

- Panie doktorze. Rzeczywi�cie – naród nam si� trafił wyj�tkowo

antysemicki. Trzeba przyzna�, �e opozycja demokratyczna podobnie, jak

nasze elity władzy, zwalcza to zdecydowanie. W ka�dym programie

politycznym, w ka�dej wa�nej deklaracji podziemia na szcz��cie jest passus

pi�tnuj�cy t� wstr�tn� skorup�, ten tak bolesny dla kraju wrzód

bezinteresownego, głupiego i szkodliwego dla kraju antysemityzmu. Czasem

a� strach da� im prawo głosowania, bo jeszcze popr� antysemitów? Przecie�

były chwile, gdy pod kierunkiem tego bandyty Moczara nawet w naszym

ruchu dały si� dostrzec pierwiastki antysemickie.

- Eee tam, dure� schlebiał najni�szym instynktom mas –

nieszczerze si� oburzyłem, bo wspomniałem stare dobre dzieje, pana

Mieczysława, Franka... Dobre były czasy, człowiek był młody, pełen złudze� i

entuzjazmu...

W pierwszych dniach pa�dziernika przyjechał Anton. Przywiózł ze sob�

kolejnych ponad sto obrazów, tym razem z własnego mieszkania. Wi�cej dobytku

nie miał. Obrazy hurtem kupiłem po trzydzie�ci dolców za sztuk� i wydzieliłem mu

pokój w pawilonie. Obiecałem, �e je�li uda si� go zatrzyma� na stałe, to zbuduj� mu

pracowni� z wielkimi powierzchniami ze szkła, dobrze ogrzan� w zimie. Tu troch�

bajerowałem, bo co roku trzeba było dosłownie pazurami walczy� o w�giel, bo moi

w�glarze ju� dawno wzi�li rozbrat z wo�eniem opału. No ale sko�czy si� pieprzona

komuna i wierzyłem – b�dzie lepiej!

Razem z Antonem zacz�ł w wynaj�tych pod akcje pepees pokojach

bywa� Melanowski! Prawdziwy, nawet dobrze zasuszony kutas Melanowski.

399

Bezwstydnie wywalił mnie swego czasu z uczelni i teraz nawet nic nie mogłem mu

zrobi�. Wydelegowali go na takiego, co ma odgrywa� wa�n� role w tym pepeesie i

teraz był intensywnie szkolony.

Naukowej kariery nie zrobił, nadal był tylko doktorem, podobno miał

trudno�ci z habilitacj�... Z satysfakcj�, nie podaj�c r�ki, wr�czyłem tej szmacie

wizytówk� z tytułem doktorskim. Jego jakby szlag trafił, twarz pobielała, chyba

znikn�łem z jego pola widzenia i był nie�le zaskoczony. Ale ju� po chwili łasił si�

jak mysz do kota. Ja jednak o starych dziejach nie wspomniałem.

Zreszt� po namy�le doszedłem do wniosku, �e w sprawie pepesu mo�na

by� pełnym otuchy – taka wesz jak Melanowski narobi tam niezłego bigosu.

Na chwil� przed powołaniem tego pepees na działkach na Mokotowie na

razie odwołali z akcji Piotrusia, �e niby jeszcze nie jest wylansowany w �rodowisku.

A tak naprawd�, to bali si�, �e jest zbyt głupi. W ogóle na ludziach si� nie znaj�.

Piotru� mo�e na szmal naci��, ale zje�� w kaszy, to si� nie da. Nie ten model...

Wystawa obrazów Antona, a tak�e jego przyjaciół – wył�cznie moich

zbiorów – była jeszcze wi�kszym wydarzeniem, ni� ta przed laty. W salach domu

kultury na Mokotowie znów spotkali si� ludzie re�imu i ludzie opozycji. Niby taka

jest napi�ta sytuacja w kraju, a tu w zgodzie opozycjonista wali wódeczk�, byleby

schłodzona – z bolszewickim ministrem i jest dobrze... Na gruncie kultury nie ma ju�

�adnych sporów – ostatecznie – wszyscy musimy popiera� zrujnowanego przez

sowiecki system psychuszek Artyst� – przez du�e A!

A swoja droga Anton rzeczywi�cie nie jest odległy od kondycji

psychicznej warzywa. Taki go�� ju� nie narozrabia. Lansuj� go jako mego

przyjaciela. Zreszt� nie jest to odległe od prawdy.

