2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...reklama julia michałowska [email protected] projekt...

45
8 (48) / sierpień 2015 ISSN 2353-6357 WWW.SFP.ORG.PL Andrzej Haliński Telewizyjne kanały filmowe w Polsce bakcyl filmu TEMAT NUMERU WYWIAD

Upload: others

Post on 29-Sep-2020

1 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

8 (4

8) /

sie

rpie

ń 2

015

MAG

AZYN

FIL

MOW

Y

8 (4

8) /

sie

rpie

ń 2

015

ISSN

235

3-63

57 W

WW

.SFP

.OR

G.P

L

Andrzej Haliński

Telewizyjne kanały filmowe w Polsce

bakcyl filmuTEMAT NUMERU

WYWIAD

Page 2: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

Spis treścinr 48

sierpień 2015

MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

na okładce: Andrzej Haliński Fot. Ryszard Wojtyński

8 (4

8) /

sie

rpie

ń 2

015

MAG

AZYN

FIL

MOW

Y

8 (4

8) /

sie

rpie

ń 2

015

ISSN

235

3-63

57 W

WW

.SFP

.OR

G.P

L

Andrzej Haliński

Telewizyjne kanały filmowe w Polsce

bakcyl filmuTEMAT NUMERU

WYWIAD

HISTORIA FESTIWALIBratysława 44

POLSCY FILMOWCY NA ŚWIECIE 46

RYNEK FILMOWYRozmowa z Leszkiem Kopciem 50Rozmowa z Martą Habior 52Rozmowa z Radosławem Kaimem 54

MISTRZOWIETadeusz Konwicki 56

REFLEKSJEAudiowizualna historia kina 6010 000 dni filmowej podróży 62Nie ma stolika 64

MOJA (FILMOWA) MUZYKAAbel Korzeniowski 65

SWOICH NIE ZNACIERyszard Krupa 66

NIEWIARYGODNE PRZYGODY POLSKIEGO FILMU Film animowany 68

MIEJSCAKino Pod Baranami 70

STUDIO MUNKA 72

PISF 74

KSIĄŻKI 76

DVD/CD 77

IN MEMORIAM 78

VARIA 78

BOX OFFICE 82

ROZMOWA NUMERUAndrzej Haliński 4

TEMAT NUMERUTelewizyjne kanały filmowe w Polsce 12

FESTIWALE W POLSCEFestiwal Seriali Telewizyjnych 20Lubuskie Lato Filmowe 21Kameralne Lato 22Sopot Film Festival 23 Animator 24Lato z Muzami 26

NAGRODY Laur Cisowy 28

WYSTAWY Filmy Romana Polańskiego w światowym plakacie filmowym 30

POLSKIE PREMIERYRozmowa z Maciejem Migasem 32Rozmowa z Krzysztofem Kopczyńskim 34Rozmowa z Hanną Polak 36Rozmowa z Aleksandrą Maciuszek 38

W PRODUKCJI 40

FESTIWALE ZA GRANICĄKarlowe Wary 42

Fot.

Arc

hiw

um A

ndrz

eja

Hal

ińsk

iego

R

ys. Z

bign

iew

Sta

nisł

awsk

i

Rys. Henryk Sawka

8 (4

8) /

sie

rpie

ń 2

015

MAG

AZYN

FIL

MOW

Y

8 (4

8) /

sie

rpie

ń 2

015

ISSN

235

3-63

57 W

WW

.SFP

.OR

G.P

L

Andrzej Haliński

Telewizyjne kanały filmowe w Polsce

bakcyl filmuTEMAT NUMERU

WYWIAD

Page 3: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

2

SFP/ZAPA

MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

WYDAWCAStowarzyszenie Filmowców Polskich

REDAKCJARedaktor naczelnyJerzy Armata

Zastępca redaktora naczelnegoAnna Głaszczka

Sekretarze redakcjiAneta OstrowskaCecylia Żuk-Obrębska

Redakcja tekstów i korekta Julia Michałowska

WspółpracaKuba Armata, Anna Bielak, Andrzej Bukowiecki, Józef Gębski, Jerzy Gruza, Andrzej Haliński, Barbara Hollender, Janusz Kołodziej, Krystyna Krupska-Wysocka, Anna Michalska, Kalina Pietrucha, Jerzy Płażewski, Dagmara Romanowska, Ola Salwa, Grzegorz Wojtowicz, Anna Wróblewska, Artur Zaborski, Marcin Zawiśliński, Stanisław Zawiśliński, Paweł Zwoliński

ReklamaJulia Michał[email protected]

Projekt graficzny, DTPAnna Abratańska

DrukArtDrukul. Napoleona 405-230 Kobyłkawww.artdruk.com

Nakład: 2100 egz.

Adres redakcjiStowarzyszenie Filmowców Polskich

ul. Krakowskie Przedmieście 700-068 Warszawatel.: (48) 22 556 54 84faks: (48) 22 845 39 08e-mail: [email protected] Filmowców PolskichSekretariatul. Krakowskie Przedmieście 700–068 Warszawatel.: (48) 22 845 51 32, (48) 22 556 54 40faks: (48) 22 845 39 08e-mail: [email protected] Millennium SAKonto: 44 1160 2202 0000 0001 2123 7014

ZARZĄD GŁÓWNYPrezesi HonorowiJerzy KawalerowiczJanusz Majewski Andrzej Wajda

PrezesJacek Bromski

WiceprezesiJanusz ChodnikiewiczJanusz Kijowski

SkarbnikMichał Kwieciński

Członkowie ZarząduWitold Adamek Filip BajonWitold GierszDorota LamparskaJuliusz MachulskiMarcin Pieczonka Allan Starskioraz Marek Serafiński – Sekcja Filmu Animowanego (Przewodniczący)Jerzy Kucia – Sekcja Filmu Animowanego (Wiceprzewodniczący)Andrzej Marek Drążewski – Sekcja Filmu Dokumentalnego (Przewodniczący)Paweł Kędzierski – Sekcja Filmu Dokumentalnego (Wiceprzewodniczący)Krzysztof Magowski – Sekcja Telewizyjna (Przewodniczący)Witold Będkowski – Sekcja Telewizyjna (Wiceprzewodniczący)Janina Dybowska-Person – Koło Charakteryzatorów (Przewodnicząca)Andrzej Wojnach – Koło Cyfrowych Form Filmowych (Przewodniczący)Ryszard Janikowski –

Koło Kaskaderów (Przewodniczący)Michał Wnuk – Koło Młodych (Przewodniczący)Barbara Hollender – Koło Piśmiennictwa (Przewodnicząca)Michał Kwieciński – Koło Producentów (Przewodniczący)Andrzej Roman Jasiewicz – Koło Realizatorów Filmów dla Dzieci i Młodzieży (Przewodniczący)Michał Żarnecki – Koło Reżyserów Dźwięku (Przewodniczący)Maciej Karpiński – Koło Scenarzystów (Przewodniczący)Andrzej Haliński – Koło Scenografów (Przewodniczący)Krzysztof Wierzbiański – Koło Seniora (Przewodniczący)Tomasz Dettloff – Oddział Krakowski (Przewodniczący)Zbigniew Żmudzki – Oddział Łódzki (Przewodniczący)Andrzej Rafał Waltenberger – Oddział Wrocławski (Przewodniczący)

SĄD KOLEŻEŃSKIPrzewodniczącyMarek Piestrak

SekretarzBeata Matuszczak

CzłonkowieGrażyna BanaszkiewiczHenryk BielskiMarcin EhrlichBarbara KosidowskaMagdalena ŁazarkiewiczTomasz MiernowskiJan PurzyckiAndrzej SołtysikAndrzej StacheckiPiotr Wojciechowski

KOMISJA REWIZYJNAPrzewodniczącyZbigniew Domagalski

WiceprzewodniczącaEwa Jastrzębska

SekretarzŁukasz Mańczyk

CzłonkowieIrena Strzałkowska Krzysztof Tchórzewski

SFP

Poblisko dwóch dekadach negocjacji Telewizja Pol-ska zatwierdziła nowy wzór umowy dotyczący produkcji seriali telewizyjnych. Ten miły prezent

przekazany środowisku filmowemu przez odchodzący Zarząd oznacza nowe otwarcie w relacjach TVP z producentami nieza-leżnymi. Nowe zapisy, wypracowane wspólnie z Krajową Izbą Producentów Audiowizualnych, regulują m.in. kwestie praw internetowych, sprzedaży formatu, product placementu, merchandisingu, prawa i obo-wiązki producenta. Porozumienie ma prze-łomowe znaczenie. Jego efektem będzie podniesienie jakości oraz liczby oryginal-nych polskich produkcji audiowizualnych.

Skoro jesteśmy przy telewizji, to zachęcam do lektury tematu numeru, który tym razem jest poświęcony telewizyjnym kanałom fil-mowym dostępnym w Polsce oraz zmianom w domowym dostępie do treści audiowizu-alnych (m.in. VoD, PPV czy Catch UP TV). Codziennie, jak podaje Janusz Kołodziej, na polskojęzycznych kanałach telewizyj-nych w prime time’ie wyświetla się około 90-100 filmów i blisko drugie tyle sezonów seriali. Co tydzień pojawia się 40-50 nowych tytułów, w tym coraz liczniej takie, które nie miały w ogóle dystrybucji w kinach, bądź miały w bardzo ograniczonym stopniu. Te dane najlepiej ilustrują skalę tego zjawiska.

Selekcja do 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni pokazała dobitnie, że był to znakomity rok dla polskiego kina. Do obu pełnometrażowych konkursów zgłoszono aż 53 tytuły! Część z Was może już nie pamiętać, jak dekadę temu trzeba było „sztukować” Konkurs Główny filmami telewizyjnymi i pro-

dukcjami offowymi. Warto o tym przypominać, by uzmysło-wić sobie wymiar rozwoju naszej kinematografii. Co więcej, wśród 18 tytułów zakwalifikowanych do Konkursu Głównego znaczna część to debiuty. Te 6 produkcji stanowi znakomitą zapowiedź dalszych sukcesów polskiego kina. Szczególnie cie-szy mnie, że aż 3 filmy z Konkursu Głównego – Córki dancingu, Noc Walpurgi i Ziarno prawdy – wyreżyserowali twórcy, któ-

rzy stawiali swoje pierwsze kroki w Studiu Munka, działającym przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Zresztą najnowsze „Munkowe” produkcje także bardzo mocno zaznaczyły swoją obecność w programie tegorocznej Gdyni. Na 14 filmów startu-jących w Konkursie Fabularnych Filmów Krótkometrażowych aż 7 wyprodukowało właśnie Studio Munka-SFP.

Na koniec chciałem polecić wszystkim lekturę wywiadu z Andrzejem Halińskim oraz zachęcić w jego imieniu do wizyty na festiwalu BlueBox, który odbędzie się pod koniec sierpnia w Olsztynie. To najważniej-szy w Polsce przegląd ruchomej grafiki kom-

puterowej i efektów specjalnych wykorzystywanych w pro-dukcjach audiowizualnych. Ta rozwijająca się z roku na rok impreza stanowi wyjątkowe forum dyskusji o polskim prze-myśle efektów cyfrowych. „Przecież dzisiaj już chyba w każ-dym filmie jest jakiś wygenerowany komputerem widok za oknem. Żaden szanujący się scenograf nie wstawi tam malo-wanej zastawki, bo nawet dzieci, które na co dzień oglądają realistyczne gry komputerowe, by go wyśmiały. Grafika kom-puterowa to wielka oszczędność czasu i pieniędzy” – mówi Andrzej Haliński, współinicjator festiwalu BlueBox.

Jacek BromskiPrezes SFP

Fot.

Stu

dio

69

Page 4: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

4

Rozmowa numeru: Andrzej Haliński

5MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Z Andrzejem Halińskim rozmawia Andrzej Bukowiecki

Bakcyl filmu

Fot.

Arc

hiw

um p

ryw

atne

And

rzej

a H

aliń

skie

go

Page 5: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

Bakcyl filmu

7MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Miałem na nie inne spojrzenie niż większość moich kolegów. Przyznaję, że nie od razu doce-niłem pozytywny trend, który zaczął się wtedy rysować, bo nie byłem w pełni świadomy tego, co go poprzedzało: tych najcięższych czasów, w któ-rych wielu polskich filmowców, czego im współczuję, miesią-cami wyczekiwało telefonu z propozycją pracy. Otóż ja ten okres, co potem niektó-rzy z goryczą mi wypominali, spędziłem głównie za gra-nicą. Jeśli wpadałem do kraju, to raczej prywatnie, a przy tych okazjach udawało się coś zrobić w Teatrze Telewizji, ewentualnie film telewizyjny z Januszem Majewskim – Dia-belską edukację. Chociaż już w tej lepszej, drugiej połowie lat 90., zdarzyły mi się dwie fabuły kinowe – Nocne graf-fiti Macieja Dutkiewicza oraz Sztos, debiut reżyserski Olafa Lubaszenki. W  USA i Kana-dzie też nie zawsze było mi lekko, o czym może jeszcze porozmawiamy. Tymczasem, kiedy tuż przed rozpoczęciem produkcji Ogniem i mieczem znów pojawiłem się w Polsce, sądząc, że i tym razem tylko „na chwilę”, zaczął tu wracać boom filmowy. Po realizowa-nym w komfortowych warun-kach supergigancie Hoffmana posypały się kolejne propo-zycje, krótko mówiąc miałem miękkie lądowanie. Postanowi-łem zostać w kraju na stałe.

Czy po uchwaleniu ustawy i powołaniu do życia PISF dostrzegłeś dalszą poprawę sytuacji w kinematografii?Oczywiście, chociaż trudno mi mówić o tym z dystansem, gdyż jako aktywny członek SFP, na ile mogłem, energicznie włą-czyłem się w prace nad ustawą.

Jeszcze raz wracam do prze-łomu stuleci, by poznać twoją opinię o naporze cyfry-zacji kina, który wtedy się zaczął. Do filmów robionych tradycyjnymi metodami coraz szerszym strumieniem wlewała się, także na twoje, scenograficzne, poletko, gra-

fika komputerowa. Jak ją przyjąłeś?Dzięki pobytowi za granicą byłem na nią przygotowany. Pomyśl, że ja opuszczałem Pol-skę po zrobieniu scenografii do C.K. Dezerterów Janusza Majewskiego, w połowie lat 80.! U nas komputery służyły wtedy co najwyżej do gier dla dzieci. Mojego pierwszego peceta nabyłem w Ameryce. W pracy zawodowej za oce-anem komputerów raczej nie używałem. Miałem jeden film, w Kanadzie, w którym dziew-czynka trzymała się kurczowo rynny wieżowca, ale spadała na ziemię. W hali stanęła deko-

racja dwóch pięter budynku, wysoka na 6 metrów. U jej pod-nóża rozłożono nadmuchiwany materac, cały zielony, bo słu-żył jako green screen. Dziew-czynka bezpiecznie lądowała na tym materacu, a ja dopiero na ekranie zobaczyłem, że gra-ficy komputerowi fantastycznie wykreowali głęboką czeluść, w którą leciała niby z wielkiej wysokości.

Lubisz grafikę komputerową?Jestem nią zafascynowany, widzę w niej przyszłość kina, choć i zagrożenie dla tego, co my scenografowie robimy, bo może ona zdominować scenografię tradycyjną. Wraz z Andrzejem Wojnachem, sze-fem Koła Cyfrowych Form Filmowych w SFP, zainicjo-waliśmy festiwal filmowej sce-nografii cyfrowej, BlueBox, który odbywa się w Olsztynie. Przecież dzisiaj już chyba w każ-dym filmie jest jakiś wygene-rowany komputerem widok za oknem. Żaden szanujący się scenograf nie wstawi tam malo-

wanej zastawki, bo nawet dzieci, które na co dzień oglądają realistyczne gry komputerowe, by go wyśmiały. Grafika kom-puterowa to wielka oszczędność czasu i pieniędzy.

Ale kiedy bez mała 20 lat temu pracowałeś w Polsce przy Ogniem i mieczem, informacje o tym, że będą tam komputerowe dorysówki, przyjmowane były jeszcze bez wielkiego entuzjazmu.Sam Jerzy Hoffman począt-kowo podejrzliwie zapatrywał się na komputerowe zwiększe-nie liczby żołnierzy Chmiel-nickiego idących na Zbaraż

z 2000 do 20 000. Ze swoim charakterystycznym akcen-tem pytał producenta, Jerzego Michaluka: „Jurku, a nie można by tak, na wszelki wypa-dek, z 10 000 wojaków na plan sprowadzić?”. A niby skąd Michaluk miałby ich wytrza-snąć? Jednak po obejrzeniu doskonałego efektu tej bodaj pierwszej w polskim kinie multiplikacji komputerowej, Hoffman sam zaproponował, by zbudować jedynie fortyfika-cje Zbaraża, a całą resztę, m.in. pałac barokowy i cerkwie, dory-sować komputerowo.

W Starej baśni używaliście komputera już bez „takiej pewnej nieśmiałości”.Starą baśń udało się nam tak zrobić, żeby widzowie nie zorientowali się, iż oglądają dorysówki. Z jednym wyjąt-kiem: rozpad wieży w zakoń-czeniu filmu niezbyt się udał. Za to nasz następny wspólny film, 1920. Bitwa Warszawska, pod tym względem całkowicie mnie usatysfakcjonował. Prze-

cież nigdy nie zbudowałbym mostu Kierbedzia w naturze. A w filmie, dzięki kompute-rom, mamy i cały most, i jadą-cych nim ułanów, i panoramę lewego brzegu Wisły widzianą od strony praskiej, zwaną umownie „Canaletto”, dokład-nie taką, jaka rozpościerała się w 1920 roku. Przy Bitwie War-szawskiej byłem już za pan brat z komputerami. Natomiast nowym doświadczeniem było kręcenie tego filmu w techno-logii 3D, która niekiedy okazy-wała się zwodnicza. Musieli-śmy się jej nauczyć, ale rezultat okazał się, mam nadzieję, zado-walający.

Czy tak samo oceniasz pobyt w Stanach i Kanadzie, o którym chciałeś porozmawiać?To było niezwykle cenne doświadczenie, gdyż nauczyło mnie pokory. Widzisz, ja po tym, jak środowisko doceniło moją współpracę przy sceno-grafii Sanatorium pod Klepsy-drą Wojciecha Jerzego Hasa i Ziemi obiecanej Andrzeja Wajdy, miałem, w wieku 30 lat, mocną pozycję w kinemato-grafii. Szybko awansowałem na głównego scenografa i doro-biłem się I kategorii zawodo-wej. Połknąłem bakcyla kina. Pracowało się z zapałem, cho-ciaż zarabialiśmy, wbrew temu co o filmowcach mówiła ulica, niewiele. Bo wielką satysfak-cję dawał sam fakt, że było się scenografem świetnego serialu Janusza Majewskiego Królowa Bona, pięknego filmu Pio-tra Szulkina Wojna światów – następne stulecie, czy u mego mistrza i mentora, Wojciecha Jerzego Hasa, w Nieciekawej historii i Pismaku. Wyjecha-

Rozmowa numeru: Andrzej Haliński

Czterokrotnie nominowany do Polskiej Nagrody Filmowej – Orła, dwukrotnie nagrodzony za najlepszą scenografię na Festiwalu Filmowym w Gdyni – scenograf Andrzej Haliński – wyliczył, że wraz z jego 70. urodzinami, które obchodzi 25 sierpnia tego roku, zgromadził w swoim dorobku 70 filmów. Podwójny jubileusz przewodniczącego Koła Scenografów i członka Zarządu Głównego Stowarzyszenia Filmowców Polskich jest dogodną okazją do rozmowy.

Andrzej Bukowiecki: Andrzeju, 1 lipca prezy-dent Bronisław Komorowski odznaczył cię Krzyżem Ofi-cerskim Orderu Odrodzenia Polski za „wybitne osiągnię-cia w pracy twórczej i arty-stycznej, za zasługi dla pol-skiej kultury”. W tym roku też, na Wydziale Sztuk Pięk-nych Uniwersytetu Miko-łaja Kopernika w Toruniu, obroniłeś doktorat. Redak-cja „Magazynu Filmowego” serdecznie gratuluje ci tych wszystkich sukcesów i zaszczytów.Andrzej Haliński: Bardzo dziękuję.

„Magazyn…” zamieszcza twoje wspomnienia zebrane w książce „10 000 dni filmo-wej podróży”, która ukazała się nakładem warszawskiego wydawnictwa „Prószyń-ski i S-ka” w 2002 roku. Doprowadziłeś je do Ogniem i mieczem oraz Starej baśni Jerzego Hoffmana. Pierw-

szy film powstał pod koniec XX wieku, drugi – w począt-kach XXI. Z jakimi uczuciami witałeś przełom stuleci?Zabrzmi to niezbyt poważnie, ale kiedy nadszedł rok 2000, byłem bardzo zdziwiony, że go dożyłem. A przecież miałem wtedy dopiero 55 lat. Tylko że o roku 2000 zacząłem myśleć około trzydziestki. Z tamtej perspektywy czasowej mógł mi się nie rysować różowo.

Czas przełomu wieków w polskim kinie był ciekawy, gdyż z jednej strony miało ono już za sobą najgorszą fazę kryzysu artystyczno-or-ganizacyjnego, jaki przecho-dziło w związku z transfor-macją ustrojową państwa, z drugiej zaś okres prospe-rity, związany z uchwaleniem nowej Ustawy o kinemato-grafii i powstaniem Pol-skiego Instytutu Sztuki Fil-mowej, jeszcze wówczas nie nadszedł. Jak pod tym kątem zapamiętałeś tamte lata?

Przecież dzisiaj już chyba w każdym filmie jest jakiś wygenerowany komputerem widok za oknem. Żaden szanujący się scenograf nie wstawi tam malowanej zastawki, bo nawet dzieci, które na co dzień oglądają realistyczne gry komputerowe, by go wyśmiały. Grafika komputerowa to wielka oszczędność czasu i pieniędzy.

Fot.

Arc

hiw

um p

ryw

atne

And

rzej

a H

aliń

skie

go

Sydney – rok 2010

6

Page 6: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

8

Rozmowa numeru: Andrzej Haliński Bakcyl filmu

9MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

znajdziemy odpowiedni plan zdjęciowy. Delikatnie przy-pomniałem mu, że tamten film robił w 1970 roku. Teraz domy są tam cudnie odno-wione i mają plastikowe okna. Namęczyliśmy się okropnie, żeby to wszystko jakoś ukryć. Za to jedna dekoracja z Mniej-szego zła sprawiła mi dużą satysfakcję. W hali zdjęciowej odtworzyłem w skali 1:1 dawną restaurację w Domu Literata na Krakowskim Przedmieściu, z kominkiem i szatnią. Wspa-niała dekoratorka wnętrz, Wie-sława Chojkowska, umeblo-wała ją prawdziwymi stolikami i krzesłami z tego lokalu, pocho-dzącymi chyba jeszcze z lat 50., które szczęśliwie się zachowały.

A same lata 50. przywoła-łeś przed kamerę w Excen-trykach, najnowszym filmie Janusza Majewskiego. Logicz-nie rzecz biorąc, ten film powinien być dla ciebie jesz-cze trudniejszy od Mniejszego zła. Czy istotnie był?Nie wydaje mi się. Excentrycy przenoszą widza w rok 1957, w pierwsze miesiące Odwilży po Październiku. W czas roz-budzonych nadziei na wolność, euforii po horrorze stalinow-skim. Na ścieżce dźwiękowej nastroje te oddaje swingowa muzyka big bandu, wokół któ-rego toczy się akcja filmu. Ale uzgodniliśmy z Januszem, że odzwierciedlimy je również w warstwie wizualnej, czyniąc na ekranie świat trochę pięk-niejszy, niż był w rzeczywisto-ści. Skoro zapadła decyzja, że w tym celu z lekka zakłamiemy scenografię, miałem większy margines swobody wzglę-dem realiów historycznych niż w filmie Kuby Morgensterna, co oczywiście nie oznaczało całkowitej dowolności. Kiedy kończyliśmy Excentryków, już pracowałem nad Zaćmą, w któ-rej reżyser Ryszard Bugajski opowiedział o Julii Brystigiero-wej, komunistce nawracającej się pod koniec życia na kato-licyzm, brutalnej funkcjona-riuszce bezpieki w czasach sta-linowskich. Zagrała ją, myślę że znakomicie, Maria Mamona.

Te dwa filmy najpierw czekały rok na skierowanie do produk-cji, a potem „zbiły” się w niej tak, że 2 maja tego roku mia-łem ostatni dzień zdjęciowy w Excentrykach, a już nazajutrz pierwszy w Zaćmie. Z jasnego świata entuzjastów swingu w mgnieniu oka przeniosłem się w mrok ubeckich kaza-matów, kaplicy, konfesjonału. Zanim przywykłem do jakże innej rzeczywistości filmowej, minął chyba tydzień. Ta „inna rzeczywistość” to nie tylko lata stalinizmu, ale także rok 1962, w którym Brystigierowa zaczęła zbliżać się do Kościoła, rok już nie tak radosny, jak 1957 u Majewskiego: Gomułka odchodził od Października, dokręcał śrubę. Mam nadzieję, że każdy, kto obejrzy oba filmy, dostrzeże tę różnicę także w moich scenografiach.

Mniejsze zło, Excentrycy, Zaćma to filmy doświad-czonych reżyserów. Ty jed-nak chętnie wspierasz także

debiutantów. Czy spodziewa-łeś się, że Dziewczyna z szafy, debiut Bodo Koxa, przynie-sie ci czwartą – po Ogniem i mieczem, Starej baśni i Bitwie Warszawskiej – nomi-nację do Orła oraz nagrodę na Festiwalu Filmów Polskich w Nowym Jorku? I że w ogóle zostanie obsypany nagrodami, a dla sporej części widowni stanie się filmem niemal kul-towym?Chyba nikt nie spodziewał się tak dużego sukcesu. Przy-znaję, że jak przeczytałem sce-nariusz Bodo Koxa, nie rozu-miałem niektórych scen. To mnie jednak nie zniechęciło, bo mimo niejasności wiedzia-łem, na czym będzie polegać moje zadanie. Polegało między innymi na takim zaaranżowa-niu wnętrz mieszkalnych, żeby każde z nich świadczyło o cha-rakterze, mentalności i sposobie bycia swego lokatora lub loka-torów. Problemem do pokona-nia był skromny budżet filmu. Ja w takich sytuacjach sto-

suję metodę krawiecką. Dobry krawiec, jeśli klient zamówi u niego garnitur, ale dostar-czy mu za małą ilość materiału i nie będzie go stać na więcej, zamiast garnituru zaproponuje klientowi całkiem porządne spodnie, ale nie powie, że nic się nie da uszyć. Rozumnego klienta można poznać po tym, że przystanie na propozycję krawca. Na szczęście Bodo był takim „klientem”. Kiedy powie-działem mu, że niewielkie fun-dusze przeznaczone na Dziew-czynę z szafy zmuszają nas do pominięcia w filmie niektó-rych pomysłów ze scenariusza, za to wspólnie postaramy się jak najlepiej wybronić na ekra-nie te, których urzeczywistnie-nie jest możliwe, nie obraził się na mnie, nie zrezygnował w ogóle z projektu, tylko przy-stąpił do poszukiwania rozsąd-nych kompromisów.

Szczęśliwie nie pozbawiły one filmu jego onirycznej aury i magii.Paradoksalnie mogły mu wręcz jej przydać, bowiem korzystne finansowo okazało się nakręce-nie scen wnętrzowych Dziew-czyny z szafy w studio, co dało nam większą swobodę kre-owania rzeczywistości przed kamerą. Obficie korzystali-śmy też z grafiki kompute-rowej, tworząc z jej pomocą między innymi najbardziej magiczną scenerię filmu: fan-tazyjnej dżungli, w którą prze-nosi się tytułowa bohaterka. Nie do przecenienia był też twórczy wkład autora zdjęć, Arka Tomiaka. Z nie mniejszą przyjemnością pracowałem z nim niedawno po raz drugi, w Zaćmie.

Niewiele mówiliśmy o serialach telewizyjnych z twego dorobku.To prawda, a to dla mnie bar-dzo ważne produkcje, rozgry-wające się w różnych epo-kach, co z punktu widzenia mojej profesji, dało mi sporo satysfakcji. Te tytuły są cią-gle obecne na ekranach tele-wizyjnych i mam nadzieję, że bronią się przed upływem

łem z żoną za granicę nie dla-tego, żeby przeczekać kryzys, na który zanosiło się w Polsce, ale z powodów czysto osobi-stych. I przekonałem się, że nie jest łatwo zaczynać wszystko od nowa, drugi raz wić własne gniazdo. Po pierwsze dlatego, że było na to trochę za późno, mia-łem już czterdziestkę na karku. Po drugie zaś z powodu ambicji, jakie we mnie drzemały, które zwłaszcza za oceanem komuś z innego kręgu kulturowego trudno jest zaspokoić. Kilka razy boleśnie doświadczyłem tego, że scenograf jest przywiązany do świata, z którego się wywo-dzi, jak – nie przymierzając – chłop do ziemi. Ja nigdy nie zrobię do westernu tak dobrej scenografii, jak scenograf ame-rykański, bo musiałbym dopiero poznać dziesiątki detali, które on ma w małym palcu.

A jednak odcisnąłeś za oceanem własny ślad w kilku filmach.To prawda, wcisnąłem swoją stopę w szczelinę tamtejszego przemysłu filmowego. Tych kilka filmów część moich pol-skich kolegów poczytywała mi za wymierny sukces. Ale ja uwa-żam, że był raczej mierny, gdyż pomniejszały go wspomniane trudności z odnalezieniem się w tamtym świecie, z przebiciem się na rynek, mimo członkostwa w gildiach i związkach zawodo-wych. Na przykład przeszły mi koło nosa dwa tytuły, w których akcja działa się w Rosji sowiec-kiej. Sądziłem, że producent zechce mieć kogoś, kto jak ja, zna jej realia. Wybrał jednak innego scenografa. W Kanadzie byłem o krok od zostania „art directorem” filmu Brave- heart – Waleczne Serce Mela Gibsona, które początkowo

miało być kręcone w północnej części Ontario, miejscami bar-dzo przypominającej średnio-wieczną Szkocję. Jeden z produ-centów, dla którego pracowałem wcześniej jako główny sceno-graf małego filmu kanadyj-skiego, zapytał mnie, czy funkcja „art directora” w Braveheart… mi odpowiada, gdyż „production designer” zostanie narzucony przez studio z Los Angeles. Bez wahania odpowiedziałem twier-dząco, w takim filmie mógłbym nawet nosić worki. A potem on odsprzedał prawa innemu pro-ducentowi, realizację Brave- heart… przeniesiono do Wielkiej Brytanii i znów znalazłem się za burtą. Z takich niemiłych przy-gód wyciągnąłem wniosek, że nie warto przeć tylko do kariery, bo wtedy życie szybko nauczy nas pokory.

Lekcja pokory przydaje się każdemu, niemniej tro-chę to wszystko smutne, co mówisz.Zwłaszcza, jak się pomyśli, że w przerwach między fil-mami pracowałem w nowojor-skiej firmie aranżującej wnę-trza mieszkalne wedle życzeń ich właścicieli – milionerów. Jeden chciał mieć angielską bibliotekę, drugi – sypialnię w stylu Ludwika XIV. Wła-ściciel firmy, litewski Żyd z Wilna, mówiący piękną pol-szczyzną i recytujący „Pana Tadeusza”, chyba widział we mnie swego potencjal-nego następcę. Może miał-bym tam do dziś fascynującą pracę i obracał milionami, ale przecież połknąłem bakcyla kina! Ten bakcyl ciągnął mnie do filmów, do filmów!

Aż przyciągnął z powrotem do kraju, na plan Ogniem i mieczem, które przyniosło ci nominację do Orła i drugą, po Cudownym dziecku Waldemara Dzikiego, nagrodę na festiwalu w Gdyni. Potem przyszły kolejne polskie produkcje.A niezależnie od tego, po powrocie, Lew Rywin, którego uważam za jednego z najlep-szych producentów i bardzo żałuję, że jego losy tak źle się potoczyły, kiedy zwierzy-łem mu się z moich gorz-kich amerykańskich doświad-czeń, pocieszył mnie słowami: „Jeszcze zobaczysz, że z Pol-ski jest bliżej do Hollywood niż z Kanady czy Nowego Jorku”. Miał rację. Wprawdzie w „fabryce snów” nigdy nie pracowałem, ale spędziłem pół roku w Meksyku jako sceno-graf filmu Michele’a Taverny Managua, opartego na sce-nariuszu reżysera i Andrzeja Krakowskiego. Inną, co prawda nie amerykańską, niemniej też wspaniałą przygodą była realizacja w Mongolii filmu BBC Genghis Khan, w reżyserii Edwarda Bazalgette’a.

Na naszym podwórku, po Hoffmanie, spotkałeś innych mistrzów-nestorów, wśród nich Janusza „Kubę” Morgen-sterna. Czy odtworzenie Pol-ski, z lat 80. ubiegłego wieku, w jego ostatnim filmie Mniej-sze zło sprawiło ci trudność?Z Kubą Morgensternem można było pokonać każdą prze-szkodę, pracowało się z nim wspaniale. Tworzyliśmy zgraną ekipę weteranów, bo i Kuba, i II reżyser Andrzej Kotkowski, z którym znamy się od czasów Ziemi obiecanej, i autor zdjęć Andrzej Ramlau, i operator dźwięku Andrzej Bohdanowicz, no i ja, już się do nich zaliczali-śmy. Przywrócenie Warszawie, na ekranie rzecz jasna, wyglądu sprzed trzech dziesięcioleci było koszmarem – tak bardzo się od tamtej pory zmieniła! To ja już chyba wolałem wskrze-szać IX stulecie w Starej baśni. Kuba zarzekał się, że na Powi-ślu, gdzie kręcił Kolumbów,

Kilka razy boleśnie doświadczyłem tego, że scenograf jest przywiązany do świata, z którego się wywodzi, jak – nie przymierzając – chłop do ziemi. Ja nigdy nie zrobię do westernu tak dobrej scenografii, jak scenograf amerykański, bo musiałbym dopiero poznać dziesiątki detali, które on ma w małym palcu.Fo

t. A

rchi

wum

pry

wat

ne A

ndrz

eja

Hal

ińsk

iego

Fot.

Arc

hiw

um p

ryw

atne

And

rzej

a H

aliń

skie

go

Projekt Zbaraża

Twierdza w budowie

Projekt scenografii Andrzeja Halińskiego do filmu Zaćma, reż. Ryszard Bugajski

Komputerowa wizualizacja na podstawie projektu scenograficznego

Page 7: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

10

Rozmowa numeru: Andrzej Haliński Bakcyl filmu

11MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

zatrudnić wolnego strzelca, ale musi wtedy wnieść do gildii stosowną opłatę. Ten system reguluje rynek, sprawdza się w wielu krajach.

Ale czy nie idzie pod prąd współczesnej tendencji do szerokiej dostępności zawodów filmowych, otwierania się kina na twórców bardzo młodych, którzy robią ciekawe filmy po prostu dlatego, że chcą i mają talent? Wraz z amatorskimi kamerami cyfrowymi, telefonami komórkowymi z kamerą, domowymi programami do montażu oraz internetem jako rodzajem „dystrybutora” i „kina” film naprawdę trafił pod strzechy. Czy nie podniosą się głosy, że gildie będą zamkniętymi kręgami starych wyjadaczy, które zablokują albo opóźnią młodym drogi do debiutów?Nie obawiam się tego. Oczy-wiście, żeby zostać przyjętym do gildii, trzeba wykazać się już jakimiś osiągnięciami. Ale kto mówi, że nie można ich mieć w młodym wieku i przy zasto-sowaniu dowolnej techniki zdjęciowej? Zwłaszcza dzisiaj, jak sam mówisz, jest to zjawi-sko coraz bardziej powszechne.

Janek Komasa na pewno zostałby przyjęty go gildii z otwartymi ramionami. Gildia to nie bariera dla młodych, to ochrona nas wszystkich. Trapi mnie natomiast upadek etyki zawodowej wśród scenografów. Dobry zwyczaj nakazuje sceno-grafowi, który zamierza wyko-rzystać w filmie pracę innego scenografa, zapytać go o zgodę. Chociaż formalnie nie musia-łem zwrócić się z tym pytaniem do Tadeusza Wybulta, chcąc użyć w Rodzinie Połanieckich pieców, które on zaprojekto-wał do Pensji pani Latter, gdyż piece te były własnością WFF w Łodzi, uczyniłem to, bo tak po prostu wypadało. Allan Starski z kolei zapytał mnie, czy może

przenieść do Pokłosia macewy z Bitwy Warszawskiej…, on też ma we krwi dobre obyczaje. A co było pod koniec zdjęć do Excentryków? Jeszcze nie zdążyliśmy na dobre wyprowa-dzić się z willi w Konstancinie, która popadała w ruinę, i którą wielkim nakładem kosztów pięknie wyremontowaliśmy, urządzając w niej także wnętrza, by mogła „zagrać” luksusowy pensjonat w Ciechocinku, a już, bez pytania, wmeldowywała się do niej na dokumentację ekipa dużego serialu. No ale dość narzekania! Jestem wdzięczny losowi za to, że mam wspaniałych najbliższych współpracowników, którym, korzystając z okazji, chciałbym

gorąco podziękować za wysiłek, pomysłowość, poświęcenie – za wszystko. Mam na myśli dekoratorki wnętrz: Wiesławę Chojkowską, Teresę Gruber i Ingę Palacz oraz II scenogra-fów: Annę Bohdziewicz, Karinę Baranównę i Pawła Jarzęb-skiego.

Pięknie powiedziałeś o najbliższych współpracownikach, to zdradź jeszcze najbliższe plany.O jednym filmie mogę już powiedzieć, że na pewno powstanie. Będzie to Mały Jakub, debiut Mariusza Bie-lińskiego. Zanosi się na film z dużą ilością dekoracji, gdyż spora część akcji dzieje się w dwóch mieszkaniach. Mam nadzieję, że dojdzie też do reali-zacji filmu Pawła Sali Niewi-dzialne – dowcipnej histo-rii, umiejscowionej w jednym wnętrzu: w szwalni. Oba filmy są współczesne, ale reżyserzy chcą, aby przedmioty, rekwizyty, były z nieodległej przeszłości, innymi słowy, żebym trochę cofnął czas. Ciekawe, prawda? Chcę jak najszybciej zaspokoić tę ciekawość, bo znów odzywa się we mnie bakcyl filmu!

Warszawa, lato 2015

czasu. Należą do nich: Rodzina Połanieckich, Królowa Bona i Kariera Nikodema Dyzmy. Z seriali, które powstały po moim powrocie do kraju, mile wspominam zwłaszcza Prze-prowadzki i Czas honoru. Chociaż mieliśmy z nimi tro-chę kłopotów. W Przepro-wadzkach trzeba było czasem, w ciągu jednego dnia zdjęcio-wego, nawiązać w scenogra-fii do trzech różnych okresów historycznych. A w Czasie honoru – jakoś sobie radzić, mimo kolejnych cięć w budże-cie. Jeśli jesteśmy przy twór-czości telewizyjnej, to dodam, że bardzo też sobie cenię pracę przy spektaklach Teatru Telewizji, których uzbierałem w dorobku już kilkadziesiąt.

Przewodniczysz Kołu Scenografów Stowarzyszenia Filmowców Polskich, które zrzesza także dekoratorów wnętrz i kostiumografów. O jakich osiągnięciach Koła chciałbyś powiedzieć?Kiedy wróciłem do Polski na stałe, trochę mnie oburzyło, że Koło właściwie nie istniało. Zacząłem je na nowo organizo-wać, a potem stoczyłem – wraz z kolegami Januszem Sosnow-

skim i Allanem Starskim – zwy-cięską walkę o tantiemy dla scenografów. W przeciwień-stwie do reżyserów, a później również autorów zdjęć filmo-wych, nie otrzymywaliśmy tan-tiem, co było naszym zdaniem sprzeczne z prawem autor-skim. Głosiło ono bowiem, że tantiemy winny otrzymywać wszystkie osoby uczestniczące w kreowaniu dzieła filmowego – no to chyba scenografowie też? Po wielu rozmowach zawarli-śmy z reżyserami i autorami zdjęć umowę dżentelmeńską, na mocy której zgodzili się oni przekazywać nam część swoich tantiem. Z czasem, z pomocą Rzecznika Praw Obywatel-skich oraz Trybunału Konsty-tucyjnego, doprowadziliśmy do wprowadzenia w prawie autorskim zapisów korzystnych dla scenografów. Przy okazji otworzyliśmy drogę legislacyjną dla innych profesji filmowych, dzięki czemu twórczość kostiu-mografów, operatorów dźwięku, montażystów i – od niedawna – dekoratorów wnętrz, też już jest prawnie chroniona.

Jakie zatem nowe zadania stoją przed Kołem Scenografów?

Rozwiązanie palącego pro-blemu stoi nie tyle przed samym Kołem Scenografów, ile Stowarzyszeniem, całym śro-dowiskiem twórców filmowych. Ponieważ uważam, że nadcho-dzi czas, w którym powinie-nem zrzec się przewodnictwa w Kole Scenografów, to kiedy to nastąpi, być może, już hobbi-stycznie, zajmę się tym proble-mem. Chodzi o ochronę samych zawodów filmowych, której nie należy mylić z ochroną praw autorskich do dzieł filmowych. W tak zwanej „minionej epoce”, czyli w PRL, zawody były chro-nione. Osobom, które je wyko-nywały, specjalna komisja kwali-fikacyjna, złożona z fachowców, przyznawała kolejne, coraz wyż-sze kategorie zawodowe. Udzie-lałem się w tej komisji. Było nie do pomyślenia, żeby, dajmy na to, scenografię do filmu pro-jektował ktoś, kto nie przeszedł pomyślnie przez komisyjne sito i nie miał odpowiedniego przy-gotowania. System ten dzia-łał jeszcze przez jakiś czas po przewrocie politycznym z 1989 roku. Ale już od dawna panuje wolna amerykanka. Znane są przypadki zatrudniania przy filmie kinowym operatora, sce-nografa czy dźwiękowca z nie-

wielkim doświadczeniem, zdo-bytym przeważnie w serialach. Bo komuś takiemu można zapłacić mniej niż profesjona-liście wysokiej rangi. Można, tylko że potem trzeba oglądać na ekranie nierzadko opłakane skutki takiej polityki. Brak ochrony zawodów filmowych ma jeszcze jeden negatywny aspekt: w zderzeniu z produ-centem, który okaże się nie-uczciwy albo niewypłacalny, twórca znajduje się praktycz-nie na straconej pozycji i musi nieraz bardzo długo dochodzić zadośćuczynienia swoim rosz-czeniom finansowym.

Co robić? Powrócić do kategorii zawodowych?A może utworzyć gildie zawo-dowe, na wzór na przykład kanadyjskiej Directors Guild of Canada, w skrócie: DGC? Należą do niej nie tylko reży-serzy, ale również m.in. sce-nografowie. Sam już ponad 25 lat jestem jej członkiem. Przy kompletowaniu ekipy filmu zawsze w pierwszej kolejności brani są pod uwagę członkowie gildii i mają zapewnioną mini-malną stawkę wynagrodze-nia, która może być podwyż-szona. Producent ma prawo

Dobry krawiec, jeśli klient zamówi u niego garnitur, ale dostarczy mu za małą ilość materiału i nie będzie go stać na więcej, zamiast garnituru zaproponuje klientowi całkiem porządne spodnie, ale nie powie, że nic się nie da uszyć. Rozumnego klienta można poznać po tym, że przystanie na propozycję krawca.

CGI (Computer Generated Image) – obiekty plenerowe w połączeniu z kompozycją komputerową – projekt Andrzeja Halińskiego do filmu 1920. Bitwa Warszawska, reż. Jerzy Hoffman

Fot.

ZO

DIA

K Je

rzy

Hoff

man

Film

Pro

duct

ion

- gra

fika

kom

pute

row

a: S

tudi

o AT

M F

X

CGI (Computer Generated Image) – obiekty plenerowe w połączeniu z kompozycją

komputerową – projekt Andrzeja Halińskiego do filmu 1920. Bitwa Warszawska, reż. Jerzy Hoffman

Fot.

ZO

DIA

K Je

rzy

Hoff

man

Film

Pro

duct

ion

- gra

fika

kom

pute

row

a: S

tudi

o AT

M F

X

Page 8: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

12

Temat numeru: Telewizyjne kanały filmowe w Polsce Janusz Kołodziej: Kino w domu

13MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Temat numeru:

Telewizyjne kanały filmowe w Polsce

Janusz Kołodziej

Kinow domu

Fot.

Rob

ert

Dal

y/Ca

iaim

age/

East

New

s

Page 9: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

14

Temat numeru: Telewizyjne kanały filmowe w Polsce Janusz Kołodziej: Kino w domu

15MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Towarzyszyło temu otwarcie na reglamentowaną dotąd kulturę zachodnią, co w praktyce ozna-czało znaczne uatrakcyjnienie programu, także filmowego. Tele-wizja, w co ciągle trudno uwierzyć politykom, okazała się medium przeznaczonym dla ludzi, a nie narzędziem mającym zapewnić polityczne status quo. Aby zapew-nić środki na przyciągnięcie wi-dzów, dopuszczono to, co wcze-

Polacy kochają kino w telewi-zji, lubią oglądać filmy i se-riale. W 2014 roku seanse fil-

mowo-serialowe cieszyły się drugą (7,24 proc.) oglądalnością, zaraz po stacjach informacyjnych (8,5 proc.), a przed rozrywką (5 proc.), kanałami dziecięcymi (4,7 proc.) i telewizjami, w których dominuje tematyka podróżniczo-historyczna (3,65 proc.). Wśród 75 najpopular-niejszych kanałów tematycznych, poddanych pomiarowi przez agen-cję Nielsen Audience Measure-ment, w ostatnich dwóch latach, preferencje u odbiorców telewizji kablowej lub satelitarnej zdobyło aż 20 kanałów filmowych, a cieszą-cy się największym powodzeniem, czyli TVP Seriale (trzecia pozycja na liście po TVN24 i Polsat 2) wy-bierało średnio każdego dnia po-nad 92 tys. telewidzów! Siódmy w zestawieniu AXN oglądało 41 tys. Na polskim rynku jest obec-nie 36 kanałów filmowych (na 238 wszystkich dostępnych) i jak wy-nika z branżowych zapowiedzi, na spotkanie z publicznością telewi-zyjną, oczekują kolejne, m.in. za-powiadany już od pewnego czasu Polsat Film 2.

Codziennie na wspomnianych polskojęzycznych kanałach tele-wizyjnych w prime time’ie wy-świetla się około 90-100 filmów

we TCM (wpierw jako wieczorna część ramówki CN a od 2007 ja-ko samodzielna stacja) i Le Cine-ma (potem Zone Europa, a teraz CBS Europa), a w kwietniu 1999 roku Ale kino!

Do wspomnianej grupy w 2003 roku dołączyła Telewizja Kino Polska, jedyny kanał wyspecja-lizowany w  kinie rodzimym. W  2005 oferta poszerzyła się o Cinemax i Cinemax2 oraz pu-

własnej produkcji. Prawdziwą eks-plozję rozwoju, zasięgu i poten-cjału przeżyły też telewizje kablo-we. Od dwudziestu lat popularne kablówki (wciąż działa ich ponad 400) stanowią jeden z trzech naj-ważniejszych elementów rynku telewizyjnego, a od ponad deka-dy także telekomunikacyjnego (telefon i internet).

Dziś można udać się do kina bez wychodzenia z domu. Wystar-czy zaopatrzyć się w standardowy

telewizor LED (plazmy przegrały technologiczną wojnę) lub OLED z odpowiednio dużym ekranem (wiele z nich współpracuje z de-koderami, a te zaopatrzone są w PVR, czyli mówiąc w uprosz-czeniu, bardzo pojemny dysk pamięci, na którym można nie tylko nagrywać wybrane tytuły, ale także tworzyć wcale pojem-ną domową filmotekę). Można też kupić inteligentny telewizor

śniej wydawało się tylko zbędnym szumem – reklamę.