S�dz�c z przebiegu rautu po wystawie, to młodzie� opozycyjna pije nie

gorzej, ni� narybek esbecki. S� jednak bardziej spontaniczni. No i dobrze, takich

łatwiej wykiwa�...

Zim� 88 dokonał si� w PPS rozłam. ledziłem to na bie��co. Pomylono

godziny spotkania ich władz naczelnych tak, �e grupa radykalnych spotkała si�

400

wcze�niej, wprowadzona w bł�d zmieniła lokal, a mniej radykalni, jakie� profesory,

przyszli o czasi i w pierwotnie ustalone miejsce, a jednak zbyt pó�no. Nic by si� nie

stało, ale młodzi przyj�li radykalne uchwały w imieniu partii, a Malinowski namówił

starych, by w takim razie zamiast negocjowa� wydali o�wiadczenie, �e młodzi s�

sterowani przez esbe. Wszystko to dostało si� do Wolnej Europy, tych gazetek

podziemnych i w ogóle stało si� znane.

Ju� przedtem PPS wybrał sobie od razu władze, gdy jeszcze partia liczyła

ze sto osób i wielu ch�tnych po prostu si� nie załapało. Ale gdy usłyszeli, �e na razie

wej�cie do władz im nie grozi, to postanowili poczeka�. To wszystko ustalono

wcze�niej, w moim pensjonacie i udało si�. Skoro natomiast dokonał si� rozłam, to

po prostu nie wst�pili. W naturalny sposób zablokowano rozwój opozycyjnej partii

lewicowej – o co przecie� chodziło. Nasza agentura w �rodowiskach opozycyjnych

opowiadała banialuki z jedn� prawd�: tam nie warto wchodzi�, bo si� kłóc� i cze��.

Pami�tam – po tym sukcesie pito w pensjonacie radzieckie wina musuj�ce na umór!

A po rozłamie Piotru� został najpierw skarbnikiem najwa�niejszego okr�gu – bo

warszawskiego, za� zaraz potem w ogóle skarbnikiem PPS. I dobrze – zacz�ł

przegrywa� nie moje pieni�dze, lecz dotacje dla PPS z CIA, czy od kogo tam...

Ja zreszt� znów zacz�łem wypełnia� jakie� ankiety. Dawne �rodowisko

Wiedzy i Wniosków aktywizowało si�. Dostawałem zaproszenia od ambasad

zachodnich na spotkania z wielkimi tego �wiata, którzy nauczali Polaków z tej i

tamtej opcji o zasadach funkcjonowania systemu demokratycznego i wolnego rynku.

Bardzo ładnie mówili – szczególnie jeden kardynał, a tak�e Zbigniew Brzezi�ski.

Gryzie mnie to, �e w pensjonacie odbyło si� kilka spotka� po�wi�conych

robieniu interesów prywatnych, kreuj�cych nowych, polskich prywatnych

przedsiebioców, w oparciu o �rodki z funduszy pa�stwowych. Go�ci było du�o,

głównie zwi�zanych z Fabryk� i oni u mnie mnie nie zaprosili do obrad! W tej

sytuacji doprowadziłem do spotkania z ruskim radc� handlowym, aby załapa� si� z

innej ma�ki i te� nic... Zjadłem kawior, ale chwała Bogu, z woda mineraln� – u nich

suchoj zakon i wreszcie przestali pi� wódk�.

401

Za to wódki napiłem si� z pułkownikiem Brył�. I to miało sens.

Umówili�my si�, �e ruszymy stary biznes z burdelami. No bo jest tak. Prawo

zabrania czerpania dochodów ze str�czycielstwa, ale nie z zapewniania ludziom

towarzystwa kobiet. W takim razie mo�na tworzy� instytucje, które nazwali�my

agencjami towarzyskimi, �e niby za pieni�dze mo�na sobie wynaj�� szykown� lask�

do pój�cia do teatru. A poniewa� ludzie z natury swej s� wolni, wi�c co b�d� robili

po teatrze, to ju� nie nasza sprawa. My kasior� zdzieramy od klienta za samo

towarzystwo. W tym czasie ja finansuj� budow� lub adaptacje lokali i takie agencje

powstan� stacjonarne. I znów – b�d� pokoje, gdzie człowiek b�dzie mógł sobie

spokojnie pogada� z lask�, a o czym b�d� gada�, nie nasza to rzecz. Zakłady te

prowadzi� b�d� co bystrzejsi dotychczasowi meliniarze wspólnie ze swymi

opiekunami z milicji i esbe, a ja dorzuciłem jeszcze moich w�glarzy. Wekslami

obci��y si� tych przedsi�biorców tak, �e b�d� nam z r�ki je��. Musimy nad tym

dobrze popracowa�, �eby nasza rola nie była zbyt jednoznaczna.