Przede wszystkim jednak stwo-rzono prawne podstawy powsta-wania telewizji niepaństwowych. Jako pierwszy pojawił się Polsat (w 1992 roku), trzy lata później Canal+, czyli pierwszy w Polsce płatny kanał telewizyjny. W lipcu 1996 na nasz rynek weszła tele-wizja HBO, po kolejnych dwóch latach dołączyły kanały filmo-

i około drugie tyle seriali (licząc nie same tytuły, ale poszczególne serie). W weekendy seriali bywa mniej, zaś filmów więcej, łatwiej też wtedy o premiery. Co tydzień pojawia się 40-50 nowych tytu-łów, w tym coraz liczniej takie, które nie miały w ogóle bądź bardzo ograniczoną dystrybu-cję w kinach.

W  zmieniających się dyna-micznie realiach „nowej Pol-ski” szybko zaczęły funkcjono-

wać platformy satelitarne, któ-rych w  szczytowym momen-cie było najwięcej w  Europie, bo aż siedem, a obecnie po fu-zjach i przekształceniach orga-nizacyjno-finansowych działają trzy: Cyfrowy Polsat, nc+ i Or- ange TV – oraz jako propozycja dla tych, którzy nie chcą płacić abonamentu – Telewizja Na Kar-tę. Wszystkie one żywią się ocho-czo filmowym repertuarem, także

bliczną TVP Kulturę, w której ważne miejsce zajmuje oferta filmowa. Rok później rozpoczął działalność pierwszy kanał HD – MGM HD, w 2007 ruszyły Film-Box, Movies 24 (na antenie do końca 2011), TV 1000 (działał do stycznia 2013) i HBO Comedy, a w 2009 – nFilm HD, Polsat Film oraz Wojna i Pokój (ten ostatni zakończył nadawanie w kwietniu 2013). Jednocześnie zaczęły się rozwijać kanały serialowe: wraz ze zmianą właściciela na seriale postawił działający od 1998 roku Hallmark, wcześniej prezentu-jący filmy telewizyjne. W 2003 ruszyło telewizyjne ramię Sony Pictures, czyli Columbii – AXN (później wzbogacony o  AXN Crime i AXN Sci-Fi), a w 2006 polską wersję zyskał Comedy Central. W  tym samym roku wróciła na antenę poświęcona latynoskim telenowelom Zone Romantica, kilka miesięcy póź-niej uruchomiono kanał FOX Li-fe. Także w 2007 ruszyły Sci-Fi Channel i Universal Channel, łą-czące filmy fabularne z seriala-mi, a w 2010 pokazująca seriale i filmy kryminalne 13 Ulica (za-jęła miejsce Hallmark Channel).

„Narodziny lidera” – tak prasa branżowa obwieściła w końcu 2010 roku ekranowy debiut dłu-go zapowiadanego, ale w końcu poczętego na Woronicza dziec-ka nadawcy publicznego, czyli TVP Seriale. I nie były to czcze proroctwa, o czym piszemy niżej. Bez wielkiego rozgłosu, ale zna-cząco zadebiutował wtedy także kanał Romance TV, pokazujący na początku przede wszystkim niemieckojęzyczne seriale oby-czajowe, ale później też filmy fa-bularne.

Pierwszy rok nowej dekady to premiera Comedy Central Family i Sundance Channel, prezentują-cego głównie obrazy nagradzane podczas największego festiwalu filmów niezależnych w Amery-ce. W roku 2012 rodzinę kanałów skupionych w firmie Chello Zone Vision (twórcą i właścicielem gru-py był Krzysztof Wroński) rebran-dingowano, zmieniając nazwy na tercet CBS Action, CBS Drama i CBS Europa oraz wzbogacając pozycjami filmowo-serialowy-mi z ogromnej biblioteki ame-

czyli korzystający z technologii SmartTV i w praktyce umożli-wiający korzystanie z internetu oraz dziesiątek stworzonych na jego potrzeby aplikacji, w tym oczywiście filmowo-serialowych. Zwłaszcza, że kiedyś na premie-rę filmu w telewizji czekano od trzech do pięciu lat, dziś ten okres skrócił się do kilku miesięcy, jeśli nie paru tygodni (gdy korzysta-my z kanałów dostępnych w tele-wizjach płatnych). O prawdziwej

fali technologicznego tsunami, która ukształtowała dzisiejszy ry-nek audiowizualnej konsumpcji filmowej, piszemy dalej.

Trochę statystykiTelewizyjna transformacja po 1989 roku zaznaczyła się przede wszystkim wyciszeniem propa-gandowej tuby – telewizja, ciągle jeszcze państwowa, ale już wolna od cenzury, jakby znormalniała.

„Siedzieliśmy jak w kinie, na dachu przy kominie, a może jeszcze wyżej niż ten dach, dach, dach…” – śpiewała pod koniec lat 50. Sława Przybylska, a wraz z nią cała kulturalna Polska. To były czasy! Teraz siedzimy jak w kinie przed ekranem własnego telewizora (ma go prawie 96 proc. gospodarstw domowych w kraju) lub coraz częściej komputera albo laptopa. I to siedzimy coraz dłużej, prawie najdłużej w Europie, bo ponad 4 godziny dziennie, a jak wszystko na to wskazuje, nie jest to kres możliwości Polaków, tym bardziej, że do standardowego szklanego ekranu ochoczo dodajemy godziny spędzone przed jednym ze swych ulubionych gadżetów elektronicznych.

Filmowe kanały coraz bardziej się specjalizują. Jedne dedykowane są kinu sensacyjnemu, inne lansują science fiction, jeszcze inne oferują produkty określonego producenta, a przynajmniej tak się wydaje. Bliższa analiza tytułów wystarczy, by przekonać się, że z czasem kryteria coraz bardziej się zacierają.

Fot.

Vin

cent

Leb

lic/P

hoto

nons

top

Page 10: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

16

Temat numeru: Telewizyjne kanały filmowe w Polsce Janusz Kołodziej: Kino w domu

17MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Opowiedz mi ten film, czyli dla każdego…W kalendarium tylko wspomnia-no o narodzinach TVP Kultura w 2005 roku, bo to kanał ogólno-kulturalny, a zatem nie tylko filmo-wy, choć uwzględniany we wszyst-kich statystykach i klasyfikacjach oglądalności stacji typowo filmo-wych, właśnie ze względu na bo-gatą ofertę z gatunku X muzy. Ma swoją stałą publiczność i wyso-kie miejsce w rankingach. TVP Kultura przejęła dziesięć lat te-mu funkcje nałożone wcześniej na redakcję publicystyki kulturalnej (w kolejnych jej mutacjach) tele-wizji publicznej, zwłaszcza Pro-gramu 2 TVP – zanim na przeło-mie stuleci, stał się on tubą łatwej (czytaj: biesiadno-kabaretowej) rozrywki. Założona z góry niszo-wość zwolniła kierownictwo ka-nału z uczestniczenia w wyści-gu o oglądalność, zwłaszcza że żadna inna stacja w szranki na polu kultury stanąć nie chciała.

Wspomina to Katarzyna Mali-nowska, kierowniczka Redakcji Filmu Fabularnego i Dokumen-talnego TVP Kultura: „W tym ro-ku obchodzimy 10-lecie istnienia TVP Kultura – początki były na-prawdę trudne, minimalny zasięg, ograniczone zakupy… Dziś bez fałszywej skromności mogę po-wiedzieć, że jesteśmy najlepszym kanałem z ofertą filmową w Pol-sce – najlepszym, bo już od dawna jedynym, gdzie można obejrzeć naprawdę tylko dobre i ważne ki-no – z całego świata, wszystkich gatunków (a nie tylko z kręgu kul-tury angloamerykańskiej i polskie evergreeny) – klasykę, także kina niemego, najważniejsze filmy ze światowych festiwali, najsłynniej-

rykańskiego giganta. Przed ro-kiem całość kupił koncern me-dialny AMC Networks Interna-tional – Zone, ale wciąż nie może się zdecydować co do dalszych losów, czy choćby profilu czwórki (bo doszedł jeszcze CBS Reality) swych filmowych dzieci na pol-skim rynku.

Rok 2013 to debiut serialowe-go Polsatu Romans oraz dwóch kanałów z rodziny Canal+, czyli Film2 i Family. Rok później tyl-ko jedna, ale znacząca premiera – Stopklatka TV.

Ostatnie miesiące przyniosły wzmożony ruch na półce z pro-gramami filmowymi. Na wiosnę zadebiutowały TVN Fabuła oraz Paramount Channel, zaś FOX

oznacza pierwszą polską emisję jakiegoś tytułu. Najczęściej to sy-gnał, że dany kanał prezentuje ten film po raz pierwszy. Jeśli jednak nie uda się tego tytułu upolować, nie ma czego żałować – obecnie zawierane kontrakty opiewają na średnio 30 emisji danego tytułu przez określonego operatora. Ale ostrożnie – może się zdarzyć, że operator planuje emisję na róż-nych kanałach, którymi admini-struje: film z Canal+ trafi na pewno do Canal+ Filmu, a może i do Ale kina! Tytułu z oferty Polsat Filmu można szukać na Polsacie i TV4, ale także na TV6. O „wymianie” między kanałami z grupy TVN ła-two się przekonać, oglądając pro-gram. To nie przypadek – program poszczególnych stacji jest jedno-cześnie ofertą dla innych telewizji, zarówno płatnych, jak i otwartych. Dostawcą klasyki dla wszystkich jest TCM i MGM, filmy telewizyj-ne kiedyś proponowały innym te-lewizjom Movies 24 i Hallmark,

zaś amerykańskie kino niezależne jest domeną operatora FilmBo-xu i głównym daniem Sundance Channel. Bywa, że tego samego dnia – czasem nawet o tej samej godzinie – dwa kanały wyświe-tlają ten sam film. Zapewne tytuł należy do tzw. domeny publicz-nej, czyli nie dotyczą go przepisy prawa autorskiego – albo prawa te wygasły. Zdarza się też, że je-den film ukrywa się pod dwoma (a bywa, że i pod czterema tytu-łami): to efekt braku kompetencji redaktorów bądź dowód ich bez-troski, czasem jednak próba ukry-cia nietrafionego zakupu. Gorzej, kiedy – jak w przypadku kanału Kino Polska – zamiast dominu-jących, na początku działalności,

godnienia, niemniej jednak, jak popatrzymy na całość polskiej oferty telewizyjnej, to nie jest to takie oczywiste. Nie jest tak, że wszystkie programy nadawane są w HD, wiele filmowo-seria-lowych kanałów nadal nadaje w wersji podstawowej, w wersji SD” – mówił w jednym z wywia-dów poprzedzających start ka-nału jego dyrektor, Maciej Świe-rzawski. „Kanał TVN Fabuła jest częścią oferty Premium TV. Ma-my o tyle łatwiej na biznesowym polu, że jesteśmy w pakiecie ra-zem z innymi kanałami, nie tylko kanałami TVN. Dlatego myślę, że jesteśmy skazani na sukces” – prognozował może na wyrost, ale nie bez uzasadnienia.

sze i najnowsze filmy dokumen-talne – czyli to kino, którym żyje dziś świat. Ostatnio na przykład mocno weszliśmy w kino azjatyc-kie – mieliśmy retrospektywę Ken-jiego Mizoguchiego – japońskie-go klasyka, Zhanga Yimou – naj-słynniejszego chińskiego twórcy, a w maju pierwszą w Polsce tele-wizyjną retrospektywę afroame-rykańskiego nurtu Blaxploitation i wiele, wiele innych”.

Filmowe kanały coraz bardziej się specjalizują. Jedne dedykowa-ne są kinu sensacyjnemu, inne lansują science fiction, jeszcze in-ne oferują produkty określonego producenta, a przynajmniej tak się wydaje. Bliższa analiza tytułów wy-starczy, by przekonać się, że z cza-sem kryteria coraz bardziej się za-cierają. Na przykład, kanał TCM zaczynał od klasyki spod znaku Warner Bros. i MGM, powstałej od lat 30. po 50. – dziś lansuje fil-my z lat 60. i 90. HBO związane z koncernem Time Warner Inc. nie

ogranicza się bynajmniej do ofer-ty Warner Bros. – poza produkcją studia z Burbank proponuje filmy zrealizowane w swoich studiach, a także od czasu do czasu pozycje z repertuaru Disneya (to spuścizna po czasach, kiedy Warner dystry-buował filmy Disneya w kinach). Jednak w większości przypadków wszystko zależy od aktywności re-daktorów danego kanału na tar-gach telewizyjnych. Nie każdy dys-ponuje taką siłą przebicia, by – jak Canal+ czy HBO – zdobyć prawa do pierwszej emisji telewizyjnej hollywoodzkich gigantów, ale każ-dy może zdobyć pakiet produktów znanych dystrybutorów. Dlatego nie zawsze hasło „premiera” po-dana przy tytule jakiegoś filmu

Life zmienił nazwę i profil na FOX Comedy.

Uruchomiony 16 kwietnia ka-nał TVN Fabuła ma być propo-zycją dla fanów filmów i seriali. Zapowiada walkę o widzów m.in. z propozycjami Polsatu i TVP (np. Polsat Film i TVP Seriale), stawiając przede wszystkim na jakość i możliwość wyboru. Za-mierza trafić m.in. do tych wi-dzów, którzy uprawiają tzw. bin-ge-watching, czyli oglądają kil-ka odcinków ulubionego serialu z rzędu. „Jest wszystko, co wi-dzowie filmów uwielbiają, czy-li świetna jakość dźwięku, ob-razu i możliwość przełączania się między wersjami. Niby wie-le stacji oferuje tego typu udo-

w programie rodzimych filmów fabularnych, często jedynie tu do-stępnych, pojawiają się zgrane do imentu seriale jak Stawka więk-sza niż życie czy Czterej pancerni i pies, również żelazny repertuar letniej ramówki TVP. Spotkamy je bez trudu także w Stopklatce TV, której współwłaścicielem jest ten sam nadawca co kanału Ki-no Polska!

Bliższa analiza programu po-szczególnych stacji pozwala jed-nak dość szybko i co najważniej-sze, bez większego błędu, zorien-tować się, jakie są ich preferencje programowe. Nowości należy szu-kać w Canale+ i HBO (pokazuje także swoje seriale wschodnioeu-ropejskie), kina z lat 70. w MGM, Paramount Channel i Cinemaxie, kina europejskiego i autorskiego w Ale kinie! (gdzie także można trafić na niszowe kino azjatyckie) i CBS Europa (chociaż i tu coraz częściej pojawia się kino amery-kańskie), komedii w HBO Comedy czy Comedy Central (choć tu do-minują seriale), kina ze Wschod-niej Europy i Rosji w TVP Kultura.

Ach te seriale!Wielość kanałów dystrybucyjnych sprawiła, że seriale, które przez la-ta skazywano na rolę gorszych bra-ci filmów kinowych, wypełniaczy telewizyjnych ramówek, zyskały nieoczekiwaną szansę rozwoju. Ich budżety znacząco wzrosły, kino-wych weteranów na ekranie zastą-piły gorące gwiazdy, zaś realizato-rzy stali się gotowi na najśmielsze eksperymenty. Dawne podziały na filmy realizowane z myślą o telewi-zji płatnej i otwartej przestały się liczyć – zwrot kosztów zapewnia wielość kanałów telewizyjnych chętnych do emisji atrakcyjne-go produktu oraz dystrybucja wideo. Stacje, których podsta-wowym składnikiem ramówki są seriale, cieszą się ogromnym powodzeniem. Dość powiedzieć, że w pierwszej dziesiątce najchęt-niej oglądanych kanałów filmo-wych „tasiemce” zajmują aż sześć miejsc (TVP Seriale, AXN, 13 Uli-ca, Universal Channel, Comedy Central i Romance TV) w tym dwa „na pudle”. Zaskoczenie? Bynaj-mniej, serialowa inwazja dotknęła nie tylko polski rynek, ale niemal cały świat. Debiut kanału TVP Se-

Świerzawski zapewniał w kwiet-niu, że oferta będzie zróżnicowa-na. I rzeczywiście jest, choć wi-dzowie nie powinni być zasko-czeni mocną obecnością seriali i filmów, znanych już doskonale z programu „dużego” TVN-u. Pó-ki co stację TVN Fabuła oglądało średnio dziennie 7,5 tys. widzów (dane z końca maja), co zapewni-ło jej miejsce pośrodku tabeli (17. miejsce) wyników oglądalności kanałów filmowych. Znalazła się tuż za stacją FOX, natomiast nie-co słabsze wyniki od nowej tele-wizji zanotowały kanały Comedy Central Family (6,2 tys. widzów; 0,10 proc. udziału) oraz Polsat Ro-mans (6 tys. widzów; też 0,10 proc. udziału).

Bywa, że tego samego dnia – czasem nawet o tej samej godzinie – dwa kanały wyświetlają ten sam film. Zapewne tytuł należy do tzw. domeny publicznej, czyli nie dotyczą go przepisy prawa autorskiego – albo prawa te wygasły. Zdarza się też, że jeden film ukrywa się pod dwoma (a bywa, że i pod czterema tytułami): to efekt braku kompetencji redaktorów bądź dowód ich beztroski, czasem jednak próba ukrycia nietrafionego zakupu.

Fot.

Eas

t N

ews

Page 11: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

18

Temat numeru: Telewizyjne kanały filmowe w Polsce Janusz Kołodziej: Kino w domu

19MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

nes Heyelmann, senior vice pre-sident i managing director na Europę Środkową i Wschodnią w Turner Broadcasting System. W ramówce TNT znajdą się fil-my studia Warner Bros., siostrza-nej spółki Turner oraz innych hollywoodzkich wytwórni, a tak-że dotąd nieemitowane w Polsce własne produkcje TNT. Filmy bę-dzie można oglądać na antenie stacji, wieczorami od poniedział-ku do soboty. Z kolei w niedzie-le nadawać będzie ona własne seriale – najpierw pokaże The Last Ship, a potem Proof, Public Morals i Agent X.

„Kino domowe nowej generacji”W branżowym miesięczniku znalazło się niedawno takie określenie, próbujące skrótowo oddać istotę prawdziwej rewo-lucji nie tylko technologicznej, ale i mentalnej, jaka dokonała się na oczach ledwie jednego poko-lenia w temacie emisji i percep-cji dzieła filmowego w telewizji. Oczywiście nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Kilkadzie-siąt filmów dziennie dostępnych na wyciągnięcie pilota, to jej naj-lepsze świadectwo Nie znaczy to jednak, że nie ruszając się z do-mu dotrzemy do dowolnego fil-mu interesującego nas gatunku

riale i jego szybki awans na pozy-cję lidera był logicznym finałem tego zjawiska i wiadomo było, że w rankingu nastąpią gwałtowne przetasowania. Kanał z Woroni-cza od debiutu w grudniu 2010 ro-ku, w następnych kilkunastu mie-siącach powiększył grono swych odbiorców i z trzeciego miejsca awansował w 2013 na pozycję lide-ra wśród najchętniej oglądanych kanałów filmowych.

Wyjaśnienie fenomenu TVP Seriale nie jest specjalnie trudne: wydaje się, że zadziałała zasada inżyniera Mamonia. Otóż widzo-wie włączają telewizory, by jesz-cze raz (czy tylko raz?) zobaczyć to, co znają i kochają – Ranczo, Ojca Mateusza czy U Pana Bo-ga w ogródku, by wspomnieć fil-my oglądane najczęściej i najczę-ściej do repertuaru TVP Seriale powracające.

Ale ranking kanałów filmowych (przypomnijmy, że aktualnie pod-lega pomiarowi oglądalności 36 stacji), to nie tylko spektakular-ne sukcesy, to także zaskakujące spadki. Bolesne zwłaszcza, kiedy dotykają kanałów z wieloletnią

można też, właściwie bez ograni-czeń (poza zasobnością własnego portfela), korzystać z zasobów kil-kudziesięciu aplikacji interneto-wych, oferujących tysiące progra-mów (bo poza filmami i serialami oferowane są także inne telewi-zyjne formy). Najpopularniejsze z nich to: IPLA, TVN Player, Onet VoD, VoD.tvp.pl, Kinoplex, iplex, HBO GO, seriale+. Właśnie zade-biutowała kolejna z nich, FOX Play. I jeszcze zdobywająca nad Wisłą coraz więcej zwolenników telewizja hybrydowa, w najwięk-szym uproszczeniu łącząca „kla-syczną” telewizję z internetem.

i umiejętność korzystania z no-wych możliwości w procesie po-rozumiewania się z nim. Mówi o  tym Katarzyna Malinowska z TVP Kultura: „To, co nas na-prawdę cieszy, to odzew naszej publiczności – komentarze i »laj-ki« na portalach społecznościo-wych, regularnie rosnąca oglą-dalność, a także to, że w naszym kanale publiczność czeka na

czy twórcy. Czasami, aby zaspo-koić swoje oczekiwania, należy poszukać w internecie – wszak tego, czego się tam nie znajdzie, tak naprawdę nie było. A zasoby sieci są nieprzebrane – od pierw-szych filmików braci Lumiėre po hollywoodzkie i europejskie prze-boje, które nielegalnie „wyciekły” jeszcze przed oficjalną premierą. Coraz powszechniejsze stają się usługi VoD – wideo na życzenie – gdzie za kilka lub kilkanaście zło-tych można zobaczyć to, czego inni jeszcze nie widzieli. Do dys-pozycji jest też cała gama usług, w tym m.in. PPV i Catch UP TV,

tradycją na polskim rynku, jak choćby tych z pakietu CBS (za-stąpiły półtora roku temu kana-ły z rodziny Chello), które debiu-towały w marcu 1999 roku wraz z Wizją TV – stacją wchłoniętą później przez Canal+.

Ale o pozycji na telewizyjnym rynku decyduje nie tylko jakość i różnorodność filmowego kon-tentu, ale też wiedza o odbiorcy

Do tego trzeba też dodać Netflix – największą wypożyczalnię VoD na świecie, będącą również pro-ducentem treści przeznaczonych do emisji najpierw w internecie ( jak legendarny serial House of Cards, którego polski start wyda-wał się już przesądzony ale, jak słychać, właścicieli mocno znie-chęca słabość naszego wymiaru sprawiedliwości w walce z inter-netowym złodziejstwem). Tak czy inaczej pojawi się u nas nieba-wem ze swoją gigantyczną ofertą filmowo-serialową. A wtedy, jak mówią z przekąsem niektórzy – nareszcie będzie co oglądać!

naprawdę dobre filmy. Rekordy oglądalności biły w zeszłym ro-ku tytuły: Raj: Miłość Ulricha Se-idla, rosyjski dramat Żyła sobie baba czy peruwiańskie Gorzkie mleko. Od początku pokazujemy także pełnometrażowe dokumen-ty, od zeszłego roku w najbardziej prestiżowym paśmie, w środy o 20.20. Choć to naprawdę czę-sto wymagające skupienia filmy, widać, że publiczność czekała na takie kino, czego dowodzą słupki oglądalności. Duży odzew widow-ni mieliśmy także na przeglądach twórczości polskich dokumenta-listów – kompletnie w Polsce nie-znanych brytyjskich dokumentów Pawła Pawlikowskiego, filmów Marcela i Pawła Łozińskich, Ma-cieja Drygasa czy Bogdana Dzi-worskiego”.

Można też zastosować metodę ucieczki do przodu, czyli zmie-nić, ulepszyć, odnowić. Od paź-dziernika tego roku stacja TCM zmieni się w TNT. „Marka TNT odniosła międzynarodowy suk-ces, a jej wprowadzenie na pol-ski rynek jest kolejnym krokiem w rozwoju kanału” – mówi Han-

Codziennie na wspomnianych polskojęzycznych kanałach telewizyjnych w prime time’ie wyświetla się około 90-100 filmów i około drugie tyle seriali (licząc nie same tytuły, ale poszczególne serie). W weekendy seriali bywa mniej, zaś filmów więcej, łatwiej też wtedy o premiery. Co tydzień pojawia się 40-50 nowych tytułów, w tym coraz liczniej takie, które nie miały w ogóle bądź bardzo ograniczoną dystrybucję w kinach.

Wielość kanałów dystrybucyjnych sprawiła, że seriale, które przez lata skazywano na rolę gorszych braci filmów kinowych, wypełniaczy telewizyjnych ramówek, zyskały nieoczekiwaną szansę rozwoju. Ich budżety znacząco wzrosły, kinowych weteranów na ekranie zastąpiły gorące gwiazdy, zaś realizatorzy stali się gotowi na najśmielsze eksperymenty. Dawne podziały na filmy realizowane z myślą o telewizji płatnej i otwartej przestały się liczyć – zwrot kosztów zapewnia wielość kanałów telewizyjnych chętnych do emisji atrakcyjnego produktu oraz dystrybucja wideo. Stacje, których podstawowym składnikiem ramówki są seriale, cieszą się ogromnym powodzeniem.

Fot.

Kub

a Ki

ljan/

SFP

Koleżanki i Koledzy, myślę sobie, jak w tym roku spędzacie letnie wakacje. Niektórzy z Was pewnie za granicą, inni może odwiedzają znajo-mych i krewnych. Wielu pewnie zostało w mieście i, kiedy upał mniejszy, chodzi na spacery z psem, dziećmi, wnukami … Mam to szczęście, że rodzina ma domy letnie i mogę pojechać w góry lub na Mazury. Tak więc lipiec spę-dzam z bliskimi w jednym z najpiękniejszych miejsc Polski, na skraju Puszczy Piskiej. Możemy chodzić po leśnych ścieżkach lub pływać po jeziorach. Nieraz, kiedy jeżdżę z rodziną w różne miejsca, natrafiam na te, które były planami filmowymi. Pojechaliśmy w tym roku do Miko-łajek – jezioro, port pełen różnego rodzaju łódek. Kiedyś to była wioska, dziś miasto pełne turystów. W myślach odwróciłam się od dzisiejszych Mikołajek, spojrzałam w stronę pól i lasów... i wróciłam wspomnieniami do lat sześćdziesiątych. Małe domki wzdłuż leśnej drogi, w których mieszkała cała nasza ekipa. Na plan płynęliśmy łódkami, a tam w lesie czekały na nas dzikie koniki. To był bowiem czas realizacji Tarpanów Kazimierza Kutza. Przypomniałam sobie tę pracę, tak już bardzo odległą. Całe dnie w lesie. Kompletne odludzie, tylko z jednej strony wąski dojazd dla samochodów. Tu czekaliśmy na naszych najważniejszych, pięknych aktorów – koniki polskie. To było tak dawno, ale Mazury, choć wiele się tu zmienia, ciągle zachwycają. Kiedy trzymacie w rękach ten numer „Magazynu…”, wciąż jest lato. Może i Wy, podczas wakacyjnych podróży, natraficie na Wasze dawne plany filmowe… A w tym numerze „Magazynu…” nie przeoczcie artykułu Magdaleny Bartczak o kinie Tadeusza Konwickiego. Pozdrawiam serdecznie

Krystyna Krupska-Wysocka

Fot.

Adr

iann

a Kę

dzie

rska

/SFP

Page 12: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

20 21MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Festiwale w Polsce: Lubuskie Lato FilmoweFestiwale w Polsce: Festiwal Seriali Telewizyjnych

Wielkie festiwale filmowe już też wyczuły tę po-trzebę i np. od zeszło-

rocznej Wenecji, zaczyna się tam organizować osobne sekcje dla seriali telewizyjnych. Nasze Orły też dopuściły seriale do konkur-su. A więc jest coś w powietrzu, że ludzie kina chcą z bliska spoj-rzeć na ten najpopularniejszy ro-dzaj sztuki obrazkowej. Wiedział o tym pomysłodawca festiwalu, olsztyński krytyk filmowy, Bogu-mił Osiński, który od kilku lat szukał możliwości i miejsca dla realizacji swojego projektu. Nie-gdyś rozhulał sopocki Festiwal Teatru Polskiego Radia i Tele-wizji Polskiej „Dwa Teatry”, więc i tym razem musiało mu się udać. Pierwsza edycja imprezy, w cało-ści poświęconej serialowej pro-dukcji, odbyła się w Elblągu.

W tym roku mamy zresztą pre-tekst jubileuszowy: 50 lat minęło od premiery pierwszego, polskie-go serialu Barbara i Jan Hieroni-ma Przybyła i Jerzego Ziarnika. Odtwórcy tytułowych bohaterów, Janina Traczykówna i Jan Kobu-szewski, odebrali więc nagrody specjalne, czyli Super Światowidy, nazwane tak od głównego organi-zatora – Centrum Spotkań Euro-pejskich „Światowid” w Elblągu. Mamy też innych jubilatów: 50 lat od premiery Wojny domowej, 40 lat Czterdziestolatka, 35 lat Ka-riery Nikodema Dyzmy i sporo seriali, tylko niewiele młodszych. Jest w czym wybierać.

Ale jury festiwalowe, pod wodzą naszej laureatki Oscara, Ewy Braun (obok której zasia-dali Henryk Kuźniak, Radosław Piwowarski, Zdzisław Pietrasik i Piotr Szwedes), miało za zada-nie wybrać laureatów z dziesięciu tytułów zgłoszonych przez Tele-wizję Polską. W konkursie zna-lazły się: Komisarz Alex, Głębo-

ka woda, Na dobre i na złe, Dom nad rozlewiskiem, Ranczo, Ojciec Mateusz, Blondynka, Czas honoru. Powstanie, O mnie się nie martw, M jak miłość.

Wszystkie seriale, i te klasyczne, i te nowsze startowały też w plebi-scycie na Serial Wszech Czasów. I tu zaskoczenie: to Ranczo rozbiło bank! Decyzją czytelników „Świata Seriali” ta rozkoszna opowiastka o gminie Wilkowyje, postrzega-na często jako „Polska w pigułce” została Serialem Wszech Czasów

(Złoty Światowid). Wieczna po-trzeba dowcipnego komentarza politycznego do naszej współcze-sności okazała się najważniejsza! Ale na tym nie koniec: Ranczo dostało Nagrodę Publiczności jako Najlepszy Serial Festiwalu (Światowid), a Najlepszym Akto-rem okazał się Cezary Żak (Złoty Światowid), za swoją podwójną kreację – księdza i wójta. Nagrodę Specjalną natomiast, za słynną ła-weczkę w Wilkowyjach otrzymali aktorzy: Bogdan Kalus, Sylwester

Maciejewski, Franciszek Pieczka i Piotr Pręgowski.

Dla artystów z pozostałych produkcji telewizyjnych jeszcze trochę innych nagród zostało… Wszystkie owacyjnie przyjmo-wane, bo z założenia, to aktorzy dostawali nagrody, a nie seriale. A oni są przecież szczególnie ko-chani. I tak: Zofia Czerwińska do-stała Złotego Światowida za rolę w serialu Na dobre i na złe, Kinga Preis – Srebrnego Światowida za rolę w Ojcu Mateuszu, Jan Wie-czorkowski – Srebrnego Świato-wida za Czas honoru…, a Monika Kwiatkowska odebrała Nagrodą Specjalną Jury „za stworzenie dra-matycznej i poruszającej posta-ci ofiary przemocy w Głębokiej wodzie”.

Ogromne powodzenie miały wszystkie spotkania z aktorami: pytaniom, wspólnym fotografiom i autografom nie było końca. Mia-rą ambicji zaś organizatorów by-ły też seminaria, jak chociażby „Serial jako nowa forma warszta-tu aktorskiego” – który to temat mnie przypadł w udziale.

Ale najważniejszy wniosek na przyszłoroczny festiwal jest taki: pamiętajmy, że pod ujednolicają-cą wszystko nazwą „seriale” tkwi wiele form i gatunków: od sitco-mów, telenowel, poprzez nigdy nie kończące się „tasiemce”, przez rozpisane na kilkuodcinkową serię adaptacje literackie, aż do seriali, również ograniczonych ilością od-cinków, ale o specjalnym temacie społecznym czy politycznym, jak niegdyś Ekipa Agnieszki Holland, Kasi Adamik i Magdaleny Łazar-kiewicz (jeden odcinek wyreżyse-rował też Borys Lankosz), a teraz choćby Głęboka woda Magdaleny Łazarkiewicz.

To wszystko zapowiada oddziel-ne atrakcje. I tematyczne i formal-ne. Ale to melodia przyszłości…

Festiwal Seriali Telewizyjnych – pojawił się w czerwcu po raz pierwszy. Nigdy takiej imprezy nie było. Ani w Polsce, ani w Europie. A pewnie najwyższy czas, aby przeanalizować, także artystycznie, to zjawisko, które jest nie tylko sporą częścią przemysłu filmowego, ale niezmiennie i od lat jest obecne w życiu społecznym.

jakiego nie byłoFestiwal –

Maria Malatyńska

To właśnie z Łagowem wią-żą się najlepsze wspomnie-nia reżysera kultowych pol-

skich komedii, który przekonywał, że nigdzie nie dostał tylu laurów co na Lubuskim Lecie Filmowym. Bez wątpienia to miejsce będzie się także dobrze kojarzyło Mał-gorzacie Szumowskiej. Jej Bo-dy/Ciało, jury pod przewodnic-twem Lecha Majewskiego, uzna-ło za najlepszy film konkursu fa-bularnego, przyznając reżyserce Złote Grono. Doceniono zarówno uniwersalny temat, jak i znako-mity warsztat, zgodnie uznając ten film za najlepszy w całym do-robku Szumowskiej. Rywalizowa-ła ona z czternastoma innymi fa-bułami z Polski, Czech, Słowacji, Niemiec i Węgier, bo właśnie na tych kinematografiach skupia się w dużej mierze festiwal. Widać to było także w pozostałych konkur-sach: dokumentalnym (triumfo-wała (Nie)obecność Magdaleny Łazarkiewicz) oraz krótkiej formy (najwyższy laur trafił do Damiana Kocura za film To, czego chcę).

Zwrot w stronę kina Europy Środkowej i Wschodniej to konse-kwentnie realizowana od lat stra-tegia obrana przez organizatorów. Na oficjalnej stronie interneto-wej festiwalu można przeczytać,

że „łagowska konfrontacja róż-nych kultur symbolicznych, tak często w przeszłości nie tylko obcych sobie, ale i niechętnie do siebie nastawionych, jest bardzo potrzebna i może zrobić wiele dobrego”. I trudno się z tym nie zgodzić. W końcu wymiana, często podobnych, doświadczeń stymu-luje jedynie do rozwoju. W dosko-nały sposób odzwierciedlał to specjalny cykl „Poznać i zrozu-mieć – historia i współczesność w kinie polskim i niemieckim”. Ale także filmy konkursowe, nie-

rzadko poruszające trudną, niewy-godną tematykę. Jak chociażby w przypadku czeskiej Drogi wyj-ścia Petra Václava (Srebrne Grono wśród fabuł), podejmującej pro-blem życia romskiej społeczno-ści, czy dokumentu Wszystko pło-nie Oleksandra Techynskyiego, Alekseya Solodunova, Dmitrya Stoykova (wyróżnienie), obrazu-jącego dramatyczne wydarzenia na Ukrainie.

Filmy to jedno, ale równie wartościowe były odbywające się tuż po nich dyskusje, z któ-

rych Łagów zawsze słynął. Czy to z mistrzami kina, a w tym roku byli to Lech Majewski i Jan Jakub Kolski, czy z twórcami konkur-sowymi, ale też z krytykami i historykami filmu – Andrze-jem Wernerem i Rafałem Mar-szałkiem (prowadzili oni otwarte warsztaty). Łagów jest bowiem miejscem, gdzie twórcy są dla publiczności wyjątkowo dostępni, a spotkać ich można nie tylko w sali kinowej. Idealnym pod-sumowaniem tego niezwykle przyjaznego i ciepłego (także pod względem aury) festiwalu były słowa Magdaleny Łazarkie-wicz tuż po odebraniu w amfi-teatrze cennej nagrody. Mówiła o tym, dlaczego wraz z mężem, nieżyjącym już niestety Pio-trem Łazarkiewiczem, przez lata uwielbiała do Łagowa przyjeż-dżać. Nie ma tu bowiem czerwo-nego dywanu, zbędnego blichtru i nadęcia. Daje się za to wyczuć prawdziwą miłość do kina, szcze-rość i rodzinną wręcz atmosferę. Czego i ja po raz pierwszy byłem naocznym świadkiem.

Zakończyła się 44. edycja najstarszego polskiego festiwalu poświęconego X muzie, czyli Lubuskiego Lata Filmowego. Malowniczo położony Łagów okazał się w tym roku wyjątkowo szczęśliwy dla rodzimej kinematografii, bowiem we wszystkich trzech konkursach triumfowali Polacy. A nie można przecież zapomnieć o Diamentowym Gronie za całokształt twórczości, które z rąk organizatorów podczas gali wieńczącej imprezę odebrał Sylwester Chęciński.

Jak w dobrejrodzinie Kuba Armata

Fot.

Arc

hiw

um C

SE Ś

wia

tow

id w

 Elb

lągu

Fot.

Jace

k D

ryga

ła/K

ino

Świa

t

Janina Traczykówna i Jan Kobuszewski

Body/Ciało, reż. Małgorzata Szumowska

Page 13: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

22 23MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Festiwale w Polsce: Sopot Film FestivalFestiwale w Polsce: Kameralne Lato

Wyrazisty profil, na któ-ry składają się działa-nia edukacyjne i spo-

łeczne, to wizytówka Ogólnopol-skich Spotkań Filmowych „Ka-meralne Lato”. Prowadzone pod okiem profesjonalistów warsz-taty (których finałem są krótko-metrażowe etiudy), wykłady mi-strzowskie i branżowe semina-ria od ośmiu lat przyciągają do Radomia rzesze młodych adep-tów (wbrew pozorom) niełatwej sztuki kręcenia filmów. Na ów prospołeczny aspekt wydarze-nia wskazują już nazwy zaanga-żowanych w jego organizację in-stytucji, takich jak: Stowarzysze-nie Filmforum (organizator m.in. festiwali kina niezależnego), Wo-jewódzka Komenda Policji z sie-dzibą w Radomiu, Instytut Ko-smopolis – Fundacja Nauki, Kul-tury i Edukacji oraz Mazowiec-kie Centrum Polityki Społecznej.

„Konkurs Główny »Kameral-nego Lata« ma określony profil,

zgodny z prospołeczną formułą festiwalu. Pokazujemy filmy za-angażowane we współczesną pol-ską rzeczywistość, zwłaszcza do-tyczy to fabuł i dokumentów” – mówi Anna Wróblewska, dyrek-tor festiwalu.

Osią filmowego programu są dwie kompetycje: Konkurs Głów-ny (w którym w tym roku, o na-grodę Złotego Łucznika, rywa-lizowały 24 filmy szkolne) oraz Konkurs Filmów Niezależnych (gdzie w konkursowe szranki sta-nęło 14 produkcji offowych). Tra-fiają do nich starannie wyselekcjo-nowane przez organizatorów krót-

kie metraże. Autorami większości z nich są studenci lub niedawni absolwenci polskich szkół filmo-wych. A więc ci, którzy będą kon-stytuować przyszłość naszego ki-na. W tych pracach nie technicz-na maestria jest ważna (choć nie-którzy młodzi filmowcy dysponują naprawdę imponującym warszta-tem). Istotne jest to, co stawiający pierwsze kroki w zawodzie twór-ca ma do powiedzenia. Mały ba-gaż doświadczeń ustawia optykę na najbliższe otoczenie – bo tak jest najuczciwiej.

Jak w zrealizowanym z dużym taktem, wrażliwością i formalną

dyscypliną Dokumencie Marci-na Podolca. Animowany doku-ment to opowieść młodego reży-sera o jego rodzicach, mieszkań-cach małego miasteczka. Dzieci już opuściły rodzinne gniazdo, ale czy wkraczanie w jesień ży-cia zawsze musi być tożsame ze społecznym wykluczeniem, sa-motnością? Pozbawiony łatwe-go sentymentalizmu obraz prze-konuje, że warto pielęgnować to, co najważniejsze. Świetnie zre-alizowany film Marcina Podolca ma już na koncie nagrody na fe-stiwalach: warszawskim „Łodzią po Wiśle” i koszalińskim „Młodzi i Film”; w Radomiu zgarnął festi-walowe Grand Prix (przyznane przez jury w składzie: Radosław Piwowarski, Agnieszka Glińska, Eryk Lubos, Anna Mucha, insp. Grzegorz Jach), a także nagrodę dziennikarzy.

Znakomicie opanowany warsz-tat i niebanalne przesłanie to tak-że cechy innej animacji – Labora-torium. Film Natalii Nguyen ju-rorzy Konkursu Filmów Nieza-leżnych (Ola Salwa, Piotr Czer-kawski, Mateusz Werner) wyróż-nili główną nagrodą w „uznaniu za intrygującą metaforykę obra-zu i doskonały warsztat animacji”. Z kolei radomskiej publiczności najbardziej podobał się Kac Ma-cieja Buchwalda (m.in. Grand Prix „Łodzią po Wiśle”). Nieco surreali-styczna komedia o nieudaczniku życiowym, który pracuje w Miej-skim Zakładzie Rehabilitacji Al-koholowej i zakochuje się w swojej podopiecznej, to przykład na ki-no nie tylko świetnie zrealizowa-ne warsztatowo, ale i nieźle po-myślane. Warto czekać na takie filmy, także te w „kameralno-let-nim” wydaniu.

Przepis na udany festiwal? Ostra selekcja filmów i bogaty program wydarzeń towarzyszących pokazom. Ale najważniejsza jest idea wyróżniająca imprezę z dziesiątek innych.

na Radom!ZoomIwona Cegiełkówna

Fot.

Ew

a Ja

sińs

ka/F

ilmfo

rum

Fot.

Jace

k D

ryga

ła

Uczestnicy festiwalu

To jeden z tych festiwali, który zasługuje na piosenkę. Cho-ciaż podobnych świąt kina

mamy w Polsce bez liku, jakoś nie dopisuje się do nich historii. Nie śpiewa się o nich, nie stanowią one tła filmowych fabuł, ani nie występują w reklamach miasta. Turystyka kulturalna wciąż jest niewystarczająco wykorzystywa-na. Może brakuje pewnego zmi-tologizowania festiwali w kraju? W dobrym tego słowa znaczeniu.

Budowanie tożsamości małych imprez, a co za tym idzie także budowanie legendy, jest skompli-kowane. Z jednej strony – organi-zatorzy próbują wpisać dane wyda-rzenie w rytm i koloryt miejsca, w którym się odbywa. Z drugiej – zamroczeni sukcesami festiwali w Gdyni czy we Wrocławiu (Nowe Horyzonty) starają się replikować ich charakter. Banał o szukaniu własnej ścieżki trzeba porzucić. Indywidualizowanie takich imprez wydaje się niemożliwe w czasach, kiedy wydarzeń filmowych w Pol-sce są dziesiątki. Na obdzielenie ich różnymi filmami nie ma szans.

Nic dziwnego, że w Sopocie pokazano filmy, które bywalcy koszalińskiego „Młodzi i Film” (Dzień babci Miłosza Sakow-skiego – zwycięzca w Konkursie Krótkometrażowych Debiutów Filmowych) czy Docs Against Gravity (W piwnicy Urlicha Seidla) mieli okazję już widzieć. Szansę do nadrobienia zaległości dostali także ci, którym w regu-larnej dystrybucji umknęły osca-rowy Birdman Alejandra Gon-záleza Iñárritu czy rodzimy Kebab i Horoskop Grzegorza Jaroszuka, któremu w Sopo-cie przypadła Nagroda Jury za odważne podążanie własną ścieżką. Nie oznacza to jednak, że zabrakło „świeżynek” i nowo-ści. W Sopocie polskie premiery

miały choćby: Ruin Amiela Cour-tin-Wilsona i Michaela Cody'e- go (Grand Prix festiwalu) czy serbska Otwarta klatka Sinisy Galica. Prestiżu dodała też pre-miera europejska filmu Wildlike Franka Halla Greena.

Atrakcyjne seanse filmowe to wystarczający powód do odwie-dzenia sopockiego święta kina. Intrygujący jest klucz ich doboru, a więc sekcje tematyczne, zwłasz-cza Dieselpunk czy Muzyka, Sztuka i Moda. W pierwszej zna-lazły się filmy podzielone na trzy epoki: Dieselpunk Inspiracje, Die-selpunk oraz Post Apocalyptic Dieselpunk. Na obszarze diesel-punku, nurtu, który łączy ducha pierwszej połowy ubiegłego wieku z futurystyczną, postmo-dernistyczną technologią, spo-tykają się David Lynch (Głowa

do wycierania), Dżiga Wiertow (Człowiek z kamerą) i Rachel Tala-lay (Tank Girl). Pochodzące z tak odległych momentów w historii kina, wypełnione technologią, dowiodły, że rozwój tej ostatniej nie zagraża filmom broniącym się jakością. Nawet te nakręcone w monochromie znalazły w Sopo-cie swoją widownię.

Sekcja – Muzyka, Sztuka i Mo- da – to z kolei próba znalezienia wspólnego mianownika dla róż-nych obszarów kultury. Nie jest ona jednak oparta na formule „Fil-mów o sztuce” z Nowych Horyzon-tów. Na Wybrzeże trafiają te ob-razy, które przypominają biogra-fie i działania artystów spoza ob-szaru kina (Szukając Vivian Maier Johna Maloofa i Charliego Siske-la), jak i te, których forma sytuuje je na pograniczu kilku dyscyplin

(Między nami dobrze jest Grzego-rza Jarzyny). Większość zaprezen-towanych tu obrazów trafiła do re-gularnej dystrybucji w Polsce. Ich pojawienie się w Sopocie świad-czy o żywej tendencji do interdy-scyplinarności – kino coraz chęt-niej wykorzystuje elementy poza-filmowe do opowiadania historii.

Sopocki festiwal nie zapomina też o edukacji, organizując warsz-taty dziennikarstwa filmowego czy animacji „Ruchome piaski II”. Pod okiem specjalistów uczest-nicy mieli okazję przekonać się, jak wygląda film „od środka”.

Przekonując się, jak „od środka” wygląda sopocka impreza można upewnić się w jednym: jej tożsa-mość i identyfikacja działają na tyle, by już poprosić czytelników „Magazynu…” o budowanie jej legendy w 2016 roku.

Morza szum, ptaków śpiew i… mnóstwo filmów. Właśnie tak mogłaby wyglądać współczesna wersja „Historii pewnej znajomości”, gdyby Jerzy Kossela pisał te słowa do kompozycji Krzysztofa Klenczona na 15. Sopot Film Festival.

Historiapewnego festiwalu

Artur Zaborski

Bartłomiej Topa, Barbara Kurzaj, Andrzej Zieliński, Janusz Michałowski

i Piotr Żurawski w filmie Kebab i Horoskop, reż. Grzegorz Jaroszuk

Page 14: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

24 25MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Festiwale w Polsce: AnimatorFestiwale w Polsce: Animator

Zaskoczenia nie było: wygrał Jerzy Kucia swoją docenioną już wielokrotnie (m.in. w Krakowie) Fugą na wiolonczelę, trąbkę i pej-zaż. Kucia bardzo oszczędnie wy-syła swój film na festiwale, tym większa satysfakcja, że w Pozna-niu zdobył Grand Prix – statuet-kę Złotego Pegaza. Nie ma wąt-pliwości, że Fuga... jest jednym z najwybitniejszych osiągnięć no-wej polskiej animacji. „Kosmos Jerzego Kuci wyłania się z bieli. To mikroświat osobistych wspo-mnień, przedmiotów, skojarzeń. Powidoki rzeczywistości widzia-nej poprzez ociekające strugami deszczu szyby lub odbicia na po-wierzchni wody. Kadr przyjmuje fakturę kartki papieru, na której ktoś naszkicował deszcz, który okazuje się wezbraną wodą, któ-ra w istocie jest leśnym pejzażem, który przecież jednak przedsta-wia pole przemieniające się na naszych oczach w wodę... Rytm powtórzeń, zapętleń, przemian wyznacza melancholijna melo-dia wiolonczeli i trąbki” – pisze o filmie Olga Bobrowska w por-talu www.polishshorts.pl.

„Obecność w konkursie filmów aż dwunastu polskich artystów – od 88-letniego Witolda Giersza

po najmłodszych uczniów Danie-la Szczechury, Jerzego Kuci, Pio-tra Dumały – świadczy o tym, że nasza animacja dawno wydoby-ła się z zapaści lat 90.” – pisze za-chwycony festiwalem Tadeusz Sobolewski.

Z drugiej strony jednak dwa najlepsze polskie filmy tegorocz-nego Animatora to obrazy już kil-kanaście miesięcy po premierze, jak zwycięski tytuł czy film Wi-tolda Giersza (co prawda Signum II jest nową wersją jego słynnej kamiennej animacji, no ale jed-nak...). Zarówno Krakowski Festi-wal Filmowy, jak i Animator po-zostawiają nas w lekkim niedo-sycie, jeśli chodzi o polską ani-mację Anno Domini 2015. Cie-szy Nagroda Stowarzyszenia Fil-mowców Polskich za najlepszy polski film dla Domu Agnieszki Borowej, filmu powstałego w kra-kowskiej ASP – co więcej, firma Spectator wprowadzi etiudę do kin jako dodatek. Niewątpliwie mocnymi pozycjami festiwalo-wymi były dopracowane formal-nie Kreatury Tessy Moult-Milew-skiej ze Studia Munka, pomysło-we, oryginalne Udomowienie Syl-wii Gaweł z krakowskiej ASP czy precyzyjnie naszkicowany hor-

ror But She’s Nice Tomasza Pi-larskiego. Po raz kolejny już Jo-anna Jasińska-Koronkiewicz po-kazała swój wyjątkowy film dla dzieci – To pewna wiadomość, zrealizowany na podstawie ma-ło znanej baśni Hansa Christia-na Andersena.

Konkurs to tylko jedno z ob-licz Animatora. Festiwal pozwala spotkać się z naprawdę najwięk-szymi tuzami światowej anima-cji, żeby wymienić tylko krytyka Giannalberto Bendazziego, twór-cę Pocahontas – Erica Goldber-ga czy nagrodzonego laurem za osiągnięcia życia Raoula Serva-isa. Alternatywę dla sekcji kon-kursowych stanowią dziesiątki projekcji specjalnych, koncer-tów połączonych z happenin-giem, artystycznych performan-ce’ów, jak ten w wykonaniu Kathy Rose czy znakomity filmowo- -warsztatowy program dziecię-cy, przygotowany przez Cen-trum Sztuki Dziecka w Pozna-niu. A także druga już konferen-cja naukowa – tym razem poświę-cona tematowi Innego w anima-cji (zaprogramowana przez Han-nę Margolis i Marka Bochniarza) i zaopatrzona w stosowną retro-spektywę tematyczną.

To, co rzuciło mi się w oczy pod kątem organizacji, i jest to chyba jakiś dylemat imprezy, to fakt, że nie ma ona swojego ściśle okre-ślonego centrum. Konkursy odby-wają się w ponad 100-letnim ki-nie Muza, część pokazów i warsz-tatów – w Centrum Kultury „Za-mek”, wydarzenia naukowe w Sce-nie na Piętrze, koncerty i wyda-rzenia w otwartym namiocie fe-stiwalowym. Z jednej strony gład-ko wpisuje to Animatora w tkankę Poznania, z drugiej – nieco rozbi-ja integrację jego gości. Ale mo-że lepiej pasuje to do nieuchwyt-nej natury animacji? Choć z dru-giej strony zawsze dobrze jest, je-śli festiwal ma swoje „serce”, sta-łą siedzibę, która buduje jego wi-zerunek i integruje.

Zawsze mam z Animatorem taki problem, że po zanurzeniu się w ten barwny wielokulturo-wy świat z niechęcią wracam do świata realnego. „Podczas, gdy je-steśmy bombardowani informa-cjami o rzeczywistości w skali 1:1, animacja pełni funkcję poezji” – zauważył Sobolewski. I tę surre-alistyczno-poetyczną naturę ani-macji festiwal oddaje. Wyrazisty profil jest jego największym plu-sem. I tak trzymać.

Animator jest jednocześnie festiwalem małym i dużym. Małym, bo jego formuła ogranicza się do filmu animowanego, dużym, bo odmian, nawiązań, gatunków i artystycznych performance’ów animacji jest tak wiele, że w zasadzie każdy ma swojego osobnego Animatora, złożonego z odrębnych modułów programowych.

Wielowątkowość jest dome-ną największych imprez fil-mowych. Tymczasem pro-

gram poznańskiego festiwalu anima-cji można objąć i przyswoić ludzkim umysłem. Może więc taka jest natu-ra animacji, migotliwa, zmienna, wie-loznaczna? „Animator jest adreso-wany zarówno do ludzi z branży fil-mowej, wyrobionych kinomanów, jak i szerokich rzesz widzów, w tym naj-młodszych” – mówi Marcin Giżycki, dyrektor festiwalu. Jedną z najwięk-szych zalet tej imprezy jest wieloka-nałowość przekazu – tu rzeczywiście każdy znajdzie coś dla siebie.

O randze każdego festiwalu świad-czy konkurs, i basta. Widać, że dy-rektor Animatora stopniowo buduje znaczenie obu sekcji konkursowych. Szkoda, że tak rzadko możemy oglą-dać polskie filmy w konkursie peł-nych metraży. Za to konkurs anima-cji krótkometrażowych był nasz: w se-lekcji znalazło się 12 polskich tytułów!

Tegoroczny werdykt wzbudził we mnie o wiele większe zaufanie niż kontrowersyjne, choć odważne wybo-ry rok temu. Jury nagrodziło – przede wszystkim – artyzm, konsekwencję, warsztat, sprawność opowiedzianej historii i dopracowanie filmu.

Animator: poezja

Anna Wróblewska

jako duch filmuFo

t. M

iędz

ynar

odow

y Fe

stiw

al F

ilmów

Ani

mow

anyc

h A

nim

ator

Fot.

Mię

dzyn

arod

owy

Fest

iwal

Film

ów A

nim

owan

ych

Ani

mat

or

Dom, reż. Agnieszka Borowa

Fuga na wiolonczelę, trąbkę i pejzaż, reż. Jerzy Kucia

Page 15: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

26 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Festiwale w Polsce: Lato z Muzami

Nowogard kojarzy się po-wszechnie ze znanym z buntu więźniów z 1989

roku zakładem karnym, motor-crossem, malowniczym jeziorem czy 700-letniimi cisami, pod któ-rymi – wedle lokalnej, nieprawdo-podobnej, acz uroczej legendy – sypiał Bolesław I Chrobry. To jed-nak też bardzo filmowa miejsco-wość. Swój dom letniskowy mia-ła tu Marlena Dietrich. Przede wszystkim zaś co roku odbywa się „Lato z Muzami”, na którym kino spotyka się z teatrem, muzy-ką, malarstwem i literaturą.

„Lato z Muzami skierowane jest przede wszystkim do lokal-nej społeczności. Wśród publicz-ności przeważają osoby dojrzałe, ale mamy też rozbudowany pro-gram dla dzieci i młodzieży, mię-dzynarodowe warsztaty kreatywne oraz cieszące się dużą popular-nością zajęcia z zarażającą ener-gią Szczecińską Ligą Superbo-haterów” – mówi Krzysztof Spór, który od trzech lat pełni funkcję dyrektora artystycznego filmowej części imprezy.

W plenerze (wszystkie wydarze-nia są bezpłatne) bawią kabarety (w tym roku Grzegorz Halama), pokazywane są lekkie komedie, odbywają się występy sceniczne.

W kinie w Nowogardzkim Domu Kultury (organizator imprezy wraz z Urzędem Miasta) oglądać można nieznane miejscowej widowni gło-śne fabularne i dokumentalne pre-miery ostatnich miesięcy. Późne wieczory to cykl „Po północy” z kinem klasy B. „Chcemy bawić, ale przede wszystkim edukować, propagować kulturę, w tym, oczy-wiście, polskie filmy. Zachęcamy do dyskusji, konfrontacji z tema-tami rzadko tu poruszanymi” – dodaje Spór.

Na „Lecie z Muzami” bywa go-rąco. Tegoroczne, pełne emocji,

spotkanie z Grzegorzem Jankow-skim dotyczące Polskiego gówna na pewno na długo zapisze się w pamięci mieszkańców miasta. Można na tym festiwalu zaobser-wować pewną niesamowitą obu-stronną ciekawość: widzów wobec filmów, twórców wobec publiczno-ści. Poza Jankowskim mogli się o tym przekonać m.in. Agniesz-ka Zwiefka (Królowa ciszy), Grze-gorz Jaroszuk (Kebab i Horoskop), autorka animacji Monika Kuczy-niecka oraz członkowie Kabaretu na Koniec Świata. Gości, filmów i dyskusji było oczywiście jeszcze

więcej. Prelekcje filmoznawców poprzedzające niektóre seanse, wprowadziły widzów w klimat ta-kich filmów jak: Jeziorak Michała Otłowskiego czy W imieniu diabła Barbary Sass. Powodzenia życzo-no debiutantowi Mateuszowi Nę-dzy, który w imieniu ekipy Dnia babci Miłosza Sakowskiego ode-brał Grand Prix organizowanego po raz drugi konkursu krótkich metraży – Filmowa Młoda Polska. Autografy rozdawał uhonorowany statuetką „Robi swoje!” Paweł Do-magała. Owacjami na stojąco na-grodzono też zespół Tomasza Le-wandowskiego, który przygotował specjalną kompozycję do Brzdą-ca Charliego Chaplina.

Głównym natomiast gościem festiwalu był mistrz reżyserii i wspaniały gawędziarz Janusz Zaorski, który odebrał od organi-zatorów Laur Cisowy. To nagroda za całokształt twórczości z długą tradycją i imponującymi laure-atami – wcześniej otrzymali ją Janusz Morgenstern, Stanisław Różewicz, Janusz Majewski, Woj-ciech Smarzowski, Agnieszka Holland, Dorota Kędzierzaw-ska, Sylwester Chęciński, Marek Piwowski, Jerzy Domaradzki, Krzysztof Zanussi, Wojciech Wój-cik, Andrzej Barański, Wojciech Marczewski i Filip Bajon.

Przyszłoroczna, jubileuszowa, 20. edycja Festiwalu Filmu-Mu-zyki-Malarstwa, „Lato z Muzami” (13 -17 lipca 2016) – na tyle, na ile pozwolą środki – ma być jeszcze barwniejsza. Sama w Nowogardzie gościłam po raz pierwszy, mam jednak nadzieję, że nie ostatni. To festiwal jedyny w swoim rodzaju.

To impreza inna niż głośne letnie przeglądy filmowe, ściągające tłumy studentów z całego kraju i bijące się o tytuły z Cannes. Bardziej kameralna, ale też w jakiś sposób bardziej otwarta, ciepła. Dająca czas na to, by sztukę chłonąć, a nie tylko „odhaczać kolejne tytuły z listy”.

Nie tylkoX muza

Dagmara Romanowska

Fot.

Mar

tyna

Kaw

a

Wręczenie nagrody Grand Prix

Page 16: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

28 29MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Nagrody: Laur CisowyNagrody: Laur Cisowy

I tak oto film ten zapadł mi w pamięć na zawsze, a Zaorski kojarzy mi się od tamtego cza-

su z futbolem. Poza tym sam re-żyser okazał się „fanatycznym” ki-bicem piłki nożnej, co potwierdził piętnaście lat później, realizując Piłkarskiego pokera, prześmiew-czy film o korupcji w polskim fut-bolu, nie pozbawiony jednak sen-tymentalizmu, ciepła i humoru. Korupcja korupcją, ale futbol to przecież wspaniała i prosta gra.

Kaprysy Łazarza zostały zreali-zowane na podstawie radiowego słuchowiska Stanisława Grocho-wiaka. Film ten to urocza plebej-ska opowieść o starym Jacentym, który przygotowuje się do odej-ścia z tego świata, ma po prostu umrzeć, tak przynajmniej wszyscy sądzą. Cała wieś oczekuje na jego śmierć. Wszystko jest przygotowa-ne, ksiądz w każdej chwili może Jacentego wyspowiadać i udzielić ostatniego namaszczenia, trumna czeka, jeszcze co prawda pusta, ale jest, i żona – prawie wdowa też czeka. Tymczasem Jacenty zaczyna „dziwaczyć” i nie chce tak bezproblemowo umierać. Zamie-rza odejść „na drugą stronę” pod ściśle przez niego wyznaczonymi warunkami. Kłóci się Jacenty na-wet ze Śmiercią... Czarny humor najwyższej próby, jednocześnie bardzo celnie oddający mental-ność ówczesnej polskiej prowin-cji, i do tego jak zagrany! Akto-rzy znakomici: Jacenty to Hen-ryk Borowski, Jacentowa – Wan-da Łuczycka, syn – Józef Nalber-czak, ksiądz – Franciszek Pieczka. Zresztą aktorstwo to silna strona wszystkich filmów Zaorskiego.

W tym samym czasie powstał też jego debiutancki film kino-wy – Uciec jak najbliżej – z mło-dziutką i piękną Haliną Golanko i początkującym Jerzym Góral-czykiem. Był to współczesny ob-raz o cynicznym traktowaniu mi-łości, przeszedł bez echa i dzisiaj także jest bardzo rzadko wzna-wiany. „Jest to dla mnie ostatnia szansa zrobienia filmu o młodzie-ży – mówił wówczas reżyser w wy-wiadzie dla »Magazynu Filmowe-go« (pismo ukazujące się w PRL – przyp. red.) – wiem, czym ona ży-je, czym się pasjonuje. Moi starsi koledzy robią takie filmy, tak jak filmy historyczne, czytają książ-

ki, wertują ankiety, dokumentują szkoły, zakłady pracy. Czy to nie śmieszne?”. Zakończenie rozmo-wy – przyznajmy – dość buńczucz-ne, ale takie są prawa młodości.

Warto powrócić do ówcze-snych plebejskich fascynacji Zaorskiego, przy czym reżysera interesowała nie tyle wieś, ale „chłopskość” i wszystko co z niej wynika, czyli świat wartości ru-dymentarnych: rodzina, patriar-chalizm, wiara, tradycja, wierność zasadom wyniesionym z dziada pradziada, praca, szacunek dla przyrody, czyli stworzenia. Tak było w „śmiesznych” Kaprysach Łazarza, tak jest także w Chleba naszego powszedniego (scena-riusz do tego filmu Zaorski napi-sał do spółki z Janem Himilsba-chem). Szacunek dla tytułowego chleba ma tu kluczowe znacze-nie. Józef Malesa, bohater kre-owany przez Bolesława Płotnic-kiego, przybywa ze wsi i zamiesz-kuje wraz z synem w hotelu ro-botniczym. Trwa budowa Trasy Łazienkowskiej. W Warszawie, która zapomniała, czy też chcia-ła zapomnieć, że po hekatombie wojennej zmieniła się dość dia-metralnie jej tożsamość klasowa, stary Józef odbierany jest zrazu jak archaiczny dziwak, ze swo-imi obyczajami, wyniesionymi z tradycyjnej polskiej wsi. Ma-lesa jest dumny ze swojej „nie-dzisiejszości”, staje się postacią podziwianą, nie wiadomo, czy szczerze, ale przecież wyraża on podskórną tęsknotę za czymś co stałe i niezmienne. Zwykły stróż przechadzający się w kożuchu po

moście jest jak monument, któ-ry wcześniej czy później zosta-nie zburzony, bo trzeba zrobić miejsce dla „nowego świata”. Je-go świat odchodzi nieuchronnie w przeszłość. Podobnych tema-tów dotyka adaptacja powieści „Awans” Edwarda Redlińskiego. Tym razem jest to jednak kome-diowa, a nawet trochę szydercza, opowieść o odchodzącym świe-cie dawnych obyczajów i zasad moralnych wyznaczających ży-cie polskiej prowincji.

Z lat siedemdziesiątych naj-mocniej zapadł mi w pamięć in-ny film Zaorskiego. Pokój z wido-kiem na morze to dramat psycho-logiczny, opowiadający o pryncy-pialnym konflikcie dwóch psy-chiatrów, próbujących uratować młodego samobójcę, usiłującego skoczyć z ostatniego piętra wie-żowca. Chłopak stoi na gzymsie za oknem, a między psychiatrami toczy się spór o metodę ingeren-cji w wolność człowieka. Profesor (wielka rola Gustawa Holoubka) uznaje wolność człowieczą jako zasadę naczelną i chce, żeby chło-pak podjął samodzielną decyzję o swoim życiu. Pragnie, żeby zej-ście z okna łączyło się dla chłopa-ka z przemianą wewnętrzną. Mło-dy naukowiec (Piotr Fronczewski) liczy na rozwiązania siłowo-far-makologiczne. Pokój… doskona-le wpisywał się w kino moralnego niepokoju, dziś jest jednym z za-ledwie kilku filmów tego nurtu, które przetrwały próbę czasu i po-zostają aktualne. Dzieło wybitne!

W 1980 roku, czyli w chwili wybuchu Solidarności, a wszy-

scy czuli, że ta chwila może nie potrwać długo, Zaorski nakręcił Dziecinne pytania (scenariusz: Tomasz Zygadło). Reżyser pięt-nował bezkompromisowo ob-łudę i zgniliznę PRL-u. Kiedy główny bohater wychodzi na uli-cę z transparentem: „Absolwent uczelni technicznej szuka pracy nie wymagającej kompromisów”, pokazuje swoją niezależność, ale i daleko posuniętą naiwność. Wy-obrażam go sobie z tym napisem w dzisiejszych czasach. Nic no-wego… Takie „dziecinne pytania” może i są naiwne, ale mają swo-ją siłę w każdym okresie histo-rycznym.

Najważniejszym filmem Zaor-skiego jest bez wątpienia Mat-ka Królów zrealizowana na pod-stawie opowiadania Kazimierza Brandysa. Dzieło to było pięcio-letnim „półkownikiem”, zoba-czyłem je w kinie Wars dopiero w 1987 roku, kiedy zaczęło się powolne dogorywanie reżimu, i niektóre filmy wracały na ekra-ny. Łucja Król w genialnym wy-konaniu Magdy Teresy Wójcik, to bohaterka filmu przygnieciona przez zbrodnicze ideologie ubie-głego wieku. Uratowała ją pro-stota, tradycyjna wiara i kręgo-słup wewnętrzny. Wszyscy ugięli się przed walcem historii. Tylko ona jedna, jak kariatyda, trzymała dom. Była punktem odniesienia. Cywilizacja musi iść do przodu, to oczywiste. Nie możemy trwać cały czas w tym samym miejscu, ale musimy mieć ze sobą – jak to określa Zaorski – „neseserek pewnych prawd”.

Zaorski wielką wagę przywiązu-je do Jeziora Bodeńskiego, znako-mitej adaptacji nostalgiczno-po-etyckiej prozy Stanisława Dygata, którą włączył się w spór nieroz-wiązywalny: czym jest polskość. Zresztą ostatni film Zaorskiego, czyli Syberiada (ponad milion ludzi w kinach), choć skrzyw-dzony przez krytyków, dopisuje do tego dyskursu nowy rozdział. Skoncentrowałem się jednak na mniej znanych filmach Zaorskie-go (poza Matką Królów), bo lau-reat nagrody 19. Festiwalu Filmu- -Muzyki-Malarstwa „Lato z Muza-mi” w Nowogardzie – Lauru Ci-sowego – zasługuje na ponowne odkrycie.

Środa 17 października 1973 roku. W ten dzień polska reprezentacja piłkarska „zatrzymała” Anglię. W piekle, jakim był stadion Wembley, Polacy zdołali wywalczyć „zwycięski” remis, który dał im awans do mistrzostw świata w RFN. Cały kraj zasiadł przed telewizorami, zapewne także Janusz Zaorski, początkujący reżyser filmowy. Po dziewięćdziesięciu minutach spiker Jan Suzin powiedział, że przed chwilą właśnie zakończyła się transmisja, i od razu zaprosił na projekcję polskiego filmu fabularnego Kaprysy Łazarza w reżyserii Janusza Zaorskiego.

Reżyser z neseserkiemKs. Andrzej Luter

Adam Ferency i Magda Teresa Wójcik w filmie Matka Królów, reż. Janusz Zaorski

Janusz Zaorski

Fot.

WFD

iF/F

ilmot

eka

Nar

odow

a

Fot.

Mar

tyna

Kaw

a

Page 17: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

30 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

16 lipca w krakowskim Pałacu Sztuki otwarto wystawę „Filmy Romana Polańskiego w światowym plakacie filmowym”, na którą składa się prawie 200 prac, począwszy od debiutanckiego Noża w wodzie (1961) po najnowszy obraz reżysera Wenus w futrze (2013).

Anna Michalska

Wystawa stanowi prezen-tację zarówno dorob-ku reżysera, jak i sztu-

ki plakatu. Pokazuje także ogrom-ną popularność Romana Polań-skiego oraz jego filmów na świe-cie. Dla tych, którzy go znali, jego zawrotna kariera nie była zasko-czeniem. Henryk Kluba, w lauda-cji z okazji przyznania Polańskie-mu przez Szkołę Filmową w Ło-dzi tytułu doktora honoris causa, mówił o nim: „Ma niemal nadna-turalne predyspozycje do wycza-rowywania widowiska; wszystko, czego się dotykał, zamieniało się w spektakl”.

Ekspozycję przygotowało Mu-zeum Kinematografii w Łodzi, któ-

Działania muzealników oce-nia sam bohater, który pisze: „Nie wiem, co mnie bardziej zdumiewa w tej kolekcji. Ilość czy jakość? Nie sądziłem, że moje filmy zrodziły tak różnorodną »wartość dodaną«. Niekiedy jednym, prostym zna-kiem grafik opowiada mój film, zdradzając jak go zrozumiał. Tym-czasem dystrybutor głowi się, jak najlepiej film sprzedać i poprzez plakat próbuje dotrzeć do widza, którego zna na wylot – a przynaj-mniej tak mu się wydaje”.

We wspaniałych wnętrzach Pa-łacu Sztuki można oglądać pra-ce znakomitych zagranicznych grafików, m.in. René Ferracciego, Jean-Michela Folona, Clémenta

re od 5 lat gromadzi zbiory plaka-tów do filmów Polańskiego. „Ma-my już przeszło 500 obiektów po-chodzących z ponad 30 krajów. Możemy z pełną odpowiedzial-nością powiedzieć, że posiadamy największą na świecie kolekcję plakatów do jego dzieł” – zapew-nia Krystyna Zamysłowska, kura-torka wystawy i opiekun zbiorów w muzeum.

To już kolejna, przygotowana przez łódzką placówkę wystawa, poświęcona reżyserowi. Poprzed-nia, „Roman Polański. Aktor. Reży-ser”, cieszyła się ogromnym zain-teresowaniem na całym świecie. Wówczas plakaty stanowiły uzu-pełnienie ekspozycji.

Hurela, Bernarda Bernhardta, Pe-tera Strausfelda. Są również pla-katy fotograficzne, ze zdjęciami wybitnego fotografika, Guya Fer-randisa, współpracującego z Ro-manem Polańskim od 2002 roku. Wśród prezentowanych dzieł znaj-dą się także prace wybitnych pol-skich artystów, m.in. współtwórcy polskiej szkoły plakatu, Jana Le-nicy, który oprócz plakatu do No-ża w wodzie opracował identyfi-kację graficzną do zagranicznych filmów reżysera: Matni i Wstrę-tu. Prezentowane są także prace Andrzeja Dąbrowskiego, Leszka Hołdanowicza, Rosława Szaybo, Wiesława Wałkuskiego, Andrzeja Klimowskiego oraz Andrzeja Pą-gowskiego.

Wielkie wrażenie robią wielko-formatowe plakaty (3,2 x 4 m), czę-sto unikatowe i egzotyczne (po-chodzą m.in. z Japonii, Argen-tyny, Brazylii, Izraela, Australii, USA, Meksyku i Francji), nama-lowane przez wybitnych twórców lub sygnowane przez najlepsze agencje artystyczne.

Wystawie towarzyszy impo-nujący polsko-angielski katalog, w którym zawarto ponad 400 naj-lepszych i najciekawszych pla-katów. Od 14 września do 15 li-stopada ekspozycja będzie pre-zentowana w Muzeum Miasta Gdyni, jako jedna z imprez to-warzyszących 40. edycji Festiwa-lu Filmowego w Gdyni.

Kuratorami wystawy są Kry-styna Zamysłowska i Piotr Ku-lesza. Honorowy patronat objął Andrzej Wajda. Główni partne-rzy projektu to: Polski Instytut Sztuki Filmowej, Stowarzyszenie Filmowców Polskich, Telewizja Kino Polska i Stowarzyszenie KinoArt. „Magazyn Filmowy” jest patronem medialnym wy-darzenia.

Polański w Pałacu Sztuki

Wystawy: Filmy Romana Polańskiego w światowym plakacie filmowymFo

t. A

nna

Mic

hals

ka

Page 18: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

32 33MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Polskie premiery: Żyć nie umieraćPolskie premiery: Żyć nie umierać

autora scenariusza – przyp. red.), żeby tę postać dopisać do filmu i cieszę się, że się zgodził. Z wątkiem węgierskim wiąże się zabawna anegdota. Szu-kaliśmy węgierskiego aktora, który zagrałby chłopaka córki. Nie wiedziałem, skąd go mam wziąć. Viola Borcuch (reżyserka castingu – przyp. red.) skontak-towała się z jakimś węgierskim instytutem, oni nam przysłali propozycje aktorów, ale żaden nam do końca nie odpowia-dał. Pewnego dnia gadałem z Kubą Wieczorkiem, który gra w filmie Bossa, ale o czymś zupełnie innym – opowiadał mi o muzyce i o tym, że w War-szawie mieszka syn wokalisty bardzo znanego na Węgrzech zespołu Omega. I ten syn mówi po polsku i węgiersku… Ale to nie wszystko – gdy spotka-łem Dawida Szomlo, okazało się jeszcze, że kończył dwulet-nie studia aktorskie w Krako-wie (Lart StudiO – przyp. red.), gdzie poznał się i zakumplo-wał z Tomkiem Kotem. Nigdy nie zagrał w filmie, ale marzył o tym od lat.

Wróćmy jednak do polskiej części filmu. Mityngi AA, które są ważną częścią życia Bartka odbywają się nad Wisłą. To dość nietypowe miejsce. Przeniosłem je z odrapanej świetlicy nad rzekę. Chciałem uciec od realizmu, ale jednocze-śnie zależało mi, żeby sytuacja

była wiarygodna, żeby widz nie czuł oszustwa. Tak samo jest w przypadku szpitala, w którym leży Bartek – jest ładny, czysty, mój operator Radek Ładczuk nazwał go „skandynawskim szpitalem”. Uciekłem od tego, jak jest w rzeczywistości, chcia-łem skonfrontować tę „ładność” z tematem umierania.

Decydując się na taki ruch, na pewno liczysz się z uwagami widzów, że „świat tak nie wygląda”.Ale co to znaczy w ogóle, że „świat tak nie wygląda”? Jak ktoś chce zobaczyć jak wygląda, niech włączy kanał informa-cyjny, który i tak nie pokaże całej prawdy. Nawet dokumenty są przetworzeniem rzeczywi-stości, Marcel Łoziński powie-dział, że kręcąc film, „potrząsa akwarium i patrzy, co się dzieje”. Można robić kino, które jest chropowate, blisko życia, ale czy ono będzie realistyczne? Świat wygląda tak, jak go pokażemy. W zależności od tego pod jakim kątem ustawimy kamerę, jaką wybierzemy optykę.

Debiut kinowy zrobiłeś po dziesięciu latach od noweli Morze, która weszła w skład Ody do radości, w tym czasie kręciłeś seriale. W Polsce pokutuje przekonanie, że telewizja hebluje talent, otępia wyobraźnię.Gdy zaczynałem robić seriale, obiecałem sobie, że nie

pozwolę, by mnie one ogra-niczały, raczej traktowałem je jako poligon, gdzie mogę sprawdzić swój warsztat reży-serski. Dzięki temu mogłem się zmierzyć z różnymi kon-wencjami, poznałem mnóstwo ciekawych aktorów, którzy też dużo mi dali. Uczyłem się. Kiedy dziesięć lat temu zaczy-nałem pracę w telewizji, wielu kolegów ją demonizowało. Teraz seriale bywają ciekaw-sze od filmów, a reżyserzy sami chcą je robić. Gdy realizuję fajny serial, mam z tego satys-fakcję i nie czuję się gorszy od kolegów ze studiów, którzy zro-bili fabułę, a potem ich dzieła ogląda w kinach garstka ludzi. Więc stwierdziłem, że jeśli nie znajdę historii, w której się zakocham, to po co mam robić film?

Miałeś wtedy, tuż po Odzie… pomysł na opowieść o pokoleniu 30-latków, którzy boją się wejść w dorosłe życie. Jak jest teraz?Mogę się tylko uśmiechnąć na myśl o tym, co mówiłem te dziesięć lat temu. W tej chwili nie interesują mnie żadne założenia dotyczące tematu lub gatunku filmu. Podoba mi się to, co robią w kinie Danny Boyle lub Michael Winterbot-tom, oni nie mają programu, każdy obraz jest o czym innym. Interesuje mnie dobry scena-riusz, który ma potencjał na dobry film.

Ola Salwa: Czy znałeś Tadeusza Szymkowa, na którym wzorowana jest postać głównego bohatera?Maciej Migas: Nie, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo Żyć nie umierać nie jest filmem biograficznym. Scenariusz jest inspirowany jego życiem, ale to historia uniwersalna.

Filmowy Bartek to niepijący alkoholik, który żyje od fuchy do fuchy, chodzi na spotkania AA, rodzina się od niego odcięła. Dowiaduje się, że ma raka płuc i umrze za trzy miesiące. Brzmi ciężko, ale twój film taki nie jest.Wymienione jednym tchem wątki mogą sugerować, że film będzie z kategorii tych śmier-telnie poważnych. A ja miałem inne założenie, chciałem opo-wiedzieć o ciężkim temacie w lekkim tonie.

Ale nie za lekkim.Nie chciałem robić kina cie-płego, ckliwego, prostego. Takiego, którego widz po pię-ciu minutach wie, co się wyda-rzy i może spokojnie zapaść się w fotel i popcorn. Chciałem, żeby ta historia miała w sobie lekkość, ale nie była opowie-dziana dosłownie, dlatego poszarpałem ją z Maćkiem Paw-lińskim na montażu. Pomie-szaliśmy wątki, wycięliśmy to, co dopowiadało sceny. Pracę w montażowni ułatwił nam pomysł kostiumografki Domi-niki Gebel, która zapropono-wała, że każdy bohater będzie miał tylko jeden kostium. Na początku wydawało mi się to dziwne, ale potem obejrza-łem różne klasyczne filmy – w nich postacie też miały jeden kostium. W Żyć nie umierać tylko Ewka (grana przez Martę Malikowską – przyp. red.) ma dwa różne stroje. Dzięki temu mogliśmy potem tasować sceny, jak chcieliśmy, „ograni-czały” nas tylko włosy chorują-cego Bartka.

Gra go Tomasz Kot, który jest wyśmienitym aktorem komediowym i dramatycznym. Wnosi do

filmu dokładnie to, co czym mówisz – ciężar i jednoczesną lekkość. Kiedy wymyśliłeś, żeby to on zagrał tę rolę?Od początku wiedziałem, że chcę, by w moim filmie zagrali Tomek Kot i Janusz Cha-bior, przy czym Tomka jeszcze wtedy nie znałem. Już podczas pierwszego spotkania dobrze się poczuliśmy w swoim towa-rzystwie, wiedziałem też, że on dobrze czuje tę historię. Bardzo dużo wniósł do filmu.  

Opowiedzieć lekko ciężką historię to jeden powód, który spowodował, że zainteresowałeś się tym scenariuszem. Zakładam, że było coś jeszcze.Przez lata próbowałem sam napisać scenariusz, ale efekt mnie nie zadowalał. Byłem już tym zmęczony. Szukałem tek-stu, który da mi możliwość zro-bienia tak zwanego kina środka, czyli nie będzie ani kinem skraj-nie artystycznym, ani stricte komercyjnym. Miałem kilka okazji, żeby zadebiutować, bo dostałem propozycje nakręce-nia komercyjnych komedii, ale na szczęście coś mnie chroniło, bo projekty nie dochodziły do skutku. Więc w „Life goes on” –

bo taki był oryginalny tytuł sce-nariusza – nie interesował mnie temat śmierci, umierania, jeśli o to pytasz. Uwiodła mnie raczej bezpretensjonalność i uniwer-salność. Przypowieść o nieubła-ganym przemijaniu, o nieod-wracalności, o tym, że wszystko ma swój konkretny czas, do któ-rego nie da się powrócić, kiedy najdzie ochota, albo kiedy się zmądrzeje. I mimo że w sło-wach brzmi to może banalnie, to wierzę, że przetłumaczone na obraz, może potrząsnąć. Jedno-cześnie nie chciałem moralizo-wać i mam nadzieję, że to się udało.

Najważniejszą misją umierającego Bartka jest pogodzenie się z dorosłą córką, która mieszka na Węgrzech. Czy wybór tego kraju jest też symboliczny? Nie ma chyba innej narodowości w naszym regionie, która wydaje się jednocześnie bardzo bliska i bardzo obca, zupełnie jak bohater i jego dziecko.Pomysł był w scenariuszu, ale tylko w formie informa-cji, że Bartek ma mieszkającą na Węgrzech córkę. Namówi-łem Czarka (Harasimowicza,

Żyć nie umieraćpremiera: 28 sierpniareżyseria: Maciej Migasscenariusz: Cezary Harasimowiczzdjęcia: Radosław Ładczukmuzyka: Tomasz Wirackiscenografia: Jagna Janickamontaż: Maciej Pawlińskidźwięk: Wojciech Ślusarz, Sebastian Kordasz, Bartłomiej Bogackiwykonawcy: Tomasz Kot, Janusz Cha-bior, Jacek Braciak, Ireneusz Czop, Adam Woronowicz, Andrzej Konop-ka, Marta Malikowska, Magadalena Walach, Robert Wabicz, Michalina Ol-szańska, Agnieszka Wosińskaproducent: Maciej Szwarc, Marcin Ksobiech, Paweł Jadczakprodukcja: Instytucja Filmowa Film-Artczas projekcji: 87 mindystrybucja: Kino Świat

Historia zainspirowana osobą akto-ra Tadeusza Szymkowa i jemu dedy-kowana. Główny bohater Bartek to pięćdziesięcioletni „niewinny czaro-dziej”, były aktor, były alkoholik, obec-nie animator publiczności, czyli zawo-dowy zabawiacz widowni przed tele-wizyjnymi widowiskami, który już na zawsze pozostanie w cieniu sławy swoich kolegów. Ten „niewinny  cza-rodziej” pogodził się już z przegraną. Pewnego dnia Pan Bóg i onkolog sta-wiają go do walki: ma trzy miesiące życia. Bartek błyskawicznie zaczyna porządkować swój świat, by nie po-zostawić po sobie śmietniska. Pod wpływem najbliższego kumpla, te-rapeuty-postalkoholika, próbuje na-prawić wszystkie błędy i przekonać Najwyższego Scenarzystę, aby fa-buła jego losu skończyła się happy endem. Mało czasu, żeby wyprosto-wać życie, ale może się uda. Czy zdą-ży poprawić przed śmiercią scenariusz swojego istnienia?

Z Maciejem Migasem, reżyserem filmu Żyć nie umierać rozmawia Ola Salwa

Świat jak go pokażemy

wygląda tak,

Fot.

Jace

k Pi

otro

wsk

i

Maciej Migas

Żyć nie umierać, reż. Maciej Migas

Fot.

Jace

k Pi

otro

wsk

i

Page 19: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

34 35MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Polskie premiery: Dybuk. Rzecz o wędrówce duszPolskie premiery: Dybuk. Rzecz o wędrówce dusz

niu, w okolicach grobu cadyka Nachmana, organizując prze-jazdy tych pozostałych

To właśnie ten rytuał był dla pana interesujący na samym początku?Tak naprawdę interesował mnie problem śmierci. Chcia-łem, żeby film dotknął escha-tologii. Zastanawiałem się, w jakiej mierze religia może pomóc współczesnemu czło-wiekowi zrozumieć i przezwy-ciężyć śmierć. Nachman wła-śnie to robił. 30 tysięcy ludzi przyjeżdża tam w dużej mierze dlatego, że według jego obiet-nic każdy pobożny Żyd, który na Nowy Rok na jego grobie zmówi dziesięć psalmów, zatań-czy i zaśpiewa, uzyska zbawie-nie. Przyjeżdżają zatem bardzo różni ludzie, od byłych krymina-listów po miłośników muzyki, którzy chcą posłuchać cha-sydzkiego rocka bądź muzyki klezmerskiej. Dochodzi oczy-wiście do awantur, ale to nor-malne przy takiej dużej grupie osób. Rebe Nachman mówił, że zmarli również powinni zjawiać się w Humaniu. Do tego zresztą odnosi się tytuł filmu. Panuje tam niesłychanie przejmująca aura, która potrafi zdominować wszystko, co tam się dzieje. To tworzy prawdziwy tygiel zacho-wań ludzkich i trudno przewi-dzieć, co jeszcze wydarzy się tam w przyszłości.

Napięta atmosfera wpływała jakoś na realizację?Zdarzało się czasami, że ktoś nie wyrażał zgody na zdjęcia i my to szanowaliśmy. Każdy ma prawo do prywatności, zwłasz-cza w kontekście tak intym-nych spraw jak modlitwa. Rabini wydali jednak zgodę na to, żeby-śmy robili film i było to wiążące dla wszystkich, którzy tam przy-jechali. Podobną aprobatę wyra-ził ataman kozacki całej Ukra-iny. Z mieszkańcami Humania byliśmy zaprzyjaźnieni. Oni wszyscy zdawali sobie sprawę, że robimy film, który prezento-wał będzie nasz punkt widzenia, ale jednocześnie wiedzieli, że mogą powiedzieć to, na co mają ochotę.

Nie miał pan poczucia, że w pewnym momencie może dojść do jakiejś eskalacji agresji? Było kilka punktów zapalnych, jak chociażby kwestia krzyża, która nosiła znamiona prowokacji.Po stronie chasydzkiej były pomysły, żeby ten krzyż usunąć. Ale przyjechały służby specjalne i go pilnowały, więc nie byłoby to takie łatwe. Krążyły plotki, że próby zniszczenia krzyża zostały udaremnione, ale wszyscy się bardzo starali, żeby takie infor-macje nie wychodziły na jaw. W ciągu ostatnich kilkunastu lat w Humaniu dochodziło do zabójstw, bójek ulicznych, walk na noże. Ale to nie wynikało raczej z przyczyn religijnych. Były to zwykłe awantury, czasem mające podłoże antysemickie.

Wspomniał pan o tyglu kulturowym. Z pana perspektywy to była bardziej forma koegzystencji czy jednak konfrontacji?To trudne pytanie, bo grupy te są mocno zróżnicowane. Są cha-sydzi, którzy robią z Ukraińcami wspólne interesy, ale są też tacy, którzy przyjeżdżają, nie wiedząc nawet, że Ukraina nie jest już częścią Rosji, a interesuje ich wyłącznie to, żeby znaleźć się blisko grobu Nachmana. Nad tym wszystkim ciąży historia związana z rzezią humańską, czyli wymordowaniem przez Kozaków tysięcy Żydów i Pola-ków w 1768 roku. Nachman naj-pierw zamieszkał na pograniczu ich cmentarza, a potem popro-sił, żeby go tam pochować. Póź-niej ów cmentarz został znisz-czony i długo szukano grobu Cadyka. Kiedy znaleziono jego zwłoki, próbowano je ukraść i wywieźć do Izraela. Zresztą do tej pory są takie pomysły. To rodziło czasami konflikty. Kie-dyś Humań był miastem żydow-skim, jeszcze w latach 70. ubie-głego wieku słyszało się tam jidysz na ulicach.

Jest w pana filmie scena, która mocno mnie zaskoczyła. Kiedy rabin bardzo pozytywnie wypowiada się o Władimirze Putinie.

Chasydzi uważani są za proro-syjskich. Choć teraz, po wyda-rzeniach na Majdanie, bardzo się wyciszyli. Zrozumieli, że nie powinni opowiadać się po żad-nej stronie konfliktu. Krąży na ten temat dużo plotek. Jak cho-ciażby ta, że Putin miał obie-cać im przeniesienie Izraela na Ukrainę. To jest bzdura, ale nie-którzy w nią wierzą. To napędza nastroje. Podkreślam jednak, że to jedynie część większego problemu, który mamy w tej chwili na świecie. Ludzie bar-dzo poważnie traktujący religię, tworzą przy okazji hermetyczne, zamknięte społeczności. Myślę tutaj przede wszystkim o isla-mie. Chasydzi też są grupą, do której trudno przeniknąć, choć nie nastawioną tak wrogo do innych. Poza tym mało komu się wydaje, że warto poświę-cić dużo czasu, żeby zrozumieć nauki cadyka Nachmana.

To ciekawe, bo pokazuje, jak łatwo pewnymi rzeczami sterować. Założenie Nachmana na temat zbawienia jest, mówiąc szczerze, dość naiwne. Kiedy Nachman zamieszkał na pograniczu cmentarza, z nikim w zasadzie nie rozmawiał, nie przyjmował uczniów. Czy osią-gnął przez to mistyczny kontakt z Bogiem? Chasydzi wierzą, że jest on możliwy przede wszyst-kim dzięki modlitwie odpra-wianej za pomocą medytacji. Chasydyzm wziął się z potrzeby zaproponowania nowej wersji religii dla biednych i niewy-kształconych Żydów, którzy mieszkali w XVIII wieku na Kresach Wschodnich Najja-śniejszej Rzeczypospolitej. Byli oni zmęczeni tym, co mówili rabini, po prostu tego nie rozu-mieli. Wtedy pojawił się pra-dziadek Nachmana, który stworzył naukę bardzo prostą i bardzo radosną. Dzięki temu Nachman jest dziś popularny wśród ruchów kontrkulturo-wych.

Dybuk… był trudnym projektem?Tak, z wielu powodów. Trzeba było w sobie znaleźć siłę, żeby

robić go tak długo, bo realiza-cja trwała aż siedem lat. Byłem też producentem, więc musia-łem zapewniać finansowanie. Zawsze ma się obawy, czy histo-rię przedstawiło się w sposób, który widzom będzie odpo-wiadał. Niezależnie od stopnia zaangażowania można pra-cować nad projektem i pięć-dziesiąt lat, a zrobić film, który nikogo nie obchodzi. Trzy pokazy na Krakowskim Festi-walu Filmowym, po których odbywały się długie i niezmier-nie ciekawe dyskusje, trochę nas uspokoiły. W dalszym ciągu jednak nie wiedzieliśmy, jak film zostanie odebrany na Ukra-inie. Kręciliśmy przecież zdjęcia przed Majdanem, opowiadamy o konflikcie chasydów i czę-ści ukraińskich mieszkańców Humania. Ukraińska premiera, która miała miejsce na Między-narodowym Festiwalu Filmo-wym w Odessie, była dowodem na to, że warto było poświę-cić tyle czasu na pracę przy fil-mie. Wywołał on wielkie emo-cje. Ludzie bili brawo w czasie pokazu, płakali. Jedna z uczest-niczek ponadgodzinnej dysku-sji, jaka odbyła się po projekcji dla 400 widzów, powiedziała, że teraz i Ukraińcy, i Żydzi powinni spojrzeć na siebie inaczej. Nie znaczy to oczywiście, że film podobał się wszystkim. I dobrze, bo myślę, że jeśli ma się ambicję zrobienia filmu dla każdego, to pora umierać.

Film ma dwie wersje – pełnometrażową i telewizyjną.Wraz z Anną Sajewicz, która pracowała przy filmie jako tłumaczka i moja asystentka, piszemy też książkę o tematyce zbliżonej do filmu. Powinna zostać wydana w najbliższych miesiącach łącznie z wersją pełnometrażową. Wersję tele-wizyjną zrobiliśmy dlatego, że inaczej teraz ogląda się film w kinie, a inaczej na małym ekranie. Trzeba też pamiętać o tym, że niektóre stacje nie mają pasm pełnometrażowych, a Dybuk… już w fazie rozwoju projektu został zamówiony przez jedenaście telewizji z róż-nych krajów.

Z Krzysztofem Kopczyńskim, reżyserem filmu Dybuk. rzecz o węDrówce Dusz, rozmawia Kuba Armata

Czasemzaczyna się

od miejsca

Kuba Armata: Przez lata zbierał pan doświadczenie, pracując jako producent. W wypadku filmu Dybuk. Rzecz o wędrówce dusz zajął się pan także stroną stricte kreacyjną – reżyserią, scenariuszem, ma też pan swój wkład w materiał zdjęciowy.Krzysztof Kopczyński: Poza tym ostatnim wszystko się zgadza. W filmie jest krótki, ledwie 20-sekundowy fragment, który nagrałem za pomocą smartfona, w chwili gdy nie było na planie ekipy. Ostatecznie te zdjęcia okazały się ważne. Nie chcę mówić dla-czego, bo zdradziłbym puentę filmu. To drugi film dokumen-talny, który reżyseruję. Pierw-szy, Kamienna cisza, zrobi-łem w zasadzie przypadkiem. Kiedy leciałem do Kabulu na zdjęcia do filmu Beaty Dzia-nowicz Latawce, przeczyta-łem w samolocie informację, że w górach w północnym Afganistanie ukamienowano kobietę za cudzołóstwo. Posta-nowiłem tam pojechać – decy-zja była bardzo spontaniczna. W efekcie zrealizowałem film, który pokazywany był

w 40 krajach, w tym w poło-wie z nich w mojej obecno-ści. Muszę przyznać, że było to fascynujące doświadcze-nie. Podczas jednego z takich festiwalowych wyjazdów, do Kijowa wiosną 2008 roku, dowiedziałem się, że dwieście kilometrów stamtąd znajduje się grób cadyka Nachmana. Miałem poczucie, że to miej-sce, w którym dzieje się coś ważnego. Czasem tak jest, że dokumentalista zaczyna od znalezienia miejsca, a nie bohatera lub historii.

Ukraina w ogóle jest ponoć panu bliska.Z Ukrainy pochodzi moja rodzina. Jeden z moich przod-ków był posłem na sejm z województwa bracławskiego w powstaniu listopadowym. A w Bracławiu rozgrywa się część mojego filmu. Czuję się tam jak u siebie, choć wcale nie uważam się za specjalistę od Ukrainy. Mam tam wielu przyjaciół, rozumiem język, co zawsze jest pomocne. Jestem też przekonany, że to miej-sce niezwykle ważne dla tego, co dzieje się w tej chwili na świecie. To jeden z kluczy do

zrozumienia sytuacji społecz-nej w znacznie szerszym kon-tekście.

W moim odczuciu kwestia poszukiwania tożsamości to jeden z głównych wątków filmu.Pokazane są tam trzy, może nawet cztery grupy. Ukra-ińscy działacze organizacji samorządowych, którzy sta-rają się dookoła siebie zrobić porządek, próbując walczyć z wszechobecną korupcją. Nie podobają im się za bar-dzo przyjazdy chasydów na Ukrainę. Są też Kozacy, ludzie mocno związani z tradycją, którzy chętnie sięgają do historii. Są urodzeni na Ukra-inie Żydzi autochtoni. Spora część tej grupy mieszka już w Izraelu. Po 1991 roku stwo-rzony został specjalny pro-gram dla emigrantów, i kto mógł, ten wyjechał. Spoty-kałem się z nimi w Izraelu i sporo mi na ten temat opo-wiadali. Wreszcie są chasy-dzi, stanowiący całkowicie odrębną grupę. Przyjeżdża ich każdego roku na Rosz Haszana 30 tysięcy. Około pię-ciuset mieszka już w Huma-

Fot.

Wit

old

Kras

sow

ski

Fot.