Drug� spraw� było przygotowanie si� do legalizacji handlu walutami. Tu

pułkownik za bardzo swoim ludziom nie ufał:

- Cholera, ju� mi ich przebrali, ch�tnych inni naj�li, nie

zorientowałem si� na czas...

- No spokojnie pułkowniku, znajdziemy nowych, lepszych, od

w�glarzy...

- A oni temu wszystkiemu podołaj�? Przecie� to matołki!

- Matołki, matołki, ale lubi� pieni�dze i s� zdyscyplinowani. Teraz

s� kalkulatory, to wcale nie musz� si� myli� przy rachunkach. A zreszt� na

kasjerów mo�na naj�� normalnych ludzi...

Ale najwa�niejszy przewał rysował si� z wódk�. Otó� mo�na było

przypuszcza�, �e za chwil� b�dzie wolno importowa� alkohol prawie bez cła i opłat.

No prawie... W ka�dym razie akcyza monopolowa działa� b�dzie w stosunku do

alkoholu krajowego, a wobec importowanego nie. I wygraj� ci, którzy maj� dost�p

do tanich wódek na Zachodzie, a tak�e maj� tanie �rodki transportu. Wygl�da na to,

402

�e wódka b�dzie w cenie oran�ady i konkurencja odbywa� si� b�dzie na niskim

poziomie.

To za� rodziło kolejne pytanie – co z moimi rozlewniami? – a miałem ich

ju� par�. Pułkownik nie miał pomysłu tym bardziej, �e meliny nieodwołalnie musiały

odej�� w niebyt.

No i dobrze... Pułkownik nie ma pomysłu, a ja mam. Krajowe gorzelnie

nie b�d� miały zbytu i ka�dy dyrektor sprzeda mi gorzał� w beczkach na byle jaki

papier, �eby tylko sprzeda�. Od razu kazałem Antonowi jecha� do Mi�ska i w

miesi�c wróci� z papierami firmy zajmuj�cej si� handlem wszystkim. Taki Zenu�,

student prawa – o prawników teraz warto zabiega� – pojedzie z nim i pomo�e, bo

przecie� Anton to warzywo – byleby miał jak�� modelk�, to j� maluje i jest

szcz��liwy, Nawet nie jestem pewien, czy je rypcia!

Tak sobie marzyłem, �e jak ju� zarobi�, to nic nie b�d� robił, tylko b�d�

wypoczywał. Ale jak tu odpuszcza�? Przecie� czasy id� takie, �e kto b�dzie pracował

jak wół, to zgarnie cał� pul�, a kto si� b�dzie lenił, po prostu spadnie na dno.

Dosłownie! Je�li b�d� słaby, to zwyczajnie – zrobi� mi jakie� �ledztwo za to czy za

tamto – za byle jakie głupstwo wsadz� do mamra. Za ti im ostrzej gram, tym mniej

mi grozi!

W ogóle mam pewne my�li na temat porz�dku społecznego. Pracy dla

wszystkich nie ma, nie b�dzie i nie ma potrzeby, by była. Trzeba zatem podzieli�

ludno�� �wiata na trzy kategorie: bussinesmanów, pracuj�cych i nie pracuj�cych.

Faktycznie przynale�no�� do tych warstw i tak b�dzie dziedziczna. Terytorialnie

trzeba b�dzie ich rozdzieli� tak, by na obszarach dla biznesu byli biznesmeni i ci,

którzy akurat z ró�nych wzgl�dów s� tu potrzebni. Obszary gospodarcze pozostawi�

trzeba pracuj�cym. A w enklawach nieróbstwa pozostawi� jedynie sklepy, kluby

piłkarskie, jakie� niezb�dne słu�by, ale generalnie – niech si� kitłasz� we własnym

403

sosie. A jak złami� prawo, to do pierdla. Tak rozumiem nowe czasy. Całkowicie j�

popieram.

top related