Mar

cin

War

szaw

ski/

SFP

Dybuk. Rzecz o wędrówce dusz, reż. Krzysztof Kopczyński

Krzysztof Kopczyński

Page 20: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

36 37MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Polskie premiery: Nadejdą lepsze czasyPolskie premiery: Nadejdą lepsze czasy

kosmicznie trudne. Na wysy-pisku chodzi się po grząskim terenie. Nogi toną w błocie i śmieciach, wśród których jest pełno gwoździ, igieł i szkła. Wokół unosi się smród, ulat-niają się gazy. W pobliżu pra-cują ciężkie maszyny, wszędzie krążą ochroniarze, a na Swałce nie wolno przebywać ani filmo-wać. Dlatego trudno było dbać o estetykę kadrów, ale na ile mogłam, zawsze starałam się szukać w obrazie jakiejś faktury, kompozycji, portretów. Zdjęcia kręciłam z doskoku, głównie małymi kamerami, które nie miały zmiennej optyki, i w któ-rych trudno prowadzić manu-alnie ostrość. Dzięki obecnej technologii udało nam się pod-nieść jakość i barwę obrazu na etapie postprodukcji. Zdjęcia są dla mnie odzwierciedleniem tego, jak postrzega się świat. Nie lubię wizualnej niedbało-ści, ale ważniejsza od estetyzacji obrazu jest dla mnie opowia-dana historia.

Jakiej prawdy uchwyconej przez kamerę bali się pracownicy Swałki, kiedy zabraniali ci kręcić?

Na wysypisku robi się multi-milionowe biznesy na surow-cach wtórnych, więc nikomu nie zależy na tym, żeby ktoś kręcił się po okolicy z kamerą. Miesz-kańcy Swałki zbierają za grosze surowce, które w mieście sprze-daje się niekiedy czterdzieści razy drożej. Im nie wolno jed-nak wynosić towaru poza wysy-pisko. To grozi pobiciem i zmu-szeniem do niewolniczej pracy w punkcie skupu. Ludzie miesz-kają i pracują nielegalnie, płaci im się alkoholem, oficjalnie nie istnieją. Punkty skupu też ope-rują nielegalnie. Ochrona wie-lokrotnie mnie łapała, sprowa-dzała z wysypiska pod eskortą, wzywała policję. Mogło się to skończyć pobiciem, utratą sprzętu, w najlepszym wypadku materiałów. Uważam, że mia-łam bardzo dużo szczęścia. Dziennikarce, która pojawiła się przede mną rozbito kamerę i złamano nos. Starałam się być jak najmniej widoczna, nie eksponowałam sprzętu, ubie-rałam się tak, żeby nie wyróż-niać się w tłumie, pojawiałam się nagle i znikałam. A sam fakt, że na Swałkę wprowadziły mnie dzieci, na pewno ułatwił

mi poruszanie się wśród ludzi zamieszkujących wysypisko.

Jakimi zasadami kieruje się taka społeczność?Matka Yuli, Tania, opowia-dała, że kiedyś na wysypisku był duchowny, też mieszka-niec wysypiska i jak nie chciała dać mu wódki powiedział jej: „Matuszka, pójdziesz do pie-kła”. „A gdzie jesteśmy, nie w piekle?” – odpowiedziała mu. Wysypisko to brama śmierci, miejsce, w którym ludzie nie powinni żyć. Mieszkają tam jednak i pracują – poddani hie-rarchii ustanowionej w niele-galnych punktach skupu. W tej hierarchii są nikim. W spo-łecznościach, które tworzą są ludzie dobrzy i źli. To natu-ralne. Z drugiej strony, ludzie tam utracili wszystko i pozo-staje im tylko przyjaźń i więź. W tych ekstremalnych warun-kach są dla siebie życzliwi, wspierają się nawzajem, ratują się. Wychowałam się na Śląsku, gdzie mieszka wielu prostych, biednych i ciężko pracujących ludzi. Zawsze miałam dla nich szacunek. Walka o każdy dzień odsłania prawdziwe oblicze

człowieka. Mieszkańcy Swałki są na krańcu egzystencji, ale nie upodlenia; mają swoją god-ność, zachowali człowieczeń-stwo, którym potrafią mnie zawstydzić. To nie jest film o biedzie, ale o bogactwie ludz-kich emocji.

Jak zmiany społeczno-polityczne w Rosji wpływają na ludzi, którzy żyją poza społeczeństwem? Ironicznie kontrapunktujesz ich brutalną codzienność pozytywnymi wypowiedziami polityków wieszczących dobrobyt.Ludzie słuchali w radio i czy-tali o wzroście ekonomicznym, ale na ich sytuację nie miało to większego wpływu. Dla tych, którzy znaleźli się poza nawia-sem społeczeństwa, samo-dzielny powrót do niego jest praktycznie niemożliwy, więk-szość straciła wolę walki. Nie mają dokąd wracać, a społe-czeństwo nie wyciąga pomoc-nej dłoni, a raczej ich odrzuca. Społeczeństwo jest zresztą przyzwyczajone, że pewnymi problemami zajmuje się pań-stwo, a nie obywatele. Państwo sobie jednak z nimi do końca nie radzi, a inicjatyw poza-rządowych jest wciąż bardzo mało. Bezdomnym brakuje pomocy socjalnej i opieki ze strony profesjonalistów, któ-rzy wyciągaliby ich z bezdom-ności, która sama w sobie jest rodzajem uzależnienia. Trzeba jednak powiedzieć, że w Rosji w ostatnich latach zmieniło się prawo i wypracowano sys-temy zabierania dzieci z ulicy, dzięki czemu ich sytuacja ule-gła poprawie. To pokazuje, że odgórne decyzje są niezwykle istotne. Wierzę, że również na poziomie indywidulanym wię-cej Rosjan, szczególnie mło-dych, będzie się angażować w programy pomocowe. Kiedy daje się coś innym, dostaje się coś w zamian – okruchy cie-płych relacji i poczucie, że może zrobiło się coś ważnego; może udało się uratować czyjeś życie? Nadejdą lepsze czasy to film, który dowodzi, że walka i upór dają szansę, by odbić się od dna.

Anna Bielak: Na Swałkę po raz pierwszy zabrali cię bohaterowie twojego nominowanego do Oscara dokumentu Dzieci z Leningradzkiego (2005). Co dzieci chciały ci pokazać na wysypisku?Hanna Polak: Pewnie to, że gdzieś poza moskiewskim dworcem są inne miejsca, w których żyją dzieci takie same jak one. Kiedy po raz pierw-szy znalazłam się wśród nich, zaczęły mnie ciągnąć za ręce, zagadywać, wszystkie próbo-wały mi coś pokazać. Żyły doro-słym życiem, były odrzucone i samotne, ale zachowywały się jak typowe małe dzieci – zabiegały o uwagę. W głębi serca każde z nich marzyło tylko o tym, by mieć szczęśliwą rodzinę. To było strasznie przej-mujące. Kiedy ktoś wyciąga do tych dzieci pomocną dłoń, znika cynizm, który pomaga im przetrwać na ulicy; pojawiają się wielkie nadzieje na normalność i miłość. Jedna z dziewczynek zapytała mnie kiedyś: „Zaadop-tujesz mnie?”.

Jak radziłaś sobie w takich sytuacjach? Jak budowałaś dystans do bohaterów filmu, będąc jednocześnie zaangażowana w ich życie?

To było bardzo trudne. Cią-gle ingerowałam w rzeczy-wistość. Tłumaczyłam dzie-ciom, co wolno, a czego nie należy robić. Żeby pokazać ich życie, musiałam skupić się na obserwacji rzeczywistości, ale pamiętam mnóstwo sytuacji, w których trzeba było działać i pomagać, a nie dbać o to, czy kamera jest włączona. Kiedyś dziecko spadło z piątego piętra i dzieci zadzwoniły po mnie. Myślałam tylko o tym, żeby dowieźć je do szpitala zanim przestanie oddychać. Nie było mowy o tym, żeby filmować, choć ujęcia pewnie byłyby dla filmu ważne. Każdy dokumen-talista musi sam sobie wyzna-czyć granicę. Ja interweniuję, kiedy widzę taką koniecz-ność. Może odbieram sobie szansę na posiadanie najlep-szych scen, ale czy tylko o nie chodzi? Bardziej zależy mi na relacji z człowiekiem. Kiedy obdarza się go szacunkiem, okazuje troskę i zaangażowa-nie, zyskuje się też coś więcej, niż dobre ujęcie – wstęp do czyjegoś życia.

Kręcąc zdjęcia na wysypisku, przez czternaście lat, stałaś się częścią świata Yuli, głównej bohaterki dokumentu Nadejdą lepsze czasy. Dzięki

twojej obecności i wsparciu udało się jej wygrać z losem?Yula uważa, że byłam bardzo ważnym elementem w jej życiu. Ja sądzę, że byłam tylko jed-nym z ogniw w długim łańcu-chu przyczyn i skutków. Dużo rozmawiałyśmy, pytałam ją, co zamierza dalej robić ze swoim życiem, tłumaczyłam, ale nie miałam dokąd jej zabrać. Yula była silnie związana z matką i nie zostawiłaby jej samej na wysypisku. Dziś twierdzi, że jest człowiekiem, który skrzętnie korzysta z szans, kiedy jakieś dostaje. Myślę, że dowodzą tego jej wybory. Pozorna wolność, jaką dawało życie na Swałce, szybko się jej przejadła. Zajście w pierwszą ciążę w wieku szes-nastu lat i zdanie sobie sprawy, że nie ma dokąd pójść sprawiło, że dojrzała. Związała się z chło-

pakiem na wysypisku, który nie pił i zabraniał jej pić. Oboje zaczęli się nawzajem wspie-rać i szukać pracy poza Swałką. Nie mają wykształcenia, więc nie jest im łatwo, ale starają się utrzymać siebie, dziecko i dziś – mieszkanie. Udało im się, choć ciągle zmagają się z rozmaitymi problemami. Niezmiennie sta-ram się ich wspierać.

Ty i twoja kamera – byłyście dla nich punktami odniesie-nia. Jak pracowałaś z kamerą na Swałce? Na Wydziale Operatorskim moskiew-skiego WGiK-u uczyłaś się od Vadima Yusowa, autora zdjęć do filmów Andrieja Tarkow-skiego. Warunki, w jakich powstała większość materiału do filmu Nadejdą lepsze czasy, były

Z Hanną Polak o filmie naDejDą lepsze czasy

rozmawia Anna Bielak

Bogactwo ludzkich emocji

Fot.

Mat

eria

ły p

raso

we

Doc

s A

gain

st G

ravi

ty F

F

Fot.

Han

na P

olak

/HBO

Eur

ope

Hanna Polak

Nadejdą lepsze czasy, reż. Hanna Polak

Page 21: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

38 39MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Polskie premiery: Casa BlancaPolskie premiery: Casa Blanca

wyobrażeniem kogoś z zespo-łem Downa. Jest dumny, pewny siebie, przebojowy. Podobnie zresztą jak jego matka. Oboje nie dają sobie w kaszę dmu-chać. To dwie osoby bardzo mocno walczące o swoją indy-widualność, które za wszelką cenę chcą decydować o sobie. To temat dla mnie ważny.

Czy to założenie w jakiś sposób zmieniało się w trakcie realizacji?Na początku było ono czysto teoretyczne, może trochę prze-intelektualizowane. Ta myśl, że Nelsa i Vladi są jakimś archety-pem spacerującym nad zatoką (śmiech). Potem zetknęliśmy się z ludźmi i ich prawdzi-wymi problemami. W pewnym momencie centrum naszego zainteresowania stało się to, że naszym bohaterom oferowano polepszenie warunków życia w zamian za utratę decyzyjno-ści. Wiele rzeczy pojawiało się niespodziewanie, jak chociażby poczucie humoru, które w pew-nym momencie okazało się dla nas wytrychem, jak w ogóle ugryźć ten temat.

Wspominasz też jednak o problemach podczas realizacji.Początkowo Nelsa chciała mnie w pewien sposób wyko-rzystać jako pomoc w kontro-lowaniu Vladimira. Doprowa-dziło to do pierwszego kryzysu w pracy nad filmem, gdyż Vladi-mir w tamtym momencie tro-chę mnie odrzucił. Nie jest on osobą, której cokolwiek można było narzucić. Nie chciał, żeby ktokolwiek go upupiał: ani jego matka, ani koledzy, ani ja. I kiedy zaczęłam to robić, przy-kładowo zabraniałam mu pić alkohol, a miało to miejsce na początkowym etapie naszej zna-jomości, bardzo mu się to nie podobało. W pewnym momen-cie musiałam powiedzieć Nel-sie, że nie mogę robić tego, czego ode mnie oczekuje. Bo albo będę jej pomagać, albo zro-bię film. To był trudny moment, pokazujący czarno na białym jaka była w tym moja rola. Naj-trudniejszy moment pojawił się,

kiedy Nelsa podupadła na zdro-wiu. Nie byliśmy na tę sytuację przygotowani psychicznie. Bar-dzo się już z nimi zaprzyjaźnili-śmy i to wszystko mocno prze-żywaliśmy.

Vladimir stanowił dla ciebie wyzwanie?Początkowo wyzwaniem było to, że nie mogę do końca zro-zumieć jego postępowania. Choć z drugiej strony to też była droga do upupiania. Ludzi jednak nie trzeba rozumieć do szpiku kości, żeby móc zrobić o nich film. Mają prawo zacho-wywać się w sposób zaskaku-jący, irracjonalny… Vladimir to dodatkowo było niezłe „ziółko”. Jeżeli było coś, co chciałam zro-bić, a on nie był do tego prze-konany, nie było o tym mowy. Vladimir był bardzo świadomy tego, że jest filmowany, i że rezultat tej pracy zależy od tego, czy będzie z nami współpraco-wał. Często sobie z nas żartował, naśladując nas, przedrzeźniając.

Jak z twojej perspektywy twoi bohaterowie postrzegani byli w społeczności Casa Blanki?To właśnie próbowaliśmy zawrzeć w filmie, bo nie jest to takie oczywiste. Nie można jednoznacznie ocenić, czy mia-

steczko traktowało ich dobrze czy źle. Vladimir należał do tej społeczności, był akcepto-wany, ale też przez cały czas był obiektem żartów. Można powie-dzieć, że pełnił rolę błazna. Ludzie śmiali się z niego, ale on z nich jeszcze głośniej. Stosu-nek miasteczka do Vladimira dobrze oddaje historia z wodą. Z jednej strony ludzie uczyli go łowić, szczerze starali się, żeby przestał bać się wody. Z dru-giej wrzucali go do wody dla żartu. Byli jego przyjaciółmi, ale i potrafili być dla niego wyjąt-kowo okrutni.

Casa Blanca sprawia wrażenie bardzo czystego, jednorodnego dokumentu obserwacyjnego. Nie kusiło cię, żeby wejść w większą interakcję z bohaterami?Mamy taki materiał i jest on interesujący. W trakcie mon-tażu okazało się jednak, że wszelkie tego rodzaju dygresje wprowadzają chaos, zaciem-niają właściwy temat. Zaczy-nają odbierać trochę mocy i znaczenia historii, którą chcieliśmy opowiedzieć. To w ogóle był trudny materiał do ułożenia. Prawdopodob-nie z powodu Vladimira, który jest bohaterem nietypowym. Mimo tego, że go obserwujesz,

nie możesz zbyt wiele o nim powiedzieć, bo mamy jednak mnóstwo uprzedzeń wobec ludzi z upośledzeniem. Musie-liśmy zatem przedstawić opo-wieść o Vladimirze po kolei, kawa na ławę. Poza tym histo-ria Nelsy i Vladimira wyda-wała mi się na tyle ciekawa, że nie chciałam zakłócać jej refleksjami na temat filmowa-nia, dokumentalizmu. Moje doświadczenia z Casa Blanki to mógłby być materiał na osobny dokument.

Nelsa i Vladimir widzieli Casa Blancę?Niestety nie. Pojechałam na Kubę zaprezentować im film, ale kiedy dotarłam na miej-sce, okazało się, że nie ma ich już w miasteczku. Nelsa w bar-dzo złym stanie znalazła się w szpitalu, natomiast Vladimir u rodziny. Spotkałam ich, ale w tych okolicznościach nie było miejsca na wyświetlanie filmu. Plan miałam taki, że tam przy-jadę i zrobię wielki pokaz-im-prezę w Casa Blance, lecz oka-zało się, że rzeczywistość jest nieco inna. W tej sytuacji wola-łam normalnie spędzić z nimi czas, a nie bawić się w robienie projekcji. Nasza relacja w mię-dzyczasie przestała mieć już związek li tylko z filmem.

Kuba Armata: Akcja twojego dokumentu rozgrywa się w miejscu, z naszej perspektywy, egzotycznym. Jak w ogóle trafiłaś na Kubę?Aleksandra Maciuszek: Kiedy kończyłam kulturo-znawstwo na Uniwersyte-cie Jagiellońskim, wiedzia-łam, że w dalszej kolejności chcę podjąć studia z zakresu realizacji filmów dokumental-nych. Zastanawiałam się, którą szkołę wybrać. A że od wielu lat interesowałam się i zajmo-wałam Ameryką Łacińską – znałam ten region, ludzi – wie-działam o istnieniu szkoły na Kubie. To taki specyficzny pro-jekt międzynarodowy, na który łożą różne państwa Ameryki Łacińskiej. Ma ona interesu-jący, warsztatowy program nauczania i co ciekawe, specja-lizuje się właśnie w dokumen-cie. Podchodziłam do tego tak, że nawet jeżeli nie wyj-dzie z filmem, to przynajmniej dobrze poznam Kubę, i że to doświadczenie będę mogła jakoś wykorzystać. Sama uczelnia znajduje się w małej miejscowości, około godziny drogi za Hawaną. W szczerym polu. To osobliwy campus, studiują tam ludzie z całego świata. Szkoła oprócz dwóch sal kinowych, studia telewizyj-nego, różnych montażowni, sal do postprodukcji dźwięku oraz innych instalacji bezpośred-nio związanych z nauczaniem, ma także własny basen, pole uprawne, piekarnię, przychod-nię medyczną.

Casa Blanca to z kolei jakby podmiejska dzielnica Hawany.Tak, dość specyficzna, bo oddalona od samego miasta i oddzielona Zatoką Hawań-ską. Tam akurat zawsze bar-dzo mi się podobało, bo to taka rybacka miejscowość, ze spe-cyficzną atmosferą i charakte-rem. W tym miejscu szukałam tematu na film. Pewnego dnia zobaczyłam Nelsę i Vladimira idących ulicą. Zaintrygowali mnie na tyle, że postanowiłam dowiedzieć się więcej i drążyć dalej temat. Szybko się do niego przekonałam, zwłaszcza że w niedługim czasie staliśmy się przyjaciółmi. Początkowa ekscy-

tacja zakłócona została jednak przez kilka problemów i w efek-cie na pewien czas porzuciłam ten temat.

Twoi bohaterowie Nelsa i Vladimir podzielali ten entuzjazm?Nie wiem czy był to entuzjazm wobec samego projektu, ale byli zadowoleni, że ktoś wykazywał zainteresowanie i chciał spę-dzać z nimi czas. Nelsa i Vladi-mir to ludzie ciężko doświad-czeni przez los, spychani cały czas poza nawias społeczeń-stwa. Także z uwagi na swoje charaktery, znajdują się w cią-głej konfrontacji zarówno ze swoją rodziną, jak i lokalną spo-

Z Aleksandrą Maciuszek, reżyserką filmu

casa blanca, rozmawia Kuba Armata

Rodzinaprzede wszystkim

łecznością. Kiedy nagle poja-wił się ktoś, kto był po ich stro-nie, było to dla nich rodzajem święta. Nelsa bardzo chętnie nas podejmowała, czuliśmy się jak mile widziani goście. Poza tych chciała, żeby ta historia została opowiedziana.

Co cię w nich tak zainteresowało?To odbywało się etapami. Naj-pierw była pierwsza fascyna-cja, czyli rzucenie się na temat. Później z kolei, był okres, kiedy w niego zwątpiłam. To miał być mój film dyplomowy, ale tuż przed rozpoczęciem zdjęć postanowiłam zmienić temat. Ta historia bardzo mnie w pew-nym momencie zmęczyła. Z jednej strony wydawało mi się, że jest ona interesująca, nar-racyjna, głęboka, lecz z drugiej zawierała wiele pułapek. Dzi-siaj myślę sobie, że dobrze się stało, iż wtedy tego filmu nie zrobiłam.

Na czym opierała się ta pierwsza fascynacja?Na skojarzeniu, że to będzie film, który powie coś wię-cej na temat rodziny, wzajem-nych więzi między jej człon-kami. Kiedy zobaczyła Nelsę i Vladimira idących razem ulicą, pomyślałam, że wszyscy w relacjach rodzinnych jeste-śmy trochę niepełnosprawni. Ta historia wydawała mi się dość uniwersalna, a ich sytuacja była tylko rodzajem soczewki. Druga sprawa to ich oryginal-ność. Vladimir nie jest typową osobą, jaka kryje się za naszym

Fot.

Arc

hiw

um p

ryw

atne

Ale

ksan

dry

Mac

iusz

ek

Fot.

Stu

dio

Mun

ka-S

FP

Aleksandra Maciuszek

Casa Blanca, reż. Aleksandra Maciuszek

Page 22: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

40 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

W produkcji

21 x Nowy Jorketap produkcji: montażreżyseria: Piotr Stasikscenariusz: Piotr Stasikzdjęcia: Piotr Stasikmontaż: Tomasz Wolskidźwięk: Michał Fojcikproducent: Agnieszka Wasiakprodukcja: Lava Filmsczas projekcji: 75 minplanowane zakończenie produkcji: grudzień 2015premiera: 2016

21 x Nowy Jork to dokumentalna symfonia o mieście i filozofii życia. Poznajemy Nowy Jork przez intymne historie jego 21 mieszkańców. Niektórych bohaterów charakteryzuje tylko jedno zdanie albo wydarzenie, przy innych kamera pozostaje dłużej. Filmowa opowieść rozpoczyna się w metrze. Za najciekawszymi bohaterami idziemy dalej...

Pełnometrażowe filmy dokumentalne

Fot.

Lav

a Fi

lms

Arabski sekretetap produkcji: okres zdjęciowyreżyseria: Julia Groszekscenariusz: Julia Groszekzdjęcia: Bolesław Kielakdźwięk: Anna Rokproducent: Zuzanna Królprodukcja: Wajda Studioczas projekcji: 52 minplanowane zakończenie produkcji: 2016premiera: 2016

Kamil Filipek pragnie poznać swo-jego ojca Ilhama Al Madfaiego, który jest twórcą arabskiej muzyki folkowej i gwiazdą na Bliskim Wschodzie. Ojciec i syn nigdy się nie poznali. Reżyserka zaprasza widzów do wspólnej obserwa-cji podróży syna oraz refleksji nad sen-sem życia i potrzebą odnalezienia swoich korzeni. Kamila poznajemy w momencie, gdy chwilowo nie ma gdzie mieszkać, nie-dawno rozstał się z matką swoich dwóch córeczek. Kiedy kończy 33 lata, zaostrza się polityczna sytuacja w Iraku i na Bli-skim Wschodzie – to sprawia, że bohater dojrzewa i zaczyna zastanawiać się nad swoim losem. Wierzy, że spotkanie z Illha-mem Al Madfaim sprawi, że jego życie się zmieni. Kamil podejmuje pierwsze kroki, które pozwolą mu odpowiedzieć na pyta-nie: czy nieobecność ojca w jego życiu była jednym z powodów jego porażek? Film ukaże nie tylko spotkanie dwóch bohaterów, ale także spotkanie dwóch kul-tur. Kamil jest człowiekiem, który repre-zentuje je obie – wychowany w Polsce, w duszy czuje głęboki związek ze Wscho-dem. Czy w dzisiejszych czasach obie te kultury mają szansę na koegzystencję?

Uratowane z Potopuetap produkcji: okres zdjęciowyreżyseria: Marcin Jamkowski, Konstanty Kulikscenariusz: Marcin Jamkowskizdjęcia: Marcin Jamkowski, Konstanty Kulik producent: Dorota Roszkowskaprodukcja: Arkana Studioczas projekcji: 56 / 72 minplanowane zakończenie produkcji: 2016premiera: jesień 2016

Dlaczego miecz koronacyjny polskiego króla leży na strychu zamku w Szwecji, a pierwodruki polskiego astronoma Mikołaja Kopernika stoją na półkach w bibliotece w Uppsali? Jak do tego doszło, że w Sztokholmie są królewskie zbroje z Polski, a w kościołach na szwedzkiej prowincji biją polskie dzwony? Uratowane z Potopu to dokument kreatywny, z wykorzystaniem animacji 2D oraz inscenizacji, o podróży w przeszłość pełnej przygód, która mierzy się z mitem zatopionych skarbów. Film prowokuje do rozpoczęcia otwartej dyskusji na temat własności dzieł sztuki ze wspólnej historii Europejczyków. Autorzy nie mają roszczeń, a koncentrują się na poszukiwaniu rozwiązania, które pozwoli na wspólne korzystanie z dóbr ponad granicami i historycznymi konfliktami.

oprac. J.M.

Fot.

Waj

da S

tudi

o

Fot.

Mar

zena

Hm

iele

wic

z A

dven

ture

Pic

ture

s/A

rkan

a St

udio

Page 23: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

42 43MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Festiwale za granicą: Karlowe WaryFestiwale za granicą: Karlowe Wary

W Karlowych Warach lubią polskie kino. W tym roku w Konkursie Głównym 50. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego (3-11 lipca) o Grand Prix – Kryształowy Globus walczyły dwa polskie, choć oba powstałe w koprodukcji, tytuły: Czerwony Pająk w reżyserii Marcina Koszałki i Czarodziejska Góra Ancy Damian. W sekcji konkursowej East of the West mieliśmy aż trzy filmy: Chemię Bartosza Prokopowicza, Między nami dobrze jest Grzegorza Jarzyny oraz Podróż do Rzymu Tomasza Mielnika. W sekcji Horizons zaprezentowaliśmy Body/Ciało Małgorzaty Szumowskiej, a w cyklu Another View debiut Magnusa von Horna Intruz.

Mariola Wiktor

Lenka Tyrpáková, progra-merka festiwalu uważa, że polskie młode i coraz młod-

sze kino (na siedem wymienio-nych tytułów aż pięć to debiuty fabularne) zrywa z konwencja-mi, do jakich przyzwyczaiło za-graniczną publiczność. Tym, co według Czeszki je odróżnia od dotychczasowego tradycyjnego polskiego filmu jest poczucie hu-moru połączone z nowoczesną formą i trudnymi tematami, po-dejmowanymi przez reżyserów.

Specjalne Wyróżnienie Jury trafiło do rąk Ancy Damian za Czarodziejską Górę (ex aequo z włosko-grecką Antonią Ferdi-nanda Cito Filomarino). Film niezwykły pod każdym wzglę-dem. O swojej polsko-rumuń-skiej koprodukcji reżyserka opo-wiadała w Karlowych Warach, że nie jest to ani czysta animacja, ani dokument, ani zwyczajny film fabularny. Anca Damian w kre-atywny, brawurowy wręcz spo-sób łączy różne techniki anima-cji, uzupełniając je elementami dokumentu i starych fotografii, które wzmacniają dokumentalny autentyzm. To, co wydawałoby się

Niestety mam pewien kłopot, jeśli chodzi o drugi konkursowy film. Mimo dobrych recenzji w Karlowych Warach i mocnej pozycji Marcina Koszałki, wysoko cenionego na tym festiwalu za jego wcześniejsze dokumenty, to jego debiut fabularny Czerwony Pająk odebrałam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony jestem pod wrażeniem klimatu tego thrillera zainspirowanego auten-tyczną historią seryjnego mor-dercy z Krakowa z lat 60. Podoba mi się pieczołowitość, staranność w odtworzeniu detali i dusznej, zatęchłej atmosfery PRL-owskiej rzeczywistości. Kolory, wnętrza mieszkań, ich surowe umeblowa-nie, niepokojąca muzyka, ciemne ulice, autobusy-ogórki, sposób prowadzenia kamery – widać w tym znaczący wkład operatora i scenografa. Z drugiej strony nie poruszyła mnie i nie wciągnęła historia fascynacji Karola seryj-nym mordercą, granym przez świetnie ucharakteryzowanego Adama Woronowicza. Jeśli ten film miał być o tym, jak młody człowiek odkrywa w sobie ukrytą obsesję zła w czystej postaci, to grający Karola – Filip Pławiak – nie przekonał mnie. Nie wiem, może to wina scenariusza. To, że Karol jest znudzony sukce-sami sportowymi, że nie cieszy go dobra opinia w szkole, przy-szłe studia medyczne, związek z nowopoznaną dziewczyną, a życie w komunizmie sprowadza się do nieznośnej rutyny, braku fantazji, swobody, podejrzliwości i kłamstw, to jeszcze nie powód, by znajdować odtrutkę w upodo-baniu do makabrycznych zbrodni. Reżyser nie daje odpowiedzi, każe się widzowi domyślać. Film jest enigmatyczny, zagadkowy. To, co się dzieje w głowie Karola, zapewne wymyka się logice, ale też i potocznemu doświadcze-niu, przerasta je. Czerwony Pająk jest więc dla mnie obrazem cieka-wym, wysmakowanym formalnie, ale w środku pustym, chłodnym, obojętnym.

Generalnie boję się filmów, takich jak Chemia w reżyserii Bar-tosza Prokopowicza (sekcja East of the West). Scenariusz oparty na autentycznej i w dodatku rodzin-nej, prywatnej historii reżysera,

niemożliwe, by za pomocą anima-cji oddać bogaty, pełen przygód życiorys Jacka Adama Winklera, polskiego alpinisty i dysydenta, który wyemigrował z kraju w 1965 roku, aby walczyć w różnych egzo-tycznych rejonach świata z komu-nizmem i bolszewikami – to tutaj się to udaje. Co więcej, jego losy,

o miłości do żony, która choru-jąc na raka dowiaduje się, że jest w ciąży – z miejsca budzi opór. Spodziewamy się bowiem kolej-nego wyciskacza łez, sentymen-talnego szantażu, a w przypadku osobistych odniesień – braku dystansu. Prokopowicza intere-suje tu jednak nie tyle drama-tyczna decyzja bohaterki: urodzić czy nie, ile to, czy związek dwojga kochających się ludzi wytrzyma taką próbę? Jak terminalna cho-roba i ciąża w jej cieniu wpłyną na wzajemną relację bohaterów? Czy przejdą przez to wszystko scementowani, czy przeciwnie, oddalą się od siebie? Myślę, że taki punkt wyjścia uratował ten film od taniej ckliwości. Chemia to obraz, który powstał na pod-stawie wydarzeń z życia Magdy Prokopowicz, założycielki Funda-cji Rak’n’Roll. To historia związku obarczonego wysokim ryzykiem. Dla obojga bohaterów. Przeży-wają swoje wzloty, upadki, jak każda para, ale oni mają na to wszystko limitowany czas. Cyni-zmem, czasem szorstkością i bru-talnym mówieniem sobie prawdy zdają się rozbrajać sentymenta-lizm, ukrywać i poskramiać emo-cje. Bez wzniosłych komunałów o poświęceniu i o tym, że cenna jest każda chwila, tu i teraz.

Film Grzegorza Jarzyny Mię-dzy nami dobrze jest miał już w Polsce swoją kinową premierę. Ta ekranizacja zrealizowanej kilka lat wcześniej przez Jarzynę sztuki teatralnej Doroty Masłowskiej jest przykładem udanego mariażu języka i montażu filmowego oraz teatralnego. Trzy pokolenia kobiet w przestrzeni obramowanego

a zwłaszcza walkę z Rosjanami w oddziałach mudżahedinów w Afganistanie ogląda się jak film fabularny, niemal kino akcji, zapominając, że potężne góry to pognieciony papier, a ludzie Ahmada Szah Massuda to postaci rysunkowe. Myślę sobie nawet, że „zwykły” fabularny czy

grubą kreską pokoju i trzy różne wizje Polski. Świetna, dowcipna satyra na współczesną Polskę, a właściwie na puste formy zacho-wań i kontaktów miedzy ludźmi. Rozpad więzi najmocniej widać na przykładzie języka, który nie służy już do wymiany myśli czy dialogu, ale jest jedynie formą przekazy-wania komunikatów i bezmyśl-nego powtarzania reklamowych klisz. Nie wiem jedynie czy widz zagraniczny dostrzeże niuanse tej polskości, w której padają hasła w rodzaju: wojna, historia, polityka.

Bardzo dobrze przyjęty został przez festiwalową publiczność czesko-polski debiut Toma-sza Mielnika Podróż do Rzymu. Iskrząca się humorem historia nieśmiałego strażnika praskiej Galerii Narodowej, który namó-wiony przez miejscową femme fatale kradnie obraz i ucieka z nim pociągiem do Rzymu, jest rodzajem zbioru opowiastek filo-zoficznych. To smaczny kąsek dla kinomanów, którzy odnajdą w tym nowocześnie i pomysłowo zrealizowanym filmie drogi alu-zje do Federica Felliniego, Roya Anderssona, mistrzów europej-skiego malarstwa i humor spod znaku Monty Pythona. A dla pol-skich widzów dodatkowa gratka: dwa krótkie, ale soczyste epizody z Janem Englertem i Zbigniewem Zamachowskim.

Niestety mimo ciepłego przyję-cia polskich filmów przez publicz-ność i dziennikarzy w Karlowych Warach, jury, poza obrazem Ancy Damian, nagrodziło inne filmy. Kryształowy Globus otrzymał niezależny film amerykański Bob and the Trees w reżyserii Diego

Ongara. Trochę dziwi ta nagroda, bo ten utrzymany w paradoku-mentalnym stylu obraz amerykań-skiej prowincji, skoncentrowany wokół historii drwala, który pró-buje przetrwać w czasach domi-nacji wielkich leśnych biznesów, nie angażuje emocji widza wię-cej niż przez pierwszych 15 minut. Resztę filmu wypełniają mono-tonne czynności leśno-farmerskie Boba. To jednak trochę za mało jak na laureata Kryształowego Glo-busa. O wiele ciekawszy, choć nie pozbawiony niepotrzebnych, pom-patycznych wstawek, w rodzaju arii operowych z udziałem tajem-niczego nagiego mężczyzny, oka-zał się obraz austriacki Those Who Fall Have Wings Petera Brun-nera (Specjalna Nagroda Jury). Mimo przeestetyzowania tego filmu nie brakuje w nim scen pięknych, głębokich i porusza-jących. To jest historia godzenia się z odchodzeniem. Wnuczka uczy się akceptować zbliżającą się śmierć ukochanej babci. Ta druga, choć jest już pogodzona, próbuje do końca przeżyć to, co jej zostało. Obie bohaterki spędzające ten czas w wiejskim domu, łączy bliski związek z naturą, ziemią, drzewami, roślinami, owadami. To zanurzenie w świat przyrody, poczucie jedności z nią, bycia jej częścią, która także obumiera i rodzi się na nowo, w jakiś spo-sób koi ból i babci, i wnuczki. Za najlepszego reżysera jury uznało natomiast Visara Morinę za film Babai o 10-latku z Kosowa, który porzucony przez matkę zrobi wszystko, by to samo nie spotkało go ze strony ojca, szukającego lep-szego życia w Niemczech.

Polskie kinow ofensywie!

„tylko” dokumentalny film nie byłby tak ciekawy i nie dawałby tyle satysfakcji z podążania za fascynującą wyobraźnią reży-serki. Życiorys bohatera jest tak nietuzinkowy, surrealistyczny czasami, że właśnie forma ani-mowanej docudramy sprawdza się tutaj doskonale.

Fot.

Film

Ser

vis

Fest

ival

Kar

lovy

Var

y

Fot.

ww

w.la

mon

tagn

emag

ique

-lefi

lm.ro

Włodzimierz Matuszewski, Joanna Ronikier, Anca

Damian, Guillaume De Seille i Bénédicte Thomas

Czarodziejska Góra, reż. Anca Damian

Page 24: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

44 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Historia festiwali

Istnieje od 1999 roku. Powoła-no go bardzo szybko po uzy-skaniu przez Słowację nie-

podległości. Karlowe Wary, je-den z najstarszych festiwali świa-ta, okazał się nagle – za granicą. To motywowało Słowaków do za-łożenia własnej imprezy. Pozosta-wało tylko zagadką, jakie stosun-ki połączą Bratysławę z Karlo-wymi Warami, dla których była ona, bądź co bądź rywalem. Bar-dzo prędko okazało się, że to sto-sunki przyjacielskie. Filmy cze-skie wyświetlane są z całą życz-liwością i bywają przyjmowane do konkursu ze sporą dozą po-błażliwości.

Do trzech konkursów festiwa-lu, który organizowany jest oko-

W pięciu kinach Bratysławy – barokowego miasta, malowniczo położonego nad pięknym modrym Dunajem, u stóp wzgórza z potężnym gotyckim zamkiem, odbywa się Międzynarodowy Festiwal Filmowy (IFFB).

Jerzy Płażewski 

Bratysława

WWW.TE L EPRO. COM . P L

WW.TE L EPRO. COM . P L

ło połowy listopada, można zgła-szać pełnometrażowe pierwsze i drugie filmy fabularne, pełno-metrażowe pierwsze i drugie fil-my dokumentalne oraz krótkie metraże. Początkowo do konkur-sów przyjmowano wyłącznie de-biuty. Widocznie jednak poziom artystyczny IFFB nie zadowalał organizatorów, skoro rozszerzono te sekcje, tworząc „festiwal filmów pierwszych i drugich”. Według regulaminu do konkursu stanąć mogą jedynie produkcje z ostat-nich 12 miesięcy. Zdarzają się jed-nak odstępstwa od tej zasady i by-wają wyświetlane filmy sprzed dwóch, a nawet trzech lat. Mię-dzynarodowe jury, w Konkursie Pierwszych i Drugich Pełnome-

trażowych Filmów Fabularnych przyznaje 4 nagrody: Grand Prix dla najlepszego filmu, nagrodę za reżyserię oraz dla najlepszych aktorki i aktora. Zwykle docho-dzi też jeszcze nagroda krytyki FIPRESCI. W Konkursie Pierw-szych i Drugich Pełnometrażo-wych Filmów Dokumentalnych wręczana jest jedna nagroda dla najlepszego dokumentu.

Jeśli chodzi o Międzynarodo-wy Konkurs Filmów Krótkich, to startują w nim zarówno krótko-metrażowe fabuły, jak i dokumen-ty oraz animacje. W przypadku tych obrazów, debiutancki cha-rakter nie jest wymagany. Jury przyznaje jedną nagrodę dla naj-lepszego filmu.

Bratysława w swojej ofercie programowej ma również licz-ne pokazy specjalne, sekcje po-zakonkursowe i Panoramę. Chęt-nie propaguje odległe kinema-tografie, mało znane w Europie. W ubiegłym roku zaprezento-wano tu m.in. przegląd filmów z Hongkongu. Intencją dyrekcji było ukazanie, że mimo połącze-nia Hongkongu z Chinami, od-rębność kinematografii hong-końskiej od pekińskiej utrzymuje się, wpadając we wzory hollywo-odzkie. Dowodem na odrębność stała się słynna seria brutalnych filmów sensacyjnych.

Od roku 2005 IFFB przyznaje też tytuł Doskonałości Artystycz-nej w Świecie Kina. Czyni to nie jury, ale sama dyrekcja. Pierwszą nagrodzoną tym zaszczytnym mianem została brytyjska aktor-ka Vanessa Redgrave, a następ-nymi laureatami zostali m.in. wę-gierski reżyser István Szabó, cze-ski aktor Zdenek Svěrak i jego syn – reżyser Jan Svěrak.

Stosunki filmowców polskich z Bratysławą są dosyć ożywio-ne, czemu na pewno sprzyja również bliskość geograficzna. W 2006 roku Nagrodę FIPRE-SCI oraz Nagrodę Publiczności „Złotego Bażanta” otrzymał film Z odzysku Sławomira Fabickie-go, a grający w nim główną rolę Antoni Pawlicki zdobył nagro-dę dla najlepszego aktora. Rok później Nagrodą FIPRESCI uho-norowany został kolejny polski tytuł – Sztuczki Andrzeja Jaki-mowskiego. W 2014 natomiast, w Konkursie Pierwszych i Dru-gich Pełnometrażowych Filmów Dokumentalnych, Zuzanna So-lakiewicz otrzymała Wyróżnie-nie Specjalne za 15 stron świa-ta, a Marek Marlikowski Wy-różnienie Specjalne w Konkur-sie Filmów Krótkich za Grani-ce wytrzymałości.

Fot.

Ula

Klim

ek

Eugeniusz Rudnik w filmie 15 stron świata,

reż. Zuzanna Solakiewicz

Page 25: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

46 47MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Carte Blanche z nagrodą jury Grand Prix w SzanghajuFilm w reżyserii Jacka Lusiń-skiego otrzymał nagrodę jury Grand Prix na 18. Międzynaro-dowym Festiwalu Filmowym w Szanghaju (13-21 czerwca). Główna nagroda Złoty Puchar przypadła w tym roku fran-cusko-belgijskiej koproduk-cji Jamais de la vie w reżyse-rii Pierre’a Joliveta. Nagrody przyznało jury pod przewodnic-twem wybitnego rosyjskiego reżysera Andrieja Zwiagincewa. Festiwal w Szanghaju jest jedy-nym chińskim festiwalem fil-mowym zaliczanym do imprez akredytowanych przez Mię-dzynarodową Federację Zrze-szeń Producentów Filmowych (FIAPF), jako międzynarodo-wy festiwal konkursowy filmów fabularnych (tzw. kategorii A) i jednym z największych wy-darzeń filmowych Azji. Składa się z czterech części: konkursu o Złoty Puchar, pokazów filmo-wych, części handlowej i forum. Jego misją jest wspieranie roz-woju światowej kinematografii oraz odkrywanie młodych re-żyserów, którym od 2004 roku

przyznaje się nagrodę dla No-wego Talentu z Azji.

Ryszard Lenczewski doceniony w IzraeluWybitny polski operator był go-ściem 17. Międzynarodowego Festiwalu Filmów Studenckich w Tel Avivie, który odbywał się w dniach 31 maja – 6 czerwca. Organizatorzy zaprosili Ryszar-da Lenczewskiego do udziału w jury konkursu, jak również do poprowadzenia Master Class dla ponad 100 uczestników, co spotkało się z ogromnym zain-teresowaniem studentów. Wy-kład poprzedzający spotkanie dyskusyjne zatytułowany był „Szkice fotograficzne jako pod-stawa opracowania wizualnej koncepcji przyszłego filmu”. Młodzi adepci sztuki filmo-wej w Izraelu, na zakończenie festiwalu, złożyli Ryszardowi Lenczewskiemu specjalne po-dziękowania, podkreślając in-spirujący wpływ polskiego mi-strza sztuki zdjęciowej na ich postrzeganie operatorstwa oraz ich artystyczne wybory, za jego konstruktywne i pomocne po-

dejście w opiniowaniu twórczo-ści studenckiej.

Sierpień najlepszy w Palm SpringsObraz Tomasza Ślesickiego zdobył nagrodę w kategorii „najlepszy film do 15 minut” oraz wyróżnienie za „wyjątkowe zdjęcia” na 21. Międzynarodo-wym Festiwalu Filmów Krótko-metrażowych w Palm Springs (16-22 czerwca). To największy amerykański festiwal poświęco-ny krótkim filmom oraz jedyny oferujący ich targi w Ameryce Północnej. Podczas tegorocz-nej edycji wydarzenia zaprezen-towano 330 krótkich filmów, a ponad 3000 produkcji było dostępnych w ramach targów. Nagrody przyznano w 21 kate-goriach. Sierpień to etiuda zre-alizowana w 2014 roku w War-szawskiej Szkole Filmowej będąca historią dwójki dwuna-stolatków ze wsi, którzy zabiera-ją na pola sześcioletnie dziecko. W trakcie ich wędrówki wyda-rzają się rzeczy, przez które już nic nigdy nie będzie takie samo. Tomasz Ślesicki napisał scena-

riusz do filmu, wyreżyserował go, zrealizował zdjęcia i zmon-tował. Jest także autorem muzy-ki. Otrzymana w Palm Springs nagroda za najlepszy film do 15 minut kwalifikuje Sierpień do ubiegania się o nominację do Oscara.

Nagroda w Monako dla Obietnicy dzieciństwaFilm dokumentalny Piotra Mo-rawskiego i Ryszarda Kaczyń-skiego zdobył brązowy medal 34. Międzynarodowego Festiwa-lu Europejskiej Unii Nadawców URTI. Nagroda została wręczo-na 18 czerwca w czasie uroczy-stej ceremonii w Grimaldi Fo-rum w Monako, w ramach 55. Monte-Carlo Television Festival (13-18 czerwca). Obietnica dzie-ciństwa to film zrealizowany przez TVP1 i Kalejdoskop Film w 2013 roku. Opowiada historię pięciorga rodzeństwa z Domu Dziecka w Szklarskiej Porębie. Dzieci zostały zaadoptowane latem 1997 przez małżeństwo ze Stanów Zjednoczonych, lecz za-miast obiecanego szczęśliwego dzieciństwa, czekała je gehenna. Poniżane, bite, bardzo szybko porozdzielane przez adopcyj-nych rodziców straciły ze sobą kontakt. Autorzy doprowadzi-li do spotkania rodzeństwa – co było wzruszającym, a zarazem dramatycznym przeżyciem dla wszystkich.

Janusz Gajos i Hanna Polak uhonorowani na MalcieJanusz Gajos otrzymał nagro-dę dla najlepszego aktora na Valletta Film Festival na Malcie (15-21 czerwca) za rolę w filmie Body/Ciało Małgorzaty Szu-mowskiej, a najlepszym doku-mentem tego festiwalu okazał się obraz Nadejdą lepsze czasy w reżyserii Hanny Polak. Na-grody na maltańskim festiwalu zarówno dla Gajosa, jak i dla fil-

kumentalnego zostali docenie-ni twórcy polsko-niemieckiego obrazu Królowa ciszy w reżyse-rii Agnieszki Zwiefki (obraz na-grodzony na ostatnim, 55. Kra-kowskim Festiwalu Filmowym). Aleksander Duraj otrzymał na-grodę za zdjęcia, zaś Thomas Ernst i Hansjörg Weissbrich za montaż. Niemiecka nagro-da Deutscher Kamerapreis za wybitne osiągnięcia w realiza-cji zdjęć do produkcji telewizyj-nych i filmowych jest przyzna-wana od 1982 roku (do 2000 roku co dwa lata).

Las cieni uhonorowany na SardyniiKrótka fabuła Andrzeja Cichoc-kiego Las cieni otrzymała na-grodę School Over 18 oraz Wy-różnienie za Najlepsze Zdjęcia na 10. Sardinia Film Festival w mieście Sassari (21-27 czerw-ca). Jurorzy włoskiego festiwalu przyznali Polakowi nagrodę „za głęboką interpretację związku między człowiekiem a wspo-mnieniami i naturą, za inten-sywność scenariusza, umie-jętnie wzbogaconego poprzez ścieżkę dźwiękową, za deli-katną i skuteczną fuzję czasu

i przestrzeni, za narracyjny rytm wsparty przez precyzyjne i nie-oczywiste wybory techniczne”. Wyróżnienie za Najlepsze Zdję-cia trafiło do Andrzeja Cichoc-kiego „za poruszającą interpre-tację najciemniejszych czasów w historii Polski, ze światłem, które staje się bohaterem, uka-zując ucieczkę do lasu rodzaju ludzkiego, ściganego przez woj-nę; (…) a wszystko to profesjo-nalnie oddaje głębię historii”.

Łaźnia najlepsza na WęgrzechFilm animowany Tomka Duc-kiego wciąż zdobywa laury na międzynarodowych festiwalach filmowych. Tym razem Łaźnia otrzymała nagrodę dla najlep-szego filmu krótkometrażowe-go na 12. Kecskemét Animation Film Festival (24-28 czerwca). W programie tegorocznej edy-cji festiwalu zaprezentowano 342 filmy, w tym w seriach kon-kursowych m.in. 18 filmów krót-kometrażowych, 13 studenc-kich, 17 serii telewizyjnych i 10 wideoklipów. Pierwsza edycja KAFF odbyła się w 1985 – wów-czas wydarzenie miało jednak charakter przeglądu najcie-

kawszych węgierskich filmów animowanych. Od 1993 formu-ła imprezy została poszerzona o prezentację zagranicznych fil-mów i zyskała formę konkurso-wego festiwalu.

Superjednostka wyróżniona w HiszpaniiNa 43. Międzynarodowym Fe-stiwalu Filmowym w Huesce (13-20 czerwca) wyróżnienie w konkursie dokumentów krót-kometrażowych otrzymał film Teresy Czepiec Superjednostka. Film został doceniony przez ju-ry „za matematyczne ukazanie labiryntu, w którym na co dzień żyje 3000 osób”, a także „za od-niesienia do dokonań kinema-tografii”. Hiszpański festiwal organizowany jest od 1973 roku. To jedna z najstarszych imprez prezentujących filmy krótkome-trażowe.

Pawel i Wawel z wyróżnieniem we FrancjiFilm Krzysztofa Kaczmarka miał swoją światową premierę podczas 26. edycji Międzynaro-

mu Polak, to już kolejne zagra-niczne laury. Aktor otrzymał już w tym roku nagrodę dla najlep-szego aktora na 20. Międzyna-rodowym Festiwalu Filmowym Kino Pavasaris w Wilnie. Na-tomiast najnowszy film Hanny Polak został już wcześniej doce-niony na festiwalach w Amster-damie, Monachium, Trieście, Zagrzebiu, Moskwie, Madrycie i Genewie. 

Złote krople zwyciężają w Los AngelesFilm animowany Daniela Zduń-czyka i Marcina Męczkow-skiego z wrocławskiego studia Virtual Magic zdobył kolejną nagrodę i tym razem zwycię-żył na amerykańskim New Me-dia Film Festival (7-9 czerwca) w kategorii Najlepsza Anima-cja. Jest to jeden z największych festiwali na świecie, a również wydarzenie poświęcone tema-tyce nowych mediów, promocji i dystrybucji.

Twórcy Królowej ciszy i Sławomir Idziak nagrodzeni w Niemczech 26 czerwca, już po raz 25., w Kolonii wręczono prestiżowe Deutscher Kamerapreis. Wy-bitny polski operator, Sławo-mir Idziak, który w tym roku obchodził swoje 70. urodziny, otrzymał Deutscher Kamera-preis za całokształt twórczości. Jury doceniło go jako twórcę zdjęć m.in. do filmów Krzysz-tofa Kieślowskiego (Krótki film o zabijaniu, Podwójne życie We-roniki, Trzy kolory. Niebieski), Krzysztofa Zanussiego (Bilans kwartalny, Kontrakt, Rok spokoj-nego słońca), Jerzego Hoffma-na (1920. Bitwa warszawska) oraz do zagranicznych produk-cji: Harry Potter i zakon Feniksa, Król Artur, Helikopter w ogniu. Również w kategorii filmu do-

Polscy filmowcy na świecieFo

t. Ł

ukas

z Bo

rkow

ski/

Kino

Św

iat

Fot.

Virt

ual M

agic

& A

TM G

rupa

S.A

.

Andrzej Chyra w filmie Carte Blanche, reż. Jacek Lusiński

Złote Krople, reż. Daniel Zduńczyk, Marcin Męczkowski

Page 26: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

48 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

dowego Festiwalu Filmowego FIDMarseille (30 czerwca – 6 lipca). Z Marsylii obraz powró-cił ze specjalnym wyróżnie-niem. Pawel i Wawel opowia-da o objazdowym festiwalu „What’s the difference betwe-en Pawel and Wawel”, który przez dwa miesiące podróżuje po Islandii z repertuarem kla-syki polskiej kinematografii. Festiwal się nie udaje. Pierwot-ny cel okazuje się jednak tylko pretekstem dla organizatorów festiwalu do realizacji własnego filmu. Film z trudem mieści się w szerokich ramach wideo-artu, ale nie łatwo przypisać go rów-nież do konwencjonalnego ki-na. Jest równocześnie fabulary-zowanym dokumentem, filmem drogi, poetyckim dziennikiem podróży i eksperymentalnym musicalem.

Obiekt wyróżniony na SłowacjiDokument Pauliny Skibińskiej otrzymał kolejną nagrodę. Tym razem jest to specjalne wyróż-

nienie jury na 23. Art Film Fest w słowackich Teplicach (19-26 czerwca). Reżyserka i operator zostali docenieni „za umiejęt-ne zestawienie ze sobą natury i ludzkiego życia oraz ukazanie kontrastu między delikatnym pięknem, a siłą lodu”. Art Film Fest został założony w 1993 ro-ku. Program festiwalu jest bar-dzo bogaty, można tam zoba-czyć zarówno pełnometrażowe fabuły, jak i krótkometrażowe eksperymenty, a także nowe ki-no słowackie oraz historyczne retrospektywy. W programie są dwa konkursy: filmów pełno- oraz krótkometrażowych.

Taki pejzaż i Niewidzialne z sukcesami w Bułgarii W tym roku aż dwa polskie fil-my znalazły się wśród laure-atów 13. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego In the Palace w bułgarskim Balchi-ku (27 czerwca – 4 lipca). Obraz Taki pejzaż Jagody Szelc został uznany za najlepszą fabułę festi-

walu, a film Niewidzialne Zofii Pręgowskiej otrzymał wyróżnie-nie w kategorii dokumentalnej.

Polskie filmy nagrodzone w EstoniiNa 29. Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumen-talnych i Antropologicznych w estońskim Pärnu (6-19 lipca) nagrodę otrzymały aż trzy pol-skie produkcje: Nadejdą lepsze czasy, Pieśń pasterza oraz Nie-widzialne. Pärnu Film Festi-val to najstarsza taka impreza w krajach bałtyckich. Od 1999 roku, w ramach tego wydarze-nia, odbywa się też dodatkowy konkurs współorganizowany z Telewizją Estońską. Doku-menty w tej sekcji pokazywa-ne są na antenie, a nagroda przyznawana jest na podstawie głosowania telewidzów. Tego-roczna Nagroda Publiczności powędrowała do Hanny Polak za film Nadejdą lepsze czasy. W Konkursie Międzynarodo-wym inny polski tytuł – Pieśń Pasterza Vahrama Mkhitaryana

został doceniony za najlepszą kreację audiowizualną. Nato-miast obraz Niewidzialne Zofii Pręgowskiej został uznany naj-lepszym studenckim filmem dokumentalnym.

Dybuk. Rzecz o wędrówce dusz doceniony na UkrainieDokument Krzysztofa Kopczyń-skiego otrzymał nagrodę na 6. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Odessie (10-18 lip-ca). Dybuk. Rzecz o wędrówce dusz, będący polsko-ukraińską koprodukcją, został uznany za najlepszy pełnometrażowy do-kument przez Międzynarodową Federację Krytyków Filmowych FIPRESCI. Warto przypomnieć, że obraz Kopczyńskiego był filmem otwarcia 55. Krakow-skiego Festiwalu Filmowego i otrzymał tam również nagrodę Srebrnego Lajkonika dla reżyse-ra najlepszego filmu dokumen-talnego.

oprac. J.M.

Polscy filmowcy na świecieFo

t. C

ezar

y St

olec

ki/S

tudi

o M

unka

-SFP

Obiekt, reż. Paulina Skibińska

Page 27: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

50 51MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Jan Polewka i Leszek Zegzda

Rynek filmowy: Rozmowa z Leszkiem Kopciem

nagradza Dzień Babci „za inten-sywną emocjonalnie podróż, rozpiętą pomiędzy łzami a śmiechem. Za świetne kre-acje aktorskie Anny Dymnej i Mateusza Nędzy oraz brawu-rową reżyserię, która pozwala nam całkowicie zanurzyć się w historii”. Reżyserowi, Miło-szowi Sakowskiemu, udało się skonstruować przekonujące relacje między bohaterami, przedstawić bardzo ciekawą, wiarygodną historię, która poru-sza widza i chwilami też bawi, mimo że film komedią przecież nie jest.   

Gdyńska Szkoła Filmowa „wypuściła” właśnie kilka tytułów dyplomowych, które od razu rozpierzchły się po festiwalach. Na „Kameralnym Lecie” w Radomiu bardzo spodobały się Kroki, a film Antek dostał nagrodę ufundowaną przez Komendę Policji za wartości społeczne. Widać, że studentom nieobca jest tematyka społeczna, chętnie zajmują się portretowaniem rzeczywistości. Skąd takie zainteresowanie? Czy to wpływ osobowości opiekunów?Wykładowcy – fabularzyści, dokumentaliści i scenarzy-sta, od pierwszych zajęć sta-

rają się studentów uwrażliwić na otaczającą rzeczywistość. Zachęcają, by wychodzili do ludzi, rozmawiali z nimi, pod-słuchiwali rozmów w autobu-sach, byli otwarci na człowieka i jego historię. Tylko tak można potem pokazać prawdę na ekranie. W wydumane historie wysnute wyłącznie z wewnętrz-nych rozterek autora lub powie-lające schematy rodem z publi-cystyki widz nie uwierzy.

Kto stanowi trzon kadry Gdyńskiej Szkoły Filmowej? Nasi wykładowcy to znakomite osobowości polskiej kinema-tografii. Są to reżyserzy filmów fabularnych – Robert Gliński, Sławomir Fabicki, Mirosław Bork, Filip Marczewski, Piotr Mikucki, Jacek Bromski, Juliusz Machulski (gościnnie) i Marcin Wrona, dokumentaliści: Jacek Bławut i Paweł Łoziński, sce-narzysta Grzegorz Łoszewski, montażyści – Milenia Fiedler, Irena Siedlar i Leszek Starzyń-ski, operatorzy – Andrzej J. Jaroszewicz i Sławomir Pultyn, producenci – Kamil Przełęcki i Jerzy Rados oraz filmoznawcy: Mirosław Przylipiak i Krzysz-tof Kornacki.  Wymieniam ich wszystkich, ponieważ to oni sta-nowią trzon kadry GSF – dzięki ich pracy i ogromnemu zaan-gażowaniu filmy naszych absol-wentów są tak doceniane na festiwalach w kraju i za granicą.

Spotkałam się z tezą, że GSF jest „nadbudówką” Szkoły Filmowej w Łodzi. Jak się ma ta opinia do rzeczywistości?Gdyńska Szkoła Filmowa jest niezależną uczelnią, nie jeste-śmy w żaden sposób zależni od innych szkół. Chętnie natomiast z nimi współpra-cujemy – zarówno ze Szkołą Wajdy, jak i łódzką Szkołą Fil-mową. Wychodzimy z założe-nia, że w edukacji nie powinno być żadnej rywalizacji – prze-cież wszystkim nam zależy, by w przyszłości chodzić do kina na dobre polskie filmy.

Jak w największym skrócie można określić filozofię Gdyńskiej Szkoły Filmowej?

Naszym głównym priorytetem jest rzetelne i profesjonalne wykształcenie świadomych zawodu reżysera przyszłych twórców filmów fabularnych i dokumentalnych. Prioryte-tem działalności Gdyńskiej Szkoły Filmowej jest także utrzymanie najwyższego poziomu nauczania.

Jaka jest proporcja zajęć praktycznych w stosunku do teoretycznych?Zdecydowanie dużo większy nacisk stawiamy na zajęcia praktyczne – gdyby zobrazo-wać to w procentach, propor-cje byłyby mniej więcej roz-łożone na 75 proc. dla zajęć praktycznych i 25 proc. dla zajęć teoretycznych. Jesteśmy głęboko przekonani, że taj-niki zawodu reżysera należy zgłębiać przez praktykę. Zależy nam jednocześnie na tym, aby nasi absolwenci byli ludźmi znającymi historię polskiego i światowego kina, umiejącymi posługiwać się językiem filmowym, dlatego najchętniej przyjmujemy do Szkoły absolwentów studiów wyższych.

Czy nie myślicie o przekształceniu GSF w szkołę wyższą?Były rzeczywiście takie plany. Na chwilę obecną zostały one zawieszone, ale może kiedyś znowu do nich wrócimy.

W chwili kiedy rozmawiamy, trwa przeprowadzka do Gdyńskiego Centrum Filmowego, którego otwarcie jest przewidziane na wrzesień, tuż przed 40. Festiwalem Filmowym w Gdyni. Jak będzie wyglądać od października praca Szkoły w nowych warunkach?Nie zmieni się na pewno pro-gram zajęć, zmieni się nato-miast mocno infrastruktura, w której będziemy go reali-zować. Dla potrzeb naszych słuchaczy, poza kilkoma przestronnymi salami wykła-dowymi i trzema montażow-niami, zostały przygotowane

również sale projekcyjne i stu-dio produkcyjne, w którym będzie możliwość realizacji zdjęć filmowych. Nasi stu-denci będą mogli nagrywać w profesjonalnych warunkach dźwięk, a następnie sprawdzać go w salach kinowych.

Od początku Gdynia była bardzo zaangażowana w uruchomienie i rozwój Szkoły. Jakie są obecnie relacje miasto – GSF?Miasto Gdynia od samego początku bardzo mocno wspierało otwarcie Gdyńskiej Szkoły Filmowej. Prezydent Wojciech Szczurek uwie-rzył w sensowność pomysłu otwarcia na Pomorzu szkoły filmowej. Miasto jest nadal głównym mecenasem Szkoły i nadal nas wspiera we wszyst-kich działaniach edukacyj-nych.

W Konkursie Głównym Festiwalu Filmowego w Gdyni znalazł się film Nowy świat w reżyserii waszych absolwentów – Elżbiety Benkowskiej i Łukasza Ostalskiego, a także absolwenta Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego – Michała Wawrzeckiego. Film jest tryptykiem, w któ-rym przyglądamy się losom trzech młodych bohaterów: z Białorusi, Ukrainy i Afga-nistanu, dla których Polska stała się tytułowym „nowym światem”. Jestem dumny z dwojga naszych absolwen-tów – Elżbiety Benkowskiej i Łukasza Ostalskiego, którzy swoimi nowelami udowodnili, że poprzednie liczne sukcesy pierwszego rocznika absol-wentów GSF nie były przy-padkiem. Opiekę nad filmem sprawował Grzegorz Łoszew-ski, wykładowca scenariopi-sarstwa w naszej Szkole, a pro-ducentem był Jan Kwieciński. Na uroczystym spotkaniu całej ekipy, po zakończeniu zdjęć, można było się przeko-nać, w jak wspaniałej atmos-ferze młodzi ludzie pracowali nad Nowym światem.

Rynek filmowy: Rozmowa z Leszkiem Kopciem

Z Leszkiem Kopciem, dyrektorem Gdyńskiej Szkoły Filmowej, rozmawia Anna Wróblewska

która wychodzido ludzi

Szkoła,

Anna Wróblewska: Rozmawiamy w lipcu, sezon festiwalowy dopiero nabiera rozpędu, a tymczasem Dzień Babci zdobył już kolejne Grand Prix, tym razem w Nowogardzie, po najbardziej prestiżowym trofeum – w Koszalinie. W czym

tkwi tajemnica sukcesu tego filmu, który wydaje się łączyć krytykę i publiczność?Leszek Kopeć: Odpowiadając na to pytanie, zacytuję werdykt jury 34. Koszalińskiego Festiwalu Debiu-tów Filmowych „Młodzi i Film”, które w uzasadnieniu napisało, że

Plan zdjęciowy etiudy podczas Warsztatów Solidarity Short Films realizowanych przez Gdyńską Szkołę Filmową

Fot.

Mic

hał D

yjuk

/REP

OR

TER

Fot.

Adr

ian

Apa

nel

Leszek Kopeć

Page 28: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

52 53MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Jan Polewka i Leszek Zegzda

Rynek filmowy: Rozmowa z Martą Habior

Ale mamy przecież taką insty-tucję, jak PISF, zapewniającą stabilne finansowanie pro-dukcji i koprodukcji.Stabilny system finansowania, który gwarantuje PISF i fun-dusze regionalne, opiera się na systemie uznaniowym, arbi-tralnym. Nie mamy żadnego mechanizmu automatycznego wsparcia, pozwalającego na zaplanowanie gwarantowanego wsparcia w ramach struktury finansowania. Przez to tracimy zarówno szanse na usługi fil-mowe, jak i koprodukcje. Dodat-kowo koprodukcje oraz produk-cje pozaeuropejskie obciążamy 23 proc. stawką VAT. PISF podejmował próby już w 2007 roku, żeby ulgi wprowadzić, ale natrafił na opór ministerstwa finansów. Teraz podejmowana jest kolejna próba.

Jak bardzo w tyle jesteśmy w porównaniu z innymi krajami na kontynencie?W siedemnastu krajach Europy funkcjonuje 26 różnych mecha-nizmów zachęt fiskalnych. Teraz osiemnasty kraj – Norwe-gia – ogłosił wprowadzenie ulg, w ślad za nią – Gruzja i Ukraina. Zostaliśmy więc sami ze Szwe-cją i Finlandią wśród krajów, które produkują i filmowo mają coś do zaoferowania, ale nie mają takiego systemu. Z tym, że trzeba pamiętać, iż kraje skan-dynawskie mają wysokie koszty produkcji, ulga musiałaby być tam bardzo wysoka. My nie dość, że mamy te koszty niż-sze, mamy też utalentowanych twórców, niezwykle różnorodne lokacje oraz stabilny system finansowania produkcji krajo-wych i koprodukcji. Nie mamy tylko zachęt.

Ale jednak na naszych ziemiach kręcili Steven Spielberg, David Lynch czy Andrew Adamson.Adamson kręcił Opowieści z Narnii w Polsce, kiedy ulgi nie były aż tak powszechne w Europie.

To nowe udogodnienia?Ulgi funkcjonują w Europie od pierwszej dekady XXI wieku.

Sporo państw – i to jest trend – rozszerza je poza produkcję fil-mową – na produkcję telewi-zyjną, rynek gier. Wiele krajów również zwiększa pułap, jaki jest dostępny dla dofinansowań. Zauważa się korzyści płynące z takich rozwiązań.

Powracającym argumentem przeciwko wprowadzeniu ulg jest zagrożenie dla narodowej produkcji filmowej.To nieuzasadniony lęk. W naj-nowszym raporcie European Observatory są dowody na to, że w większości przypadków udział branży filmowej w rynku, w krajach, które wprowadziły ulgi, zwiększa się sukcesywnie. Jest tylko jeden wyjątek – Wło-chy, które po wprowadzeniu ulg obniżyły dotacje na krajowe produkcje, ale to był wynik rece-sji. Teraz wszystko zdążyło wró-cić do normy. Zwroty z inwe-stycji są też pozytywne dla krajowej branży. Oprócz tego, że wspierają usługi filmowe, wspierają również koprodukcje. A to jest szalenie istotne. Biorąc bowiem pod uwagę dzisiejszą mapę finansowania i trudności z tego wynikające w produk-cjach europejskich, korzyści płynące z mechanizmów ulg podatkowych mają ogromną rolę dla konstruowania budże-tów koprodukcyjnych. My, jako koproducent, również przesta-jemy być atrakcyjni dla krajów Europy. Raport European Obse-rvatory bardzo wyraźnie poka-zuje ogromny spadek produkcji po wycofaniu ulg podatko-wych w Danii i wysoki wzrost, nawet trzykrotny, w Czechach i na Węgrzech po ich wprowa-dzeniu. Nie dziwi więc decyzja duńskich władz o przywróceniu zachęt.

Czego w takim razie powinniśmy się obawiać po wprowadzeniu ulg?Jest jedno zagrożenie – podnie-sienie stawek polskich ekip. Ale ono dotyczy zazwyczaj tylko ekip wyspecjalizowanych do pracy w serwisach i tylko, jeśli branża, mówiąc potocznie, nie nadąża. Jeśli wraz z napływem produkcji, które będą automa-

tycznym efektem wprowadze-nia ulg w sposób sensowny, nie będziemy się właściwie rozwijać jako sektor, wtedy jest ryzyko inflacji cen. Ale to zagrożenie dotyczy tych krajów, w których ilość produkcji przekracza moż-liwości realizacyjne. Nie podej-rzewam, żeby ogromnemu kra-jowi jak nasz, mogło to zagrozić.

Wprowadzenie ulg może stworzyć dla specjalistów alternatywę dla migracji na Zachód?Absolutnie. Polskie produkcje opiewają na niskie lub śred-nie budżety. W ramach choćby efektów specjalnych nie ma w kraju szczególnych wyzwań, więc twórcy decydują się na pracę dla Brytyjczyków, Kana-dyjczyków czy Amerykanów. Nie musieliby tego robić, gdy-byśmy od czasu do czasu mogli wyprodukować dużą hollywo-odzką fabułę.

Używasz terminu zachęty fiskalne zamiennie z ulgami podatkowymi.Ulga podatkowa kojarzy się z jednostronnym benefi-tem określonego środowiska. A dane i raporty jednoznacznie pokazują, że zachęty fiskalne są samofinansujące. Są trzy ich rodzaje wśród funkcjonują-cych w Europie mechanizmów, z których najskuteczniejszy jest model cash rebate. Polega on na refinansowaniu określo-nej części inwestycji w danym kraju. Jeśli producent zain-westuje w nim 50 mln, to 10 mln, czyli 20 proc., po opodat-kowaniu tej kwoty dostanie jako zwrot kosztów. Biorąc pod uwagę, że zanim to refinanso-wanie otrzyma, zapłaci szereg podatków, tak naprawdę ten fundusz może się samofinan-sować, co pokazują przykłady sąsiadów, którzy taki mecha-nizm wprowadzili.

Ale skoro jesteśmy zapóźnieni w stosunku do sąsiadów, to czy zagraniczni inwestorzy będą nami w ogóle zaintere-sowani, skoro już od wielu lat współpracują z innymi kra-jami?

Żeby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na Litwę, która wprowadziła rok temu zachęty i notuje bardzo duży wzrost produkcji. My mamy bardzo wiele do zaoferowania, jeśli chodzi o talenty i lokacje, znacznie więcej niż nasi sąsie-dzi. A poza tym produkcja fil-mowa zawsze potrzebuje świe-żości i nowości, szczególnie w ramach obiektów.

Co jest największym wyzwaniem, jeśli chodzi o wprowadzenie zachęt?Zdecydowanie się na jeden mechanizm, konkretny oraz korzystny i dla branży, i dla gospodarki, i dla regionów, które też są bardzo ważne, bo przecież produkcja filmowa nie ma centralizacji. Następ-nie opracowanie strategii lob-bowania tego mechanizmu i połączenie sił z samorządami lokalnymi i funduszami regio-nalnymi. W ramach tych dzia-łań powinna zostać powołana grupa ekspercka, która zaan-gażuje się w tę sprawę i wes-prze PISF w działaniach.

Kto powinien znaleźć się w takiej grupie?Na pewno producenci, którzy już serwisują i pracują przy koprodukcjach, tacy, którzy chcą serwisować lub kopro-dukować, domy postpro-dukcyjne, Film Commission Poland, regionalne komisje i w zależności od tego, czy chcemy się otworzyć na rynek telewizji i gier, także przedsta-wiciele tych środowisk.

Zważywszy na nadchodzące wybory, taka grupa powinna powstać natychmiast.To jest działanie na tu i teraz. Agnieszka Odorowicz na ostat-nim walnym zebraniu Krajo-wej Izby Producentów Audio-wizualnych zasugerowała, że warto właśnie teraz dyskuto-wać z politykami po to, żeby już w swoich programach kul-turalnych wprowadzili punkt o zachętach fiskalnych dla branż kreatywnych. Jedna par-tia już to zrobiła.

Rynek filmowy: Rozmowa z Martą Habior

Z Martą Habior rozmawia Artur Zaborski

realizowanych w Polsce

to więcejprodukcjii koprodukcji

Zachęty fiskalne

Artur Zaborski: Jesteś orędowniczką wprowadzenia w Polsce ulg podatkowych dla producentów zagranicznych. Dlaczego?Marta Habior: Korzyści z tego płynące są ogromne – to więcej produkcji i koproduk-cji realizowanych w Polsce, a co za tym idzie – więcej pienię-dzy. Oprócz tego, że mówimy tu o zyskach dla sektora, to rów-nież dla branży transportowej, budowniczej, przemysłowej czy hotelarskiej. Do tego dochodzi rozwój regionów, turystyki kul-turalnej i promocji kraju. Nie można też zapominać o profe-sjonalizacji talentów wynikają-cej z dostępu do najnowszych technologii i wiedzy zawodow-ców z największych studiów filmowych. Dodatkowo, dzięki stabilnej sytuacji w branży,

zaczniemy przyciągać inwesto-rów do budowy studiów filmo-wych.

Na co narażamy się, nie wprowadzając ulg?Na to, że będą się powielać takie sytuacje, jak ta przy okazji hollywoodzkiej fabuły z udzia-łem Jessiki Chastain o małżeń-stwie Żabińskich, którzy pod-czas drugiej wojny światowej ukrywali Żydów w zoo. Akcja toczy się w Warszawie, bohate-rami są Polacy, a film kręcony jest na Węgrzech.

Dlaczego?Bo jesteśmy jako kraj dla zagra-nicznych producentów kom-pletnie niekonkurencyjni. Zostaliśmy ostatnim krajem w regionie – oraz jednym z nie-licznych w Europie – bez zachęt. Fo

t. N

o Su

gar F

ilms

Marta Habior

Page 29: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

55MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

byłem aktorem szukającym niestandardowych sposobów na wyrażanie siebie, dlatego w pewnym momencie poje-chałem do Nowego Jorku na warsztaty Roberta Wilsona na Long Island. Marzyłem jednak o tym, żeby grać w filmach.

Jak myślisz, dlaczego właśnie w Wielkiej Brytanii tak szybko ci się to udało?Na pewno pomogło moje doświadczenie z Polski i solidne wykształcenie. Swoje zrobiło też to, że zagrałem w Natio-nal Theatre Studio, a to bardzo prestiżowa instytucja, w której aktorzy są zauważani. Dorobek to jest coś, na co tutaj zwraca się uwagę, i w co się inwe-stuje. Umiejętności przekładają się na osiągnięcia. Wiadomo, że cały czas trzeba pracować z wyglądem i pasować wie-kowo do roli. Ale Brytyjczycy są o wiele bardziej otwarci na różnych aktorów. Mam wraże-nie, że tutaj role, które ma się na koncie, dodają się do sie-bie, tworzą portfolio. Jakość ról i ich prestiż otwierają kolejne drzwi. Jeśli zagrasz w BBC, to już jesteś w tym gronie aktorów, których oni doceniają, i o któ-rych pamiętają, dlatego szybko przychodzą kolejne propozycje. W ich Szpiegach z Warszawy miałem już większą rolę, jedną z głównych, tym razem Niemca. To wszystko doprowadziło mnie do tego, że zagrałem w Soho Theatre. Pojawiłem się w mono-dramie, który był nominowany do nagrody Laurence’a Oliviera. Po tej nagrodzie – co nie stało się w Polsce – otworzyły się kolejne drzwi w świecie filmu. Teraz w Wielkiej Brytanii moja pozycja jest na tyle dobra, że moja praca funkcjonuje płynnie.

Ale jednak zdecydowałeś się opuścić Londyn na rzecz Los Angeles.Po 10 latach w Wielkiej Brytanii wiedziałem już, jakie daje moż-liwości. Są one duże, ale tak jak powiedziałem wcześniej, ja nie chcę się ograniczać do jednego miejsca. W Londynie dużo pra-cowałem w telewizji, teraz pora na film, a ten dzieje się w Los

Angeles. Jestem tam od pół roku. Mam menadżera i zieloną kartę, więc mam za sobą tylko okres przygotowawczy i żywię nadzieję na coś większego. Teraz wróciłem do Londynu, bo dostałem propozycję zagrania w kolejnym mini serialu BBC na podstawie bestsellera Johna Lanchestera „Capital”. To histo-ria o Londynie i o mieszkań-cach Londynu. Głównym boha-terem jest Polak, chłopak, który przyjeżdża z Polski nad Tamizę szukać pracy. On jest wykształ-conym inżynierem, który roz-wija firmę budowlaną zajmującą się renowacją domów. Jest więc inteligentem pracującym dla bogatych Anglików. Zderzają się tutaj relacje pomiędzy nuwo-ryszami i chłopakiem pocho-dzącym z klasy robotniczej.

Skończysz zdjęcia i wracasz do Stanów?Tak, bo mam tam umówione spotkania do olbrzymich pro-dukcji filmowych. Byłem już

brany pod uwagę do Mission: Impossible 5 czy nowej części serii X-Men, a także do dużych produkcji telewizyjnych. Widzę więc, że mam realne szanse na pracę i karierę tam. To wydaje się tylko kwestią czasu i cierpli-wości.

Co jest największym wyzwaniem w podboju anglosaskiego rynku filmowego przez Polaka?Znam mnóstwo aktorów nie tylko z Polski, ale z całej Europy, którzy są w Londynie i nic nie robią. Mam wraże-nie, że im brakuje konsekwen-cji w działaniach. Ci ludzie nie idą w kierunku, który sobie wyznaczają. Praca aktora jest zawsze zależna od uwarunko-wań. Ale konsekwentne działa-nie pozwala tym uwarunkowa-niom na zaistnienie, pokazanie się. Nie można się poddawać chwilom zwątpienia i chwilo-wemu bezrobociu. Przecież często jest tak, że idzie się na

kilka castingów pod rząd i nie dostaje się żadnej roli. Nie można się tym zniechęcać, ani tracić wiary w siebie. Druga kwestia to ciężka praca. Tu nie chodzi tylko o to, że trzeba dbać o swoją kondycję fizyczną. Trzeba się nieustannie roz-wijać, także intelektualnie. Ja cały swój wolny czas przezna-czam na naukę języków. Mówię płynnie po polsku, niemiecku, rosyjsku i angielsku. Teraz uczę się hiszpańskiego. Bo wiem, że jeśli otworzę się na świat, to ten świat też mnie przyjmie.

Z czego wynika ten brak konsekwencji u twoich kolegów po fachu?Ze sposobu myślenia, to on nas najbardziej ogranicza. Polska jest jednym z krajów Europy Wschodniej i jak każda kultura ma swoje zasady gry. Ale one już w Londynie nie obowią-zują, nie mówiąc nawet o Los Angeles. Aktor musi wierzyć w swoje możliwości. Zamiast walczyć z akcentem – zaak-ceptować go i wykorzystać jako swoją siłę. To już nie jest czas, że Brytyjczycy czy Ame-rykanie robią filmy, których odbiorcami są rasowi Brytyj-czycy czy Amerykanie. Oni się otwierają na świat, więc polscy aktorzy nie powinni udawać, że są Amerykanami czy Brytyj-czykami, tylko być Polakami w Wielkiej Brytanii czy Sta-nach Zjednoczonych. Na tym etapie mojej kariery mogę to śmiało powiedzieć. Nie czuję się ograniczany przez swoją polskość. Taką miałem zawsze wizję aktorstwa – jestem akto-rem z Polski, a nie polskim aktorem.

Nie kusi cię czasem, żeby jednak wrócić do Polski?Na pewno bym to zrobił, gdy-bym dostał interesującą rolę. Lubię Polskę i bardzo chęt-nie bym w niej pracował. Ale jednak nie jestem pewny, czy mógłbym w niej mieszkać. Lon-dyn to miejsce, w którym czuję się u siebie. To miasto jest tak różnorodne i otwarte. Wolał-bym pracować w Stanach i mieć dom w Londynie.

Rynek filmowy: Rozmowa z Radosławem KaimemRynek filmowy: Rozmowa z Radosławem Kaimem

Polskiakcent

Z Radosławem Kaimem rozmawia Artur Zaborski

to nie jest brzemię,tylko wyróżnik

54

Artur Zaborski: Spotykamy się na Kinotece, festiwalu polskich filmów w Londynie, gdzie mieszkasz i pracujesz jako aktor. Jak to się stało, że zacząłeś robić karierę właśnie tutaj?Radosław Kaim: Wszystko zaczęło się bardzo niewin-nie. Po nagrodzie na festiwalu w Gdyni za najlepszy debiut byłem sfrustrowany bra-kiem propozycji nowych ról. Pracowałem przez jakiś czas w teatrze, ale oferty filmowe ucichły. Przeniosłem się z Kra-kowa do Warszawy, ale i to nie pomogło. Zdecydowałem się więc na przerwę w aktorstwie. Przyjechałem do Londynu

w czasie, kiedy otworzyły się granice po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Miałem tutaj znajomych, planowałem zostać kilka miesięcy. Szybko się jednak okazało, że nie jestem w stanie długo funkcjonować bez aktorstwa. Zadziałał wtedy mój agent, który załatwił mi pierwszą rolę w BBC, w serialu Budząc zmarłych. Zagrałem w nim kilka epizodów. Ale to wystarczyło, bo odwrotnie niż w Polsce, po tej roli szybko posypały się kolejne propo-zycje. Zacząłem pracować dla BBC regularnie.

Spodziewałeś się takiego obrotu spraw?

Zawsze miałem taki zamiar, żeby pracować globalnie, a nie tylko w Polsce. Uważałem, że Polska jest tyko krajem jednym z wielu. Nigdy nie chciałem się do niej ograniczać, ani w niej zamykać.

Grasz role z akcentem czy wcielasz się też w Brytyjczyków?Gram najróżniejsze narodo-wości i są to role z akcentem. Wcielałem się w Niemców, Rosjan, Polaków. Akcent ogra-nicza, ale tym samym jest to też nisza, w której funkcjonujesz jako aktor zza granicy, co daje ci duże możliwości. Nie rozu-miem, dlaczego aktorzy próbu-

jący robić karierę za granicą, rozpaczają z tego powodu. To nie jest brzemię, tylko wyróżnik. Można go przekuć we własny sukces. Zagrałem dużo ról w fil-mach i w telewizji, które temu dowodzą. Dzięki nim dostałem też możliwość grania w brytyj-skim teatrze. Zagrałem w Man-chesterze w Royal Exchange Theatre.

Na tym polu masz zresztą duże zaplecze.W Polsce grałem głównie w teatrze. Pojawiałem się w spektaklach Teatru Sta-rego, w Teatrze Współczesnym zagrałem Romea, pracowałem też z Krystianem Lupą. Zawsze

Fot.

Mon

ika

Chm

iela

rz/A

rchi

wum

pry

wat

ne R

ados

ław

a Ka

ima

Radosław Kaim

Page 30: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

56 57MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

i tęsknotach postaci. Czasem były to wspomnienia zniekształcone, innym razem bardziej namacal-ne i prawdziwe od aktualnej rze-czywistości. W rozmowie z Kata-rzyną Bielas i Jackiem Szczerbą („Pamiętam, że było gorąco”, Kra-ków 2001) autor Salta (1965) wy-znał: „Idę przez jesienny krajobraz i jest babie lato. Cały czas omotują mnie jakieś pajęczyny. Tymi paję-czynami w mojej, także w waszej biografii, są niewielkie incyden-ty życiowe, spotkania, czyjeś ode-zwanie się, pomocna ręka, czyjaś drobna intryga”. Wydaje się, że to babie lato, subtelnie przenikają-ce teraźniejszość, leży u podłoża wszystkich jego książek, scenariu-

szy i przedsięwzięć reżyserskich. Powraca w nich też ten sam typ bohatera – marzyciela i jednocze-śnie sceptyka, któremu trudno się odnaleźć w otaczającym go świe-cie. Obciążonego lękami, wyko-rzenionego i uciekającego przed innymi ludźmi, a przede wszyst-kim: przed samym sobą.

Z utkaną z wirów pamięci twór-czością Duras wydaje się więc łą-czyć dzieła Konwickiego pokrew-ny rodzaj wrażliwości, podobny smak goryczy, a zarazem umiejęt-ność czerpania inspiracji z przeży-tych upadków czy klęsk. Podob-nie też jak autorka scenariusza do filmu Hiroszima, moja miłość (1959), pisarz przesycał literackim

duchem obrazy nie tylko swoje, ale również te realizowane przez in-nych. Był autorem bądź współau-torem scenariuszy do czternastu produkcji, m.in. Jowity Janusza Morgensterna (1967) oraz Kroni-ki wypadków miłosnych Andrzeja Wajdy (1985), nakręconej na pod-stawie jego powieści. Z wieloma reżyserami się przyjaźnił – tak było m.in. w wypadku Jerzego Kawale-rowicza, z którym wspólnie zreali-zował Matkę Joannę od Aniołów (1961), Faraona (1965) i Austerię (1982). Konwicki miał przyznać po latach, że właśnie dla niego pi-sało mu się najlepiej, a we współ-pracy obaj artyści znakomicie się uzupełniali: „Ja byłem od tzw. ru-

chliwości myślowej, wynikającej z mojego charakteru, z tego, że ja się natychmiast nudzę przyjętą konwencją. Stale coś mnie nosi. Więc ja wprowadzałem niepokój, a on dawał do tego trafną formę”.

Choć reżyserski dorobek Kon-wickiego był skromniejszy, to nie-wątpliwie bardzo istotny dla na-szej kinematografii. Jego kino od początku było naznaczone rady-kalnym, autorskim podpisem, in-tymnie realistyczne, poszukujące. Choć tak ściśle splątane z biogra-fią artysty, zdradzało niebywały ła-dunek uniwersalizmu – zarówno w egzystencjalistycznym rysie, jak i w społecznych diagnozach. Nie bez powodu autora Zaduszek

Mistrzowie: Tadeusz Konwicki

Odlat w warszawskiej kawiarni Bliklego przy Nowym Świe-

cie 35, zawsze przy tym samym stoliku i o tej samej porze można było spotkać tercet nierozłącznych przyjaciół: Gustawa Holoubka, An-drzeja Łapickiego i Tadeusza Kon-wickiego – skromnego i zarazem zadziornego, pełnego wewnętrzne-go spokoju i jednocześnie żywot-ności. Łapicki miał ponoć żarto-wać, że „on i Tadzio to męska przy-jaźń”, a „Tadzio i Gucio to zazdro-sna miłość”. Od pewnego czasu ich stolik stawał się coraz bardziej pusty: w 2008 roku odszedł „Gu-cio”, w 2012 drugi z wybitnych ak-torów, czule nazywany przez przy-

jaciół „Łapą”. Konwickiemu przez lata ten codzienny rytuał spotkań dodawał życiowej energii. „Przy-jaźń to strach przed samotnością, a miłość to jeszcze większy strach przed osamotnieniem” – wyznał w „Pamflecie na siebie”, swoistym dzienniku i akcie ostatecznego pożegnania z literaturą. Ostatni utwór wybitnego pisarza, reżysera i scenarzysty ukazał się na dwa-dzieścia lat przed jego śmiercią. W późniejszych latach coraz rza-dziej udzielał wywiadów, wycofy-wał się z życia publicznego. Jasno deklarował swoje rozczarowanie współczesnym podejściem do li-teratury: „Dziś każdy pisze książ-ki, więc ja nie będę. Kto zresztą

7 stycznia w Warszawie zmarł Tadeusz Konwicki. Odszedł, zgodnie ze swoją spokojną i skromną naturą, trochę ukradkiem, po cichu. Pamięć o twórczości wielkiego polskiego pisarza i reżysera uhonorowano retrospektywą na 15. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym T-Mobile Nowe Horyzonty.

Magdalena Bartczak

Mistrzowie: Tadeusz Konwicki

KinoTadeusza

Konwickiego

Filmowe zaduszki.

jeszcze je czyta?”. I rzeczywiście coraz mniej pisał. W ostatnich la-tach ten „mag prozy” – jak powie-dział o nim Paweł Huelle – „coraz bardziej wchodził w milczenie”.

Babie latoZ kinem rozstał się jeszcze wcze-śniej: w 1989 roku. Do tego cza-su w jego dorobku znalazło się sześć pełnometrażowych filmów fabularnych i krótkometrażowa Matura, którą sam określił mia-nem „żarciku autobiograficznego”. Opowieść o maturze zdawanej na tajnych kompletach podczas po-wstania wileńskiego zamykała no-welową koprodukcję Czas pokoju (1965), zrealizowaną na zamówie-

nie telewizji w RFN. Autorami po-zostałych części byli Egon Monk i Georges Franju, który przeniósł na ekran utwór Marguerite Duras. Właśnie z paryską pisarką i jed-ną z duchowych patronek fran-cuskiej Nowej Fali, Konwickiego wydaje się łączyć bardzo wiele: podstawowym tworzywem ich twórczości zawsze była pamięć, zamykająca bohaterów w doświad-czeniu melancholii – gdzieś mię-dzy przeszłością, która nie prze-mija, oraz przyszłością, która nie nadchodzi. Kluczową przestrze-nią fabularną zarówno u Konwic-kiego, jak i u Duras, jest labirynt wspomnień, wśród których wę-drują ich zawieszone w iluzjach

Fot.

Jerz

y Tr

oszc

zyńs

ki/F

ilmot

eka

Nar

odow

a

Tadeusz Konwicki na planie filmu Jak daleko stąd, jak blisko

Page 31: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

58 59MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

gela Antonioniego. Główny nurt historii stał się udziałem duetu bohaterów: Wali (Ewa Krzyżew-ska) i Michała (Edmund Fetting), spędzających Święto Zmarłych w podupadłym hotelu na prowin-cji. Jego stałym mieszkańcem jest Żyd (debiut Włodzimierza Boruń-skiego, powracającego później w Salcie i Dolinie Issy), samotny i opłakujący bliskich, których za-brała Zagłada. W kadrach Kur-ta Webera miasteczko wygląda strasznie i mrocznie – wydaje się, że nigdzie poza tym światem je-sień nie trwa tak długo i nigdzie nie jest równie deszczowa, mar-twa i przygnębiająca. Z ponurymi zdjęciami portretującymi teraź-niejszość kontrastują słoneczne ujęcia przeszłości, uchwyconej w trzech retrospekcjach. Stanowią one filmowe rozwinięcie wątków z powieści Konwickiego: temat miłości młodego partyzanta Mi-chała do porucznika Listka (Ewa Czyżewska) pochodził z „Godzi-ny smutku”, motyw związku Wali z „Satyrem” (Andrzej May) poja-wił się we „Władzy”, a fascyna-cja Michała łączniczką Katarzyną (Beata Tyszkiewicz) – w powieści „Z oblężonego miasta”. Święto Zmarłych, podczas którego roz-grywa się akcja filmu, jest czasem nieprzypadkowym: bohaterowie próbują rozliczyć się z duchami przeszłości, która była tak bole-śnie piękna i dramatyczna, że staje się złowieszczym ciężarem, unie-możliwia zakorzenienie w „nor-malnym” życiu. Przepracowują ból po utracie i w łagodnej rezy-gnacji godzą się z losem.

Temat żałoby po przeszłości będzie przewijał się przez całą twórczość Konwickiego: w stru-mieniach rozczarowań, przyjaźni i miłości, których nie da się zapo-mnieć; w artystycznym wadzeniu się z życiem, od którego trudno uciec i które jest – jak pisał w „Ma-łej apokalipsie” – „moje albo cu-dze. Najpewniej jakieś wymyślo-ne. Ulepione z lektur, niespełnień, starych filmów, niedokończonych wojen, zasłyszanych legend, nie-wyśnionych snów. Moje życie. Ko-tlet z białka i kosmicznego pyłu”.

Sennik filmowy „Salto to film osobisty, na temat nas wszystkich. Można by powie-

(1961), który określał się skrom-nie „reżyserem-amatorem”, zali-cza się do ważnych twórców pol-skiej szkoły filmowej w jej bardziej „prywatnym”, psychologicznym wydaniu. W rozwoju tego nurtu miał też znaczący udział jako kie-rownik literacki Zespołu Filmowe-go „Kadr” (w latach 1956-1968). Później kierował projektami w ze-społach: „Kraj” (1970–1972), „Pry-zmat” (1972–1977), „Perspektywa” (1989–1991). Sam jako twórca był mistrzem kina osobistego, zapa-

trzonego w przeszłość i ludzką psychikę. Jednocześnie już od chwili debiutu wyrastał na wni-kliwego portrecistę narodowej mentalności, zręcznego – cytu-jąc Jacka Wegnera – „czarodzieja naszego losu”.

Kosmiczny pył historiiJednym z elementów, które naj-silniej ukształtowały los samego „czarodzieja Konwickiego” było miejsce narodzin – Nowa Wilej-ka – w czasach jego młodości bę-dąca miasteczkiem, a od połowy lat 50. stanowiąca dzielnicę Wilna. Tak często mitologizowane w pol-skiej kulturze uniwersum Kresów stanowiło dla niego – z całą swą kulturową różnorodnością i od-

dzieć, że jest to analiza stanu du-cha społeczeństwa, dokonana na samym sobie” – oto fragment re-cenzji Zygmunta Kałużyńskiego, która pojawiła się po premierze kolejnego obrazu „chytrego Li-twina”, jak o sobie mawiał Kon-wicki. Celnie oddaje on demaska-torski charakter jego kina: utka-nego z osobistych niepokojów, które były (są?) wspólne; surreali-stycznego i zarazem osadzonego głęboko w polityczno-społecznej rzeczywistości. W centrum Salta reżyser umieścił polskiego every- mana, Kowalskiego-Malinowskie-go (Zbigniew Cybulski), który uciekając przed pościgiem trafia, w asyście dźwięku kościelnych dzwonów, do pewnego przypad-kowego miasteczka. Przedstawia różne wersje swojej biografii: jed-nym mówi, że walczył na wojnie, innym, że grozi mu niebezpie-czeństwo. Obejmuje rząd dusz nad mieszkańcami, podatnymi na jego romantyczne hasła. Wkrótce bohater okazuje się jednak kłam-cą, „dziwkarzem i łazęgą” – jak de-konspiruje go własna żona (Iga Cembrzyńska). Figura fałszywe-go Mesjasza kryje w sobie postać artysty, duchowego wodzireja wo-dzącego za sobą tłumy. Zaklina-jącego przeszłość, dającego złud-ną nadzieję. Szczególnie znaczą-ca jest w tym kontekście scena, która na stałe zapisała się w hi-storii naszego kina – sekwencja zainicjowanego przez bohatera dansingu (ze wspaniałą muzyką Wojciecha Kilara), nawiązujące-go zarazem do chocholego tań-ca z „Wesela” i metaforycznego obrazu danse macabre.

W Salcie, jak zawsze u Kon-wickiego, wielką rolę odgrywa słowo, rozwijające powoli fabułę utkaną z zagadek, niedopowie-dzeń i fantazji. Zastygłe w mo-notonii miasteczko stanowi prze-strzeń z pogranicza jawy i snu, podobnie jak większość powo-ływanych przezeń do życia (za)światów – takim miejscem będzie też oniryczna Warszawa oraz Wi-leńszczyzna w Jak daleko stąd, jak blisko (1971) i w Dolinie Issy (1982). W pierwszym z filmów re-żyser zrezygnował z tradycyjnie pojętej chronologii, przenosząc historię głównego bohatera An-drzeja (Andrzej Łapicki) do świa-

daleniem od „centrum”– ważną przestrzeń kształtowania się wy-obraźni, wizji świata i charakte-ru. Jakie miejsce w jego dzieciń-stwie zajmowało kino? Na filmy jeździł do Wilna, które wydawało mu się wówczas centrum świata, oszałamiającą metropolią. „Ki-no nie było łatwo osiągalne, bo sporo kosztowało. Jak już do nie-go weszliśmy, to siedzieliśmy po trzy seanse pod rząd. (…) Jak czło-wiek wychodził z kina, to do do-mu nie mógł trafić, taki był odu-

rzony i omamiony”. A później, jak wyznał, na kino już nie było czasu, bo zaczęła się wojna. Od chwili jej wybuchu pracował m.in. jako robotnik kolejowy i pomoc-nik elektryka w szpitalu. W ma-ju 1944 roku zdał konspiracyjną maturę, a jesienią zaczął działać w podziemiu – walczył w szere-gach VIII Oszmiańskiej Bryga-dy Armii Krajowej (brał udział m.in. w akcji „Burza”), a później w partyzantce przeciw Sowietom. Po rozwiązaniu oddziału przedo-stał się przez nowe granice Polski i po krótkim pobycie w Gliwicach pojechał do Krakowa. Tam rozpo-czął studia polonistyczne, trafił do redakcji „Odrodzenia” i zaczął pisać pierwszą powieść. Były nią

ta jego snów, w których widz po-znaje wyrwane fakty z jego ży-cia: dzieciństwo na Kresach, echa wojennych traum, nieodkupione grzechy. W wyobrażonej podró-ży powraca on do przeszłości, próbując naprawić swoje błędy i relacje z ludźmi. W strumieniu świadomości krążą wokół niego kolejne postaci z jego przeszłości: przyjaciel, który popełnił samo-bójstwo (przejmująca kreacja Gu-stawa Holoubka), przedwcześnie zmarły ojciec, pochłonięty przez Holocaust szkolny kolega, żona, z którą się rozstał i wszystkie in-ne dusze, poruszające się w wi-rze przywoływanych gorączkowo wspomnień. Jak pisał Lubelski, ten filmowy egzorcyzm stanowił „odpowiednik filmu przesuwają-cego się przed oczyma człowie-ka w chwili śmierci”, „karnawał uwolnionej pamięci”.

Podobnym rodzajem onirycz-nego i niepokojącego nastroju nasycił reżyser Dolinę Issy, ada- ptację quasi-autobiograficznej powieści Czesława Miłosza o kra-inie swojego dzieciństwa, której osobliwością – jak pisał nobli-sta – była „większa niż gdzie in-dziej ilość diabłów”. Głównym tematem uczynił za poetą rekon-strukcję przeszłości, dokonywanej przez dojrzałego człowieka; rekon-strukcję, na którą składały się luź-no zestawiane urywki dziecięcych nostalgii, niemożliwych powrotów do tego, co utracone. Stała się ona zarazem refleksją nad meandra-mi polskiego doświadczenia – te-matu, który przenikał jego „kino osobistej mitologii” (Lubelski), i którego podsumowanie zawarł w Lawie (1989). Na ostatni film Konwickiego, jak na kalejdoskop, składały się fragmenty słynnego dramatu, konfrontowane z archi-walnymi materiałami z czasów II wojny światowej i zarazem wple-cione w teraźniejszość – pokazu-jące ludzi obchodzących Święto Zmarłych we współczesnej Kon-wickiemu stolicy. W magicznym rytuale dziadów te trzy czasoprze-strzenie zgodnie się ze sobą łączą, zmieniając w opowieść o polskiej duszy i roli artysty w zaklinaniu jej upiorów.

Droga prowadząca od wyciszo-nego Ostatniego dnia lata po ba-rokową wariację na temat utworu

„Rojsty” – gorzka historia patrio-tycznie wychowanej młodzieży, która podczas walki w partyzantce przeobraziła się w bandę mającą na sumieniu m.in. rabunki i gwał-ty. Kontrowersyjny utwór został ukończony (i wstrzymany przez cenzurę) w 1948 roku – wkrótce po tym, jak pisarz wraz z redak-cją „Odrodzenia” przeniósł się do Warszawy. Właśnie to miasto, tak często potem powracające w jego twórczości i silnie z nią sprzężone, stało się na zawsze jego miejscem:

wznosząca się z gruzów stolica z powojenną traumą, pogmatwa-niem i niepokojem stanowiła ide-alną przestrzeń dla poszarpanych życiorysów jego bohaterów.

Film w życiu Konwickiego po-jawił się znów w połowie lat 50., gdy – jak sam przyznał – wcale nie wyglądał na „artystę kina”, tyl-ko na „literata z Warszawy, któ-ry się przybłąkał do ekipy filmo-wej”. Pierwszy scenariusz napisał wspólnie z Krzysztofem Sumer-skim dla Jana Koehlera i jego pro-pagandowej Kariery (1954) – miał wyznać po latach, że był to „fatalny incydent” w jego biografii, dla któ-rego nie próbował potem szukać usprawiedliwienia. Później napi-sał scenariusz do filmu znacznie

Adama Mickiewicza, była ścieżką rozwoju od minimalistycznego ki-na dystansu po kino wizjonerskie, bardziej emocjonalne; od filmów subtelnie dotykających „komplek-su polskiego” i naszej historii, po dzieło, w którym wziął na warsztat utwór najbardziej „polski” z moż-liwych, głęboko wrośnięty w mi-tobiografię, kulturę i los nasze-go narodu. A jednym z kluczo-wych symboli owego losu stał się w twórczości Konwickiego Pałac Kultury i Nauki, który powrócił również w Lawie – gdzie symbo-lizujący Polskę anioł widział go na horyzoncie, i gdzie pojawiał się ukradkiem za oknem celi księdza. Podobnie jak wielu mieszkańców Warszawy, pisarz przez lata tego „prezentu od Stalina” nie znosił – był zbyt wyrazistym synonimem politycznego zniewolenia. Jak mówił po latach: „Pałac Kultury w mojej biografii był symbolem. I tak się złożyło, że mieszkając na Górskiego wciąż go widzę. (.…) W moich książkach i filmach był znakiem jakiejś formy niewoli, podległości, czegoś, co nad tym miastem, nade mną i nad całym krajem wisi, jak granitowa chmu-ra, znak niewygody moralnej i ży-ciowej”. Po 1989 roku Konwic-ki, któremu przełom polityczny przyniósł ulgę m.in. dlatego, że – jak przyznawał – przez całe życie ciążyła mu odpowiedzialność za PRL – zaczął tę granitową chmu-rę oswajać. „Stracił biedak swoje implikacje ideologiczne, stał się budynkiem, do którego się przy-zwyczailiśmy. Mam już do niego taryfę ulgową, nawet patrzę na niego czasem z pewną przyjem-nością” – wyznał po latach.

Dawny znak zniewolenia stał się dla autora „Dziury w niebie”, tak jak dla wielu innych warsza-wiaków, nieodłączną częścią pej-zażu miasta. Podobnie jak postać samego Konwickiego, literacko- -filmowego przewodnika po War-szawie, który na początku tego roku zmarł w swoim mieszkaniu po długotrwałej chorobie. Wrócił do świata zaduszek i przywoływa-nych przez lata cieni. Przecinająca warszawskie niebo figura Pałacu Kultury i Nauki stała się jakby bardziej samotna, a legendarny stolik w kawiarni Bliklego – jesz-cze bardziej niż dotąd pusty.

bliższego jego późniejszej twór-czości – kameralnego Zimowego zmierzchu (1956) Stanisława Le-nartowicza, zrywającego z poety-ką socrealizmu.

Jako reżyser zadebiutował ascetycznym, nakręconym przy minimalnych środkach Ostatnim dniem lata (1958), narodzonym z narastającego w nim poczucia klęski i odrzucenia. Jak pisał Ta-deusz Lubelski („Poetyka powie-ści i filmów Tadeusza Konwickie-go [na podstawie analiz utworów z lat 1947-1965]” Wrocław, 1984), znakomity debiut był „świadec-twem rozpaczy, świadectwem do-świadczenia twórcy z październi-ka 1956 roku” – momentu, gdy jego wiara w komunizm uległa poważnemu zachwianiu. „W 1956 roku runęła moja nadpiłowana gałąź i ja razem z nią. Gruchną-łem o ziemię, aż zatrzeszczały kości” – wspominał w rozmowie z Konradem Eberhardtem. Swo-je rozczarowanie historią, która – jak pisał w „Małej apokalipsie” – „z bliska jest odrażająca, błazeń-ska, głupia, dopiero z odległości jest tragiczna, piękna i majesta-tyczna” – przełożył na eliptyczną, intymną opowieść. Rozpisał ją na dwie postaci, ujął w jednym dniu i umieścił w jednym miej-scu, na przejmująco pustej plaży. On (Jan Machulski) i Ona (Irena Laskowska) wydają się bohatera-mi znikąd i bez przeszłości, ale to tylko złudzenie: niewypowiedzia-ne do końca „wczoraj” tak bardzo im ciąży, że nie pozwala uczynić kroku w przód. Flirtują ze sobą, zwierzają ze swoich żalów, czasem bawią jak dzieci. Daje się jednak wyczuć podskórne napięcie, na niebie mruczą silniki samolotów będących wspomnieniem (zapo-wiedzią?) wojennej apokalipsy. Konwicki zasugerował na ekranie obecność doświadczenia, które dla niego i dla jego generacji było kluczowe: trudnej do werbaliza-cji traumy, wyrzutów sumienia z powodu ideologicznych wybo-rów, poczucia osaczenia historią wdzierającą się do życia, które tak trudno zacząć od nowa.

Wszystkie te tematy nabrały bardziej dosłownego oblicza w Za-duszkach, które podobnie jak de-biut przywodziły na myśl egzy-stencjalistyczne kino Michelan-

Mistrzowie: Tadeusz KonwickiMistrzowie: Tadeusz KonwickiFo

t. Z

bign

iew

Har

twig

/SF

Kadr

/Film

otek

a N

arod

owa

Zbigniew Cybulski i Marta Lipińska w filmie Salto, reż. Tadeusz Konwicki

Page 32: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

60 61MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Telewizja potrzebowała dużej, coraz większej ilości natychmiastowego materiału, który dawnymi środkami rejestracji... byłby nie-

wykonalny. Filmy dokumentalne, choć wnikliwie penetrujące rzeczywistość, były coraz bardziej fil-mami – niestety – „z wczoraj”. Kinematografia doku-mentalna nie nadążała za zmieniającym się świa-tem. Kino „cierpliwego oka” już nie mogło być kinem „moralnego niepokoju”, które troszczyło się teraz... o dzień dzisiejszy. Martwica i zastój, to nie była mate-ria dla filmowców. Co robić, żeby nadążyć za szybko zmieniającym się światem?

I dlatego zrozumiałym jest nurt, który zasta-łem w ówczesnej Wytwórni Filmów Dokumental-nych, nurt swoistego kompozytu wizualnego. Tade-usz Makarczyński (szkoda, że to już zapomniana postać odkrywcy nowej sztuki filmu dokumental-nego), inspirujący się europejskimi poszukiwaniami istoty materii filmowej, w których prym wiedli Alain Resnais, Pierre Kast, Jean-Luc Godard, zbliżał się ku odkryciu inaczej pojmowanej funkcji formy filmo-wej... jako procesu intelektualnego. Kino nie było dla niego odbiciem rzeczywistości (nazbyt to trąciło marksizmem), nie była to opóźniona analiza czasu wczorajszego (co tak ukochali pseudohistorycy spod znaku wywabiania białych plam), kino stawało się „maszyną do myślenia”. Ta ryzykowna koncepcja, której autorem jest Jean-Luc Godard, potrzebowała nowych narzędzi, dalej idących niż kamera cinéma vérité (kino prawdy). Makarczyński był intelektuali-stą. Oczytany, inspirujący się dorobkiem Sergiusza Eisensteina, poszukiwał istoty kina nie w jego relacji z bieżącą rzeczywistością, ale w zetknięciu z rzeczy-wistością... całej sztuki. Modne nad Sekwaną bada-nia André Malraux sytuowały w proroczym tekście „Psychologia sztuki filmowej” istotę filmu między innymi sztukami, zwłaszcza plastycznymi. Tzw. idea korespondencji sztuk, pozwalała filmowcom porywać erudycyjnością i surrealistycznymi skojarzeniami. Do istoty wojny i do opowiedzenia o zagładzie Guerniki, Alain Resnais dochodził, nie klejąc ujęć z masakry na mieście i jego ludności dzisiaj, ale budował narrację na zderzeniu z obrazem Pabla Picassa z poezją Paula Éluarda recytowaną przez Marię Casares. Okazywało się, że nowa ekspresja wynika z tych samych źródeł

głowy, która mówi tekst przygotowany, ba, napisany i wyłoniony drogą konkursu „Polityki” na wspomnie-nia partyjnego robotnika.

W dokumencie światowym działo się wiele. W piśmie Dyskusyjnych Klubów Filmowych „Film na Świecie” mogliśmy czytać nie tylko rodzime rela-cje ze świata nowoczesnego filmu europejskiego, ale i tłumaczenia aktualnych tekstów, przedruków z zagranicznej prasy. Reżyserzy udanych filmów wyjeżdżali z nimi na festiwale do Europy Zachodniej, poza tym można było otrzymać stypendium poby-towe.

Pora najwyższa zaznaczyć szczególną osobliwość polskiego filmu dokumentalnego, szczególnie reali-zowanego w warszawskiej WFD. Owszem pisaliśmy scenariusze, ale były to teksty formalne, to były pod-stawy do otrzymania honorarium, w końcu filmowcy także płacili czynsz za mieszkanie. Scenariusz i cała pisana dokumentacja filmu dokumentalnego, były jednak okazją do przemyślenia celu i formy przy-szłego filmu. Dla tzw. redakcji była to formalna pod-kładka do realizacji. Bardzo rzadko projekt pisany pokrywał się ze skończonym filmem. Często pod-czas tzw. kolaudacji były awantury z kierownictwem o odstępstwo od proponowanego scenariusza.

Scenariusz, właściwie był to dokument produk-cyjny, wskazywał niezbędne środki do realizacji i pozwalał wykonać wstępne obliczenie ekonomiczne.

odkryć, co aktualność Picassa, która w kolażu odkry-wała zupełnie nowe wartości. Różnorodność faktury zrazu irytowała, ale po chwili, zaakceptowana, skła-dała się na nowe odczytanie synkretycznego obrazu współczesności zanurzonej w całej ludzkiej myśli humanistycznej. Godard nazywał ten proces myśle-niem montażu. Kino odtąd jawiło się jako „maszyna do myślenia”, a nie maszyna do pisania – opowiada-nia znanych historyjek.

Do tego klubu „majsterkowiczów” montażu włączył się wielki talent Andrzeja Brzozowskiego. Erudyta, znawca sztuk plastycznych, pedagog i wielowarszta-towiec, zrealizował zadziwiający film Ile trzeba czasu, żeby zrobić podkowę? Właściwie była to hybryda wizualna, film w jednym ujęciu, prawdziwy jak doku-ment i kreowany jak eksperyment. Wcześniej Brzo-zowski nakręcił ascetyczną Archeologię. Arcydzieło. Trafił w poszukiwania, którymi fascynowała się Fran-cja spod znaku Roberta Bressona, pomiędzy uję-ciami sugerującymi ciągłość, w istocie zaś stosował ogromne ubytki narracji, włączając w ten nieprakty-kowany dotąd sposób interaktywny odbiór widza. To, czego w filmie nie widzieliśmy, to własną inteligen-cją wizualną dopowiadaliśmy. Znak to ewidentny, że w polskim dokumencie pojawili się poeci. Obok reje-stratorów i narratorów zjawiła się grupa konstrukty-wistów.

Szybko w tej partii znalazł się Jerzy Ziarnik, który w filmie Patrzę na twoją fotografię, zbudowanym ze składowanych w archiwum oświęcimskim fotografii rodzin pomordowanych, skonstruował (!) wizję utra-conego czasu i wielowarstwowej opowieści. To była zarazem niebywała nowoczesna medytacja o kinie, które stale szuka nowych skojarzeń wizualnych. No i jeszcze – jakby na zawołanie, pojawił się zadziwia-jący film Marcela Łozińskiego Ćwiczenia warszta-towe, badający tzw. filmową prawdę ekranu, którą poddawał w wątpliwość. Jak prawdziwy konstrukty-wista, zrobił film oparty na różnych manipulowanych dźwiękach, nadających temu samemu obrazowi za każdym razem inny sens. Powstały dwa filmy w jed-nym, oparte na tym samym materiale obrazowym, za każdym razem prezentowanym z innym dźwiękiem. Pojawił się również zadziwiający film Krzysztofa Kie-ślowskiego Życiorys, podważający ujęcia gadającej

Ale najważniejszym w procesie powstawania filmu dokumentalnego, oprócz współpracy z utalentowa-nym i właściwym operatorem był montażysta.

Kiedy, z nakręconym do debiutanckiego filmu materiałem, wparadowałem do wyznaczonej mi mon-tażowni, czekała na mnie Agnieszka Bojanowska. Wiedziałem, że jest to fachowiec dużej klasy, a dla debiutantów przydzielano mistrzów. Pudła z nakrę-coną taśmą były bardzo ciężkie. Na samej górze sterty położyłem starannie napisany scenariusz. Montażystka wskazała miejsce na pudła z taśmą. Wręczyłem jej scenariusz, który cisnęła z niechęcią na dach szafy i powiedziała coś, co zapamiętałem na całe życie: „Słuchaj, obejrzymy sobie kilka razy cały materiał, który tutaj przyniosłeś i, jeżeli pozwolisz, opowiem ci, co tam znalazłam. Być może to będzie to samo, co zamierzałeś, i co znajduje się w tamtym rzuconym na szafę scenopisie”. Zrozumiałem wtedy, że mój film nie jest już zapisany na papierze, ale jest, jak w każdym kamieniu, ukrytą rzeźbą. Od tej pory zawsze chciałem robić filmy z Agnieszką Bojanow-ską. Reżyser w osobie ówczesnej montażystki miał „położną” i najsurowszego krytyka. Bojanowska, sama zadowolona, że ma film dosyć eksperymentalny, zło-żony z wielu faktur – były tam zdjęcia nakręcone w Oświęcimiu, były wykopiowania, były obrazy Bru-egla i Wróblewskiego – pokazała mi sztukę kojarzenia filmowego. Uważam ją za cudotwórczynię.

Refleksje: Audiowizualna historia kina

audio-wizualna

historia kina

29część

Józef Gębski

Fot.

Kub

a Ki

ljan/

SFP

Page 33: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

62 63MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

– To czysty interes, nic więcej. Myślisz, że oni tak się troszczą o ludzi? Oni się troszczą o swój towar, a ich towarem są wysoko ubezpieczeni aktorzy i twórcy. Po premierze będą tu waliły tłumy turystów i hotel zwróci się błyskawicznie.

W drodze powrotnej Anna powiedziała:– Wiesz, tam w Polsce są poważne problemy z częścią, która

miała być kręcona w Gdyni.– Ale ja wiem, że Allan Starski był już na dokumentacji...– Nie znam detali, ale słyszałam, że negocjacje nie idą gładko,

podobno polski scenograf nie dogadał się z Peterem. Nie wiem, ile w tym prawdy. Czy gdyby tak się stało, można ciebie zapropono-wać?

– Zaskoczyłaś mnie kompletnie. Mieć cząstkę Titanica do zro-bienia to więcej, niż można sobie wymarzyć, ale wiesz, znamy się z Allanem ponad dwadzieścia lat i musiałbym do niego zadzwonić....

– Poczekaj, zobaczymy co i jak.– OK.Zdjęcia do Managui rozpoczęły się w małym, pięknym mia-

steczku Cuernavaca, godzinę jazdy od Mexico City. Mieszkali tam głównie bogaci rentierzy i biznesmeni, dojeżdżający codziennie do miasta ponad godzinę w jedną stronę. Mieszkała tam również matka Anne Roth, urocza pani; któregoś weekendu zrobiła fantastyczne ruskie pierogi; słynęła z nich w miejscowym klubie brydżowym.

Praca nad Manaquą przypominałaby kolorowe wakacje, gdyby nie kompletna indolencja reżysera i operatora. Michele Taverna był coraz bardziej znerwicowany i powoli docierało do niego, że nie wystarczy marzyć o realizacji filmu przez kilkana-ście lat, ale jeszcze trzeba umieć go zrobić. Szybko przekroczyli-śmy kosztorys, a bezsensowne zdjęcia w Acapulco spowodowały nasłanie nam producenta nadzorcy z firmy ubezpieczeniowej. Bezsensowne, bo kręciliśmy nocną walkę przemytników narko-tyków z oddziałem wojska w dżungli. Michele uparł się, że tylko wybrane przez niego miejsce do tego się nada i nie było sposobu, żeby mu wytłumaczyć, iż w nocy pnie palm niespecjalnie się od siebie różnią, niezależnie od tego, gdzie rosną.

Efekt nocnych zdjęć był na ekranie żałosny. Do tego wszyst-kiego, kiedy po północy przyszła pora posiłku i usiadłem na jakimś pieńku, on się nieco poruszył. Tylko idiota, nie znający zwrotniko-wych lasów może ręką sprawdzać, co się dzieje. Poczułem coś śli-skiego i ból jak cholera.

– Coś mnie ugryzło!Rekwizytor omiótł okolicę moich nóg światłem dużej latarki

i machnął energicznie niewielką maczetą, z którą na szczęście nigdy się nie rozstawał. Z przerażeniem popatrzyłem na sporego czarnego węża, leżącego przy mojej nodze. Charlie, nasz location manager, poklepał mnie po plecach.

– Nic się nie martw, niejadowity, ale i tak trzeba to porządnie zde-zynfekować.

Powlókł mnie, osłabłego ze strachu, do pobliskiej wioski. Tam kupił dwie butle miejscowej tequili i prawie całą jedną flaszkę wylał na moją ranę, mocno ją naciskając. Drugą popijaliśmy wolno, sie-dząc pomiędzy chłopami na chodniku.

Pozostały tylko zdjęcia w dwóch niewielkich dekoracjach w hali i właściwie mogłem wracać do Polski. Pojechałem pożegnać się z Anne Roth. Pod koniec wieczoru powiedziała mi, że mój problem sam się rozwiązał albowiem sceny odbijania Titanica z portu prze-niesiono z Polski do Wielkiej Brytanii i scenograf filmu nie życzy sobie żadnych spółek. No cóż, trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu.

* Fragmenty książki „10 000 dni filmowej podróży” Andrzeja Halińskiego; Prószyński i S-ka, 2002.

– To jest numer, który wmawia się głupim gringos, żeby uatrak-cyjnić ten cholerny samogon z agawy. Prawdziwy Meksykanin nic nie wciera, nie liże. Najchętniej łazi cały dzień z litrową butelką i popija z gwinta. Nie wygłupiaj się lepiej z tymi numerami z barów dla turystów, bo nie będą cię szanowali.

Zrobiło mi się głupio. Do tej pory byłem przekonany, że w pol-skich ekipach napatrzyłem się sporo i zobojętniałem na picie alko-holu. Ale byłem w błędzie.

Dostałem pracownię w wielkim studiu filmowym, gdzie wła-śnie kręcono Romea i Julię, a za ścianą scenograf Peter Lamont przygotowywał Titanica. Byłem raz w jego pracowni i z zazdrością zobaczyłem długie szeregi kreślarzy pochylonych nad deskami rysunkowymi. W osobnej sali stały wspaniale wykonane modele legendarnego okrętu.

Prawdziwą niespodziankę sprawił mi mój współpracownik Emi-lio, dekorator wnętrz, który pewnego dnia pojawił się w naszym skromnym pokoiku scenograficznym z nieznaną mi drobną kobietą w średnim wieku.

– André, to jest Anne Roth, koproducent Titanica.– Bardzo mi miło. Proszę usiąść.Anne Roth była powszechnie znana jako meksykańska produ-

centka, której najwięksi producenci świata powierzali swoje filmy kręcone w Meksyku. Przyjaźniła się z Harrisonem Fordem, Rober-tem de Niro i innymi megagwiazdami.

– Cześć! Jestem Anna. Mieszkasz w Warszawie?Szok! Ona mówi bezbłędnie po polsku.– Chodź! Zapraszam cię na lunch, to sobie pogadamy. A wie-

czorem zapraszam was z Emiliem na drinka do domu. Nie gap się tak! Urodziłam się na Marszałkowskiej, niedaleko Świętokrzyskiej. Wyjechałam z matką z Polski jak miałam dziewięć lat. To było… cze-kaj, w pięćdziesiątym dziewiątym.

Anna mieszkała w pięknym domu na skraju doliny na przedmie-ściach tej gigantycznej metropolii. Na ścianach holu wisiały staran-nie oprawione plakaty filmów Andrzeja Wajdy.

– Uwielbiam jego filmy. Masz może jego najnowsze plakaty i mógłbyś mi przysłać?

– Bez problemu.– Mam wszystkie filmy na kasetach, o tam, przy telewizorze

w sypialni. Mogę je oglądać na okrągło.Spojrzałem na porozrzucane w nieładzie kasety.– Jutro pokażę ci coś ciekawego. Masz czas? Przyjdę po ciebie do

pracowni. Wyjechaliśmy dość wcześnie rano. Po prawie godzinie zjecha-

liśmy z autostrady i na horyzoncie przed nami wyłonił się szczyt jednego z licznych w tej okolicy wulkanów. Zaparkowaliśmy przed bramą ogrodzenia zwieńczonego drutem kolczastym. Policjant na widok Anny wyprężył się na baczność i władczym gestem nakazał podnieść szlaban. Kilkaset kroków dalej pojawiła się przed nami gigantyczna dziura o zadziwiająco regularnych bokach. Wielki sze-ścian wycięty w lawie. Pracujące na dole maszyny wyglądały jak dziecinne zabawki. Spojrzałem pytająco na moją przewodniczkę.

– Podoba ci się? To jest rozmach, co? Dziura sześćdziesiąt na sto metrów i głęboka na prawie czterdzieści! I w niej będą zbudowane pokłady Titanica do zatapiania. Lawa nie przepuszcza wody. Można tę wodę wypompować do kolejnego dubla.

– Niesamowite!Autentycznie mnie zatkało.– Za kilka tygodni będzie tu prawdziwy plac budowy. W cza-

sie kilkumiesięcznych zdjęć, aktorzy i ekipa też nie powinni tra-cić czasu na podróże, więc producenci z LA dogadali się z jedną z poważnych sieci hotelarskich, że postawią tu całkiem okazały budynek. No i jak ci się to podoba?

– Nikt mi w Polsce nie uwierzy, jak opowiem o tym.

Refleksje: 10 000 DNI FILMOWEJ PODRóŻY

Jeszcze w Nowym Jorku, dostałem do przeczytania scenariusz All through the night napisany przez koproducenta filmu Mi-chele’a Tavernę. Włoch z pochodzenia, mieszkający na stałe

w Stanach Zjednoczonych, miał bardzo bogatą przeszłość związaną z lewacką partyzantką latynoską pod dowództwem Che Guevary. Oparty na faktach film chciał sam wyreżyserować. Poznałem go z Andrzejem Krakowskim, który miał wielką wprawę w pisaniu sce-nariuszy. Andrzej przyjrzał się tekstowi „zimnym okiem” i dokonał poważnych przeróbek. Michele był z tych zmian bardzo zadowo-lony, ale niestety nie zgromadził odpowiednich funduszy i projekt znalazł się w martwym punkcie, a ja z czasem kompletnie o nim za-pomniałem.

Aż tu nagle, po latach, w moim warszawskim mieszkaniu późno w nocy zadzwonił telefon.

– Hallo?– Hi, jak się masz Andrew? Tu Michele. Michele Taverna. Obu-

dziłem cię?– Cześć... zaraz dojdę do siebie.– OK. Słuchaj, czy jesteś bardzo zajęty?– Sam nie wiem, bo czekam na rozpoczęcie wielkiego filmu

historycznego... (Ogniem i mieczem – przyp. red.).– Słuchaj, nie przyleciałbyś do Mexico City w przyszłym tygo-

dniu? Zaczynamy film Managua. Chciałbym żebyś był production designer. Pamiętasz ten projekt?

– Nie bardzo....– A All through the night?Powoli dochodziłem do siebie.– Niemożliwe? Udało ci się zdobyć forsę? Myślałem, że dawno

zrezygnowałeś.– Nie tak łatwo, bracie. Andrzej Krakowski też jest z nami i pew-

nie zaraz do ciebie zadzwoni.– A już miałem zapytać, skąd masz mój polski numer. Podaj mi

swój. Jutro zadzwonię.– Ale tak czy nie?– No... tak! Ale powiedz mi chociaż, gdzie rozgrywa się akcja,

żebym miał przynamniej blade pojęcie o tym, co mnie czeka.– Jak to gdzie? Przecież Managua jest stolicą Nikaragui. Bye!Kilka dni później lądowałem w Mexico City. Na lotnisku cze-

kał jakiś młokos z tabliczką „Andres Halinki”. To pewnie cho-dziło o mnie. Wysadził mnie przed wysokim hotelem o wdzięcznej nazwie Fiesta Americana. Marmurowy, wielki hol, wielu Ameryka-nów, miła recepcja – czego człowiek potrzebuje więcej na początek? Oczywiście łóżka!

Z nerwowej drzemki obudził mnie telefon z recepcji.

– Signor Halinki, dwaj panowie na pana czekają.– Mogę z nimi mówić?– Witaj! Tu Michele. Schodź. Idziemy na kolację.Spojrzałem na zegarek. Dziesiąta wieczór. Błyskawiczny prysznic

i już jestem na dole. Michele – szalenie serdeczny, towarzyszy mu production manager, Lorenzo O’Brien.

– Co powiesz na argentyńską restaurację i prawdziwy, funtowy steak?

– Z przyjemnością.Kelner bez pytania podał nam płyn o nazwie michelada, czyli

sok z dwóch limonek z pokruszonym lodem zalanym piwem Corona. Wyborny napój na ugaszenie pragnienia! Pojawiła się też butelka tequili. Lorenzo wzniósł toast, a ja, chcąc popisać się zna-jomością rytuału picia tego meksykańskiego specjału, wycisną-łem sobie na wierzch dłoni trochę cytryny i posypałem solą. Byłem właściwie przygotowany na pierwszy kieliszek. Dopiero wtedy spo-strzegłem ich zdziwione spojrzenia.

– Coś nie tak?– Co do cholery, za czary wyczyniasz?– Jak to co? Myślicie, że nie piłem tequili?– Ale chyba nie w Meksyku?Zanosili się śmiechem. W końcu Michele wyszeptał:

Andrzej Haliński

Meksykańskaprzygoda

Refleksje: 10 000 DNI FILMOWEJ PODRóŻY

Fot.

Arc

hiw

um p

ryw

atne

And

rzej

a H

aliń

skie

go

Mexico City – w tym studiu Peter Lamont przygotowywał scenografię Titanica, a Andrzej Haliński Mangui

Page 34: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

65MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015 65

Moja (filmowa) muzyka

Mojito na LubelskiejDrink, który zaproponowali mi na otwarciu klubu Sułtan z tańcem brzucha i sziszą.

Mam nadzieję, że Palikot nie jest właścicielem Lubelskiej, chy-ba nigdy nie był, tylko Żołądkowej Gorzkiej, na której akcjach stra-ciłem trzy emerytury.

Później z zemsty nie głosowałem na niego.Ale swoją drogą to ładnie brzmi: „Mojito na Lubelskiej”. Jakoś

tak i zagranicznie, i swojsko.

DeterminacjaPasaż miedzy Domami Centrum. Młody człowiek i obok starszy mężczyzna niewysoki, w kaszkiecie na głowie, okulary przeciwsło-neczne, koszula wypuszczona na spodnie.– Bardzo pana przepraszam, ale mam wynajęty pokój, tu niedaleko przy Chmielnej… Niech się pan nie boi… Pokój świeżo wysprzątany, świeża pościel… Idzie dalej, obserwuję go, podchodzi do taksówek na postoju. Za kierownicą muskularny, z tatuażami, taksówkarz.

I znów:– Bardzo pana przepraszam, ale mam wynajęty niedaleko pokójJaka determinacja! Beznadziejna, bez szans propozycja… a jed-

nak trwał w swoim jednostajnym repertuarze… a może, a może ktoś się załapie.

Zniknął mi gdzieś w per-spektywie ulicy, jeszcze próbo-wał kogoś zaczepić, jeszcze liczył na szczęśliwy przypadek.

Zawsze mnie wzrusza ta-ka beznadzieja wiary, że może…, że się coś szczęśliwego zdarzy… w biedzie, chorobie, samotności, pożądaniu, niespełnieniu, niena-wiści albo miłości.

Jest się śmiesznym. Jest się żałosnym. Jest się tragicznym.

Materiałem na film.

SztukaMakłowicz posiadł wspaniałą i przedziwną sztukę chodzenia do przodu, a mówienia do tyłu. Do podążającej za nim kamery z operatorem.

Starość pokerzystyAndrzej B. zwany Koniem całe życie grał w karty i nigdy nie pra-cował. Bał się, że na starość będą mu się trzęsły ręce i nie będzie mógł utrzymać kart. Ręce mu się nie trzęsą, ale poumierali part-nerzy do gry. A byli to ludzie wiekowi i Koń nie zadbał o to, aby grać z młodymi, których by mógł ogrywać do dzisiaj. Tamci ode-szli i została pustka pokerowa. A byli to: kucharz Bieruta, tłu-macz Gomułki i inni prominenci reżimu, których ogrywanie przy-nosiło Koniowi wielką patriotyczną satysfakcję. Dziś Koń wobec braku partnerów żyje z emerytury i czeka na odszkodowanie za mienie zaburzańskie.

Jest dobrym człowiekiem, zawsze gotowym pomóc innym, i tacy do niego ciągną, stwarzając wielorakie kłopoty Andrzejowi. Ale ten jest praktyczny i zaradny w każdej sytuacji, można polegać na jego pomocy. Zadzwonił do mnie, że przeczytał fragment mojej książki, gdzie wspominam syna kompozytora Sikorskiego. Młody człowiek sam był kompozytorem wstrząsającej muzyki, którą kie-dyś słyszałem w Dwójce i napisałem o nim wspomnienie. Sikorski sporo pił. Zamykał warszawskie knajpy, kiedy już wszyscy rozcho-dzili się do domów, a on zostawał półprzytomny, bez kontaktu ze światem, kompletnie samotny.

Spotkał go w takiej sytuacji Koń i postanowił mu pomóc. Chciał go podprowadzić do taksówki i tam eskortować na Polną, gdzie arty-sta mieszkał. Szli ze Ścieku przy Trębackiej w kierunku postoju tak-sówek. Nagle Sikorski w jakimś odruchu rozpaczy zaczął walić głową o sztachety okalające na tyłach budynku Ministerstwa Kultury (!). Gło-wa po kilku uderzeniach utkwiła mu miedzy sztachetami i nie mógł już jej wyciągnąć. Tkwił uwięziony, jak robak złapany w potrzask. Sytu-acja i groteskowa, i tragiczna. Uszy krwawią po szarpaninie, aby wycią-gnąć głowę z żelaznych sztachet ogrodzenia. Noc. Pustynia.

Koń zatrzymuje jakąś taksówkę, ten stoi, szlochając z głową utkwioną między sztachetami, uszy krwawią obficie. Koń razem z tak-sówkarzem podnośnikiem do samochodu próbują rozewrzeć żelazne pręty wmurowane tam jeszcze za czasów arystokratów, którzy zbudo-wali ten pałac w osiemnastym wieku. Udało się, razem z taksówka-rzem wyciągnęli głowę młodego kompozytora z pułapki.

Może wtedy nad ranem napisał tę wstrząsającą muzykę, którą po jego śmierci słyszałem w radio, w Dwójce.

Szerszenie atakująDom Pracy Twórczej w Konstancinie. Nasłane przez młodych twórców, aby wykończyć starych. Walka o tantiemy. Nie przebierają w środkach.

Starzy ścierkami, ręczni-kami tłuką atakujące ich owady. Ale bronią się, nie-stety, coraz słabiej.

Młodzi czyhają na kasę.

Doczekają się.

Umiłowanie zawodu– Jestem wytwórcą krze-wów ozdobnych w Socha-czewie. Nawet jak jadę na imieniny do kolegi, nie rozstaję się z sekatorem. Uważam przycinanie krze-wów za proces odmładza-nia. Zawsze jestem goto-wy, aby użyć sekatora i coś odmłodzić.

Znów pogrzebGrób daleko od kościoła. Długa droga za trumną. Co słabsi odpadali z konduktu. Dopiero odżyli na stypie przy „gorącym” i zimnej wódce.

ZagadkaPoniedziałek. Przedpołudnie. Podjeżdża lśniący mercedes coupé. Wy-chodzi z niego letnio, modnie ubrany, pan w średnim wieku. Idzie szyb-kim krokiem do punktu fundacji zbierającej na biednych. Zagadka. Co? Dla dramaturga, scenarzysty, dziennikarza. Po co? Dlaczego, co ma za sprawę? Nic w rękach nie niesie z rzeczy, które przydałyby się biedne-mu. Wraca po dziesięciu minutach, też z pustymi rękami. Nic nie kupił. Co miał za sprawę? Żona tam pracuje? Jest dyrektorem tej instytucji? Przyjechał po kasę? Zaniósł kasę, wpłacił na ubogich? Może zwyczaj-nie chciał coś kupić i rozmyślił się? Ale dlaczego taki pośpiech, zdecy-dowany krok, i ten elegancki samochód?

Zagłębiam się w tabloidzie „Fakt”, czytam nagłówki i staję się podejrzliwy jak policyjny pies.

„Zapisywać przeżycianie w kolejności, w jakiej się zdarzają, bo to jest historia. Ale w po-rządku, w jakim stają się ważne dla bohatera”.

Tak chcę pisać.

64 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Refleksje: Nie ma stolika

Jerzy Gruza

Przyjaciel ze szkolnej ławy Borysa Lankosza, bliski kolega Marcina Koszałki, pilny uczeń Krzysztofa Pendereckiego, odkryty dla kina (wcześniej dla teatru) przez Jerzego Stuhra. Abel Korzeniowski – nasz człowiek w Hollywood.

Jest absolwentem Wydzia-łu Instrumentalnego w kla-sie wiolonczeli (1996) oraz

Katedry Kompozycji, kierowanej przez Krzysztofa Pendereckiego (2000) krakowskiej Akademii Mu-zycznej. Notabene, pochodzi z ro-dziny z tradycjami muzycznymi, jego matka Barbara Wrońska-Ko-rzeniowska jest wiolonczelistką, brat również zajmuje się muzyką, często prowadząc orkiestrę, wyko-nującą kompozycje Abla. Jako au-tor zadebiutował w 1993 roku na I Forum Młodych Kompozytorów w Krakowie, a pięć lat później zo-stał stypendystą prezydenta mia-sta Krakowa w dziedzinie kom-pozycji. Po ukończeniu studiów przez trzy lata (1999-2001) pra-cował jako asystent na Wydziale Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki AM.

Młodym kompozytorem, jesz-cze podczas studiów w krakow-skim konserwatorium, zaintere-sował się Jerzy Stuhr, powierzając mu napisanie muzyki do kilku spektakli teatralnych, które reżyse-rował na deskach nowohuckiego Teatru Ludowego czy w Teatrze Telewizji. W 1997 roku Marta Węgiel zrealizowała dla krakow-skiego oddziału TVP średnio-metrażowy film Czy pan to tak naprawdę, czy udaje?, poświęcony Stuhrowi, zilustrowany muzyką… Adama Korzeniowskiego, jak czy-tamy w napisach (okazuje się, że to jednak nie pomyłka, a praw-dziwe imię Abla).

Pierwszym filmem, do którego napisał muzykę, było Duże zwie-rzę (2000), wyreżyserowane przez Stuhra według odnalezionego

scenariusza Krzysztofa Kieślow-skiego, zainspirowanego opo-wiadaniem Kazimierza Orłosia „Wielbłąd”. Kompozycje do tej przejmującej, słodko-gorzkiej, prostej opowieści o panu Sawic-kim, do którego pewnego dnia przyszedł wielbłąd, a on polu-bił go na dobre i na złe, przynio-sły Korzeniowskiemu nagrodę na festiwalu w Gdyni (2000). Kompozytor pozostał wierny Stuhrowi, pisząc muzykę do Gogolowskiego Ożenku (2001), wyreżyserowanego w Teatrze Telewizji, oraz jego kolejnego filmu – Pogoda na jutro (2003). I znów filmowy soundtrack przy-niósł Korzeniowskiemu festiwa-lowy laur, tym razem statuetkę Złotego Rycerza w Czelabińsku.

Jego filmowe kompozycje powstają w dużej mierze z tzw. towarzyskiego klucza, czego naj-lepszymi przykładami muzyka do Rozwoju (2001), ekspery-

mentalnego dokumentu Borysa Lankosza ze zdjęciami Marcina Koszałki, debiutu fabularnego Artura Więcka „Barona” Anioł w Krakowie (2002), zrealizowa-nego na podstawie scenariusza napisanego razem z Witoldem Beresiem (tym razem muzykę uhonorowano statuetką Jańcia Wodnika na wrześnieńskich Pro-wincjonaliach w 2002 roku).

Korzeniowski jest także auto-rem muzyki do… Metropolis (1927) Fritza Langa, którą zapre-zentowano podczas projekcji na festiwalu Era Nowe Horyzonty w Cieszynie (2004). Tę monu-mentalną kompozycję wykonała 96-osobowa Sinfonietta Cracovia pod dyrekcją Tadeusza Karolaka, ponad stuosobowy chór, a par-tie solowe zaśpiewały Anna Wit-czak oraz Novika. Rok później krakowski kompozytor podpisał kontrakt z hollywoodzką agencją Evolution Music Partners i osiadł

w Los Angeles. Jego kariera ame-rykańska rozwija się znakomicie. Muzyka do Samotnego mężczy-zny (2009) Toma Forda została uhonorowana Nagrodą Krytyków San Diego (2009), Nagrodą Mię-dzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Muzyki Filmowej (2010) i nominacją do Złotego Globu (2010), zaś kompozycję do W.E. (2011) Madonny, która z zachwy-tem wyrażała się o współpracy z polskim kompozytorem – wyróż-niono następną nominacją do Zło-tego Globu (2012) oraz Sound-track Geek Award (2013). Kolejne laury – Nagrody Międzynarodo-wego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych w kategoriach: muzyka filmowa roku, kompozytor roku, najlepsza oryginalna muzyka do dramatu (2014) – przyniósł mu Romeo i Julia (2013) Carla Car-lei, a soundtrack do serialu Penny Dreadful (2014) uhonorowano sta-tuetką BAFTY (2015). Jak widać, krakowski kompozytor jest za oceanem bardzo zapracowany, nie zapomina jednak o dawnych przyjaciołach, czego dowodem muzyka do Ziarna prawdy (2015) Borysa Lankosza, którą wyprodu-kował wespół ze swoją żoną, Miną Korzeniowską.

Abel Korzeniowski: Jerzy Armata

z Krakowa do Los Angeles

niemastolika

część 20

Fot.

Julio

Rod

rigue

z

Abel Korzeniowski

Page 35: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

66 67MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Swoich nie znacie: Ryszard Krupa Swoich nie znacie: Ryszard Krupa

Mikrofon słyszy inaczej

Ryszard Krupa zamienił po maturze ro-dzinny Wrocław na Warszawę z kilku powodów. We Wrocławiu ukończył Pań-

stwowe Liceum Muzyczne, w klasie skrzypiec. Jednak przed każdym występem publicznym paraliżowała go trema, więc wiadomo było, że skrzypkiem nie zostanie. Postanowił studio-wać, zresztą od razu z myślą o filmie, reżyse-rię dźwięku, a w tym kierunku kształciła Pań-stwowa Wyższa Szkoła Muzyczna (dzisiejszy Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina) w Warszawie. „Coś jeszcze mnie tu ciągnęło: matka, Elżbieta, z domu Daszowska, była sani-tariuszką w Powstaniu Warszawskim” – mówi dziś jej syn, Ryszard.

Jeszcze na studiach, już na planieBył rok 1970. ówczesna wykładowczyni PWSM Wiesława Dembińska, która należała do pierw-szych polskich operatorów dźwięku realizu-jących w filmach stuprocentowe nagrania dialogów (pochodzące z planu zdjęciowego, niezastępowane postsynchronami) zabrała swojego studenta z II roku, Ryszarda Krupę na plan Życia rodzinnego Krzysztofa Zanus-siego. Pierwszy raz był na planie. Został przed-stawiony Zanussiemu. „Chwilę później miało miejsce zdarzenie, które wyjaśniło mi istotę mego przyszłego zawodu. Kiedy rozmawia-łem z panem Zanussim, w pobliżu przecho-dził robotnik, pchając taczkę. Jednak moja percepcja dźwiękowa była skupiona na tym, co mówił do mnie reżyser, więc słyszałem go wyraźnie, mimo hałasu, jaki robiła taczka. Zanussi powiedział: „Gdyby był tu mikrofon, nagrałby naszą rozmowę i taczkę z jednakową intensywnością”. Zrozumiałem, że dźwięk nagrany nie jest takim samym dźwiękiem, jaki słyszymy w rzeczywistości. Mikrofon słyszy inaczej. Dlatego warstwa dźwiękowa filmu, nawet jeśli pochodzi z zapisu stuprocentowego, musi zostać w pewnym stopniu wykreowana, a jej jakość zależy w dużej mierze od wrażli-wości estetycznej nagrywającego” – tłumaczy Ryszard Krupa.

Bliżej końca studiów ponownie trafił z Wiesławą Dembińską na plan, już jako jej asystent. Pracowali (Dembińska dzie-liła obowiązki z Małgorzatą Jaworską, rów-nież operatorem dźwięku) nad serialem Janusza Morgensterna S.O.S. Nagrywali głównie setki. Po przeniesieniu się ekipy nad morze, Dembińska raz w tygodniu wra-cała do Warszawy na zajęcia ze studentami. „Zostawiała mnie wtedy na planie, a ja, nie chcąc zawieść ani jej, ani Kuby, radziłem sobie z setkami na tyle dobrze, że trafiły do filmu. Czułem się przy tym bezpiecznie, bo w razie wpadki pani Wiesława wzięłaby odpowiedzialność na siebie. Jestem jej bar-dzo wdzięczny za wypady na plan i za to, że przywoziła na uczelnię zmontowane filmy, a nam, studentom, umożliwiała zgrywanie

w nich dźwięku. Dzięki temu od początku studiów poznawaliśmy tajniki naszej pro-fesji w praktyce”.

Od asystenta do debiutantaJeszcze w trakcie produkcji serialu S.O.S. Ryszard Krupa został skierowany w charak-terze asystenta do pracy w Jarosławie Dąbrow-skim Bohdana Poręby, głównie przy zgrywa-niu dźwięku. „Wiedziałem, że reżyser budził w środowisku kontrowersje z uwagi na poglądy ideologiczne, ale dla mnie, nowicjusza, praca przy jego historycznym eposie stała się cie-kawą przygodą: odkryła przede mną świat wie-lokanałowej stereofonii, gdyż film został sko-piowany na szerokoformatową taśmę 70mm” – przyznaje pan Ryszard.

Inną ważną asystenturę odbył – pod okiem Nikodema Wołk-Łaniewskiego – na planie komedii nowelowej Obrazki z życia, powsta-łej w połowie lat 70. w Zespole Filmowym „X” Andrzeja Wajdy. Wśród reżyserów tej składanki nie zabrakło ówczesnych „młodych gniew-nych”: Agnieszki Holland, Jerzego Domaradz-kiego, Feliksa Falka, których tą drogą poznał. Jego, przejęta od Wiesławy Dembińskiej, pre-ferencja nagrań stuprocentowych była im na rękę, gdyż widzieli w nich jeden z wyznacz-ników prawdy, z którą próbowali przebić się na ekran w czasach zakłamanej „propagandy sukcesu”.

W 1977 roku Ryszard Krupa zadebiuto-wał w zespole Wajdy jako operator dźwięku współczesnym dramatem psychologicznym Zbigniewa Kamińskiego Pani Bovary to ja, z Jadwigą Jankowską-Cieślak w roli głów-nej. W Polsce film został przyjęty chłodno, ale na Międzynarodowym Festiwalu Filmo-wym w Locarno, w 1977, otrzymał Nagrodę FIPRESCI.

Z planu na planZbigniew Kamiński polecił Ryszarda Krupę Januszowi Zaorskiemu, a ten powierzył mu realizację dźwięku w swoim Pokoju z wido-kiem na morze. Na planie pan Ryszard poznał Zorikę Zarzycką, która pełniła funkcję II reży-sera. „Wykonuj swój zawód dobrze, a będziesz przechodzić z jednego planu filmowego na drugi” – poradziła świeżo upieczonemu ope-ratorowi dźwięku. I tak też się działo, a ona sama zarekomendowała go Witoldowi Lesie-wiczowi, który kompletował ekipę Doktora Murka. „W hałaśliwej Warszawie lat 70. tak nagrałem setki w tym serialu, rozgrywającym się w o ileż cichszych latach 30., że postsyn-chrony stanowiły niewielką część dialogów. Zacząłem uchodzić za specjalistę od nagrań stuprocentowych” – mówi Krupa.

Lata 70. pożegnał Doktorem Murkiem oraz sławną Godziną W Janusza Morgensterna.

W następną dekadę wkroczył w pamiętnym Sierpniu 1980 roku, realizując dźwięk w spe-cjalnym wydaniu Polskiej Kroniki Filmowej, które powstało w Stoczni Gdańskiej, nieza-leżnie od filmu Andrzeja Chodakowskiego i Andrzeja Zajączkowskiego Robotnicy 80.

Po wprowadzeniu stanu wojennego Krupa poświęcił się głównie filmom dokumental-nym. Intensywniejsze kontakty z fabułą odnowił w latach 90. m.in. w filmie Falka Daleko od siebie, Matce swojej matki Gliń-skiego, Łóżku Wierszynina Domalika oraz w dwóch głośnych dziełach z ostatniego roku dekady – Wojaczku Lecha Majewskiego i Wro-tach Europy Jerzego Wójcika. „Współpraca z Lechem była niezapomnianym przeżyciem, to jest reżyser, który szanuje każdą osobę w ekipie filmowej, a ponadto ma niebywałą wyobraźnię dźwiękową. Zresztą podobnie jak Jerzy Wójcik, który we Wrotach Europy, ukazując panikę w zagrożonym działaniami wojennymi miasteczku, zilustrował ją odgło-sami modlitw, które dochodziły z cerkwi, syna-gogi i kościoła rzymsko-katolickiego. Reżyser zaakceptował mój pomysł, aby dodać nara-stający ryk silnika samolotu zwiadowczego, sugerujący zbliżanie się zagrożenia. To była jedna z tych pięknych chwil w moim życiu zawodowym, w których czerpałem satysfak-cję z dołożenia do filmu własnej cegiełki. Jestem za te chwile wdzięczny losowi” – mówi Ryszard Krupa.

Artysta dziękuje też za już 15 lat współpracy z serialem M jak miłość, którą dzieli się z kolegą po fachu, Grzegorzem Nawarą. „Dziękuję reży-serom i współpracownikom z planów filmo-wych” – dodaje Ryszard Krupa. „Najgorętsze wyrazy wdzięczności kieruję do moich bli-skich: pierwszej, już nieżyjącej żony, Maryli, obecnej – Jadwigi, dzieci – Elizy i Michała. Bez ich poświęcenia dla domu, dla rodziny, nie mógłbym oddać się mojej filmowej pasji” – podkreśla.

Andrzej BukowieckiW sierpniu tego roku kończy 65 lat. Na planie filmowym pierwszy raz stanął 45 lat temu. Towarzysząc z mikrofonem wybitnym reżyserom: Andrzejowi Domalikowi, Feliksowi Falkowi, Robertowi Glińskiemu, Lechowi Majewskiemu, Januszowi Morgensternowi czy Januszowi Zaorskiemu, wyrobił sobie markę zawodowca i artysty. W 2002 roku dzielił z Andrzejem Lewandowskim, Jackiem Hamelą, Andrzejem Bohdanowiczem i Błażejem Kuklą nominację do Polskiej Nagrody Filmowej – Orła, za dźwięk w komedii Andrzeja Saramonowicza Pół serio. Jest członkiem Stowarzyszenia Filmowców Polskich oraz Polskiej Akademii Filmowej.

Fot.

Arc

hiw

um p

ryw

atne

Rys

zard

a Kr

upy

Ryszard Krupa

Fot.

Ren

ata

Pajc

hel/

SF K

adr/

Film

otek

a N

arod

owa

Jerzy Radziwiłowicz i Jadwiga Jankowska-Cieślak w filmie

Pani Bovary to ja, reż. Zbigniew Kamiński

Page 36: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

68 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Niewiarygodne przygody polskiego filmu

dią. Taka moda. Ręczę, że w skry-tości ducha uwielbiają te gatunki. Ja się nie wstydzę komercji i czer-pię z pogardzanych gatunków po-mysły” – mówił w jednym z wy-wiadów. Animowane opowiastki Sroczyńskiego (2013 Odyseja ko-smiczna, Wilhelm Tell, Apteczka pierwszej pomocy, I love Feratu-nos, czyli smak krwi) to w więk-szości pastisze popularnych ga-tunków, tyle że podane w autor-skiej poetyce. Jego filmy, poprzez charakterystyczną kreskę, a także

typ uprawianego humoru, są na-tychmiast rozpoznawalne. Połą-czenie dowcipu i inteligencji, fan-tazji i wyobraźni, nobilitacja żar-tu, gagu filmowego, purnonsen-su, żarliwa miłość do kina, wia-ra w jego niezmierzone możli-wości – to podstawowe cechy tej twórczości.

Olo – tak często podpisuje swe prace – dostrzega także w kinie animowanym funkcję użytkową. Stąd w jego dorobku filmy zlece-niowe: Czołówka Ogólnopolskie-

go Konkursu Autorskiego Filmu Animowanego w Krakowie, któ-ra o mały włos nie otrzymała na-grody w tymże Konkursie (prze-szkodą okazał się regulamin, nie-normujący takiego przypadku), oraz film reklamujący zalety ko-smetyku dla piesków – Szampon Bari. W tej krótkiej kynologicz-no-gangsterskiej opowiastce po-trafił Sroczyński zawrzeć wszel-kie walory swojego kina. Szkoda tylko, że ów filmik szybko znik-nął z ekranów naszych telewizo-rów. Ponoć zdjął go jakiś promi-nentny urzędnik Telewizji Pol-skiej, kiedy jego piesek wyłysiał po skorzystaniu z reklamowane-go kosmetyku. Cóż, trzeba lepiej wybierać zleceniodawców. Arty-sta wyciągnął wnioski i od ćwierć-wiecza realizuje zachcianki nowo-jorskich klientów.

Sroczyński to artysta nieprze-widywalny. Także w życiu co-dziennym. Kiedyś w trakcie roz-mowy wyszedł na chwilę, a kiedy po kilkunastu minutach wrócił do przerwanej konwersacji, zauważy-łem, że w tej krótkiej przerwie swe kruczo czarne włosy zmienił na rude... Kiedyś, podczas ceremonii otwarcia Festiwalu Filmów Krót-kometrażowych, przyszedł do ki-na Kijów przebrany ze arabskiego szejka (i do zamknięcia imprezy, a trwała wtedy równy tydzień, nie został zdemaskowany), a kilku ro-dzimych filmowców zawarło po-noć z nim korzystne umowy ko-produkcyjne. Innym razem chciał do kina wprowadzić konia, jeszcze innym – zamknął się wraz z ope-ratorem na całą noc w hali zdję-ciowej i rano wręczył dyrektoro-wi krakowskiego Studia Filmów Animowanych, z którym był eta-towo związany, gotowy film, któ-rego produkcję szef zaplanował na kilka miesięcy...

W swych filmach lubi pasti-szować otaczającą rzeczywistość. W życiu także.

Alexander Sroczyński jest absolwentem krakowskiej Akademii Sztuk Pięk-

nych. Kiedyś w jednym z wy-wiadów, poproszony o rozwinię-cie tego skrótu, powiedział: ASP – Aspiracje Surrealistycznego Po-tomstwa, czyli Alexander Sroczyń-ski Production.

Jego kino to – choć brzmi to paradoksalnie – autorskie kino komercyjne. „Ludzie, którzy lubią uchodzić za intelektualistów, gar-dzą horrorem, kryminałem, kome-

made by OloFilm animowany:

Przed trzydziestu laty był prawdziwą gwiazdą polskiej animacji. Jego dziełem popisowym okazał się dwudziestominutowy film animowany – nagrodzony w Chicago, Oberhausen i Krakowie – zatytułowany po prostu… Film animowany (1982). W 1989 roku wyjechał do Nowego Jorku, gdzie zajął się głównie projektowaniem okładek płytowych, rysunkiem prasowym oraz ilustracją książkową. Bestsellerem na rynku amerykańskim stała się książka dla dzieci napisana przez Whoopi Goldberg z jego rysunkami.

Jerzy Armata

Fot.

Arc

hiw

um p

ryw

atne

Jerz

ego

Arm

aty

Alexander Sroczyński

Page 37: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

70 71MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Pałac Pod Baranami, goszczący kino, przez wieki widział w swych murach wszelakich luminarzy. Zachodzili tu

ponoć Jan Kochanowski i Mikołaj Rej, w 1701 przebywał carewicz Aleksy, w 1809 książę Józef Poniatowski, w 1890 cesarz Franciszek Józef I. Przez dekady zmieniali się właści-ciele – byli wśród nich Ludwik Decjusz, Radzi-wiłłowie, Wielopolscy i Wodziccy. Obecni właściciele – rodzina Potockich – nabyła Pałac w roku 1822 i nadała mu dzisiejszy kształt. W czasie II wojny światowej kamienicę prze-jęli hitlerowcy, potem sowieci. W 1947 została ona przekazana Krakowskiemu Domowi Kul-tury, który w 1956 roku pozwolił Piotrowi Skrzyneckiemu na uruchomienie legendar-nej Piwnicy Pod Baranami, a w 1969 otworzył jednosalowe kino. W 1990 pałacowe wnętrza strawił pożar, ale też w tym właśnie roku swą siedzibę odzyskali Potoccy, którzy postano-wili przywrócić jej dawny blask.

„Gdy pojawiliśmy się tu po raz pierwszy w sprawie wynajmu sal, trwał jeszcze remont, w powietrzu ciągle unosiła się woń spaleni-zny” – wspomina Bożena Gierat, która w latach 90. razem z mężem, Krzysztofem Gieratem, dziś kierującym Krakowską Fundacją Filmową i Krakowskim Festiwalem Filmowym, prowa-dziła Centrum Filmowe Graffiti. 1 października 1993 roku Kino Pod Baranami oficjalnie „dołą-czyło” do swojej starszej (istniejącej od 1912 do 2002) i większej „siostry” Wandy. Nie obyło się bez pewnych pertraktacji z Potockimi. „Przy-szliśmy na rozmowę z Andrzejem Potockim, działaczem Klubu Inteligencji Katolickiej, jed-nym z najwybitniejszych autorytetów Krakowa, wówczas już starszym panem” – opowiada Bożena Gierat. „Nie chcę tu żadnego kina... Może na chwilę – usłyszeliśmy. Tylko proszę, żeby nie oklejać domu jakimiś nieprzyzwoitymi plakatami! I tak rozpoczęła się nasza współ-praca. Oczywiście, sumiennie pilnowaliśmy, by nie było plakatowych nieprzyzwoitości”.

Po śmierci Andrzeja Potockiego Pałacem zaczął zarządzać Antoni Potocki. „To była niesamowita postać. Zawsze życzliwy, spo-kojny, pozwalał nam prowadzić kino po swo-jemu” – podkreśla Bożena Gierat. „Tak też współpraca wygląda z jego synem, Janem Potockim, który ma duże wyczucie arty-styczne i interesuje się sztuką. Wszędzie chwalimy się życzliwym i otwartym na nasze pomysły gospodarzem, i mamy nadzieję, że my też dajemy mu powody do dumy. Razem organizujemy niektóre wydarzenia – np. teraz związane z Rokiem Jana Potockiego. Autor »Rękopisu znalezionego w Saragos-sie«, jest prywatnie pradziadem, pięć poko-leń wstecz, »naszego« Jana” – uzupełnia Marynia Gierat, która praktycznie wycho-wała się na korytarzach Wandy i Kina Pod Baranami. Podpatrywała rodziców, a potem przeszła wszystkie szczeble pracy w kinie.

Dziś zarządza Kinem Pod Baranami razem z mamą, Bożeną Gierat. „Wszyscy dziwią się, jak można w rodzinie pracować tak blisko i się nie pozabijać” – śmieje się. – „Można! Nawet jeżeli pokłócimy się w kwestii jakie-goś działania, to zawsze ma to dobre skutki. Mama prowadzi kino bardziej od strony administracyjno-finansowej, ja programo-wo-repertuarowej, ale wydarzenia wymy-ślamy wspólnie”.

Niezwykłe premiery, pasjonujące spotkania z twórcami, goście z Hollywood od początku byli znakiem rozpoznawczym Centrum Fil-mowego Graffiti. „Wanda ze względu na wiel-kość była przez lata naszym głównym kinem. Tu mogliśmy sobie pozwolić np. na to, by na salę, w trakcie premiery Tańczącego z wilkami, wjechały konie, a na pokazy Małej syrenki – samochód syrenka” – przyznaje Bożena Gie-rat. „Powoli uczyliśmy się też wykorzystywać przestrzeń Kina Pod Baranami” – podkreśla. – „To były barwne czasy. Co kilka tygodni, albo i częściej, gościliśmy wielkie gwiazdy – Miche-langela Antonioniego, Malcolma McDowella, Bena Kingsleya, Alana Parkera, Terry’ego Jonesa, Emira Kusturicę. Lata 90., szczególnie ich początek, były okresem przemian. Drzwi się otworzyły i weszło dużo powietrza. Czuło się to wyraźnie. Chętnie przyjmowano nasze zaproszenia”.

Premiery i goście Wandy wymagają, tak naprawdę, odrębnego omówienia. W Kinie Pod Baranami jednak też się działo. Właści-ciele regularnie – często razem ze studentami PWST – aranżowali filmowe happeningi. Na stulecie kina w Polsce Gieratowie przygotowali m.in. cykl premier po latach. „Na pokaz Ręko-pisu znalezionego w Saragossie przybyła cała ekipa na czele z Wojciechem Jerzym Hasem” – opowiada Bożena Gierat. – „Cały Pałac ude-korowaliśmy w klimacie filmu. Has i widzo-wie byli zachwyceni. Poczuli się, jakby stanęli w przestrzeni Rękopisu... Premierę Wesela Andrzeja Wajdy zwieńczyliśmy przejażdżką dorożkami do Bronowic. Krzysztof Gierat wrę-czył Wajdzie Złoty Róg, który udało się nam znaleźć w jednym z antykwariatów. Starali-śmy się zawsze obdarowywać naszych gości honorowych jakimiś drobnymi pamiątkami. Niektórzy odwdzięczali się tym samym – np. Terry Jones przyniósł nam… łyżkę chirur-giczną, którą – jak twierdził – wyjęto mu po paru latach od jakiejś operacji”.

Kiedy indziej, przed Kinem Pod Baranami, ustawiła się najdłuższa na świecie kolejka do kina (niestety, w wirze przygotowań, nie dopeł-niono wszystkich formalności wymaganych przez Księgę Rekordów Guinnessa). „Pamię-tam, że sznureczek widzów oplatał Sukiennice. Rozdaliśmy wtedy chyba kilka tysięcy biletów i plakatów” – opowiada Bożena Gierat.

Przez lata nazbierały się i inne wspomnie-nia oraz anegdoty. „W sali Niebieskiej (działa

od roku 2003 – przyp. D.R.) rodzina Potockich miała pokój do turniejów gry w brydża” – przypomina Bożena Gierat. – „W sali Białej (działa od 2005 – przyp. D.R.) był prywatny pokój jednego z członków rodziny. Szczęśli-wie, w obu przypadkach Potoccy zgodzili się na udostępnienie pomieszczeń”. Nazwy, rzecz jasna, nie są przypadkowe. Krzysztof Kieślowski, uważany za osobę niechętną do dłuższych przemówień, bez końca opowiadał widzom Graffiti o realizacji Czerwonego. Bar-dzo chciał poznać obecną na seansie Wisławę Szymborską, ale ta – jak to miała w zwyczaju – umknęła. Pod Barany zaglądał też Czesław Miłosz. Zdarzały się pokazy z parą noblistów na sali. Wiernym widzem kin Graffiti był Zbi-gniew Preisner. Zafundował nawet Centrum nowoczesny dźwięk, który wraz z likwidacją Wandy przeniesiony został Pod Barany. „Od tamtej pory przeszedł kolejne modyfikacje, wraz z ucyfrowieniem kina, ale przez dłuższy czas służył nam »Preisnerowski« system, to fakt” – przyznaje Marynia Gierat.

Dziś do „Baranów” stale zagląda m.in. Jerzy Stuhr. „Rząd siódmy, miejsca jeden i dwa. Kasje-rom nie musi tego mówić. To jego miejsca” – zdradza szefowa Kina. Kilka miesięcy temu niemal każdego dnia można było tu spotkać Jana A.P. Kaczmarka, który przygotowywał się do głosowania na Oscary. Jest coś takiego w Kinie Pod Baranami, że kto raz tu zajrzy, zostaje. „Wiele naszych cykli to efekt wsłu-chiwania się w głosy i propozycje widzów” – komentuje Marynia. – „To oni podsunęli nam pomysł stworzenia »Baranków w pieluchach« dla rodziców z najmłodszymi dziećmi, »Baran-ków dzieciom« – z nieco starszymi latoroślami. SMAK, czyli Spotkania Młodych Amatorów Kina stworzyliśmy po rozmowie z pewną lice-alistką, która chciała dyskutować z kolegami i koleżankami o kinie w kinie”. Podobne rodo-wody mają całoroczne „Dojrzałe kino” i Stu-dencki Nocny Klub Filmowy „Nocnik” czy wakacyjne Kinobranie (połączone z Plaka-tobraniem). „To miejsce należy do widzów” – podkreśla szefowa „Baranów”.

Kino ciągle uczestniczy w różnych festi-walach, organizuje własne imprezy – w tym Festiwal Filmu Niemego. Właściciele nieustan-nie wprowadzają coś nowego, a ich pomysły natychmiast rozchodzą się po innych kinach w Polsce. „Wiemy, że jesteśmy na radarze, ale to tylko nas mobilizuje i bardzo cieszy” – stwier-dza Marynia Gierat. „Barany” cenione są nie tylko w kraju. Sieć Europa Cinemas w 2009 roku przyznała im tytuł „Najlepszego kina w Europie”. Kiedy ich szefowa miała prezen-tację podczas konferencji na festiwalu Sun-dance, nikt nie wierzył, że coś takiego jest możliwe. Kino tak bardzo otwarte na widza w każdym wieku. Na sztukę. W sercu jednego z najpiękniejszych europejskich miast. Z taką historią. Po prostu: najlepsze!

gdzie wszystkosię zapomina

Miejsca: Kino Pod Baranami

Najlepszete małe kina,

Jak bardzo słowa Gałczyńskiego pasują do Kina Pod Baranami wiedzą wszyscy, którzy tu gościli. A lista ta jest naprawdę imponująca.

Miejsca: Kino Pod Baranami

Dagmara Romanowska

Fot.

Kry

styn

a Tr

ybis

Festiwal Filmu Niemego

Page 38: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

72 73MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Studio Munka Studio Munka

Kalina Pietrucha

K reatury Tessy Moult-Milewskiej, które powstały w koprodukcji z Inde-mind Studio i WJTeam oraz Macierz

w reżyserii Sławomira Shuty’ego i Tomasza Bochniaka (koproducent: Fundacja „Korpo-racja Ha!art”) to dwa tytuły, które startowały w konkursie Animatora.

Studio Munka brało też udział w jednym z wydarzeń branżowych poznańskiego festi-walu – panelu Animator PRO. Panel skiero-wany był zarówno do profesjonalistów, jak i tych, którzy stawiają w animacji pierw-sze kroki. O programie „Młoda Animacja” przedstawicielki Studia Munka opowiadały w części zatytułowanej „Produkcje komercyj-ne czy niezależne? Kierunek rozwoju i me-tody finansowania filmów animowanych. Źródła finansowania filmu animowanego w Polsce”. W trakcie spotkania poruszone

zostały tematy dotyczące dzisiejszej anima-cji, możliwości, jakie stwarza rynek, źródeł finansowania projektów oraz wielu innych kwestii, które żywo interesują przedstawi-cieli branży, i to na różnym etapie rozwo-ju zawodowego.

Animator jest największą imprezą poświę-coną filmowi animowanemu w Polsce. Pod-czas każdej edycji festiwalu prezentowanych jest ponad 300 filmów z całego świata, w tym retrospektywy, przeglądy, premiery czy rzad-ko pokazywane dzieła pionierów anima-cji. Celem tego wydarzenia jest prezentacja i popularyzacja polskiego i światowego ar-tystycznego kina animowanego oraz ukazy-wanie związków filmu animowanego z in-nymi dziedzinami sztuki. To także świetna okazja do konfrontacji środowiska twórców animacji z rynkiem filmowym.

Studio Munka na Festiwalu Filmowym w Gdyni

Dzieje się też w wakacje…

Pod koniec lipca odbyły się kolaudacje dwóch pełnome-trażowych debiutów fabu-

larnych – Królewicza Olch Kuby Czekaja i Fal Grzegorza Zaricz-nego. Czekamy na finalne wer-sje tych realizowanych równole-gle obrazów.

Trwają prace nad dwiema pro-dukcjami z programu „30 Minut”.Zdjęcia do Projektu zakończył Piotr Adamski. To będzie utrzy-many w naturalistycznej kon-wencji i w tragikomicznym to-

nie film, ilustrujący kulisy cele-bracji kontrowersyjnego wyda-rzenia w galerii. Na otwarciu nie-zwykłej wystawy, artysta w termi-nalnym stadium choroby nowo-tworowej zamierza umrzeć pu-blicznie na oczach gości. To je-go ostatni performance… Z kolei drugi projekt, Pornokreacja Jaro-sława Sztandery, który lada mo-ment wkroczy na plan, ma być w zamyśle zabawą konwencja-mi: fabularną i paradokumen-talną. To historia trojga młodych

Filmy w zdjęciach i w produkcji, montaże, kolaudacje – mimo wakacyjnej przerwy, młodzi twórcy ze Studia Munka nie odpoczywają.

Podczas 8. Międzynarodowego Festiwalu Filmów Animowanych Animator w Poznaniu, Studio Munka, zaprezentowało dwa filmy w konkursie oraz swój program „Młoda Animacja” podczas panelu Animator PRO.

Anna Kot/Kalina Pietrucha

ludzi: dwóch chłopców i młodej dziewczyny, wspólnie realizują-cych film. Jego produkcja staje się swoistą psychodramą…

W przypadku programu „Pierw-szy Dokument”, trwa okres zdję-ciowy Rozmowy Julii Staniszew-skiej. Przy kuchennym stole spo-tykają się kochająca matka z cór-ką. Próbują podjąć dialog dla do-bra rodziny. Film ma pokazać, że ludzie o odmiennych poglądach na in vitro mogą porozmawiać ze sobą bez nienawiści. Co ciekawe,

Swoją premierę będzie miał Basen Krzysztofa Pawłow-skiego. Film powstał w ko-

produkcji z Alter Ego. W rolach głównych zobaczymy Adama Wo-ronowicza i Agnieszkę Grochow-ską. Dla pozostałych tytułów kon-kursowych, koprodukowanych przez Studio Munka-SFP, festi-wal w Gdyni będzie kolejnym miejscem prezentacji w Polsce. Córka Tomasza Wolskiego (ko-produkcja Kijora Film), Circus Maximus Bartka Kulasa (Kosma Films) i Moloch Szymona Kape-niaka (Better Film Productions) premierowe pokazy miały pod-czas tegorocznego Krakowskie-go Festiwalu Filmowego. W Gdy-ni o nagrodę powalczą także Dół Leszka Molskiego (trzy.tv), Pary-żanka Stefana Łazarskiego (le G.R.E.C.) oraz Stwór Aleksan-dry Gowin i Ireneusza Grzyba (Koi Studio). Finalnie, o Nagro-dę Główną im. Ewy Kamirskiej oraz Nagrodę Specjalną za nie-pokorność twórczą ufundowaną przez Multimedia Polska do ry-walizacji w tym konkursie stanie 14 wyselekcjonowanych polskich produkcji.

Jeśli chodzi o produkcje Studia Munka-SFP, to dotychczas, co roku walczyły one w Gdyni o nagrody w Konkursie Młodego Kina. Jed-nak decyzją Komitetu Organiza-cyjnego, od tegorocznej edycji, in-tegralną częścią festiwalu będzie Konkurs Fabularnych Filmów Krót-kometrażowych, prezentujący pol-skie, fabularne filmy krótkometra-żowe, z wyłączeniem etiud i filmów

dyplomowych szkół filmowych (dla których stworzono osobną sekcję konkursową).

Wydarzeniem towarzyszącym tegorocznej edycji FFG będzie or-ganizowany przez Studio Mun-ka – Mistrzowski Kurs Krytyki Fil-mowej – w rozszerzonej formule. Współorganizatorami Kursu, po-przedzonego konkursem „Kurs za recenzje”, są miesięcznik „Ki-

no” oraz Gdyńska Szkoła Filmowa. W Kursie wezmą udział finaliści konkursu „Kurs za recenzje”, któ-ry zakończył się 7 sierpnia. Uczest-nicy Kursu będą mieli zagwaran-towany dojazd na festiwal, zakwa-terowanie i akredytacje.

Mistrzowski Kurs Krytyki Filmo-wej będzie się w tym roku składał z dwóch części warsztatowych – li-terackiej i telewizyjnej. Część lite-racką poprowadzi Bożena Janic-ka, część telewizyjną wykładowcy Gdyńskiej Szkoły Filmowej oraz Max Cegielski. Rozszerzona for-muła Kursu ma na celu zapewnie-nie jak najszerszego przygotowa-nia młodych teoretyków kina do zawodu krytyka, który w dzisiej-szych czasach nie tylko pisze recen-zje, ale także tworzy materiały wi-deo – dla telewizji, portali i vlogów.

40. Festiwal Filmowy w Gdyni odbędzie się w dniach 14-19 wrze-śnia.

bohaterkami dokumentu są reży-serka i jej matka.

Po okresie przygotowawczym ruszyły też prace nad powstają-cym w ramach „Młodej Anima-cji” projektem Limbo autorstwa Jacka Piotrowicza. Ta krótka hi-storia zaczyna się, gdy pewne-go dnia podczas burzy z wyła-dowaniami, kawałek mięsa od-rywa się od macierzystej tuszy i przeradza się w świadomą jed-nostkę zdolną do poruszania się. Dołącza do niej jeszcze druga podobna istota. Dwaj bohatero-wie podejmują wspólną uciecz-kę z fabryki...

Na początek września planowa-ne są obrady Rady Programowej „Pierwszego Dokumentu”, po któ-rych możemy spodziewać się ko-lejnych projektów skierowanych do produkcji. K.P.

Młoda Animacjana Animatorze

40. Aż siedem „trzydziestek” powalczy o nagrody w Konkursie Fabularnych Filmów Krótkometrażowych 40. FFG. Jednym z wydarzeń w programie festiwalu będzie tegoroczna edycja Mistrzowskiego Kursu Krytyki Filmowej.

Fot.

Stu

dio

Mun

ka-S

FP Fot.

Stu

dio

Mun

ka-S

FP

Macierz, reż. Sławomir Shuty, Tomasz Bochniak

Adam Woronowicz i Agnieszka Grochowska w filmie Basen,

reż. Krzysztof Pawłowski

Page 39: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

74 75MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Marta Sikorska: Podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego był pan przewodniczącym jury Konkursu Dokumentalnego, uczestniczył pan także w pokazach Doc Lab Poland. Jakie są pana wrażenia?Wieland Speck: Niezbyt czę-sto uczestniczę w pitchingach i tego typu prezentacjach jak Doc Lab Poland, ponieważ zazwyczaj mam do czynienia z filmami już ukończonymi. Było to bardzo ciekawe doświad-czenie. Podczas Berlinale oczy-wiście również organizujemy tego typu wydarzenia, ale wtedy nigdy nie mam czasu w nich uczestniczyć. Tutaj zauważyłem, że taka formuła sprawdza się znakomicie. Dodatkowo to oka-zja do zetknięcia się z nowym pokoleniem twórców. Kiedy byłem młodszy, to sam próbo-wałem swoich sił jako filmowiec i widzę, że dziś jest dużo łatwiej wejść do branży. To jak spełnie-nie marzeń. Z drugiej strony trzeba powiedzieć też o tym, że dziś produkuje się znacznie wię-cej filmów i jest duża konkuren-cja. Są więc wady i zalety tego, jak dziś wygląda świat filmu. Rozmawiałem w Krakowie z osobami prezentującymi swoje projekty i  jest to znakomite doświadczenie. To coś, czego

nie zastąpi nam internet. Żaden Skype czy inny komunikator nie da nam możliwości bezpośred-niego spotkania. To wspaniałe, że festiwale oferują nam możli-wość rozmowy twarzą w twarz.

Co ciekawi pana w filmie dokumentalnym? Jakie dokumenty pana interesują?Jedną trzecią programu Pano-rama na Berlinale tworzą filmy dokumentalne. To około 16-20 tytułów każdego roku. Wkład pracy włożony w wynajdywa-nie tych obrazów jest niejedno-krotnie większy niż szukanie ciekawych fabuł. Dokumentów produkuje się dziś więcej niż filmów fabularnych, produkcja jest też obecnie dużo łatwiejsza. Odkryć naprawdę dobre filmy nie jest łatwo, ale gdy w końcu trafimy na interesujące nas tytuły, to okazują się znakomi-tymi obrazami.

Filmy z szansą na dystrybucję kinowąOd lat 90. prezentujemy filmy dokumentalne, które naszym zdaniem mają szansę na pofe-stiwalową szeroką dystrybucję kinową – w Niemczech, Euro-pie i na całym świecie. Muszę powiedzieć, że odnosimy na tym polu spore sukcesy. Oczy-wiście, nie wygląda to tak wspa-niale, jakbym chciał, niemniej jednak m.in. dzięki naszym działaniom te filmy znajdują się w repertuarze niemieckich kin. Możesz iść na godzinę 20.00 do kina i zobaczyć film dokumen-talny, co jeszcze 20 lat temu było

Audycja filmowaBłażej Hrapkowicz za audycję „Hrapkowidz” w Programie 4 Polskiego RadiaTomasz Raczek i Kaja Klimek za program „Weekendowy Magazyn Filmowy” w TVP 1Joanna Sławińska za audycję „Magazyn bardzo filmowy” w Programie 1 Polskiego Radia

Portal internetowy/blog o tematyce filmowejPiotr Czerkawski za blog „Cinéma enchanté”Kampania społeczna Legalna Kultura za portal LegalnaKultura.plPiotr Pluciński za blog „Z górnej półki”

Książka o tematyce filmowejMarcin Adamczak za książkę „Obok ekranu. Perspektywa badań produkcyjnych a społeczne istnienie filmu”, wyd. Wydawnictwo Naukowe UAMJerzy Armata, Anna Wróblewska za książkę „Polski film dla dzieci i młodzieży”, wyd. Fundacja KINOBarbara Hollender za książkę „Od Wajdy do Komasy”, wyd. Prószyński Media

Edukacja młodego widza (Artur Liebhart nie brał udziału w dyskusji i głosowaniu)Bogusław Drohomirecki za osiągnięcia w prowadzeniu edukacji filmowej w woj. opolskimLiderzy Filmoteki Szkolnej:Iwona Baldy (woj. opolskie)Jarosław Basaj (woj. mazowieckie)Justyna Całczyńska (woj. mazowieckie)Katarzyna Czubińska (woj. wielkopolskie)Kinga Dolatowska (woj. zachodniopomorskie)Krzysztof Fortuna (woj. zachodniopomorskie)Agnieszka Grzegórzek-Zając woj. małopolskie)Ewa Jakubowska (woj. kujawsko-pomorskie)Piotr Kalitka (woj. wielkopolskie)Anna Karp (woj. świętokrzyskie)Aleksandra Kędra (woj. łódzkie)Ewa Klonowska (woj. śląskie)Ewa Magdziarz (woj. lubelskie)Jolanta Manthey (woj. pomorskie)Małgorzata Miszczak (woj. lubuskie)

KinoKino Galaktyka w MielcuKino Patria w Rudzie ŚląskiejKino Rialto w Poznaniu

Krajowe wydarzenie filmowe5. American Film Festival we Wrocławiu41. Ińskie Lato FilmoweXXI Ogólnopolski Festiwal Sztuki Filmowej „Prowincjonalia”

Międzynarodowa promocja polskiego kinaDi Factory, Fundacja Sztuki Propa-ganda, Kino RP, Cyfrowe Repozyto-rium Filmowe, The Film Foundation za „Martin Scorsese Presents: Master-pieces of Polish Cinema”Opus Film we współpracy z agencją ACME PR za promocję filmu fabularnego nominowanego do Oscara – Ida, reż. Paweł PawlikowskiWajda Studio we współpracy z PR Kitchen za promocję filmu dokumentalnego nominowanego do Oscara – Joanna, reż. Aneta KopaczWarszawska Szkoła Filmowa we współpracy z Dish Communications za promocję filmu dokumentalnego nominowanego do Oscara – Nasza Klątwa, reż. Tomasz Śliwiński

Dystrybucja polskiego filmuMonolith Films za dystrybucję filmu Kamienie na szaniec, reż. Robert GlińskiNEXT FILM za dystrybucję filmu Bogowie, reż. Łukasz PalkowskiNEXT FILM za dystrybucję filmu Powstanie Warszawskie, reż. Jan Komasa

Dystrybucja niekomercyjnego filmu zagranicznego w Polsce(Artur Liebhart nie brał udziału w dyskusji i głosowaniu)Against Gravity za dystrybucję filmu Lewiatan (Leviafan), reż. Andriej ZwiagnicewGutek Film za dystrybucję filmu Nimfomanka (Nymphomaniac), reż. Lars von TrierSolopan za dystrybucję filmu Mama (Mommy), reż. Xavier Dolan

Krytyka filmowa za dorobek i wkład recenzenta/ filmoznawcy w rozwój współczesnej polskiej kinematografiiAnna BielakJakub MajmurekMichał Walkiewicz

PISFPISF

jest moc zmiany

8. edycja Nagród PISF – nominacje

O kondycji polskiego kina i światowym dokumencie z Wielandem Speckiem – kuratorem sekcji Panorama Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie rozmawia Marta Sikorska.

Siłą filmuEwa Musiał (woj. podkarpackie)Magdalena Nogaj (woj. opolskie)Anna Równy (woj. mazowieckie)Magdalena Rudnicka (woj. warmińsko-mazurskie)Ewelina Waląg (woj. dolnośląskie)Mariusz Widawski (woj. małopolskie)Katarzyna Zabłocka (woj. podlaskie)Emilia Żuber (woj. lubelskie)Gmina Miasto Rzeszów za Muzeum Dobranocek ze zbiorów Wojciecha Jamy w RzeszowieWytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie za „Plan Filmowy – Miasto 44”

Dyskusyjny Klub Filmowy(Maciej Gil nie brał udziału w dyskusji i głosowaniu)DKF Bez Nazwy w ŁowiczuDKF Kinochłon w AugustowieDKF Szesnastka w Lublinie

Rekonstrukcja cyfrowa dzieł polskiej kinematografii(Andrzej Goleniewski nie brał udziału w dyskusji i głosowaniu)Filmoteka Narodowa, FIXA FILM, Dubb Film Studio za cyfryzację klasyków dokumentuStudio Produkcyjne Orka Sp. z o.o. za rekonstrukcję cyfrową i koloryzację kronik z Powstania Warszawskiego zrealizowanych przez operatorów Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej w 1944 rokuFilmoteka Narodowa, Studio Produkcyjne Orka Sp. z. o. o., Magyar Film Laboratory, Studio Dźwiękowe Cafe Ole, Studio Sonoria, Delapost za restaurację cyfrową filmu Potop część 1 i 2

Program kształcenia profesjonalnegoFundacja Film Spring Open za Plenery Film Spring OpenFundacja Szkoła Wajdy za Program Dokumentalny DOK PROStowarzyszenie Twórców Filmu Animowanego, Eksperymentalnego i Video Studio A za 22. Międzynarodowe Warsztaty Filmu Animowanego w KrakowieKapituła nie przyznała w tym roku nominacji w kategorii Plakat filmowy.Nagrody PISF są przyznawane od 2008 roku i są szczególnym wyróżnieniem w branży filmowej, doceniającym pracę osób oraz instytucji niezwiązanych z produkcją filmów. To jedyne polskie

nie do pomyślenia; wtedy doku-menty pokazywano tylko w tele-wizji. Wszystko idzie w dobrą stronę. Nie zapominajmy, że siłą filmu jest też moc zmiany, to sztuka z dużym potencjałem politycznym, a dokumenty czę-sto opowiadają o rzeczach bar-dzo ważnych.

Berlinale stoi za sukcesem chociażby takich twórców jak Joshua Oppenheimer czy Patricio Guzmán, nagrodzony na ostatnim festiwalu za najlepszy scenariusz. Czy Berlinale kreuje gwiazdy kina dokumentalnego?My ich nie kreujemy, jednak zdecydowanie można powie-dzieć, że umieszczamy ich w centrum zainteresowania. Potem ci twórcy stają się sławni i mam nadzieję, że konsekwen-cją tego są następne znako-mite filmy. To nasza praca, ręka w rękę z twórcami. Jeśli trafię na film, który wiem, że jest dobry, i który spodoba się zarówno widzom, jak i ludziom z branży, to bardzo dobrze dla tego tytułu, ale również dobrze dla festiwalowego programu. Mamy podobne cele, jak twórcy. Dystrybutorzy, kupując dany film, mogą chcieć tylko zarobić na nim, a ja chcę też po prostu pokazać go publiczności.

Czy polskie kino dokumentalne jest interesujące dla światowego widza?Absolutnie tak. Polska jest jed-nym z krajów, których kine-

matografia w ostatnich latach staje się coraz szerzej znana i rośnie w siłę. Nie chodzi tylko o dokument, ale także film fabularny. W europej-skiej branży filmowej dużo się narzeka, cały czas mówi się o kryzysie produkcji. Polska na tym tle wypada bardzo opty-mistycznie. Czuje się to także, gdy rozmawia się z osobami z Polski, które są tuż przed debiutem. Wiadomo, że nie jest łatwo pozyskać fundusze na film, choć paradoksalnie na rynku pojawia się coraz więcej pieniędzy. Ale jest też więcej filmowców. Mam przeczucie, że w Polsce będzie coraz więcej bardzo dobrego kina, również dzięki działaniom Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

Jak podobało się panu spotkanie Doc Lab Poland?To znakomite wydarzenie, zor-ganizowane w bardzo profesjo-nalny sposób. Podobne imprezy towarzyszą wielu festiwalom i Kraków jest na pewno wśród najlepszych. Wszyscy mówią po angielsku, świetnie. Ułatwia to twórcom kontakty i szersze zaistnienie. To język branży fil-mowej na całym świecie i muszę przyznać, że choć jestem Niem-cem, to sam dużo częściej w sprawach zawodowych roz-mawiam po angielsku. O kon-kretnych tytułach nie chciałbym jednak mówić, nie chcę żadnego projektu specjalnie wyróżniać. Mam nadzieję, że przynajmniej z kilkoma spotkamy się na ich dalszej festiwalowej drodze.

Fot.

Mar

cin

Kuła

kow

ski/

PISF

Wieland Speck

nagrody, wręczane w kilkunastu kategoriach, za znaczące osiągnięcia w upowszechnianiu i promocji polskiego kina i ułatwienie dostępu do polskiej twórczości filmowej. Kandydatów mogą zgłaszać instytucje kultury, szkoły filmowe, władze samorządowe, instytucje pozarządowe związane z kulturą i inne podmioty oraz osoby działające w sektorze kultury. Uroczysta gala wręczenia Nagród PISF tegorocznym laureatom odbędzie się podczas 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni. Nagrody wręczane są w postaci statuetki zaprojektowanej przez Piotra Michnikowskiego. Laureaci w każdej kategorii otrzymają również nagrodę pieniężną w wysokości 15 tys. zł.

Kapituła 8. edycji Nagród PISFAgnieszka Odorowicz (dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, przewodnicząca Kapituły)Andrzej Goleniewski (zastępca dyrektora Filmoteki Narodowej do spraw upowszechniania kultury filmowej)Anna Grygiel (dyrektor Tarnowskiej Nagrody Filmowej)Maciej Gil (wiceprzewodniczący Rady Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych, dyrektor programowy Przeglądu Filmowego Kino na Granicy w Cieszynie i Czeskim Cieszynie)Artur Liebhart (dyrektor festiwalu Docs Against Gravity oraz prezes Zarządu firmy dystrybucyjnej Against Gravity)Jerzy Moszkowicz (dyrektor Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu oraz dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza Ale Kino!)Michał Oleszczyk (dyrektor artystyczny Festiwalu Filmowego w Gdyni, krytyk filmowy, filmoznawca)Anna Osmólska-Mętrak (organizatorka i przewodnicząca jury Konkursu o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka, członek Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury)Magdalena Sendecka (filmoznawczyni, krytyczka filmowa, publikuje w „Kinie”, „FilmPRO”, „Magazynie Filmowym”, „Arte”)Janusz Wąchała (producent filmowy, zastępca dyrektora do spraw produkcji w SF TOR)Krystyna Zamysłowska (kurator wystaw w Muzeum Kinematografii w Łodzi)

Page 40: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

77MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

recenzje: DVD/CD

76 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

recenzje: książki Recenzje i omówienia na stronie: www.sfp.org.pl/ksiazki_i_film

Pod redakcją Grażyny M. Grabowskiej, Katarzyny Koły-Bielawskiej i Adama Wyżyńskiego

Potop RedivivusWydawnictwo BOSZ i Filmoteka NarodowaWarszawa 2015

Pod redakcją Rafała Bubnickiego i Andrzeja Dębskiego

Sylwester ChęcińskiWydawnictwo GAJTWrocław 2015

ks. Andrzej Luter

Kino wiecznie młodeNarodowe Centrum KulturyWarszawa 2015

Jedną z miar wartości dzieła filmowego wyznacza upływający czas. Ponadczasową klasykę można po-znać po tym, jak obraz broni się po latach od pre-miery. Czy nadal żyje, odsłaniając nowe znaczenia i ścieżki interpretacji, wytyczane ze współczesnej per-spektywy. Nad takimi filmami pochylił się ks. An-drzej Luter w swej książce „Kino wiecznie młode”, przyciągającej wzrok swoją okładką z metaforycz-nym obrazem Rafała Olbińskiego. W środku znaj-dziemy teksty o dziełach Andrzeja Wajdy, Wojcie-cha Jerzego Hasa, Jerzego Hoffmana, Krzysztofa Zanussiego, Marka Piwowskiego, Krzysztofa Kie-ślowskiego – o tytułach wydawałoby się dobrze zna-nych i wielokroć opisanych. Tymczasem „szkiełko i oko” księdza Lutra, ale też jego „czucie i wiara” od-krywają dla nich nowe konteksty, a przez to nowe sensy oraz dowodzą niesłabnącej mocy oddziaływa-nia na widza. Autor opowiada o filmach, które mia-ły wpływ na jego społeczne dojrzewanie i duchowy rozwój, które działały inspirująco, pomagając zgłę-bić naturę człowieka i otaczający świat. Od Popio-łów, przez Potop do Przypadku. To z jednej strony subiektywny wybór tytułów i publikacja bardzo oso-bista, a z drugiej, to też niezwykle ciekawy zarys hi-storii polskiego kina powojennego, wnikliwe pre-zentujący dzieje recepcji wielu sztandarowych dzieł. Ksiądz Luter, przytacza fragmenty archiwalnych re-cenzji, ale i współczesnych opracowań historyków kina, zgadza się z nimi lub polemizuje, zawsze pre-zentując własne, oryginalne spojrzenie. Szczegól-nie podkreśla swój zachwyt dla wielowymiarowego Jak być kochaną Hasa, zdradza co go najbardziej fa-scynuje u Wajdy, a co znalazł u Zanussiego czy Kie-ślowskiego. Gdzie fatum historii zderza się z me-tafizyką i transcendencją, gdzie rozum, gdzie emo-cje, gdzie Bóg? Dla czytelnika wyłania się z tego obraz niesłychanie spójny i kompletny. Można do-strzec jakiś wyższy porządek omawianej twórczości, w którym dorobek wybranych przez autora reżyse-rów wzajemnie się uzupełnia. Widzimy jak ich wraż-liwość, zainteresowania, wybór tematów i rozwiąza-nia formalne wchodzą ze sobą w twórczy dialog, jak ta różnorodność artystyczna i bogactwo intelektual-ne wpływały niegdyś na młodego człowieka i jego życiowe wybory, i jak nadal są ważne.

Julia Michałowska

„Chęcińskiego przedstawiano jako człowieka po-szukującego. Zdanie to jest prawdziwe pod warun-kiem, że na pierwszym planie postawimy nie filmo-wą formę, a tematy“ – pisze Piotr Zwierzchowski w eseju „Moralista w kinie gatunków”. Kusi, by w tych samych słowach opisać pierwszą publikację stano-wiącą syntezę biografii i twórczości autora najpo-pularniejszej trylogii w polskim kinie. Redaktorzy książki słusznie zauważają, że sukces Samych swo-ich, Nie ma mocnych i Kochaj albo rzuć przysło-nił dorobek, w którym historia Kargula i Pawlaka nie zawsze zajmowała kluczowe miejsce. Siłą książ-ki o twórcy Rozmów kontrolowanych jest fakt, że re-dagujący ją Rafał Bubnicki i Andrzej Dębski po-stawili na wielogłosowość. Zapraszając do współ-pracy autorów posiadających różne zainteresowa-nia i narzędzia badawcze (m.in. prof. Edwarda Za-jička i Krzysztofa Kornackiego, dr Małgorzatę Ko-zubek i dr hab. Monikę Talarczyk-Gubałę) – w cie-kawy sposób pomnożyli punkty widzenia. Poru-szone zostały wątki kina gatunków, społeczno-po-litycznych zmian w Polsce, artystycznych manife-stów, wyzwań produkcyjnych i popkultury. W książ-ce znajdują się też wywiady z reżyserem przepro-wadzone m.in. przez Piotra Czerkawskiego i Mag-dę Podsiadły w ciągu ostatnich dwóch lat. „W każ-dym moim filmie siłą rzeczy jest zanotowana men-talność ludzi i sposób myślenia charakterystyczny dla czasów, w których rozgrywa się akcja” – mówił Chęciński. Nie inaczej jest w książce syntetyzującej jego twórczość. Spojrzenie autorów esejów charak-teryzuje współczesny styl myślenia i niekiedy wpi-sana w niego wywrotowość. Nie ma tu tematów ta-bu ani historii zbyt niepoprawnych politycznie, by o nich pisać; wiele za to niesztampowych kontek-stów badawczych. W książce nie zabrakło też miej-sca na przedruki unikatowych materiałów archi-walnych i fotosów oraz na publikację kolaudacji od-słaniających charakter czasów, w jakich powstawa-ły kolejne filmy Chęcińskiego. Do książki dołączo-na jest także płyta z dwoma etiudami szkolnymi re-żysera i filmem Agnieszka 46 – dawniej objętym za-kazem wyświetlania, dziś trafiającym do rąk fanów wraz z publikacją oferującą pełnowymiarowe spoj-rzenie na jego twórcę.

Anna Bielak

Przeglądając wydawnictwo „Potop Redivivus”, uru-chamia się myślenie życzeniowe. Po pierwsze – chciałoby się, żeby wszystkie polskie filmy były opa-trywane takimi wydawnictwami. Po drugie – żeby wszystkie polskie filmy na takie wydawnictwa zasłu-giwały. „Potop Redivivus” to kompendium wiedzy na temat superprodukcji Jerzego Hoffmana. Zebra-no w nim materiały współczesne, poświęcone pra-cy nad cyfryzacją filmowego przeboju, jego aktual-ne analizy, a także teksty, które w prasie rodzimej ukazywały się zaraz po premierze polskiej i po no-minacji do Oscara w mediach zagranicznych. Znaj-dziemy tu nie tylko, pełne anegdotek z planu, roz-mowy z twórcami, ich sylwetki i wspomnienia, ale też intrygujące rozprawy, jak ta napisana przez ks. Andrzeja Lutra, poświęcona chrześcijaninowi w Po-topie czy esej Iwony Kurz przybliżający wrzawę wo-kół powstawania filmu Hoffmana, jak i jego recepcji oraz kontrowersyjnych wątpliwości, które próbowa-no rozstrzygnąć (jak choćby pytanie o to, czy Kmi-cic Olbrychskiego może stać się wzorem młodych Polaków?). Wydawnictwo pokazuje, że Potop jest wciąż żywym artefaktem, który nie trafił do lamusa. Nie zestarzał się, jak inne filmy z tamtego okresu. Wciąż napawa Polaków dumą, jest jakby audiowizu-alną epopeją narodową. Na fali sukcesów polskie-go kina, których uwieńczeniem okazał się Oscar dla Idy Pawła Pawlikowskiego, rozpoczął się proces re-habilitacji polskich filmów. Coraz chętniej ogląda-my się na dokonania ojców i dziadków naszej ki-nematografii, zagłębiamy się w przeszłość X muzy nad Wisłą, z dumą przypominamy sobie niegdysiej-sze osiągnięcia naszych twórców. Nieoceniony jest w tym procesie wkład takich instytucji, jak Filmote-ka Narodowa czy Cyfrowe Repozytorium Filmowe, które odpowiadają za spójną artystycznie i formal-nie cyfryzację zapisanych na taśmach filmów. Po-top A.D. 2015 to krok dalej w tej dziedzinie – to nie tylko odnowa jakości obrazu i dźwięku, ale też je-go treściowe uaktualnienie. Końcowy efekt różni się od pierwowzoru z 1974 roku. Jerzy Hoffman i je-go współpracownicy wpłynęli na ostateczny kształt zremasterowanego filmu, aktualizując go i podraso-wując. Także ten etap jest bogato w albumie udoku-mentowany.

Artur Zaborski

W małym kinie Camerino

oraz oratorium wielkanocnym „Droga, Życie, Miłość”. Pisał też często – z sukcesem, czego dowodem liczne nagrody festiwalowe – dla filmu i teatru.

Pawluśkiewicz należy – obok Zygmunta Koniecznego, Stanisława Radwana, Zbigniewa Preisnera, Grzegorza Turnaua – do rodziny kompozytorów krakowskiej Piwnicy Pod Bara-nami. Podobnie jak oni, bardzo sobie ceni słowo, starając się je nie tyle zilustrować, co zinterpretować muzycznie. Szybko jednak – już pierwszymi kompozycjami w Anawie – wypracował sobie oryginalny, natychmiast rozpoznawalny styl, niezwykle ekspresyjny, a zarazem pełen poezji, nostalgii, muzycz-nej zadumy. Z tonacją serio często w jego kompozycjach sąsiaduje przymrużenie oka. Lubi się nieraz zabawić własnymi nutkami. Jak w zawartym na płycie „Consensus” (vol. 7 „Antologii”) – „Ritmo Carnavale” (do słów Jonasza Kofty), napisanym kiedyś do filmu Wodzirej Feliksa Falka i wykonywanym tam przez ówczesnego króla dancingowych melo-dii – Edwarda Hulewicza. Warto zauważyć, że tę płytę otwiera interludium „Małe kino w...” utrzymane w klimacie jazzowych stan-dardów lat trzydziestych, kiedy na balowych

Jan Kanty Pawluśkiewicz, jeden z na-szych najlepszych, a zarazem najbar-dziej wszechstronnych kompozytorów,

jest z wykształcenia… architektem. „Archi-tektura bardzo pomaga mi w pisaniu muzy-ki, zwłaszcza w komponowaniu większych form” – zwierzył mi się w jednym z wywiadów. Zasłynął jako współtwórca i szef muzyczny ze-społu Anawa, w którym śpiewał Marek Gre-chuta, kolega z architektonicznych studiów na Politechnice Krakowskiej. Słynne przebo-je, m.in. „Serce”, „Niepewność”, „Dni, których nie znamy”, „Nie dokazuj”, to właśnie jego kompozycje. Swą pozycję utrwalił wieloma piosenkami, które napisał m.in. dla Andrze-ja Zauchy (następny, po Grechucie, wokalista grupy Anawa) czy artystów Piwnicy Pod Ba-ranami, m.in. Grzegorza Turnaua, Beaty Ry-botyckiej, Doroty Ślęzak, a przede wszystkim szerszymi formami muzycznymi – musicalem „Szalona lokomotywa” wg Witkacego, operą „Kur zapiał” do tekstów Wiesława Dymne-go – wystawionymi w krakowskim Teatrze STU, „Nieszporami ludźmierskimi”, poematem symfonicznym „Harfy Papuszy”, na kanwie którego powstała muzyka do filmu Krzysz-tofa Krauzego i Joanny Kos-Krauze Papusza,

salach królowały słynne big-bandy, przecho-dzące płynnie w kompozycję „Camerino”, sła-wiącą uroki małych, starych, zacisznych kin. „Idź do kina/ lepsze to od kasyna,/ od golfa i pianina./ Wiem, że polubisz kiedyś/ małe kino...” – zachęca Pawluśkiewicz.

A w kinie Kantego (vol. 11 „Antologii”) można usłyszeć muzykę m.in. z Ćmy i Odwetu Tomasza Zygadły, Kobiety samotnej Agnieszki Holland, Bohatera roku i Idola Feliksa Falka, Tragarza puchu Janusza Kijowskiego, Puł-kownika Kwiatkowskiego Kazimierza Kutza, Małej Vilmy Márty Mészáros oraz – oczy-wiście – z Papuszy, która przyniosła kom-pozytorowi nagrodę na gdyńskim festiwalu przed dwoma laty. Szkoda, że zabrakło miej-sca dla muzyki z Zawróconego Kutza, również nagrodzonej w Gdyni (1994), Wodzireja Falka, Gorączki Holland, Cór szczęścia Mészáros czy z krótszych form: Brzydkiego kaczątka Zygadły, Anny Andrzeja Warchała, Wiosny Jerzego Kuci, Dla Noemi Longina Szmyda, Dwóch pawi na złotych sznurkach – jedy-nego filmu wyreżyserowanego przez Piotra Skrzyneckiego, lidera krakowskiej Piwnicy Pod Baranami… Może w następnym tomie „Antologii”?

Polskie Radio wydaje od kilkunastu miesięcy fantastyczną serię płyt z dorobkiem kompozytorskim Jana Kantego Pawluśkiewicza. Jedenasty krążek „Antologii” poświęcony jest w całości muzyce filmowej.

Jerzy Armata

Page 41: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

VARIA

79MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

przy ul. Brackiej 18 to miejsce w fil-mowym klimacie dla miłośników kina, uzupełnione koncertami mu-zycznymi, występami kabaretowy-mi, spektaklami teatralnymi, wy-stawami oraz transmisjami na ży-wo ważnych wydarzeń. Kino za Ro-giem działać tu będzie w ramach ogólnopolskiej sieci małych kin społecznościowych. Widzowie sa-mi mogą wybierać tytuły filmowe z liczącej kilkaset pozycji bibliote-ki filmów. Sala kinowa wyposażo-na jest w pętlę indukcyjną dla osób niedosłyszących oraz dostosowa-na jest do potrzeb osób niepełno-sprawnych ruchowo.

Filmowcy odznaczeni przez prezydenta1 lipca w Pałacu Prezydenckim, prezydent Bronisław Komorow-ski odznaczył Andrzeja Halińskie-go, Pawła Pawlikowskiego i Jana A.P. Kaczmarka Orderem Odrodze-nia Polski, a Małgorzatę Szumow-ską Złotym Krzyżem Zasługi. Pod-czas uroczystości prezydent powie-dział m.in.: „Chciałbym serdecz-nie podziękować za wiele dokonań w państwa życiorysach, w których mieści się i twórczość artystyczna, własny talent, własna kreatyw-ność, jak i własne osiągnięcia. Ale także mieści się zdolność organizo-wania, sprzyjania, wspierania kul-tury polskiej, bardzo szeroko rozu-mianej – od twórczości artystycz-nej po dbałość o dziedzictwo”. An-drzej Haliński, znakomity sceno-graf, został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Pol-ski „za wybitne osiągnięcia w pra-cy twórczej i artystycznej” oraz „za zasługi dla polskiej kultury”. Haliń-ski stworzył scenografię do ponad stu: filmów fabularnych, seriali, fil-mów telewizyjnych oraz spektakli Teatru Telewizji. Jest członkiem Za-rządu Głównego Stowarzyszenia Filmowców Polskich oraz Przewod-niczącym Koła Scenografów SFP. Krzyż Oficerski Orderu Odrodze-nia Polski otrzymał również Paweł Pawlikowski. Reżysera, nagrodzo-nej Oscarem, Idy odznaczono „za wybitne zasługi w pracy twórczej i działalności artystycznej” oraz „za osiągnięcia w promowaniu polskiej

kompozytor Bartosz Chajdecki, ak-tor Robert Gonera, reżyser Maciej Bochniak, muzyk Tymon Tymań-ski, Tomasz Lach oraz pochodzą-cy z Ostrowa wokalista Maciej Bal-car. O tym, kto wygrał, zadecydo-wało pięcioosobowe jury w skła-dzie: Tomasz Lach – przewodni-czący oraz Jerzy Kapuściński, Zyg-munt Konieczny, Jan Kanty Paw-luśkiewicz i Andrzej Idon Wojcie-chowski. Jury, wybierając laureata, było niemal jednogłośne w swojej decyzji. W uzasadnieniu jurorzy po-dali, że nagroda za muzykę do fil-mu Małe stłuczki została przyzna-na ,,za czystość i klarowność formy kompozycji oraz przejrzystość nar-racji, a także spójność z obrazem i kreatywną rolę muzyki w dziele filmowym”.

Rozstrzygnięcie IX Dolnośląskiego Konkursu FilmowegoKomisja Konkursowa dofinansuje kwotą 1,3 mln złotych filmy fabu-larne, do których zdjęcia będą krę-cone na terenie województwa dol-nośląskiego. Wkłady koprodukcyj-ne postanowiono przyznać nastę-pującym filmom fabularnym: Po-kot, reż. Agnieszka Holland (Stu-dio Filmowe „Tor”); Wołyń, reż. Wojciech Smarzowski (Film It Sp. z o.o.); Sługi Boże, reż. Mariusz Gawryś (Prasa i Film); Wielki ty-dzień, reż. Jarosław Fret (Studio Munka-SFP); filmom dokumen-talnym: Szukamy życia w grobach,

Laureaci II edycji Papaya Young Directors

15 czerwca w Kinie Praha w War-szawie odbyła się gala finało-wa II edycji ogólnopolskiego kon-kursu Papaya Young Directors. Zadaniem konkursowym było stworzenie scenariusza 45-se-kundowego filmu reklamowe-go i jego realizacja. Tematem filmów były produkty i usługi sponsorów konkursu, wśród któ-rych znalazły się: Fundacja PZU, Rossmann, Play, Prosto. O Grand Prix i 20 tys. złotych konkuro-wało ze sobą 14 finałowych fil-mów. Ostatecznie zwyciężyła Ju-lia Rogowska za obraz dla droge-rii Rossmann. Jurorzy podkreśla-li niezwykle wysoki poziom na-desłanych prac. Oprócz nagrody głównej, I nagrodę i 10 tys. zło-tych otrzymał Michał Dymek za reklamę dla marki Prosto, na-tomiast wyróżnienia przyznano Agacie Puszcz i Michalinie Fabi-jańskiej (reklama Play) oraz Kor-nelowi Bartmańskiemu (rekla-ma Prosto).

Festiwal Kinobus.pl

W ostatni weekend wakacji, czyli w dniach 28-30 sierpnia, na Pod-karpaciu, odbędzie się wyjątko-wy festiwal kinowy oraz kulturo- i krajoznawczy. Uczestnicy po-znają filmową historię regionu, przygotują pokazy plenerowe dla siebie i lokalnej społeczno-ści. Kinobus.pl to festiwal objaz-dowy – jego uczestnicy wsiądą do autobusu i wyruszą w trzy-dniową podróż. Ta podróż odbę-dzie się szlakiem kin, które dzia-łają obecnie i takich, w których ostatni seans odbył się dawno temu. Organizatorzy zainspiro-wali lokalnych działaczy i bada-

czy do zgromadzenia dotychczas rozproszonych informacji o kino-wej tradycji miast i miasteczek. Widzów czekają zatem ciekawe spotkania, pokazy kinowe i ple-nerowe, otwarte dla lokalnych społeczności. Więcej o projekcie na: www.kinobus.pl.

Plakaty do filmów Romana Polańskiego na 40. FFGPodczas 40. Festiwalu Filmowe-go w Gdyni zaprezentowana zo-stanie wystawa „Filmy Romana Polańskiego w światowym pla-kacie filmowym” przygotowana przez Muzeum Kinematografii w Łodzi. Ekspozycji towarzyszyć będzie promocja polsko–angiel-skiego katalogu przedstawia-jącego najciekawsze plakaty do obrazów Polańskiego, począw-szy od Noża w wodzie po Wenus w futrze. Wystawę będzie moż-na oglądać w Muzeum Miasta Gdyni do 15 listopada. Muzeum Kinematografii jest w posiada-niu największej na świecie ko-lekcji plakatów do filmów Polań-skiego, liczącej ponad 500 eg-zemplarzy z 30 krajów. W ujęciu kuratorów wystawy, dzieła Po-lańskiego przeglądają się w ar-tystycznej formie plakatu, a bo-gactwo i różnorodność prac gra-fików uzmysławiają, jak feno-menalna, wielowarstwowa i in-spirująca, nie tylko dla filmow-ców, jest jego twórczość.

Filmowy program obchodów Europejskiej Stolicy KulturyW 2016 roku Wrocław stanie się Europejską Stolicą Kultury. Za program filmowy obchodów ESK odpowiada Roman Gutek. Już wiadomo, że w ramach tego ca-łorocznego wydarzenia zorga-nizowany zostanie cykl przeglą-dów, który przedstawi historię i różnorodność europejskiej sztu-ki filmowej. W repertuarze znaj-dzie się m.in. twórczość niemiec-kiego reżysera Wima Wendersa, czechosłowacka Nowa Fala oraz

kultury”. Krzyż Kawalerski Orde-ru Odrodzenia Polski otrzymał też Jan A. P. Kaczmarek, który skompo-nował muzykę do ponad pięćdzie-sięciu filmów, a w 2005 roku zdo-był Oscara za muzykę do Marzycie-la Marca Forstera. Złotym Krzyżem Zasługi za osiągnięcia „w działal-ności twórczej i artystycznej” od-znaczono również Małgorzatę Szu-mowską. W 2015 roku zdobyła na-grodę Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszego reżysera na Między-narodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie za film Body/Ciało. Re-żyserka jest członkiem Stowarzy-szenia Filmowców Polskich.

Małe stłuczki z nagrodą za muzykęTrójmiejskie trio – zespół Enchan-ted Hunters otrzymał Grand Prix Komeda za muzykę do filmu Ma-łe stłuczki Aleksandry Gowin i Ire-neusza Grzyba na 4. Festiwalu Fil-mowym im. Krzysztofa Kome-dy w Ostrowie Wielkopolskim (19-26 czerwca). W konkursie rywali-zowało 12 filmów. Oprócz projek-cji odbyły się też: spotkania z go-śćmi, warsztaty filmowe i dubbin-gowe, dwa koncerty: Włodek Paw-lik Trio i Motion Trio, projekcja filmu Brzdąc Charliego Chaplina z mu-zyką graną na żywo przez zespół Czerwie, projekcje plenerowe, spa-cer ,,Usłysz film”, wernisaż wysta-wy Tomasza Lacha, wyświetlono też filmy dla dzieci i młodzieży. Go-śćmi na festiwalu byli w tym roku:

reż. Piotr Lachmann (Media Kon-takt Sp. z o.o.); W absolutnej ciszy, reż. Łukasz Śródka (Camera Ne-ra Sp. z o.o.). Podejmując decyzję o wkładach koprodukcyjnych komi-sja kierowała się opiniami eksper-tów, związkiem tematyki filmów z Dolnym Śląskiem, udziałem firm dolnośląskich w produkcji, wysoko-ścią kwoty deklarowanej przez pro-ducentów do wydatkowania na te-renie województwa dolnośląskie-go, dotychczasowym dorobkiem producenta i reżysera i spodziewa-nym efektem promocyjnym filmu dla województwa dolnośląskiego. Pełna treść komunikatu znajdu-je się na stronach: www.wroclaw-filmcommission.pl oraz www.odra-film.wroc.pl.

Nabór scenariuszowy na Trzy KoronyDo 31 sierpnia można zgłaszać sce-nariusze filmów dokumentalnych, a do 30 września scenariusze fil-mów fabularnych na 8. Konkurs Trzy Korony – Małopolska Nagroda Filmowa. Nagrody przyznane bę-dą w dwóch kategoriach: za scena-riusz dokumentu 20 tys. zł z bu-dżetu Województwa Małopolskie-go, w kategorii fabuł natomiast przewidziano trzy nagrody pienięż-ne: za pierwsze miejsce – 40 tys. zł z budżetu Województwa Mało-polskiego, drugie – 30 tys. zł z Pol-skiego Instytutu Sztuki Filmowej i trzecie – 15 tys. zł z Krakowskie-go Biura Festiwalowego. Warun-kiem zgłoszenia tekstu do Konkur-su jest związek z Małopolską po-przez tematykę scenariusza, twór-cę, a przede wszystkim miejsce re-alizacji filmu. W jury Konkursu za-siądą uznani polscy twórcy bran-ży filmowej: Jerzy Stuhr, Jan Koma-sa, Marcin Wrona oraz Piotr Wojto-wicz. Szczegółowe zasady Konkur-su znajdują się na stronie: www.malopolskie.pl/trzykorony.

Letnie Kino FUMIStudio Fumi, jeden z najbardziej utytułowanych producentów ani-macji w Polsce, uruchomiło no-wy cykl Letnie Kino FUMI. Pod-

78

In memoriam

16 lipca zmarł w Warszawie Krzysztof Riege (66 l.), reży-ser, scenarzysta oraz opera-tor filmów dokumentalnych i fabularnych, zarówno kino-wych, jak i telewizyjnych. Był absolwentem Wydziału Operatorskiego PWSFTViT w Łodzi. Po studiach zwią-zał się zawodowo z Telewizją Polską oraz Polską Agen-cją Interpress. W latach 70. pracował też jako operator niemieckiej telewizji ZDF. W swojej bogatej filmogra-fii zgromadził m.in. takie tytuły jak: Teatr Pana Józefa; Komeda; Wiesław Ochman; Matejko, Matejko; Bitwa pod Cedynią; Orinoko czy Pie-kielny młyn. Krzysztof Riege był wieloletnim członkiem Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

17 lipca zmarł w Warszawie Krzysztof Baumiller (68 l.), scenograf filmowy, teatralny i telewizyjny. Studiował na Wydziale Architektury Wnętrz Akademii Sztuk Pięk-nych w Warszawie. Pierw-szą jego pracą artystyczną było projektowanie wystaw fotograficznych dla Związku Artystów Fotografików. Od połowy lat 70. XX wieku był związany z Telewizją Polską, dla której wykonał kilkaset projektów scenografii wido-wisk, programów publicy-stycznych, rozrywkowych i spektakli teatralnych. Zaj-mował się także opieką sce-nograficzną nad programami informacyjnymi TVP. Jako scenograf filmowy praco-wał przy takich produkcjach jak: Kornblumenblau, Stan strachu, Mów mi Rockefeller, Miasto prywatne, czy Belcanto. Miał również w dorobku kilka epizodów aktorskich w filmach: Kobieta z papugą na ramieniu, Mało upalne lato i Fortuna czyha w lesie. Krzysztof Baumiller był wieloletnim członkiem Stowarzyszenia Filmowców Polskich, jak również człon-kiem Związku Artystów Scen Polskich i Polskiej Akademii Filmowej.

MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

kino ukraińskie. Zaplanowano również przegląd kinematogra-fii baskijskiej oraz cykl pokazów najciekawszych dzieł polskiego kina z napisami w języku angiel-skim. Do 2016 roku ma także zo-stać rozwinięty projekt „Adapter, kino bez barier”. Jego celem jest udostępnienie filmów osobom niewidomym i niesłyszącym. Na bezpłatnym portalu VoD zosta-nie udostępnionych ponad 100 filmów z audiodeskrypcją oraz napisami dla niesłyszących. Nie-zwykle ciekawym projektem mogą się okazać „Opery Filmo-we”. W tym m.in. polska premie-ra spektaklu operowego „Za-gubiona autostrada”, oparte-go na filmie Davida Lyncha. Jed-nak najważniejszym wydarze-niem będzie wręczenie Europej-skich Nagród Filmowych, które planowane jest we Wrocławiu 10 grudnia 2016 roku. Te prestiżowe nagrody zostaną przyznane po raz 29. Polscy twórcy triumfowa-li na ich rozdaniu dwukrotnie – Krzysztof Kieślowski z Krótkim filmem o zabijaniu i Paweł Paw-likowski z Idą.

Uroczyste otwarcie Jack’s Cinema24 czerwca otwarto nowe miej-sce na kulturalnej mapie War-szawy. Wstęgę do tego „kina w restauracji” uroczyście prze-ciął Andrzej Wajda. Wydarzenie uświetnili również swoją obec-nością m.in. senator i reżyser Ka-zimierz Kutz, senator Józef Pi-nior (bohater filmu 80 milio-nów), wiceminister Bogdan Do-mbrowski (Ministerstwo Admi-nistracji i Cyfryzacji), wojewo-da mazowiecki Jacek Kozłow-ski, Grzegorz Molewski (pomy-słodawca Kina za Rogiem, zało-życiel telewizji Kino Polska, ini-cjator rekonstrukcji cyfrowych). Oprócz Andrzeja Wajdy, środo-wisko artystów reprezentowa-li m.in. Janusz Majewski, Ma-rek Piwowski, Allan Starski, Ma-rek Koterski, Małgorzata Bog-dańska, Arthur Reinhart, Dorota Kędzierzawska, Wojciech Solarz. Jack’s Cinema Bar & Restaurant

VARIA

Fot.

Bor

ys S

krzy

ński

/SFP

Fot.

Kin

obus

.pl

Prezydent Bronisław Komorowski wręcza Order

Andrzejowi Halińskiemu

oprac. J.M.

Page 42: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

VARIA

81MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

Warszawskiego Festiwalu Filmo-wego. Organizatorzy czekają na works-in-progress, nieprezento-wanych wcześniej na innych tar-gach lub festiwalach oraz ukoń-czonych filmów, które nie miały jeszcze premiery. Ponadto zachę-cają do zgłaszania projektów: po-chodzących z Białorusi, Bułgarii, Czech, Węgier, Kazachstanu, Moł-dawii, Polski, Rumunii, Rosji, Sło-wacji, Ukrainy pełnometrażowych filmów fabularnych lub doku-mentalnych w zaawansowanym okresie zdjęciowym lub w post-produkcji (przyjmowane są tak-że zgłoszenia filmów ukończo-nych w 2015 roku, które nie mia-ły jeszcze premiery) nie prezento-wanych wcześniej na innych tar-gach lub festiwalach. Celem or-ganizowanych przez Warszawską Fundację Filmową (od roku 2005) Targów CentEast jest wspomaga-nie procesów sprzedaży i dystry-bucji filmów z Europy Środkowej i Wschodniej poprzez stworzenie miejsca spotkań agentów sprze-daży, dystrybutorów, selekcjone-rów festiwalowych i producentów, zainteresowanych kinem wschod-nioeuropejskim. Podczas Targów CentEast prezentowanych jest około 30 projektów i ukończonych filmów. Podobnie jak w latach ubiegłych, festiwal spodziewa się około 300 gości z Polski i zagra-nicy. Najważniejszymi wydarze-niami i punktami programu będą: CentEast Warszawa-Moskwa-Pe-kin; Pokazy Warszawskie; Shorts Warszawa; FIPRESCI Warsaw Pro-ject oraz Videoteka dostępna dla akredytowanych gości. Szczegó-łowe informacje na: www.cente-ast.eu.

Przypadek w SokołowskuSokołowsko Festiwal Filmowy Hommage à Kieślowski to impre-za przeznaczona dla miłośników twórczości tego wybitnego reży-sera oraz tych kinomanów, którzy traktują film jako inspirację i pre-tekst do rozmowy, wymiany poglą-dów i kreacji artystycznej. Na festi-walu spotkać można znane osobi-stości świata filmowego, obejrzeć wyselekcjonowane filmy i spekta-

kle, uczestniczyć w warsztatach i panelach dyskusyjnych, posłu-chać znakomitej muzyki. Sokołow-sko – malownicza miejscowość po-łożna 10 km od Wałbrzycha – nie-przypadkowo jest miejscem te-go festiwalu – Krzysztof Kieślow-ski spędził w nim część swojego dzieciństwa, parokrotnie powra-cał do niego, gdy był już znanym filmowcem, a w 1973 roku nakręcił tam dokument Prześwietlenie. Te-goroczna, 5. edycja festiwalu odbę-dzie w dniach od 4 do 6 września. Tradycyjnie już, jeden film fabu-larny Kieślowskiego – tym razem Przypadek, i jeden dokumentalny – Życiorys, będą stanowić oś progra-mową festiwalu. Hasło przewod-nie to w tym roku: „Są przypad-ki, są życiorysy”. Więcej informa-cji na stronie: www.hommageakie-slowski.pl.

Nowy konkurs na CamerimageOrganizatorzy festiwalu Cameri-mage uruchamiają nową sekcję prezentującą piloty lub pierwsze odcinki nowych seriali. First Lo-ok – Konkurs Pilotów Seriali po-każe to, co w branży telewizyj-nej najlepsze. Organizatorzy za-mierzają zaprezentować wyłącz-nie najświeższe i najgorętsze se-rialowe tytuły z całego świata – wszystko wyświetlone na dużym ekranie i oceniane przez profe-sjonalne jury. W planach są tak-że spotkania z najwybitniejszymi twórcami i specjalistami z bran-ży, którzy będą mówić o sztuce fil-mowej w telewizji oraz o obecno-ści seriali w kinie. Co ich zdaniem ma większą przyszłość – filmy czy seriale? Czym różni się praca na planie serialu od tej przy pełno-metrażowych filmach kinowych? Do selekcji przyjmowane są pilo-ty lub pierwsze odcinki seriali wy-produkowanych w 2015 i 2014 ro-ku. Termin zgłoszeń upływa 31 sierpnia. Szczegółowe informa-cje na stronie: www.camerimage.pl. Tegoroczna, 23. edycja, Cameri-mage odbędzie się w Bydgoszczy w dniach 14-21 listopada.

80

VARIA

MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

mogą oglądać najciekawsze pol-skie produkcje filmowe ostatnich 10 lat. Jest to możliwe dzięki apli-kacji Picture Poland, której pomy-słodawczynią jest Anna Sien- kiewicz-Rogowska, pełnomocnicz-ka dyrektora Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej ds. Upowszech-niania Kultury Filmowej. Pictu-re Poland jest wspólną inicjatywą PLL LOT oraz PISF. Jest to pierwszy na świecie projekt, którego celem jest promocja kinematografii jed-nego państwa w liniach lotniczych. Licencje do wybranych filmów oraz tłumaczenie list dialogowych w ca-łości sfinansował PISF. W ramach pakietu filmowego Picture Poland, latając samolotami PLL LOT moż-na już bezpłatnie obejrzeć takie dzieła jak: Ida, Różyczka, Rewers, Nasza Klątwa, Joanna, Katedra, Bo-gowie, Papusza, Imagine oraz Pio-truś i wilk. W następnych miesią-cach mają dojść kolejne filmy. Ze-staw polskich produkcji z minio-nych dziesięciu lat będzie się zmie-niał aż do maja 2016 roku.

Krótkie filmy w GdyniOgłoszono wyniki selekcji do dwóch nowych konkursów w pro-gramie 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni (14-19 września). W Kon-kursie Fabularnych Filmów Krótko-metrażowych znalazło się 14 tytu-

czas każdego wakacyjnego piąt-ku pod adresem www.fumikino.com, o godz. 18.00 będzie odby-wała się premiera kolejnych krót-kometrażowych filmów animowa-nych. Cykl rozpoczął Drwal – ani-macja w reżyserii Pawła Dębskie-go, która zdobyła szereg nagród na festiwalach w Polsce i za gra-nicą. Założyciele studia postano-wili stworzyć cykl Letnie Kino FU-MI, ponieważ ich zdaniem braku-je platformy do promowania rodzi-mych animacji niezależnych oraz krótkometrażowych, artystycznych form. Praca twórców podczas 6 lat istnienia Fumi została nagrodzona aż 67 nagrodami na całym świe-cie, nadszedł zatem czas, aby po-kazać tę twórczość szerszemu gro-nu odbiorców.

Letnie Tanie Kinobranie w Kinie Pod Baranami9. edycja wakacyjnego festiwalu filmowego Letnie Tanie Kinobra-nie w krakowskim Kinie Pod Ba-ranami, przekroczyła półmetek. W programie wydarzenia znala-zło się nie tylko ponad 160 filmów, ale także seria cieszących się dużą popularnością imprez towarzyszą-cych. W lipcu organizatorzy już po raz piąty zaprosili miłośników i ko-lekcjonerów plakatów filmowych na doroczne Plakatobranie, pod-czas którego Kino udostępnia swo-im widzom unikatową kolekcję ki-nowych afiszy. Do końca sierpnia odbywają się specjalne pokazy fil-mowe pod gołym niebem na dzie-dzińcu zabytkowego Pałacu Pod Baranami, a także – po raz pierw-szy w historii festiwalu – Kinobra-nie dla dzieci, czyli cykl weekendo-wych projekcji filmów animowa-nych dla najmłodszych. Festiwal potrwa do 3 września. Bilety kosz-tują 7 zł, a szczegółowe informacje dostępne są na stronie: www.kino-podbaranami.pl.

Polskie filmy w samolotach LOT-uOd początku lipca pasażerowie Pol-skich Linii Lotniczych LOT, podróżu-jący popularnymi Dreamlinerami,

łów, w tym aż 7 wyprodukowanych w ramach programu „30 Minut” Studia Munka, działającego przy Stowarzyszeniu Filmowców Pol-skich. Dotychczas produkcje Studia Munka-SFP walczyły w Gdyni o na-grody w Konkursie Młodego Ki-na. Jednak decyzją Komitetu Orga-nizacyjnego od 2015 roku integral-ną częścią festiwalu jest Konkurs Fabularnych Filmów Krótkometra-żowych, prezentujący polskie, fa-bularne filmy krótkometrażowe, z wyłączeniem etiud i filmów dy-plomowych szkół filmowych. Fil-my szkolne znalazły swoje miej-sce w nowym – Konkursie Młode-go Kina. I w tej sekcji festiwalu zo-baczymy w tym roku 20 wybranych produkcji.

Eurimages: wyniki dofinansowaniaMiędzy 15 a 19 czerwca odbyło się w Pradze 139. zgromadzenie Zarzą-du Funduszu Rady Europy – Euri-mages. Podczas spotkania zapa-dła decyzja o finansowym wspar-ciu 31 koprodukcji, w tym 27 peł-nometrażowych filmów fabular-nych, 1 projektu animowanego oraz 3 dokumentalnych, na łączną kwotę w wysokości 7 745 000 eu-ro. Wśród wybranych tytułów zna-lazł się także The Key, będący ko-produkcją pomiędzy Polską, Bo-

śnią i Hercegowiną oraz Szwe-cją. Dodatkowo w ramach progra-mu wspierającego dystrybucję – I Odsłona (wsparcie działań zwią-zanych z marketingiem i reklamą) decyzją Komitetu przyznano finan-sowe wsparcie 36 dystrybutorom na łączną kwotę w wysokości 948 400 euro. Natomiast z początkiem stycznia 2016 II Odsłona programu (wsparcie dla działań zwiększa-jących świadomość kina europej-skiego) nie będzie kontynuowana. Podczas zgromadzenia został tak-że wyznaczony harmonogram spo-tkań Zarządu Eurimages oraz daty przyjmowania aplikacji o dofinan-sowanie w 2016 roku: 15 stycznia 2016, 15 kwietnia 2016, 25 sierp-nia 2016, 25 października 2016. Eu-rimages to fundusz Rady Euro-py powstały w 1988 roku, wspiera-jący koprodukcję, dystrybucję oraz rozpowszechnianie europejskich utworów audiowizualnych. Polska jest członkiem Eurimages od 1991 roku. Do tej pory fundusz udzielił wsparcia 1685 europejskim kopro-dukcjom na łączną kwotę 508 mi-lionów euro.

Nabór na CentEast 2015 Do 4 września można zgłaszać fil-my na 11. Targi CentEast, które od-będą się w Warszawie w dniach 16-18 października, podczas 31.

Kalendarz imprez – sierpień 2015

9. Letnie Tanie Kinobranie. Wakacyjny Festiwal Filmowy w Kinie Pod BaranamiKraków, 3 lipca – 3 wrześniawww.kinopodbaranami.pl

11. Międzynarodowy Festiwal Kina Autorskiego Quest EuropeZielona Góra, Dąbie, 16 lipca – 30 sierpniawww.quest-europe.eu

9. Festiwal Filmu i Sztuki Dwa BrzegiKazimierz Dolny, Janowiec nad Wisłą, 1-9 sierpniawww.dwabrzegi.pl

4. Kołobrzeski Festiwal Filmowy – Sensacyjne Lato FilmówKołobrzeg, 6-9 sierpniawww.sensacyjnelato.pl

5. Transatlantyk Festival PoznańPoznań, 7-14 sierpniawww.transatlantyk.org

42. Ińskie Lato FilmoweIńsko, 7-16 sierpniawww.ilf.org.pl

16. Letnia Akademia Filmowa w ZwierzyńcuZwierzyniec, 7-16 sierpniawww.laf.net.pl

3. Zamojski Festiwal Filmowy „Spotkania z historią”Zamość, 12-15 sierpniawww.zamoscfilmfestival.pl

19. Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych Sami SwoiLubomierz, 14-16 sierpniawww.sami-swoi.com.pl

7. Festiwal Solidarity of ArtsGdańsk, 14-23 sierpniawww.solidarityofarts.pl

4. Festiwal Filmowy BlueBoxOlsztyn, 15-23 sierpniawww.blueboxfestivalfilmowy.pl

7. Solanin Film FestiwalNowa Sól, 19-23 sierpniawww.solanin-film.pl

oprac. J.M. oprac. J.M.

Fot.

Em

ilian

Ale

ksan

der

Pokaz filmu na tarasie Kina Pod Baranami

Page 43: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

BOX OFFICE BOX OFFICE

83MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

filmu w ramach marvelowskiego uniwersum z 2012 roku. Łączne wpływy są jednak o 120 mln dolarów niższe. Ale producenci i tak nie mają powodów do zmartwień – film zarobił na świecie aż 1,393 mld dolarów.

W kinach nieźle sobie też radzi animacja studia Pixar W głowie się nie mieści. Film zdobywa znakomite recenzje, a krytycy sta-wiają go na czele najważniejszych tytułów roku. Widzom ten obraz również przypadł do gustu. Na seanse wybrało się w ostatnich tygodniach czerwca blisko 470 tys. widzów. Z kolei blockbuster George’a Millera Mad Max: Na drodze gniewu z Charlize The-ron i Tomem Hardy’m spełnił plan mini-mum. Film, który podzielił widzów – jednych zachwycił, drugich rozczarował odejściem od klimatu, jaki prezentowały wcześniej-sze produkcje Millera z Melem Gibsonem – obejrzało ponad 355 tys. osób.

Nie należy zapominać, że w kinach wyświetlane były także filmy rodzime. Pol-skie tytuły zanotowały sprzedaż 3,2 mln biletów. Dość sensacyjnie, największym przebojem pierwszego półrocza okazał się być debiutancki obraz Macieja Bochniaka Disco Polo. Komedię z Dawidem Ogrod-nikiem, Piotrem Głowackim i Tomaszem Kotem o fenomenie muzyki polskiej prowin-cji lat 90. ubiegłego wieku obejrzało aż 873 tys. widzów (5. miejsce). Bez wątpienia na wynik miały wpływ lekkość filmu i dobrze dobrana data premiery.

Oczywiście nie można pominąć rezultatu Wkręconych 2. Komedia Piotra Wereśniaka przyciągnęła przed ekrany 764 tys. widzów,

co świadczy o tym, że większości widowni musiała się spodobać pierwsza odsłona filmu z 2014 roku. Przypomnijmy, że Wkręconych obejrzało 840 tys. osób. Na tym jednak spek-takularne sukcesy frekwencyjne polskiego kina się kończą. Bardzo zbliżone rezultaty osiągnęły nowe produkcje Borysa Lankosza, Małgorzaty Szumowskiej i Jacka Lusińskiego. Ziarno prawdy z Robertem Więckiewiczem w roli głównej obejrzało 283 tys. widzów. Nagrodzone Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale, Body/ Ciało przyciągnęło 281 tys. osób. Niezłym rezultatem cieszył się także dramat Carte Blanche. Film z Andrzejem Chyrą zainteresował 283 tys. widzów.

Wiele oczekiwano od obrazów, które osta-tecznie przepadły w kinach. Kosztowną Hisz-pankę Łukasza Barczyka, ostatecznie zoba-czyło jedynie 60 tys. osób. Szykowany na przebój komediodramat Warsaw by Night Natalii Korynckiej-Gruz też przyciągnął tylko 60 tys. Natomiast będące objawieniem polskiego kina niezależnego, Polskie gówno Grzegorza Jankowskiego zainteresowało zaledwie 39 tys. kinomanów.

Rodzima kinematografia zapewne dyna-micznie odżyje w drugiej połowie roku, kiedy to na ekrany wkroczą nowe filmy Filipa Bajona, Jacka Bromskiego, Marcina Koszałki, Maciej Migasa, Krzysztofa Łukasze-wicza czy Jerzego Zielińskiego. Nie należy więc przesądzać o kondycji polskiego kina na podstawie jednej słabszej części sezonu. Tym razem po prostu konkurencja, w postaci amerykańskiej kinematografii, okazała się zbyt silna.

82

Film, który zajął pierwsze miejsce to Pięćdziesiąt twarzy Greya w reżyserii Sam Taylor-Johnson. Ten kontrower-

syjny obraz, pod względem frekwencyjnym, okazał się prawdziwą sensacją i w lutym ustanowił rekord otwarcia w polskich kinach. Film, oparty na książce autorstwa E.L. James, która stała się bestsellerem na rynku światowym, przyciągnął, zaledwie w ciągu trzech pierwszych dni, ponad 834 tys. widzów. Ostateczny wynik produkcji z Dakotą Johnson zamknął się w 1,814 mln sprzedanych biletów.

Drugą pozycję wywalczył spin-off serii Madagaskar z ugruntowaną pozycją na pol-skim rynku. O ile Pingwiny z Madagaskaru rozczarowały w Stanach Zjednoczonych, o tyle naszym widzom nie znudziła się

jeszcze animacja z kuźni Dreamworks. Film obejrzało 1,633 mln osób. Dużym sukcesem może pochwalić się także inna tego typu pro-dukcja, tym razem studia Universal. Minionki pod koniec półrocza szturmem wdarły się do kin, gdzie zaledwie w ciągu tygodnia obejrzało je 761 tys. widzów. Uwzględniając wyniki z lipca, film dysponuje już frekwen-cją przekraczającą milion widzów.

Studio Universal reprezentowane w Pol-sce przez firmę dystrybucyjną UIP zupełnie zdominowało tegoroczne tabele box office'u. Poza wspomnianą ekranizacją melodramatu E.L. James i Minionków, kina podbili m.in. Szybcy i wściekli 7 Jamesa Wana. Film ze zmarłym tragicznie Paulem Walkerem oka-zał się być zdecydowanie najpopularniejszym tytułem serii, przyciągając przed ekrany 994 tys. osób (3. miejsce). Z dużo mniejszym zain-teresowaniem w Polsce spotkał się najle-piej zarabiający na świecie blockbuster roku. Jurassic World Colina Trevorrowa uzyskał na globalnych rynkach ponad 1,524 mld dolarów, plasując się w historycznych tabelach na trze-ciej pozycji – więcej zarobiły jedynie dwie megaprodukcje Jamesa Camerona – Titanic i Avatar. Do Polski obsesja wokół zjawiska dinosploitation nie dotarła. Produkcję z Chri-sem Prattem obejrzało 568 tys. widzów (9. miejsce). Dla przypomnienia, pierwszy Park Jurajski Stevena Spielberga z 1993 roku (wraz z pokazami w 3D w 2013 roku) przyciągnął przed ekrany aż 2,785 mln osób.

Na początku roku znakomicie sobie radził zamykający trylogię w uniwersum Śród-ziemia Hobbit: Bitwa pięciu armii Petera Jacksona. Superprodukcja z Martinem Fre-emanem okazała się najchętniej oglądaną odsłoną serii. Przez pierwsze miesiące roku film zobaczyło 948 tys. widzów. Uwzględ-niając dane od premiery, która miała miej-sce pod koniec grudnia 2014 roku, ekrani-zację powieści J.R.R. Tolkiena obejrzało 2,241 mln widzów. Widowisko fantasy nie stało się jednak najpopularniejszą premierą ubiegłego roku. Miano to należy do Bogów Łukasza Palkowskiego (2,253 mln sprzeda-nych biletów).

Zamykając temat sukcesów hollywoodz-kich produkcji nie można nie wspomnieć o wyniku ekranizacji komiksu studia Marvel, superprodukcji Avengers: Czas Ultrona w reżyserii Jossa Whedona. Film obejrzało na polskich ekranach 693 tys. widzów (8. miejsce), co czyni ten tytuł najchętniej oglądaną ekranizację komiksu o superbo-haterach. Wcześniej to miano należało do filmu Mroczny Rycerz powstaje Christo-phera Nolana (w 2012 obejrzało go ponad 684 tys. osób). Globalny rezultat Avengersów nieco jednak rozczarował. Analitycy prze-widywali, że produkcja okaże się być jesz-cze bardziej dochodowa, niż pierwsza część

Pierwsza połowa 2015 roku okazała się być świetnym czasem dla kiniarzy. Dwa filmy z frekwencją przekraczającą milion widzów, dziesięć tytułów z widownią powyżej 500 tys., 47 tytułów ze sprzedażą ponad 100 tys. biletów. To jest bilans pierwszego półrocza w polskich kinach. W sumie sprzedano ponad 21,522 mln biletów. Tak dobrego okresu dla branży jeszcze nie było. Symptomatyczne jest jednak, że tym razem to hollywoodzkie produkcje wiodły prym nad Wisłą i to one są największym beneficjentem znakomitego utargu.

FantastycznepółroczePaweł Zwoliński

Fot.

Alv

erni

a St

udio

s/N

EXT

FILM

Joanna Kulig w filmie Disco Polo, reż. Maciej Bochniak

Fot.

Tom

asz

Urb

anek

/Eas

t N

ews/

Stud

io R

ewer

s/N

EXT

FILM

Robert Więckiewicz i Andrzej Konopka w filmie Ziarno prawdy, reż. Borys Lankosz

Page 44: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

84 MAGAZYN FILMOWY nr 48/sierpień 2015

POLSCYFILMOWCY

archiwalnenotacje

LP. TYTUŁ POLSKI TYTUŁ ORYGINALNY DYSTRYBUTOR KRAJ WPŁYWY WIDZOWIE WPŁYWY OD PREMIERY

WIDZOWIE OD PREMIERY

EKRANY DATA PREMIERY

1 PIĘĆDZIESIĄT TWARZY GREYA

FIFTY SHADES OF GREY

UIP USA 35 053 384 1 814 023 35 053 384 1 814 023 305 13.02.2015

2 PINGWINY Z MADAGASKARU

THE PENGUINS OF MADAGASCAR

IMPERIAL CINEPIX

USA 30 736 922 1 633 366 30 736 922 1 633 366 235 30.01.2015

3 HOBBIT: BITWA PIĘCIU ARMII

THE HOBBIT: THE BATTLE OF THE FIVE ARMIES

FORUM FILM Nowa Zelandia/USA

19 280 300 948 508 46 528 893 2 241 480 435 26.12.2014

4 SZYBCY I WŚCIEKLI 7 FAST & FURIOUS 7 UIP USA/Japonia 19 196 054 994 824 19 196 054 994 824 252 10.04.2015

5 DISCO POLO DISCO POLO NEXT FILM Polska 16 140 086 873 362 16 140 086 873 362 242 27.02.2015

6 AVENGERS: CZAS ULTRONA

THE AVENGERS: AGE OF ULTRON

DISNEY USA 14 518 007 693 166 14 518 007 693 166 344 07.05.2015

7 MINIONKI THE MINIONS UIP USA 14 257 868 761 294 14 257 868 761 294 307 26.06.2015

8 WKRĘCENI 2 WKRĘCENI 2 INTERFILM Polska 13 768 684 764 516 13 768 684 764 516 215 16.01.2015

9 JURASSIC WORLD JURASSIC WORLD UIP USA/Chiny 11 752 853 568 310 11 752 853 568 310 304 12.06.2015

10 PADDINGTON PADDINGTON MONOLITH Wlk. Brytania/Francja

9 445 657 567 264 10 535 687 627 462 166 02.01.2015

184 149 815 9 618 633

11 SPONGEBOB: NA SUCHYM LĄDZIE

THE SPONGEBOB MOVIE: SPONGE OUT OF WATER

UIP USA 8 756 379 456 190 8 756 379 456 190 119 20.02.2015

12 SNAJPER AMERICAN SNIPER WARNER USA 8 696 426 448 607 8 696 426 448 607 168 20.02.2015

13 KOPCIUSZEK CINDERELLA DISNEY USA/Wlk. Brytania

8 145 931 471 178 8 145 931 471 178 180 13.03.2015

14 UPROWADZONA 3 TAKEN 3 MONOLITH Francja 8 082 256 414 464 8 082 256 414 464 147 09.01.2015

15 MAD MAX: NA DRODZE GNIEWU

MAD MAX: FURY ROAD

WARNER Australia/USA 6 977 101 344 358 6 977 101 344 358 272 22.05.2015

16 DOM HOME IMPERIAL CINEPIX

USA 6 839 005 371 862 6 839 005 371 862 211 10.04.2015

17 DZWONECZEK I BESTIA Z NIBYLANDII

TINKER BELL: LEGEND OF THE NEVERBEAST

DISNEY USA 6 506 686 364 290 6 506 686 364 290 141 16.01.2015

18 EXODUS: BOGOWIE I KRÓLOWIE

EXODUS: GODS AND KINGS

IMPERIAL CINEPIX

Wlk. Brytania/USA/Hiszpania

5 546 596 259 045 5 546 596 259 045 180 09.01.2015

19 ZIARNO PRAWDY ZIARNO PRAWDY NEXT FILM Polska 5 220 528 283 794 5 220 528 283 794 191 30.01.2015

20 BODY/CIAŁO BODY/CIAŁO KINO ŚWIAT Polska 5 089 121 281 736 5 089 121 281 736 152 06.03.2015

69 860 029 3 695 524

TOP 20: 254 009 844 13 314 157

LP. TYTUŁ DYSTRYBUTOR WPŁYWY WIDZOWIE WPŁYWY OD PREMIERY

WIDZOWIE OD PREMIERY EKRANY DATA

PREMIERY

1 DISCO POLO NEXT FILM 16 140 086 873 362 16 140 086 873 362 242 27.02.2015

2 WKRĘCENI 2 INTERFILM 13 768 684 764 516 13 768 684 764 516 215 16.01.2015

3 ZIARNO PRAWDY NEXT FILM 5 220 528 283 794 5 220 528 283 794 191 30.01.2015

4 BODY/CIAŁO KINO ŚWIAT 5 089 121 281 736 5 089 121 281 736 152 06.03.2015

5 CARTE BLANCHE KINO ŚWIAT 4 740 315 283 154 4 740 315 283 154 151 23.01.2015

6 PANI Z PRZEDSZKOLA KINO ŚWIAT 2 268 863 119 282 4 611 082 240 271 148 25.12.2014

7 APARTAMENT KINO ŚWIAT 2 075 792 131 612 2 075 792 131 612 150 15.05.2015

8 BOGOWIE NEXT FILM 1 517 622 99 043 40 150 484 2 253 780 220 10.10.2014

9 IDA SOLOPAN 1 389 652 94 563 3 909 808 243 466 75 25.10.2013

10 WARSAW BY NIGHT FORUM FILM 1 123 984 60 896 1 123 984 60 896 96 06.02.2015

TOP 10: 53 334 647 2 991 958

BOX OFFICE STYCZEŃ-CZERWIEC 2015 – WSZYSTKIE FILMY

BOX OFFICE STYCZEŃ-CZERWIEC 2015 – FILMY POLSKIE

Page 45: 2015 sierpień 864.e3f01560c3076c...Reklama Julia Michałowska j.michalowska@sfp.org.pl Projekt graficzny, DTP Anna Abratańska Druk ul. Napoleona 4 05-230 Kobyłka Nakład: 2100 egz

POLSCYFILMOWCY

archiwalnenotacje